W Londynie w czasie II wojny światowej na jednym z domów umieszczono napis:
"Zapisz się do wojska, do sekcji skoczków spadochronowych. Teraz bardziej niebezpiecznie jest przejść przez ulicę, niż skoczyć ze spadochronem."
Pod spodem ktoś dopisał:
"Chętnie bym się zapisał, ale biuro jest po drugiej stronie ulicy".
Historia podobno faktycznie zdarzyła się w Denver.
Rejs United Airlines z kompletem pasażerów został odwołany z przyczyn technicznych. Wszystkie bilety były przebukowywane na następne wolne rejsy. UA miały w tym porcie tylko jedno własne stanowisko odpraw, obsługiwane przez młodą, rezolutną urzędniczkę, która robiła co mogła, by uniknąć awantur ze wściekłymi w takich sytuacjach pasażerami. Ustawiła się długa kolejka i panienka mozolnie zmieniała terminy odlotów.
Nagle do jej stanowiska podszedł bez kolejki niesympatyczny grubas, którego tusza raczej sugerowałaby odprawienie go jako cargo, a nie pasażera, rzucił swoim biletem o pulpit i mówi:
- Muszę mieć bilet na najbliższy rejs i koniecznie w pierwszej klasie!
Na co agentka:
- Najmocniej pana przepraszam, staramy się jak możemy i będę szczęśliwa spełniając pańskie życzenia. Jednak bardzo proszę o zajęcie miejsca w kolejce, muszę obsłużyć najpierw tych z państwa, którzy przyszli pierwsi.
Grubas, niezadowolony z jej reakcji, wykrzyknął głośno tak, aby słyszały to wszystkie osoby z kolejki:
- Czy pani nie wie kim ja jestem???!!!
Urzędniczka, bez chwili wahania, sięgnęła po mikrofon i oznajmiła przez megafony:
- Uwaga! Bardzo prosimy szanownych państwa o wysłuchanie komunikatu. Przy stanowisku United Airlines znajduje się pasażer, który ma problemy z ustaleniem swojej tożsamości. Gdyby ktoś był w stanie mu pomoc, prosimy o podejście do naszego stanowiska. Dziękuję.
Wśród pasażerów oczekujących w kolejce wybuchły salwy gromkiego śmiechu. Grubas, toczący prawie pianę z pyska, wycedził przez zęby:
- Fuck you...
Na co agentka:
- Przykro mi. W tej sprawie również musi pan zaczekać na swoją kolej.
Młody parlamentarzysta mówi do osiemdziesięcioletniego Churchilla:
- Mam nadzieję, że długo będziemy się spotykać w Parlamencie.
- Być może mój drogi, być może - odpowiada Churchill, - wyglądasz na całkiem zdrowego człowieka.
W restauracji ONZ jeden z delegatów opowiada dowcip o ludożercach: "Kocioł w którym gotowano misjonarza zostaje zdjęty z ognia. Misjonarz łudzi się, że modlitwa go uratowała, ale to tylko kucharz chce poznać jego nazwisko, aby umieścić je w menu." Nagle konsternacja, dyplomaci orientują się, że w ich towarzystwie jest Murzyn.
Ten jednak staje na wysokości zadania. Kiedy kelner wręcza menu, ciemnoskóry dyplomata długo je studiuje, po czym mówi:
- Mały wybór.
- Są wszystkie mięsa i dziesięć rodzajów ryb - oponuje kelner.
- Za mały wybór... Proszę mi podać spis delegatów na sesję.
Aktorka, zbierająca komplementy za świetnie zagraną rolę w "Orlątku", mówi kokieteryjnie:
- Tę rolę powinna grać kobieta młoda i ładna.
Na to wielbiciel jej talentu:
- Udowodniła pani, że niekoniecznie.
Lata pięćdziesiąte, kiedy to demonstrowanie rzeczywistej, lub też fałszywej, proletariackości należało do - czy dobrego? - tonu.
Nieborów, sala Canaletta, stara porcelana, srebra. Dawny lokaj książąt Radziwiłłów w białych rękawiczkach podaje do stołu barszcz z pasztecikami. Jeden z ówczesnych ministrów:
- Po ile na ryło?
Kiedyś La Fontaine poszedł w odwiedziny do swojego przyjaciela.
- Przecież on umarł dokładnie miesiąc temu - powiedziała gospodyni - a pan wygłosił mowę pogrzebową.
- Rzeczywiście, doskonale pamiętam. Mógłbym tę mowę słowo w słowo zapisać.
Pewien młody poeta przyniósł Voltaire'owi swoją odę pod tytułem "Do potomnych". Voltaire przeczytał odę i powiedział:
- Niezła. Ale myślę, że pod podanym adresem nie dojdzie.
Król Fryderyk II pewnego razu zaproponował Voltaire'owi przejażdżkę łódką. Pisarz zgodził się chętnie, ale gdy zobaczył, że łódka przecieka, szybko z niej wyskoczył.
- Ależ pan się boi o swoje życie - zaśmiał się król - a ja się nie boję.
- To zrozumiałe - odpowiedział Voltaire. - Teraz na świecie królów dużo, a Voltaire jest tylko jeden.
Kiedyś Lessing dostał paczkę, w której było opowiadanie pod tytułem "Dlaczego żyję?" i list, w którym początkujący autor prosił go o ocenę. Lessing przeczytał opowiadanie i odpowiedział: "Żyje pan tylko dlatego, że przysłał swoje opowiadanie pocztą, a nie przyniósł osobiście.
W Weimarze spotkali się na wąskiej ścieżce w parku Goethe i pewien krytyk literacki. Zobaczywszy Goethego, krytyk warknął:
- Nie ustępuję drogi durniom.
- A jak tak - odpowiedział Goethe i zszedł na bok.
Ktoś zapytał Heinego, czym był zajęty przed obiadem.
- Przeczytałem wiersz, który napisałem wczoraj, i w jednym miejscu postawiłem przecinek.
- A po obiedzie?
- Przeczytałem ten wiersz jeszcze raz i skreśliłem przecinek, bo okazał się zbyteczny.
W rozmowie z Heinem jedna z jego wielbicielek wykrzyknęła:
- Oddam panu swoje myśli, duszę i serce!
- Chętnie przyjmę - z uśmiechem odpowiedział poeta. - Maleńkie podarki wstyd odrzucać.
Do Balzaka przyszedł rzemieślnik i zażądał zapłaty za wykonaną pracę. Balzac wyjaśnił, że nie ma teraz pieniędzy i poprosił go, żeby przyszedł kiedy indziej. Rzemieślnik się zdenerwował i zaczął krzyczeć:
- Kiedy przychodzę po pieniądze, to pana nigdy nie ma w domu, a gdy nareszcie pana zastałem, to pan nie ma pieniędzy!
- To zupełnie zrozumiałe - powiedział Balzac. - Gdybym miał pieniądze, to bym nie siedział w domu.
Pewnego razu, kiedy Balzac jak zwykle przyszedł do wydawcy po zaliczkę, zatrzymał go w drzwiach sekretarz i powiedział:
- Bardzo mi przykro, panie Balzac, ale pan wydawca dzisiaj nie przyjmuje.
- To nic - odpowiedział Balzac - najważniejsze, żeby dawał.
Pewnego razu, kiedy Dumas wrócił z proszonego obiadu, jego syn zapytał:
- No i jak tam, wesoło było?
- Bardzo - odpowiedział ojciec - ale gdyby mnie tam nie było, to umarłbym z nudów.
Andersen ubierał się bardzo niedbale. Pewnego razu jakiś złośliwiec zapytał:
- Ten żałosny przedmiot na pańskiej głowie nazywa pan kapeluszem?
Wielki baśniopisarz nie dał się wyprowadzić z równowagi i spokojnie odpowiedział:
- A ten żałosny przedmiot pod pańskim kapeluszem nazywa pan głową?
Pisarz Gottfried Keller pił o wiele za dużo wina, niż na to pozwalał stan jego zdrowia. Lekarz zwrócił mu taktownie uwagę, żeby zmniejszył ilość spożywanych płynów. Keller zasępił się na chwilę, po czym powiedział z uśmiechem:
- Oczywiście, panie doktorze, od dzisiaj nie będę jadł zupy.
Do Marka Twaina przyszedł dziennikarz i powiedział, że słyszał, jakoby pisarz pracował nad wielkim dziełem dramatycznym. Chciał wiedzieć, jak daleko posunęła się praca. Twain odpowiedział:
- Może pan napisać w swojej gazecie, że piszę dramat składający się z czterech aktów i trzech antraktów, oraz że już ukończyłem wszystkie antrakty.
Kiedyś jeden ze znajomych Marka Twaina zanudzał go opowieściami o swojej bezsenności.
- Czy pan rozumie? Nic mi nie pomaga, absolutnie nic.
- A nie próbował pan rozmawiać sam ze sobą? - zapytał Twain.
W 1882 roku Oscar Wilde po raz pierwszy przyjechał do Stanów Zjednoczonych. Celnik zapytał go, co przewozi przez granicę.
- Nic, oprócz mojego talentu - odpowiedział pisarz.
Któregoś wieczoru Bernard Show przyszedł do teatru trochę spóźniony, już po rozpoczęciu spektaklu. Poproszono go, by skierował się do swojej loży i cicho zajął miejsce.
- A co, widzowie już śpią? - zapytał Show.
Kiedyś, w czasie rozmowy o osiągnięciach współczesnej techniki, Bernard Show powiedział:
- Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.
Poproszono kiedyś Herberta Wellsa, by wyjaśnił, co to jest telegraf.
- Wyobraźcie sobie gigantycznego kota - powiedział pisarz - którego ogon znajduje się w Liverpool, a głowa w Londynie. Gdy kotu nadepnął na ogon, rozlega się miauczenie. Właśnie tak działa telegraf.
- A co to jest telegraf bez drutu?
- To samo, tylko bez kota - odpowiedział Wells.
Tristan Bernard jadł kiedyś obiad na Riwierze w jednej z najdroższych restauracji. Kiedy kelner przyniósł mu rachunek, Bernard zapłacił i kazał wezwać właściciela restauracji. Ten zjawił się natychmiast. Bernard zapytał:
- Pan jest właścicielem tej restauracji?
- Tak, ja.
- W takim razie niech pan mnie mocno uściska, bo już nigdy mnie pan tu nie zobaczy.
Tristanowi Bernardowi przedstawiono kiedyś drugorzędnego autora, który pisywał biografie sławnych ludzi.
- Już od dawna mam zamiar napisać o panu książkę - powiedział literat - a kiedy pan umrze, napiszę pana biografię.
- Wiem o tym - westchnął sławny humorysta - i dlatego chcę jeszcze długo żyć.
Pewien dramaturg zaprosił André Gide'a na premierę swojej sztuki. Po drugim akcie André Gide zwrócił się do autora sztuki:
- Teraz na dworze musi być ulewa.
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał autor.
- Bo wszyscy zostają, żeby zobaczyć trzeci akt - odpowiedział André Gide.
Pewnego razu do Tomasza Manna przyszedł początkujący pisarz. Przeczytał Mannowi kilka swoich utworów i poprosił go o ocenę.
- Powinien pan dużo czytać - powiedział Tomasz Mann. - Czytać, czytać, jak najwięcej czytać.
- Dlaczego?
- Jeśli pan będzie dużo czytać, to nie będzie pan miał czasu na pisanie - odpowiedział Mann.
Kiedyś Tomasz Mann odwiedził pewną szkołę. Nauczyciel przedstawił pisarzowi najzdolniejszą uczennicę i poprosił go, aby zadał jej jakieś pytanie.
- Jakich znasz sławnych pisarzy? - zapytał Mann dziewczynkę.
- Homer, Szekspir, Balzac i pan, ale zapomniałam pana nazwiska - odpowiedziała uczennica.
Pewnego razu przyszedł do Bertolda Brechta młody człowiek i powiedział:
- Mam w głowie mnóstwo pomysłów i mogę napisać dobrą powieść, nie wiem tylko, jak zacząć.
Brecht się uśmiechnął i doradził:
- Bardzo prosto. Niech pan zacznie od górnego lewego rogu kartki.
Zapytano raz Hemingwaya, co to jest szczęście.
- Szczęście - to dobre zdrowie i słaba pamięć - odpowiedział pisarz.
Cosimo Medici w wolnym czasie lubił rzeźbić. Wyrzeźbił posąg Neptuna i polecił ustawić go na głównym placu Florencji. Pokazał go Michałowi Aniołowi i zapytał:
- Jakie uczucia budzi w tobie mój Neptun?
- Religijne - odpowiedział wielki rzeźbiarz.
- Jak to? - zdziwił się Medici.
- Kiedy patrzę na ten posąg, proszę Boga, by panu wybaczył zepsucie takiej wspaniałej bryły marmuru.
Michał Anioł przedstawił Cosimo Medici jako pięknego mężczyznę, chociaż ten w rzeczywistości był garbaty.
- Kto będzie o tym wiedział za 500 lat? - wytłumaczył zdumionym rodakom.
Pewien milioner kupił od Turnera obraz. Wkrótce dowiedział się, że obraz, za który zapłacił 100 funtów, Turner malował tylko dwie godziny. Milioner się zdenerwował i wniósł do sądu sprawę o oszustwo. Sędzia zapytał malarza:
- Niech pan powie, jak długo pracował pan nad tym obrazem?
- Całe życie i dwie godziny - odpowiedział Turner.
Pewien bankier poprosił Verneta o jakiś rysunek. Malarz przez pięć minut zrobił niewielki rysunek i powiedział:
- To będzie kosztować 1000 franków.
- Jak to, 1000 franków za rysunek, na który stracił pan tylko pięć minut?!
- Tak - odpowiedział Vernet - ale ja straciłem 30 lat życia, żeby nauczyć się robić takie rysunki w ciągu pięciu minut.
Kiedyś do pracowni Norwida zaszedł znajomy ziemianin. Gospodarz przyjął go w brudnym fartuchu i z paletą w ręce. Ziemianin popatrzył na gospodarza i na obrazy wiszące na ścianach, po czym ze współczuciem zapytał:
- A więc pan musi wszystko namalować samemu?
- Niestety, nie mam lokaja - odpowiedział Norwid.
Do Juliusza Kossaka przyszedł znajomy i zaczął opowiadać o swoim psie:
- Jeśli każę mu zjeść jabłko, to on je zje, chociaż nie lubi jabłek. A gdy położę przed nim kawałek mięsa i powiem: "nie rusz", to on go nie zje, nawet gdy jest bardzo głodny.
- Zawsze uważałem, że psy to mądre zwierzęta - powiedział Kossak - ale teraz widzę, że są tak samo głupie jak ludzie.
Amerykańskiego malarza, Jamesa Whistlera, zapytano kiedyś, czy to prawda, że zna osobiście angielskiego króla.
- Skąd wam to przyszło do głowy? - zdziwił się malarz.
- Sam król o tym mówił...
- Król się tylko tak chwali - odpowiedział Whistler.
