a realizacji moich planów mnóstwo nieocenionych usług wyświadczył mi opracowany kalendarzyk, którego bardzo konsekwentnie się trzymałem, nawet kosztem wypoczynku. Każdy człowiek oprócz przyjemnych i radosnych chwil miewa zmartwienia i kłopoty. Taka emocjonalna huśtawka może utrudniać realizację planu treningów i opóźniać osiąganie zamierzonego celu. Właśnie kalendarzyk podpowiadał mi „Nie odkładaj na jutro tego, co możesz zrobić dziś55.
W -wypadku niepełnego zrealizowania planu, zaległości przesuwałem na następny dzień, utrudniając swój trening i życie codzienne.
Podczas ćwiczeń bez celowania, starałem się czytać książkę umieszczoną na pulpicie lub oglądać telewizję. Niedziele, jeżeli nie miałem zawodów, przeznaczałem .na odpoczynek. Podobne plany sporządzałem dla postawy leżącej i klęczącej, a po zrealizowaniu ich w okresie przejściowym byłem pewny sukcesów w sezonie startów.
W wypadku odczuwania na którymś etapie nadmiernego bólu w danej postawie — powtarzałem ćwiczenia aż do zupełnego przezwyciężenia go.
Następne plany były kontynuacją poprzednich z tym, że w każdym tygodniu dodawałem stopniowo najwyżej 3 minuty na utrzymywanie broni doprowadzając do stanu, pozwalającego w VII, VIII i IX miesiącu na utrzymywanie broni w danej postawie bez odkładania. Me odczuwałem już większego zmęczenia i dyktowałem sobie tempo strzelania, bo statyka broni na to pozwalała. Im jest ona większa, tym tempo może być szybsze. Samo strzelanie, traktowane jako sprawdzian uprzednio dokonanej pracy, było małą cząstką planu treningów. Stawało się ono łatwe i przyjemne uraz dawało dużo radości i satysfakcji.
Proponuję Wam Drodzy Czytelnicy wypróbować tę metodę pełnego wy- trenowania. Jestem przekonany, że będziecie zadowoleni.
Do uzyskiwania pełnych sukcesów nieodzowny jest kontakt zawodnika z psychologiem w celu wzmocnienia wiary we własne możliwości i uzyskania pełnego opanowania przed ważnymi zawodami. Uwaga ta dotyczy tych, którzy swoją pracą osiągnęli wysoki poziom, ale brakuje im wiary w siebie.
Pragnę tu dodać, że głównym bodźcem w mojej pracy była szlachetna rywalizacja sportowa, uznanie za pracę i możliwość reprezentowania ojczystego kraju w europejskiej i światowej czołówce.
Do 1957 roku nie dałem sobie odebrać prymatu w strzelaniu z broni długiej.
W 1957 roku, mając już lat 48, lecz będąc w pełni kondycji strzelecko-wyczynowej, bezpośrednio po ustanowieniu w 1956 roku ośmiu rekordów Polski, musiałem pożegnać się z życiem aktywnego zawodnika z racji powołania mnie na studia do Akademii Sztabu Generalnego. Po jej ukończeniu pracowałem społecznie w PZSS jako wiceprezes do spraw szkolenia, pełniąc jednocześnie funkcję trenera koordynatora kadry narodowej i olimpijskiej Polskiego Komitetu Olimpijskiego.
Opisane w tej pracy zadania trenera są wynikiem mojego osobistego doświadczenia w tym zakresie.