ZAG 

Zagadnienie 11.

Tak zwany „drugi pogrzeb” Juliusza Słowackiego.

http://www.bibl.plock.pl/slowacki_pps.pps adres stronki z prezentacją multimedialną dotyczącą tematu

OŻYWIENIE ZAINTERESOWANIA SŁOWACKIM

Proces zainteresowania osobą Juliusza Słowackiego rozpoczął się w okresie Młodej Polski, za sprawą Ignacego Matuszewskiego, który opublikował książkę (swojego autorstwa): „Słowacki a nowa sztuka”.

Ignacy Erazm Matuszewski (ur. 1858, zm. 1919) – krytyk literacki, współpracownik "Przeglądu Tygodniowego", kierownik literacki "Tygodnika Ilustrowanego", kierownik działu humanistycznego Encyklopedii Orgelbranda, prezes Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy.

Batalia o rolę romantyzmu w ówczesnej kulturze i literaturze wzmagała się na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Pojawiło się nawet utożsamianie z tą epoką; przykładem są artykuły Wilama Horzycy, stanowiące książkę „Dzieje Konrada”. Powoli zaczęto akceptować romantyzm. Negacja epoki przez jednych wzmagała zachwyt innych. Wartością najwyższego rzędu romantyzm stał się na przykład dla piłsudczyków. Tej zbiorowej zmianie świadomości sprzyjał drugi pogrzeb Juliusza Słowackiego.

Po 1927 roku zainteresowanie Słowackim osiągnęło poziom fascynacji, świadomości narodowej. W ślad za Matuszewskim poszło wielu krytyków, którzy także zaczęli publikować swoje opracowania i głosy krytyczne. Matuszewski jest autorem drugiej publikacji dot. Słowackiego "Król Duch" czy "Królowie Duchy" : (przyczynek do wyjaśnienia niektórych punktów niedokończonej epopei Słowackiego).

Na przykład badaczka współczesna - Anna Nasiłowska, traktuje twórczość Słowackiego jako prekursorską, a przez to prekursorstwo rozumie liryczność wykraczającą w pewnym sensie poza paradygmat romantyczny i nawiązującą porozumienie z konwencjami modernizmu. Idzie śladem Ignacego Matuszewskiego, dla którego nowoczesność polskiej liryki wywodzi się właśnie z wierszy Słowackiego. Matuszewski w pracy „Słowacki a nowa sztuka” z roku 1901 wiązał nowość w liryce z formami poezji nastrojowo-symbolicznej i wskazywał na Słowackiego jako patrona takiego stylu i postawy. Poemat Słowackiego „Król duch” uznano za uosobienie jego twórczości i ducha polskości.

Przedstawiciele Awangardy (także Krakowskiej) - w tym: Przyboś, Peiper – uważali, że Słowacki jest znakomitym źródłem twórczej inspiracji. Fakt ten stanowi swoisty paradoks, gdyż grupa ta odcinała się od romantyzmu.

DRUGI POGRZEB JULIUSZA SŁOWACKIEGO

Uroczystość odbyła się w czerwcu 1927 roku (a cały proces sprowadzenia zwłok artysty w dniach 14-28 czerwca). Słowacki uważany był za wieszcza narodowego (obok Adama Mickiewicza, Kamila Cypriana Norwida i Zygmunta Krasińskiego – i o ile przynależność do trójcy wieszczów naprzemiennie przypisywano Krasińskiemu i Norwidowi, o tyle Mickiewicz i Słowacki bez żadnych wątpliwości w skład tej trójcy wchodzili zawsze).

Do roku 1927, a więc przez 78 lat, zwłoki Słowackiego (zmarłego w 1849 roku) spoczywały na paryskim Cmentarzu Montmartre.

14 czerwca 1927 ekshumowano szczątki Słowackiego, które następnie na polecenie marszałka Józefa Piłsudskiego zostały przewiezione do Polski. Trumna była transportowana drogą lądową (pociągiem) i morską - płynęła w górę Wisły z Gdańska do Krakowa na pokładzie statku Mickiewicz, który zatrzymywał się w licznych portach rzecznych, gdzie miejscowa ludność składała hołd prochom wieszcza.

28 czerwca na dziedzińcu zamku na Wawelu odbyła się uroczysta ceremonia pogrzebowa. W uroczystościach uczestniczyli dostojnicy państwowi z prezydentem Ignacym Mościckim i marszałkiem Piłsudskim. Z literatów: Artur Oppman (Or – Ot), Jan Lechoń, Zenon Przesmycki (Miriam). Na Wawelu Słowacki został także pochowany. Na jej zakończenie Józef Piłsudski wypowiedział wielokrotnie cytowane słowa: W imieniu Rządu Rzeczypospolitej polecam Panom odnieść trumnę Juliusza Słowackiego do krypty królewskiej, bo królom był równy.

Jego prochy zostały złożone obok Adama Mickiewicza w Krypcie Wieszczów Narodowych w Katedrze na Wawelu.

Odnowiony, pierwotny grób Juliusza Słowackiego, zaprojektowany przez przyjaciela poety, francuskiego artystę Charles'a Pétiniaud-Dubos, można nadal oglądać na Cmentarzu Montmartre.

Sprowadzenie prochów i towarzyszącą temu atmosferę ideowo – polityczną ukazują książki Mariana Tatary (Dziedzictwo Słowackiego w poezji ostatniego półwiecza 1918-1968), Leszka Kamińskiego (Romantyzm a ideologia. Główne ugrupowania Drugiej Rzeczypospolitej wobec tradycji romantycznej) czy Wacława Jędrzejewicza (Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys), Bolesław Farona Pośmiertny powrót Juliusza Słowackiego do kraju. „Przegląd Humanistyczny” 2000 nr 1-2, s.11-30.

ODBIÓR UROCZYSTOŚCI PRZEZ POLAKÓW

Uroczystość osiągnęła zasięg ogólnopolski. Wszystkie szkoły średnie, także podstawowe, organizowały akademie poświęcone życiu i twórczości Juliusza Słowackiego (nauczyciele pisali sprawozdania z ich przebiegu).

W 1927 roku powstaje na tę okoliczność wiele wierszy. Jest to zarówno twórczość pastiszowa (pastisz - celowe naśladownictwo stylu innego twórcy, zagęszcza je i uwydatnia, uprawiany bywa w celu pochwały stylu, maniery danego pisarza, nie w celu jego krytyki), jak i autorska – nowe wiersze o tematyce biograficznej i literackiej. Wiersze te piszą Skamandryci i nie tylko (przepraszam - dalsza część wywodu mi umknęła na wykładzie, dlatego ta informacje jest niekompletna i nie poprawna stylistycznie).

Za sprawą pogrzebu klimat do uwielbienia Słowackiego został zapewniony niemalże urzędowo. Liczny udział Polaków, ich zaangażowanie, potwierdziło przywiązanie do Juliusza Słowackiego i romantyzmu. Klimat sprzyjający rozwojowi tradycji Słowackiego wydawał się od czasów pogrzebu zapewniony niemalże oficjalnie, uzyskał bowiem sankcje państwową.

Czas, który nadchodził po uroczystości miał pokazać jak bardzo klimat ten sprzyjał obcowaniu z tradycją. Po roku 1930 niektórzy żagaryści (np. lublinianin Józef Czechowicz) będą odwoływać się to tzw. ocalającego katastrofizmu z twórczości Juliusza Słowackiego. Na sięgnięcie po Słowackiego zapanowała moda. Odwoływali się do niego nie tylko katastrofiści, ale także skamandryci (np.. Jarosław Iwaszkiewicz).

Kiedy Ignacy Matuszewski wydaje swoją książkę w 1902 roku, zostaje skupiona na Słowackim uwaga – dowodzi to także faktu, że skoro go krytykowano, atakowano, to wiedziano że jednak jest jako twórca ważny. Słowacki napisał „Testament mój”. W wierszu tym znajdują się słowa mówiące o tym, że zjadacze chleba powinni być przerobieni w anioły pod wpływem sztuki.

TESTAMENT MÓJ

Żyłem z wami, cierpiałem i płakałem z wami,

Nigdy mi, kto szlachetny, nie był obojętny,

Dziś was rzucam i dalej idę w cień - z duchami -

A jak gdyby tu szczęście było - idę smętny.

 

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica

Ani dla mojej lutni, ani dla imienia; -

Imię moje tak przeszło jako błyskawica

I będzie jak dźwięk pusty trwać przez pokolenia.

 

Lecz wy, coście mnie znali, w podaniach przekażcie,

Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode;

A póki okręt walczył - siedziałem na maszcie,

A gdy tonął - z okrętem poszedłem pod wodę...

 

Ale kiedyś - o smętnych losach zadumany

Mojej biednej ojczyzny- przyzna, kto szlachetny,

Że płaszcz na moim duchu był nie wyżebrany,

Lecz świetnościami dawnych moich przodków świetny.

 

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą

I biedne serce moje spalą w aloesie,

I tej, która mi dała to serce, oddadzą -

Tak się matkom wypłaca świat, gdy proch odniesie...

 

Niech przyjaciele moi siądą przy pucharze

I zapiją mój pogrzeb - oraz własną biédę:

Jeżeli będę duchem, to się im pokażę,

Jeśli Bóg uwolni od męki - nie przyjdę...

 

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei

I przed narodem niosą oświaty kaganiec;

A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,

Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!...

 

Co do mnie - ja zostawiam maleńką tu drużbę

Tych, co mogli pokochać serce moje dumne;

Znać, że srogą spełniłem, twardą bożą służbę

I zgodziłem się tu mieć - niepłakaną trumnę.

 

Kto drugi tak bez świata oklasków się zgodzi

Iść... taką obojętność, jak ja, mieć dla świata?

Być sternikiem duchami napełnionéj łodzi,

I tak cicho odlecieć, jak duch, gdy odlata?

 

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,

Co mi żywemu na nic... tylko czoło zdobi;

Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,

Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.

Dodatkowo umieszczam analizę wiersza ze strony klp.pl

Wiersz ten powstał na przełomie 1839 i 1840r. w Paryżu. Był poetyckim wyrazem nastroju Juliusza Słowackiego jaki towarzyszył mu w środowisku emigracyjnym.

Podmiot liryczny (wypowiadający się w 1 os.l.poj. ), który utożsamiać można z samym poetą, dokonuje podsumowania swojego życia i twórczości artystycznej. Monolog, który wypowiada, skierowany jest do jego przyjaciół, a także do współczesnego mu pokolenia romantyków. Spadkobiercami poety są również przyszłe pokolenia, które przejmą poezję wieszcza - czyli my. Utwór ten ma swoich adresatów, mimo iż sam Słowacki nie pozostawił prawdziwego dziedzica swego nazwiska i lutni:

Nie zostawiłem tutaj żadnego dziedzica ani dla mojej lutni, ani dla imienia.

Majątek, który pozostawił po sobie Słowacki, to nie pieniądze i kosztowności, lecz testament poetycki, który prezentuje zbiór myśli, uczuć i dorobek twórczy poety.

W wierszu przeplatają się dwa wątki treściowe: osobisty i patriotyczny. Podmiot liryczny przedstawia nakazy, które pragnie, aby wypełniali po jego śmierci potomni. Na swój temat mówi Słowacki z goryczą, zaś jego wypowiedź pełna jest rezygnacji. Dotkliwie odczuwa swoją samotność i niezrozumienie jego poezji przez współczesnych. Mimo iż nie zaznał zrozumienia za życia, nie pragnie pochwał ani wielkich nagród. Widzi siebie jako sternika na walczącym okręcie, w całości jest mu oddany i gotów zginąć razem z nim.

Podmiot liryczny wyjaśnia, iż zawsze pragnął dobra ojczyzny. Wiernie służył narodowi i ludziom, mimo poczucia osamotnienia:

Żem dla ojczyzny sterał moje lata młode.

Ogromnie cenił przyjaźń tych, którzy go rozumieli i cenili. O nim samym mówi jego postawa - fakt, że zgodził się spełnić rolę wieszcza bez sławy i pochwał. Odchodząc, nie prosi swoich przyjaciół o łzy na jego pogrzebie. Jedyną prywatną prośbą, którą odnajdujemy w wierszu, jest apel, by jego ciało zostało po śmierci spalone w aloesie i oddane jego matce:

Niech przyjaciele moi w nocy się zgromadzą
I biedne moje serce spalą w aloesie,
I tej, która mi dała to serce, oddadzą-

Aloes był symbolem pamięci i trwałości uczucia. Poeta pragnie ponadto, by jego przyjaciele dalej walczyli, w razie potrzeby stanęli na czele narodu i oddali swe życie, aby byli „kamieniami rzucanymi na szaniec”.

Lecz zaklinam - niech żywi nie tracą nadziei
I przed narodem niosą oświaty kaganiec;
A kiedy trzeba, na śmierć idą po kolei,
Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec...

W swym testamencie wspomina także o poezji, która „przerobi zwykłych zjadaczy chleba w aniołów”. Ona nie umrze wraz z nim; ma wielką moc, która przemieni zwykłych ludzi w wojowników o ideę. Podmiot liryczny w ostatniej zwrotce wyraża nadzieję, iż głoszone przez niego poglądy trafią kiedyś do serc potomnych:

Jednak zostanie po mnie ta siła fatalna,
Co mi żywemu na nic...tylko czoło zdobi;
Lecz po śmierci was będzie gniotła niewidzialna,
Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi.

Poeta w wierszu łączy pierwiastki społeczne, demokratyczne, z walką narodowo - wyzwoleńczą. Oświata miała być jednym z elementów kształtujących świadomość narodową. W tym względzie Słowacki stał się prekursorem pozytywizmu. Ma świadomość, że jego ideały zostaną wcześniej czy później zrozumiane i staną się czynnikiem twórczym świadomości narodowej Polaków. Testament mój jest nie tylko podsumowaniem życia poety, ale także wezwaniem do odrzucenia postawy rozpaczy i bezradności i podjęcia ofiarnej walki, prowadzącej do odzyskania przez Polskę niepodległości.

Kształt artystyczny
Utwór Słowackiego należy do liryki bezpośredniej i skierowany jest do konkretnego odbiorcy (do przyjaciół poety, jemu współczesnych i do nas, czyli potomnych). Ma on charakter poetyckiego testamentu, czyli dzieła, które ma być jednocześnie ostatnim pożegnaniem poety ze światem oraz wyrazem jego ostatniej woli.
W wierszu występują środki stylistyczne takie jak: epitety („niepłakana trumna”, „lata młode”, „dźwięk pusty”), metafory („Być sternikiem duchami napełnionej łodzi”, „Aż was, zjadacze chleba - w aniołów przerobi”), porównania („Imię moje tak przeszło jako błyskawica”), wykrzyknienia („Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!”), pytania retoryczne („I tak cicho odlecieć-jak duch, gdy odlata?”).

