ZAGADNIENIE 15.
Opinię o zgoła naskórkowym traktowaniu tradycji Norwida przez poezję dwudziestolecia sformułował Kazimierzy Wyka: „Liryka dwudziestolecia – pisał – stała z wielkich naszych najgłówniej pod znakiem Norwida. […] Było dosyć częste w dwudziestoleciu: trawestacja frazy, słownictwa i rytmiki Norwida, przejmowanie najbardziej dostępnej warstwy jego sztuki”. Opinię tę powtórzył kilkakrotnie. Wynikała ona z przekonania, że poetom dwudziestolecia chodziło o „naśladownictwo […] rytmu i formy, pastisz ulubionych obrazów z Norwida”.
Od początku dwudziestolecia był Norwid tradycją w miarę żywą, choć traktowaną z nieufnością. Pojawiał się przecież na zasadzie młodopolskiego spadku po Miriamie (Zenonie Przesmyckim).
Ówczesną obecność tradycji Norwida dokumentuje antologia Andrzeja Mierzejewskiego i Zbigniewa Sudolskiego „Głosów zbieranie”. Wiersze o Norwidzie 1841 – 1980. Zgromadzone w niej utwory to przede wszystkim stylizacje i pastisze, choć znajdują się w niej także wiersze zasługujące na uwagę.
Przykładem może być wiersz Eugeniusza Małaczewskiego „Czasy idą” (1922).
„CZASY IDĄ” |
|
---|---|
|
Wiersz Małaczewskiego pojawił się jakby nie w porę – dziesięć lat za wcześnie. Bowiem nowa, awangardowa świadomość literacka nie sprzyjała takiemu poezjowaniu. Cieszono się, że sztuka jest wreszcie wyzwolona od obowiązków patriotycznych i moralnych. Była to radość złudna. Na dłuższą metę zdawała się pełnić role tamy w dialogu z dziedzictwem romantyzmu, pojmowanym jako źródło tradycji kluczowych. Bez takiego dialogu kultura zaczyna usychać. Zwolnienie sztuki z obowiązków patriotycznych i moralnych sprzyja niszczeniu korzeni. Grozi stagnacją. Zapowiada dekadencję i nihilizm. Sztuka staje się czymś w rodzaju zasłony dymnej, czapki niewidki, bądź maski błazna. Artysta zaś i jego świat ulegają degradacji.
Małaczewski był jednym z nielicznych wyjątków poetów formułujących refleksję poetycką na wzór Norwida. Mało kto był wówczas świadom zagrożeń wynikających z odrzucenia tego typu poezji. Raczej niewielu zdawało sobie sprawę z obowiązku zakorzenienia każdego artysty w tradycji. Oprócz Małaczewskiego byli to: Antoni Lange, Jerzy Liebert, Jan Lechoń, Alfons Dzięciołowski.
Norwid, nie rozumiany, budził zwykle odruch niechęci. Pokazał to Liebert w wierszu „Rozmowa o Norwidzie”.
„ROZMOWA O NORWIDZIE” |
|
---|---|
|
U progu lat dwudziestych Norwid okazywała się tradycją jednych zastanawiającą, dla innych niepokojącą, a nawet drażniącą. Jednak nie sposób było przejść koło niego obojętnie. Sygnałów na to mamy w tym wierszu kilka:
Wypowiedź bliżej nieznanej postaci: „Wszystko jest tu niejasne, wolę proste książki”.
Słowa podmiotu: „Jedni ganili ciemność, inni – zdań zawiłość”.
Puenta, ostatni wers: „Umilkli, obrażeni i – mówiono dalej”. [ Podmiot nie solidaryzuje się z postaciami utworu, traktując je jak bezduszną zbiorowość, dlatego używa formy bezosobowej czasownika „mówiono”.]
Drugim wierszem o charakterze dokumentu – pastiszu jest utwór Dzięciołowskiego „Cyprianowi Norwidowi” (1927).
