Listy o. Józefa Warszawskiego do Jana Dobraczyńskiego (3)
"Oglądam w TV sceny z Warszawy w początkach maja [2]. Aż bolało. Bo zaraz po scenach warszawskich pokazano tutaj sceny z Moskwy. Tłumy z kwiatami i rozentuzjazmowane. Komentarze w gazetach są rozmaite. Ale partia komunistyczna liczy ok. 10 milionów. Drogo tu wszystko."
6. [15 VI 1983]
Drogi Panie Janie!
Odpisuję późno. Ale odpisuję. Muszę przecież podziękować za przemiłą książkę [1]. Starczy na medytacje! Najwięcej mi się spodobała fotografia Pana w Kanie Galilejskiej. Będzie pamiątka na całe życie. Aż miło było, najniespodziewaniej, ujrzeć Pana w Ziemi Świętej.
Poza tym powtarzam, że Pan jest niewyczerpany. Czytałem kiedyś wywiad z Panem: jak Pan tworzy. I widzę, że faktycznie tak jest. Od książki do książki. Od dzieła do dzieła. Będzie Pan miał z czym stanąć na Sądzie Ostatecznym. Podziwiam rozległość zainteresowań. Świetna historia Kościoła. Czyta się jak powieść. Będzie dobry podręcznik. U mnie wszystko toczy się powoli. Jak kolubryna. Nim skończę jedną pracę upływają lata. Ukończyłem właśnie rzecz o Sarbiewskim. Ale jeszcze błogosławiona cenzura. Potem kłopoty z drukiem. Ale nie traćmy nadziei. Czytam w „Słowie” i w „Kierunkach” rzeczy o PRON-ie. Wiem co to znaczy praca społeczna. I wiem co w warunkach współczesnych. Więc tylko podziw. I modlitwa. Czasami myślę: Siła złego na jednego. Lecz widzę że zespół wytwarza się wcale udany. To chyba najważniejsze. Bo gwarantuje ciągłość. Oby tylko warunki sprzyjały. Bo na tym tzw. Bożym świecie robi się ciepło. Ale trzeba kroczyć dalej obraną drogą. Resztę i tak trzeba zostawić Bogu. On z naszych cząstkowych wysiłków ułoży swoją mozaikę.
Oglądam w TV sceny z Warszawy w początkach maja [2]. Aż bolało. Bo zaraz po scenach warszawskich pokazano tutaj sceny z Moskwy. Tłumy z kwiatami i rozentuzjazmowane. Komentarze w gazetach są rozmaite. Ale partia komunistyczna liczy ok. 10 milionów. Drogo tu wszystko. Nawet Amerykanie poczynają narzekać na drożyznę włoską. A strajki nie ustają. I jakoś się to wszystko jeszcze pcha. Ale Zachód w dużej części niestety jest "zgniły". Jak się przebudzą, będzie za późno.
Modlimy się, żeby się wizyta Ojca św. w Kraju ułożyła po Bożemu. Mają być nowe beatyfikacje. Z tego się najwięcej cieszę. Ojca Kolbego niektóre ośrodki atakowały. Ale im odpowiedziano. Franciszkanie górą.
Matka Boska obrała sobie wybrańca. I pokazała niewierzącemu światu, że umie przeprowadzać swoje zamierzenia. I jakże błogosławienie. Ale to Pan lepiej wie ode mnie. Cytowałem przecież kiedyś księżom na rekolekcjach wyjątki z "Szaleńca". Myślę, że podobnie wyprowadzi do glorii swoje królestwo ziemskie. Ale nam trzeba jeszcze przejść przez Kalwarię.
Pozdrawiam wszystkich znajomych. Córkę z Rodziną.
Zawsze oddany w Panu
Ojciec Paweł
[1] Jan Dobraczyński, „Ziemia Ewangelii”. Warszawa 1983 „Pax”. Reportaż z podróży do Ziemi Świętej, opatrzony kolorowymi fotografiami.
[2] Mowa o manifestacjach w dniu 1 i 3 maja 1983.