TWÓRCZOŚĆ

Wiersze, które powstały pod wpływem Słowackiego są lepsze i gorsze. Poziom tej twórczości jest nierówny (tak szanowny profesor powiedział na wykładzie). Twórczość ta prezentuje na ogół dobry poziom artystyczny (to informacja zamieszczona w książce autorstwa profesora).

Wiersze zaczęły pojawiać się latem 1927 roku, Najczęściej prezentują tamatykę biograficzną, ale nie brak również utworów inspirowanych twórczością poety.

Wiersze okolicznościowe z tego okresu zawierają wiele cytatów, parafraz (przeróbka tekstu z ewentualnymi modyfikacjami; utwór w ten sposób skomponowany), aluzji. Spotkać można motywy z „Króla Ducha”, „Snu Srebrnego Salomei”, „Księdza Marka”, „Złotej Czaszki”, „Samuela Zborowskiego”.

Stylizacje i pastisze utrzymane są w tendencji Skamandryckiej. Model poezjomania Skamandryckiego – ze względu na wyraźną obecność w nim elementów poezji uczonej (zazwyczaj określanej terminem „poesis docta”) nadawał się do tego najbardziej. Wykorzystywane w stylizacjach i pastiszach aluzje, parafrazy i cytaty, świadczą o niebywałej znajomości Słowackiego ze strony poetów dwudziestolecia. Często wydają się próbami utożsamiania – filozoficznie i wyobraźniowo – z Juliuszem Słowackim. Słowacki był łącznikiem i poetą – patronem ponad podziałami dla różnych pokoleń, grup i kierunków – młodopolan, ekspresjonistów, skamandrytów i awangardzistów. Łączył więc swoją osobą w omawianym okresie wszystkie orientacje literackie.

Według Kazimierza Wyki dla Peipera i Przybosia Słowacki był jedynym wielkim nowatorem form i wyobraźni twórczej, do którego należało nawiązywać. Słowacki był arcywzorem dla poetów od 1902 roku, kiedy to Ignacy Matuszewski ogłosił wspomnianą już wcześniej publikację „Słowacki i nowa sztuka.”

Wskutek wieloletniego odrzucania Młodej Polski w świadomości zbiorowej dokonywała się reinterpretacja, a nawet nobilitacja romantyzmu. Oba te procesy rozpoczął Stanisław Brzozowski w „Legendzie Młodej Polski” z 1909 roku (poniżej tekst, jeżeli ktoś chciałby rzucić okiem).

(JAKO TEKST DODATKOWY, JEŻELI KTOŚ CHCIAŁ BY SIĘ BLIŻEJ ZAPOZNAĆ)

LEGENDA MŁODEJ POLSKI

DEDYKACJA

 

I. NASZE "JA" I HISTORIA

Świadomość kulturalna uważa swoje życie wewnętrzne za proces samoistny i wystarczający samemu sobie: polega on na przyswajaniu sobiewartości i treści wytwarzanych przez dzieje; wartości te wytworzone przez historyę posiadają swoją własną dziejową logikę; przyswajając je sobie, wprowadzamy do naszego wnętrza całe dzieje; dramat historyczny Europy w nas się rozgrywa. Charakter zachodniej kultury polega na dążeniu do świadomego wytwarzania samej psychiki, samej historyi. Psychika nagromadzająca w sobie wartości wytworzone przez dzieje Europy nie może znaleźć dla siebie wyzwolenia jak tylko przez zawładnięcie tym procesem dziejowym, który całą kulturę europejską, Europę psychiczną wytwarza. Społeczeństwo świadomej i wyzwolonej pracy jest wzorem dziejowym, ku któremu ciąży mocą swej wewnętrznej logiki kultura. Świadomość kulturalna rozwija się dziś w kierunku wyzyskiwania pracy dziejów na rzecz bezdziejowego subjektywizmu. Tak powstaje sprzeczność zasadnicza kultury nowoczesnej: nie może ona być wyrównana przez żaden automatyczny rozwój, - krytyka ciągłości kulturalnej - ale wymaga heroicznego zwrotu woli: heroizmu dziejowego jako planu życia.

II. KRYZYS ROMANTYZMU

Samotna jednostka, nie znajdująca dla siebie miejsca w życiu klas posiadających, do których należy, jako działacz kulturalny "Młodej Polski". Romantyzm jako stan świadomości, wytwarzanej w społeczeństwie, lecz niezdolnej do wytwarzania samego, społecznego życia. Zwrot współczesnej krytyki francuskiej przeciwko romantyzmowi. Sama krytyka ta powstaje w granicach roman tyzmu, t. j. chciałaby przyjąć psychiczny rezultat życia, a odrzucić samą naturę tego życia. Romantyzm jako wynik nieuchronny życia dziejowego, w którem prawo jest nieobecne. Głęboka krytyka romantyzmu musi być krytyką społecznego ustroju. Wartość wewnętrzna świadomości romantycznej zależna jest od procesu życiowego, który ją stworzył. Ubóstwo psychiczne Młodej Polski, jako wynik nicości wewnętrznej tego polskiego status quo, przeciwko któremu była Młoda Polska buntem. Usiłowania przywrócenia ciągłości tradycyi przez "obłaskawienie" ruchu młodo-polskiego i zapoznanie dziejowego znaczenia lat 1904-1906. Ciągłość tradycyi, jako ciągłość dobrowolnej i idealizowanej niewoli. Liryzm helotów. Intelekt taroczkowy.

III. POLSKA ZDZIECINNIAŁA

Za organ narodowego czucia i myślenia służą nam warstwy bierne i bezsilne. Pragnienie spokoju i wygody jako postulat dziejowy, założenie filozofii. Epikureizm pogodnego dogasania. Polska tragiczna: zbudzenie się dziejowej siły. Problem dziejowy, to przymierze i żywa łączność między myślą klasy robotniczej a włościanstwem. Jesteśmy na takiej głębokości, że myśleć trzeba o zasadniczym zwrocie w całem dziejowem życiu. Krytyka tradycyi. Katolicyzm jako system myśli i jako fakt dziejowy. Jezuityzm, jako formacya dziejowe kulturalna. Stosunek dziejów Polski do Zachodu. Nasza tragiczna - wreszcie obłudna izolacya. Chrześcijaństwo. Prawo i łaska. Chrześcijaństwo jest w całkowitej sprzeczności z socyalizmem. Kościół katolicki, jako chrześcijaństwo prawdziwe. Katolicyzm, jako powszechność izolacyi. Kościół Milusińskich. Katolicyzm Sienkiewicza. Polska, odcięta od świata, rodzina. Klasycyzm Polski zdziecinniałej.

IV. MITY I LEGENDY

Filozofia bezwzględnego tworzenia. Krytyka języka. Słowo, wytwór dziejów, ukrywa je przed nami, staje się źródłem wszelkiego dogmatyzmu, wszelkiej metafizyki. Metafizyka - mistycyzm wyrywają nas ze związku z dziejami obecnemi; maskują własną naszą twórczość; oddają nas we władzę historyi minionej. Wyzwolenie dziejowe. Twórcza istota społeczeństwa. Irracyonalizm zasadniczy. Filozoficzne znaczenie historyi. Idea prawa. Krytyka naturalizmu. Przesilenie w teoryi poznania. Samowiedza i dojrzałość człowieka odczute jak jego zniknięcie. Granice pragmatyzmu. Krytyka empiriokrytycyzmu. Filozofia Sorela. Vico. Idea mitów dziejowych. Tworzenie i jego logika. Ocalenie naszego twórczego ja; ja głębokie. Filozofia Bergsona. Młoda Polska na zasadniczem rozdrożu świadomości kulturalnej.

V. DUSZY NIE POTRZEBA!

Świadomość heroiczna klasy robotniczej jako zadanie. Zabobon gotowego świata. Polska bezskrzydłych. Poezya i prawda polskich klas posiadających. Skok w próżnię. Fikcye świata istniejącego bez ludzkiego męstwa. Racyonalizm jako atrofia woli i odwagi. Irracyonalizm słabości.

VI. WYPRZEDAŻ STARYCH ZABAWEK

Rozkład świadomości kulturalnej i tworzenie się świadomości heroicznej. Moment przesilenia. Ucieczka świadomości rozszczepionej. Parodya swobody; etapy dekadentyzmu. Bunt psychiczny konsumentów. Psychologia i filozofia ś. p. zasługi. Wyzwolony dekadent i robotnik. Filozofia heroicznego prawa, bezwzględnego samostwarzania się ludzkości.

VII. POLSKIE OBERAMERGAU

Skandal kulturalny. Patryotyczne grabarstwo: polski romantyzm jest literaturą zaginioną, apokryficzną. Romantyzm i "Młoda Polska". Psychologia na wspak odwrócona, I. Przemilczany i przegadany Norwid. Styl i dusza. Dziejowość bezwzględna i samotna, niewzruszona wiara. Transcendentalizm Norwida: Dzieje jako swoboda. Cywilizacya chrześcijańska. Katolicyzm Norwida: filozofia łaski. Dziejowe znaczenie sztuki. II. Tragizm dziejowego wpływu. Ciągłość pracy i teatralizm wyobraźni. Złudzenia perspektywy teatralnej. Praca dziejowa emigracyi. Emigracya i Zachód ówczesny. Filozofia dziejowego ducha. Mickiewicz i psychika europejska. Złudzenia polskiej swobody. Monsalwat. Towiański i komuna duchowa Romina. Odwrócenie zasadniczych dążeń romantyzmu w psychologii i myśli Młodej Polski. Młoda Polska i Krasiński. Hamlet i Chrystus. Obłuda umęczonej psychiki. Kultura bezpłodności dziejowej i psychologicznej izolacyi. Nieprzemijająca prawda romantyzmu. Romantyzm i bezwzględne tworzenie. Praca życia Słowackiego. Znaczenie piękna. Romantyzm i światopogląd tragiczny. Zadania twórczości polskiej.

VIII. ROZBROJENIE DUSZY

Bezdziejowość współczesnej psychiki polskiej: jej metamorfozy i maski. Widmo bezdziejowego świata. Dziejowa rzeczywistość jako jedyny grunt bezwzględnego tworzenia. Bankructwo fetyszyzmu naukowego. Wyzwolenie nauki żywej. Proudhon. Złudzenie naukowości. Metafizyka jaźni wolnej od życia. Ibsen pocieszyciel.Duchowe znaczenie biologii. Nowaczyński. Psychologia bezwzględnego gestu. Tworzenie od biologicznych głębin. Polska bezcielesna. Jaźń i biologia.

IX. NIEBOSKA DNI NASZYCH

Upiór i maszyna. Patos kultury zachodniej i filozoficzne wyznania wiary rozbitków. Idea klasy robotniczej. Fikcye demokracyi. Młoda Polska i Europa psychiczna. Postulaty samoistności narodowej. Historya i tożsamość. Miriam jako inicyator kultury zachodniej. Psychologia ponaddziejowego absolutu. Czyste przeżycie. Sztuka i dusza Hamsuna. Indywidualność królewska i psychologiczne atomy. Metafizyczne znaczenie piękna. Geneza estetyzmu: krytyka metafizyczna czystej sztuki. Pater i Miriam. Trochę zwierzęcej młodości.

X. NATURALIZM, DEKADENTYZM, SYMBOLIZM

Literatura francuska II cesarstwa; koncepcya sztuki i psychologia Flauberta. Świadomość kulturalna i dzieje. Emil Zola i wiara w naukę. Bezwzględna rzetelność psychiki: twórczość Baudelaire'a. Psychologia symbolizmu. Bezwzględnie kształtowana psychika: Laforgue, Barres. Granice literatury francuskiej. Absolutne wypowiedzenie; kult psychiki zawsze gotowej.

XI. HUMOR I PRAWO

Wychowawcze znaczenie kultur obcych. Psychologia abstrakcyjnej dziejowości. Engels i Guliwer. Humor jako religia narodowa, jego dziejowe założenia. Dickens. Filozofia konkretnego czasu. Humor jako heroizm konkretności. Pochwała śmiechu. Apologia śmieszności. Humor jako tworzenie bezwzględne. Zachodnie bajki Stevensona. Humor jako platonizm; jako dobre sumienie bezwzględnego indywidualizmu. Morze jako wychowawca. Meredith. - Dusza kultury włoskiej. Filozofia wszechobecnego prawa. Vico. - Leopardi. - Carlyle i Carducci. Dusze narodów. My i Europa

XII. DUSZA SAMOTNA

Religijne znaczenie twórczości Kasprowicza. Jej momenty. Liryzm Norwida. Kilka słów o Whitmanie. Bezwzględne znaczenie liryzmu. Poezya Staffa.

XIII. CZCICIELE TAJEMNIC

Psychologia mistycyzmu. Mistycyzm i empiryzm. Mistycyzm naukowy. Neomistyka jako wola chaosu. Poezya Micińskiego. Epicki stan dusz i rozlewność mistyczna. Goethe.

XIV. SAM NA SAM Z KLĘSKĄ

Epopea klęski. Psychologia klęski bezwzględnej. Życie pozostawione sobie. Żeromski i sztuka zadomowiona. Złudzenia obojętności dziejowej. Reymont. Poezya Orkana. Psychologia twórczości Żeromskiego. Siedlisko wewnętrznej klęski. Złudzenia artystycznego wyzwolenia. Wyrzeczenie się woli dziejowej. Duma o Hetmanie i Dzieje grzechu.

XV. STANISŁAW WYSPIAŃSKI

Walka z bezdziejowością. I. Psychologia utworów młodzieńczych. Śmierć za życia i estetyzm. Myśl jako zjawisko estetyczne. Rozszczepienie wewnętrzne. Moment Klątwy. Psychologia zwierciadeł. II. Tworzenie symbolicznego czynu. Myśl jako gest. Czyn w teatrze. Czyn jako linia. Dusza bezdziejowa i naród: strach przed zoologią dziejów. III. Znaczenie Achilleidy. Przyjęcie odpowiedzialności za czyn irracyonalny i konkretny. Usiłowanie wyjścia poza logikę indywidualną. Skałka, Bolesław. Wyznanie Powrotu. Znaczenie trwałe twórczości Wyspiańskiego. Tworzenie się Europy żywych, swobodnie stworzonych narodów. Książka niniejsza.

Spora część wierszy okolicznościowych z roku 1927 i lat następnych, została zamieszczona w antologii Wiktora Hahna (Juliusz Słowacki w poezji polskiej.(Antologia poetycka)).