„CYPRIANOWI NORWIDOWI”
|
|
---|---|
„COŚ TY ATENOM, ZROBIŁ, SOKRATESIE…” – FRAGMENT
|
Im bardziej kwestionowany, tym bardziej Norwid stawał się ważny. Nabierał znaczenia. Urastał do wymiaru patrona, którym go okrzyknęli poeci następnego pokolenia. Zanim do tego doszło, Norwida wybierali na obiekt twórczych zainteresowań skamandryci, Julian Tuwim i Jan Lechoń. Obaj reprezentowali typ „poetae docti” (poetów uczonych?), wrażliwych na brzmienie i sens słowa, wsłuchanych w dziedzictwo przeszłości, obdarzonych umiejętnością wczuwania się w życie i dzieło ulubionego artysty z przeszłości. Różnili się jednak między sobą. Lechoń cechował się dodatkowym zmysłem – „zmysłem historycznym”.
T. S. Eliot podaje następujące cechy takiego zmysłu:
Jest niezbędny dla twórcy chcącego pozostać poetą po skończeniu 25 roku życia;
Wymaga rozumienia przeszłości istniejącej w przeszłości i teraźniejszości;
Poeta ma „czuć w kościach” nie tylko swoją współczesność, ale także całość literatury europejskiej i wraz z nią również literatury ojczystej, współistniejących razem i składających się na pewien ład;
Jest on odczuciem tego, co przemijające oraz ponadczasowe i przemijające zarazem, rozstrzyga o tradycjonalizmie pisarza;
Czyni pisarza najbardziej świadomym swojego miejsca w czasie i własnej współczesności.
Takim poetą był Lechoń jako autor wierszy o wybitnych twórcach: Dantem, Słowackim, Conradzie, Byronie, Norwidzie. W Norwidzie widział spadkobiercę wielkich kultur Morza Śródziemnego: grecko – rzymskiej i Judeo – chrześcijańskiej. Dostrzegał w nim „człowieka wiecznego”.
„NORWID” (1928) |
|
---|---|
|
Przyjęło się, że Norwid – jako tradycja wybierana świadomie – zaczął oddziaływać mocno i wyraźnie na poezję dwudziestolecia dopiero po roku 1927. Jerzy Kwiatkowski łączy to zjawisko z przełomem w działalności programotwórczej, której koniec nastąpił około roku 1926. Nastąpił wówczas zwrot ku programom nawołującym literaturę do podjęcia – z powrotem – służby społecznej. Dzieje się tak dlatego, że punktem odniesienia nie jest już odzyskanie niepodległości, ale rosnący po przewrocie majowym autorytaryzm rządów, kryzys gospodarczy, bezrobocie, konflikty społeczne, rosnące zagrożenie polityczne. Nowe programy były mniej zindywidualizowane, dalsze od polityki stricte literackiej, bardziej ogólnikowe, a także mniej twórcze i mniej oryginalne.
Innym czynnikiem sprzyjającym „modzie na Norwida” był klimat myślowy dwudziestolecia. Odpowiedni klimat tworzyła publicystyka „Drogi” – na pięćdziesięciolecie śmierci (1933) poety wydała zeszyt specjalny o życiu i twórczości Norwida.
Przyjęło się jednak, że najbardziej „norwidyzowała” „Kwadryga”. To na jej łamach Bibrowski nawoływał do sprzeciwu wobec „fali zracjonalizowania w dziedzinie sztuki”. W pewnym sensie opowiadał się za irracjonalizmem. Ów sprzeciw należało realizować za pomocą „postawy romantycznej”, która autor identyfikował z postawą rewolucyjną. Ona jednak wykluczała irracjonalizm, wiodła w kierunku socjologizowania, znieczulała na duchowość i metafizykę.
