Problematyka etyczna i moralna opowiadań obozowych Tadeusza Borowskiego
Urodzony w roku 1922 Tadeusz Borowski należy do pokolenia szczególnie tragicznie doświadczonego przez historię. Jego pokolenie to pokolenie tych, którzy jako pierwsi po ponad stu latach zaborów urodzili się i wychowali w niepodległym kraju. Było to jednak pokolenie tragiczne, pokolenie Apokalipsy spełnionej. Wybuch drugiej wojny światowej spowodował, że młodzieńcze przekonania i ideały uległy degradacji. Roman Bratny w swej powieści Kolumbowie rocznik 20 określił ich właśnie mianem Kolumbów.
Tadeusz Borowski od 1943 r. przebywał w niemieckich obozach koncentracyjnych. Swoje doświadczenia i przeżycia zawarł w cyklu opowiadań Pożegnanie z Marią, wydanym w roku 1947. Borowski swoimi opowiadaniami wzbudził ogromne kontrowersje. Zarzucano mu przede wszystkim próbę fałszowania obozowej rzeczywistości, cynizm i oskarżano o przestępstwa rzekomo popełnione w obozie. Ten ostatni zarzut związany był z całkowicie niesłusznym mniemaniem, że bohater opowiadań, Tadeusz oraz autor to jedna i ta sama osoba. Tymczasem użyczenie głównemu bohaterowi swego imienia było celową prowokacją artystyczną Borowskiego, który w obozie - jak podają źródła - zachowywał się zupełnie inaczej.
Głównym problemem opowiadań Borowskiego jest wpływ obozu na psychikę i kodeks etyczny człowieka. Ludzie osadzeni w obozach koncentracyjnych mieli bowiem kilka możliwych postaw do wyboru. Mogli walczyć z obozową rzeczywistością, próbować ucieczek, buntować się. Tacy byli skazani na śmierć. Mogli przyjąć postawę całkowitej bierności, rezygnacji. Również i ci nie mieli, według Borowskiego, szans przeżycia. To tak zwani „muzułmanie”, ludzie, którzy umierają za życia. I wreszcie trzecia kategoria. To wszyscy ci, którym udało się przystosować do obozowych reguł. Wiedzą jak należy funkcjonować, jak żyć w obozie. Ci interesują Borowskiego najbardziej. Bada on stan, w jakim znajduje się psychika tych ludzi. Okazuje się, że warunkiem koniecznym do przeżycia obozu koncentracyjnego jest zmiana całego kodeksu etycznego człowieka, totalne przemianowanie wartości. Zdaniem autora Pożegnania z Marią przeżyć można było tylko w jeden sposób: kosztem innych. Powoduje to zanik etyki chrześcijańskiej, w obozie nie obowiązuje dekalog. Kradzieże i zabójstwa są na porządku dziennym. Borowski ukazuje to w skrajnie behawiorystyczny sposób. Behawioryzm polega na przedstawieniu bohatera poprzez jego czyny, bez wnikania w świadomość, podświadomość, bez komentowania.
Proces dehumanizacji, odczłowieczania ludzi był jednym z podstawowych celów istnienia obozów. Człowiek w nich osadzony wyzbywał się wszelkich norm etycznych i moralnych, jakimi kierował się na wolności, w normalnym świecie.