Twórczość okolicznościowa:

Po w.w. cyklu najpopularniejsze są dwa wiersze skamandrytów: Juliana Tuwina „Pogrzeb Słowackiego” z „Rzeczy Czarnoleskiej” z roku 1929 i Jana Lechonia „Włosy Słowackiego”, włączony później do tomu „Lutnia po Bekwarku” z roku 1942.

Pogrzeb Słowackiego

Janowi Lechoniowi

Witaj, trumno wąziutka!
Co tam stuka w popiele?
Czaszka, wyschłe piszczele,
Paryskiej ziemi grudka,
Nie wiem co, ale niewiele...
Dzień dobry, biedny aniele.

Biją dzwony i działa
Zmurszałym szczątkom ciała,
Kłaniają się ministrowie,
Kroczą persony przednie.
Ulica patrzy i słucha. -
Wiozą ci - ach! Krakowie! -
Wiozą ci Króla Ducha.
Prezydent mówi i blednie.
Marszałek mówi i blednie.
Sztandar śnieżnie i krwawo
Okrył cię, prochu, dumnie.
Wiozą ci - ach! Warszawo! -
Wiozą ci Króla Ducha,
A kości grzechocą w trumnie,
Stukają okrutną sławą
I rośnie cisza głucha
I tłumów pobożnych mrowie.
Witaj i żegnaj, Warszawo!
Witaj i żegnaj, Krakowie!

A co się stało? Co było?
Szczupły brunecik. Syn Sally.
I nagle - Ogień - Idea:
Polska - On - Salomea.
I już się wszechświat pali!
Sam plonie w nim! Spalił się! Spalił!
Spalonego grzebali
Syna twojego, Sally!
Zgasili go mogiłą,
Spopielił się zatracił!...
Potem grób rozkopali,
Świat się matce odpłacił:
Odniósł proch.

Tak to było.

A tu się działo i działo
To, za czym serce pękało,
Za czym wył - obłąkaniec:
Na śmierć szli po kolei
Jak kamienie
Przez Boga
Rzucane
Na szaniec!
A potem stało się, wstało
Słowo Ognia - Idei,
I teraz tłum stoi niemy,
Ulica zastygła we dnie.
Prezydent mówi - i blednie,
Marszałek mówi - i blednie.
A wszyscy jednako nie wiemy,
Gdzie słowo i gdzie ciało?

Słowo? dzwoni i błyska,
Słowo pioruny ciska,
Jak dawniej - szumnie, dumnie!
Ciało? Próchnicą przeżarte,
Ciało na popiół starte
Kołace w czarnej trumnie.
Niewiele tego, niewiele,
Czaszka, zeschłe piszczele
I obcej ziemi grudka...
Matki nie ma w kościele,
Dobranoc, biedny aniele!
Żegnaj, trumno wąziutka!..
.

Wiersz stanowi jak gdyby reportaż (utwór ma wymowę poetyckiego reportażu), prochom Słowackiego składa się cześć. Wiersz jest nasycony esencjalną informacją. Czytamy na przykład: „Marszałek mówi – i blednie” – to iście filmowy sygnał o owianym legendą przemówieniu Piłsudskiego o Słowackim, które kończyło się puentą nader znamienną:

„Idzie między Władysławy i Zygmunty, idzie miedzy Jany i Bolesławy. Idzie z imieniem i nazwiskiem, świadcząc także o wielkości pracy i wielkości ducha Polski. Idzie, by przedłużyć swe życie, by żyć nie tylko z naszym pokoleniem, lecz i z tymi, którzy nadejdą. Idzie, jak >>Król Duch<<.”

Rzeczywiście Piłsudski dokonał on tego przemówienia. Słowa Tuwima „Marszałek mówi – i blednie” wskazują na powagę chwili. Te powagę dopełniło owo przemówienie. Autor unaocznił ówczesną, niepowtarzalna atmosferę kultu dla Słowackiego. Dowodzi, że prochom wieszcza i jego poezji składano hołd należny tylko świętościom.

Biograf marszałka, Wacław Jędrzejewicz, notuje atmosferę towarzyszącą przemówieniu. Z zadziwiająca przy tym łatwością poddaje się urokliwej legendzie, gdy stwierdza:

Zakończywszy swe przemówienie, Piłsudski zwrócił się do otaczających trumnę oficerów i w imieniu Rzeczypospolitej polecił odnieść ją do krypty królewskiej, bo [Słowacki] królom był równy.

Wg. Jędrzejewicza, Piłsudski kazał umieścić trumnę w krypcie królewskiej, ale tak się nie stało, to tylko utrwalona legenda. W rzeczywistości trumnę odniesiono do krypty specjalnej, gdzie znajdował się już sarkofag z prochami Mickiewicza. Legenda posiada jednak moc niezwykłą, okazuje się zdolna dokonać retuszu zaistniałych faktów i zdarzeń. Potęgą kreacyjną zbliża się do literatury. Tworzy rzeczywistość nową, tu i ówdzie odmienioną, lecz urzekającą duchowym i myślowym pięknem. Przemawia symboliką.

W gumowych rękawiczkach, jak trupie rękami,
Profesor śrut wsypywał w puste oczodoły,
Ażeby mógł być z tego pożytek dla szkoły
I pragnąc zmierzyć ciebie ziemskimi miarami.

Szuflami oto sypią w trumnę hebanową
Grudy ziemi francuskiej, co jest twym popiołem,
I tylko pukiel włosów nad kościanym czołem
Ten sam jest, który lśnił się nad twą żywą głową.

Patrzymy nań w milczeniu, bo żadna cię tkliwość
Jak za życia i teraz po włosach nie gładzi,
Lecz gdzie chciałeś, tam wracasz. Bierzemy cię bladzi
I wiemy. Nie ma śmierci i jest sprawiedliwość.

Tę trumnę całą w kwiatach, tę drogę wspaniałą,
Bicie dzwonów i blask ten co kościół rozjarzył,
Kiedyś sobie ubogi suchotnik zamarzył.
Padły państwa olbrzymie, aby tak się stało.

W wierszach tych próbował na różne sposoby, zwłaszcza za pomocą motywów biograficznych, liryki rozmowy – nawiązywać do Słowackiego.

„Iwla i Ja” to utwór okolicznościowy, napisany w 1927 roku. BRAK WIERSZA

SPOTKANIE
NA ULICY NA SZARYM ROGU SIE SPOTKALI,
WIATR ROZWIEWAL IM FALDY WLOCZKOWYCH SZALIKOW,
SZOPEN MIAL OCZ EMALIE NA KSZTALT MEDALIKOW
CZESTOCHOWSKICH;PAN JULIUSZ ZRENICE ZE STALI.

SLOWACKI, ZE TO WIATR MU WYRWAL POLE Z REKI
ZATRZYMAL SIE PLASZCZ PRAGNAC NACIAGNAC NA RAMIE,
I NAGLE GO PORWALO WSPOMNIENIE - TE DZWIEKI.
SZOPEN SZUKAL NAZWISKA, CZYLI MU NIE SKLAMIE

PAMIC, CO MU SIE ZDALA JAK STARTA PALETA.
STALI TAK.MOZE NAWET NIE PRZESZLA SEKUNDA.
SZOPEN SOBIE PRZYPOMNIAL - ACH, TO TEN...POETA

BEZ TALENTU. SLOWACKI WESTCHNAL:MORIBUNDA,
KTORY Z NAS POJDZIE PIERWEJ...TAM? - MYSLELI WIESZCZE.
I MINELI SIE. DZISIAJ MIJAJA SIE JESZCZE.

Opracowanie prezentuje bardzo szeroki zakres wiedzy Pawlikowskiego, jego horyzontów, śmiałość i nowatorstwo pomysłów, a także samoświadomość badawcza i konsekwencje metodologiczną. Piszący nie tylko o autorze Króla-Ducha, ale i o wielu innych zagadnieniach związanych z romantyzmem – od mistyki i mesjanizmu poczynając, a na filozofii epoki kończąc – zawdzięczają bardzo wiele tej książce. Ustalenia i pomysły jej autora zainspirowały niejednego późniejszego badacza. Prezentuje Słowackiego jako źródło naszej wiedzy o nim - mistycznym, a także o wielu innych kwestiach, jakich ona – bezpośrednio lub pośrednio – dotyczy.

Dziesięciolecie
Było wam, panowie, witrażowo i seledynowo.
Było "jakoś dziwnie" w "osmętach" i "tęsknicach".
Jak pięścią między oczy uderzyło Słowo
I poszli starzy zrzędzić po kawiarniach i ulicach.

Całe lata się w Polsce ględziło o duszy,
Pisząc hymn do Księżyca na poetyckich okarynach,
Aż się w sercu czerwonym żywy śpiew rozjuszył
I huknął, i przepędził durniów w pelerynach.

W Paryżu, nad absyntem, marzył się Królewicz
Długowłosym próżniakom, warszawskim Verlaine'om,
A jak słońce nad światem stał nad Polską Mickiewicz,
W teleskop nań patrzyły Kallenbachy jeno.

Roiły się wam senne faramuszki w dali,
Miriady i miriamy, chramy i rapsody,
My - z Ody do młodości, wiecznie młodej Ody,
Porwaliśmy się w życie, jak z porywem fali.

Jeszcze by dziś ze słówek pitrasili swojskie
Malowanki, kilimki i freblowskie wzorki,
Kwiląc "wiązaną mową", że to "takie polskie",
I kwitłyby rodzime poetyckie Tworki.

Trzaskiem strof pękających walić w tych matołów
I gradem strzał skrzydlatych prażyć w ich kilimy!
A na strzałach osadzać świszczące wesoło
Ostrza słów rozpalonych, pałające rymy!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Tak się przyszłość buduje -- muskularną mową.
Tak się życie pcha naprzód -- śpiewną robocizną.
Młodości, daj nam skrzydła! Boże, ześlij słowo!
W pęd sławy, w dzieje swoje, porwij nas, ojczyzno!

Z perspektywy dziesięciolecia, które odchodziło w przeszłość, twórczość młodych, okazywała się według Tuwima, kontynuacją romantyzmu. Sąd ten bardziej był jednak życzeniem poety, niż odzwierciedlał rzeczywistość. Neoromantyczne tradycje Młodej Polski budził obawy. Toczyła się, zmienna w wynikach, dziesięcioletnia batalia o romantyzm.

W omawianym okresie wzrosło zainteresowanie symbolistami i nadrealistami francuskimi: Bodlaire, Rimbaud, Andre Berton. Francuski romantyzm był inny niż polski. W Polsce nie stanowił nowości – nadrealizm w Polsce reprezentuje mistyczna twórczość Słowackiego. Francja tego rodzaju mistyki nie znała.

STOSUNEK PIŁSUDSKIEGO DO SŁOWACKIEGO

Słowacki był ulubionym poetą Józefa Piłsudskiego. Marszałek doskonale recytował jego twórczość. Sam drugi pogrzeb wieszcza wskazuje na wieki autorytet Słowackiego u marszałka.


Rozdział: „Poezji ulewa. Juliusz Słowacki jako tradycja w latach 1918-1939”

z książki profesora Ostasza „Filiacje, dialogi, spór z tradycją.

Szkice o literaturze polskiej XX wieku” (Rzeszów 2001)

Dla opracowanego przeze mnie pytania zasadnicza będzie druga faza, pierwsza jedynie o tyle, aby wymienić, że fazy powstawania twórczości, na którą zasadniczy wpływ miała osoba Juliusza Słowackiego były dwie.

Ostatecznie opracowanie zawiera wszystkie informacje z całego tego rozdziału

(pozostałe rozdziały opracowuję Renia i Gosia”).

Zjawisko odwoływania się w twórczości do Juliusza Słowackiego cechowała zmienność i płynność, tradycja realizuje się bowiem przez wybór, podawanie, kontynuowanie, reinterpretację, a także zdradzanie. Zjawisko to rozwijało się fazami.

Jeśli pominąć lirykę „wielkiej wojny”, etapem inicjalnym wydaje się być „Karmazynowy poemat” (1920) Jana Lechonia, napisany w latach 1916-1920. Kolejnym natomiast etapem, kształtującym się w relacji z drugim pogrzebem Słowackiego jest czas od roku 1927.

ETAP WSTĘPNY lata 1914-1918

Spełniają się marzenia o niepodległości. Poeci wielkiej wojny tworzyli lirykę tyrtejską, ekspresjoniści zaś ogłaszają aktualność romantyzmu. Odzyskiwanie niepodległości przez Polskę stało się przyczyną milknięcia poetów legionowych. Dla skamandrytów i futurystów stanowiło pretekst do kwestionowania tradycji tyrtejskich i mesjanistycznych, odbieranych jako zbędne. Istota tego odrzucania różniła się nie tylko w obrębie tych grup, ale nawet w samej grupie Skamander. Bunt rozpoczął Jan Lechoń w „Herostratesie” (1917).

Herostrates

Czyli to będzie w Sofii, czy też w Waszyngtonie.
Od egipskich piramid do śniegów Tobolska
Na tysiączne się wiorsty rozsiadła nam Polska,
Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie.

Kaleka, jak beznodzy żołnierze szpitalni,
Co będą ze łzą wieczną chodzili po świecie,
Taka wyszła nam Polska z urzędu w powiecie
I taka się powlokła do robót - w kopalni.

Dziewczyna, na matczyne niepomna przestrogi,
Nieprawny dóbr sukcesor, oranych przez dzieci,
Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,
Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.

A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,
W szeleście rdzawych liści, lecących ż kasztanów,
Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,
Co czeka trwożny chwili, gdy dało odmieni.

O! zwalcież mi Łazienki królewskie w Warszawie,
Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury,
Pokruszcie na kawałki gipsowe figury
A Ceres kłosonośną utopcie mi w stawie.

Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze,
Co widok mi zamknęły daleki na ścieżaj?
Ja tobie rozkazuję! W te słupy uderzaj
I bij w nie, aż rozkruszysz, aż ślad się ich zatrze.

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.

Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę, czy... Polskę obudzę.