W poezji kwadrygantów można dostrzec czasem dobrą znajomość Norwida. Chwilami zaś widać poniekąd naturalne rozmijanie się z Norwidem. Dochodzi do głosu błędna interpretacja, czego przykładem jest książka Mariana Piechala „O Norwidzie” (1937). Piechal odczytywała Norwida niemal po marksistowsku, co musiało wywołać odruch zdumienia i sprzeciwu. Rozmijanie się z intencjami Norwida – poety, myśliciela, moralisty i mędrca – nie należało wtedy u Pichala do rzadkości. Tak dzieje się też w wierszu „Pożegnanie Norwida” (1931).
„POŻEGNANIE NORWIDA” – FRAGMENTY
|
|
---|
Owo odrzucenie Norwida dowodziło aktywnej postawy Piechala względem romantyka. Stanowiło naturalny przejaw tradycji, która wówczas staje się żywa, gdy wobec niej zachodzi każdorazowo wybór, interpretacja oraz przewartościowanie.
Norwid, odrzucany, interpretowany od nowa, często w sposób publicystyczny, niepokoił, stawał się ważny, a nawet zniewalał. Świadczą o tym dwa inne utwory Piechala: „Głowa Norwida” (1933) oraz „Norwid w Paryżu” (1935). Szczególnie zaś pierwszy z nich.
„GŁOWA NORWIDA” |
|
---|---|
|
Takiej postawie będzie Piechal wierny. Przyzna się do popełnionych niegdyś błędów interpretacyjnych, skoryguje je i wyda w zbiorze szkiców „Mit Pigmaliona”. Mimo to nie wyzwoli się on całkowicie od nawyku socjologizowania. Nie zmienia to faktu, że jego publikacje są istotne dla tych rozważań. Dowodzą one, że akceptacja całego Norwida była mało prawdopodobna. Unaocznia to także prawidłowość funkcjonowania każdej tradycji, ponieważ aby mogła ona zaistnieć, musi nastąpić świadomy wybór. Tak się działo w dwudziestoleciu. Od poznania kilku utworów, a więc wybiórczo, zaczyna się pojmowanie Norwida jako artysty, myśliciela, człowieka. Znamiennym jest jednak fakt, że na odbiór tradycji wpływał ideowy punkt widzenia jej interpretatorów. Norwid był więc zdany na łaskę i niełaskę jego interpretatorów.
Dwudziestolecie na różne sposoby sprzyjało tradycjom Norwida. Znalazł się on w centrum uwagi w związku z ożywaniem wśród twórców dążeń do sztuki czystej, do czystej poezji, a wreszcie do klasycyzmu. Nie były to jedyne powody. Przychylnie patrzono na język mówiony, który zyskiwał prawo obywatelstwa w poezji, musiano więc zauważyć jego obecność w utworach Norwida. Poezja awangardy uczuliła na widzenie świata w sposób syntetyczny, migotliwy, nerwowy – taki, jak u Norwida. Norwid okazywał się nowoczesny! Wyprzedziwszy swoja epokę pod wieloma względami pasował do tendencji estetycznych dwudziestego wieku.
Na początku lat 30. Władysław Broniewski mówił: „Norwid był jednym z najbardziej świadomych intelektualnie artystów polskich swej epoki. I dlatego nie jest chyba przesada twierdzenie, że dzisiejsza liryka, ta nowa, nowoczesna, bardzo wiele zawdzięcza Norwidowi”, choć nie był on „poeta dla wszystkich, ani nawet dla wszystkich poetów”, jednak poeta, w którym drzemie choć odrobina talentu, „nie może nie szukać <natchnienia> oraz autentycznej myśli poetyckiej w lirykach Norwida”. Dzieje się tak m. in. dlatego, że „jedynie Norwid potrafił niemal doskonale stopić w jedno formę i treść. […] Był niewątpliwie nowoczesny. […] Można by nawet powiedzieć […], że Norwid jest nowocześniejszy np. od Wyspiańskiego czy nawet Witkacego… I dlatego […] znajdujmy się zaledwie przy <zapowiedziach> zmartwychwstania Norwida.”
