Autor: Aquarius
Tytuł: Dziwka
Gatunek: Obrazy rzeczywistości
Kategoria: PG-13
Status: zakończone
Było już dobrze po dwudziestej pierwszej, kiedy w końcu
wyszedł ze spotkania. Dlaczego one zawsze muszą być takie długie
i męczące? Właściwie sam się o to prosił. Mógł nie zakładać
tej cholernej firmy. Chociaż z drugiej strony jakby nie założył
to musiałby żyć na warunkach podyktowanych przez ojca, a tego nie
chciał. Westchnął cicho i zadzwonił po taksówkę. Przyjechała
bardzo szybko. Podał adres. Całe szczęście, że przyjeżdżając
tu miał możliwość zatrzymania się u Jarka. Jarek był jego
kumplem ze studiów. Chociaż byli zupełnie różni od siebie, on
spokojny, zrównoważony, Jarek wiecznie gdzieś pędzący, z głową
pełną zwariowanych pomysłów. Jedyne co ich łączyło to awersja
do pomysłów ich ojców na ich przyszłe życie. Dlatego obaj
postanowili jeszcze na studiach założyć własne firmy, on
informatyczną, a Jarek... Na początku byli wspólnikami, ale Jarek
szybko doszedł do wniosku że to nie dla niego i przerzucił się na
branżę budowlaną. Kiedy kończyli studia ich firmy prosperowały
bardzo dobrze. On zakładał nowe filie w kraju a Jarek postawił na
rynek zagraniczny. W ten sposób ich drogi rozeszły się. Jednak nie
stracili całkiem kontaktu. W tym roku Jarek wyjechał negocjować,
jak powiedział, umowę życia, więc teraz mógł się spokojnie
zatrzymać w jego mieszkaniu. Chociaż nawet gdyby Jarek był w
mieście, i tak mógłby się zatrzymać. Z tym nigdy nie było
problemów, gdyż mieszkanie Jarka było trzypokojowe. Problem
stanowił Jarek. On wolał w spokoju posiedzieć w domu, przeczytać
książkę, a Jarek wiecznie gdzieś pędził, z imprezy na imprezę.
Jego takie życie męczyło, dlatego też wolał w takich wypadkach
korzystać z hotelu. Teraz na szczęście Jarka nie było. Mógł się
zrelaksować po swojemu. Nie wiedzieć czemu, nagle zachciało mu się
seksu.
- Wie Pan, co? Proszę najpierw na Pigalak, a później
na adres który podałem wcześniej - powiedział do kierowcy. -
Proszę tu na mnie poczekać - powiedział, kiedy już byli na
miejscu. Rzucił kierowcy pieniądze i wysiadł.
Pigalak to była
mała boczna uliczka, jedyna w mieście, gdzie można było kupić
dziwkę, obu płci. Chociaż te luksusowe dostępne były tylko w
lokalach, to jednak tutaj czasami można też było trafić na
całkiem niezłą. Właściwie to wszystkie były niezłe, kiedy
zaczynały. Potem przygniatał je ciężar zawodu i stawały się jak
te kamieniczki: stare i zniszczone. Przeszedł zaledwie kilka kroków,
gdy zaczepiła go jedna. Z uśmiechem na wyzywająco wytapetowanej
twarzy przykleiła się do niego i głosem, który kiedyś był
seksowny, a teraz jedynie drażnił jego czułe uszy, powiedziała:
-
Witaj słodki, może masz ochotę?
- Nie gustuję w takich
maszkarach jak ty - odpowiedział zimno i uwolnił się od
niej.
Szybko odeszła mrucząc coś wściekle pod nosem. Nie
przejął się tym wcale. Ruszył dalej. Jeszcze parę razy
zaczepiały go dziwki, ale żadnej nie udało się go namówić. W
końcu dotarł do miejsca gdzie sprzedawali się mężczyźni.
Przystanął i rozejrzał się wkoło prześlizgując się z jednego
na drugiego. W końcu znalazł tego jednego. Siedział na obramowaniu
fontanny i z dziwnym wyrazem na twarzy bawił się wodą. Podszedł
do niego.
- Ile bierzesz?
Chłopak popatrzył na niego bez
słowa. Krótkie kręcone blond włosy, delikatna twarz dziecka i te
niebieskie, zamyślone oczy.
- Pięćdziesiąt za szybki
numerek, stówa za godzinę w hotelu, sto pięćdziesiąt za godzinę
u ciebie, pięćset za całą noc. Gumki i żel wliczone w cenę.
Sado-maso i zabawki odpadają. Płatne z góry - wyrecytował jednym
tchem.
Wyjął z portfela trzysta złotych i podał chłopakowi.
Ten szybko je schował i wstał.
- W hotelu czy u ciebie?
-
U mnie.
- A więc dwie godziny. Chodźmy.
Ruszyli do
taksówki. Dziesięć minut później byli już na miejscu.
-
Jak mam się do ciebie zwracać? - spytał chłopak, kiedy już
weszli do mieszkania.
- Adam. A ty jak masz na imię?
-
Olo.
- Jeżeli potrzebujesz, to tam jest łazienka - wskazał
ręką jedne z drzwi. Olo bez słowa poszedł do łazienki. Wyszedł
dziesięć minut później owinięty w ręcznik.
- Gdzie chcesz
to zrobić?
Adam bez słowa podszedł do niego i pocałował go.
Olo zamknął oczy. Ciekaw był jak to będzie dzisiaj wyglądało.
Różni klienci, różne zachcianki. Chociaż to było bez znaczenia.
Nie cierpiał ich wszystkich jednakowo, ale wykonywał swoją pracę
idealnie. To dzięki temu, że podchodził do tego co robi z
dystansem. Za każdym razem wystarczyło zaledwie kilka minut żeby
rozszyfrować klienta. Mógł się wtedy w odpowiednim momencie
wyłączyć i resztę robić automatycznie. Wyuczone do perfekcji
jęknięcia, gesty i ruchy ciała, a nawet słowa. To było coś, co
mógł robić nawet przez sen, bez udziału własnej woli. Wiedział
kiedy jęknąć, gdzie i jak dotknąć, żeby klient szybciej
skończył. Za każdym razem robił to automatycznie. Tym razem też
tak postanowił. Wyciągnął rękę i rozpiął spodnie Adama, lecz
nie zdążył nic więcej zrobić, bo tamten złapał jego rękę,
oderwał się od jego ust i mruknął:
- Ja decyduję co i jak -
zarzucił rękę Olo na swój kark i zaczął całować go po szyi.
-
Oczywiście, że ty - szepnął chłopak nie chcąc go zdenerwować.
Dobrze wiedział, że lepiej nie denerwować klienta. Dopóki klient
jest zadowolony, dopóty ma szansę na szybsze zakończenie tego.