Do Edgara Degasa zwrócił się pewien człowiek:
- Proszę mi wybaczyć, ale pańska twarz wydaje mi się znajoma. Musiałem ją widzieć już w innym miejscu.
- Niemożliwe - odpowiedział Degas - swoją twarz noszę zawsze na tym samym miejscu.
Kiedy Degas był już znanym malarzem, do jego pracowni przyszedł jeden z miłośników jego talentu. Nie zobaczywszy na ścianie ani jednego obrazu mistrza, zapytał:
- Dlaczego nie powiesi pan na ścianie którejś ze swoich prac?
- Mój przyjacielu - odpowiedział Degas - nie stać mnie na kupno takich drogich obrazów.
Pewnego razu Cézanne nocował w małym hoteliku. Na drugi dzień właściciel hotelu zapytał:
- Jak się panu spało? Myślę, że niezbyt dobrze, bo materac na pańskim łóżku jest dosyć twardy.
- Ma pan rację - odpowiedział artysta - ale wstawałem w nocy parę razy z łóżka, żeby trochę odpocząć.
Młody malarz skarżył się Janowi Matejce:
- Maluję obraz dwa dni, a potem czekam dwa lata, żeby go ktoś kupił.
Matejko się uśmiechnął i powiedział:
- Młody przyjacielu, nie trzeba się tak spieszyć. Jeśli będzie pan malować obraz dwa lata, to go pan sprzeda w ciągu dwóch dni.
Józef Chełmoński spotkał kiedyś znajomego, który na powitanie wykrzyknął:
- Jak cudownie, że od samego rana spotykam takiego wspaniałego człowieka, jak pan!
- Ma pan więcej szczęścia ode mnie - odpowiedział malarz.
Do pracowni Pabla Picassa wszedł kiedyś nowy listonosz. Oddał malarzowi list, rozejrzał się wokół i powiedział:
- Zdolnego ma pan synka...
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytał Picasso.
- Przecież widzę - tyle tu rysunków.
Pewien dziennikarz zapytał Picassa:
- Którego z wielkich malarzy przeszłości ceni pan najbardziej?
- Rubensa.
- Dlaczego?
- Dlatego, że z dwóch tysięcy jego obrazów do naszych czasów przetrwało około czterech tysięcy.
Pablo Picasso zaproponował przyjacielowi, że namaluje jego portret. Ten zgodził się chętnie, ale nie zdążył jeszcze dobrze usiąść w fotelu, gdy Picasso wykrzyknął:
- Gotowe!
- Tak szybko? Przecież nie minęło jeszcze pięć minut! - zdziwił się przyjaciel.
- Chyba zapomniałeś, że znam cię już prawie czterdzieści lat - odpowiedział Picasso.
W obecności Picassa rozmawiano o współczesnej młodzieży.
- To prawda - powiedział Picasso - że współczesna młodzież jest okropna, ale najgorsze jest to, że my już do niej nie należymy.
Pierwsze koncerty Haendla w Londynie nie cieszyły się powodzeniem, co bardzo niepokoiło przyjaciół kompozytora. Haendel ich uspokajał:
- Nie martwcie się! W pustej sali muzyka brzmi lepiej.
Gdy Janowi Sebastianowi Bachowi zmarła żona, ten zalał się łzami, zakrył twarz dłońmi i usiadł niezdolny do niczego. Wkrótce przybył jeden z przyjaciół i obiecał zająć się pogrzebem, potrzebował jednak na to pieniędzy. Bach jak zwykle powiedział:
- Zwróć się z tym do mojej żony.
Pewien młody człowiek chciał zostać uczniem Beethovena. Gdy odegrał przed mistrzem wybrany utwór fortepianowy, ten orzekł:
- Musi pan jeszcze długo grać na fortepianie, zanim pan zauważy, że nic nie umie.
Brahms wstąpił do winiarni na lampkę reńskiego i zajmując miejsce przy stoliku, usiadł na kapeluszu jednego z gości. Na zwróconą sobie uwagę, odrzekł:
- A co? Czy pan już wychodzi?
Max Bruch pewnego razu zagrał Brahmsowi swój najnowszy utwór. Gdy skończył, czekał w napięciu na opinię Brahmsa, który po chwili milczenia powiedział:
- Powiedz no mi pan, skąd pan ma ten piękny papier nutowy?
Do Rossiniego zgłosił się kiedyś pewien młodzieniec z dwoma grubymi foliałami pod pachą i powiedział:
- Dyrektor orkiestry obiecał zagrać jedną z moich dwóch symfonii. Chciałbym przegrać je mistrzowi i dowiedzieć się, która jest lepsza.
Młodzieniec zasiadł do fortepianu, a Rossini obok niego. Po kilkunastu taktach Rossini wstaje, zamyka zeszyt i klepie twórcę po ramieniu:
- Ta druga, chłopcze, ta druga!
Anton Bruckner był bardzo nieśmiały i małomówny w towarzystwie kobiet. Podczas kolacji posadzono przy nim jedną z wielbicielek jego twórczości. Niestety, Bruckner zupełnie nie zwracał na nią uwagi. W końcu dama wyszeptała:
- Na pana cześć, mistrzu, włożyłam swoją najładniejszą suknię.
Na to Bruckner:
- Jeśli o mnie chodzi, to mogła pani nic na siebie nie wkładać.
Pewien młody kompozytor poprosił Bülowa o przejrzenie swojej kompozycji i szczerą ocenę. Na to Bülow:
- A ja bym wolał, żebyśmy nadal mogli zostać dobrymi przyjaciółmi.
Gounod wypisał na drzwiach swego domu: "Kto mnie odwiedzi, uczyni mi zaszczyt, kto mnie nie odwiedzi - zrobi mi przyjemność".
Pewna dama zapytała Liszta:
- Czy to prawda, mistrzu, że pianistą trzeba się urodzić?
- Naturalnie! Nie urodziwszy się, nie można zostać pianistą.
Po koncercie, na którym wykonywane były dzieła Maxa Regera, w prasie ukazała się ostra krytyka jednego z recenzentów. "Szanowny panie - pisze doń Reger następnego dnia - siedzę w najbardziej ustronnym zakątku mego domu i mam pańską krytykę przed sobą. Za chwilę będę ją miał za sobą."
Pewnego razu słynny śpiewak Leo Slezak otrzymał telegraficznie taką propozycję angażu:
"100 - stop - 1000 pozdrowień".
Odpowiedział na to również telegraficznie:
"1000 - stop - 100 pozdrowień".
Leo Slezak grał kiedyś rolę Lohengrina. Opera kończy się tym, że bohater odpływa w łodzi ciągnionej przez łabędzia. Inspicjent jednak za wcześnie dał znak i łódź odpłynęła bez Lohengrina. Skonsternowany Slezak krzyknął w stronę kulis:
- Kiedy odchodzi następny łabędź?
Żona Władysława Żeleńskiego przeziębiła się i lekarz zalecił jej, by kilka dni pozostała w łóżku. Po wyjściu lekarza Władysław zaczął gorączkowo czegoś szukać.
- A czego ty tak szukasz, Władyś? - zapytała pani Żeleńska.
- Kluczy do naszego rodzinnego grobowca - odparł Władysław.
- Mój Boże, a na cóż ci one teraz potrzebne?
- No bo też ty i twoja rodzina zawsze zostawiacie wszystko na ostatnią godzinę.
Do malca koncertującego we Frankfurcie podszedł jakiś nastolatek i powiedział:
- Wspaniale grasz! Ja nigdy się tak nie nauczę.
- Dlaczego? Jesteś już całkiem duży. Spróbuj, a jeśli nie wyjdzie, to zacznij pisać utwory.
- Ja już piszę. Wiersze...
- To interesujące. Pisać dobre wiersze jest chyba jeszcze trudniej niż pisać muzykę.
- Dlaczego, całkiem łatwo. Spróbuj...
Rozmówcami byli Mozart i Goethe.
Pewien młodzieniec pytał Mozarta, jak się pisze symfonie.
- Jesteś jeszcze za młody. Zacznij lepiej od ballad - odpowiedział kompozytor.
- Ale przecież pan zaczął pisać symfonie, kiedy nie miał jeszcze dziesięciu lat! - zaprotestował młodzieniec.
- No, tak. Ale ja nikogo nie pytałem, jak to się robi.
Klara Schumann, żona kompozytora Roberta Schumanna, dawała kiedyś na dworze wiedeńskim koncert fortepianowy, na którym grała utwory swojego męża. Po koncercie przedstawiono ją monarsze, który zamienił z nią kilka zdań. Na zakończenie rozmowy monarcha przez grzeczność zwrócił się też do jej męża:
- A pan? Czy pan również jest muzykalny, panie Schumann?
Po premierze "Halki" w 1854 roku w Wilnie kompozytor Stanisław Moniuszko zapytał swojego znajomego, starego szlachcica, jak mu się podobała opera.
- E, tam. Bardzo długa historia. Dałby stolnik dziewczynie krowę w pierwszym akcie i wszystko by się skończyło.
Kiedyś pewien młody kompozytor zagrał Straussowi swoją nową balladę.
- Wspaniała rzecz! - powiedział Strauss. - Tylko w niektórych miejscach bardzo przypomina Mozarta.
- To nic nie szkodzi! - dumnie odpowiedział autor. - Mozarta zawsze chętnie słuchają...
Aleksander Głazunow zawsze bardzo taktownie odnosił się do początkujących kompozytorów. Tylko raz nie wytrzymał i powiedział pewnemu młodzieńcowi:
- Łaskawy panie, odniosłem wrażenie, jakoby dano panu do wyboru: komponować muzykę albo iść na szubienicę.
Pewien młody i bardzo pewny siebie tenor powiedział kiedyś Caruso:
- Wczoraj w operze mój głos zabrzmiał we wszystkich zakątkach teatru!
- Tak - odpowiedział Caruso - widziałem, jak publiczność ustępowała mu miejsca.
Jeden ze znajomych Karola Szymanowskiego zwrócił się do niego z pytaniem:
- Mistrzu, nie wydaje się panu, że to bardzo nudne tak całe życie nic nie robić, tylko komponować?
- Tak, to dosyć nudne - zgodził się kompozytor - ale jeszcze nudniej całe życie nic nie robić, tylko słuchać tego, co ja skomponuję.
Dyrygent Leopold Stokowski powiedział po jednym z koncertów:
- Ta orkiestra dokonała cudu! Utwór, w nieśmiertelność którego głęboko wierzyłem, unicestwiła w półtorej godziny.
Zapytano kiedyś Artura Rubinsteina, co było dla niego najtrudniejsze, kiedy uczył się grać na fortepianie. Wirtuoz odpowiedział:
- Opłata lekcji.
Louis Armstrong został kiedyś zaproszony do Bernarda Showa. Kiedy gość przyszedł, gospodarz powiedział:
- Proszę o wybaczenie, ale nie mogę pana przyjąć, bo mam straszną migrenę.
- To może coś panu zagram? - zaproponował Armstrong.
- Bardzo dziękuję, ale wolę już swoją migrenę.
Filozof Montaigne zauważył kiedyś:
- Wydaje się, że najsprawiedliwiej na świecie rozdzielony jest rozum.
- Dlaczego pan tak myśli? - zapytano go.
- Bo nikt się nie skarży na brak rozumu - odpowiedział filozof.
Isaac Newton otrzymał za naukowe zasługi tytuł lorda. Przez 26 lat nudził się na posiedzeniach izby lordów. Tylko raz poprosił o głos, co wywołało sensację wśród obecnych.
- Panowie - zwrócił się do zebranych - jeśli nie będą panowie mieć nic przeciwko temu, to prosiłbym o zamknięcie okna. Bardzo wieje i boję się, że się przeziębię.
Po czym Newton z godnością zajął swoje miejsce.
Zapytano raz Newtona, czy dużo czasu zajęło mu sformułowanie odkrytych przez niego praw. Uczony odpowiedział:
- Odkryte przeze mnie prawa są bardzo proste. Formułowałem je szybko, ale przedtem bardzo długo myślałem.
David Hume, który na starość bardzo przytył, płynął kiedyś statkiem przez kanał La Manche z pewną damą. Zaczął się sztorm.
- Na pewno zjedzą nas ryby - zażartował uczony.
- Ciekawe kogo zjedzą najpierw: pana czy mnie? - spytała dama.
- Obżartuchy rzucą się na mnie - odpowiedział Hume - ale smakosze będą wolały panią.
Podczas podróży po Ameryce Łacińskiej Humboldt spotkał pewnego starego mędrca, który wyłożył mu swoją teorię czterech typów ludzi:
1. Ci, którzy co nieco wiedzą, i wiedzą o tym, że wiedzą. To są ludzie wykształceni.
2. Ci, którzy co nieco wiedzą, ale nie wiedzą o tym, że wiedzą. Tacy ludzie śpią i trzeba ich przebudzić.
3. Ci, którzy niczego nie wiedzą, ale wiedzą o tym, że niczego nie wiedzą. Takim ludziom trzeba pomóc.
4. Ci, którzy nic nie wiedzą i przy tym nie wiedzą o tym, że nic nie wiedzą. To są głupcy i im nie można pomóc.
Na wykłady Humboldta przychodziło czasami po 1000 osób. Sale były zapchane i można tam było spotkać ludzi o najróżnorodniejszym poziomie wykształcenia. Jeden z dziennikarzy tak to opisał: "Sala nie mieściła słuchaczy, a słuchaczom nie mieścił się w głowie wykład."
Karol Darwin został kiedyś zaproszony na obiad. Przy stole jego sąsiadką była piękna młoda dama.
- Panie Darwin - zwróciła się do niego dama - pan twierdzi, że człowiek pochodzi od małpy. Czy to mnie również dotyczy?
- Oczywiście - odpowiedział uczony - lecz pani nie pochodzi od zwykłej małpy, ale od czarującej.
Pewnego razu do gabinetu Mikołaja Beketowa wbiegł służący i zawołał:
- Mikołaju Mikołajewiczu! W pana bibliotece są złodzieje!
Uczony oderwał się od obliczeń i spokojnie zapytał:
- A co czytają?
Jeszcze za życia Dedekinda w jednym z informatorów naukowych podano, że matematyk umarł 4 września 1899 roku. Dowiedziawszy się o tym, Dedekind napisał do wydawcy: "Jestem bardzo wdzięczny za pamięć o mnie. Proszę jednak łaskawie zwrócić uwagę na to, że data mojej śmierci została podana niezbyt precyzyjnie".
Mendelejew lubił w wolnych chwilach oprawiać książki, robić torby i walizki. Pewnego razu, gdy kupował na rynku potrzebne mu surowce, ktoś zapytał sprzedawcę:
- Kto to jest?
- Jak to, przecież wszyscy go znają - odpowiedział sprzedawca. - To znany kaletnik, Mendelejew.
Conrad Roentgen otrzymał kiedyś list, w którym pewien pan prosił go o przysłanie kilku promieni i instrukcji ich użycia, ponieważ nie ma czasu, by przyjechać do uczonego osobiście. Roentgen odpowiedział: " W tej chwili nie mam, niestety, promieni. Pragnę przy tym zauważyć, że ich wysyłka to nadzwyczaj skomplikowana sprawa. Już łatwiej będzie panu przysłać mi swoją klatkę piersiową".
