Takiego mnie wymyśliłeś, Fan Fiction, Dir en Gray


Takiego mnie wymyśliłeś

Jesteś tu przy mnie
Noc się chyli
Nad ranem bywa nieprawdziwie
Jesteś tu przy mnie
Trochę cię dziwi,
Że ja niczemu się nie dziwię
A znamy się od godzin pięciu
Nieprawda!
Czy się nie domyślasz,
Że zagarnąłem cię pamięcią
Na długo przed tym zanim byłeś?

Za oknem już świta, kiedy przeciąga się leniwie, obserwując leżącego przy nim mężczyznę spod przymrużonych rzęs. Die… spokojny, równy oddech łaskoczący w szyję i chłodne palce, splecione z jego.
Kawałek układanki wskoczył dziś na swoje miejsce, a przeznaczenie dopełniło się, gdy wszedł na salę, prowadzony przez Tooru. To, że został ich drugim gitarzystą jest sprawą drugorzędną. Wcześniej, już w pierwszym spojrzeniu - uczynił go swoim kochankiem. Musiał go dotknąć - podając mu rękę, chował ją do imadła. Tak jak myślał, był żywym ogniem, w palącym dotyku i w błyszczących oczach stał się wszystkim.
Kilka godzin temu wywrócił jego życie do góry nogami, by zdyszanym szeptem i śliną, smakującą tytoniem, ułożyć je ponownie.
- Gdzie ty tak długo byłeś, DaiDai? - pyta, wtulając twarz w miękkie włosy. - Straciliśmy tyle czasu, kochanie.
- Ale jeszcze tyle przed nami - mówi szeptem, przytulając policzek do jego brzucha. - Kaoru? - pyta jeszcze, powoli osuwając się z powrotem w sen. - Ty nie jesteś zaskoczony? Że jestem? Że jesteśmy?
- Przecież ty na długo przedtem byłeś - odpowiada spokojnie, z przekonaniem zrodzonym z marzeń, snów i splątanych myśli.
Zamyka go w ramionach, słysząc jego bicie serca przy swoim. I już jest tak, jak powinno być zawsze, jak było wcześniej, jak będzie jutro i przez wszystkie dni, które będą.

***

Takiego cię wymyśliłem
Gdy okno bielało nad ranem
Wszystkie w tobie zmieściłem
Wiersze nie napisane
Najlepiej jak umiałem
Z każdym uśmiechem, gestem
Tylko nie przewidziałem
Że jesteś

- Z nim się ożenię - mówi mały Kaoru do ciotki, trzymającej go na kolanach. Tłuściutkim paluszkiem pokazuje na kolorowy żurnal i wysokiego mężczyznę w białym garniturze, z twarzą schowaną za ciemnymi okularami. - To będzie mój żon.
- Ale kochanie - śmieje się kobieta, przytrzymując ręką przewracające się na wietrze kartki. - To jest pan! A żoną musi być pani!
Dziecko myśli przez chwilę, zagryzając usta i marszcząc w skupieniu czoło. Plażą biegnie jakaś para, bosymi stopami rozchlapując fale, zostawiając na piasku nietrwałe ślady.
- A czym może być pan? - pyta poważnie malec, z ufnością wsuwając swoją rączkę w dłoń ciotki, która delikatnie odgarnia mu z czoła splątane włosy i całuje czubek głowy.
- Mężem - mówi wesoło, zrywając się z piasku i okręcając dookoła z trzymanym na rękach siostrzeńcem. Chłopiec piszczy z radości, zaciskając w dłoni pomiętą gazetę.
- Wyjdę! Wyjdę! - krzyczy na całe gardło, wymachując nogami w powietrzu. Zdyszana ciotka stawia go na ziemi, klękając obok.
- Gdzie wyjdziesz, kochanie? - pyta zdziwiona, usiłując uspokoić oddech. Zbiera z powrotem w kok rozsypane po plecach, czarne włosy.
- Za męża - odpowiada Kaoru, uśmiechając się szeroko.

***

Takiego cię wymyśliłem
Nad stołem zalanym winem
Gdy twoje zdrowie piłem
W niejedną szarą godzinę
Za chwilę noc upadnie
Spojrzyj kochanie - dnieje
To chwila gdy najładniej Istniejesz

- Wracamy do domu, panowie - mówi przepraszająco, zaciskając palce na nadgarstku Die'a. Czerwonowłosy chwieje się lekko na nogach, z trudem skupiając wzrok na siedzącym przy stole Kyo, który próbuje odkryć tajemnicę dna kolejnej butelki piwa.
- Do jednego? - pyta niewinnie Shinya, sięgając po kieliszek wina.
Oblizuje wargi, nie spuszczając wzroku z twarzy lidera, którą zalewa krwisty rumieniec. Perkusista mruga oczami, kiedy cisza przeciąga się, przerwana w końcu cichym śmiechem Kaoru.
- Jasne - szczerzy zęby, patrząc na niego z rozbawieniem. - Od kiedy wiedziałeś?
- Od zawsze, KaoKao - prycha Toshiya, pomagając mu założyć na Die'a płaszcz. - To to samo co wiedzieć, jak się oddycha. Śpijcie tutaj… Die i tak już zasnął.
- Jest piękny, kiedy śpi - mówi Kaoru rozmarzonym głosem posiadacza - i jeszcze ładniejszy, gdy się budzi. Wracamy do siebie.