Artysta naśladował starożytnego szewca z Efezu, usiłując zburzyć świątynię, którą stworzył romantyzm literacki i polityczny. Wiersz pisany jest trocheiczno-amfibrachicznym trzynastozgłoskowcem. Znamienny jest początek, a więc zwrotka 1 i 2, które zawierają zagęszczone odwołanie do epoki romantyzmu. Zachodzi tu stopienie dziejów narodu – powstań, emigracji, zsyłek na Sybir, z wielka literaturą na czele – Słowackim Mickiewiczem, których Lechoń (Skamandryta) bardzo cenił. Aluzje zawarte w wierszu są wielokierunkowe, do Polski z „Grobu Agamennona”, „Anchelego”, „Dziadów części III”, „Ksiąg narodu i pielgrzymstwa polskiego”. Dzięki kontaminacji odwołań pada określenie: „Papuga wszystkich ludów - w cierniowej koronie”. Wysoki choć ironiczny akcent, ulega natychmiast zmąceniu przez obraz Polski „z urzedu w powiecie”, czyli z „Pana Tadeusza”, gdzie bohaterami są: Sędzia, Podkomorzy, Woźny, Wojski, Rejent, Asesor. Epopeja staje się katalizatorem skojarzeń. Naprawdę taka Polska – skostniała w niedojrzałości, zdezintegrowana, ledwie powiatowa – po każdym z powstań „się powlokła do robót – w kopalni”. I nie zdoła nigdy przezwyciężyć zaściankowości; przypomina o tym wiersz „Sejm”.

Gdy do sali wszedł sejmowej z wielkim animuszem,
Gwałt uczynił pan Zagłoba białym swym kontuszem.
Za pas słucki rękę włożył, srebrną ma deliję,
Drzwi otwarły się z hałasem. Łuna, łuna bije!
Powciskani w ław szeregi, zerwą się posłowie
I spojrzeli na się wzajem, w krzyżach czując mrowie,
Gdy tymczasem on, wylotów odrzucając, stąpa,
Aż zadrżała, zaskrzypiała polska chata skąpa.
Poszedł cichy szmer po frakach, poszedł po żakietach,
Rozglądają się biskupi strojni w fijoletach,
Elektryczność w żyrandolach zaświeciła jasno,
Pan Zagłoba, niby w tańcu, drogą idzie własną.
Pomarańcze po doniczkach poruszyły liście
Przed tym słońcem nadchodzącym, skrzącym się srebrzyście,
Oniemieli dziennikarze w swej prasowej loży,
Nikt nie wiedział, że on przyjdzie i że kontusz włoży.
Rusza warta wojsk, mająca straż przy Majestacie,
Bo się boją, że on zechce zabrać głos w debacie.
Ze coś powie, co obrazi sal sejmowych ściany,
Ustępują z drogi wszyscy: myślą, że pijany.
Upiłże się, upił miodem, upił miodnym złotem,
Całą wychlał dziś piwnicę, spał przez chwilę potem.
Rankiem szatnych kazał wołać, w tabakierkę trzasnął,
"Na sejm jadę, na królewski! Kontusz dajcie!" - wrzasnął.
Czeka czwórka zaprzężona przed bielonym dworem,
Dwór przeżegnał pan Zagłoba zacnych ojców wzorem.
Bat zaświstał, kurz się podniósł, zaskrzypiały koła,
Czwórka pędzi, wicher gędzi, śmieją mu się sioła.
Zasępionych zastał w sali, zagadanych górnie,
Wieńce kokot na galeriach, posłów na koturnie;
Budżetowej gwar dyskusji, szelest enuncjacji.
,Racja!" - izba zawołała. "Nie ma - krzyknął - racji!"
Potracili głowy wszyscy, veto słysząc w sali,
Jeszcze jeden krok postąpił: wprost do tronu wali,
Pobielały posłom wargi, poszedł chrzęst po straży:
Zerwał król się na swym tronie, twarz mu ogień żarzy.
Wziął pod ramię go Zagłoba, dał tabaki niucha
I coś szepcze, mruga okiem - cały sejm go słucha.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Co to? Co to? Śmiech zatrzasnął miłościwym panem;
Coś powiedział kanclerzowi z licem roześmianem,
Coś powiedział senatowi kanclerz jak w sekrecie,
Gruchnął gromem śmiech biskupów strojnych w fijolec
Usłyszeli go posłowie. Stanów zniknął przedział.
Śmiechem jurnym się zbratali nad tym, co powiedział:
Staropolską zwykłą fraszką, sprośnym, tłustym witzem
Powiedzianym roześmianym i pijanym licem.
Tynk obleciał na suficie: śmiech o szyby bije,
Z ław się zerwał sejm i krzyknął: "Polska niechaj żyje
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Aż za oknem podskoczyły u pojazdów koła,
I coś pędzi i coś gędzi, w głos się śmieją sioła.

Według osoby mówiącej w „Herostratesie” Polska to:

Robaczek świętojański, co w nocy zaświeci,
Wspomnieniem dawnych bogactw żyjący ubogi.

A dzisiaj mi się w zimnym powiewie jesieni,
W szeleście rdzawych liści, lecących ż kasztanów,
Wydała kościotrupem spod wszystkich kurhanów,
Co czeka trwożny chwili, gdy dało odmieni.

Podobnie rzecz się ma w Słowackiego w „Grobie Agamemnona”. Polska otrzymuje nakaz powrotu do życia tożsamy z apelem o integrację narodu , wyzwalającą wielkość na miarę posągu, hart ducha, pogardę śmierci.

Lechoń próbując przezwyciężyć słabość duchową narodu nie przenosi jednak aury duchowej z „Grobu Agamennona”. U Słowackiego na przykłada brak jest osoby semantycznie obciążonej. U Lechonia jest to Herostrates. Lechoń postać te kreował na miarę odzyskiwanej przez Polskę niepodległości, świadczy o tym wyznanie:

Ja nie chcę nic innego, niech jeno mi płacze
Jesiennych wiatrów gędźba w półnagich badylach;
A latem niech się słońce przegląda w motylach,
A wiosną - niechaj wiosnę, nie Polskę zobaczę.

Bo w nocy spać nie mogę i we dnie się trudzę
Myślami, co mi w serce wrastają zwątpieniem,
I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość wyżeniem,
Czy wszystko w pył rozkruszę, czy... Polskę obudzę.

Autor nie był do końca zauroczony starożytną legendą, nie pociągała go sława pusta, czczy rozgłos wywołany obmyślanym zburzeniem świątyni przeszłości. Jego zamiar przedstawiał się inaczej. Należało wyzwolić Polskę z zapatrzenia w przeszłość, warunkowanego odruchami porozbiorowymi, zwłaszcza natury tyrtejskiej i mesjanistycznej. Stąd aluzje Lechonia są tak różnorodne. Idą nawet w kierunku Wyspiańskiego. Znajdujemy więc „Łazienki królewskie” i teatr na wyspie z „Nocy listopadowej”, a także odwołanie do „Uspokojenia” Słowackiego – tu zielonooki Jan Kiliński, ożywiony pomnik osiemnastowiecznego szewca, ulokowany na starym mieście w Warszawie.

Uspokojenie

Co nam zdrady! — Jest u nas kolumna w Warszawie,
 Na której usiadają podróżne żurawie,
 Spotkawszy jej liściane czoło śród obłoka;
 Taka zda się odludna i taka wysoka!
 Za tą kolumną, we mgły tęczowe ubrana,
 Stoi trójca świecących wież Świętego Jana;
 Dalej ciemna ulica, a z niej jakieś szare
 Wygląda w perspektywie sinej Miasto Stare;
 A dalej jeszcze we mgle, która tam się mroczy,
 Szkła okien — jak zielone Kilińskiego oczy,
 Czasami uderzone płomieniem latarni,
 Niby oczy cichego upiora spod drani.

 Więc lada dzień, a nędza sprężyny dociśnie:
 To naprzód tam na rynku para oczu błyśnie
 I spojrzy w Świętojańską na przestrzał ulicę;
 A potem się poruszą wszystkie kamienice,
 A za kamienicami przez niebios otchłanie
 Przyjdzie zorza północna i nad miastem stanie;
 A za zorzą wiatr dziwnie miotający blaski
 Porwie te wszystkie zemsty i te wszystkie wrzaski;
 Wicher jakiś z aniołów urobiony Pańskich,
 Oderwany jak skrzydło z widzeń Świętojańskich,
 Przezroczysty jak brylant, a jak ogień złoty,
 Który chwyci te zemsty, te światła, te grzmoty.
 Zwinie i nimi ciemną uliczkę zalęże,
 Jako brąz w niej zakipi, zaświszcze jak węże
 I naprze tak, że będzie trzęsąca się cała
 Jako wół sycylijski na miasto ryczała.
 Usłyszcie wy wtenczas, serc naszych złodzieje,
 Jaki wiatr z tej ulicy na miasto powieje;
 Przez harmonijkę tonów swój krzyk przeprowadzi,
 O kościół katedralny skrzydłami zawadzi,
 Porwie królewski zamek, otworzy jak trumnę,
 A potem na Zygmunta uderzy kolumnę
 I z marmuru wyciągnie jakieś echo skalne,
 Jakieś smętne, dalekie muzyki chóralne,
 Które ja dziś już chwytam myślą na pół senną,
 Słysząc ten wiatr i strunę pod wiatrem kamienną.
 Więc kiedy kościół zadrży od stóp aż do skroni
 I płaczącym się głosem na miano rozdzwoni,
 Więc kiedy ta kolumna w pomroku miesiąca
 Zostanie gdzieś na placach jak harfa grająca...
 To wtedy co? — Krzyk jeden jak burza ponura,
 Nie wiem, „Niech żyje Polska!” czyli też krzyk „Hurra!”
 Wyleci jak koń śmierci zerwany z wędzidła,
 O katedralny kościół otrze głośne skrzydła...
 A miasto co? — Słuchając z wyciągniętą szyją
 Powie: że tam się ciemni aniołowie biją,
 Że tam szatan ogniste przywoławszy moce
 Koń swój brązowy ciska i piorun gruchoce;
 Że jako Machabeusz pod zwalonym słoniem,
 Tak szewcy pod piorunem padają i koniem
 Zgruchotani; że księżyc na niebie odkryty
 Pokaż te ulicę pustą lud wybity,
 Piorun zagasły, walkę okropną skończoną,
 Ulicę całą ciemną i krwią zadymioną...

 Więc kiedy miasto całe przestrachem ogłuchnie,
 To znowu ta ulica jednym wiatrem buchnie,
 Jednym krzykiem . . . . . . . . . . . . . .
 A potem co? — Stojący uliczce na strychu
 Kościół się katedralny odezwie po cichu,
 Walkę i krzyk, różnymi wiejący głosami,
 Jak organ rzuci miastu — głucho — akordami —
 Coraz głośniej; — i całą tę harmonią senną
 Roztrąci o kolumnę, tę strunę kamienną.

 Wtem znów jeden z tych wrzasków, od których natura
 Wzdryga się — jeden „Vivat„ uliczny i „Hurra!”
 Jeden z tych krzyków, które czynią, że skrzydlata
 Natura ducha w kościołach tak jak ptaszek lata;
 Że duch na ustach staje i już nie jest zdolny
 Zatrzymać śmiech serdeczny i płacz mimowolny;
 Jeden z tych krzyków, który wnikając w człowieka
 Tak śpiewa w nim jak anioł, a jak szatan szczeka;
 Jeden z tych krzyków... szumem błyskawic nawalnym
 Uderzy, na kościele pęknie katedralnym,
 Pójdzie mimo, lecz skrzydłem o kościół otarty,
 Kamienie w nim wrzeszczące zostawi jak czarty,
 I wiele innych głosów, które zmartwychwstanie
 Zapieją, jak anioły związane w organie.
 I jeszcze ta harmonia nie zamilkła senna,
 A już kolumna placu, ta struna kamienna,
 Tym samym wichrem bita, z rozwahanym czołem,
 Prym wzięła przed chóralnie jęczącym kościołem.
 I dwa te śpiewy odtąd już, bez odpoczynku
 Będą miastu ogłaszać lud idący z rynku.
 Jeśliż ma ta ulica taką ciasną szyję,
 Że z niej — by słowo wyszło, to jak działa bije;
 Jeśliż na każdą formę naszego uczynku
 Tak srogo ona patrzy oczyma aż z rynku;
 Jeśliż lada noc, a z niej wystrzeli powstanie
 I w proch tego rozrzuci, kto na rychcie stanie;
 Jeśliż jest taka mocna, że przy nocy cieni
 Muzykę ciemną strachu wyrzuca z kamieni,
 A kolumny na swoje muzykanty stroi:
 To człowiek, który zawsze o zdradę się boi
 I wszędzie widzi tylko postrachu upiory,
 Albo dzieckiem być musi, lub na serce chory.

To okazuje się jednak znakiem o przebrzmiałej wartości. Dlatego osoba mówiąca formułuje apel:

Jeżeli gdzieś na Starym pokaże się Mieście
I utkwi w was Kiliński swe oczy zielone,
Zabijcie go! - A trupa zawleczcie na stronę
I tylko wieść mi o tym radosną przynieście.

Lechoń za Wyspiańskim, chciał wyrwać Polskę ze śmiertelnego odrętwienia i przywrócić życiu. Sprzeciwia się tyranii poezji i historii. Przeciwko nawykom psychicznym , które ukształtował w nas czas niewoli, które to nawyki deformowały także nasze widzenia świata. Powstały w skutek tego szyfr symboliczny stał się formą konwencji, uczuciowym i myślowym nawykiem. Słowacki pisał w swoim dzienniku, że naród który ma język z czasem leniwieje i łatwość tłumaczenia bierze za obfitość myśli. Przeciwko tej łatwości tłumaczenia wymierzony był wiersz „Herostrates”.

Sprzeciw wobec historii, sztuki słowa i poezji nie wyklucza jednak fascynacji. Zapatrzeniu w przeszłość towarzysza motywy bezwłady, chocholego tańca., widać to w kilku wierszach z „Karmazynowego poematu” w: „Jacku Malczewskim”, „Sejmie”, „Piłsudskim”. Mają one modernistyczny rodowód. Percepcja romantyków przez młodopolan często odwracała uwagę od teraźniejszości, wyzwalała pasmo zwątpień i niemoc duchową. Taką percepcję „Ojca zadżumionych”, „Hymnu (Smutno mi, Boże)”, „Anhellego”, „Horsztyńskiego” unaocznia „Duch na seansie” (1917), poddając rewizji.

Lechoń Jan

Duch na seansie

Oto firanka u okna się słania,
Komety wlokąc za sobą liliowe.
On idzie. Księżyc znad czoła odgania,
Co seledynem oblewa mu głowę,
Nieme z ust naszych biorący pytania,
Wieczystych tęsknot podźwięki echowe.
Na płaszczu jego gwiazd srebrnych tysiące,
Przystanął. Z płaszcza otrząsa je drżące.

