Jestem heretykiem. Ogdoada gnostycka Cz.V .2
Powrót Bogini
Kościół chrześcijański (jednolity do Wielkiej Schizmy z 1057 r.) pozostawiał zarówno Sofię, jak i Marię, jako Matkę Jezusa Chrystusa, w ukryciu aż do Soboru w Efezie w 431 r. Kościół wschodni „... flirtował z równaniem Sofia — Maria — jak pisze Ashe — ale w ogólności wycofał się z tego”; dopiero prawosławie rosyjskie termin Sofii zastosowało do Marii — i wyraziło to w swych ikonach — w stopniu dotychczas niespotykanym. Sobór w Efezie był sceną walki między patriarchą Konstantynopola Nestoriuszem (381-451) a patriarchą Aleksandrii Cyrylem (zm. 444 r.). „Wyciągnął on (Nestoriusz) konsekwencje z dogmatu o Trójcy Świętej ustanowionego na Soborach w Nicei w 325 r. i w Konstantynopolu w 381 r.: jeśli Chrystus jest współistotny z Bogiem Ojcem, to jak należy pojmować postać Marii, pytał. Zwyczajowo o Matce Jezusa zwykło się mówić jako o Theotokos (Bożej Rodzicielce), po łacinie: Mater Dei. Nestoriusz wątpił w słuszność tego predykatu. Żadne ciało ludzkie, nawet ciało Dziewicy Marii, nie mogłoby urodzić Boga. Raczej przygotowała ona ludzkie, fizyczne ciało, w którym miał zamieszkać Chrystus. Toteż należałoby [...] widzieć w niej Rodzicielkę Chrystusa [...]. Jezus Chrystus posiadał dwie pełne formy egzystencji jako Bóg i jako człowiek fizyczny. Tak więc Maria nie mogła urodzić Logosu Boga, który ma naturę boską, przynależy jej tylko macierzyństwo ludzkiej natury Chrystusa-Jezusa” (Renate Riemek, Glaube — Dogma — Macht. Geschichte der Konzilien, Stuttgart 1985, s. 47-48). W Efezie zwycięstwo odniósł jednak Cyryl, przeciwnik Nestoriusza. Marię uznano za Theotokos, Bożą Rodzicielkę — i taką pozostaje do dziś zarówno w chrześcijaństwie wschodnim, jak i zachodnim.
„Samo imię Theotokos, Matka Boska, zawiera w sobie całą tajemnicę ekonomii”, powiada św. Jan Damasceński w De fide orth. III, 12. Cytatem tym zaczyna prezentację Theotokos współczesny prawosławny teolog Paul Evdokimov w swym dziele Prawosławie i kontynuuje rapsod na jej cześć: „Analogia między Ewą, Maryją i Kościołem sięga swym pochodzeniem św. Ireneusza” (por. Adv. haeres. I, III, c. 22, n. 4) i odtąd dla Ojców Kościoła Maryja jest Niewiastą — nieprzyjaciółką Węża, Niewiastą odzianą w Słońce, Siedzibą Boskiej Mądrości w samej jej istocie: całością i czystością bytu. „Jest tylko jedna Dziewica Matka i miło mi jest nazwać Ją Kościołem” — mówi Klemens Aleksandryjski (Paedagogus I, c. 6). „[...] Jeżeli Duch Święty — panagion — personifikuje samą jakość świętości Bożej (św. Cyryl, De Trinitate), to Dziewica, hagiofania, personifikuje świętość ludzkości. Jest to jakby całość archetypowa — sofrosyne — stanowiąca samo serce Kościoła. Dziewiczość samej struktury bytu, niezależnie od wszelkiego bytu, sama przez się triumfuje nad złem i ma niewymowną potęgę: sama obecność »Przeczystej« jest nie do zniesienia dla demonicznych mocy. Maryja ontologicznie związana z Duchem Świętym jest ożywczym pocieszeniem, Ewą-Życiem, która chroni i opiekuje się wszelkim stworzeniem [...]”. „Urodziłaś bez ojca Syna, który przedwiecznie był zrodzony z Ojca bez matki” — głosi Pieśń dogmatyczno-maryjna św. Jana Damasceńskiego. Boskiemu ojcostwu Ojca odpowiada ludzkie macierzyństwo Kościoła [...]. „Najświętsza Panna, pochodząc z potomstwa Adama, została jednak zachowana od wszelkiej zmazy osobistej, od wszelkiego zła, które straciło w niej moc swoją dzięki stopniowemu oczyszczeniu Jej przodków, przez specjalną akcję Ducha Świętego oraz przez Jej własny wysiłek.” W pięknych słowach Mikołaja Kabazilasa (1320-1391): „Wcielenie było nie tylko dziełem Ojca, Jego Mocy i Jego Ducha, lecz także dziełem woli i wiary Najświętszej Panny [...]. Jezus mógł przyjąć ludzkie ciało, ponieważ ludzka natura Maryi dała Mu je. Dlatego Najświętsza Panna uczestniczy nie w Odkupieniu, lecz we Wcieleniu. W Najświętszej Pannie wszyscy mówią: »Przyjdź, Panie Jezu«. Oto dlaczego tekst Credo: »Urodził się z Ducha Świętego i Maryi Panny« — oznacza w pojęciu Ojców również tajemnicę drugiego urodzenia każdego wierzącego, zrodzonego ex fide et Spiritu Sancto [...]