W dwudziestoleciu Norwid okazywał się więc niejako „na czasie”. Tego zdania byli też krytycy, np.: Krystyna Grabowska, Karol Irzykowski.
Grabowska objaśnia aktualność Norwida w sposób nieco szablonowy: „Istnieje – pisała w 1933 - […] <głód Norwida> pośród młodego pokolenia, a tłumaczy się bardzo prostą przyczyną. […] Polska poezja współczesna cierpi na przerost formy. […] Tęsknota do hegemonii treści – oto co prowadzi dzisiejszą poezję ku Norwidowi.” Opinia ta ma jednak swoja wagę. Zawiera odwołania do poglądów estetycznych Norwida. Nazwy „forma” i „treść” spotykamy w „Promethidionie”. „Formę” utożsami Norwid z klasycyzmem, a „treść” z romantyzmem. Badaczka odpowiednio pojmowała sens tych terminów. Tak samo czynili Irzykowski i Broniewski. Irzykowski zaliczył Norwida – obok Brzozowskiego, Micińskiego i Wyspiańskiego – do „walnych autorytetów”, którzy „wytworzyli atmosferę tolerancji dla wszystkich zarozumiałych niezrozumialców.”
Dużo wierszy o Norwidzie pojawiło się około roku 1933, na pięćdziesięciolecie śmierci poety. Mają one najczęściej charakter doraźny, rocznicowy. Do takich utworów należą m.in.: Z. Zaniewickiego „Rozmowa z Norwidem” (1933); St. Ciesielczuka „Do C. K. Norwida” (1933); A. Madeja „Do Norwida” (1933); Dobrowolskiego wiersze z cyklu „Nad Norwidem”; Sebyły „Koncert egotyczny. Poemat refleksyjny” (1934). Ze względu na bliską datę powstania do tego typu wierszy można zaliczyć również: J. Czechowicza „dom świętego kazimierza” (1932); M. Piechala „Norwid w Paryżu” (1935); L. Piwowara „Norwidowskie” (1935); St. Nędzy – Kubińca „Chłopski Phrometidion (Poemat nie – Norwidowski) (1936); A. Wiznera „Norwid” (1938).
Z wyjątkiem liryków Sebyły i Czechowicza, które oparły się próbie czasu, ich ranga artystyczna okazywała się bodaj niewielka. Dziś pełnią najczęściej funkcje dokumentów literackich. Znajdujemy wśród nich utwory, gdzie – jak na początku dwudziestolecia – toczy się bitwa o Norwida przeciw tym, którzy jego twórczości nie rozumieją lub nie chcą zaakceptować. Tak jest np. u Zaniewickiego i Ciesielczuka.
ZANIEWICKI - „ROZMOWA Z NORWIDEM” |
|
---|---|
|
|
CIESIELCZYK – „DO C. K. NORWIDA” |
|
|
|
„RZECZ O WOLNOŚCI SŁOWA” – FRAGMENT
|
|
W dwudziestoleciu owa zasada Norwidowska sprawdzała się w całej okazałości. Do utworów Dobrowolskiego, Sebyły, Nędzy – Kubińca „przenikała” na różne sposoby filozofia pracy i sztuki z „Promethidiona”. Często jednak podlegała ona spłaszczeniu, a nawet „wulgaryzacji”.
DOBROWOLSKI – „DEDYKACJA” - FRAGMENT | NORWID - ? |
---|---|
|
|
Z porównania widać, że Norwid ujmował rzecz głęboko, w aspektach ponadczasowych. Nadawał jej wiele znaczeń i odcieni: realnych, symbolicznych, metafizycznych, estetycznych. |
Bardziej oryginalne, niż u Dobrowolskiego, „ślady” Norwidowskiej filozofii pracy i sztuki znajdujemy w twórczości Sebyły i Nędzy – Kubińca. Są to osobowości innego formatu – na wskroś twórcze, niezależne, obdarzone talentem. Sebyła tworzył poezję wykształconą, Nędza – Kubiniec ludową.