W czasie jednego ze swoich wykładów David Hilbert powiedział:
- Każdy człowiek ma pewien określony horyzont myślowy. Kiedy ten się zwęża i staje się nieskończenie mały, zamienia się w punkt. Wtedy człowiek mówi: "To jest mój punkt widzenia".
Zapytano Davida Hilberta o jednego z jego byłych uczniów.
- Ach, ten - przypomniał sobie Hilbert. - Został poetą. Do matematyki nie miał wyobraźni.
Zapytano raz angielskiego filozofa, Bertranda Russela, czy gotów byłby umrzeć za swoje przekonania. Pomyślawszy chwilę, uczony odpowiedział:
- Oczywiście, że nie! Mogę się w końcu mylić.
Gdy zapytano Russela, czy mógłby napisać historię ludzkiej głupoty, ten odpowiedział:
- Oczywiście, że mógłbym. Ale ta historia zanadto pokrywałaby się z historią powszechną.
Zapytano pewnego razu Einsteina, w jaki sposób pojawiają się odkrycia, które przeobrażają świat. Wielki fizyk odpowiedział:
- Bardzo prosto. Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można. Ale przypadkowo znajduje się jakiś nieuk, który tego nie wie. I on właśnie robi odkrycie.
W początkach naukowej kariery Alberta Einsteina pewien dziennikarz spytał panią Einstein, co myśli o swoim mężu.
- Mój mąż to geniusz! On umie robić absolutnie wszystko, z wyjątkiem pieniędzy.
Otto Hahna zapytano kiedyś, co myśli o metafizyce.
- Metafizyka - odpowiedział śmiejąc się uczony - to poszukiwanie czarnego kota w ciemnym pokoju, w którym w ogóle nie ma kotów.
Nad drzwiami swojego wiejskiego domu Niels Bohr powiesił podkowę, która jakoby przynosi szczęście. Jeden z gości zapytał zdziwiony:
- Czyżby pan, taki wielki uczony, wierzył, że podkowa przynosi szczęście?
- Nie - odpowiedział Bohr - ale powiedziano mi, że podkowa przynosi szczęście także tym, którzy w to nie wierzą.
Pewnego razu w szkole nauczyciel był bardzo niezadowolony z przyszłego uczonego, Wiktora Weisskopfa, i powiedział mu:
- Ty nie znasz żadnych dat.
- Ja znam wszystkie daty, tylko nie wiem, co się wtedy wydarzyło.
Gdy słynnemu twórcy operetek Franciszkowi Suppé dyrygent zwrócił uwagę, że motyw jego nowego utworu można zleźć już u Beethovena, kompozytor odrzekł:
- No to co z tego? Czy Beethoven nie jest dla pana dostatecznie dobry?
Podczas spaceru po Hyde Parku Beechamowi zrobiło się gorąco. Zatrzymał więc taksówkę, podał kierowcy swój płaszcz i kapelusz i powiedział:
- Proszę jechać za mną.
Beethoven wstąpił kiedyś do restauracji i usiadł przy stoliku zamyślony, nie zwracając uwagi na kelnera, który podchodził kilka razy, żeby przyjąć zamówienie. Po godzinie kompozytor woła kelnera i pyta:
- Ile płacę?
- Pan dotychczas jeszcze niczego nie zamówił, właśnie chciałbym się spytać, czym mogę służyć?
- A przynieś pan, co chcesz, i daj mi święty spokój.
Brahms bywał bardzo złośliwy. Będąc kiedyś na przyjęciu, cały wieczór docinał wszystkim obecnym. Żegnając się z panią domu, powiedział:
- Do widzenia, droga pani! Jeżeli zapomniałem kogoś z obecnych tu obrazić, to proszę o wybaczenie.
Pewnego razy zaproszono w Paryżu Chopina i Liszta na obiad do arystokratycznego domu. Po uczcie pani domu zwraca się do Chopina z prośbą, aby coś zagrał.
- Ależ madame, ja tak mało jadłem - odpowiada Chopin. - Proszę zwrócić się z tą prośbą raczej do Liszta.
Jascha Heifetz, zapytywany przez pewną damę o przebieg swojej kariery, powiedział:
- Pierwszy koncert dałem, mając sześć lat, i od tego czasu ćwiczyłem po osiem godzin dziennie.
- A przedtem? Przedtem pan tylko bąki zbijał? - dopytywała się dama.
Pewnego razu Mieczysław Karłowicz wybrał się na ryby, łowił jednak w głuchym ustroniu, gdyż nie posiadał urzędowego zezwolenia. Nagle jak spod ziemi wyrasta strażnik i surowym tonem pyta:
- Jakim prawem łowi pan tutaj pstrągi?
- Mój przyjacielu - odpowiada Karłowicz z niezmąconym spokojem - czynię tak pod nakazem nieodpartej przemocy niezgłębionego, intuicyjnego geniuszu ludzkiego nad upośledzoną nędzną kreaturą...
- Wybaczy pan - mówi zmieszany strażnik, zdejmując czapkę i kłaniając się nisko - ale kto by tam znał te wszystkie nowe zarządzenia.
Ktoś spytał Schönberga, jak mu idzie praca pedagogiczna w zakresie kompozycji.
- Znakomicie - odpowiedział. - Znowu udało mi się zniechęcić do komponowania jednego ucznia.
Młody kompozytor Dymitr Szostakowicz przynosi swojemu profesorowi Głazunowowi do oceny I Symfonię i nieśmiało mówi:
- Chciałbym uprzedzić pana profesora, że temat trzeciej części podobny jest trochę do Rimskiego-Korsakowa.
- No to chwała Bogu, że w ogóle jest do czegoś podobny - odparł Głazunow.
Maja Berezowska zachorowała na ślepą kiszkę. Po operacji artystka pyta chirurga:
- Panie doktorze, czy ten szew będzie widoczny?
Doktor rzucił okiem na zoperowane miejsce i stwierdził:
- To będzie zależało tylko od pani.
Do lekarza zgłosiła się Olga Boznańska, narzekając na silny rozstrój nerwowy. Lekarz zalecił jej dietę, unikanie podniet, picia alkoholu i palenia.
- Ponadto niech się pani trzyma z daleka od osób, które działają pani na nerwy, i proszę się zgłosić za dwa tygodnie.
Minął miesiąc, a artystka się nie zgłosiła. Lekarz spotyka ją przypadkowo i pyta:
- Dlaczego pani nie przyszła?
- Miałam się trzymać z daleka od ludzi, którzy działają mi na nerwy...
Wystawa obrazów Leona Chwistka nie cieszyła się powodzeniem i rzadko kto ją zwiedzał. Pewnego razu podszedł do artysty jeden z jego znajomych i powiedział:
- Byłem wczoraj na pana wystawie...
- Aaa, to pan był! - zawołał uradowany artysta.
Jan Cybis przybył do Paryża i zapytał w hotelu, w którym chciał się zatrzymać, w jakiej cenie są pokoje.
- Na pierwszym piętrze 50 franków, na drugim 35, a na trzecim 20.
- Dziękuję. Ten hotel jest dla mnie za niski.
Jan Cybis wrócił do Warszawy po parodniowej nieobecności i dowiedział się o śmierci przyjaciela. Natychmiast udał się do wdowy i zastał ją we łzach.
- Niech pani tak nie rozpacza. Niech pani przestanie płakać - uspokaja ją malarz.
- Och, dzisiaj to nic - odpowiedziała wdowa - ale żeby pan mnie widział wczoraj...
Wysiadając z taksówki, Wojciech Kossak dał szoferowi dziesięć złotych napiwku.
- Córka pana profesora dała mi wczoraj dwadzieścia - mruknął szofer.
- Ona może, bo ma bogatego ojca. A ja jestem sierota...
Zapytano raz Stanisława Lentza, z czego prędzej by zrezygnował: z kobiet, czy z wina. Artysta odpowiedział:
- To zależałoby od rocznika wina. I rocznika kobiet.
Pewna dama zwróciła się na wystawie obrazów do Jacka Malczewskiego:
- Jakiego dziwnego satyra pana namalował. Pan chyba nigdy satyra nie widział.
Józef Mehoffer postanowił odwiedzić swojego chorego przyjaciela. Kiedy wszedł do mieszkania, dowiedział się od jego żony, że przyjaciel właśnie zmarł.
- Nie szkodzi - odpowiedział artysta - przyjdę innym razem.
Pewnego razu Cyprian Kamil Norwid przeglądał gazety, a obecny przy tym przyjaciel zapytał:
- Jest coś nowego?
- Owszem.
- Co?
- Data.
Pewien dyrektor banku siedząc z Leonem Wyczółkowskim w kawiarni przy jednym stoliku, usprawiedliwiał się przed mistrzem, że jeszcze nie był na wystawie jego prac.
- Niech się pan nie tłumaczy - odpowiedział Wyczółkowski. - Ja w pańskim banku też jeszcze nigdy nie byłem.
Pewnego razu przyjechał do Stanisława Wyspiańskiego bogaty bankier z prośbą, by ten namalował jego portret. Artysta obejrzał bankiera i powiedział:
- Nie widzę powodu.
Jeszcze w czasach carskich poszedł Józef Pankiewicz do urzędu załatwić jakąś sprawę.
- Wasza familia? - pyta urzędnik.
- Pankiewicz - usłyszał odpowiedź.
- Dobrze, dobrze, każdy Polak to pan. Piszy Kiewicz - zwrócił się do kancelisty.
Malarz portrecista Stanisław Ignacy Witkiewicz zapytał raz klienta:
- Czy podoba się panu pański portret?
- Jeśli mam być szczery, to nie jest to arcydzieło sztuki.
- Ale pan również nie jest arcydziełem natury! - zawołał oburzony artysta.
Do restauracji wchodzi Kamil Witkowski, siada przy stoliku i woła:
- Kelner! Kolacja!
Podchodzi kelner i podaje mu menu. Witkowski przegląda przez chwilę kartę dań, po czym rzuca ją na podłogę i krzyczy:
- Psiakrew! Przyszedłem tu jeść, a nie czytać!
Wiedząc, że Łomonosow jest chłopem z pochodzenia, pewien magnat zapytał:
- Niech pan mi powie, dzięki czemu ma pan wstęp na dwór carski? Może ma pan sławnych przodków?
- Mnie przodkowie nie obowiązują - odpowiedział Łomonosow. - Ja sam jestem sławnym przodkiem.
Ampére był człowiekiem bardzo roztargnionym. Pewnego razu był z wizytą. Gdy miał wychodzić, zaczął padać ulewny deszcz, więc gospodarz zaproponował mu nocleg. Ampére się zgodził. Po kilku minutach gospodarz poszedł sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale nigdzie nie mógł gościa znaleźć. Po pewnym czasie ktoś zadzwonił do drzwi. Gospodarz otworzył drzwi i zobaczył Ampére'a.
- A gdzież pan był?!
- W domu, po piżamę.
Mam cudowny pomysł - powiedział Edisonowi pewien młody człowiek. - Chcę wynaleźć uniwersalny rozpuszczalnik: ciecz, która będzie rozpuszczać każdy materiał. Ale nie mam środków na realizację tej idei.
- Uniwersalny rozpuszczalnik? - zdziwił się Edison. - A w jakim naczyniu będzie go pan trzymał?
Zapytany pewnego razu, co sądzi o ludzkim wyobrażeniu Boga, Monteskiusz odpowiedział:
- Gdyby trójkąty stworzyły sobie boga, miałby na pewno trzy boki.
Zapytano pewnego razu Augusta Rodina o to, jak powstaje rzeźba, która jest dziełem sztuki.
- Bardzo prosto - odpowiedział rzeźbiarz. - Trzeba wziąć kawał marmuru i odrąbać wszystko, co w nim niepotrzebne.
Nie ma ludzi niewinnych - powiedział kiedyś kardynał Richelieu. - Jeżeli dasz mi sześć linijek napisanych przez najbardziej uczciwego człowieka, to i tak znajdę w nich przyczynę do powieszenia go.
Po wyborach w 1951 roku Charles de Gaulle powiedział:
- Nie można zjednoczyć narodu, który ma 365 gatunków sera.
Rutherford demonstrował kiedyś słuchaczom rozpad radu. Ekran raz świecił, raz ciemniał. Rutherford objaśniał:
- Teraz panowie widzą, że nic nie widać. A dlaczego nic nie widać, to zaraz panowie zobaczą.
Alessandro Volta był wielkim miłośnikiem kawy, którą pił zawsze bez cukru i śmietanki. Kiedy go zapytano, dlaczego pije kawę w ten sposób, odpowiedział:
- Jeżeli w filiżance nie ma mleka ani cukru, to znaczy, że jest w niej więcej kawy...
Po jednym z odczytów Faradaya o indukcji elektromagnetycznej ówczesny minister zapytał go:
- Cóż za praktyczne korzyści przyniesie to pańskie odkrycie?
- Tego jeszcze nie wiem - odparł Faraday. - Ale mogę pana zapewnić, że wkrótce będzie pan z tego ściągał podatki.
Dalton przewodniczył kiedyś zebraniu naukowemu. Ktoś czytał mało interesującą pracę. Kiedy prelegent skończył, Dalton jako przewodniczący podsumował:
- A więc panowie, pozwolę sobie stwierdzić, że ten wykład był na pewno bardzo interesujący dla tych, których mógł zaciekawić.
Podczas jednego z wykładów Wiberg stwierdził: "Ciało ludzkie zawiera aż 60% wody. Jest godne podziwu, co ludzie potrafią z tego wyczarować".
Mówiąc kiedyś o Karolu Scheele, szwedzkim odkrywcy chloru i tlenu, Wiberg zauważył:
- Gdy Scheele był w moim wieku, nie żył już od 9 lat.
Walter Hieber miał zamiar podyktować coś sekretarce, ale ta była akurat zajęta.
- Co pani pisze? - spytał Hieber.
- To dla pana, profesorze.
- Ach, tak. To w takim razie kiedy indziej. Nie będę przeszkadzał sam sobie.
Profesor Tschermak pyta studenta o kolor malachitu.
- Niebieski.
- Niebieski, hm. No tak, niebieskawy, albo raczej zielonkawoniebieskawy, a jeszcze lepiej zielonkawy. No, ostatecznie, można powiedzieć - zielony.
Ktoś zapytał Krzysztofa Lichtenberga, niemieckiego uczonego:
- Czy mógłby mi pan wyjaśnić różnicę między czasem a wiecznością?
- Niestety, to niemożliwe. Wprawdzie ja mam dość czasu na wyjaśnienie, ale panu nie starczyłoby wieczności na zrozumienie.
Z okazji powrotu wojsk po zwycięstwie nad Francją, Liebig zaprosił do siebie kilku żołnierzy na obiad. Jeden z nich ogląda z zaciekawieniem półki z książkami, pokrywające wszystkie ściany, po czym powiada:
- Pan chyba jest introligatorem, ma pan tyle książek.