Dlatego też zaczął delikatnie masować kark Adama jednocześnie
drugą ręką gładząc go po plecach. Tymczasem Adam przeniósł się
z szyi z powrotem na usta Olo. Tym razem Olo ze zdziwieniem
stwierdził, iż pocałunki Adama są delikatne, jakby
przepraszające, a jego usta ciepłe i jakieś takie... nie potrafił
nawet określić jakie. Zdziwił się. Po raz pierwszy pocałunki
sprawiały mu przyjemność. Przyzwyczaił się, że klienci
zazwyczaj przechodzili do konkretów, a jeżeli już któryś całował
go to szybko i krótko, jakby odwalał jakąś obowiązkową robotę.
Teraz jednak było inaczej. Nawet język Adama w ustach Olo nie był
taki irytujący jak zawsze. Nie wiedział, co robić, całą zdobytą
w tym zawodzie wiedzę trafiał szlag. Nagle Adam przerwał
całowanie. Wziął Olo na ręce i zaniósł do sypialni. Położył
na łóżku i przez chwilę stał patrząc się na niego.
- Czy
mógłbyś zgasić światło? - spytał Olo.
- Nie. Chcę cię
widzieć całego - odpowiedział Adam.
- Jak sobie życzysz.
Adam
usiadł na brzegu łóżka i zaczął delikatnie pieścić Olo po
klatce piersiowej. Olo patrzył na niego uważnie, na jego dziwnie
zamyśloną twarz. Uniósł się lekko i sięgnął do jego krawata,
lecz Adam odepchnął jego rękę i zmusił do położenia się z
powrotem.
- Leż spokojnie.
Leżał wiec posłusznie
patrząc cały czas na Adama. Ten jeszcze przez chwilę wodził
delikatnie po klatce piersiowej Olo, potem rozebrał się i zaczął
go całować. Chłopak zamknął oczy i wyłączył się. Wystarczy
tylko przeczekać to i będzie ok. Jednak tym razem okazało się, iż
to nie będzie takie proste. Udało mu się wyłączyć tylko na
krótką chwilę. Mur, za którym się schował zaczął się
kruszyć, a on nie mógł nic na to poradzić. Coś wdzierało się
do tego jego azylu. Niestety nie potrafił powiedzieć, co. Z
przerażeniem zauważył, że jego ciało reaguje na dotyk Adama. I
co gorsze pragnie go jeszcze. Nawet serce biło szybciej niż zwykle.
Oddech przyspiesza. Już nie potrafi powstrzymać wychodzących z
jego gardła jęków rozkoszy. Ale to przecież nie tak powinno być!
Przecież to tamten powinien tak jęczeć, nie on. Złapał głowę
mężczyzny i oderwał od siebie.
- Zaczekaj...
- Bądź
cicho. Chyba powiedziałem wyraźnie, kto tu rządzi? - Olo bez słowa
puścił głowę Adama. - Grzeczny chłopiec - mruknął tamten i
wrócił do tego, co mu przerwano.
Olo czuł się coraz
dziwniej. Sece waliło jak oszalałe, oddech miał szybki i urywany,
a jego ciało... Czuł jak usta Adama wędrują po jego członku,
czuł jak powoli po całym ciele rozchodzi się dziwna rozkosz. Nigdy
czegoś takiego nie doświadczył. Nie wiedział, co to takiego,
wiedział tylko, że chce tego więcej i więcej. Już nie potrafił
się powstrzymywać. Jego ciało drżało a z gardła wydobywały się
jęki. Miał wrażenie jakby miał zaraz eksplodować. Nagle Adam
oderwał się od jego członka. Olo poczuł jak rozchyla jego nogi i
wchodzi w niego. Powoli, jakby chciał jego ciało przyzwyczaić do
siebie. Był już na granicy wytrzymałości.
- Proszę - jęknął
- nie torturuj mnie, zrób to w końcu.
Adam wszedł do samego
końca i położył się. Olo poczuł jego przyspieszony oddech koło
swojego ucha. Podnieciło to go jeszcze bardziej. Objął mężczyznę
i zaczął go gładzić po plecach. Miał wrażenie, że w jego
wnętrze wdarł się pulsujący wulkan. Już nie mógł się
powstrzymywać, jęki rozkoszy wychodziły z jego gardła zupełnie
bez jego wiedzy. Im szybciej Adam się poruszał tym szybciej i
głośniej on jęczał. W pewnym momencie nie wytrzymał,
eksplodował. Chwilę potem poczuł jak mężczyzna dochodzi w nim.
Jeszcze przez jakiś czas po tym, jak Adam wyszedł z niego, czuł to
dziwne i przyjemne ciepło tam na dole.
- Przepraszam -
powiedział Adam, kiedy już uspokoił oddech - zapomniałem o gumce.
Ale nie musisz się obawiać. Jesteś pierwszym, przy którym mi się
to przydarzyło, więc nic ci nie grozi.
Olo zdziwił się. Po
raz pierwszy klient przejmował się nim, a nie sobą.
- Nie
rozumiem cię - powiedział.
- Dlaczego?
- Jestem tu po to
żebyś to ty miał przyjemność, a nie ja. Więc dlaczego tak to
się skończyło?
- Było ci przyjemnie?
- Po raz pierwszy
w życiu.
- To dobrze.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem tego.
Jesteś zupełnie inni niż wszyscy. Jakby ci zależało na tym,
żebym to ja miał z tego przyjemność, a nie ty.
- Dostałem
już to, za co zapłaciłem, więc nie wnikaj.
- Mimo wszystko
jednak nie rozumiem.
Adam westchnął cicho.
- Czego nie
rozumiesz?
- Dlaczego zachowywałeś się nie jak klient, tylko
jak kochanek? Przecież jestem tylko dziwką, która ma ci sprawić
przyjemność, a nie na odwrót.
- Dziwki to też ludzie -
mruknął Adam z twarzą wtuloną w poduszkę. - Czy tylko dlatego,
że sprzedają swoje ciało, mamy je traktować gorzej? Przecież też
mają uczucia, marzenia.
Olo zdumiał się słysząc te słowa.
Jeszcze nikt nigdy tak do tego nie podchodził. Wszyscy dotychczasowi
klienci traktowali go w najlepszym przypadku jak jednorazowa zabawkę,
którą przed oddaniem można trochę uszkodzić. A ten facet...
Nagle poczuł, jak Adam kładzie głowę na jego klatce piersiowej.
Chwilę potem jego oddech stał się spokojny i równomierny. Spał.
Olo popatrzył na zegarek stojący przy łóżku. Miał jeszcze
jakieś trzy kwadranse z czasu, za jaki mu zapłacono. Mógł
wykorzystać fakt, że tamten śpi i wyjść wcześniej. Normalnie by
tak zrobił, bez żadnych skrupułów, jednak teraz... Cały czas
dźwięczały mu w uszach słowa Adama: "Dziwki to też ludzie".
Po raz pierwszy ktoś tak o nim powiedział. Z jego oczu popłynęły
łzy. Objął śpiącego Adama mocno, jakby chciał go zatrzymać.
Wplótł palce w jego włosy, były takie przyjemne w dotyku, a jego
oddech na skórze dawał mu dziwne poczucie bezpieczeństwa.