7. [15 VI 1983]
Drogi Panie Janie
Co za miła niespodzianka. Nowa książka Pana. I z wymowną dedykacją. Byłem w sam raz w rekolekcjach. Na moje 50-lecie kapłaństwa. Więc przyjąłem książkę jako prezent na tę chwilę. Począłem czytać po nich. Umie Pan pisać. Trzyma od początku do końca w napięciu. Dzieło to iście „kapłaństwa". Przedstawił Pan w sposób realistyczny sylwetkę Polaka-katolika i to narodowego. Żeby tak umiejętnie wpleść wszystkie istotne motywy tych walorów - i to w świetle dodatnim i pociągającym - trzeba talentu nielada. Dziękuję Bogu że go Panu dał. Nie brakło w książce również wzmianki o "jezuicie". Powinien zakon wystawić Panu "laurkę". Chociaż nie wiem, czy Pan u niego w "łasce"?!
Myślę "wypożyczyć" książkę rodzinie Januszajtisów w Londynie. Tak byłem blisko związany z tą rodziną! Od 50 prawie lat. Niech się ucieszą. I niech wezmą wzór. Bo tu na Zachodzie niema takich rodzin. A raczej szukać ich ze szkłem powiększającym.
Była u mnie żona Bolesława. Raczej odwrotnie. Porozmawialiśmy o Panu. Widziałem w „Słowie” fotografię - (przepraszam w "Zorzy") - Prezydium PRON-u [1]. Nie znam żadnej z tych twarzy. A przypatrywałem im się długo i uważnie. Daj wam Boże, jak mawiał Bolesław, "być społeczeństwem szukającym z pasją drogi, a nie zbiorowiskiem ludzi bezradnych". Modlę się za was w każdej mszy św. Położenie międzynarodowe dochodzi do swego punktu kulminacyjno-kryzysowego. Wybuch praktycznie nie do uniknięcia. Ale jakakolwiek będzie jego siła destrukcyjna, nie wolno opuszczać rąk czy rozpaczać, lecz chłodno obliczać szansę i pracować dalej. Resztę i tak musimy zostawić Opatrzności Bożej, która jest silniejsza od szatana i jego popleczników na ziemi.
U mnie nie wiele nowego. Dukam. Dosłownie. Pan to "pisze"! A ja dukam. Każdy wedle miary użyczonych mu od Boga talentów. Czasami to Panu zazdroszczę. Ale w rzeczywistości dnia dziejowego chwalę Pana Boga, że dał Polsce takiego pisarza. Szczęść Boże, więc w dalszej owocnej, choć czasami zda się beznadziejnej pracy na terenie ojczystym. Nad nami Bóg, który dał nam Matkę swą za Królową, „czy kto wierzy, czy nie wierzy" - ale fakty mówią za siebie.
Pozdrawiam znajomych w Kraju. Zawsze w modlitwie złączony z Wami.
Ojciec Paweł
[1] Podpis pod fotografią: Jedno z posiedzeń Prezydium Tymczasowej Rady Krajowej PRON. „Zorza” 1983 nr 17 s. 7
8. [24.VIII.83]
Drogi Panie Janie.
Chciałbym przede wszystkim podziękować za przesłanie mi "Materiałów i dokumentów" z I-go Kongresu PRON-u. Serdeczne Bóg zapłać. Przeczytałem od deski do deski. Nawet nazwiska tych wszystkich, którzy zgłosili się do dyskusji a ze względu na brak czasu nie mogli być dopuszczeni.
Centralnym elementem jest oczywiście - przemówienie gen. Jaruzelskiego. Kapitalne. Nawet „Myśl Polska” z Londynu zacytowała kilka zdań z niego. Bo prasa tzw. „piłsudczykowska" to tylko krzyki i potępienia. Wiadomo. Ja oczywiście należę do tych których gen. określił jako: „Nie wszyscy są marksistami”. Alem zakreślił moc zdań z jego przemówienia. Niebywale śmiałym wystąpieniem był ustęp o: "Przeciwnikami Polski są agresywne siły światowego imperializmu". Podobało mi się nadzwyczaj zdanie: W Washingtonie naciska się guzik - a na polskich ulicach kamienie idą w ruch. Niestety tak jest. Tym bardziej boli ślepota - jeśli nie agenturalność - tutejszych środowisk emigracyjnych.