Johann Wolfgang Goethe napisał kiedyś do jednego z przyjaciół całkiem spory list. Na końcu w postscriptum dopisał jeszcze: Szanowny panie hrabio, przepraszam za tak długi list, ale nie miałem czasu, żeby sformuować go krócej.
Zadowolony rybak
Bogaty przemysłowiec z Północy poczuł niesmak widząc pewnego rybaka z Południa, spokojnie opartego o swoją łódź i palącego fajkę.
- Dlaczego nie wypłynąłeś łowić? - zapytał przemysłowiec.
- Bo już złowiłem dość na dzisiaj - odpowiedział rybak.
- Dlaczego nie łowisz więcej niż to konieczne? - nalegał przemysłowiec.
- A cóż bym z tym zrobił? -zapytał z kolei rybak.
- Zarobiłbyś więcej pieniędzy - padło w odpowiedzi. - Mógłbyś wtedy założyć motor do twojej łodzi, wypływać na głębsze wody i łowić więcej ryb. Wtedy też zarobiłbyś dość pieniędzy, by kupić sobie nylonową sieć, dzięki czemu miałbyś jeszcze więcej ryb i więcej pieniędzy.
Szybko zarobiłbyś i na drugą łódź... i, być może, całą flotę.
Byłbyś wtedy bogaty tak jak ja.
- I co bym wtedy robił? - zapytał znowu rybak.
- Mógłbyś wtedy usiąść i cieszyć się z życia -odpowiedział przemysłowiec.
- A jak myślisz, co ja właśnie w tej chwili robię? - zapytał zadowolony rybak...
Ampére, André Marie (fizyk)
André Marie Ampére (1775-1836) miał dwa koty – dużego i małego – które bardzo lubił. Przeszkadzały mu jednak ciągłym drapaniem do drzwi, więc w końcu wpadł na doskonały pomysł. Kazał wywiercić dla kotów dwa otwory w drzwiach: jeden duży – dla dużego, drugi mały – dla mniejszego.
André Marie Ampére (1775-1836), stwierdziwszy pewnego razu brak zegarka, wysłał list do przyjaciela, u którego spędził ostatni wieczór. Zapytywał w nim, czy przypadkiem nie zostawił u niego zegarka. Adresat, przeczytawszy list, zobaczył w postscriptum: „Przed chwilą znalazł się mój zegarek, więc nie trudź się poszukiwaniem.”
Gdy André Marie Ampére (1775-1836) był na przyjęciu u znajomych rozpętała się paskudna ulewa. Gospodarze, wiedząc, że gość ma dość daleko do domu zaproponowali mu nocleg. Ampére chętnie przystał na propozycję po czym, gdy gospodarze zajęli się ścieleniem łóżek gdzieś zniknął.
Po dłuższym czasie usłyseli dzwonek. W drzwiach zobaczyli przemoczonego do
suchej nitki Ampére’a.
„Gdzie Pan był?” – zapytali z nieskrywanym zdziwieniem.
„W domu, po piżamę.” – odparł spokojnie Ampére.
André Marie Ampére (1775-1836) był człowiekiem bardzo roztargnionym często oddającym się rozmyślaniom. Pewnego razu zdążając na wykłady znalazł na drodze ciekawy mały kamyk i z zainteresowaniem przyglądał się jego fakturze. W pewnej chwili w nagłym przebłysku przypomniał sobie, że przecież śpieszy się na wykład. Wyciągnął zegarek i oceniwszy, że zostało mu bardzo niewiele czasu, zdecydowanie przyśpieszył kroku. Jednocześnie ostrożnie ułożył kamyk w kieszeni, a zegarek wyrzucił przez barierkę Pont des Arts wprost do Sekwany.
B
Banach, Stefan (matematyk)
Stefan Banach (1892-1945) nie znosił dostosowywać się do formalnych procedur akademickich, więc gdy zarzucono mu, że będąc znany na całym świecie ze swoich osiągnięć naukowych nie ma doktoratu, to zaproponowano mu zdawanie egzaminu – Banach jednak odmówił. Więc jego koledzy wymyślili podstęp. Na samą pracę doktorską wzięli niepublikowaną publikację Banacha, a egzamin… Banach był entuzjastą dyskusji naukowych, w związku z tym, jak usłyszał, że jest grupa osób, która chce przedyskutować z nim szereg problemów, niesłychanie się zapalił. Po przybyciu na spotkanie z tą grupą z zapałem odpowiadał na wszystkie pytania i bardzo był zdziwiony, gdy następnego dnia się dowiedział, że właśnie zdał egzamin doktorski.
Tuż przed wybuchem wojny do Stefana Banacha (1892-1945) do Lwowa przyjechał John von Neumann, aby nakłonić go do emigracji do USA. Miał ze sobą czek, podpisany przez Norberta Wienera, na którym tenże postawił tylko jedną cyfrę: „1”, a Banach miał dopisać za tą „1” tyle zer, ile tylko zechce. A ten odpowiedział spokojnie, że nie zna liczby zer, które by mu zrekompensowały Polskę, Lwów i Kawiarnię Szkocką.
Podczas odbywającego się w 1983 roku w Warszawie Międzynarodowego Kongresu Matematyków kilku matematyków z zagranicy zobaczyło na tramwaju napis „Banacha”. Koniecznie chcieli tę ulicę zobaczyć, pojechali więc tym tramwajem, a gdy dojechali na pętlę, zobaczyli tam sporej wielkości niezabudowany teren. Stwierdzili wówczas zgodnie, że nie jest to “ulica Banacha”, a raczej “przestrzeń Banacha”.
Kawiarnia Szkocka we Lwowie (stara pocztówka)
Bloembergen, Nicolaas (fizyk)
Kiedy w 1964r amerykanin Charles Townes (1915-…) otrzymał Nagrodę Nobla z fizyki za skonstruowanie lasera rubinowego, ofiarował żonie na pamiątkę kosztowny rubin.
Gdy potem w roku 1981 laureatem nagrody został Nicolaas Bloembergen (1920-…), odkrywca lasera trójpoziomowego, jego żona upomniała się o odpowiedni klejnot, powołując się na przykład Townesa.
„Moja droga, jeśli tak bardzo chcesz, to jestem skłonny pójść w ślady Townesa. Muszę cię jednak ostrzec, że mój laser pracuje na cyjanku.” – odparł Bloembergen.
Bohr, Niels Henrik David (fizyk)
Definicja eksperta wg Nielsa Bohra (1885-1962):
„Ekspert to człowiek, który w bardzo wąskiej dziedzinie zrobił wszystkie możliwe błędy.”
Nad drzwiami swojego wiejskiego domu Niels Bohr (1885-1962) powiesił podkowę, która jakoby przynosi szczęście. Jeden z gości zapytał zdziwiony:
„Czyżby pan, taki wielki uczony, wierzył, że podkowa przynosi szczęście?”
„Nie” – odpowiedział Bohr – „Ale powiedziano mi, że podkowa przynosi szczęście także tym, którzy w to nie wierzą.”
Niels Bohr (1885-1962) tak wspominał odwiedziny Alberta Einsteina w Kopenhadze:
„Gdy przyjechał do Kopenhagi, naturalnie pojechałem przywieźć go ze stacji kolejowej. W tym czasie Margrethe i ja mieszkaliśmy u mojej mamy (…) Ze stacji jechaliśmy tramwajem i rozmawialiśmy z takim ożywieniem o różnych sprawach, że przejechaliśmy o wiele za daleko. Wobec tego wysiedliśmy i pojechaliśmy z powrotem. Tym razem również minęliśmy właściwy przystanek. Nie pamiętam ile przystanków, ale jeździliśmy w tę i z powrotem, ponieważ Einstein był naprawdę zainteresowany (…) w każdym razie jeździliśmy tramwajem w jedną i w drugą stronę. Co o nas myśleli ludzie, to inna sprawa.”
Gdy jednego razu Niels Bohr (1885-1962) wykładał na konferencji o zawiłościach budowy bomby atomowej wszyscy byli sfrustrowani. Bohr mówił jak zwykle mało zrozumiale, urywanymi zdaniami, mieszaniną duńskiego, niemieckiego i angielskiego (niektórzy mówili na specyficzny język Bohra – bohrish). Prawą ręką trzymał kredę, którą pisał na tablicy a w lewej gąbkę, którą niemal natychmiast ścierał. W pewnej chwili jeden z naukowców krzyknął:
„Bohr proszę oddaj gąbkę” – i dalej wzory pozostawały na tablicy.
Niels Bohr (1885-1962) był nałogowym fajczarzem. Charakterystyczne dla Bohra było to, że miał nieustanne kłopoty z „uruchomieniem” swej fajki. Kiedy bowiem zapalił już zapałkę i zbliżał do cybucha, by rozżarzyć tytoń, przychodziła mu do głowy jakaś nowa idea, którą chciał się natychmiast podzielić z rozmówcą. Zastygał więc z palącą się zapałką w ręku, aż zgasła lub zaczynała go parzyć w rękę. Brał więc nową zapałkę i zabawa zaczynała się od nowa. Świadomi tych kłopotów, współpracownicy Bohra przy każdej okazji obdarowywali go największymi pudełkami zapałek, których mu stale brakowało, bo zużywał ich tysiące.
Pod koniec życia Niels Bohr (1885-1962) unikał trudnych pytań zadawanych mu przez studentów. Znalazł na to zresztą znakomity sposób. Podczas wykładu, gdy ktoś ze słuchaczy próbował zapędzić słynnego fizyka w „kozi róg”, naukowiec brał pudełko zapałek i udając, że chce zapalić wygasłą fajkę, niby przypadkowo rozsypywał zapałki po podłodze. Następnie dłuższy czas poświęcał na zbieraniu zapałek nie przerywając wywodu. Miał to taki skutek, że nikt (włącznie z pytającym) nie wiedział, czy wypowiedziane w trakcie tego zamieszania słowa profesora dotyczyły pytania, czy też nie.
Niels Bohr (1885-1962) w trakcie czytania szczególnie skomplikowanej teorii z fizyki (konkretnie chodziło o pracę Diraca leżącą u podstaw odkrycia pozytonu), Niels Bohr ironicznie stwierdził, że mogłaby być szczególnie przydatna w charakterze pułapki na słonie:
„Trzeba tylko przybić gwoździem afisz z tą teorią na drzewie w dżungli. Jestem przekonany, że każdy przechodzący obok słoń (zwierzę znane przecież z wielkiej mądrości), zatrzymywałby się natychmiast i próbował ją zgłębić. Zanim zrozumiałby o co w niej chodzi, można by go zapakować i dostarczyć do zoo w Kopenhadze.”
Boltzmann, Ludwig Eduard (fizyk)
Ludwig Eduard Boltzmann (1844 – 1906) w okresie gdy miał małe dzieci w niedziele rano, jeśli była ładna pogoda udawał się z wózkiem do pobliskiego parku. Tam siadał na ławce i przeprowadzał skomplikowane rachunki. Od czasu do czasu przytomniał, spoglądał na zegarek i gdy zbliżała się pora obiadu, spieszył z wózkiem do domu. Był jednak roztargniony, toteż zdarzało się, że wracał do domu sam. Przyzwyczajeni do tego mieszkańcy zaraz odprowadzali wózek. Pewnego dnia miejscowy policjant przyprowadził wózek, zanim jeszcze dotarł tam Boltzmann.
„Bardzo dziękuję” – rzekła doń żona Boltzmanna – „Ale czy może pan jeszcze przyprowadzić do domu męża, bo obiad stygnie.”
C
Chadwick, James (fizyk)
James Chadwick (1891-1974) został fizykiem przez przypadek. Kiedy zdawał egzamin na wyższe studia matematyczne na uniwersytecie w Manchesterze, przez pomyłkę usiadł na ławce dla kandydatów na przyszłych fizyków. Dopiero po zdanym egzaminie zdał sobie z tego sprawę. Był jednak tak nieśmiały, że wstydził się przyznać do pomyłki egzaminatorom.
D
Dalton, John (fizyk, chemik)
John Dalton (1766-1844) przewodniczył kiedyś zebraniu naukowemu. Ktoś czytał mało interesującą pracę. Kiedy prelegent skończył, Dalton jako przewodniczący podsumował:
„A więc panowie, pozwolę sobie stwierdzić, że ten wykład był na pewno bardzo interesujący dla tych, których mógł zaciekawić.”
Dantzig, George (matematyk)
George Dantzig (1914-2005) uczęszczał na wykłady ze statystyki prowadzone przez Jerzego Spława-Neymana. Wykłady zaczynały się bardzo rano, a Dantzig lubił spać, dlatego przychodził po wykładzie żeby spisać zadania do zrobienia w domu. Zadania miały być oddane przed następnym wykładem. Jednego razu zadania były wyjątkowo trudne, więc Dantzig spóźnił się o parę dni i bał się, że Neyman będzie mu robił wstręty. Ale była cisza. Pod koniec semestru ktoś zaczął się dobijać do jego drzwi o 6 rano. Był to Neyman, bardzo podniecony, z kartkami zapisanymi przez Dantziga. Okazało się, że problemy zostawione na tablicy to były problemy dotychczas nierozwiązane. Kazał Dantzigowi przepisać kartki na czysto, włożyć w okładki i obronić jako doktorat.
Darwin, Charles (biolog)
Charles Darwin (1809-1882) został kiedyś zaproszony na obiad. Przy stole jego sąsiadką była piękna młoda dama.
„Panie Darwin„ – zwróciła się do niego dama – „Twierdzi pan, że człowiek pochodzi od małpy. Czy mnie również to dotyczy?”
„Oczywiście.” – odpowiedział uczony – „Lecz pani nie pochodzi od zwykłej małpy, ale od czarującej.”
Dedekind, Richard (matematyk)
Richard Dedekind (1831-1916) jeszcze za życia przeczytał w jednym z informatorów naukowych, że umarł 4 września 1899 roku. Dowiedziawszy się o tym Dedekind napisał do wydawcy:
„Jestem bardzo wdzięczny za pamięć o mnie. Proszę jednak łaskawie zwrócić uwagę na to, że data mojej śmierci została podana niezbyt precyzyjnie”.
Dirac, Paul (fizyk)
Paul Dirac (1902-1984) był znany z precyzyjnego jezyka. Pewnego dnia na Uniwersytecie w Toronto Dirac miał wykład, po którym chairman poprosił uczestników o zadawanie pytań wykładowcy. Pewien profesor podniosł rekę i rzekł:
„Profesorze Dirac, nie rozumiem, jak pan wyprowadził ten wzór w górnym lewym rogu tablicy.”
Gdy Dirac milczał, chairman zapytał:
„Dlaczego pan nie odpowiada?”
Na to Dirac: „To było stwierdzenie, a nie pytanie.”