Przymknął oczy, chcąc zatrzymać w pamięci te uczucia. Nawet nie
zauważył kiedy zasnął.
- Może byś tak już wstał? -do
uszu Olo dotarł głos wydzierając go brutalnie ze świata snu. -
Już dziesiąta.
- Kurwa mać! - przerażony Olo poderwał się
- Dziesiąta? Boluś mnie zabije - jęknął i pobiegł do łazienki
po ubrania.
- Kto to jest Boluś? - spytał Adam, kiedy Olo już
wyszedł z łazienki.
- Mój alfons.
- Za co cię niby
zabije?
- Mamy mu codziennie przynosić określoną sumę
pieniędzy. Jeżeli nie przyniesiemy, znaczy że się obijamy i za
mało staramy. Wtedy katuje nas, czasami do nieprzytomności.
-
Ile ci brakuje?
- Byłeś moim pierwszym klientem. Brakuje mi
jeszcze siedemset.
Adam bez słowa wyjął z kieszeni portfel i
dał chłopakowi tysiąc złotych.
- Masz.
- Nie rozumiem.
Dajesz mi tak po prostu? - oczy chłopaka rozszerzyły się ze
zdumienia.
- To przeze mnie nie zarobiłeś tych pieniędzy. Nie
chcę, żeby przez mnie cię katował. A teraz chodź na śniadanie.
Co powiesz na jajecznicę? - Adam skierował się w stronę
kuchni.
Olo stał osłupiały. Nie mógł zrozumieć jak ktoś
tak po prostu mógł wyjąć z portfela tysiąc i dać mu? Jakby te
pieniądze nic dla niego nie znaczyły.
- Długo masz zamiar
jeszcze tak stać? - Adam wychylił się z kuchni. - Jajecznica ci
wystygnie.
Olo posłusznie przeszedł do kuchni i usiadł przy
stole. Mężczyzna postawił przed nim talerz z jajecznicą i
chleb.
- Wystarczy z czterech jajek? - spytał, a kiedy nie
otrzymał odpowiedzi spytał: - Wszystko w porządku? Czemu nic nie
mówisz?
- Nie rozumiem cię, zupełnie.
- To znaczy?
-
Dałeś mi pieniądze, tak po prostu. Dlaczego? - zdumienie malowało
się na jego twarzy.
- Przecież powiedziałem ci już. Przeze
mnie nie zarobiłeś pieniędzy, więc nie mogę tego tak zostawić.
-
Ale ja nie mogę tego przyjąć.
Adam westchnął.
- W
takim razie potraktuj to jako wyjątkowo hojny napiwek od wyjątkowo
zadowolonego klienta. Może być? - Olo skinął twierdząco głową.
- W takim razie wcinaj, bo zaraz ci wszystko wystygnie.
Chłopak
posłusznie wziął się za śniadanie. Zjadł szybko nie patrząc
nawet na Adama.
- Dzięki za śniadanie. Lepiej już pójdę -
wstał od stołu i nie czekając na reakcję mężczyzny wyszedł.
Kiedy był w windzie, wyjął pieniądze z kieszeni i przełożył do
założonej na biodra saszetki. Pieniądze dla Bolusia włożył do
jednej przegródki. Resztę do innej. Było tam już całkiem sporo
gotówki. Jeszcze trochę i w końcu uzbiera całą kwotę i
nareszcie będzie wolny. Wsiadł do autobusu. Dziesięć minut
później był już na Pigalaku. Poszedł na swoje stałe miejsce
przy fontannie. Siedział już tam jakiś chłopak. Na widok Olo
podniósł się.
- Gdzieś ty był? Boluś cię szuka. Jest
wkurwiony jak diabli. Nie było cię, gdy zbierał forsę. Myśli, że
znowu zwiałeś.
- Byłem u klienta. Dopiero teraz mnie
wypuścił.
- Lepiej idź do niego. Chyba nie chcesz żeby
wkurwił się jeszcze bardziej?
- Masz rację - Olo ruszył w
stronę bocznej uliczki. Stał tam nierzucający się w oczy
niewielki hotel, do którego wszystkie dziwki z Pigalaka zabierały
swoich klientów. Tam też mieściło się biuro ich
alfonsa.
Przeszedł przez drzwi z napisem "Tylko dla
personelu". Znalazł się w korytarzu. Zapukał do pierwszych z
brzegu drzwi, usłyszał "włazić" i otworzył je. Nie
zdążył nic powiedzieć, gdy poczuł uderzenie w brzuch. Zwinął
się i jęknął.
- Gdzie ty kurwo się włóczysz? - poczuł
bolesne szarpnięcie za włosy. Jęknął a z jego oczu popłynęły
łzy - Znowu chcesz ode mnie uciec? Dobrze wiesz, ze znajdę cię
wszędzie.
- Nie chcę uciec. Byłem całą noc u klienta.
Dopiero teraz mnie wypuścił.
- Łżesz.
- Przysięgam
Boluś, byłem u klienta.
- Gdzie masz kasę?
Olo wyciągnął
z saszetki tysiąc i podał alfonsowi. Ten widząc pieniądze puścił
włosy chłopaka. Przeliczył.
- No proszę, jak chcesz to
jednak potrafisz. - Schował pieniądze do stojącej na biurku
metalowej kasetki i podszedł z powrotem do chłopaka. Złapał go
znowu za włosy i powiedział: - Pamiętaj, jak będziesz próbował
zwiać, to cie zabiję.
- Pamiętam - jęknął Olo.
- To
dobrze. A teraz spierdalaj. - Boluś pchnął chłopaka w stronę
drzwi. Olo wyszedł bez słowa.
Poszedł na koniec korytarza i
wszedł w ostatnie drzwi. Stały tam piętrowe łóżka, szafki i
stół na środku pokoju. W tym momencie parę łóżek było
zajętych przez śpiących chłopaków. Olo rozebrał się i położył
na swoim łóżku. Po raz pierwszy miał tyle wolnego. Zazwyczaj
wracał z nocnej zmiany, spał osiem godzin, trochę wolnego dla
siebie, które zazwyczaj spędzał doprowadzając swoją garderobę
do porządku. Niestety za wszystko to musiał płacić. Za łóżko,
szafkę, wodę, żelazko, za wszystko. Ale wolał to, niż
przebywanie we własnym domu. Chociaż cennik wprowadzony przez
Bolusia był wygórowany, to jednak był stały i dawał możliwość
w miarę spokojnej egzystencji. Czego niestety nie można było
powiedzieć o jego własnym domu. Ciągłe libacje alkoholowe, brak
nawet najbardziej podstawowych urządzeń, czy nawet mebli. Odkąd
jego ojciec stracił robotę, wszystko w tym domu zostało zamienione
na wódkę, nawet jego ubrania. Kładąc się spać nie miał
gwarancji, że gdy się obudzi, będzie miał się w co ubrać.