Obóz koncentracyjny rządził się własnymi prawami. Za kradzież jedzenia groziła śmierć. W opowiadaniu Dzień na Harmenzach stary Beker opowiada o tym, że powiesił własnego syna za kradzież chleba: „Mój syn kradł, to go też zabiłem. Ja jestem tragarz, to znam życie”. Beker mówi, że prawdziwy głód panuje wtedy, gdy ,,człowiek patrzy na drugiego człowieka jako na obiekt do zjedzenia”. Więźniowie stale rozmawiają o jedzeniu lub wybiórce i selekcji. Starzy więźniowie przeczuwają, kiedy to może się zdarzyć i starają się poprawić swój wygląd, masując mięśnie i oczyszczając rany. Są i tacy, którzy zrezygnowali z walki o byt i jedzenie, starają się unikać tylko bicia. Tadeusz z grupą Greków został wysłany po jedzenie. Udało im się wybrać większy kocioł i pozmieniać znaki na kotłach. Z przykrością stwierdzają, że obiad to zupa z pokrzyw. Tadeusz, który nie jest głodny, oddaje swoją porcję kolegom. Przekazuje kapo słoninę od pani Haneczki. Zaobserwował też, że stary Grek wkładał do torby Iwana ukradzioną gęś. Wartownik wypatrzył, że Tadeusz ma dobre i ładne półbuty i chce je wymienić na chleb, ale Tadeusz rezygnuje, bo wie, że może za nie otrzymać pół litra wódki. Całe bytowanie więźniów sprowadza się do zdobywania jedzenia i unikania bicia. Sprytniejsi i znający obozowe prawa, jak Tadeusz, mają szansę przeżyć. Wie on, jak podejść funkcyjnych, ofiarowując cytrynę, zegarek, umie zdobyć żywność, więc je kanapki z pasztetem. Nie zaryzykuje życia, by zdobyć chleb dla głodnych Greków, nie pożałuje idących do krematorium. Według praw obozowych każdy walczy o jedzenie dla siebie, można wybrać lepszy kocioł, ale można też za miskę kaszy zostać skopanym. Ze zrozumieniem spotyka się zabicie syna, bo ukradł chleb. Ludzka egzystencja sprowadza się do bezwzględnej, okrutnej walki o przetrwanie. Jedyną nadzieją są wieści z frontu, informacja, że Rosjanie zajęli Kijów i że może uda się dożyć końca wojny, bo krematoria wszystkich nie pomieszczą. Bohater-narrator opowiadań, który przywykł do życia pod okupacją, szybko nauczył się też praw więziennych. Obóz w jego relacji jest miejscem strasznym, miejscem poniżającej pracy, zabiegów o kromkę chleba, podlizywania się funkcyjnym, którzy bez litości biją za byle co, ale nie jest to obóz śmierci. W tym obozie można żyć, dobrze jeść, mieć ładne buty i pachnące mydło, żyje się co prawda w cieniu krematorium, ale i do tego można przywyknąć, ceną jest przyjęcie obozowych reguł gry, odrzucenie dekalogu i miłości bliźniego, zanik współczucia, wrażliwości i litości. W obozie, jak w dżungli, przeżyć może tylko silniejszy, sprytniejszy.
Zanik człowieczeństwa obrazuje również przykład z Proszę państwa do gazu. Młoda kobieta, w obawie przed śmiercią, nie przyznaje się do swego kilkuletniego dziecka, ucieka przed nim. W obliczu śmierci instynkt macierzyński został przytłumiony, walka o przetrwanie dominuje. W tym opowiadaniu Tadeusz pracuje przy rozładunku transportu więźniów, relacjonuje więc przebieg pracy tzw. „Kanady”, tj. komanda segregującego ludzi na tych, którzy znajdą się w obozie, a więc jeszcze jakiś czas pożyją i tych, którzy od razu pójdą do gazu. Zachowanie pracujących więźniów też świadczy o zobojętnieniu. Przybyłych w transporcie traktują ze złością, często brutalnie. Ważne są dla nich natomiast zdobycze, które przyniosą do obozu: żywność, odzież. Po skończonej pracy „Kanada objuczona chlebami, marmoladą, cukrem, pachnąca perfumami i czystą bielizną, ustawia się do odmarszu. Obóz będzie parę dni żył z tego transportu”. I ani słowa o tysiącach zagazowanych. W opowiadaniu tym proces zlagrowania dosięgną! dna. Jest to już kres wytrzymałości człowieka, nawet starego więźnia. Tadeusz wiele widział i przeżył, ale praca przy rozładunku transportów przekracza jego wytrzymałość. Zastanawiające, że nie czuje litości ani współczucia, ale gniew, rozdrażnienie, wręcz nienawiść wobec tych, którzy za chwilę będą martwi. Nie przeszkadza mu to cieszyć się ze zdobyczy, które niesie do obozu, by je wymienić na potrzebne mu rzeczy, bo dzięki nim przeżyje, być może, jeszcze kilka dni.