. Odpowiedzią na fiat Stworzyciela jest fiat stworzenia: »Oto ja, Służebnica Pańska«. [...] Ludzkość składa jako najczystszą ofiarę — Dziewicę, a Bóg czyni ją miejscem swego urodzenia i Matką wszystkich żyjących, doskonałą Ewą. [...] (W ten sposób) można powiedzieć, że Maryja jest [...] spełnioną Niewiastą, zrestytuowaną w dziewiczym macierzyństwie. W Dziewicy cała ludzkość rodzi Boga i przez to Maryja jest nową Ewą-Życiem i Jej macierzyńska opieka roztacza się nie tylko nad Dzieciątkiem Jezus, lecz także nad światem i każdym człowiekiem. [...] Jej ludzka natura, Jej ciało staje się ciałem Chrystusa, jako Matka staje Mu się współkrewna, będąc pierwszą realizującą cel ostateczny, dla którego świat został stworzony [...]. Najświętsza Panna jest pierwsza, wyprzedza ludzkość, wszyscy zaś idą za Nią; jest dobrym kierunkiem, przewodniczką, słupem ognistym, który prowadzi wszystkich do nowej Jerozolimy. [...] Najświętsza Panna i Jej dziewiczość przodując całej świętości Kościoła wyraża esse Królestwa, świętość in aeternum, epitalamium Tego, który jest Sanctus. Księga Przypowieści (8, 22-30) [...] utożsamia Dziewicę z Siedzibą Mądrości Bożej [...]” (s. 165-171), a w ikonie Deisis oznacza wesele Baranka — zaślubiny z Kościołem i z każdą chrześcijańską duszą.
Tak więc w chrześcijańskim Kościele (przede wszystkim na Wschodzie) Bogini Matka przyjęła przede wszystkim postać Matki Boskiej, zarazem jednak nie straciła swego prastarego podwójnego aspektu zarówno boskiej Sofii, jak i ludzkiej (odnowionej) Ewy. Powrócił też — równie starożytny — aspekt Bogini Dziewicy. Wszakże Theotokos stała się postacią na wskroś chrześcijańską: została podporządkowana nie tylko Bogu Ojcu, lecz także Młodemu Bogu — Synowi Bożemu, Jezusowi Chrystusowi, ponadto zaś związana jest z trzecią Osobą Trójcy: Duchem Świętym.
Trawestując sentencję św. Augustyna (Kazania 131, 10): Orthodoxia locuta, causa finita, trzeba stwierdzić, że jednak „sprawa nie została zakończona”. Albowiem teraz głos zabrała haeresia.
W pierwszym rzędzie owo nieortodoksyjne czy na pół ortodoksyjne votum separatum postawiło nas przed zagadką Czarnej Dziewicy (Madonny). Jej wizerunki i posągi znajdujemy w takich krajach Europy i Śródziemnomorza, jak (w kolejności alfabetycznej) Algieria, Austria, Belgia, Czechy, Egipt, Francja (najwięcej), Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Niemcy, Polska, Portugalia, Rosja, Rumunia, Szwajcaria, Turcja, Węgry i Włochy, a nawet (w formie „przeniesienia”) w kilku krajach pozaeuropejskich: Brazylii, Ekwadorze, na Filipinach, w Kanadzie, Kostaryce i Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Ean Begg, autor poświęconego jej studium The Cult of the Black Virgin (London 1985), odnotowując ostrożne, czasami wręcz niechętne, rzadko tylko otwarte i pełne uwielbienia stanowisko Kościoła rzymskokatolickiego wobec Czarnej Madonny, przedstawia jej historyczno-symboliczny obraz jako Bogini Wielkiej Matki, jak również podkreśla rolę, jaką w jego uformowaniu odegrały kulty wschodnie (Izyda), klasyczne (boginie grecko-rzymskie), celtyckie i germańskie, postać Marii Magdaleny z Nowego Testamentu, gnostycyzm antyczny, katarzy średniowiecza czy (być może także) Zakon Templariuszy (1118-1314). W konkluzji zaś stwierdza: „Czarna Dziewica jest zjawiskiem zarówno chrześcijańskim, jak i prezerwacją starożytnych bogiń i kompensuje jednostronne świadome postawy epoki. Era Ryb wyidealizowała i nadała konkretną postać znakowi sobie przeciwnemu, Pannie. Czystość podziwiano, seksualność poniżano i tłumiono. [...] Skruszone dziwki stały się ulubionym obiektem kultu, podczas gdy Maria Panna, podobnie jak przed nią Atena, została wyniesiona do rangi ustawowej postaci niewieściej w systemie patriarchalnym, z istoty swej wrogim kobiecie i naturze. Wbrew szalonej modzie negacji, zwalczania i transcendowania natury, Czarna Dziewica reprezentuje uzdrowieńczą moc natury, alchemiczną zasadę, że działanie wbrew naturze może dokonywać się jedynie w naturze (poprzez nią). [...] Czarne Dziewice często łączono z ezoteryką i szkołami wtajemniczenia. Mądrość zawsze wołała ze szczytów dachów czy na rogach ulic, a duch tego świata zawsze karze tych, którzy kupują jej towar” (s. 131 i 133).