Paul Dirac (1902-1984) był naukowym samotnikiem, człowiekiem niezwykle małomównym, skromnym i nie dbającym o rozgłos. Podobno przyczyną było to, że jego ojciec, który pochodził z rodziny francuskojęzycznej, zmuszał dzieci do rozmawiania w domu po francusku. Dirac zaś nie potrafił mówić po francusku, więc milczał. Już jako sławny fizyk Dirac udzielił wywiadu pewnemu dziennikarzowi w Ameryce, który potem napisał, że powitalne „proszę wejść” przy drzwiach było jednym z najdłuższych zdań w całym wywiadzie. Dirac zachowywał się tak, jakby miał mnóstwo czasu, a jego najważniejszym zadaniem było wyglądanie przez okno.
„Profesorze, czy mógłby pan objaśnić mi swoje badania?” - pyta dziennikarz.
„Nie.” - pada odpowiedź.
„Czy chadza pan do kina?”
„Tak.”
„A kiedy był pan ostatnio w kinie?”
„W 1920 roku.” (przyp. jak miał 18 lat!)
Pewnego razu żona Paula Diraca (1902-1984) organizowała w domu przyjęcie i zapytała, czy ma jakichś doktorantów, których mógłby zaprosić. Dirac odpowiedział:
„Miałem jednego, ale zmarł.”
Dirichlet, Johann (matematyk)
Matematyk Johann Peter Gustav Lejeune Dirichlet (1805-1859) ożenił się z Rebekką Mendelssohn, siostrą bardzo sławnego kompozytora Felixa Mendelssohna.
Dirichlet nie znosił pisania listów. Zrobił tylko raz w życiu wyjątek, gdy urodziło mu się pierwsze dziecko. Wysłał wówczas do teścia taki list: „2+1=3″.
E
Einstein, Albert (fizyk)
W początkach naukowej kariery Alberta Einsteina (1879-1955) pewien dziennikarz spytał panią Einstein, co myśli o swoim mężu.
„Mój mąż to geniusz! On umie robić absolutnie wszystko, z wyjątkiem pieniędzy.”
Zapytano pewnego razu Alberta Einsteina (1879-1955), w jaki sposób pojawiają się odkrycia, które przeobrażają świat. Wielki fizyk odpowiedział:
„Bardzo prosto. Wszyscy wiedzą, że czegoś zrobić nie można. Ale przypadkowo znajduje się jakiś nieuk, który tego nie wie. I on właśnie robi odkrycie.”
Albert Einstein (1879-1955) przyjaźnił się ze słynnym pianistą, Arturem Schnablem, który mu nieraz akompaniował do gry na skrzypcach. Pewnego razu wykonywali razem jakąś trudną sonatę Mozarta. Einstein miejscami fałszował, na co Schnabel kilkakrotnie zwracał mu uwagę. W końcu stracił
cierpliwość.
„Alez nie tak, Albercie!” – zawolał waląc pięścią w klawisze. – „To idzie tak – raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Na miłość boską, czy ty nie potrafisz liczyć?”
Lekarze zabronili Albertowi Einsteinowi (1879-1955) palenia, ale uczony nie potrafił się wyrzec tego nałogu.
„Która to z kolei dziś fajka?” – pyta stroskana żona.
„Pierwsza.”
„Jak to pierwsza? Przecież przed chwilą widziałam…”
„No, wiec druga.”
„Wykluczone. Co najmniej czwarta.” – nie daje za wygraną żona.
„Ależ moja droga.” – śmieje się Einstein.” – Przecież mi nie wmówisz, że jesteś w
matematyce mocniejsza ode mnie.”
W pewnym okresie życia, gdy Albert Einstein (1879-1955) regularnie prowadził zajęcia na uczelni, jeden z jego studentów ze zdziwieniem stwierdził:
„Panie profesorze, pytania na tegorocznym egzaminie były takie same jak w latach poprzednich!”
„To prawda.” – powiedział Einstein – „Lecz w tym roku odpowiedzi są inne.”
Albert Einstein (1879-1955), kiedy był studentem, nie był zbyt lubiany przez swoich profesorów. Pewnego razu jeden z nich zwrócił się drwiąco do niego:
„Jak pan sądzi, czy skutek może wyprzedzać przyczynę?”
„Może” – odparł Einstein – „Na przykład taczki popychane przez człowieka.”
Pewnego razu Albert Einstein (1879-1955) odwiedzając fryzjera spotkał małego chłopca. Chłopiec płakał. Einstein zapytał się chłopca dlaczego płacze. Ten stwierdził, iż zgubił pieniądze i nie może skorzystać z usług fryzjera. Naukowiec postanowił dać chłopcu pieniądze, aby ten mógł się ostrzyc. Chłopak popatrzył się przez chwilę na naukowca, a w szczególności na jego długie, rozczochrane włosy (które były właściwie „wizytówką” Einsteina) i odpowiedział:
„Nie dziękuję, niech pan sobie zatrzyma pieniądze, panu są one bardziej potrzebne niż mnie.”
Na jednym z ekskluzywnych party z udziałem znanych osobistości, Marilyn Monroe zadała Albertowi Einsteinowi (1879-1955) pytanie:
„Jak pan sądzi, profesorze, czy nie powinniśmy razem spłodzić dziecka? Miałoby moją urodę, a pański rozum.”
„Obawiam się, droga pani, że mogłoby być odwrotnie…” – odpowiedział słynny uczony.
Na innym przyjęciu w Ameryce na którym przebywał Albert Einstein (1879-1955), Pani domu chcąc się pochwalić wiedzą z astronomii wskazała na obiekt na niebie mówiąc:
„To jest Wenus, poznaję ją, bo zawsze lśni jak piękna kobieta.”
„Przykro mi” – odpowiedział Einstein – „Ale planeta, którą pani pokazuje, to Jowisz.”
„Ach, panie profesorze, pan jest naprawdę niezwykły, z tak olbrzymiej odległości potrafi pan rozpoznać płeć planety!”
Albert Einstein (1879-1955) chętnie oglądał filmy Chaplina i wielką sympatią obdarzał komiczną postać mistrza ekranu. Kiedyś napisał do Chaplina:
„Podziwiam pańską sztukę. Film „Gorączka złota” jest zrozumiały na całym świecie, a Pan sam będzie sławnym człowiekiem.”
Na to Chaplin odpisał uczonemu:
„Ja Pana jeszcze bardziej podziwiam. Pańskiej teorii względności nikt na świecie nie rozumie, niemniej jest Pan sławnym człowiekiem.”
Albert Einstein (1879-1955) gdy jeszcze nie było wiadomo, czy ogólna teoria względności jest prawdziwa mówił:
„Jeśli moja teoria okaże się prawdziwa, to Niemcy uznają mnie za Niemca, a Francuzi za obywatela świata, ale jeśli okaże się fałszywa, to dla Francuzów będę Niemcem, a dla Niemców Żydem.”
W 1925 roku Albert Einstein (1879-1955) przebywał w Brazylii. Za cicerone w Rio de Janeiro służył mu człowiek drobny ale ważny: przewodniczący lokalnej Akademii Nauk. Co jakiś czas wyszarpuje z kieszeni garnituru notes i coś energicznie notuje. Po kolejnej powtórce sceny Einstein grzecznie pyta co też gospodarz tak dzielnie zapisuje.
„Ach, wie pan, gdy mi przychodzi do głowy jakaś idea, zapisuję ją, bo obawiam się, że ją zapomnę.”
A na to Einstein:
„Zazdroszczę panu. Ja miałem tylko jedną ideę w życiu…”
Pewnego dnia Albert Einstein (1879-1955) odwiedził innego wielkiego naukowca Thomasa Alva Edisona. Ten poskarżył mu się, iż nie może znaleźć dla siebie odpowiedniego asystenta. Odpowiedni asystent powinien rozwiązać test przygotowany przez Edisona. Einstein poprosił o owy test. Pierwsze pytanie brzmiało:
„Ile mil jest z Nowego Jorku do Chicago?”
Einstein odpowiedział:
„Trzeba by było zajrzeć do rozkładu jazdy.”
Kolejne pytanie brzmiało:
„Jaki jest skład stali nierdzewnej?”
Einstein odpowiedział:
„To można znaleźć w podręczniku do metalurgii.”
W podobny sposób odpowiadał na inne pytania. W końcu stwierdził:
„Nie potrzebuję czekać na twoją odmowę, wycofam swoją kandydaturę na asystenta dobrowolnie.”
Erdős, Paul (matematyk)
Pewnego dnia Paul Erdős (1913-1996) spotkał jakiegoś matematyka i zapytał go skąd pochodzi. Odpowiedź brzmiała:
„Z Vancouver.”
„A zatem musi Pan znać mego dobrego przyjaciela Elliota Mendelsona!”
Po chwili ciszy przyszła taka odpowiedż:
„To ja jestem twoim dobrym przyjacielem Elliotem Mendelsonem.”
F
Faraday, Michael (fizyk, chemik)
Po jednym z odczytów Michaela Faradaya (1791-1867) o indukcji elektromagnetycznej ówczesny minister zapytał go:
„Cóż za praktyczne korzyści przyniesie to pańskie odkrycie?”
„Tego jeszcze nie wiem.” – odparł Faraday – „Ale mogę pana zapewnić, że wkrótce będzie pan z tego ściągał podatki.”
Feynman, Richard (fizyk)
Zdobywca Nagrody Nobla (w 1965 roku), światowej sławy fizyk Richard Feynman (1918-1988) został swego czasu okrzyknięty „najmądrzejszym człowiekiem na świecie”. Jego matka przeczytawszy o tym w prasie powiedziała:
„Jeśli on jest najmądrzejszy na świecie, to niech Bóg ma nas w swojej opiece!”
Część osób nie wie zapewne, że Richard Feynman (1918-1988) oprócz bycia sławnym fizykiem, był także całkiem niezłym „kasiarzem” (sprawnie otwierał sejfy). Był także legendarnym wręcz kawalarzem…
W latach czterdziestych XXw, kiedy Feynman jeszcze jako młody fizyk pracował nad Projektem Manhattan, dla żartu włamał się do trzech sejfów zawierających ściśle tajne dokumenty dotyczące projektu bomby atomowej. W jednym z nich zostawił kartkę z notesu z podpisem „Mądrala” (ang. Wise Guy), a ostatniej „Ten co ostatnio” (ang. Same Guy).
Następnego dnia Dr Frederic de Hoffman otworzył sejfy ze zdumieniem odnalazł tajemnicze wiadomości leżące na najtajnieszych dokumentach na świecie. Kiedy jednak przeczytał podpis „Ten co ostatnio”, nieomal nie dostał zawału krzycząc:
„To ten sam, który włamał się do budynku Omega!”
Jak się okazało, inny ściśle tajny projekt realizowany w Los Alamos został zinfiltrowany przez szpiegów obcego wywiadu. De Hoffman był naprawdę przerażony. Feynman wspominał później:
„Czytałem w jakiejś książce, że gdy ktoś się boi, jego twarz przybiera ziemisty kolor, ale do tamtej chwili nigdy tego nie doświadczyłem. Cóż, to święta prawda. Twarz De Hoffmana zrobiła się szara, a potem żółto-zielona. Przerażający widok”.
Widząc to Feynman szybko przyznał się do psoty.
Richard Feynman (1918-1988) często wykorzystywał swoje „kasiarskie” umiejętności dużo bardziej produktywnie, pomagając kolegom w Los Alamos, którzy zapominali kombinacji do swoich sejfów (co zdarzało się nadspodziewanie często). Jak to robił? Wsłuchiwał się w kliknięcia zapadek i próbował odgadnąć kombinację, które często były zestawieniem stałych matematycznych lub fizycznych takich jak podstawa logarytmu naturalnego e, prędkość światła c lub stała Plancka h. Podobno aż trzech naukowców pracujących nad bombą atomową, zamknęło swój sejf z notatkami na 27-18-28… (e=2.71828…!)
Słynny Dodge Ram (edycja 1971-1978) Richarda Feynmana, pokryty wymyślonymi przez niego diagramami. Na zdjęciu właściciel z rodziną.
Richard Feynman (1918-1988) był posiadaczem vana, który oprócz bardzo charakterystycznego numeru rejestracyjnego „QUANTUM”, był wymalowany słynnymi diagramami, które przyniosły Feynmanowi wielką sławę i są powszechnie używane przez fizyków do obliczania prawdopodobieństwa zaistnienia oddziaływania pomiędzy cząstkami elementarnymi. Samochód choć zwracał na siebie uwagę, to jednak niewielu tak naprawdę rozumiało czym właściwie są pokrywające jego karoserię piktogramy. Czasem jednak zauważał je ktoś obeznany z tematem i zadawał pytanie:
„Przepraszam, ale czy mógłby mi pan wytłumaczyć, dlaczego pomalował pan swój samochód w diagramy Feynmana.”
Na co właściciel miał wyjątkowo prostą odpowiedź:
„Ponieważ nazywam się Richard Feynman.”
Richard Feynman (1918-1988) bardzo długo poszukiwał analogii, która w zadowalajacy sposób opisywałaby stosunek oddziaływania elektromagnetycznego do grawitacyjnego (to pierwsze jest 10^42 razy silniejsze). Na jednej z konferencji, gdy opowiadał o swoich próbach skwantowania grawitacji powiedział:
„Siła oddziaływania jest tak słaba – w rzeczywistości jest cholernie słaba.”
W tym momencie przewrócił się jeden z głośników i z donośnym hukiem uderzył w podłogę. Feyman natychmiast uzupełnił:
„Słaba, ale nie zaniedbywalna.”
Richard Feynman (1918-1988) opowiadał kiedyś historię jak nie przeszedł badań lekarskich na komisji wojskowej. Kiedy lekarz poprosił go o pokazanie obu dłoni, Feynman wyciągnął ręce przed siebie, jedną grzbietem do góry, drugą grzbietem w dół. Na to lekarz powiedział: „Proszę pokazać drugą stronę!”, a Feynman odwrócił obie ręce.
Franck, James (fizyk)
Amerykański fizyk niemieckiego pochodzenia James Franck (1882-1964), laureat Nagrody Nobla w roku 1925, opowiadał następującą historyjkę:
„Przyśnił mi sie raz nieboszczyk Carl Runge, więc go pytam, czy na tamtym świecie wszystko wiedzą z fizyki. A na to Runge: ‘Ma się prawo wyboru – albo można wiedzieć wszystko, albo też tyle, ile się wiedziało na Ziemi. Ja osobiście wybrałem to drugie. Przecież musi być piekielnie nudno, gdy się już wszystko wie…’”
Hawking, Stephen (fizyk, astrofizyk, kosmolog)
Jeden ze studentów, z którym Stephen Hawking (1942-) miał wspólne ćwiczenia, wspomina zdarzenie, które wywarło na nim ogromne wrażenie. Na zajęciach tutor zadał im do rozwiązania kilka problemów i miano je przedyskutować na następnych ćwiczeniach. Nikt poza Hawkingiem nie potrafił ich rozwiązać. Tutor poprosił go o pokazanie pracy i widać było, że sposób, w jaki Hawking udowodnił bardzo trudne twierdzenie, zrobił na nim kolosalne wrażenie. Gdy zwrócił mu pracę, chwaląc jego postępy, Hawking wziął ją do ręki i bez cienia arogancji zmiął w kulkę i wrzucił do kosza. Inny z jego kolegów z tej samej grupy powiedział później: „gdybym ja potrafił przeprowadzić taki dowód w ciągu roku, zachowałbym go na zawsze!”
