Kazano mi oddać następne pięć strzałów. Tym razem w. środku tarczy było widocznych bardzo dokładnie pięć przestrzelin ze sobą powiązanych, zajmujących powierzchnię około 2,5 cm2.
We wszystkich następnych strzelaniach na pierwszym roku podchorążówki byłem najlepszym strzelcem w kompanii z kb „Mauzer”, doskonale przystrzelanym przez nieznanego mi podoficera, którego wartości wzrokowe musiały być zbliżone do moich.
W następnych latach przydzielano nam w szkole broń, z której bez próbnych strzałów nigdy nie mogłem trafić w środek celu, dlatego też moje wyniki nie przekraczały oceny dostatecznej. Odczuwałem przez dłuższy czas ogromną niechęć do strzelectwa, które mimo wielkiego wysiłku, jaki wkładałem, nie przynosiło oczekiwanych rezultatów.
W 1933 roku Wraz ze wszystkimi oficerami pułku brałem udział w strzelaniu o mistrzostwo pułku z kb 1 (18 próbnych + 60 ocenianych) z trzech postaw do tarczy 10 pierścieniowej (średnica dziesiątki '= 10 cm) na odległość 300 m, czas 3 godziny. Zawodnik był osamotniony, bez kibica. Manipulacja przyrządami celowniczymi — dozwolona.
Ku memu wielkiemu zadowoleniu zdobyłem wicemistrzostwo pułku, uzyskując o jeden punkt mniej od zwycięzcy, któremu pożyczyłem karabin po odstrzelaniu swojej konkurencji.
Podczas zawodów w tymże roku o mistrzostwo dywizji sytuacja się powtórzyła. Przegrałem znów o 1 pkt do kolegi, strzelającego po mnie z mojej broni. Zadawałem sobie pytanie — dlaczego przegrywam i to 1 pkt ? Nie miałem wówczas żadnego treningu. A gdyby tak zmusić się do jakiegoś treningu? Czy nie biłbym wszystkich na głowę? Spróbuję. Zacząłem przemyśliwać i doświadczać, jak utrzymać linię celowania pod celem. Czasu na powyższe przedsięwzięcie było mało. O 6 rano musiałem być na pobudce w kompanii szkolnej. Praca w terenie na ćwiczeniach trwała do godzin popołudniowych. Wieczorem nauka. Większość niedziel była częściowo zajęta nadzorem przy czyszczeniu broni maszynowej w kompanii lub innymi czynnościami w pułku. Dlatego w sezonie wiosennym i letnim zawsze od świtu do godziny 545 realizowałem na przykoszarowej strzelnicy własny, jakże nieudolnie opracowany plan treningów „ostrych”.
Wydawało mi się, że przez samo strzelanie można osiągnąć doskonałe rezultaty, co było zgodne z ówczesną ogólną opinią „znawców”. Nie rozumiałem jeszcze, że ostre strzelanie kryje w sobie mnóstwo błędów niemożliwych wprost do wykrycia.
Był to pierwszy etap mojej kariery. Po roku doświadczeń najskrytsze moje marzenia spełniły się.
W roku 1936 stanąłem do zawodów o mistrzostwo Polski, zdobywając tytuł „Polski Mistrz Karabinu Wojskowego” (kb 1 kb 3), ustanawiając jednocześnie dwa rekordy Polski. Pragnę dodać, że z kb 1 strzelało wówczas 422 zawodników a z kb 3 — 403.
Najbardziej ucieszył mnie rezultat uzyskany z kb 3, ponieważ był rzeczywiście bardzo wysoki. Była to konkurencja szybkiego strzelania z kb (20 naboi) do nagle pojawiających się zamaskowanych celów, na odległość