W średniowieczu, począwszy od X-XI wieku, na terenie Okcytanii, tj. dzisiejszej południowej Francji, zrodziła się i rozwinęła pluralistyczna kultura wyrastająca z dwóch inspiracji duchowych: neomanichejskiego, przyniesionego z Bałkanów (Bizancjum, Bułgaria bogomiłów i Bośnia patarenów) „heretyckiego” kataryzmu oraz poezji trubadurów (od okc. trobar = tworzyć). Kataryzm — religia katami, „czystych” — był ezoteryką i wiarą dualistyczną, przeciwstawiającą Boga Prawdziwego i Dobrego diabłu jako stwórcy fałszywego i złego świata materialnego. Katarzy — żarliwi wyznawcy Chrystusa jako Zbawcy i Nauczyciela — mieli własny „Kościół Miłości” (jego personifikacją była Sofia-Maria), którego przywódcami byli bons hommes, wtajemniczeni-doskonali, a głównym sakramentem consolamentum — będące inicjacją przez przyjęcie Ducha Świętego. „Czym jest poezja trubadurów?” — pyta w swej książce Miłość a świat kultury zachodniej (Warszawa 1968) wybitny myśliciel szwajcarsko-francuski Denis de Rougemont. — „Jest wysławianiem nieszczęśliwej miłości. W liryce akwitańskiej [...] jest tylko jeden temat: miłość; ale nie miłość szczęśliwa, spełniona lub dająca zadowolenie [...], lecz miłość wieczyście niezaspokojona. Są tylko dwie postaci w tej liryce: poeta [...] i piękna dama, która zawsze mówi nie (Ch. A. Cingria, Ieu oc tan „Mesures”, 2,1937). [...] (Poezja ta) [...] sięgała w sferę inspiracji, ponieważ jej źródłem był stabilny system praw, skodyfikowanych pod nazwą leys d’amors (prawa miłości). [...] (Poezja ta) wysławia tylko miłość poza małżeństwem, ponieważ małżeństwo oznacza jedynie związek ciał, podczas gdy Miłość, czyli Eros najwyższy, to zryw duszy w stronę promiennej unii [...]. Miłość wymaga także swoistej konwencji: domnei lub donnoi, tj. miłosnej zależności, analogicznej do stosunków lennych. Poeta [...] na kolanach przysięga damie wieczną wierność [...]. Od tego momentu zakochani byli złączeni prawami określonymi jako cortezia: sekretem, cierpliwością, umiarkowaniem [...]. Mężczyzna staje się służebnikiem kobiety” (s. 62-63). „Czy można uważać trubadurów za katarów i za piewców tej herezji?” — pyta dalej de Rougemont. W zasadzie też pozytywnie odpowiada na to pytanie wskazując (przynajmniej) na możliwość katarskiej inspiracji w poezji trubadurów, w której „dama” byłaby, choćby pod pewnym względem, nosicielką Damy, Sofii-Marii, na co też wskazuje niemal religijny stosunek, jaki mieli do niej poeci sławiący cnotę czystości, jak też wiele elementów łączącego ich „rytuału” opartego na gaia scienza (wiedzy radosnej) czy wreszcie sam język ich poezji, ewidentnie ezoteryczny i tajemniczy. Tak oto w Europie średniowiecznej doszło do „powrotu Bogini”, Sofii, również w „podziemiach kultury”, w świecie herezji. Powrót ten miał także skutek moralny i społeczny: przyczynił się do zmiany statusu kobiety, która — uprzednio traktowana wyłącznie w kategoriach seksualnej zdobyczy i „towaru” — stała się teraz istotą ludzką i nosicielką miłości boskiej i człowieczej zarazem. Zmiana ta wywarła także wielki wpływ na obyczajowość erotyczną wiodącej klasy średniowiecza — rycerstwa. I nie była już w stanie zniszczyć tego wpływu papieska i królewska krucjata z lat 1209-1255, która zdruzgotała kulturę okcytańską „ogniem i mieczem”, stosami i rzeziami.