Czterej studenci w tym Stephen Hawking (1942-), otrzymali do rozwiązania na następny tydzień zestaw zadań. W dniu, w którymi mieli przedstawić wyniki, trzej pozostali spotkali w pokoju klubowym Hawkinga siedzącego w fotelu i czytającego powieść fantastyczno-naukową.
„Jak rozwiązałeś zadania, Steve?” – spytał jeden z chłopców.
„Och, jeszcze się do tego nie zabrałem” – odparł Hawking.
„To lepiej się pośpiesz.” – poradził mu kolega. – „My głowiliśmy się przez cały tydzień i udało nam sie rozwiązać tylko jedno zadanie.”
Później tego samego dnia koledzy po drodze na zajęcia znów spotkali Hawkinga i zapytali, jak poradził sobie z zadaniami.
„Ach.” – odparł Stephen. – „Zdążyłem rozwiązać tylko dziewięć.”
Stephen Hawking (1942-) robił bardzo mało notatek i miał niewiele podręczników. W rzeczywistości był już tak zaawansowany w nauce, że stał się nieufny wobec informacji książkowych. Jeden z tutorów Hawkinga, młodszy asystent Partick Sandars, polecił studentom rozwiązać kilka zadań z podręcznika. Hawking nie zrobił zadań i zapytany o powód, przez dwadzieścia minut omawiał wszystkie błędy jakie napotkał w podręczniku.
Helmholz, Hermann (lekarz, fizyk)
Hermann Ludwig Ferdinand von Helmholz (1821-1894) twierdził, że każda kropla alkoholu niszczy jeden pomysł naukowy.
Zapytany, co o tym sadzi, Bayer odparl:
„Owszem, ale dwa litry piwa sie nie licza.”
Hieber, Walter (chemik)
Walter Hieber (1895-1976) miał zamiar podyktować coś sekretarce, ale ta była akurat zajęta.
„Co pani pisze?” – spytał Hieber.
„To dla pana, profesorze.”
„Ach, tak. To w takim razie kiedy indziej. Nie będę przeszkadzał sam sobie.”
Hilbert, David (matematyk)
O poczuciu humoru wsród ludzi nauki świadczy nastepująca definicja „punktu widzenia” podana przez Davida Hilberta (1862-1943) – jednego z najwybitniejszych matematyków XX w.
„Każdy człowiek ma jakiś ograniczony horyzont swej wiedzy i zainteresowań. Kiedy horyzont ten zaczyna się stopniowo kurczyć i w koncu redukuje się do punktu, jest to własnie punkt widzenia.”
Davida Hilberta (1862-1943) zapytano raz o jednego z jego byłych uczniów.
„Ach, ten” – przypomniał sobie Hilbert. – „Został poetą. Na matematyka miał za mało wyobraźni.”
David Hilbert (1862-1943) był typem uczonego, który powoli ale systematycznie idzie do celu, osiągając bardzo głębokie rezultaty, niedostępne dla innych. Krąży o nim taka opowiastka. Pewnego dnia wykładajac, stwierdził, że pewien fakt jest trywialny i nie wymaga uzasadnienia, po czym kontynuował wykład. Ale po kilku minutach jeden ze słuchaczy oświadczył, że on nie rozumie dlaczego ów fakt zachodzi, w związku z czym to nie jest coś trywialnego. Hilbert zaczął myśleć przy tablicy, po pięciu minutach wyszedł i zaszył się w swoim gabinecie. Wrócił po pól godziny z rozpromienionym obliczem i oświadczył:
„Jednak miałem rację – ten fakt jest trywialny” i bez żadnych dodatkowych komentarzy kontynuował wykład.
Student Davida Hilberta (1862-1943) pracował nad dowodem Hipotezy Riemanna o zerach funkcji dzeta. Wydawało mu się nawet, że znalazł dowód tej hipotezy, ale wkrótce okazało się, że w dowodzie jest poważny błąd. Autor przejął się bardzo swym niepowodzeniem i być może z tego powodu w niedługim czasie zmarł.
Tak się złożyło, że pogrzeb odbywał się podczas ulewnego deszczu, toteż przemoknięci uczestnicy pogrzebu marzyli o jak najszybszym opuszczeniu cmentarza i schronieniu się pod dachem. Tymczasem Hilbert postanowił wygłosić pożegnalną mowę. Podkreślił najpierw wielkie zaangażowanie zmarłego w poszukiwanie dowodu Hipotezy Riemanna, a potem przyznał, że fakt ogłoszenia błędnego dowodu nie powinien zmniejszać zasług autora, który był niewątpliwie dobrym matematykiem, ponieważ zagadnienie należy do bardzo trudnych.
„Istotnie, rozważmy funkcję dzeta…” – ciągnął Hilbert i nie zważając na strugi deszczu, ku przerażeniu obecnych rozpoczął długi wykład nad grobem.
W 1913 roku Davida Hilbert (1862-1943) przejął prowadzenie seminarium matematycznego na Uniwersytecie w Getyndze i kierował je żelazną ręką. Jego regułą dla zabierających głos ludzi było, aby ograniczali się tylko do przedstawienia swych najciekawszych wyników. Jeśli jakiś referent zaczynał opisywać swoje rachunki, Hilbert przerywał mówiąc: „Nie zebraliśmy się tu po to, żeby sprawdzać czy nie pomylił się się Pan w znaku.” Pewnego razu w środku czyjegoś referatu Hilbert rzucił niechętnie:
„Szanowny kolego, obawiam się, że Pan nie wie, co to jest równanie różniczkowe.”
Upokorzony tak ostrą wypowiedzią referent przerwał wykład i wzburzony wybiegł do sąsiedniej sali, którą była akurat czytelnia biblioteki matematycznej. Niektórzy z pozostałych na sali słuchaczy zaczęli czynić wymówki Hilbertowi, że tak brutalnie potraktował referenta. Ale Hilbert pozostawał przy swoim:
„Kiedy on naprawdę nie rozumie, co to jest równanie różniczkowe. Popatrzcie, przecież poszedł do czytelni, żeby poszukać wyjaśnienia w książkach.”
Davida Hilbert (1862-1943) czynił usilne starania, aby Uniwersytet w Getyndze (Göttingen) zatrudnił wybitną matematyczkę Emmy Noether (1882-1935) na stanowisku docenta (Privatdozent). W tym czasie stanowiska uniwersyteckie w Niemczech były tradycyjnie zarezerwowane wyłącznie dla mężczyzn. Kiedy konserwatywnie nastawione grono profesorskie wypowiadało się ostro przeciw pomysłowi Hilberta, ten próbował ich przekonywać słowami:
„Ależ, proszę panów, to że pani Noether jest kobietą, nie powinno stanowić przeszkody, przecież chodzi o jej wykłady, a nie obecność w łaźni.”
I
Infeld, Leopold (fizyk)
Leopold Infeld (1898-1968) gdy organizował Instytut Fizyki Polskiej Akademii Nauk w Warszawie to odwiedził Mariana Mięsowicza w jego mieszkaniu w Krakowie i zaproponował mu przeniesienie do Warszawy. Chcąc się wykręcić Mięsowicz powiedział:
„Ja mam w Krakowie cały zespół współpracowników, których nie mogę opuścić.”
Infeld odrzekł:
„To żadna trudność, przeniesiemy do Warszawy wszystkich, których pan będzie potrzebował.”
Ale sprytny Mięsowicz podszedł do okna, a mieszkał tuż przy rynku i wskazał wieżę Kościoła Mariackiego.
„Ale ja mam tu wspaniały widok, którego nie chcę stracić.”
Infeld odrzekł:
„No tak, tego widoku nie możemy przenieść do Warszawy.”
Leopold Infeld (1898-1968) wszystko chciał załatwiać, zaczynając od najwyższego szczebla. Podczas wizyty w Warszawie wybitnego fizyka austriackiego Victora Weisskopfa Infeld postanowił z nim iść do kina. Gdy przy kasie było kilka osób Infeld przyzwyczajony do rozmowy z najwyższymi władzami przedstawił się bileterce i zażądał widzenia z dyrektorem kina. Na odpowiedź, że dyrektora nie ma zaczął głośno besztać personel za nieporządek i brak dyscypliny. Weisskopf obserwował tę niezrozumiałą scenę i gdy dowiedział się o co chodzi, rzekł:
„Przecież przy kasie nie ma tłoku i zapewne są jeszcze bilety.”
Infeld zreflektował się i ze śmiechem podszedł do kasy.
J
Jacobi, Carl (matematyk)
Jeden z uczniów niemieckego matematyka Karola Gustawa Jacobiego (1804-1851) był bardzo zdolny, doskonale wszystko pojmował, nie potrafił jednak podjąć samodzielnej pracy. Kiedy profesor robił mu z tego powodu wyrzuty, student odpowiadał:
„Jakże mogę pracować samodzielnie, kiedy jeszcze nie umiem wszystkiego.”
Na to Jacobi:
„A gdyby panu zaproponowano żeniaczkę, czy też by pan odparł, ze nie zna pan jeszcze wszystkich dziewcząt?”
K
Kac, Marek (matematyk)
Znany matematyk polskiego pochodzenia Marek Kac (1914-1984) wygłaszał referat w Kalifornijskim Instytucie Technologii. Wśród słuchaczy znalazł się sławny fizyk, Richard Feynman, który lubił podkpiwać z przesadnej dbałości matematyków o ścisłość.
„Gdyby matematyka nie istniała” – rzekł w pewnej chwili do Kaca – „To świat cofnąłby się tylko o tydzień.”
„Ależ tak” – bez namysłu odpowiedział Kac – Właśnie o ten tydzień, w którym Pan Bóg go stworzył.
Kartezjusz – Descartes, Rene (filozof, matematyk, fizyk)
Spytano kiedyś Kartezjusza (Rene Descartes 1596-1650):
„Co jest więcej warte: wielka wiedza czy wielki majątek?”
„Wiedza.” – odpowiedział Kartezjusz.
„Jeśli tak, to dlaczego tak często widzi się uczonych pukających do drzwi
bogaczy, a nigdy odwrotnie?”
„Ponieważ uczeni znają dobrze wartość pieniędzy, a bogacze nie znają wartości
wiedzy.” – odparł Kartezjusz.
Kepler, Johannes (matematyk, fizyk, astronom)
Po śmierci swojej pierwszej żony (Barbara Müller) w 1611 roku Johannes Kepler (1571 – 1630) został sam z trójką małych dzieci. Nic więc dziwnego, że zaczął się rozglądać za drugą żoną. Poszukiwania prowadził równie systematycznie i wnikliwie jak swoje dociekania astronomiczne, a potem szczegółowo opisał je w długim liście do przyjaciela. Wybierał spośród 11 kandydatek, które mu przedstawiano.
Pierwsza była w dość zaawansowanym wieku i miała dwie córki na wydaniu. Kepler odrzucił ją, ponieważ zraził go cuchnący oddech i niejasne poglądy w sprawach religii. Zainteresował się jedną z jej córek, ale też mu nie odpowiadała, bo chociaż dobrze wykształcona, była przyzwyczajona do życia w luksusie. Trzecia, panna z Czech, podobała się Keplerowi, jednak okazało się, że wcześniej dala już słowo innemu. Kepler byt niemal zdecydowany poślubić czwartą kandydatkę, wysoką i atletycznie zbudowaną, ale pojawiła się piąta, Susanne, która przyrzekała miłość, skromność i oszczędność oraz że będzie kochała jego dzieci. Tymczasem pasierbica Keplera Regina przedstawiła mu szóstą kandydatkę, szlachetnie urodzoną i z majątkiem. Kepler miał jednak wątpliwości, czy jest dostatecznie dojrzała, i obawiał się wydatków na wystawne wesele. Siódma kandydatka była niezdecydowana. Ósma – niezbyt ładna i pospolicie urodzona. Dziewiąta miała wiele zalet, ale chorowała na płuca, Kepler więc szybko się wycofał, udając, że kocha inną. Kandydatka numer 10, zamożna i gospodarna szlachcianka, nie grzeszyła urodą i Kepler pisał w liście, że nie wyobraża sobie kontaktów cielesnych ze względu na wielki kontrast między nimi. Kepler był chudy i zasuszony, a ona niska i gruba”. Jedenasta kandydatka, gospodarna szlachcianka, przez cztery miesiące nie przysłała żadnej odpowiedzi.
Ostatecznie Kepler wybrał ostatecznie numer piąty. Ślub odbył się w październiku 1613 roku. Susanne Reuttinger okazała się bardzo dobrą żoną i urodziła aż sześcioro dzieci.
Klein, Felix Christian (matematyk)
Feliks Klein (1849-1925) twierdził, że najlepsze lata twórcze przypadają na trzydziestkę, później się tylko głupieje. Obecny przy tym Walter Nernst odrzekł, że jest przeciwnego zdania, uważa bowiem, że z każdym dniem staje się mądrzejszy.
„Tak pan sądzi?” – chłodno spojrzał na niego Klein. „No to w takim razie wkrótce się wyrównamy.”
Kopernik, Mikołaj (astronom)
Mikołaj Kopernik (1473-1543), tłumaczył kiedyś w towarzystwie, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie na odwrót, jak dotąd sądzono. Ktoś z obecnych na biesiadzie nie zgodził się z tym. Dyskusja trwała dość długo, ale Kopernik nie potrafił przekonać niedowiarka. Wreszcie zniecierpliwiony astronom rzucił na salę ostatni argument:
„Przecież nie ogień kręci się wokół pieczeni, lecz pieczeń przy ogniu obracać się musi…”
L
Lawrence, Ernest Orlando (1901-1958)
W 1935 roku w odwiedziny przyjechał do Ernesta Orlando Lawrence’a (1901-1958) jego brat John, który był z wykształcenia lekarzem. John z racji swojego zawodu, zwrócił uwagę na możliwy szkodliwy wpływ promieniowania, na które narażony jest Lawrence oraz reszta naukowców pracujących przy cyklotronie. Postanowiono przeprowadzić badania na zwierzętach. Pierwszy szczur, którego umieszczono w małym pudełku obok naświetlanej tarczy, przeżył jedynie 5 minut. To doświadczenie wywołało przerażenie wśród badaczy, niemniej jednak nie trwało ono długo – okazało się, że w pudełku zapomniano wywiercić otwory i szczur się udusił.
Leibnitz, Gottfried Wilhelm (matematyk)
Gottfried Wilhelm Leibniz (1646-1716) pewnego razu przepływał przez rzekę w towarzystwie przewoźnika.
Podstępnie wypytywał go, czy coś wie o matematyce, filozofii i astronomii.
Zniecierpliwiony przewoźnik odpowiedział, że nie nie wie o tych naukach, uczony
zaś stale podkreślał, że na zgłębianiu tych nauk stracił trzy czwarte swojego
życia. W pewnym momencie łódka zawadziła o przeszkodę i wywróciła się.
„Umiecie pływać?!” – krzyknął przewoźnik do uczonego.