Znieruchomieliśmy wtenczas słuchacze
Mów pięknobrzmiących i dysput wygodnych,
Bo się nam zdało, że oto już płacze
Harfa, co wężów usypia głód głodnych,
Ze oto trąbią na trąbach trębacze,
Szwedów gotowi gnać z Rusi precz, szkodnych.
Woń się fijołków rozlała po sali -
On stał. A myśmy na Słowo czekali.

Spirytystyczne pogasły wnet krzyże,
I sznur rąk opadł z stolika bezradnie.
Łowimy uchem, jak serca nam niże
Na bicz korali krwawiący, jak zdradnie
Wszystkie zamilkło porusza w nas spiże
I ból prawdziwy niemocy w nie kładnie,
Jak się w nas samych z nas samych zaśmiewa,
Tłukąc nam w serce - poezji ulewa.

Więceśmy w pierwszej tej chwili myśleli,
Ze widmo pragnie obudzić w nas - siebie,
Ze on nam wstąpi do duszy - Anhelli,
Płaczący, milcząc, na matki pogrzebie,
Że ból na tysiąc nas w Polsce rozdzieli,
Duchem rosnących w Ojczyzny potrzebie,
I z naszych wątpień nam ołtarz postawi,
Przez klucz strzeżony swych - z wierszy - żurawi.

I tak poczęło w nas męką coś gadać,
Ofiarną chustą z Chrystusa odbiciem,
Gdy z jego płaszcza jął tysiąc gwiazd spadać,
W doniczkach kwiatów rodzący się życiem.
Kłosy porosły z ziarn których chleb zjadać
Będziem a które nawożą się gniciem,
I Balladyny z nich malin rósł dzbanek,
Które ma żywy zjeść wieczór kochanek.

Drzwi biblioteki żelazem okute
Pchnął cicho, wchodząc do ciemnej izdebki,
I książki począł przerzucać: zatrute
I te, od których szedł w naród duch krzepki,
I te żołnierskie, pisane na nutę
Bojowej w polu Moskala zaczepki,
I wszystkie książki przepalał rękami,
Uśmiechem strojny - stojący przed nami.

Oto nad szablą zawisnął na ścianie
Księcia Józefa konterfekt sczerniały -
Ku niemu idzie! Ma w oczach kochanie,
Żar niewygasły pochodni, zapały,
I kiedy w gardle się zrywa nam łkanie
Żołnierskich pieśni - drze portret w kawały
I w onych pieśni przepada nam jęku,
Czującym pęki kwitnących ziół w ręku.

Patrzajcie! Patrzcie! Skroś okno odpływa,
Na rydwan siada ciągniony przez pawie,
Aloes koła mu wozu okrywa,
Drogę sznurami wskazują żurawie,
Firmament nocą na niebie przerywa
Biczem, świecącym w gwiazd srebrnej siklawie -
Jedzie gdzieś, myśli płomieniem objęty,
Ten, co chciał z czynu na ziemi być święty.

Którzyśmy Słowa czekali stęsknieni,
Kłosy widzimy ubogie a żytnie,
Z lamp rozświetlonych w pokoju promieni,
Jak słońce jasne, pszeniczny dzień kwitnie,
Z łąk Horsztyńskiego kosiarze strudzeni
Idą ze śpiewką radośnie a bitnie.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Księcia Józefa konterfekt sczerniały
Na ziemi leży podarty w kawały.

Bohater odrzuca modną, uproszczoną, niemal schematyczną percepcję dzieł Słowackiego, której poddają się uczestnicy seansu spirytystycznego. Uwikłany w sprzecznościach próbuje wyrwać się z „kręgu czarów sztuki”. Zmaterializowana zjawa Słowackiego – polemisty i buntownika – drze uwielbiany konterfekt księcia Jóef, przepaliwszy rękami bibliotekę romantyzmu i przedłużeń, czyli owe książki.

(…) zatrute
I te, od których szedł w naród duch krzepki,
I te żołnierskie, pisane na nutę
Bojowej w polu Moskala zaczepki,
I wszystkie książki przepalał rękami,
Uśmiechem strojny - stojący przed nami.
Duch Słowackiego „przepalał rękami” – oczyszczał sakralnym sposobem z jadów śmiertelnych, niewidzialnych trucizn – narodowy skarbiec, który stanowią dzieła tyrteuszy, mesjanistów, również żołnierskie piosenki: listopadowe, styczniowe, legionowe. Spełnia więc symboliczny sen burzyciela. Niejako siłą rzeczy występuje sam przeciwko sobie. Chce niszczyć bowiem to, co sam kiedyś współtworzył. W takiej samej sytuacji znalazł się Lechoń. „Karmazynowy poemat” zawiera - napisany wcześniej niż „Duch na seansie” – typowo tyrtejski utwór pod tytułem „Polonez artyleryjski” (1916) o majorze Pierwszej Brygady Legionów Ottokarze Brzozie – Brzezinie.

Polonez artyleryjski

To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Siew pada w ziemię szrapnelami,

I dym. l grom, i bura) z nami,

Piekielny deszcz ze stali
Na firmamencie chmury chmurzą

Brunatne z armat dymy.

Raz po raz ziemia jęknie burzą,

Ślepia się dziko armat mrużą.

Przy których my stoimy

Od ognia czarni dymem syci

I wiecznie czuwa|ący

Armaty - grom i ból, i wici -

Bateria ryknie w głos, gdy chwyci

Wasz szept zmartwychwstający

Miarowo dudni, z cicha, z cicha,

Bez przerwa, bez ustania!

Na miły Bóg? Czy ziemia wzdycha?

To artyleria nasza licha

Dziś puka od świtania . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali!
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Czy przeciw nam wy, czy tez z nami?

Gadamy do was kartaczami.

Nie dusi dym i krew nie plami.

I jeno ogień pali

Za nami będą mówić ciszą

I łzami, i modlitwą

Armatom ognia!! Niechaj dyszą!

Hej! ognia! ognia! Słyszy, słyszą,

Że w bitwie idziem bitwą

Konnicy koniem, zbrojną ręką

Po swoje iść piechocie

Jaką grał Bem pod Ostrołęką,

Taką nam zagrać dziś piosenką

I w pułk moskiewski rozwinięty

Chrzest siać piekielny chrzest i święty.

Kapłanom przy robocie

Dudni nam ziemia, dudni, dudni,

Radujcie się, majorze'

Tako się Polska nam rozcudm,

Gdy skwarny przyjdzie czas południ

Na nasze krwawe zboże

Słyszycie! Z cicha, z cicha, z cicha

Warkotem, bez ustania

Na miły Bogi Czy ziemia wzdycha?

Pułk się za pułkiem w śmierć przepycha

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
To artyleria nasza licha

Dziś puka od świtania

Ani się pyta. kto dziś z nami,

Bateria wścieklej stali

To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pułki wali!

Motyw Herostratesa wskazuje na tragiczną samoświadomość poety, że jest tym, kto porywa się na zniszczenie sacrum swojego narodu; nie jest jednak tragiczniejszy od swojego starożytnego protoplasty – niszczy bowiem to, co sam kocha i niszczy z miłości do narodu. To Herostrates tragiczny prawdziwie.

Bohater „Ducha na seansie” – zjawa Słowackiego, pełniąc rolę nowego Herostratesa – zachowuje się inaczej, niż oczekiwali uczestnicy spirytystycznego seansu, na przekór utartym sposobom rozumienia jego twórczości. Robi tak nieprzypadkowo. Chce ukazać swoją poezję od zapoznanej strony. Przekreśla jej sztampowy odbiór, a zwłaszcza uschematyzowane wyobrażenia mesjanistyczne, martyrologiczne, tyrtejskie. Odrzuca koturnową przeszłość, uosobioną w legendzie księcia Józefa, by opowiedzieć się za codziennością. Lechoń bierze tu trochę z Wyspiańskiego wybór życia zamiast poezji grobów, zapatrzenia w śmierć i rozpacz to kontynuacja refleksji z „Warszawianki” (1898), „Wyzwolenia” (1903), „Nocy listopadowej” (1904). Myślowe skutki odrzucania romantyzmu u Lechonia wydają się raczej niewspółmierne do zamiarów czynu herostratesowego.

Którzyśmy słowa czekami stęsknieni,

Kłosy widzimy ubogie a żytnie,

[…]

Księcia Józefa konterfekt sczerniały

Na ziemi leży podarty w kawały.

Toteż w innych wierszach „Karmazynowego poematu” Lechoń odmieni postawę, zachowa wierność tradycji romantycznej. Nie udało mu się wyzwolić spod jej przemożnych wpływów. Jak bardzo poetę urzekała widać w „Herostratesie” i „Duchu na seansie”. Bunt okazał się motorem głębszej fascynacji. Poeta ukazał, że to co zdawało się odchodzić w przeszłość w przededniu odzyskania niepodległości, tak naprawdę wcale w nią nie odchodzi, ale zyje nadal i stanowi integralny składnik narodowej tożsamości.

Lechoń wybiera powrót do tradycji romantycznej uczuciowo i myślowo. Mało kiedy powrót ten jest kalką, raczej stanowi interpretację. W „Karmazynowym poemacie” realizuje się niekiedy drogą pośrednictwa, poprzez odwołania do modernizmu. Romantyzm jednak mity budował od podstaw modernizm natomiast wykorzystywał je, budował nowe wykorzystując stare mity. Modernizm tworzył swoiste dwa dna; pierwsze- współczesność, drugie – wykorzystanie starego mitu, na tle którego współczesność jest ukazana. Najdokładniejszym tego przykładem jest twórczość S. Wyspiańskiego. W „Karmazynowym poemacie” znajdują się odwołania do młodopolskiej wersjo romantyzmu, najczęściej tej „Wyspiańskiej”.

Jacek Malczewski

Srebrzyste mają skrzydła, kąpane w zórz tęczach,
Nabrzmiałe mlekiem piersi i jurną pogodą,
W południa ciche, letnie, po łąkach tan wiodą,
Wirując lekko, sennie w ogromnych obręczach.
Przychodzą do mnie latem przez okna otwarte,
Popsutych koła młynów ruszają z chichotem,
Muskają twarz mi skrzydłem i włosów swych złotem,
Z żołnierzy szydząc moich stawianych na warte.
Parobków przewalają leniwych po łąkach,
Spętane karę konie roznoszą pastwiskiem;
Do dziewuch, starych faunów rozśmieją się pyskiem,
Umilkną zasłuchane w podniebnych skowronkach.
Skoszonym pachną sianem, kwiatami i miętą,
W czuprynach mają brudnych okruchy ze słomy,
Gdzie mogą, wszystko kradną - i rzadkie są domy,
Jak dom mój niegościnny - strojone na święto.
Jak moja skąpa chata, gdzie w kątach się smuci
Swój brud i swoja podłość a ściany powleka
Grzech wielki malowany narodu i czeka
Dom pusty gospodarza, co kiedyś powróci.
W żołnierskim przyjdzie palcie, podszytym zgnilizną,
Przez oczy patrząc ślepe, promienne tęsknicą.
Da wiatrom siwą brodę - a wiatry ją chwycą,
W jej każdy włos się siwy wgryzając Ojczyzną.
Nie będziesz do mej chaty wstępował, Derwidzie,
Jak pielgrzym, dziad ubogi, co przyszedł do zdroju.
Złocistą lamą ściany obiję w pokoju
I nawet psom z łańcucha dziś powiem: "Król idzie".
Zamknąłem wszystkie okna, przez które się wkrada
Srebrzyste skrzydło jurnej dziewuchy o świcie,
Cykanie szarych świerszczów, ukrytych gdzieś w życie,
I faun obrosły, głupi, co bajki mi gada.
Zielone zgonię żuki, drzemiące na różach,
Motyle porozganiam i ptaki wypłoszę;
Niech cicho będzie u mnie. Tę ciszę przynoszę,
Mój ból, chorobę w polskich nabytą podróżach,
Mój pierwszy dzień - mą wiosnę, gdy z traw się podnosi
Niepokój letnich skwarów od ziemi gorącej,
Mój drugi dzień - me lato, mój zegar bijący,
Mój trzeci dzień - mą jesień, co zeschły łan kosi,
Mój czwarty dzień - mą zimę, gdy wszystko minione
Swym szklistym patrzy wzrokiem i mówi ci zdradnie:
"Błogosław życie swoje z oddali, co kradnie
Nadzieje młode wiosny, jesienią skoszone!".
Prastare wyjmę miody, zostałe po tryźnie,
Chowane po piwnicach na Twoje tu przyjście.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Hej słyszę! Już w ogrodzie otrąca wiatr liście,
I Derwid idzie ślepy, wrócony Ojczyźnie.
Po drodze tupią fauny, trzaskają z kopyta,
Taraszą miękką trawę i gościa w dom wiodą.
Derwidzie! Hej! Derwidzie! Złe czeka nad wodą.
Bezmyślna, jurna dziewka, bezwstydnie odkryta,
Tęczami sennych skrzydeł po czole go muska,
Do ust mu lepkie wargi przykłada czerwone.
Hej! Młyny! Idą młyny - i woda w nich pluska
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Na dzień dla żywych, dla mnie - na wszystko skończone

Do malarskiej w „Jacku Malczewskim” – symboliczne postacie faunów, chimer, półnagich dziewczyn z uśmiechem na twarzy, aniołów oraz aniołów śmierci, rozumianych jako odpowiedniki greckiego Tanatosa. Panuje aura zmysłowości. Zniewala, osacza, usypia, wbija w nudę, bezwład, dekadencję. Motyw młynów wodnych – gdzie „woda […] pluska” – to ekwiwalent shopenhaureowskiego, rotującego koła czasu, powtarzającego bez celu i końca tautologiczną rytmikę przemian czy jednostajną rytmikę wiecznego powrotu. Przypomina p przemijaniu, ale także obojętności praw biologii względem ludzkich usiłowań. Egzystencjalny pesymizm splata się z patriotyczna radością malarza, z nadzieją wywołaną faktem, że ojczyzna odzyskuje niepodległość. Wraca Derwid, król i rycerz, bohater „Lilli Wenedy” Słowackiego, uwieńczony przez Malczewskiego na jednym z płócien.

Dom pusty gospodarza, co kiedyś powróci.
W żołnierskim przyjdzie palcie, podszytym zgnilizną,
Przez oczy patrząc ślepe, promienne tęsknicą.
Da wiatrom siwą brodę - a wiatry ją chwycą,
W jej każdy włos się siwy wgryzając Ojczyzną.
Nie będziesz do mej chaty wstępował, Derwidzie,
Jak pielgrzym, dziad ubogi, co przyszedł do zdroju.
Złocistą lamą ściany obiję w pokoju
I nawet psom z łańcucha dziś powiem: "Król idzie".