Dlatego też wolał płacić Bolusiowi haracz. Miał przynajmniej do
dyspozycji szafkę. Małą i ciasną, ale jego własną. No i przede
wszystkim mógł spać w łóżku, a nie na rozsypującym się
sienniku, rzuconym na gołą podłogę. Westchnął ciężko. Spać
mu się nie chciało i nie bardzo wiedział, co zrobić z wolnym
czasem. Przebrał się i postanowił wyjść na miasto, powłóczyć
się trochę. Dawno tego nie robił. Chodził bez celu i oglądał
wystawy sklepowe.
Tymczasem Adam spędzał kolejny dzień na
negocjacjach. Kończył jedno spotkanie i pędził na następne. Z
niewielkimi przerwami, które przeznaczał na posiłek i złapanie
oddechu, spędził tak cały dzień. Tym razem udało mu się
skończyć wyjątkowo wcześnie. Już o dziewiętnastej był w domu.
Na szczęście mieszkanie Jarka odbiegało od standardów i dlatego
też w łazience miał zarówno wannę jak i natrysk. Wziął długą
i odprężającą kąpiel. Potem zabrał się za książkę. Jednak
nie dane mu było się nią cieszyć, bo nagle zadzwonił telefon.
-
Tak? - podniósł słuchawkę.
- Przepraszam, że przeszkadzam,
ale na portierni jest chłopak, ten który był u pana wczoraj. Mam
go wpuścić?- zaletą posiadania pieniędzy jest możliwość
mieszkania w bloku posiadającym portiera strzegącego prywatności
mieszkańców.
- Oczywiście - Adam odłożył
słuchawkę.
Dziesięć minut potem usłyszał dzwonek do drzwi.
Otworzył je.
- Cześć. Mam jeszcze godzinę wolnego przed
rozpoczęciem zmiany - powiedział Olo wchodząc do środka. -
Pomyślałem ze może chciałbyś dzisiaj też. Oczywiście za
darmo.
- Dlaczego za darmo? - zdziwił się Adam.
- Za te
pieniądze, które mi wczoraj dałeś.
- Myślałem, że już to
ustaliliśmy.- westchnął Adam.
- Ale ja mimo wszystko nie mogę
ich wziąć. Może i jestem dziwką, ale uczciwą - ostatnie zdanie
prawie wykrzyczał.
- W takim razie chodź - Adam pociągnął
Olo w stronę sypialni.
I znowu było tak jak poprzedniego dnia.
Delikatny dotyk Adama i rozkosz. Jeszcze większa niż wtedy.
-
Muszę już iść - powiedział Olo wstając z łóżka.
- Nie
idź jeszcze. - mężczyzna złapał go za rękę.
- Muszę.
Wiesz, co będzie jak nie przyniosę Bolusiowi pieniędzy.
Adam
sięgnął do spodni leżących obok łóżka. Wyciągnął z nich
portfel i bez słowa położył obok Olo tysiąc złotych.
-
Dlaczego to robisz? - spytał cicho Olo.
- Co? Ja tylko spełniam
swoją zachciankę.
- Ale to już drugi dzień, kiedy dajesz mi
tyle pieniędzy.
- Stać mnie na to.
Olo schował pieniądze
do saszetki i położył się z powrotem. Tak jak poprzednio Adam
położył głowę na jego piersiach. Olo wplótł palce w jego włosy
i zaczął go delikatnie głaskać.
- Ile ty masz właściwie
lat? - spytał Adam - Tylko szczerze.
- Dzisiaj skończyłem
osiemnaście.
- Nie wyglądasz. Dałbym ci najwyżej
czternaście.
Olo zaśmiał się.
- Wszyscy tak mówią.
Adam
usiadł i przez chwilę grzebał obiema rękami przy swoim karku.
-
Wszystkiego najlepszego - podał chłopakowi zdjęty z szyi
łańcuszek.
- Co to jest? - zdziwił się Olo.
- Prezent z
okazji urodzin.
- Ale dlaczego?
- Bo taki mam kaprys. Nie
podoba ci się?
Olo usiadł i wziął do ręki łańcuszek.
Delikatny, wykonany ze złota z zawieszką w kształcie wodnika.
-
Co to?
- Mój znak zodiaku. Niestety nie mam nic lepszego, co
mógłbym ci dać.
Olo patrzył na ten łańcuszek a z jego oczu
popłynęły łzy.
- Co jest? Nie podoba ci się? - spytał
Adam.
- Podoba.
- To dlaczego płaczesz?
- Bo to jest
pierwsza rzecz, jaką w życiu dostałem bezinteresownie. Nawet od
rodziców nigdy nic nie dostałem. Za wszystko, co dostawałem,
musiałem płacić tak lub inaczej. A ty tak po prostu... - nie mógł
mówić. Żal ściskał mu gardło, a z oczu płynęło jeszcze
więcej łez.
Adam, widząc co się dzieje z chłopakiem,
przyciągnął go do siebie i mocno przytulił. Trzymał go tak, aż
w końcu tamten przestał płakać.
- Dziękuję - wyszeptał
Olo, kiedy już się uspokoił.
- Nie ma za co - odparł Adam. -
Jeżeli nie chcesz go zgubić to lepiej szybko go załóż.
Olo
posłusznie założył łańcuszek. Chwilę patrzył na niego
uśmiechając się. Potem nagle odrzucił kołdrę, pochylił się i
wziął w usta członek Adama. Ten widząc to odepchnął Olo od
siebie.
- Co ty robisz?
- Tylko tak mogę ci podziękować.
-
Nie chcę żebyś mi dziękował w ten sposób.
- Dlaczego?
Przecież zapłaciłeś za to.
- Właśnie, zapłaciłem. Więc
to ja decyduję, co i jak, zgadza się? - Olo przytaknął - W takim
razie kładź się.
Chłopak posłusznie położył się. Adam
tak samo jak wcześniej położył głowę na jego klatce piersiowej.
Leżał nic nie mówiąc.
- Nie rozumiem cię - powiedział
Olo.
- Nie musisz.
- Zapłaciłeś za cały mój czas, a
zrobiłeś to tylko raz. Dlaczego?
- Taką miałem ochotę. Poza
tym, mam jeszcze sporo czasu, zdążę to zrobić. Chyba, że wolisz
żebym rżnął cię całą noc.
- To bez znaczenia, co ja wolę.
Jestem tu, by spełniać twoje zachcianki.
- Więc spełniaj
je.
- Jak mam je spełniać skoro nawet nie wiem, czego
chcesz.
- Właśnie tego.
- Czyli co?
- Chcę żebyś
leżał koło mnie, tak żebym mógł czuć ciepło twojego ciała.
Chcę zasnąć i obudzić się mając je przy sobie.
- Dlaczego?
- wyszeptał Olo, a dziwne uczucie ścisnęło mu gardło.
- Sam
nie wiem, może dlatego, że sprawia mi to największą
przyjemność...
Olo nie mógł już powstrzymać płynących z
oczu łez. Nie wiedział, dlaczego.