„Nie umiem!” – wołał przestraszony Leibniz.
„To trzymajcie się moich pleców, bo stracicie naraz wszystkie cztery czwarte
swego życia!”
Lichtenberg, Georg Christoph (matematyk, przyrodnik)
Ktos zapytal niemieckiego uczonego Krzysztofa Lichtenberga (1742-1799):
„Czy mogłby mi pan wyjaśnic różnicę między czasem a wiecznością?
„Niestety, to niemożliwe. Wprawdzie ja mam dość czasu na wyjaśnienie, ale panu nie wystarczy wieczności na zrozumienie.”
Lorentz, Hendrik Antoon (fizyk)
Hendrik Antoon Lorentz (1853-1928) był cichy, spokojny, dość wątły i bardzo późno nauczył się mówić. Już jako 18-latek ukończył z wyróżnieniem studia matematyczne i fizyczne na Uniwersytecie w Lejdzie. Na końcowym egzaminie z matematyki egzaminator uznał wprawdzie, że Lorentz wypadł wystarczająco dobrze, żeby zaliczyć, ale wyraził pewne rozczarowanie poziomem jego przygotowania. Później jednak wyszło na jaw, że egzaminator przez pomyłkę uznał, iż to jest egzamin doktorski.
M
MacDiarmid, Allan (chemik)
Pewnego dnia jeden z doktorantów Allana MacDiarmid’a (1927-2007), Marc Druy, skondensował niechcący dosyć niebezpieczny wybuchowy związek. Powstała panika. Policja uniwersytecka odgrodziła laboratorium od reszty budynku, stawiając specjalne warty. Usunięcie niebezpiecznego związku wymagało ostrożnego przeniesienia reaktora chemicznego do wyciągu i otworzenia zaworu. MacDiarmid postanowił zrobić to sam. Ubrany w fartuch laboratoryjny, grube rękawice i w plastikowej osłonie na twarzy, bez maski gazowej wszedł w pole rażenia. Nagle zawahał się, cofnął i zażądał dziennika laboratoryjnego o twardych okładkach. MacDiarmid zgrabnie wsunął sobie dziennik za pasek spodni, pouczając obecnych powiedział:
„W chwilach krytycznych naukowiec powinien w pierwszym rzędzie chronić swą męskość.”
Maxwell, James Clerk (fizyk i matematyk)
Zjawisko refrakcji stożkowej (załamania światła przy przechodzeniu przez ośrodki o różnej gęstości optycznej) najpierw zostało przewidziane przez matematykę, a dopiero później odkryte doświadczalnie. Jednakże doświadczenie było trudne i rzadko się udawało. Jamesowi Clerkowi Maxwell’owi (1831-1879) pewnego razu udało się wywołać to zjawisko. Ucieszony wybiegł z laboratorium, aby podzielić się z kimś swoim triumfem. Spotyka kolegę – profesora matematyki – i pyta:
„Czy chce pan zobaczyć refrakcję stożkową?”
„Nie dziękuję, przez całe życie o niej wykładam i wcale nie pragnę, aby moje wyobrażenie o niej uległo jakimś zmianom.”
Meitner, Lise (fizyk jądrowa)
Po odkryciu nowego pierwiastka radioaktywnego o liczbie atomowej 91 nazwanego Protaktynem Lise Meitner (1878-1968) zwolniono z obowiązku przedstawienia pracy habilitacyjnej. Wykład inauguracyjny nosił tytuł: „Znaczenie promieniotwórczości dla promieni kosmicznych”. Wydawnictwo akademickie uznało, że skoro autorką pracy jest kobieta to widocznie wkradł się błąd i nadano tytuł: „O znaczeniu promieniotwórczości dla promieni kosmetycznych”.
Lise Meitner (1878-1968) byłą szczupła, niska i nieśmiała. Pewnego razu zaprosiła grupę przyjaciół na przyjęcie urodzinowe. Jednym z gości był znany chemik Adolf von Baeyer. Był on do tego stopnia otyły, że jak sam żartował, ogromny brzuch uniemożliwiał mu zobaczenia stóp. Baeyer zadał gospodyni pytanie:
„Proszę powiedzieć, które to są pani urodziny, a ja wyjawię, ile ważę.”
Lise odrzekła:
„To bardzo niesprawiedliwy handel wymienny, Pan przecież może zeszczupleć, a ja nie mogę stać się młodsza.”
Mendelejew, Dimirij (chemik)
Dmitrij Mendelejew (1843-1907) lubił w wolnych chwilach oprawiać książki, robić torby i walizki. Pewnego razu, gdy kupował na rynku potrzebne mu surowce, ktoś zapytał sprzedawcę:
„Kto to jest?”
„Jak to, przecież wszyscy go znają!” – odpowiedział sprzedawca – „To znany kaletnik, Mendelejew.”
N
Nernst, Walther (chemik)
Walther Nernst (1864-1941), lubił ubarwiać wykłady anegdotami.
Zwykł na przykład mawiać:
„Pierwszą zasadę termodynamiki znaleźli trzej fizycy: Mayer, Joule i Helmholtz. Druga została sformułowana przez dwóch fizyków: Clausiusa i Thomsona. Trzecią zasadę odkryłem sam. Jak więc widać czwarta zasada dynamiki nie może istnieć.”
Nernst pomylił się. Lars Onsager (1903-1976) odkrył tak zwaną czwartą zasadę termodynamiki, co przyniosło mu Nagrodę Nobla z chemii w 1968 roku.
Newton, Isaac (fizyk, matematyk, astronom)
Sir Isaac Newton (1642-1727) otrzymał tytuł Lorda za zasługi dla nauki. Przez 26 lat nudził się na posiedzeniach Izby Lordów. Tylko raz poprosił o głos, co wywołało sensację wśród obecnych.
„Panowie” – zwrócił się do zebranych – „Jeśli nie będą panowie mieć nic przeciwko temu, to prosiłbym o zamknięcie okna. Bardzo wieje i boję się, że się przeziębię.”
Po czym z godnością zajął swoje miejsce.
Zapytano raz Sir Isaaca Newtona (1642-1727), czy dużo czasu zajęło mu sformułowanie odkrytych przez niego praw. Uczony odpowiedział:
„Odkryte przeze mnie prawa są bardzo proste. Formułowałem je szybko, ale przedtem bardzo długo myślałem.”
Historia dotyczy zaprzyjaźnionego z Sir Isaac Newtonem (1642-1727) uczonego, o którym wiadomo było,
że jest ateistą. Człowiek ten przyszedł do domu sławnego naukowca w momencie, gdy ten kończył
budowę skomplikowanego modelu Układu Słonecznego. Mężczyzna zobaczył maszynę i
z zachwytem stwierdził:
„Jakie to piękne…”
Po chwili zaczął kręcić korbką,
uruchamiając urządzenie i powodując, że „planety” zaczęły się poruszać.
„Kto to stworzył?” – pyta znajomy – ateista.
„Nikt.” – odpowiada Newton i wraca do wcześniej wykonywanych czynności.
„Chyba źle mnie usłyszałeś, kto zrobił tę maszynę?” – ponawia pytanie mężczyzna.
„Już ci powiedziałem, nikt.”
Przyjaciel Newtona przestał kręcić korbką i lekko zdenerwowany zwrócił się do
niego:
„Słuchaj Isaac, ta wspaniała maszyna musiała być przez kogoś zrobiona. Nie mów mi, że przez nikogo, bo nie uwierzę”.
Newton przestał pisać, wstał, spojrzał na przyjaciela i stwierdził:
„Czyż to nie dziwne? Mówię ci, że nikt nie zrobił tej prostej zabawki, a ty mi nie
wierzysz. A przecież przyglądając się właśnie Układowi Słonecznemu – tej
skomplikowanej cudownej maszynie – równocześnie śmiesz mówić, że nikt jej nie
stworzył. Ja w to nie uwierzę”.
Nollet, Jean Antoine (fizyk)
Jean Antonine Nollet (1700-1770) wykonywał wiele doświadczeń publicznie, zwłaszcza z elektryczności (znano wtedy elektryzowanie przez tarcie). Stojąc na izolowanej podstawie eksperymentator wydobywał iskry z nosa obecnych, zapalał palne płyny iskrą z wyciągniętego palca, demonstrował „elektryczne” pocałunki. Wynalazek butelki lejdejskiej, pierwszego kondensatora pozwolił wykonywać bardziej efektowne doświadczenia. Wielki podziw budziło wtedy zabicie wróbla iskrą elektryczną z naładowanej butelki. Nollet wykonywał również efektowne doświadczenia z ludźmi. Ustawiał on szereg ludzi trzymających się za ręce i kazał pierwszemu z szeregu dotykać metalowego pręta wystającego z naelektryzowanej butli. W tym momencie cały szereg podskakiwał, krzycząc z przerażenia. Największą próbę wykonano w klasztorze kartuzów, gdzie 700 mnichów trzymając się za ręce utworzyło łańcuch długości około 1800 metrów. Kiedy Nollet wyładował w ten łańcuch dużą butelkę lejdejską, wszyscy w jednym momencie podskoczyli z chóralnym okrzykiem.
P
Pasteur, Ludwik (chemik, mikrobiolog)
Wielki uczony francuski, chemik i bakteriolog Ludwik Pasteur (1822-1895), pracował akurat w swoim laboratorium nad szczepami ospy, kiedy pojawił się pewien mężczyzna i jako sekundant przekazał mu wyzwanie na pojedynek, którego zażyczył sobie jakiś arystokrata, nie wiadomo czym obrażony.
„Trudno.” – powiedział Pasteur – „Zgadzam się, ale jako wyzwany mam prawo wyboru broni. Proszę przekazać memu przeciwnikowi taką propozycję: mam tu dwie probówki. W jednej są bakterie ospy, w drugiej jest czysta woda. Jeśli człowiek, który pana tu przysłał zgodzi się wypić zawartość jednej z nich według swego wyboru, ja wypiję to, co jest w drugiej…”
Arystokrata nie zaakceptował propozycji Pasteura i pojedynek się nie odbył.
Pauli, Wolfgang (fizyk)
Fizyk Wolfgang Pauli (1900-1958) znany był z ciętego języka. Podczas dyskusji naukowej, jeden z jego kolegów poprosił o wolniejsze tempo, ponieważ nie potrafi mysleć tak szybko. Na to Pauli:
„Nie mam panu za złe, że myśli pan powoli, ale mam za złe, ze publikuje pan szybciej niż myśli.”
Wszyscy słyszeli o zasadzie Pauliego, a czy wiecie że jest jeszcze efekt Pauliego?
Polega na tym że w miejscu gdzie pojawił sie Pauli coś złego musiało się zdarzyć. Kiedyś z niewyjaśnionych przyczyn nastąpił wybuch w uniwersyteckim laboratorium, niszcząc je kompletnie.
Okazało się później, że dokładnie w chwili wybuchu, na stacji kolejowej zatrzymał się pociąg którym jechał Pauli.
Pewnego razu Wolfgang Pauli (1900-1958) przedstawiał swoją propozycje teorii wszystkiego, gdy wśród publiczności był obecny Niels Bohr, na którym teoria nie wywarła szczególnego wrażenia. Podniósł rękę i powiedział:
„Wszyscy tutaj na sali zgadzamy się, że twoja teoria jest szalona. Nie możemy się jednak zgodzić co do tego, czy jest ona wystarczająco szalona.”
Długo oczekiwany odczyt Wolfganga Pauliego (1900-1958) w Cambridge odbywał się w sali gdzie skrzypiała jedna deska. Kiedy Pauli natrafił na skrzypiącą deskę, zamiast jej unikać, celowo chodził po niej tam i z powrotem, przez cały czas skrzypiąc niemiłosiernie. Gdyby nagle ktoś zachichotał, ogarnęłoby to w mgnieniu oka całą salę, niczym ogień wyschnięte drewno w kominku. Na dodatek Pauli mówił o rozwiązywaniu liczącego dwadzieścia lat problemu z elektrodynamiki kwantowej, co stanowiło temat naprawdę wyrafinowany i większość audytorium nic z tego nie rozumiała. Najgorszy był moment, gdy Pauli podszedł do tablicy, dopisał maleńki symbol do niezmiernie długiego wzoru, wrócił do skrzypiącej deski, przeszedł po niej kilkakrotnie, zatrzymał się i grożąc przez cały czas palcem, powiedział:
„To wynika z przyjętej konwencji.”
Wolfgang Pauli (1900-1958) znany był ze swojego przesadnego krytycyzmu. Jeden z jego doktorantów wspominał:
„Pracować dla Pauliego to było cudowne. Można go było pytać o wszystko i nie bać się, że uzna jakieś pytanie za głupie. Pauli wszystkie pytania uznawał za głupie.”
Gdy w 1928 r. Wolfgang Pauli (1900-1958) przyjechał do Leydy wygłosić referat, Paul Ehrenferst przyjrzał się mu i powiedział:
„Pańskie prace podobają mi się bardziej niż pan.”
Pauli odrzekł:
„A ze mną jest akurat odwrotnie.”
Po śmierci Wolfgang Pauli (1900-1958) poszedł do nieba, Bóg powiedział do niego:
„Byłeś dobrym człowiekiem i dobrym fizykiem. Czy mogę zrobić coś, co sprawiło ci przyjemność?”
Na to Pauli:
„Panie Boże, chciałbym znać sekret budowy świata, bo całe życie starałem się go poznać.”
„Proszę bardzo” – rzekł Bóg, wyciągnął kredę, stworzył tablicę i napisał na niej kilka równań.
„Oto jest ten sekret.”
Pauli podszedł do tablicy, pokręcił głową i powiedział jedno, bardzo często przez siebie używane słowo:
„Dummnkopf (dureń).”
Planck, Max Karl Ernst Ludwig (fizyk)
Max Planck (1858-1947) został profesorem fizyki w Berlinie mając zaledwie 31 lat. Był drobny, niepozorny. Podobno wkrótce po przybyciu do Berlina, Planck zapomniał, w której sali miał wykładać, więc spytał portiera:
„Proszę mi powiedzieć, w której sali dziś wykłada dziś profesor Planck?”
Starszy wiekiem portier zmierzył Plancka wzrokiem, po czym poklepał go po ramieniu i rzekł:
„Nie idź tam młody człowieku. Jesteś jeszcze za młody, by zrozumieć wykłady naszego uczonego profesora Plancka.”
R
Ramanujan, Srinivasa (matematyk)
Srinivasa Ramanujan (1887-1920), był pochodzącym z Indii legendarnym matematykiem, który nie posiadając formalnego podstawowego wykształcenia matematycznego dokonał znaczących odkryć z analizy matematycznej, teorii liczb, szeregów nieskończonych i kilku innych dziedzin. Godfrey Harold Hardy, który współpracował i przyjaźnił się z Ramanujan’em, wspominał jak kiedyś odwiedził go w Putney złożonego chorobą.