Trochę zagubiłem się w "Uchwałach". Jest tego prawie 20 stron. I część określeń się powtarza z niewielkimi wariantami. Ale rozumiem. To wszystko pierwsze wielkie kroki naprzód. A zadanie postawione PRON-owi olbrzymie. Obejmuje całość życia Polski. Sejm nad sejmy. I Rada przyboczna nad Radami.
Pytam się wciąż: Skąd Panu tyle sił. I proszę Boga żeby ich starczyło. Bo to chyba największy trud w Pańskim wcale niespokojnym życiu. Podobał mi się "List do Polonii"1. Dobrze i rzeczowo ujęty. Tylko nie przypominam sobie, by którekolwiek z pism polonijnych dotychczas go ogłosiło. Smutne. Ale prawdziwe. Jak gdyby szły z falą "trockizmu". Bo pism "solidarnościowych'' namnożyło się bez miary. Ciekawym tylko kto to finansuje. Bo kto redaguje wiadomo. Ano. Nie dał nam Pan Bóg łatwej drogi przez dzieje. I trzeba nam kroczyć nią tak jak ją nam kreśli.
Wyskoczył tu w dodatku niejakiś "Don Levi” z artykułem w „L'Osservatore" niby to w obronie Wałęsy a w rzeczywistości atakujący Papieża. Chyba ta sama inspiracja. Bo trudno inaczej wytłumaczyć. Nie ma łatwego chleba nasz Ojciec św. Ale spisuje się znakomicie. Dziękujemy wszyscy Bogu, że jego druga podróż do Kraju przebiegła w spokoju i doda Narodowi otuchy.
Reszta to już wysiłek nasz. I drogi Opatrzności.
Załączam jak najserdeczniejsze pozdrowienia. Niech Boża Opieka strzeże Pana na wszystkich drogach
Oddany w Panu
ks. J. Warszawski
[1] W „Liście do Polonii” pisano m. in.: „Rodacy! (...) Dziś, gdy podejmujemy trud narodowego odrodzenia nie może zabraknąć Was, Waszej troski o Ojczyznę. Bowiem „co dzień Polak Narodowi służy”. Wieje jest dziś głosów szkalujących Polskę, wiele wysiłków, by ją osłabić, podważyć trwałość granic Rzeczypospolitej. Nie pozwalajcie na to, dbajcie o godność imienia Polski i Polaka. „Polska jest Matką naszą”. Niech ta jedna z Prawd Polaków poza granicami naszego państwa obowiązuje nas wszystkich”.
9. [29 VIII 1983]
Drogi Panie Janie,
Serdeczne Bóg zapłać za przesłaną mi książkę o naszym kochanym Juliuszu [1] i za dedykację. Jak wszystkie książki Pana i ta jest napisana ze znajomością rzeczy i z gorącym ładunkiem uczuć. Uczy miłości Ojczyzny i pracy dla niej aż do ostatniego tchu. Najpiękniejsze oczywiście dla mnie jako dla księdza samo zakończenie [2]. Przykład lepiej działa niż najlepsze kazanie. Ładnie to Pan zdramatyzował. Jednym słowem: Bóg zapłać.
Jak zawsze podziwiam niespożytą energię i twórczość. Przy takim nawale pracy społecznej. Ta wasza nieustanna prąca w kierunku na dobro to chyba największy współczesny heroizm. Nie tylko ducha. I myślę, że Pan Bóg tym wysiłkom pobłogosławi. Kiedy - to Jego rzecz. On ma swoje czasy. Nim słońce wzejdzie - mawiał Krasiński - rosa wyżre oczy. Ale to już musimy zostawić Jemu.