Tylko na prawach parentezy wspomnijmy o losie Bogini w kulturze arabskiej, zwłaszcza po wystąpieniu proroka Allacha — Muhammada (570-632): hidżra 622 r. — i rozprzestrzenieniu się stworzonej przezeń religii islamu. Przed Muhammadem Arabowie w Mekce oddawali cześć parze bogów Isafowi i Nai’li, lecz także trzem boginiom: al’Uzza, al-Lat i Manat. On sam — objawiciel radykalnego monoteizmu — zrazu uznał je za córki jedynego Boga. Następnie jednak wycofał z Koranu stwierdzający to „szatański werset”. Odtąd jedynie w islamie szyickim (przede wszystkim w Iranie) Bogini znalazła swój pojaw: jest nim Fatima, córka Muhammada i czwartego z kolei kalifa Alego, czczona jako Pani i Dziewica (dlatego też nazywana „Siostrą Marii” i „Największą Marią”). Obok Muhammada i Alego Fatima jest współposiadaczką światłości danej im przez Boga. W Trójcy tej — tak to interpretują Gernot i Ekkehart Rotter w swym studium Wenus — Maria — Fatima (Gdynia 1997, s. 125-126) — odpowiada ona Duchowi Świętemu w chrześcijaństwie.
A jak przedstawiały się losy Bogini na obszarze, gdzie rządy ducha spełniał Kościół rzymskokatolicki, tj. w Europie Zachodniej?
Chrześcijaństwo zachodnie, przede wszystkim w formie Kościoła rzymskokatolickiego, weszło na własną drogę dziejów po zerwaniu, do jakiego doszło między nim a Kościołem wschodnim w 1057 r. Tu na pierwszy plan w interesującej nas kwestii wysuwa się — przed Sofię-Maria (Maryja), Matka Jezusa z Nazaretu, nazywana Matką Bożą, Bogurodzicą i Najświętszą Marią Panną, żyjąca w latach ok. 20. p.n.e. do ok. 35-40 n.e. W perspektywie wschodniej, jak i zachodniej dzieje Marii — choć w bardzo powściągliwy sposób — przedstawia Nowy Testament, l tak, według Ewangelii św. Łukasza po zapowiedzi archanioła Gabriela (Zwiastowaniu) Maria, będąc Dziewicą, poczęła Jezusa z Ducha Świętego. Ewangelie przedstawiają ją zarówno w okresie dzieciństwa Jezusa jako świadka jego nauczania, jako świadka Męki Pańskiej, jak i w chwili Zesłania Ducha Świętego. Według późniejszej tradycji Maria zmarła (lub „zasnęła”) w Efezie. Ewangelie podkreślają znaczenie jej dziewictwa i posłuszeństwa woli Bożej, św. Paweł w Listach przypisuje jej wyjątkowość więzi łączącej ją z Jezusem jako Synem Bożym. Objawienie św. Jana ukazuje ją jako „Niewiastę obleczoną Słońcem” i alegorię Kościoła.
„W teologii chrześcijańskiej — czytamy w haśle Maria w Nowej encyklopedii powszechnej PWN, Warszawa 1996, t. 4, s. 90 — Marię określa się przede wszystkim jako Matkę Bożą; ze szczególnej jej więzi z Jezusem, będącym Bogiem i człowiekiem, wynikają w wierze katolickiej dalsze szczególne cechy Marii: jej trwałe dziewictwo (zachowane po narodzinach Jezusa, uważanych za cudowne), wolność od grzechu, w tym pierworodnego (Niepokalane Poczęcie: prawda wiary Kościoła katolickiego orzekająca, że Maria, Matka Boża, jako jedyna wśród ludzi nie odziedziczyła grzechu pierworodnego; dogmat o Niepokalanym Poczęciu został sformułowany w 1854 r. przez papieża Piusa IX w bulli Ineffabilis Deus; stwierdza się w nim, że Niepokalane Poczęcie nastąpiło dzięki szczególnej łasce i przywilejowi Boga oraz mocą późniejszych, lecz przewidzianych przez Boga zasług Jezusa Chrystusa), przyjęcie jej po śmierci z ciałem i duszą do nieba (Wniebowzięcie Błogosławionej Dziewicy Marii: dogmat katolicki); Maria, wolna od grzechu pierworodnego, po dopełnieniu ziemskiego życia i po przemienieniu ziemskiego ciała w ciało chwalebne, bez czekania na powszechne zmartwychwstanie ludzi przy końcu świata, została wzięta do nieba i wywyższona przez Boga jako Królowa Świata. Dogmat Wniebowzięcia ogłoszony został w 1950 r. przez papieża Piusa XII, choć wiara w tę prawdę była wyznawana przez Kościół od pierwszych wieków n.e. [...] Według Katechizmu Kościoła katolickiego, 1992, Wniebowstąpienie oznacza szczególne uczestniczenie Marii w Zmartwychwstaniu Jezusa i uprzedza zmartwychwstanie chrześcijan. Współudział Marii w dziele zbawienia polegał na daniu światu Jezusa, odkupiciela ludzkości oraz na macierzyństwie duchowym wobec Kościoła; ze względu na bliski związek ze swym Synem Maria w szczególny sposób wstawia się za ludźmi i zbliża ludzi do Boga (pośrednictwo w Chrystusie). Wiara i kult związane z Marią są częstym przedmiotem nauczania Kościoła [...]