Ten drugi zajął postawę aktywną, zareagował sprzeciwem wobec filozofii pracy i sztuki wpisanej w „Promethidiona”. Stworzył, co prawda, ustylizowaną, nową jakość – zatytułowaną „Chłopski Promethidion (Poemat nie – Norwidowski) – lecz stało się to kosztem „wulgaryzacji” sparafrazowanego Norwida. Zająwszy stanowisko tendencyjne, na wskroś lewicowe i klasowe, z pozycji chłopskich zakwestionował całą wysoką kulturę narodową. Uznał ją – głównie ze względu na charakter chrześcijański, „rzymski – za „obcy pokost” dla słowiańskiego podłoża. Upominał się twardo o szacunek dla kultury ludowej, którą uznawał za kontynuację rdzennej kultury słowiańskiej. Przeciwstawiał ją kulturze narodowej, szlachecko – inteligenckiej. Tę zaś negował z punktu widzenia klasowego, chłopskiego. Idąc do pewnego stopnia tropem Lechoniowego „Herostratesa”, a jednocześnie parafrazując Norwida, twierdził, ze dopiero wtedy, gdy ożyje słowiańskość, Polska naprawdę zmartwychwstanie. On jednak – inaczej niż Norwid i Lechoń – nie zaakceptował tych fundamentów polskiej kultury i państwowości, które stanowiła tradycja judeo – chrześcijańska. Wychodził on od „Promethidiona”, lecz interpretował go po swojemu co doprowadziło do powstania negacji tego właśnie dzieła Norwida. Dzięki temu widać, że na tradycję Norwida składa się nie tylko wierna kontynuacja, ale również próby przewartościowania, odrzucenia, a nawet zdradzania.
Obok „Promethidiona”, „Rzeczy o wolności słowa”, „Bema pamięci żałobnego – rapsodu”, obiektem częstych odwołań i naśladownictwa poetów dwudziestolecia był „Fortepian Szopena”. Budził zainteresowanie za sprawą bogatej sfery znaczeń oraz warstwy brzmieniowo – rytmicznej. Świadczą o tym utwory: W. Skuzy „Sen o Norwidzie” (1929); Czechowicza „dom świętego kazimierza”.
Norwidowska legenda – samotnego, lecz niezłomnego artysty i myśliciela – pociągała poetów. W pewnym stopniu odpowiadała parnasistowskim wyobrażeniu o życiu i kłopotach każdego wielkiego twórcy. Świadczą o tym utwory: Czechowicza „dom świętego kazimierza”; Madeja „Norwid”; Łobodowskiego „Norwid” i inne. Wszystkie są wierszami biograficznymi, lecz nie tej samej miary artystycznej. Spośród nich wyróżnia się, uznany za arcydzieło, wiersz Czechowicza.
|
---|
|
|
Według Ludwika Frydego w „migawkowych wizjach urasta widomie i plastycznie cała wielkość duchowa samotnika paryskiego”. Urzeczony, odnotował też uwagę bezcenna: „Prawdziwie od <Fortepianu Szopena> nie było w poezji polskiej równie pięknego i porywającego utworu na część wielkiego artysty i jego trudu”. Z tą opinią zgadza się Wyka dodając, że kontynuował on „ten ton kultu dla wielkich, jaki dał Norwid”.