[…]

Hej słyszę! Już w ogrodzie otrąca wiatr liście,
I Derwid idzie ślepy, wrócony Ojczyźnie.
Po drodze tupią fauny, trzaskają z kopyta,
Taraszą miękką trawę i gościa w dom wiodą.
Derwidzie! Hej! Derwidzie! Złe czeka nad wodą.
Bezmyślna, jurna dziewka, bezwstydnie odkryta,
Tęczami sennych skrzydeł po czole go muska,
Do ust mu lepkie wargi przykłada czerwone.
Hej! Młyny! Idą młyny - i woda w nich pluska
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Na dzień dla żywych, dla mnie - na wszystko skończone

To liryczna interpretacja płócien Malczewskiego traktowanych całościowo, nie wyróżnianych nazwami. Zauroczony „Lillą Wenedą” artysta malarz imał się obowiązków jak gdyby uczonego komentatora. Rozwijał tradycję posługując się językiem pędzla i farb – portretował bohaterów ulubionego pisarza, unaoczniał wybrane – ze względu na ich aktualność – motywy i zdarzenia. Trudno się dziwić, że został osobą mówiącą. Odsłania wewnętrzny świat własnych dzieł, które są modernistycznym lustrem Słowackiego. W wierszu obecna jest synestezja, zestawienia obrazów, autor za pomocą brzmieniowego uporządkowania sugeruje muzykę nacechowaną przeróżnymi znaczeniami. Wg. Hutnikiewicza – to co w przededniu niepodległości zdawało się odsuwać w przeszłość w istocie wcale się nią nie stało, ale nadal stanowiło integralny składnik narodu. Stąd bohater wiersz – a zarazem osoba mówiąca bardzo niepokoi się o przyszłość oczekiwanej niepodległości. Ostrzega Derwida: „Złe czyha nad wodą”.

Rola Szopena w tradycji Słowackiego

Tradycja romantyzmu ozywa także dzięki muzyce Szopena. Nerwowej, czułej, delikatnej, ale jednocześnie zbuntowanej, uosabiającej Polskę. Pełnej smutku i żalu, ale także werwy do życia. Taką jest muzyczna fraza trzynastozgłoskowca z „Pani Słowackiej”.

Lechoń Jan

Pani Słowacka

Gdy on się laurowego dosługuje wieńca
W dymie pochlebstw, w poezji liliowym oparze,
Gdy srebrnym gwiazdom tęsknić, kwiatom marzyć każe -
Ona, dama najpierwsza białego Krzemieńca,
W starym dworku z modrzewia, gdy wieczór oddycha
Mokrymi bzu kiściami i księźyc się skrada
Przez drzwi ganku, przy czarnym fortepianie siada
I w półmroku salonu gra Szopena z cicha.
Gdzieś tam - wszystko to jedno: daleko czy z bliska -
Nieszczęście krwawi serca i wyludnia domy:
Pod oknem rano dzwonek zadźwięczał znajomy,
Żegnając się, mówiono porwanych nazwiska.
A potem na nieszporach był dziś tłum w klasztorze,
Dzwon się długo nad miastem kołysał i żalił,
Aż zaszedł dobry wieczór i gwiazdy zapalił,
I wszystko może stać się, co się stać nie może.

Dla nas to są te parki o zielonych wodach
I zmurszałych posągów szeptane powieści,
Dla nas cicho staw pluszcze i trzcina szeleści,
A wiatry alejami płaczą po ogrodach.
Już się koncert wieczorny rozbija na glosy,
I wiatr, co przywiał z łąki, żartuje ze świecą,
Przez okno do salonu ćmy zlęknione lecą,
Miłośnie marzą róże pod kroplami rosy.
Ile tylko w tym Polski, tyle jest nam prawie,
I mamy ją u siebie, nocą zachłyśnięci:
Będziem mieli ją jutro, omdleli, pośnięci,
Wsłuchani w granie świerszczów, leżąc na murawie.
Pod żurawi studziennych skrzypienie miarowe,

Pod brzęczenie kos w trawie i piosnkę skowrończą,
Będzie z wolna szła ku nam, a gdy kosić skończą,
Wonne siano nam lekko podłoży pod głowę.
Na bal się teraz stroi w wieczorowe szaty
I otwiera flakony najdziwniejszych woni,
Tren gwiazdami srebrzony wypłynął z jej dłoni
I muska po gazonach rozmarzone kwiaty.
Nie przyjdzie do ofiarnych, zapomni o bitnych,
Ominie wszystkich mądrych a wytrwałych zdradzi:

Cichy walc ją Szopena po nocy prowadzi,
Zapłakany od rosy i drżeń aksamitnych.
Już przyszła. Nie. To tylko rokokowe cacka
Na serwantce się wdzięczą, tylko cienie drżące.
Tak, to ona: poznaję jej oczy marzące.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Lecz nie wiem, czy to ona, czy pani Słowacka.

Wiersz opublikowany został w 1921 roku, dołączony do następnych wydań „Karmazynowego poematu” – gdzie zachodzi ewidentna synteza sztuk: sztuki słowa, poezji, sztuki dźwięki i muzyki. Słychać tu szopenowską – pianistyczną – wirtuozowską improwizację fantazji o fazie walca, szczyt wytworności, wdzięki, rozmarzenia, poezji. Wiersz te muzykę znakomicie sugeruje: instrumentacją głoskową, wewnętrznymi rymami, współbrzmieniami, zmiennością siły dźwięków i tempa,. Znaczeniowo następuje kontaminacja ról. Polska staje się Salomeą Słowacką, ta zaś ojczyzną. Rzekomo wbrew przesłaniu „Herostratesa” i „Ducha na seansie” zauroczenia polskością dochodzi do zenitu. To nie jest fascynacja bezkrytyczna, lecz „gorzki romans z ojczyzną” – jak romantycy polscy zwykli określać swoje życie i sztukę; z ojczyzną utożsamianą w znacznej mierze z wielka sztuka narodową.

ETAP DRUGI

Miał związek z pogrzebem Słowackiego. Informacje zawarte a tym fragmencie omawianego rozdziału niemal w całości pokrywają się z początkiem opracowanego przeze mnie pytania, dlatego będę podawać tylko hasłowo.

Antologia Wiktora Hahna, Cykl Or-Ota „Na sprowadzenie prochów Słowackiego”, dwa wiersze Skamandrytów: Jana Lechonia „Włosy Słowackiego” (włączony do :Lutni po Bekwarku”) i Juliana Tuwima „Pogrzeb Słowackiego” (z „Rzeczy czarnoleskiej”; 1929).

W znacznym stopniu pod urokiem romantyka znajdowali się również skamandryci; Jarosław Iwaszkiewicz w tomie „Powrót do Europy” (1931) zamieścił trzy wiersze: „Spotkanie”, „Dramat Słowackiego”, „Ikwa i Ja”. Stanisław Baliński „Wieczór na wschodzie” (1928).

Kazimierz Wyka stwierdza, że dwudziestolecie międzywojenne nie odrzuciło młodopolskich patronów. Zaistniał tu bowiem paradoks. (Tu dalej wywód prof. Ostasza) Kiedy Młoda Polska przechodziła w okres następny, wtedy Słowacki mistyczny był nader popularny. To rezultat oddziaływania błyskotliwej a zarazem erudycyjnej książki Ignacego Matuszewskiego „Słowacki a nowa sztuka” (1902). Analizowała myślowe i artystyczne aspekty mistyki romantyka; wątek, który okazywał się ważny, autor przypomniał w broszurze „Król Duch”, czy „Królowie Duchy”?(Warszawa 1910). Zainspirowani przez Matuszewskiego tę samą problematykę podjęli: Tadeusz Miciński eseistycznym poemacie „Król Duch – Jaźń” (zamieszczonym w książce „Do źródeł duszy polskiej” Lwów 1906 i Jan Gwalbert Pawlikowski, ogłaszając w 1909 roku „Mistykę Słowackiego”.

Paradoks – choć u progu niepodległości Słowacki mistyczny był dobrze znany, zamierała jego tradycja w liryce, z wyjątkiem kilku poetów legionistów, rychło zdominowanych przez skamandrytów, futurystów, awangardzistów. Nie zdołało wywołać zakładanego odzewu studium Przybyszewskiego Ekspresjonizm, Słowacki i „Gezezis z Ducha” (1918). Natomiast co się tyczy lat trzydziestych, rzecz wyglądała inaczej. Właśnie wtedy odżywała tradycja „Króla Ducha” i „Genezis z Ducha”, trafiła na przygotowany grunt. Autor „Mistyki Słowackiego”, Pawlikowski, ogłosił w latach 1924-1925 pomnikową edycję Króla Ducha. W roku 1927 ukazał się ostatni tom Kleinerowskiej monografii Słowackiego – Poeta – mistyk, Wilam Horzyca opublikował esej „Juliusz Słowacki. Dzieje ducha” (Warszawa 1927).

Rymkiewicz w eseju „Kwadryga” podkreśla dwa ważne elementy, współtworzące klimat intelektualny dwudziestolecia międzywojennego – nadrealizm i symbolizm. Spełniały one funkcję katalizatorów, dzięki którym tradycją żywą mógł się stawać „ciemny” romantyzm, pełen obrazów niezwykłych i groźnych w wymowie. Takie wizje legły u podstaw surrealizmu francuskiego. Wg. Bretona surrealizm to wiara w nadrzędna rzeczywistość pewnych form skojarzeniowych, we wszechpotęgę marzenia, w bezinteresowną grę myśli. We Francji to zjawisko było nowością, w Polsce nie. W Polsce sięgano do źródeł rodzimych – a była to twórczość Słowackiego, będąca w jakimś stopniu prototypem nadrealizmu. Ważne, że nadrealizm nie jest tożsamy z romantyzmem, rozwijały się one bowiem w odmiennych warunkach historycznych, kulturowych i cywilizacyjnych.

Symbolizm cenił natomiast nade wszystko wyobraźnię, korzystał z aluzji i wzmagał wieloznaczeniowość tekstu. Nadawał wyobraźni semantykę refleksyjno – filozoficzną.

Za sprawa wieloznaczeniowości symbolizmu, wzmacnianej analogiami i korespondencjami – na początku lat trzydziestych ożywała tradycja romantyzmu w wersji Tadeusza Micińskiego. Pośród młodopolan należał on do spadkobierców „Króla Ducha”. Katastrofistom, kiedy tworzyli stylizacje tego dzieła, nie chodziło o pełną filozofię Słowackiego. Chętniej przejmowali system znaków, za pomocą którego mogli artykułować własne niepokoje.

Przykładem jest wiersz Władysława Sebyły pt. „Słowacki” z tomu „Pieśni szczurołapa” (1930).

A mógłby być Krzemieniec zamiast tułaczki po świecie

I letnie popołudnia, trawione w chłodnej altanie,

Dnie na pachnących łąkach, noce w pachnącym sianie,

I wielka cisza i szczęście… Lecz tak nie mogło być przecie.

Bo nad więdnącym ciałem Król–Duch brał władzę twardą

I pławił w ogniu oczy . łamał wewnętrzne kości,

Przez piekło nienawiści prowadził ku miłości,

Wargi, spragnione słodyczy, zwierał milczącą pogardą.

Wszędzie na świecie jedno, choć świat jest tak ogromny,

Wszędzie na ziemi są ludzie, a w niebie szczekaja gwiazdy,

Zawsze już będą witania – i zawsze będą odjazdy,

I tylko duch… jest duch – książę Niezłomny!

***

Sen już się dawno skończył – i krew jest nad Paryżem,

To niebo krzyczy zorzą jaskrawe tajemnice.

Król – Duch zapalił w oczach jarzące błyskawice.

Przywalił Paryż wielkim, kapiącym męka krzyżem.

Występują tu napomknienia, aluzje literackie a nawet interpretacje fragmentów „Króla Ducha”, stąd antynomie, oksymorony. Epatuje język i refleksja. To język po części awangardowy, po części nadrealistyczny. Wiersz ten naśladuje działa romantyka, „Apokalipsę” świętego Jana, poezję nadrealistów – przemawia nie tyle bezpośrednio słowem, co obrazami apelującymi do wyobraźni. Zestawiane – otrzymują nowe znaczenia. Objaśniają zaczerpnięte z „Króla Ducha” niezwykłości myślowe o charakterze paradoksów. Np. „przez piekło nienawiści prowadził ku miłości”, „wszędzie na ziemi są ludzie, a w niebie szczekają gwiazdy”.

Również inni katastrofiści uznawali Słowackiego za źródło. Czerpali z niego chętnie, ale na ogół ograniczali się do tych samych motywów. Wybór był kwestią mody.

W „Pieśni III – O śmierci dwóch” ze zbioru „Tropiciel” z roku, autorstwa Aleksandra Rymkiewicza znajduje się fragment z „Króla Ducha”:

„Słońce poblednie, księżyc się zatrzyma,

Gwiazda zajęczy jaka lub zaszczeka?

Wszystko pokaże, że dba o człowieka.”

Fragment ten pełni funkcję motta, obrazu przewodniego, który niepokoi i inspiruje. Sięgali po niego Sebyla, Rymkiewicz, Czechowicz (wiele razy w lirykach i esejach). Fascynacja tym motywem oraz drugim „pióra z ognia” dokonała się za sprawą Matuszewskiego, który dokładnie zanalizował tych kilka wierszy. Każdy z katastrofistów traktował ten fragment inaczej. Dla Czechowicza był dobry z uwagi na wyznawana przez niego „wyobraźnię stwarzającą”, autor ten identyfikował się z ciemnym romantyzmem, sztuką fantazjotwórczą, stwarzającą.

Cytowany fragment „Króla Ducha” zdaje się być absurdalny. Ten aspekt tłumaczy książka Jana Tomkowskiego „Juliusz Słowacki i tradycje mistyki europejskiej”. Pisze on o stosunku mistyki do logiki. Mistyka łamie konstrukcje intelektualne, jest niekonsekwentna, bogata w paradoksy, nielogiczności i antynomie.

Fragment z „Króla Ducha” jest trudny znaczeniowo. Jego absurdalność jest tylko pozorna. Logika przekazu fabularnego nie ma znaczenia ani w „Królu Duchu” ani u katastrofistów. Najważniejsza jest ikoniczność - to wyróżnik „Króla Ducha” i drugiej awangardy. Słowacki tkwi w aurze mistycznej, stąd niewyrazistość i niepewność, płynące z zastosowania poetyki snów. Matuszewski uważa, że fragment czytany całościowo nie jest absurdalny.