. Kult Marii jest szczególnie rozwinięty w katolicyzmie i prawosławiu (które nie uznaje jedynie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu), w mniejszym stopniu w protestantyzmie (redukującym wiarę maryjną do stwierdzeń zawartych w Nowym Testamencie). Według teologii kult Marii przewyższa znaczeniem cześć należną świętym, chociaż zasadniczo ustępuje adoracji przysługującej samemu Bogu. Religijność maryjna jest szczególnie bogata w liturgii katolickiej i prawosławnej. [...] Maria jest uważana za wzór pobożności, posłuszeństwa Bogu i w ogóle za wzór osoby ludzkiej oraz za opiekunkę ludzi we wszelkich sprawach. Maria stanowi częsty przedmiot piśmiennictwa teologicznego oraz poezji i pieśni religijnych. Celem licznych pielgrzymek maryjnych są sanktuaria z obrazami bądź figurami Marii [...], uważanymi za szczególny symbol jej obecności (np. ikona).”
Kwestią tzw. objawień maryjnych zajmiemy się w końcowej partii tego tekstu.
Dwutysiącletnie dzieje Bogini jako Sofii i Marii (nowej Ewy) w chrześcijaństwie obejmują więc całe spektrum postaw wobec niej. Zrazu, jeszcze w judeochrześcijaństwie, pozostającym pod silnym wpływem żydowskiego jahwizmu, żyje ona jeszcze „w ukryciu”, w pierwszych wiekach naszej ery bywa wręcz deprecjonowana: dla św. Ambrożego (339-397) Maria była zwykłym człowiekiem, wybranym przez Boga „naczyniem” i „świątynią”, i nie było wolno się do niej modlić; znany nam już św. Epifaniusz — przypomnijmy — mówił: „Niech czczeni będą: Bóg Ojciec, Syn Boży i Duch Święty, ale niech nikt nie czci Marii”; papież Anastazy I (zm. 402 r.) poszedł zaś jeszcze dalej: „Niech nikt nie nazywa Marii Matką Bożą, bo Maria była tylko kobietą, i niemożliwe jest, aby Bóg był zrodzony z kobiety”. (Na przeciwległym biegunie znajdujemy św. Ludwika Marię Grignion de Montforta (1673-1716) i jego Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny (Warszawa 1997), wielkiego czciciela Marii, głoszącego, że ma ona władzę absolutną nawet nad samym Bogiem.) Stopniowo jednak — począwszy od Soboru w Efezie w 431 r. — powraca w triumfującym pochodzie czci i uwielbienia. Oba Kościoły, wschodni i zachodni, w ciągu półtora tysiąca lat, za pełną zgodą swych wiernych, ofiarowały jej status „drugiej po Bogu”, Dziewicy, Niepokalanej, Matki Boga, Wniebowziętej. Zarazem w chrześcijaństwie jest ona wzorem człowieczeństwa, Matką Kościoła, orędowniczką i pocieszycielką ludzi — i (niemal) współzbawicielką. Wszakże Maria pozostaje istotą paradoksalną: z jednej strony bowiem jest Królową Niebios, jestestwem związanym z Duchem Świętym i będącym duchem najczystszym, z drugiej jednak jest zarazem Królową Świata, zachowującą (chwalebne) ciało, związaną z naturą i ludźmi, pośredniczką między nimi a Bogiem i jego Synem. Jest więc unio oppositorum czy wewnętrzną sprzecznością?
W trzecim z Kościołów chrześcijaństwa — protestanckim — jak to lapidarnie stwierdza H. D. Dopmann w Theologisches Lexikon, hrsg. von H. H. Jenssen i Herbert Trebs (Berlin, DDR, 1981, s. 353) — „Kult maryjny uważa się w Kościołach Reformacji za uszczuplenie (zasady) usprawiedliwienia (przez wiarę) opierającego się »jedynie na Chrystusie«.” Protestantyzm bowiem, w dużej mierze „rejahwizujący” i rejudaizujący chrześcijaństwo (tak wyobrażali sobie Reformatorzy „powrót do czystej Ewangelii”), w takiej też perspektywie widział Jezusa Chrystusa i, jak już powiedziano, cześć dla Marii zamykał w granicach przekazu zawartego w Nowym Testamencie (Marii „ukrytej”). Wyjątkiem, o którym należy wspomnieć, jest wielki mistyk śląski Jakob Böhme (1575-1624), wielki piewca Sofii, Mądrości Bożej; w jego ślady poszedł też późniejszy jego uczeń J. G. Gichtel (1638-1710), pierwszy wszakże został uznany za „heretyka”, drugi zaś był różokrzyżowcem.