- Hej, co jest? - spytał
zdziwiony Adam.
- Przepraszam - Olo szybko wytarł oczy.
-
Nie przepraszaj. Po prostu powiedz, co się dzieje.
- Sam nie
wiem. To wszystko jest takie... niezrozumiałe dla mnie. Twoje
zachowanie wobec mnie, to jak reaguje moje ciało. Po prostu nie
rozumiem tego wszystkiego.
- Nie mów, że nigdy nie miałeś z
tego przyjemności? - zdziwił się Adam
- Nigdy. Z tobą jest
pierwszy raz. Klienci nigdy nie dbają o to, czy ja będę miał z
tego przyjemność czy nie. Zaspokajają tylko siebie. Niektórzy
robią to szybko i w pośpiechu, jakby czegoś się bali, niektórzy
nawet biją. Różnie się zachowują, ale nigdy nie myślą o mnie.
Dlatego zawsze się wyłączam, żeby to jak najszybciej się
skończyło. Dlatego nigdy nie wiedziałem, co to znaczy mieć
przyjemność z seksu. Dlatego tak bardzo tego nie lubię.
-
Skoro tego nie lubisz, to dlaczego to robisz?
- Bo muszę. Jakiś
czas temu moi rodzice pożyczyli od Bolusia pieniądze. Nawet nie
wiem na co. W każdym razie, kiedy przyszedł termin zwrotu okazało
się, iż nie mają z czego zwrócić, wiec Boluś zażądał mnie.
Powiedział, że jeżeli będę dla niego pracował to anuluje im
cały dług. Zgodzili się bez zastanowienia. Nie uronili ani jednej
łzy, kiedy Boluś mnie zabierał. Nawet nie liczyli się z moim
zdaniem. Nie chciałem tego robić, ale Boluś powiedział, że jak
odpracuję ten dług, wtedy mnie wypuści. Od tamtego czasu minęło
pięć lat. Zbierałem cierpliwie wszystkie napiwki, nawet okradałem
klientów, aż w końcu uzbierałem całą sumę. Poszedłem do
Bolusia, a on tylko roześmiał się i powiedział, że to nie
wszystko, że odsetki cały czas się zbierają. Wtedy postanowiłem
uciec. Niestety nie uciekłem daleko. Szybko mnie znalazł i pokazał,
co robi z tymi co od niego uciekają. Więc robie to dalej i cały
czas zbieram pieniądze wierząc, że kiedyś w końcu uda mi się
uzbierać całą sumę i uwolnić od niego.
- Ile ci jeszcze
brakuje?
- Nie wiem. Wtedy powiedział mi, że muszę mu oddać
dziesięć tysięcy. Za każdy dzień zwłoki dodatkowy jeden
procent. Na razie mam dziewięć tysięcy. Niestety nie jestem dobry
w liczeniu, nie skończyłem nawet podstawówki, wiec nie wiem ile
teraz muszę oddać. Ale cały czas zbieram.
- A kiedy to
było?
- Co?
- Kiedy ci powiedział że jesteś mu winien
dziesięć tysięcy?
- Jakieś dwa lata temu.
- Dwa lata
temu - Adam zamyślił się. - W takim razie teraz musisz mu oddać
jakieś dwadzieścia tysięcy.
- Co?
- Plus minus.
-
Ale ja nigdy tyle nie uzbieram - jęknął Olo. - Już nigdy się od
niego nie uwolnię - z oczu popłynęły mu łzy.
- Nie płacz -
Adam przyciągnął chłopaka do siebie - wszystko będzie dobrze.
-
Nie będzie dobrze. Nigdy nie uzbieram takiej kwoty.
-
Uzbierasz.
- Jak? Ty wiesz, jakie napiwki dostaję?
- Ja ci
pomogę.
- Jak?
- Najpierw dowiedz się, ile dokładnie
wynosi twój dług. Potem pomyślimy.
- Adam, dlaczego ty tyle
dla mnie robisz? Przecież nawet mnie nie znasz.
- No i co z
tego? Po prostu mam takie widzimisie i tyle. A teraz nie myśl już o
tym. Chodź spać - przyciągnął do siebie Olo i położył
się.
Olo wtulił się w Adama jak małe dziecko. Ciepło jego
ciała i bicie serca sprawiły, że Olo uspokoił się i szybko
zasnął. Przez następny tydzień Olo przychodził do Adama
codziennie. Za każdym razem Adam dawał mu tysiąc złotych. W
hotelu Olo pojawiał się tylko po to, żeby zmienić ubranie.
Któregoś razu gdy się przebierał złapał go Boluś.
- A ty
dziwko, gdzie się włóczysz?
- Właśnie miałem zamiar iść
do ciebie.
- Czyżby?
- Chciałem się tylko przebrać.
-
Już się przebrałeś. Gdzie masz kasę?
Olo bez słowa
wyciągnął odliczoną kwotę i podał alfonsowi.
- Skąd masz
te pieniądze?
- Od klienta.
- Czyżbyś znalazł sobie
bogatego sponsora?
- Nie wiem czy jest bogaty, wiem tylko ile mi
płaci.
- Skoro stać go na to żeby płacić ci tyle to znaczy,
że może płacić też więcej, dużo więcej.
- Co chcesz
przez to powiedzieć?
- Od dzisiaj masz mi przynosić codziennie
dwa tysiące.
- Ale przecież wiesz, że to niemożliwe. Nigdy w
życiu nie uda mi się tyle zdobyć przez jeden dzień.
- To już
twój problem. Okradnij go, dawaj dupy innym, mnie to nie interesuje
jak zdobędziesz te pieniądze. Wiesz co będzie jak na koniec dnia
nie dostanę określonej kwoty?
- Wiem.
- To dobrze. A
teraz spierdalaj do roboty.
Olo wyszedł. Szedł ulicą a z jego
oczu kapały łzy. Poszedł do Adama. Niestety było jeszcze zbyt
wcześnie i Adama nie było w domu. Usiadł wiec na portierni i
postanowił poczekać. Siedział i czekał a z jego oczu płynęły
łzy. W końcu nadszedł wieczór i Adam wrócił do domu.
-
Długo czekasz? - spytał zobaczywszy Olo siedzącego na portierni.
Ten podniósł głowę. - Co się stało? - spytał przerażony
widząc zapłakane oczy Olo.
- Boluś powiedział, że mam mu
teraz codziennie przynosić dwa tysiące. - Olo rozpłakał się.
Adam
przyciągnął go do siebie, a widząc zaciekawione spojrzenie
portiera powiedział:
- Chodźmy na górę. Zrobię herbaty i na
spokojnie opowiesz mi wszystko.
- Więc? - spytał Adam kiedy
już siedzieli nad kubkami gorącej herbaty.
- Boluś
powiedział, że skoro stać cię na to żeby płacić mi codziennie
tysiąc to równie dobrze możesz mi płacić dwa tysiące.
-
Skoro nie ma innego wyjścia to w porządku.
- Słucham? - Olo
podniósł zdumiony wzrok na Adama.