Obrazy z „Króla Ducha” i jego spadkobierców przynoszą refleksję, że wszystkie zawarte w nich obrazy - grozy, świata na opak - u Rymkiewicza, Sebyły i Słowackiego, przynoszą wizję eschatologiczną, profetyczny moralitet - „wszystko pokaże, że dba o człowieka!”. Niezwykłość, groza i cudowność przekazuje informację o dbałości cucha o człowieka. Apokalipsa – która nadejdzie – otrzymała wymowę nie pozbawioną trudnej nadziei, a więc kary rozumianej jako upomnienie i ostrzeżenie, a nie bezduszna zagłada. Takie przeświadczenie było u katastrofistów powszechne, najlepiej ujawnia się w wierszu Czesława Miłosza „O książce” z tomu „Trzy zimy” 1936. Okrucieństwa historii są przyjmowane przez podmiot zbiorowy jako spodziewana, a więc zasłużona kara.

jaką czas tym wyznacza, którzy pokochali

doczesność, ogłuszoną hałasem metali.

Takie postrzeganie ma coś z sądu i apokalipsy. Przypomina motywacje wielu zdarzeń biblijnych, np. potopu. Jest wyrazem troski. Katastrofistów nie przerażał, widzieli oni w nim szansę na ocalenie. Sąd moralny był potrzebny by rzeczywistość nie pogrążyła się w absurdzie.

Druga awangarda

Jej twórcy preferując poetykę zestawień uprzywilejowali antynomiczność świata wewnętrznego, która ma odwieczną semantykę. Uobecniła się w „Apokalipsie” świętego Jana, u wszystkich mistyków, u Słowackiego, wreszcie u nadrealistów. Stąd obraz katastrofy ewokuje zapowiedź ocalenia. Czyli to co mówią: Rymkiewicz – „Wszystko pokaże – że dba o człowieka!”, Sebyła – „[Król Duch] przez piekło nienawiści prowadził ku miłości”. W zdaniu Rymkiewicza semantycznie odpowiadającym filozofii judeochrześcijańskiej, odzywa się postulat Słowackiego, alby zjadaczy chleba przerobić „w aniołów” („Testament mój”). Norwid pisał, że duch to wieczny rewolucjonista, dążący do wyższych form istnienia przez mękę. Pisał także o postępie, rozumianym jako uszlachetnianie rodzaju ludzkiego, miał się realizować jako cierpienia, ból i przeciwieństwa. Ze sprzecznościami oswajał barok, klasycyzm, romantyzm. Dzięki temu rozwinęła się świadomość nowożytna. W kategoriach świadomości judeochrześcijańskiej romantycy odczytywali dzieje narodu, zwłaszcza rozbiory. Wg. nich klęska nie przeraża jeśli ujmować ją w perspektywie długiego trwania. Mądrość ta sięga źródeł kultury polskiej i znajduje przedłużenie u katastrofistów.

Także buntowniczość awangardowa ma romantyczny rodowód. Zwłaszcza tworzenie nowego świata poetyckiego i poetyckiej wyobraźni. Sprzeczność istnieje natomiast w systemie wiersza. Awangarda stosowała tonizm, który rozwijał się kilka wieków. Można go odnaleźć w liryce XVII wieku, ale i tam nie był reprezentatywny. Od nowa pojawił się u Słowackiego, głównie w dramatach okresu mistycznego, a w pełni dojrzały jest już w „Księdzu Marku”.

Pod względem strukturalnym wiersze awangardowe są kontynuacją romantyka. Jego twórczość z okresu mistycznego wyróżnia symultaniczność i fragmentaryczność, zanikanie sukcesywności i ciągłości, porządek nielinearny. Taką terminologie zwykło się używać do opisy poezji dwudziestowiecznej.

Częstymi elementami u katastrofistów są woda i ogień, mające rodowód biblijny. Ogień obecny jest w „Apokalipsie” świętego Jana i stąd został przeniesiony do „Króla Ducha”. Woda z „Księgi Rodzaju” i opowieści i potopie. Żywioły te niszczą, ale w perspektywie sacrum także oczyszczają.

Wewnętrzny świat katastrofistów niesie niepokój i lęk motywowany przeczuciem kosmicznej katastrofy. Człowiek zostanie unicestwiony. „Pieśń III – O śmierci dwóch” Rymkiewicza:

Żarna podniebne idą trąc niewidzialną plwę,

ponad stolicą przeciętą rzeki lustrzanej brzytwą.

Tam rozprawiają, kto wojnę rozpocznie,

mówią o swastykach rudych koszul,

kreślą wojenne budżety we Włoszech

i łodzie podwodne montują stocznie.

Tam słońce wisi na wiatru zrębie,

a w szkle powietrza rozcięte gołębie.

[…]

Noc barbarzyńska dymiła

i łuny biły wyniosłe,

kiedy po drżących iłach

czarne sunęły wiosła.

[…]

Płyną zielone planety, bieguny,

noce i śniegi miasta uniosły.

Łuno, zgubieni wołali, ku nam,

ziemio, wołali, kulista, wiosłuj.

Zielone planety, które płyną w przestworzach oznaczają semantykę eschatologiczną, są symbolicznymi znakami nadziei. „Zgubieni” w nocy „barbarzyńskiej” błagają o światło, pomagające wyjść z mroków. „Łuno, zgubieni wołali, ku nam”. Proszę również, by ziemia stała się czymś w rodzaju arki Noego: „ziemio, wołali, kulista, wiosłuj”.

Odpowiedzialność za świat upoważniała poetów do postawy znanej z romantyzmu – wieszcza, proroka. W latach trzydziestych była to postawa na swój sposób modna i obowiązująca. Zajmowali ja bardzo chętnie poeci drugiej awangardy.

Jerzy Zagórski w „Śmierci Parysa” z tomu „Wyprawy” 1937, tak przewidywał przyszłość:

Tędy szły stopy proroków,

Rycerz Tezeusz i Zorian,

Apollo, ostatni smoku,

Uśniesz.

Jest dąb. Jest dom – krematorium.

A w domu tym mieszka Kuśmierz.

Kuśmierz skórę wyprawiał i wyprawiał dziwy,

Niósł jak z kuźni przez okna platynowy ogień,

A nikt nie wiedział o tym, że w kuźni SA dziwy

I że Kuśmierz, co bluźni, jest ojczymem trwogi.

[…]

Płonęło sławne miasto.

Jęzory ognia płynęły chodnikami.

Frontony domówi urzędów porywał dym.

Dym niósł wyższe pietra i utrzymywał je w równowadze.

[…]

W talerze pełne innego ognia

Bili żołnierze orkiestry.

Orkiestra biegła ulicą w popłochu,

Grając.

Widziałaś, jak im u nóg

Rozwiązywały się bandaże

Nogi porywał ogień.

Układając groźną, migotliwą wizję, autor zmierza śladami starożytnych profetów i bohaterów – „tędy szły stopy proroków” – z których rzekomy Zorian pochodzi z „Króla Ducha” Słowackiego. Używa Zagórski surrealistycznej techniki zestawień. Do świata wewnętrznego wprowadza Apolla, wieszczenie jest sprawa boga poetów. Będzie śnił sen straszny o „domu – krematorium”, o jego mieszkańcu „Kuśmierzu”, „ojczymie trwogi”, o zagładzie miasta. Krytycy twierdzą, że to – przemieszana ze szczątkową interpretacją antycznych zdarzeń – antycypacja drugiej wojny światowej, która dwa lata później miała się urzeczywistniać.

Dzięki tradycjom Słowackiego w dwudziestoleciu międzywojennym rozgrywała się - co można wyrazić językiem Lechonia – „poezji ulewa”. Z reguły ulewa sprzyja życiu, z tą było podobnie. Przyniosła różnorodność lirycznego bogactwa – pobudzającą wyobraźnię - w istocie wieloznaczeniowość, która utrudnia opis i analizę. Ukazywała ocalający moralnie oraz intelektualnie wymiar rozmów z wielkimi duchami. Zazwyczaj budziła akceptację, sprzeciw zaś tylko futurystów i krytyków lewicowych. Wbrew zabiegom likwidatorów – Jana Nepomucena Millera, Tadeusza Boya – Żeleńskiego. Witolda Gombrowicza – atakowana wartość nie legła w gruzach; raczej ogromniała. Po roku 1939 autor „Króla Ducha” okazywał się nadal ważnym patronem. Liryka drugiej wojny światowej wybierała go najczęściej do kontynuacji. Z gruntu natomiast odmiennie poczynał sobie później socrealizm. Reagował sarkazmem wobec romantyzmu i naszej kultury.

TROCHĘ INFORMACJI DODATKOWYCH, PRZYPOMNIENIE

AWANGARDA KRAKOWSKA – (przypomnienie informacji, źródło klp.pl)

Wyjaśnienie nazwy
Awangarda Krakowska swoją nazwę wzięła od słowa z języka francuskiego avant-garde („przednia straż") oraz od siedziby w Grodzie Kraka.
Lata istnienia
Ta krakowska grupa literacka istniała w latach 1922-1927. Do jej założeń nawiązywała między innymi Awangarda Lubelska.

Uczestnicy
Awangardzie Krakowskiej przewodził Tadeusz Peiper, główny teoretyk i twórca programu Miasto. Masa. Maszyna (prócz tego autor programowych książek: Nowe usta i Tędy). Pozycja jaką sprawował w latach 20. i 30. XX wieku nie zapewniła mu spokojnej starości.
W opracowaniu Andrzeja Zawady Dwudziestolecie literackie czytamy:

Tadeusz Peiper umarł jako stary, zapomniany prawie przez wszystkich człowiek. Pod koniec lat 40. zamilkł i wycofał się z życia literackiego, podobno coraz bardziej cierpiał na manię prześladowczą. Ale prawie do końca lat 60. (zmarł w roku 1969) widywano go cierpliwie pracującego w warszawskich bibliotekach. Z nikim nie rozmawiał, nikogo nie wpuszczał do mieszkania, nie wiadomo jaki literacki dorobek pozostał z tych ponad dwudziestu lat powojennych.

Innymi przedstawicielami grupy są:
- Jan Brzękowski
- Jalu Kurek
- Julian Przyboś, o którym Czesław Miłosz w swojej Historii literatury polskiej pisze: (…) jako poeta najczęściej jawił się on niby jakiś aparat złożony z olbrzymich soczewek, które pochłaniały i deformowały rzeczy widzialne.
- Adam Ważyk
- Jan Parandowski

Program
Szczegółowy program Awangardy Krakowskiej w 1922 roku ogłosił główny teoretyk i założyciel grupy zwany papieżem awangardy – Tadeusz Peiper. Zatytułował go Miasto. Masa. Maszyna, czym podkreślił jeszcze bardziej krąg poetyckich zainteresowań i inspiracji grupy, której naczelnym hasłem stały się słowa: Minimum słów, maksimum treści.
Innym ważnym tekstem stanowiącym wykładnię nowej estetyki jest szkic Metafora teraźniejszości.
Zafascynowany XX-wieczną cywilizacją i jej wytworami, wyznający kult nowości Peiper postulował między innymi:
- stworzenie nowej poezji opartej na tzw. estetyce cywilizacji,
- zajmowanie się teraźniejszością, a nie rozpamiętywanie przeszłości czy marzenie o przyszłości,
- emocjonalną powściągliwość, sprzeciwienie się romantyczno-modernistycznej metafizyce i nadmiernemu liryzmowi w myśli słów: Poeta nie jest kapłanem, nie jest beztroskim lekkoduchem, lecz poważnym rzemieślnikiem, pracującym w materiale słowa,
- popularyzację prostoty, zwięzłości i oszczędności środków poetyckiego wyrazu, ekonomiczności języka poetyckiego: (…) precz z watą słów - sens tkwi w skrócie i sile metafory, w kondensacji znaczeń słowa,
- posługiwanie się logiczną konstrukcją przy budowie dzieła literackiego,
- używanie skrótów myślowych,
- kierowanie utworów nie do jednostki, lecz do masy ludzkiej, ponieważ to w niej tkwi największa siła cywilizacji,
- postrzegania artysty jako animatora wyobraźni masowej, jako rzemieślnika, jako architekta-budowniczego zdań, a nie jako wyobcowanego twórcy czy profetycznego poety,
- usytuowanie roli poezji nie w ukazywaniu rozterek targających natchnionym, posługującym się intuicją poetą, lecz w pokazywaniu, tłumaczeniu i „wyjaśnianiu” świata i reguł nim rządzących, a roli literatury w pomocy jednostce w odnalezieniu miejsca w nowym świecie miasta, masy, maszyny,
- nowy typ metafory mającej kreować rzeczywistość czysto poetycką, wyrażającej i tworzącej nową, poetycką rzeczywistość, odsyłającej
- odbiorcę do wielu znaczeń i dzięki temu umożliwiającej zachowanie ekonomicznej zwięzłość dzieła,
- rezygnację z bliskich, regularnych rymów na rzecz bardziej oddalonych od siebie, dzięki czemu zbliżono rytm poezji do rytmu prozy

Organ prasowy
Od maja 1922 do października 1923 i od maja 1926 do grudnia 1927 roku grupa Awangarda Krakowska publikowała w artystyczno-literackim czasopiśmie ”Zwrotnica” (pełny tytuł brzmi: „Zwrotnica. Kierunek: sztuka teraźniejszości”), redagowanym przez Tadeusza Peipera. Obie edycje liczyły po sześć numerów.

Na początku istnienia członkowie grupy publikowali też w piśmie „Nowa Sztuka”, założonym przez Peipera w Warszawie po powrocie w 1921 roku z Hiszpanii. Współtworzył jedyne dwa numery, jakie się ukazały, wraz z reprezentantem futurystów Anatolem Sternem, Skamandrytą Jarosławem Iwaszkiewiczem (o którym po upadku tytułu napisał artykuł Iwaszkiewicz – idiota) oraz Formistą malarzem Leonem Chwistkiem.

Skamander

Wyjaśnienie nazwy
Nazwa „Skamander” została zaczerpnięta od mitologicznej rzeki opływającej Troję. Ponadto stanowi ona nawiązanie do słynnego zdania z modernistycznego dramatu Akropolis (1904) Stanisława Wyspiańskiego: Skamander połyska, wiślaną świetląc się falą.

Lata istnienia
Grupę założono w 1918 roku. Przetrwała do 1939 roku, choć pierwsze znaki rozpadu były już widoczne 10 lat wcześniej (około 1929 roku). Jak pisze Joanna Lupas-Rutkowska:

Rozeszły się drogi przyjaciół, Lechoń i Iwaszkiewicz objęli stanowiska dyplomatyczne za granicą. Wierzyński związał się z prawicowym obozem sanacji, Słonimski zajął publicystyką, a Tuwim podejmował coraz poważniejsze, krytykujące rzeczywistość tematy (Joanna Lupas-Rutkowska, Ściąga z języka polskiego. Dwudziestolecie międzywojenne, Warszawa 2002, s. 29).