Widoki międzynarodowe coraz to mniej wesołe. Póki z tych zbierających się chmur nie trzaśnie ulewa. Lecz po co trwożyć się naprzód. Czyńmy co możemy.
Ukończyłem niedużą rzecz o Sarbiewskim. Temat odległy. Więc nikt mi nie będzie zazdrościł. I nikt nie zaatakuje. Chyba jakiś niepoczytalnik. Dziękuję Bogu żem to zrobił.
Wyszły w Kraju „Studia religiolosica” [3]. Znowu przypięli biednemu Bolesławowi. Nie dają mu spać nawet w grobie. O mnie też niejaki Z. Fijałkowski [4] wspomniał w książce o Kościele kat. w latach okupacji i nie może zrozumieć, jak jezuita Warszawski mógł związać się z Konfederacją Nar. Ot, problemy katolickie. Wszyscy są świętymi. Jeden człowiek i jedna organizacja jest do wyklęcia. I basta. Dogmat katolicyzmu, polskiego. Szkoda, że tak jest.
Modlę się za Pana. I za cały wasz ruch. Trzeba robić co można. Resztę trzeba zostawić Opatrzności Bożej. Bóg także myśli. Choć nie na sposób ludzki
Serdeczne pozdrowienia dla członków rodziny.
Zawsze oddany w Panu
ks. J. Warszawski
[1] J. Dobraczyński, „Pacierz, co płacze, i piorun, co błyska”. Warszawa 1983 „Pax”
[2] W ostatniej scenie Juliusz Słowacki umierając wypowiada słowa: „Pamiętajcie... niech... żywi... nie tracą... nadziei...”
[3] „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studia Religiolosica”
[4] Zenon Fijałkowski, „Kościół katolicki na ziemiach polskich w latach okupacji hitlerowskiej”. Warszawa 1983 „Iskry”
10. [30 XII 1983]
Zacny Panie Prezesie i Drogi Panie Janie.
Ależ mi to była niespodzianka na dzień Bożego Narodzenia, książka [1]! I z dedykacją. A książka tak bliska sercu. Odżyły dawne lata. Nasze bohaterskie. Znałem ich wszystkich. Ileż to było dyskusji. Ileż szlachetnych zamierzeń. Idealnej Polski. Dobrze, że nie wszystko poszło w grób. Że odżywa po 40 prawie latach. Spotkałem niedawno „zakrystianina” u św. Stanisława w Rzymie. Przywitał mnie radosnym słowem: „Czytałem i znalazłem wzmiankę o Ojcu [2]. Aż mi było przyjemnie. Nigdym się nie spodziewał, żeby ktoś w Rzymie rozczytywał się w tego rodzaju książkach. Niech to ucieszy autorów i wydawców.
Doszła chyba do pana wiadomość, że Trościanko [3] nie żyje. Zmarł 25.XI. Serce. Otrzymałem od niego list pośmiertny. Dziwne wrażenie. Zostawił żonę. I dzieła. Przeczytałem właśnie ostatnie trzy jego tomy wspomnień. Kiedyś to będzie aurifodina faktów z tamtych dni. Zaciekawi zapewne Pana fakt, który mi opisał: Najder [4] z RWE namawiał go, żeby przyjął propozycję tejże instytucji i opracował szereg pogadanek na temat „PRONu”. Oczywiście odmówił. No, i stracił dochody, ale nie żałował.
Cóż poza tym pisać. Niewesoło wkraczamy w ten Nowy Rok. Chmury międzynarodowe się zagęszczają. I właściwie czekamy rozpętania się burzy. Ale do tego czasu jeszcze pracować będziemy. Biedny nas Ojciec św., który wszystko widzi, usiłuje zawrócić rozpętane kotłowisko. Ale szatan w tej chwili silniejszy. Zapowiedziała to zresztą Matka Boska w Fatimie. Dzięki Bogu, że tylko takim będzie „na krótki czas”. Może przetrzymamy, bo to Pan Bóg będzie załatwiał rachunki. A On sprawiedliwy.