- Skoro nie da rady inaczej
to będę ci płacił dwa tysiące.
- Ale dlaczego? Przecież to
kupa kasy.
- Po pierwsze stać mnie, a po drugie, już ci
mówiłem, że chcę być jedynym twoim klientem. Jeżeli to jest
cena, jaką muszę za to zapłacić to zgadzam się.
Olo
rozpłakał się
-Nie płacz - Adam przytulił go.
-
Dlaczego jesteś dla mnie taki dobry?
- Bo cie lubię.
-
Nawet mnie nie znasz. Nic o mnie nie wiesz.
- Nie muszę. No,
nie płacz już.
Następnego dnia Olo wrócił do hotelu i bez
słowa położył przed Bolusiem dwa tysiące.
- No proszę,
jednak zdobyłeś te pieniądze.
- Chcę wiedzieć ile wynosi
mój dług.
- Co?
- Chcę wiedzieć ile wynosi mój dług.
-
Dwadzieścia pięć tysięcy, pod warunkiem ze przyniesiesz tą kasę
do jutra.
- Rozumiem - powiedział Olo i wyszedł. Ponieważ
było jeszcze zbyt wcześnie żeby iść do Adama postanowił
powłóczyć się po mieście. Jednak szybko się zmęczył. Poszedł
więc do Adama i jak zwykle usiadł na portierni. Zdziwił się, gdy
godzinę później w drzwiach wejściowych zobaczył Adama.
-
Wcześniej dzisiaj jesteś.
- Wpadłem tylko na chwilę,
zapomniałem papierów. Za pół godziny mam następne spotkanie.
-
W takim razie nie będę przeszkadzał.
- Nie przeszkadzasz.
Chodź.
Weszli na górę.
- Pytałeś w końcu swojego
alfonsa ile masz mu oddać?
- Tak.
- Ile?
-
Dwadzieścia pięć tysięcy. Jeżeli oddam do jutra.
Adam bez
słowa położył przed Olo trzy paczki banknotów związanych
banderolą.
- Co to jest? - zdziwił się Olo.
-
Trzydzieści tysięcy.
- Dajesz mi je tak po prostu?
-
Oczywiście. Chcę żebyś spłacił swój dług.
- Ale
dlaczego?
- Wybacz, ale nie mam teraz zbytnio czasu.
Porozmawiamy wieczorem. Będę o dwudziestej drugiej. Teraz muszę
lecieć. Jeżeli chcesz to zostań. Jak będziesz chciał wyjść to
po prostu zamknij drzwi, mają zamek zatrzaskowy. No i oddaj
alfonsowi pieniądze.
Adam wybiegł z mieszkania. Olo jeszcze
jakiś czas siedział i wpatrywał się w pieniądze. Nie mógł
uwierzyć w to, co się właśnie stało. W końcu będzie mógł się
uwolnić. Postanowił pójść do Bolusia wieczorem. Te kilka godzin,
które mu zostało postanowił spędzić przed telewizorem. Telewizor
oglądał tylko wtedy gdy łaził po sklepach, a i tak były to
niezbyt interesujące programy. Teraz mógł wybierać co chciał
oglądać.
W końcu nadeszła dwudziesta pierwsza. Wyszedł z
mieszkania i poszedł do hotelu. Bez pukania wszedł do biura alfonsa
i rzucił mu pieniądze.
- Co to jest? - warknął alfons.
-
Mój dług, a właściwie trzydzieści tysięcy.
- Za mało.
-
Jak to? Przecież powiedziałeś, że musze oddać ci dwadzieścia
pięć tysięcy. Tu jest tego więcej.
- Cena poszła w górę.
Masz mi oddać czterdzieści tysięcy.
- Oszukujesz!
- Ja
tu rządzę, więc nie podskakuj.
Olo zabrał pieniądze i
wybiegł z pokoju. Wybiegł z hotelu. Biegł do mieszkania Adama.
Kiedy w końcu dobiegł okazało się, iż Adam już jest w domu.
Wjechał na górę. Adam stał przy oknie z kieliszkiem w ręku i
zamyślony spoglądał w okno.
- O, już jesteś. To dobrze.
Muszę ci coś powiedzieć. Jutro muszę wyjechać.
- Na jak
długo?
- Na zawsze.
- Dlaczego?
- Zakończyłem
interesy w tym mieście. Nic mnie już tu nie trzyma.
- A ja? Co
ze mną? Mówiłeś, że chcesz żebym został z tobą, że lubisz
mnie. Czy to wszystko było kłamstwem? Chciałeś tylko się
zabawić, tak? Jesteś taki sam jak inni! Nienawidzę cię! - Olo ze
łzami w oczach wybiegł z mieszkania, Nie słyszał nawet jak Adam
woła za nim. Nie chciał słyszeć. Oślepiony łzami nawet nie
patrzył, dokąd biegnie. Kiedy w końcu się zmęczył przystanął.
Rozejrzał się wkoło. Nie znał tej okolicy. Ruszył niepewnie
przed siebie. Niestety nie zdążył ujść nawet kilku kroków, gdy
poczuł mocne uderzenie w głowę i stracił przytomność.
Adam
wybiegł za Olo. Lecz zanim przyjechała winda, zanim zjechał na
dół, chłopaka nie było już nigdzie widać. Westchnął ciężko.
Miał nadzieję, że jutro przyjdzi,e wtedy mu wszystko wytłumaczy.
Wrócił na górę i położył się spać. Jutro musi wcześnie
wstać, zakończyć kilka spraw, spakować się i wieczorem odlot.
Następnego dnia o siódmej rano obudził go dzwonek komórki.
Odebrał.
- Dzień dobry. Czy to Pan Adam Majewski?
-
Tak.
- Dzwonię ze szpitala Świętego Piotra. Wczoraj wieczorem
przywieziono do nas młodego mężczyznę. Nie miał przy sobie
żadnych dokumentów, tylko Pana wizytówkę. Może zna go Pan?
-
Jak wyglądał?
- Wiek około piętnaście lat, krótkie blond
włosy, niebieskie oczy.
Adam zbladł.
- Co z nim jest?!
-
Zna go Pan?
- Oczywiście. To mój bratanek, Aleksander
Majewski. Co z nim jest? Wszystko w porządku?
- Został ciężko
pobity. Już jest po zabiegu. Niestety jeszcze nie odzyskał
przytomności. Czy mógłby Pan przyjechać i wypełnić niezbędne
dokumenty?
- Oczywiście, zaraz tam będę.
Skończył
rozmowę i wyskoczył z łóżka. Zrezygnował z kąpieli, ubrał się
szybko i wybiegł z mieszkania. Złapał taksówkę. Kiedy był już
na miejscu, nie zważając na protesty pielęgniarek, pobiegł do
sali, w której leżał Olo. Twarz miał owiniętą bandażami i był
nieprzytomny. Usiadł przy łóżku, wziął jego dłoń w swoje ręce
i przytknął do ust. Z oczu popłynęły mu łzy. Siedział tak
dopóki nie przyszedł lekarz.