Szczególnie szokujące wrażenie wywiera opowiadanie U nas w Auschwitzu. Podobnie jak w poprzednich opowiadaniach, i w tym występuje ten sam narrator-bohater, Tadeusz. Na opowiadanie składają się listy Tadeusza do dziewczyny pisane z Oświęcimia do Brzezinki oraz obserwacje i spostrzeżenia bohatera, wysłanego do Oświęcimia na kurs sanitarny. Jako fleger jest więźniem uprzywilejowanym, jest zwolniony z apelu i innych obowiązków, dysponuje lekami, ma więcej żywności. Zwiedzając obóz oświęcimski zauważa, że starzy więźniowie, z wyższością i nie skrywaną dumą, mówią o nim U nas w Auschwitzu i z góry patrzą na więźniów z Brzezinki. Chwalą się prawie domową atmosferą obozu, murowanymi barakami, wybrukowanymi placami i kilkoma anemicznymi drzewkami. O tym, że w obozie można żyć, świadczy wnętrze baraku, w którym mieszkają sanitariusze: miękkie koce na łóżkach, od święta obrus na stole. Flegerzy chodzą w cywilnych ubraniach. Wszystkie te spostrzeżenia świadczą, że do obozu można się było przyzwyczaić oraz że i w takim miejscu jak Oświęcim można było nieźle żyć (wyznanie bohatera, że w obozie jada lepiej niż w domu) o ile było się w uprzywilejowanej sytuacji.
Mimo krematorium i codziennego obcowania ze śmiercią można było w obozie korzystać z takich pozorów normalnego życia jak puff (dom publiczny), sala muzyczna czy biblioteka (stale zamknięta), wreszcie muzeum. Dostęp do nich był trudny, ograniczony, ale uprzywilejowani czasami z nich korzystali i można było chwalić się nimi przed różnymi międzynarodowymi komisjami.
Narrator nazywa Oświęcim „obozem oszustw”, gdyż wszystko robione jest tutaj dla pozoru, by oszukać ludzi z zewnątrz, a także samych więźniów. To, że niektórzy z nich mogą oglądać mecz bokserski, wysłuchać koncertu czy współżyć z kobietami, demoralizuje ich, skłania do czynów niemoralnych, do życia kosztem innych. Tadeusz zastanawia się nad biernością ludzi idących na śmierć i stwierdza, że jedyną ich bronią jest duża liczba, której nie pomieszczą komory gazowe. Tadeusz snuje też rozważania o nadziei, która doprowadza ludzi do popełniania najgorszych czynów na współwięźniach, gdyż człowiek wierzy w lepszą przyszłość, szansę przeżycia. Narrator wyraża pragnienie, by - jeśli przeżyje - potrafił nazwać to, co przeżył, nawet swój kompleks obozowy, polegający na bezczynnym patrzeniu na mordowanie innych ludzi.
Narrator snuje w tym opowiadaniu wiele refleksji na temat istoty obozów koncentracyjnych i ekonomicznych podstaw ich istnienia. Powstały one po to, by wykorzystać pracę więźniów, a ich samych zniszczyć, poniżyć. Mimo strasznych warunków życia nie można jednak odebrać człowiekowi całkiem jego godności, która „leży w jego myśli i w jego uczuciu”. Mimo zlagrowania człowiek potrafi kochać, marzyć o przyszłości.
Borowski ukazuje obóz koncentracyjny takim, jakim był naprawdę, bez retuszowania, upiększania, wygładzania prawdy o ludziach. Borowskiemu udało się ukazać najbardziej charakterystyczną cechę lagrów: powodują one proces dehumanizacji człowieka, zanikanie wartości etycznych i moralnych. Człowiek zlagrowany, czyli dostosowany do obozowej rzeczywistości, kieruje się w swoim postępowaniu zupełnie innym kodeksem niż na wolności. Świat zewnętrzny jest zupełnie innym światem. Człowiek zlagrowany często nie potrafi się w nim z powrotem odnaleźć.