„Przyjechałem do niego taksówką o numerze 1729, a kiedy zwróciłem uwagę, że to nieciekawa liczba i mam nadzieję, że nie przyniesie mi to pecha (przyp. Hardy nawiązuje tu do Paradoksu Nieciekawej Liczby Berry’ego), Srinivasa odparł, że nie powinienem się martwić, bo to jest przecież bardzo ciekawa liczba. Najmniejsza liczba dająca się na dwa sposoby wyrazić jako suma dwóch sześcianów liczb dodatnich.” (1 i 12 oraz 9 i 10).
Od tej pory 1729 nazywa się liczbą Hardy’ego- Ramanujan’a.
Roentgen, Wilhelm (fizyk)
Wilhelm Roentgen (1845-1923) otrzymał kiedyś list, w którym pewien pan prosił go o przysłanie kilku promieni i instrukcji ich użycia, ponieważ nie ma czasu, by przyjechać do uczonego osobiście. Roentgen odpowiedział:
„W tej chwili nie mam, niestety, promieni. Pragnę przy tym zauważyć, że ich wysyłka to nadzwyczaj skomplikowana sprawa. Już łatwiej będzie panu przysłać mi swoją klatkę piersiową.”
Rowland, Henry Augustus (fizyk)
Henry Augustus Rowland (1848-1901) pewnego razu występował podczas rozprawy sądowej jako biegły powołany przez prokuratora. Obrońca oskarżonego, chcąc podważyć wiarygodność stwierdzeń, obciążających jego klienta, zapytał:
„Profesorze Rowland, a jakie ma pan kwalifikacje, by zeznawać w tym procesie?”
Rowland zmierzył adwokata wzrokiem i spokojnie odparł:
„Jestem najwybitniejszym fizykiem amerykańskim.”
Po zakończeniu rozprawy jeden z obecnych tam przyjaciół Rowlanda powiedział do niego:
„Czy rzeczywiście powinieneś się tak przedstawić sądowi?”
„A cóż innego miałem powiedzieć? Przecież zeznawałem pod przysięgą!” – odparł Rowland.
Rutherford, Ernest (fizyk)
Sir Ernest Rutherford (1871-1937) demonstrował kiedyś słuchaczom rozpad radu. Ekran raz świecił, raz ciemniał. Rutherford objaśniał:
„Teraz panowie widzą, że nic nie widać. A dlaczego nic nie widać, to zaraz panowie zobaczą.”
Sir Ernest Rutherford (1871-1937) uważał, że dobry badacz musi umieć szybko oceniać rzędy różnych wielkości fizycznych. Jednym z jego ulubionych pytań na ustnych egzaminach było pytanie, ile wynosi indukcyjność obrączki ślubnej. Rozpowszechniona była wówczas metoda Gaussa, dlatego egzamin zdawał każdy student, który odpowiadał, że rzędu średnicy obrączki, czyli około 1 cm. Pewnego razu, gdy Rutherford zadał swoje ulubione pytanie, przepytywany student z pewnością w głosie odpowiedział:
„654,3″.
Zupełnie zaskoczony naukowiec zapytał :
„A jakich jednostek pan używa?”.
„Jednostek umownych, panie profesorze.” - odpowiedział student.
Russell, Bertrand (filozof, historyk, matematyk)
Bertrand Russell (1872-1970) wygłosił kiedyś popularny odczyt astronomiczny. Opowiadał, jak
Ziemia obraca się dookoła Słońca, a ono z kolei kręci się wokół środka wielkiego
zbiorowiska gwiazd, zwanego naszą galaktyką. Pod koniec wykładu w jednym z
końcowych rzędów podniosła się niewielka, starsza pani i rzekła:
„Wszystko, co pan powiedział, to bzdura. Świat jest naprawdę płaski i spoczywa
na grzbiecie gigantycznego żółwia.”
Naukowiec z uśmieszkiem wyższości spytał:
„A na czym spoczywa ten żółw?”
Starsza pani miała gotową odpowiedź:
„Bardzo pan sprytny, młody człowieku, bardzo sprytny, ale jest to żółw na żółwiu i tak do końca!”
S
Schrödinger, Erwin (fizyk)
Erwin Schrödinger (1887-1961) był nieprawdopodobnym kobieciarzem. Nieustanna pogoń za coraz to nowymi kochankami była tym co utrzymywało Schrödingera w stanie twórczego napięcia. Dla wszystkich swych kobiet pisywał okolicznościowe wiersze i poematy, sławiąc je za przynoszenie mu natchnienia. Jego jedyna żona do końca życia była wyrozumiała, przyjmując ze spokojem podboje męża i pozostając w bardzo dobrych stosunkach z jego kochankami.
Jednego razu powiedziała:
„Wiem, że byłoby łatwiej żyć z kanarkiem niż z koniem wyścigowym, ale ja naprawdę wolę rumaka.”
Karl Schwarzschild (fizyk, astronom)
Karl Schwarzschild (1873 – 1916) był człowiekiem bardzo roztargnionym. Świadczy o tym zabawna historia opowiadana przez Maxa Borna. W pewnej restauracji w Getyndze młodzi profesorowie i wykładowcy uniwersytetu zwykli się zbierać na lunch. Schwarzschild był jej stałym bywalcem aż do czasu swego małżeństwa. Parę tygodni po ślubie pojawił się jednak niespodziewanie przy stoliku i wdał się w dyskusję z kolegami. Po jakimś czasie jeden z obecnych zapytał:
„Jak się panu podoba życie człowieka żonatego?”
Schwarzschild złapał się za głowę, zarumienił się i z okrzykiem:
„Życie człowieka żonatego, ojej, zupełnie zapomniałem!” – i wybiegł z restauracji.
Skłodowska-Curie, Maria (fizyk, chemik)
Maria Skłodowska-Curie (1867-1934) była bardzo skromną, pracowitą i porządną kobietą. Podczas spotkania z drugim prezydentem Polski Stanisławem Wojciechowskim, Prezydent zapytał:
„Czy pamięta Pani jasiek, który mi pożyczyła na drogę, gdy jechałem z Paryża do Warszawy?”
„Pamiętam nawet, że pan mi go zapomniał zwrócić.” – odpowiedziała uczona.
Maria Skłodowska-Curie (1867-1934) chociaż jest uznawana za obrończynię kobiet, to nie popierała wszystkich nowości. Krótko przed śmiercią, widząc nowe buty swojej córki powiedziała:
„Och moje biedactwo, jakież okropne obcasy. Nie, nigdy mnie nie przekonasz, że kobiety są stworzone do chodzenia na szczudłach.”
T
Thompson, John Joseph (fizyk)
W swych wspomnieniach Sir John Joseph Thomson (1856-1940) opisał zabawny incydent z dzieciństwa, kiedy dostał od ojca w prezencie mikroskop i bardzo się cieszył z możliwości oglądania maleńkich przedmiotów. Pewnego dnia przybył w odwiedziny przyjaciel ojca, któremu chłopiec pokazał przez mikroskop swój włos. Gość był wyraźnie rozczarowany.
„Czy włos jest widoczny?” – spytał chłopiec.
„Ależ tak, widzę go!”
„Czyż nie jest wielki?”
„Tak, ale nie mogę na nim dojrzeć numeru!” – odparł gość.
„Numeru?” – zdziwił się chłopiec.
„Tak, numeru, przecież w Biblii powiedziano, że wszystkie włosy są policzone.”
Jedną z pasji Sir Johna Josepha Thomsona (1856-1940) było uczęszczanie na wszelkiego rodzaju wyprzedaże, gdzie lubił kupować różne rzeczy. Związana jest z tym zabawna anegdota. Otóż pewnego ranka pani Thomson, budząc się w sypialni, zauważyła, że mąż już wyszedł na wczesny poranny wykład, ale na poręczy krzesła wiszą jego spodnie. Przerażona myślą, że Thomson w roztargnieniu zapomniał ich na siebie włożyć, szybko zatelefonowała do portiera instytutu.
„Czy profesor Thomson już wszedł?” – zapytała.
„Tak, proszę pani, niedawno.”
„Czy… wyglądał normalnie?” – pytała dalej żona.
„Najzupełniej normalnie.” – odparł zdziwiony portier.
Okazało się, że poprzedniego dnia Thomson kupił na wyprzedaży kolejne używane spodnie i idąc na wykład, od razu je założył.
Thompson, William (Lord Kelvin) (matematyk, fizyk)
William Thompson (Lord Kelvin) (1824-1907) wymyślał wiele pomysłowych doświadczeń. Ale niejednokrotnie mogły one zakończyć się tragicznie. Kiedy Kelvin demonstrował nowy pomysł Hermannowi von Helmholtzowi ofiarą został kapelusz Helmholtza. Kelvin wprawił w ruch obrotowy ciężką płytę metalową, obracającą się na ostrzu. Aby pokazać jak dzięki obrotowi staje się ona nieruchoma, uderzył ją młotem. Płyta jednak wzięła mu to za złe, gdyż odleciała w jednym kierunku, podstawa żelazna zaś w drugim. Podstawa ta porwała kapelusz Helmholtza i rozpłatała go. Sama płyta szczęśliwie rozbiła tylko kilka szyb.
Pewnego razu William Thompson (Lord Kelvin) (1824-1907) demonstrował działanie wahadła balistycznego. Był to jeden z bardziej ulubionych jego pokazów i wymagał strzelby, z której strzelał do wahadła. Zdarzyło się jednak, że Kelvin chybił i kula przeszła przez ścianę do sąsiedniej sali wykładowej, gdzie utkwiła w tablicy. Przerażony Kelvin pobiegł zobaczyć co się stało. Na szczęście wykładający tam profesor nie poniósł szwanku, ale wbiegającego Kelvina studenci powitali okrzykiem:
„Nie trafił go pan, proszę spróbować jeszcze raz.”
V
Von Neumann, John (chemik, fizyk, matematyk)
Pewnego razu jeden ze studentów zaczepił w korytarzu idącego szybkim krokiem Johna Von Neumanna (1903-1957).
„Przepraszam, profesorze Von Neumann. Czy mógłby mi pan pomóc w pewnym problemie rachunkowym?”
„Dobrze kolego, byle szybko. Jestem bardzo zajęty.” – odparł Von Neumann.
„Mam kłopot z tym zadaniem.”
„Spójrzmy…”
Po krótkiej chwili słynny matematyk stwierdza:
„Odpowiedź brzmi dwa pi do potęgi piątej.”
„Wiem panie profesorze, bo rozwiązanie jest na odwrocie. Mam problem jedynie z dojściem do takiego wyniku.” – odparł student.
„Dobra, pokaż mi to jeszcze raz.” – zgodził się Von Neumann.
Po krótkiej pauzie stwierdza:
„Prawidłowa odpowiedź to dwa pi do potęgi piątej.”
Sfrustrowany już nieco student:
„Ale ja znam odpowiedź. Chciałbym po prostu wiedzieć, w jaki sposób rozwiązać to zadanie…”
Zniecierpliwiony von Neumann zakończył:
„Nie rozumiem o co ci już chodzi kolego, przecież przy tobie rozwiązałem to zadanie na dwa różne sposoby!”
John Von Neumann (1903-1957) był słabym kierowcą i często miewał wypadki, na szczęście niegroźne.
W Princeton ochrzczono żartobliwie jego nazwiskiem jedno ze skrzyżowań, ponieważ miał tam kilka stłuczek.
Von Neumann z właściwym sobie humorem opowiadał:
„Jechałem wzdłuż drogi i drzewa z prawej strony mijały mnie w równym szeregu z szybkością 60 mil na godzinę. Nagle jedno z nich wystąpiło z szeregu i stanęło mi na drodze.”
W
Weisskopf, Viktor (fizyk)
Pewnego razu w szkole nauczyciel był bardzo niezadowolony z przyszłego uczonego, Viktora Weisskopfa (1927-2002) i powiedział mu:
„Ty nie znasz żadnych dat!”
Ten odpowiedział:
„Ja znam wszystkie daty, tylko nie wiem, co się wtedy wydarzyło.”
Wiberg, Egon (chemik)
Egon Wiberg (1901-1976), chemik niemiecki, w swoim wykładzie tak oto opisywał mleko: „Mleko jest niejednorodną mieszaniną, którą za pomocą centryfugi można rozdzielić na dwie części: jedną – składającą się przeważnie z tłuszczu, i drugą – wodnistą, którą spotykamy w handlu pod nazwą mleko pełnotłuste”.
Egon Wiberg (1901-1976), przed przystąpieniem podczas wykładu do demonstracji uprzedził słuchaczy:
„A więc, proszę państwa, przystępuję do doświadczeń z chlorem. Chlor jest gazem trującym. Gdybym się wywrócił, proszę mnie wynieść na świeże powietrze. Tym samym wykład dzisiejszy byłby zakończony.”
Wiener, Norbert (matematyk)
Norbert Wiener (1894-1964), amerykański matematyk, twórca cybernetyki podobno kiedyś błądził po mieście nie mogąc trafić do własnego domu. W pewnym momencie spostrzegł dziewczynkę bawiącą się na ulicy.
Zapytał ją czy może wie gdzie znajduje się dom rodziny Wienerów.
Usłyszał w odpowiedzi:
„To ten dom, tatusiu.”
Norbert Wiener (1894-1964) tłumaczył kiedyś studentom teorię prawdopodobieństwa i chcąc przybliżyc im pojęcie „znikomej szansy” powiedział:
„Jest to cos rownie mało prawdopodobnego jak to, by stado małp, stukając na chybił trafił w klawisze maszyny do pisania, napisało wszystkie tomy Encyklopedii Britannica.”
Zapadła cisza, w której z końca sali dała się słyszeć czyjaś uwaga:
„Ale przecież raz to się wlaśnie wydarzyło.”
Wigner, Eugene Paul (fizyk)
Eugene Paul Wigner (1902-1995) wyróżniał się niezwykłą skromnością. Był kompletnie zaskoczony, kiedy w grudniu 1963 roku przyznano mu Nagrodę Nobla z fizyki. We wspomnieniach napisał:
„Miałem wątpliwość, czy zasłużyłem na Nagrodę Nobla. Przyszło mi wtedy na myśl stare niemieckie przysłowie: głupi mają szczęście.”
Podczas drugiej wojny światowej Eugene Paul Wigner (1902-1995) brał udział w Projekcie Manhattan.
Ze względu na tajność badań zatrudnieni tam uczeni otrzymali pseudonimy.
Wigner i Fermi otrzymali prawdziwe amerykańskie nazwiska.
Wigner nosił nazwisko Eugene Wagner, a Fermi Henry Farmer. Pewnego dnia gdy jechali razem drogą dostępną tylko dla nielicznych,
na punkcie kontrolnym strażnik zapytał Wignera o nazwisko. Ten odruchowo odpowiedział:
„Wigner, nie, przepraszam, Wagner.”
Strażnik oczywiście zauważył węgierski akcent Wignera.
Spojrzał na niego podejrzliwie i zapytał surowo:
„Czy Pan się naprawdę nazywa Wagner?”
Wigner zaniemówił, ale Fermi wyratował go z opresji.
Z przekonaniem i naciskiem powiedział:
„Jeżeli on się nie nazywa Wagner, to ja nie jestem Farmer!” – i strażnik ich przepuścił.