Jednostronnie spirytualistycznej, choć, jak powiedzieliśmy, paradoksalnej, wizji Bogini w chrześcijaństwie przeciwstawiał się (i przeciwstawia) jej obraz zachowany w pogaństwie zepchniętym w „podświadomość kultury europejskiej” przez zwycięski Kościół. Mam na myśli kult Bogini Matki, który przetrwał w Europie chrześcijańskiej nie tylko w formie szczątkowej na terenach cywilizacji grecko-rzymskiej, ale, co więcej, odradzał się kilkakrotnie na obszarach obejmowanych przez chrześcijaństwo dopiero u schyłku antyku lub też już w średniowieczu: w krajach zamieszkanych przez Celtów, Germanów i Słowian. Nosicielkami kultu Bogini Matki (w połączeniu z kultem Młodego Boga) były z reguły kobiety. To, w jakim stopniu był to kult zorganizowany, pozostaje w historii religii i w etnologii kwestią sporną; tezę o zorganizowanym jego charakterze postawiła po raz pierwszy w dwudziestych latach XX wieku brytyjska badaczka starożytnego Egiptu Margaret Murray (The Witch Cult in Western Europe z 1921 r.), podchwycił ją zaś i spopularyzował „rzecznik” współczesnych czarownic, a więc wyznawczyń Bogini Matki i Młodego Boga, etnolog Gerald B. Gardner, założyciel Muzeum Czarownic na wyspie Man, w swych dwóch książkach: A Goddess Arrives (1948) i Witchcraft Today (1954). Według legend tego kultu — nie wiadomo, na ile autentycznych — kilku królów angielskich (przynajmniej do końca średniowiecza) miało być głowami takiej kryptopogańskiej organizacji (tzw. coven), jeden z nich, Edward III, stał się założycielem słynnego Orderu Podwiązki (ok. 1349 r.) w następujących okolicznościach: W czasie dworskiego balu, kiedy król tańczył ze swą „mistyczną partnerką” z kultu, Joanną hrabiną Salisbury, spadła z jej uda podwiązka z wężowej skórki, będąca oznaką jej godności; by uchronić hrabinę przed konsekwencjami zdemaskowania, Edward III miał podnieść podwiązkę i zawołać: Honni soit qui mal y pense. („Hańba temu, kto widzi w tym coś złego!”); jak wiadomo, przytoczone zawołanie stało się dewizą tego orderu. W każdym razie kult Bogini Matki i Młodego Boga — jako wyraz pierwotnej struktury relacji między niezróżnicowaną jaźnią a jeszcze słabo rozwiniętym „ja” ludzkim i będący zarazem kultem natury — już w średniowieczu miał charakter regresywny. Dlatego nie należy go łączyć z — przedstawionym już — inspirowanym przez katarów kultem Sofii — Damy trubadurów i Fidele d’amore, ten bowiem miał strzałkę czasu zwróconą ku przyszłości, ku jaźni jako syntezie ducha i natury. Pogański kult Bogini Matki kieruje bowiem swych wyznawców z powrotem ku wyłącznie immanentnemu aspektowi Bóstwa jako Pełni, ku siłom duchowym, ale zaangażowanym wyłącznie w świecie natury. Dlatego też zwraca się przede wszystkim ku Bogini jako Matce, lekceważąc jej aspekt dziewiczy i niekiedy nawet atakując go (czynią tak np. Karin Gaube i Alexander von Pechmann, Magie, Matriarchat und Marienkult, Reinbek bei Hamburg 1986).