- Panie doktorze, co z nim?
-
Niestety najbardziej ucierpiała jego twarz. Pocięto ją czymś
ostrym. Poskładaliśmy go na ile byliśmy w stanie, niestety zostaną
szpecące blizny. Na chwilę obecną jest w śpiączce. Nie wiemy,
kiedy się obudzi.
- Rozumiem. Dziękuję. - Adam wrócił do
pokoju, w którym leżał Olo. Usiadł przy łóżku i siedział tam
dopóki go nie wyrzucili. Następnego dnia także przyszedł i
siedział dopóki go nie wyrzucono. Kiedy przyszedł trzeciego dnia
pielęgniarka z recepcji powiedziała:
- Dzień dobry Panie
Majewski. Pana bratanek właśnie się obudził. - Adam chciał
pobiec do niego, ale pielęgniarka powstrzymała go - proszę chwilę
zaczekać. Jest teraz u niego lekarz.
Adam usiadł i cierpliwie
czekała aż lekarz wyjdzie z sali, chociaż był już na granicy
wytrzymałości. W końcu się doczekał.
- I co z nim?
-
Rany goją się wyjątkowo dobrze. Psychicznie też myślę w
porządku. Sądzę, że za kilka dni będzie mógł iść spokojnie
do domu.
- Mogę teraz iść do niego?
- Oczywiście.
Adam
wszedł. Olo leżał z zamkniętymi oczami. Kiedy tylko Adam usiadł
przy łóżku, Olo otworzył oczy.
- Adam? Co ty tutaj robisz? -
zdumiał się.
- Siedzę.
- Ale dlaczego? Miałeś przecież
wyjechać.
- Ale nie wyjechałem.
- Dlaczego?
-
Martwiłem się o ciebie.
- Akurat - mruknął niepewnie Olo.
-
Naprawdę.
Zapanowała cisza. Nagle Olo zaczął płakać.
-
Czemu płaczesz?
- Wszystko stracone.
-To znaczy?
-
Poszedłem do Bolusia oddać pieniądze, a on tylko roześmiał się
i powiedział, że muszę oddać czterdzieści tysięcy. Potem ty
powiedziałeś, że wyjeżdżasz. Kiedy uciekłem z twojego
mieszkania, ktoś na mnie napadł. Nie wiem, kto to był, nikogo nie
widziałem. Wiem tylko, że zabrali wszystko. Pieniądze, które mi
dałeś i te, które zbierałem. Nawet łańcuszek - z oczu Olo
popłynęły łzy.
Adam przytulił go ostrożnie.
- Nie
płacz. Kupię ci nowy.
- Ni chcę nowego! - Olo wyrwał się z
objęć Adama - Ty nic nie rozumiesz!
- Więc wytłumacz mi.
-
Ten łańcuszek był dla mnie czymś wyjątkowym. Nigdy nic od nikogo
nie dostałem za darmo. Aż nagle ty, zupełnie obcy facet, który
znał mnie zaledwie dwa dni, dałeś mi coś, ot tak po prostu. To
dużo dla mnie znaczyło. Pozwoliło mi uwierzyć, że mogę być
szczęśliwy, że gdzieś na tym świecie jest moje miejsce. Teraz
nie mam nic. Nigdy nie będę w stanie zebrać tych pieniędzy, żeby
uwolnić się od Bolusia. Nie ma już dla mnie nadziei. Nawet ty mnie
zostawiłeś.
- Nieprawda.
- Nie? A kto powiedział, że
musi wyjechać?
- Chcę żebyś pojechał ze mną.
-
Akurat. Mówisz tak teraz, kiedy leżę tutaj poharatany. Nie
potrzebuję litości.
- To nie litość. Od początku chciałem
żebyś ze mną pojechał. Chciałem ci to wtedy powiedzieć, ale nie
dałeś mi dojść do słowa, tylko uciekłeś.
- Nie wierzę.
-
To uwierz, kupiłem nawet bilety - Adam wyciągnął z kieszeni dwa
bilety lotnicze - zobacz, jeden jest na twoje nazwisko.
Olo
zerknął na bilety. Na jednym było nazwisko Adama, a na drugim jego
własne. Oba były do Australii.
- Mogłeś je kupić przed
chwilą.
- Zobacz na datę zakupu - Olo spojrzał uważnie.
-
Tydzień temu - wyszeptał.
- Zgadza się.
- Więc... wiec
ty naprawdę chciałeś, żebym z tobą wyjechał? - w głosie
chłopaka można było usłyszeć nadzieję.
- Oczywiście.
Olo
rozpłakał się.
- Ale ze mnie głupek.
- Nie płacz, bo
ci szwy popękają.
- Dlaczego wciąż chcesz żebym z tobą
jechał? Przecież moja twarz już nie będzie nigdy taka ładna jak
dawniej.
- Nie dbam o to. Kocham cię nie dla tego, że masz
ładną buzię.
- Kochasz mnie? - zdumiał się Olo.
-
Oczywiście. Myślisz, że dlaczego dawałem ci te wszystkie
pieniądze? Dlaczego chciałem być twoim jedynym klientem?
-
Nie wiem.
- Dlatego że cię kocham. I nie obchodzi mnie jak
będzie wyglądać twoja twarz czy reszta ciała. Zawsze będę cię
kochać.
- Teraz tak mówisz, ale gdy zdejmą bandaże na pewno
odwrócisz się ode mnie. Lekarz powiedział, że zostaną szpecące
blizny.
- Nie dbam o to.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Chyba
dla tego, że miłość już taka jest. Nigdy nie kieruje się
racjonalnymi przyczynami, robi wszystko jak jej się podoba. I jak
już cię złapie to nie chce wypuścić.
- Więc ty naprawdę
mnie kochasz?
- Oczywiście. I chcę żebyś ze mną wyjechał.
Na zawsze.
- Ale jak? Nie mam paszportu, ani nawet dowodu.
-
O to się nie martw - Adam wyjął z kieszeni paszport i podał
Adamowi. - Pomyślałem już o tym.
- Ale to przecież
fałszerstwo. Możesz za to pójść do więzienia.
- Wiem. Ale
nie dbam o to. Chcę żebyś został przy mnie, chcę żebyś był
bezpieczny. Jeżeli ceną za to ma być więzienie, niech tak
będzie.
- Nie mów tak. Nie chcę żebyś poszedł przez mnie
do więzienia. Za bardzo mi na tobie zależy.
- Naprawdę?
-
Tak. - Gdyby nie bandaże Adam mógłby zobaczyć jak Olo się
czerwieni.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę. Jak tylko
wypuszczą cię ze szpitala wyjedziemy stąd i nigdy nie wrócimy.
-
To niemożliwe - szepnął cicho Olo.
- Dlaczego? Przecież
powiedziałeś, że tego chcesz.
- Chcę, ale Boluś znajdzie
mnie wszędzie. Nigdy od niego nie ucieknę - w oczach chłopaka
pojawiły się łzy.