Etapy działalności
Historię Skamandra można podzielić na trzy etapy, w których członkowie grupy przechodzili przeobrażenia, zmieniały się ich poglądy i plany:
Etap I:
- zawiązanie grupy (lata 1916-1919 z ważną datą w roku 1918):
Grupa zaczęła się zawiązywać w latach 1916-1918, gdy wszyscy jej członkowie byli związani z Uniwersytetem Warszawskim i czasopismem „Pro Arte et Studio”. To w redakcji miesięcznika poeci i prozaicy, zgłębiający tajniki dziennikarstwa, zauważyli, że mają podobne poglądy, że patrzą na rzeczywistość w zbliżony sposób, że wszyscy stoją w opozycji do panującego modernizmu.
- Gdy w marcu 1918 roku w „Pro Arte et Studio” został opublikowany skandaliczny i kontrowersyjny jak na owe czasy wiersz Wiosna Juliana Tuwima, w którym nawoływał do powszechnej rui (Naróbcie Polsce bachorów; Rozchućcie więcej kawalerskich chorób; dziewki fabryczne, brzuchate kobyły) – oburzeni czytelnicy spowodowali wymianę redakcji tytułu, wówczas ich miejsce zajęły osoby związane z późniejszą grupą poetycką. Od tej chwili „Pro Arte et Studio” stało się czołowym organem prasowym, w którym Skamandryci manifestowali sprzeciw wobec modernistycznym hasłom i twórcom.
- W tym samym roku miało miejsce kolejne ważne wydarzenie w historii kształtowania się światopoglądu poczucia wspólnoty Skamandrytów. Otóż 29 listopada 1918 roku na Nowym Świecie nr 57 w Warszawie poeta Tadeusz Raabe zorganizował kawiarnię artystyczną „Pod Picadorem”, która z dnia na dzień stała się drugim domem poetów, malarzy, artystów. To właśnie tam Julian Tuwim przeprowadził prowokację będącą odpowiedzią na powstające w tamtym czasie w Rosji kawiarnie literackie. Potraktował poezję jako towar, który należy reklamować. Pewnego dnia goście kafejki mogli sobie przeczytać cennik usług, sporządzony i wywieszony przez bywających tam „artystów”. Oto kilka pozycji ze szczegółowej i skrupulatnie opracowanej listy usług wraz ze „stosownym” cennikiem:

(…) zwyczajna rozmowa (3-5 minut), z prawem podania ręki – 50 marek (…)
Ofiarowanie przeczytanego utworu – 75 marek (…)
Propozycje matrymonialne – tylko w czwartki (…)
Uwaga 1. Poeta Tuwim podobnych zgłoszeń nie przyjmuje.
Uwaga 2. Do pozostałych poetów mogą się zgłaszać tylko interesantki posiadające przeszło 75000 marek posagu (bez różnicy płci, narodowości i wyznania).

ogłoszenie grupy poetyckiej pod nazwą Skamander w 1919 roku.

Tuż po oficjalnym zawiązaniu grupy, jej członkowie, tzw. „wielka piątka”, zaczęła publikować swoje pierwsze tomiki.

Etap II: działalność właściwa (lata 1919-1926/28).
W ciągu około ośmiu lat najintensywniejszej działalności, Skamandryci wykrystalizowali swoje poglądy oraz rozszerzyli liczbę członków na tzw. poetów-satelitów oraz powieściopisarzy czy krytyków.

Etap III: dezintegracja grupy (1929-1939):
W ciągu ostatnich 10 lat istnienia Skamandra widać było, jak afirmacyjno-witalistyczne tendencje powoli ustąpiły nutom zniechęcenia, przygnębienia, rozczarowania. Członkowie grupy nie czuli już tej więzi pokoleniowej i ideowej, co na początku było tak bardzo widoczne i pokrzepiające. Na rozpad grupy wpływ miała także postać Józefa Piłsudskiego. Gdy marszałek dokonał zamachu majowego w 1926 roku i ogłosił rządu sanacji, Skamandryci podzielili się między jego gorących zwolenników (Lechoń) i zagorzałych przeciwników. Jeszcze większy rozdźwięk w grupie zapanował, gdy wszyscy zaczęli obserwować skutki autorytarnych rządów Piłsudskiego i ich wpływ na sytuację Polski i Polaków.

Siedziba
Skamandryci spotykali się przy specjalnie przygotowanym dla nich stoliku w warszawskich kawiarniach „Pod Picadorem” oraz „Ziemiańska”, by ogłosić swoje najnowsze wiersze, odczytać nowopowstałe manifesty, opowiedzieć anegdotki czy po prostu pożartować. Tak zwane „życie kawiarniane” miało dla nich ogromne znaczenie, stanowiło czynnik scalający grupę, która – jak uważa teoretyk literatury Michał Głowiński – była zespołem sytuacyjnym, połączonym rzeczywistością pozaliteracką (wspólna działalność kabaretowa, zebrania w kawiarniach, wspólni znajomi).

Tytuł prasowy
Pierwszym prasowym organem Skamandrytów było warszawskie czasopismo młodzieży akademickiej Uniwersytetu Warszawskiego „Pro Arte et Studio”, w którym to w 1918 roku Julian Tuwim opublikował swój skandalizujący i piętnujący zakłamane społeczeństwo poemat Wiosna.
Miesięcznik ukazywał się od marca 1916 roku. Jego redaktorami byli kolejno między innymi:
- Edward Boyé,
- Mieczysław Grydzewski,
- Jan Lechoń (od 1917 roku),
- Władysław Zawistowski,
- Zdzisław Dytel,
- Zygmunt Karski.

Profil pisma zmienił się z tradycjonalistycznego i bardzo eklektycznego, nawiązującego do tradycji literacko-artystycznych Młodej Polski na awangardowy w chwili, gdy jego redakcję objęli Skamandryci. To oni w styczniu 1919 roku zmienili nazwę tytułu na „Pro Arte”. Ostatni numer ukazał się we wrześniu 1919 roku.

Drugim organem prasowym Skamandrytów, trybuną ich poglądów był miesięcznik poetycki „Skamander”, ukazujący się w latach 1920-1928 oraz 1935-1939.
Najpierw kierował nim Władysław Zawistowski, a potem Mieczysław Grydzewski. Oczywiście w skład redakcji wchodziła „wielka piątka”, która określiła profil tytułu. Do 1935 roku „Skamander” był pismem prezentującym i popularyzującym poglądy tej grupy i jej naśladowców.
Potem zaczęły się pojawiać w nim teksty artystów wcześniej pomijanych, np. żagarystów, artykuły krytycznoliterackie, fragmenty dramatów czy powieści, recenzje malarskie, teatralne, filmowe czy polemiki. Drukowana tam np. wiersze Bolesława Leśmiana, fragmenty prac i dramatów Witkacego, Witolda Gombrowicza, Juliusza Kaden-Bandrowskiego, Bruno Schulza czy Emila Zegadłowicza. Na łamach „Skamandra” ukazywały się także przekłady z symbolistycznej literatury rosyjskiej czy francuskiej.
Program
Skamandryci nigdy nie stworzyli konkretnego „programu”, ponieważ nie chcieli ograniczać swej dowolności artystycznej. We Słowie wstępnym, opublikowanym w pierwszym numerze „Skamandra” pisali:

chcemy być poetami dzisiejszego dnia i w tym nasza wiara i cały nasz program (…) nie występujemy z programem, gdyż programy są zawsze spojrzeniem wstecz.

Choć byli grupą bezprogramową, to jednak można wyróżnić w ich światopoglądzie kilka istotnych punktów dotyczących nowego ujęcia poezji, a w szczególności:

- Konieczność nawiązania do tradycji i dorobku kulturowego, co potwierdza pogląd, iż nie byli oni rewolucjonistami słowa,
- Dążenie do związania poezji z życiem politycznym,
- Stworzenie poety-uczestnika, poety „słowiarza”, „człowieka tłumu”, czyli biorącego udział w życiu państwa i społeczności, rzemieślnika słowa, a nie wyobcowanego artysty wychwalanego w romantyzmie czy modernizmie, przy jednoczesnym dążeniu do osiągnięcia doskonałości artystycznej,
- Włączenie do języka poezji elementów języka potocznego, czyli kolokwializmów, neologizmów, gwaryzmów i wulgaryzmów oraz humoru, ironii, satyry i dowcipu,
- Łączenie różnych form wypowiedzi (liryka, satyra, ironia),
- Domaganie się klasycznych reguł wiersza.

W tekstach tej grupy poetyckiej prócz nawiązań do techniki naturalistów i ekspresjonistów oraz krytyki wzorców młodopolskich i romantycznych (KRYTYKA ROMANTYZMU!) widać zachwyt nad życiem, nad teraźniejszością. Gloryfikowali dzień powszedni, traktując równo wszystkie tematy, zarówno miłość, filozofię, politykę czy naturę. Nawołujący do aktywności Skamandryci afirmowali nie tylko uciechy umysłowe. Chwilowe przeżycie traktowali wyżej niż filozoficzne refleksje. Cieszyli się także z powodu możliwości, jakie posiada człowiek obdarzony tak wielką siłą i nieograniczoną wolnością. Bohaterem ich dzieł jest najczęściej zwykły szary człowiek (dzięki czemu nadal ich twórczość jest tak popularna) oraz tłum, który kieruje się swoją potrzebą biologiczną, ulega fizjologicznym popędom.

Uczestnicy
W skład założycieli Skamandra, tzw. „wielkiej piątki” wchodzili najwybitniejsi polscy poeci i prozaicy:
- Julian Tuwim, skandalista zafascynowany demonologią, eliksirami, talizmanami, prześmiewca piętnujący nasze narodowe fobie i obawy, mistrz ciętego, pełnego aluzji, „mocnego” słowa, które było jego pasją, a czasem i obsesją (zbierał teksty osób chorych psychicznie, grafomanów, wymyślał neologizmy, godzinami z zapamiętaniem czytał słowniki).

- Antoni Słonimski, buntowniczy, niepogodzony ze światem felietonista, dramatopisarz, satyryk, krytyk teatralny, propagator Polski wielokulturowej i tolerancyjnej, opartej na zasadach wolności i równości którego Czesław Miłosz w Historii literatury polskiej nazwał spadkobiercą pozytywistów, autor słów: Ojczyzna moja wolna, wolna, więc zrzucam z ramion płaszcz Konrada!

- Jarosław Iwaszkiewicz, operujący malarskością i muzycznością w liryce, podążający w kierunku estetyzmu i klasycznej formy powieści, jedyny skamandryta, który przetrwał II wojnę światową i okupację w kraju,
- Kazimierz Wierzyński, miłośnik sportu, piewca młodości, witalizmu, patriota i emigrant, który cały czas tęsknił do ojczyzny,
- Jan Lechoń, romantyk, patriota pielęgnujący tradycje Polski szlacheckiej i legendę napoleońską, wielbiciel Piłsudskiego, który po odzyskaniu przez ojczyznę niepodległości zawołał: A wiosną niechaj wiosnę, a nie Polskę zobaczę!
Gdy grupa zaczęła się rozrastać, dołączyli do niej tzw. poeci-satelici:
- Maria Pawlikowska-Jasnorzewska,
- Józef Wittlin,
- Stanisław Baliński,
- Jan Brzechwa,
- Kazimiera Iłłakowiczówna,
oraz powieściopisarze i krytycy (m.in. Wilam Horzyca).

Inspiracje
Skamandryci natchnienia, pomysłów i rozwiązań technicznych poszukiwali zwłaszcza w twórczości dekadenta, klasycysty oraz awangardzisty – Leopolda Staffa.
Poza tym inspiracji dostarczała im filozofia poprzedniej epoki, szczególnie młodopolska nastrojowość oraz założenia Henriego Bergsona oraz Fryderyka Nietzschego, jak również zdobycze dwudziestolecia: techniki ekspresjonistów i naturalistów.

Ważne teksty
Skamandryci zaistnieli w świadomości szerokiej publiczności w 1918 roku publikacją poematu Juliana Tuwima Wiosna.
Ich teksty pojawiały się najpierw w czasopiśmie „Pro arte et studio” (z czasem zmienionego na „Pro arte”), a potem w miesięczniku „Skamander”. Ważniejsze z nich to:
- Julian Tuwim - Czyhanie na Boga (1918 r.),
- Jan Lechoń - Karmazynowy poemat (1920 r.), W KTÓRYM TO TOMIE (drugim jego wydaniu) ZNAJDUJE SIĘ WIERSZ „PANI SŁOWACKA”
- Antoni Słonimski - Sonety (1918 r.),

- Kazimierz Wierzyński - Wiosna i wino (1919 r.),
- Jarosław Iwaszkiewicz - Oktostychy (1918 r.).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Ekonomia wybrane zag 09
Ps reh Dz zag kolII 2010 11, Psychologia, rehabilitacja
Przykład. zag. egz. KPK 2010, ★ Studia, Psychologia, Kierunki Psychologii Klinicznej
Opracowane zag czytac, Awf notatki,egzaminy,wykłady, Pływanie-egzamin
JĘZYKOZNAWSTWO A SEMIOTYKA zag 5
rozw j teorii literatury wyk zag do egz www przeklej pl
ZAG 
ZAG 2 i 3
Poj def zag tur
2012 zag lkid 27745 Nieznany (2)
czesc opisowa proj zag teren
zag laser, Uniwersytet Przyrodniczy Lublin
krzyżówka- herbatniki, przedszkolaki, ►Zagadki, zgadywanki- rymowanki, wyliczanki, krzyżowki i rebus
zag.13, rok V, sem.zimowy, I spec kliniczna
08 Data exodusu w ujęciu Świadków Jehowy, Drogi prowadzace do Boga, Zestaw o SJ (www dodane pl), Zes
zag. 18, Różne pedagogika
23 zag - STRATEGIA I METODY DZIAŁAŃ SZKOŁY - edukacja zdrowotna, Edukacja zdrowotna
Zag na egz elem fiz wsp-Wolarz-2015, ETI, III Sem, fiza, Fizyka egz, Fizyka egz
Nowe media jako środowisko wychowawcze (Pedagogika społeczna), Pedagogika, Studia stacjonarne I sto
5a. Dyskusja - zagadnienie, Filologia, HJP-zag

więcej podobnych podstron