Ostateczny — przynajmniej na kilkaset lat — cios tradycji pogańskiej w Europie zadało haniebne „polowanie na czarownice”, jakie rozpętał papież Innocenty VIII w 1484 r. bullą Summis desiderantes affectibus. We właściwych wiekach średnich do prześladowania tzw. czarownic dochodziło jedynie sporadycznie. Wtedy jednak Kościół przeciwstawiał się takim prześladowaniom, w sposób zdumiewająco racjonalistyczny wieści o czarownicach oraz o ich paranormalnych zdolnościach traktował jako zabobony. Wszakże u schyłku średniowiecza sytuacja się zmieniła. Europa po wyprawach krzyżowych (1099-1207), inwazji Mongołów (połowa XIII wieku), Wielkiej Zarazie (połowa XIV wieku), Wojnie Stuletniej (1337-1453) i tzw. niewoli papieży w Awinionie (1309-1377) stała się nową Europą. Społeczno-gospodarcze przyczyny rozpętania masowych prześladowań czarownic przedstawiają nader przekonywająco dwaj uczeni niemieccy Gunnar Heinsohn i Otto Steiger w książce pt. Die Weissen Frauen (1984). Teza ich brzmi: tzw. czarownice były w istocie i z reguły akuszerkami wiejskimi, posiadającymi ogromną tradycyjną wiedzę terapeutyczną, przede wszystkim ginekologiczną; jej podstawą była znajomość leczniczych właściwości ziół (znały one np. ponad dwieście naturalnych sposobów zapobiegania i przerywania ciąży). Dzięki tej ich atawistycznej wiedzy starożytność i średniowiecze nie znały problemu przeludnienia. Wszakże po Wielkiej Zarazie, która spustoszyła Europę (zginęła przeszło jedna trzecia jej mieszkańców), największy feudał Europy, jakim był Kościół rzymskokatolicki, jak również inni feudalni posiadacze, odczuwali dotkliwy brak siły roboczej. W tej sytuacji rozpoczęto prześladowania „czarownic”, czyli „wiejskich bab”, na skalę masową. W istocie wymordowano ich — przy użyciu całego aparatu represyjnego (inkwizycja, procesy, tortury, propaganda tzw. demonologów, począwszy od osławionego dzieła dwóch dominikanów, Jakuba Sprengera i Heinricha Institora-Kramera, pt. Malleus Maleficarum — Młot na czarownice (1486 r.) — zależnie od obliczeń — od kilkuset tysięcy do kilku milionów. W ten sposób „rozwiązano” problem demografii europejskiej: krzywa przyrostu zaludnienia na naszym kontynencie poszła gwałtownie w górę (w późniejszej fazie dziejów przysługując się en passant powstaniu kapitalizmu) i dziś możemy mówić o eksplozji przeludnienia ze wszystkimi towarzyszącymi jej tragediami i zagrożeniami.
Głębszego sensu i przyczyn prześladowań czarownic trzeba się doszukiwać w gwałtownej intensyfikacji permanentnego konfliktu między „pierwiastkiem jahwistycznym” w chrześcijaństwie (w prześladowaniu czarownic protestanci nie ustępowali katolikom ani trochę), zwłaszcza w jego demonicznej wersji a reliktami kultu Bogini Matki. Kult maryjny, niestety, nie był w stanie go złagodzić. Mówiąc zaś językiem psychologii głębi, to ego-świadomość Europejczyka przełomu średniowiecza i czasów nowożytnych, która przeszła przez introwertyczną szkołę katolickiej mistyki i miała przejść przez szkołę surowego i pryncypialnie antynaturalnego protestantyzmu, dokonywała decydującego aktu oderwania się od niezróżnicowanej duchowości, tj. aktu oderwania się od natury, od atawistycznego poznania istot duchowych ją budujących, po to, by wejść w kolejny etap swego rozwoju. Etap ten, to etap czasów nowożytnych i nowoczesności — w antropozofii zwany okresem rozwoju Bewusstseinseele (duszy samoświadomej). W tym okresie mamy do czynienia z enantiodromią przejścia ego-świadomości od introwersji odrywającej człowieka od natury do ekstrawersji zwracającej go ku niej, ale już nie jako jej „syna”, lecz jako jej niezależnego partnera i, paradoksalnie, stopniowo także przeciwnika. Albowiem ten „powrót do natury” nie jest jeszcze dążeniem do hierogamii ludzkości i przyrody, lecz jej podbojem przez człowieka, ma zatem zrazu charakter demonicznej agresji. W tym okresie filozofia zaczyna ustępować miejsca nauce i technice jako nowym umysłowym postawom ludzkości. W tym okresie wreszcie społeczno-gospodarcze przywództwo ludzkości przechodzi krok po kroku z rąk feudalizmu w ręce mieszczaństwa. Kolejna metamorfoza ego-świadomości domagała się hekatomby ofiar reprezentujących naturę, od której się uwalniała. „Cień” Jahwe zagęszczał się: lucyferyczna ucieczka od Ziemi przekształcała się enantiodromicznie w arymaniczną żądzę jej posiadania; pragnienie to przeniknęło nowożytną naukę (Baconowska dyrektywa „torturowania natury niby czarownicy”, aby zdobyć wiedzę o niej), technikę (kult maszyny połączony z niszczeniem przyrody — po groźbę holocaustu atomowego w naszych czasach) i tendencje ekspansjonistyczne (od kolonializmu po totalitaryzm) kojarzące się z rakowatym rozrostem komórek. Ludzkie „ja” osiągnie teraz apogeum swych triumfów: wolność od natury, a nawet jej podbój.