Czechowiczowski kult dla Norwida posiadał dwa aspekty: artystyczny i moralny. W ten sposób stanowił antidotum na awangardowy parnasizm krępujący poetów, zamykający ich w schematycznym estetyzmie i racjonalizmie. Jan Witan analizując relację: Czechowicz a Norwid orzeka, że: „pielgrzymki do domu św. Kazimierza nie są dowodem na snobizm. Jest to <głosów zbieranie> do zrozumienia fenomenu Norwida umierającego w przytułku, w który […] dokonał on ostatecznie <przewrotu kopernikowskiego> w poezji polskiej. […] Nie jest to więc banalna i czcza hagiografia ani też <wyrzut sumienia>, ani też spóźniona beatyfikacja. Jest to […] tłumaczenie Norwida na <konkretny język nowych sytuacji>”.
Na przełomie lat 20 i 30, kiedy poezja była ciągle zdominowana przez Skamandra i awangardę, wielu twórców dostrzegało problem, który musieli dogłębnie przemyśleć i rozwiązać: czy powinnością sztuki jest zaledwie piękno? Czy służąc tylko pięknu, nie sprzeniewierza się dobru i prawdzie? Na te pytania próbowali odpowiedzieć w swych utworach m.in. Timofiejew oraz Sebyła. W chwili, gdy postawili ów problem, Norwid okazywał się wszech miar aktualny.
TIMOFIEJEW – „WIERSZE W WIERSZACH” |
|
---|---|
|
|
SEBYŁA – „KONCERT EGOTYCZNY. POEMAT REFLEKSYJNY” - FRAGMENTY |
|
|
Człowiek dojrzały wybiera prawdę. Jego wybór oznacza szacunek wobec nakazów sumienia. W człowieku dojrzałym sumienie może wyzwolić poczucie odpowiedzialności za obecny i przyszły kształt świata. Owo poczucie odpowiedzialności jest zawsze i wszędzie bardzo potrzebne. Najbardziej wtedy, gdy świat staje się mało przejrzysty i zewsząd osacza grozą. Właśnie w takim stawał się świat w latach trzydziestych dwudziestego stulecia. Poezja, wieszcząc katastrofę, dawała temu wyraz. Poszukiwała sensu dla ludzkiej historii, dla trwania i przemijania, dla pokoju i czasu wojen. Dlatego odwoływała się do Biblii, zwłaszcza Apokalipsy świętego Jana. W takim samym celu sięgała do Norwida. Przykładem wiersze M. Jastruna: „Rembrandt”; „Napis na ruinie”; „Gobelin”; „Wiek”.
JASTRUN – „REMBRANDT” |
|
---|---|
|
Tradycja Norwida ta jakby niezwykle bogata księga, otwierana ciągle na nowo, lecz rzadko kiedy w tych samych miejscach. Czechowicz, Sebyła, Timofiejew, Kołoniecki, Jastrun niejako zapowiadali te sposoby podejmowania tradycji Norwida, które stały się obowiązującymi dla poetów pokolenia wojennego. Dość wspomnieć, że t. Gajcy, K. K. Baczyński, L. Z. Stroiński, A. Trzebiński byli wyczuleni na współczesność jako dalszy ciąg historii. Za własną uznawali dewizę Norwida: „Przeszłość – jest to dziś, tylko cokolwiek dalej” ( z wiersza „Przeszłość). Utożsamiali się także z wielce wymownymi słowami z „Promethidiona”: „Narodowy artysta organizuje wyobraźnię, jak na przykład polityk narodowy organizuje siły stanu…” („Promethidion”; Epilog V).
Rozdział zamyka uwaga norwidologa, Zdzisława Łapińskiego: „Każdorazowy renesans Norwida był nie tylko powrotem do czysto estetycznych jakości jego dzieła, ale także powrotem do pewnych postaw, przekonań i dążeń ogólniejszych, który twórczość ta daje wyraz. Krążenie pewnych fraz Norwidowych po współczesnych tekstach literackich i publicystycznych świadczy o żywotności nie tylko środków ekspresji pisarza, ale i utajonych w nich znaczeń. Choćby znaczenia te były pojmowane jednostronnie i powierzchownie.”