***

Takiego cię wymyśliłem
Wśród tylu słów bez imienia
Kiedy ciszy motywem
Niebo szarzało nade mną
Kiedy za dużo chciałem
W swoim łagodnym obłędzie
Wtedy nie przewidziałem,
Że będziesz
Los dobrze się ze mną obszedł
Przy tobie wszystkiemu sprostam
Tylko o jedno cię proszę -
pozostań. *

- … póki śmierć nas nie rozłączy - powtarza jak echo Kaoru.
Die leniwie unosi głowę z jego kolan i patrzy na niego z krzywym uśmieszkiem. Wyjmuje mu z rąk pilota, wyłączając telewizor i w pół słowa urywając wypowiedź kapłana.
- Chciałbym umrzeć pierwszy - mówi lekko, zupełnie jakby rozmawiali o pogodzie.
- Egoista - ironizuje Kaoru, bawiąc się jego włosami. Miękkie, krwiste kosmyki przesuwa miedzy palcami.
- Nieprawda - oburza się natychmiast czerwonowłosy. - Ty nie rozumiesz? Ja nie mógłbym żyć bez ciebie ani chwili, ani minuty. A samobójców do nieba nie wpuszczają i nie mógłbym potem iść do ciebie.
Kaoru patrzy na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym nawija na palec pasmo włosów i szarpie lekko, aż Die syczy z bólu.
- Wyrównuję ci mózg, bo chyba się coś poprzestawiało - śmieje się cicho, przyciągając młodszego gitarzystę bliżej. - Nie bredź, DaiDai.
- Masz rację - zgadza się z nim nieoczekiwanie naburmuszony Die, krzywiąc wargi. - W piekle cię spotkam, a błękit i tak do mnie nie pasuje.
- Też cię kocham - mówi miękko Kaoru, pochylając się nad nim i nieruchomiejąc, tak, że ich usta dzielą teraz ledwie milimetry. Die wstrzymuje na chwilę oddech, gdy jego kochanek powoli obrysowuje palcem linię szczęki, skroń i czoło. Kaoru kładzie palec na jego wargach, wpatrując się w niego niezwykle intensywnym spojrzeniem, jakby chciał zapamiętać na zawsze ułożenie cieni na policzkach i delikatną grę światła na skórze. - I też nie wiem, jak miałbym istnieć bez ciebie. Życie zaczęło się przy tobie i z tobą się skończy.
Patrzy na niego spokojnie, w milczeniu słuchając. Świadomość wypowiedzianych słów rozlewa się ciepłą falą w jego ciele, a jednak drży nieznacznie, zagryzając wargi.
W końcu łapie jego rękę i przyciska ją do swoich ust tak mocno, że aż bieleją. Poważnie kiwa głową.
- Do końca czasu, kochanie - szepce Kaoru, przytulając policzek do jego piersi. Przymyka oczy, wsłuchując się w bicie jego serca.
Die długo leży z otwartymi oczami, szukając odpowiednich słów.
W końcu i on zasypia, wtulając twarz w ich splecione palce i delikatnie, w półśnie, muskając ustami wierzch dłoni.

* Jonasz Kofta



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Kiepski ze mnie przyjaciel, Fan Fiction, Dir en Gray
Tylko mnie kochaj, Fan Fiction, Dir en Gray
Gdy coś we mnie umiera, Fan Fiction, Dir en Gray
Sprawdź mnie, Fan Fiction, Dir en Gray
I nie obchodzi mnie cały świat, Fan Fiction, Dir en Gray
To jest we mnie, Fan Fiction, Dir en Gray
Sweet, Fan Fiction, Dir en Gray
Umysł typowo humanistyczny, Fan Fiction, Dir en Gray
Miłość Gorąca Jak Benzyna Płonąca, Fan Fiction, Dir en Gray
Die uświadomiony, Fan Fiction, Dir en Gray
Cena, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwsze wyjście z mroku, Fan Fiction, Dir en Gray
Po prostu odszedł, Fan Fiction, Dir en Gray
Na skrzyżowaniu słów, Fan Fiction, Dir en Gray
Platinum Egoist, Fan Fiction, Dir en Gray
Fever, Fan Fiction, Dir en Gray
Drain Away, Fan Fiction, Dir en Gray
Pierwszy pocałunek, Fan Fiction, Dir en Gray

więcej podobnych podstron