Nie wiem, czy do Was dotarła już wiadomość o wielkiej wystawie urządzonej przez Wspólnotę izraelską w Brukseli. Figurował na niej afisz z napisem: La Pologne „ce pays qui n'existe nulle part” [5]. I odnośne „historyczne” dane. Płakać się chce, że naród, któremu Polska przez wieki była azylem, gdy inni prześladowali, pozwala sobie na tak niecne wyczyny.
I tak się Zachód zabawia. Podziwiam beztroskę tutejszą. Nic, tylko żeby więcej mieć. Są oczywiście i wysiłki szlachetne. Niezawodnie. Ale wielka polityka jest służalczo niewolnicza wobec szatańskich zamierzeń potęg międzynarodowych. Jak to dobrze wierzyć w takich momentach, że Pan Bóg silniejszy. Że w ogóle jest.
Pozdrawiam serdecznie. Mimo ponure widoki życzę radosnego „Dosiego Roku”. Trzeba trwać na stanowisku. Reszty Opatrzność dokona.
Zawsze oddany w Panu
ks. J. Warszawski
[1] Jan Dobraczyński, „W rozwalonym domu”. Wyd. 7. Warszawa 1983 „Czytelnik. Powieść o losach oddziału Armii Krajowej walczącego na ul. Bielańskiej w Powstaniu Warszawskim. Powieść została napisana w obozie Bergen Belsen, bezpośrednio po powstaniu. Ksiądz Marek to literacki obraz Ojca Pawła.
[2] Jan Dobraczyński, „Judyta i klocki”. Warszawa 1963 „Pax”.
[3] Wiktor Trościanko (1911-1983) poeta, powieściopisarz, publicysta, krytyk literacki. Działacz Stronnictwa Narodowego na emigracji. Autor m. in. powieści: „Wiek męski” (1970), „Wiek klęski” (1971), „Nareszcie lata pokoju” (1976). Zmarł 26 XI 1983 w Denii k. Alicante (Hiszpania).
[4] Zdzisław Najder
[5] Polska „kraj, który nigdzie nie istniał”.
11. [22 VIII 1984]
Drogi Panie Janie.
Serdeczne Bóg zapłać za niespodzianą radość. Widzicie! Jednak pamiętają Ojca Pawła. Nie przypominam sobie co prawda Bogdana Rodziewicza. Ale to chyba przez „Małgorzatę” [1]. Dziękuję mu pięknie i serdecznie. Bom się absolutnie nie spodziewał.
Nie znałem także pisma "Odrodzenie". - Dobry numer na 40-lecie. Bardzo urozmaicony. Nie tendencyjny. A wyraz Narodu. Nie wiedziałem nic bliższego o kontaktach Abwehry z Komendą AK [2]. Więc czytałem z uwagą Pański artykuł. Chybaby się p. Witold z Panem niemało posprzeczał. Bo według niego Powstanie to właśnie politycznie błąd. A gen. Bór nie został „zmuszony" do Powstania, tylko, według niego, to była "improwizacja". Nie wypowiadam się. Uważam że różnimy się raczej terminologią. Gdybyśmy uzgodnili pojęcia, to byśmy zapewne to samo mówili. Boć przecież to samo czujemy. I rzeczowo tak samo staramy się oceniać plusy i minusy Powstania.
Śledzę uważnie Pańską działalność i w ogóle PRONu według relacji waszych pism. Trwajcie na obranej pozycji. Dojrzewajcie. Alexander Zinowiew, rzekomo przyjaciel Polski, powiedział, że żeby odrobić to co się stało w Polsce, trzeba 20 lat!! Czy polska niecierpliwość wytrzyma tyle czasu. Polskę określają tu jako entuzjastyczną i naiwną. Przesadne to, bo Warszawa nie dała się tym razem porwać do nowego "powstania". Ale coś w tym jest. A przerobić charakter narodowy to najtrudniejsza rzecz. Więc szczęść wam Boże w tej pracy. Wielką resztę i tak trzeba pozostawić Opatrzności Bożej. Tak jak to żydzi śpiewali: Nie nam, ale Imieniu twemu daj chwałę. Bo Bóg ich wyprowadził z Egiptu, kraju niewoli. Ale to Pan wie tak samo jak ja i to Pan stokrotnie lepiej wyraził w swych książkach niż ja bym kiedykolwiek mógł.