- Nie bój się. Nawet on nie ma tak
długich rąk żeby dosięgnąć cię w Australii.
- W
Australii?
- Tak. Mam zamiar otworzyć tam filię swojej firmy i
zamieszkać. Na stałe.
- Ale bilety są już chyba nieważne?
-
To nic, kupię nowe. Musisz tylko szybko wyzdrowieć. Dobrze?
-
Dobrze.
- Świetnie, a teraz odpoczywaj. Przyjdę jutro. A, przy
okazji, oficjalnie jesteś moim bratankiem.
- Dlaczego?
-
Bo inaczej nie mógłbym do ciebie przychodzić .
- Rozumiem.
-
Odpoczywaj, przyjdę jutro.
Olo położył się i zamknął
oczy, Adam wyszedł. Kiedy był już na ulicy wyciągnął komórkę
i wybrał numer.
- Cześć Pyton, mam sprawę.
- Co jest,
czyżby paszport był niedobry?
- Nie, paszport jest ok. To coś
innego. Coś, co lubisz.
- Nie mów? Chcesz żebym się nad kimś
trochę poznęcał?
- Jakbyś zgadł.
- Coraz bardziej cie
lubię - w głosie rozmówcy słychać było wyraźne zadowolenie.
-
Możemy się teraz spotkać?
- Teraz nie bardzo mogę, ale za
jakieś dwie godziny będę wolny.
- Może być. Spotkajmy się
tam gdzie ostatnio.
Minęło pół roku. Adam i Olo
szczęśliwie mieszkają razem w Australii. Adam, tak jak mówił,
założył tam filię swojej firmy, a Olo uczęszcza do szkoły.
Któregoś dnia Adam właśnie wrócił do domu, gdy odezwała się
jego komórka.
- Słucham?
- Pozdrowienia od Pytona -
odezwał się w słuchawce nieznajomy głos. - Przesyłka dotarła?
-
Chwileczkę. - odsunął telefon od ucha - Olo?
Z kuchni wyjrzał
Olo z twarzą całą w bandażach.
- Była do mnie jakaś
przesyłka?
- Leży na stoliku przed lustrem.
- Dzięki -
Olo zniknął z powrotem z kuchni.
Adam rozerwał kopertę.
Wypadło z niej kilkanaście zdjęć.
- Tak, dotarła -
powiedział do telefonu.
- Jest pan zadowolony?
- Muszę
sprawdzić - z telefonem przy uchu zaczął przeglądać zdjęcia. -
A gdzie druga część zamówienia?
- Jest. Proszę dobrze
sprawdzić kopertę.
Adam zajrzał jeszcze raz do koperty i
wyciągną mały foliowy woreczek. Wyjął jego zawartość i przez
chwilę uważnie oglądał.
- Pyton przeprasza, że tak długo
to trwało - odezwał się głos w słuchawce - ale z drugą częścią
zamówienia trochę nam się zeszło.
- Nie przeszkadza mi to.
Mówiłem Pytonowi, że czas nie gra roli.
-Rozumiem. Czy mogę
więc przekazać Pytonowi, że jest pan zadowolony z zamówienia?
-
Oczywiście.
Rozmówca bez słowa rozłączył się.
- Olo!
- Olo znowu wyjrzał z kuchni - Mam coś dla ciebie. Możesz tu
przyjść?
- Co takiego?
Adam bez słowa podał mu zdjęcia.
Olo przez chwilę oglądał, a z każdym kolejnym zdjęciem jego oczy
rozszerzały się ze zdumienia. Na każdym widać było brutalną
przemoc i mnóstwo krwi.
- Co to jest?
- Wiesz, kto jest na
tych zdjęciach?
- Boluś. Ale dlaczego? Dlaczego mi to
pokazujesz?
- Zająłem się nim.
- Ale dlaczego?
- Za
to, co ci zrobił.
- Przecież on mi nic nie zrobił, oprócz
tego, że zmuszał mnie do bycia dziwką.
- Już samo to
wystarczyłoby. Ale okazał się, że to on stał za tym napadem na
ciebie.
- On? Ale dlaczego? - Olo zdumiał się jeszcze
badziej.
- A jak myślisz? Chodziło mu o twoje pieniądze.
Trzydzieści kawałków to nie lada kąsek dla takiej szumowiny
niższego gatunku jak on. Poza tym nie mógł pozwolić żebyś od
niego odszedł. Straciłby źródło dochodów. Postanowił więc
ukraść ci pieniądze i zmusić do ponownego zbierania przy okazji
pracy jako dziwka.
- Ale przecież wiedział, że z pociętą
twarzą nie będę mógł zdobyć zbyt wielu klientów, więc
dlaczego to zrobił?
- To akurat była inicjatywa własna tych,
którzy cię napadli, ale nie przejmuj się. Mój znajomy też się
nimi zajął odpowiednio.
- Niech zgadnę, ten znajomy raczej
nie jest grzecznym chłopcem?
- Ależ skąd. Jest bardzo
grzeczny, tylko ma niegrzeczne hobby.
- Skąd ty masz takie
znajomości?
- No cóż, poznało się kilku ludzi będąc na
studiach. Ale nie musisz się tym przejmować. Nie mam zamiaru robić
nic nielegalnego.
- To dobrze. Nie chciałbym, żeby któregoś
dnia zamknęli cię za coś.
- Nie bój się. To było
jednorazowe.
- Obiecujesz?
- Obiecuję. A przy okazji, mam
jeszcze coś dla ciebie.
- Co?
- Zamknij oczy i wyciągnij
rękę.
Olo posłusznie zamknął oczy, a wtedy Adam na jego
wyciągniętej ręce położył to, co wyjął z małego foliowego
woreczka z koperty. Olo otworzył oczy. Kiedy zobaczył, co to jest w
jego oczach pojawiły się łzy.
- Ej, nie płacz, bo jeszcze
porozrywasz szwy. - Adam przytulił Olo - Wprawdzie stać mnie na
kolejną operację plastyczną ale wiesz, że co za dużo to nie
zdrowo. I tak jeszcze czeka cię kilka operacji, zanim twoja twarz
będzie wyglądała tak jak wcześniej.
- Adam... - Olo nie mógł
wydusić z siebie słowa.
- Tak?
- To jest...
-
Tak?
-... ten łańcuszek, który mi wtedy dałeś.
-
Tak.
- Ale jakim cudem...
- Powiedziałeś, że jest dla
ciebie bardzo ważny, więc tak długo szukałem aż w końcu
znalazłem.
- Adam...
- No?
-Nie wiem co powiedzieć.
-
Więc nic nie mów.
- Ale ja... tyle rzeczy dla mnie robisz, a
ja nic ci nie dałem.
- Dałeś mi więcej niż mogłem
oczekiwać.
- Jak to?
- Dałeś mi siebie. To mi
wystarczy.
- Kocham cię - powiedział Olo przez łzy.
- Ja
ciebie też.
KONIEC