Apogeum triumfów ego-świadomości człowieka — przede wszystkim Europejczyka i Amerykanina — trwało od czasów renesansu aż do pierwszej połowy XX wieku. Okres ten to czas „śmierci Bogini” w jej aspekcie natury, aspekcie ziemskim. Wielka Matka żyje w tym czasie tylko poprzez nastrój poetycki w okresie od starożytności po nowożytność, ostatnio zaś w romantyzmach (starym i nowym: z początków i z końca XIX wieku), a panteon jej bogów wegetuje już tylko w podręcznikach mitologii i w martwej metaforyce klasycystów. Poetycką pieśnią na jej cześć jest właśnie Biała Bogini Roberta Gravesa.
W końcu XIX wieku zaczął jednak umierać Bóg judeochrześcijański, Bóg ego-świadomości, zniewolony przez własny „cień” eskapistycznego lucyferyzmu i materialistycznego arymanizmu. Śmierć Boga ego-świadomości jest przełomem w dziejach kultury i cywilizacji przez nią wytworzonych, być może nawet ich katastrofą i zagładą. Przed ego-świadomością bowiem otwiera się otchłań z chwilą, kiedy traci ona swój dotychczasowy fundament. Człowiek nagle postawiony nad otchłanią ma przed sobą trzy sposoby postępowania. Może się cofnąć: tak w naszych czasach czynią ci wszyscy, którzy kurczowo trzymają się tradycyjnych sensów i wartości, cofając się do którejś z minionych (choć minionych nie dla wszystkich) faz rozwoju; tak czynią ci wszyscy, którzy marzą o powrocie do pierwotnego chrześcijaństwa, do głębi prawosławia, pełni średniowiecznego katolicyzmu (ideał „nowego średniowiecza”) czy surowości protestantyzmu. Człowiek stojący nad przepaścią może w nią runąć: ten los spotyka tych wszystkich, którzy tracą swe „ja” i swą świadomość w demonii kolektywizmu (ekstrawertycznie) lub samozagłady (introwertycznie: np. w narkomanii); ci nieszczęśnicy oddają swe człowieczeństwo — za nic. Jedynie człowiek — choć ludzi takich jest niewielu — który potrafi przelecieć nad przepaścią na drugi jej brzeg, wybiera drogę zbawienia: jak Goethe powiada w Fauście: „Zbawiony być może, kto się dążeniem wieczystym trudzi”.
Wielu ludzi wybierających pierwszą możliwość — choć to może ona sama ich wybiera? — szuka ratunku na łonie Bogini. Jednakże ludzie ci dzielą się na dwie różne kategorie. Doświadczenie duchowe dwóch wielkich Europejczyków z przełomu XIX i XX wieku jest symbolem tego podwójnego wyboru — czy bycia wybranym. Mam na myśli Władimira Siergiejewicza Sołowjowa (1853-1900) i Roberta Gravesa (1895-1985). Pierwszy z nich, rosyjski mistyk i filozof, miał już jako dziecko wizję Sofii, niewiasty „skąpanej w złoto-błękitnym blasku”, po latach, w Egipcie, przeżycie to się powtórzyło. Drugi, angielski poeta i powieściopisarz, badacz religii starożytnych (Mity hebrajskie, Mity greckie, Król Jezus), miał w latach dwudziestych naszego wieku na Balearach wizję Bogini Matki. Obaj stali się wielkimi wyznawcami boskich Postaci, które im się objawiły: Sołojow — Sofii, Graves — Białej Bogini. Obaj też w powrocie do ich kultów widzieli jedyny ratunek dla ludzkości stojącej nad otchłanią zagłady. Obaj również nie pozostali osamotnieni w swej wierze: miliony ludzi z czcią przyjmują objawienia Sofii-Marii w La Salette, Lourdes, Fatimie, Garabandal czy Medjugorie i chylą czoło przed dogmatami o jej Nieskalanym Poczęciu i Wniebowstąpieniu, setki tysięcy wielbią Boginię Matkę w kulcie wicca.
Sofia i Biała Bogini. Jedna to Postać czy dwie? Nie nam to rozstrzygać. My możemy tylko powiedzieć, że jesteśmy świadkami powrotu Bogini być może w dwóch postaciach: Niewiasty Słonecznej i Matki Ziemi. Powraca ona, przybywa, jako Przynosząca Ratunek ludzkości staczającej się po pochyłej równi Upadku — w otchłań zagłady. Tak oto Niebo i Ziemia przybywają nam na ratunek. A takie dzieła, jak Biała Bogini Gravesa — choć zwracają nasz wzrok ku przeszłości — niech będą dla nas proklamacjami pomocy nadciągającej z głębin czasu bliższego wieczności niż nasz „czas marny”....