Drukuję obecnie książkę o Sarbiewskim. Dużo roboty. Bo wszystko sam. Ale posuwa się. Myślę że na Boże Narodzenia będę mógł egzemplarz przesłać.
Tymczasem pozdrawiam jak najserdeczniej. Pozdrowienia dla rodziny.
Proszę pozdrowić znajomych i współpracowników. Niech Bóg. błogosławi -
Ojciec Paweł
[1] Prawdopodobnie mowa o łączniczce Bolesława Piaseckiego w czasie wojny Marii Iwanickiej „Małgorzacie”.
[2] Zob. przedruk: J. Dobraczyński, „W czterdziestą rocznicę powstania warszawskiego”. W Tegoż: „O każdego człowieka”. Warszawa 1987 „Pax” s. 154-157. Autor pisał: „Nie jest tajemnicą, że istniały kontakty między Abwehrą a Komendą Główną AK. Kto więc wie, czy nie została przekazana Polakom informacja o spisku wraz z propozycją, aby powstanie, które wybuchnie, stało się wyłącznie walką z jednostkami SS oraz z policją! Zbuntowany Wehrmacht były w tej walce sojusznikiem powstania...”
12. 21 II 1985
Drogi Panie Janie!
Co za niespodzianka! I to w sam raz w środę popielcową. Nie chciałem wierzyć. Recenzja niemal na całą stronę [1]. Choćby kto był ślepy, musiałby zauważyć. Wyobrażam sobie "poniektórych", co to będą czytać, jak im się zbierać pocznie żółć na "wątróbce". A ja niby to jak sam Sarbiewski będę sobie powtarzał: Invidiam omnium supergressus.
Swoją drogą pochlebiam sobie. Największy współczesny pisarz polski - i mnie recenzję jakże pochlebną. Więc stokrotne Bóg zapłać. I modlitwy. Bo wrogów ma Pan dosyć. Biedny ten Urban, nie wasz, ale ten "ósmy". Wyszedł taki "nieładny". Cóż kiedy taka jest historia nasza. Może po 500 latach i Panu jakiś "rzymianin" poświeci rozprawę pt. "Dramat JD"? Na pewno będą pisać wcześniej. A najwięcej opiewać będą chwałę Pana dzieła przez niego napisane. To że obecnie propaganda szeptana jest przeciwko Panu to nic. Dzieła przetrzymają i to.
U mnie poza tym nihil novi. Jeszczem nie zaczął nowej pracy. Zaatakowano mnie za polską "jasnowidzącą" z Londynu [2]. Więc wypada napisać coś w "samoobronie". Ale to dla was sprawy dalekie i zgoła nieinteresujące. Ale my się w takie problemy tu "bawimy".
Tymczasem zima trzyma. Włochom się daje dobrze we znaki. Ufają w rychłą wiosnę. Powątpiewają w dobre żniwa. Przynajmniej oliwkowe i winne. Uwidzim. Resztę wiadomości rzymskich i tak wam przekazuje p. Gruca. Pozdrowienia miał przekazać sam p. Minister tutejszy. Odnawiam jedynie. Niech Opatrzność prowadzi. Oby tylko nie dopuścić do nowego Powstania.
Załączam pozdrowienia dla córki z rodziną.
Zawsze oddany w Panu -
ks. J. Warszawski
[1] Jan Dobraczyński, „Sarbiewski w Rzymie”. „Słowo Powszechne” 8-10 II 1985 nr 29 s. 11
[2] Prawdopodobnie mowa o recenzji książki Wacława Korabiewicza, „Serce w dłoniach. Opowieść biograficzna o Walerii Sikorzynie”. Londyn 1984 Katolicki Ośrodek Wydawniczy Veritas
CDN
Na zdjęciu: Wiktor Trościanko
Nr 43 (28.10.2007)