Odczytaj i skomentuj sens myśli Josepha Conrada: Człowiek musi wierzyć w parę
prostych pojęć, jeśli chce żyć przyzwoicie. Rozwijając temat, odnieś się do losów
wybranych bohaterów literackich.
Egzystencja świadomego człowieka opiera się na wierze, bowiem z
pierwotnego faktu istnienia (zakładając, że się owego faktu nie neguje ani nie
dowodzi) wywieść można jedynie sokratejskie scio me nihil scire. Obierając jako
punkt wyjścia wiedzę o własnej niewiedzy, usiłuje człowiek opisać
rzeczywistość za pomocą schematów, z których najdonioślejsze znaczenie ma
język, będący metaschematem, czyli schematem nadrzędnym wobec innych,
stojącym ponad innymi. Związany z nurtem neopozyty wistycznym i Kołem
Wiedeńskim myśliciel Ludwik Wittgenstein w Traktacie logiczno-filozoficznym
wyraża pogląd, że granice ludzkiego poznania wyznacza język, a o czym nie
można mówić, o tym należy milczeć. Mówić natomiast można jedynie o faktach,
których źródłem jest doświadczenie; wszelkie dywagacje na temat bytów
transcendentnych są tylko błędem metafizycznym. Czyżby więc pojęcia takie jak
sprawiedliwość czy dobroć, będące w ujęciu neopozytywistycznym abstraktami
o niejasnych konotacjach i niewiadomych desygnatach, nie zasługiwały na to,
by być przedmiotem rozważań?
Odmienne poglądy ontologiczne prezentuje szeroko pojęty idealizm. Zdaniem
Platona tym, co obiektywnie istnieje, są idee, a nasze niedoskonałe poznanie
obcuje jedynie z ich cieniami - rzeczywistością materialną. Możliwe jest jednak
zdobycie wiedzy o bytach idealnych, dusza ludzka bowiem przebywała niegdyś
w owym doskonałym świecie i pogrążając się w sobie, może odkryć na drodze
anamnezy (przypomnienia) naturę prawdziwej rzeczywistości. Według
idealistów bardziej realne będą sprawiedliwość i dobro niż dostępne poznaniu
zmysłowemu przedmioty takie, jak krzesło czy stół.
Nieco odmienną koncepcję przedstawił Heraklit, zakładając istnienie
naturalnego porządku rzeczy - logosu, który można odkrywać za pomocą
rozumu. Pomysł ten funkcjonował w prawie rzymskim pod nazwą ius naturale
(prawo naturalne) - porządku wspólnego wszystkim żyjącym istotom.
Przedstawione powyżej poglądy są skrajnie różne, jednak w praktyce,
szczególnie w warunkach panujących we współczesnym liberalnym państwie,
przyjmuje się często stanowiska pośrednie, umiarkowane. Mianowicie można
uznać dany system etyczny za wytwór jakiejś społeczności, jednocześnie
pozostawiając ludziom możliwość orzekania o jego zgodności z idealnym
porządkiem moralnym.
Wracając do wspomnianego na początku pojęcia wiary, należy zaznaczyć, że w
warunkach ograniczonego poznania jest ono człowiekowi niezbędne, ponieważ
"wiedza" idealistyczna to w istocie wiara w ścisłym znaczeniu, a zbiór twierdzeń
pozytywistycznych, nie dający odpowiedzi na najistotniejsze pytania moralne
człowieka, o których naukowo orzekać się nie da, pozostawia je do
rozstrzygnięcia w sferze indywidualnego, aczkolwiek społecznie
ukształtowanego sumienia.
Należy teraz zastanowić się nad kolejnym istotnym pojęciem zawartym w myśli
Josepha Conrada, a mianowicie nad przyzwoitością. Jeżeliby zdefiniować ją jako
zgodność z wyznawanym systemem etycznym, zachodzi możliwość
niezgodności tego wewnętrznego systemu, sumienia czy też freudowskiego
superego z normami moralnymi społeczności. Dlatego trzeba wprowadzić
rozróżnienie na przyzwoitość wobec siebie i wobec innych. W dalszych
przemyśleniach słowo "przyzwoity" używane będzie w znaczeniu "zgodny z
własnym sumieniem", ponieważ najprawdopodobniej w tym znaczeniu użył
tego słowa autor wypowiedzi.
Najważniejszą kwestią, której rozważenia wymaga analiza stwierdzenia
Conrada, jest określenie owych paru prostych pojęć, w które przyzwoicie żyjący
człowiek musi wierzyć. Fundamentalne okazuje się rozróżnienie dobra i zła bądź
też czcigodności lub haniebności czynu (to drugie rozróżnienie, silnie
akcentujące społeczny odbiór danego działania, zaczerpnięto z książki
Tadeusza Kotarbińskiego Medytacje o życiu godziwym). To, czy postępowanie
jest dobre, godziwe, czcigodne bądź przyzwoite zależy, jak zostało
wspomniane, od zgodności z sumieniem jednostki. Modelem ludzkiego sumienia
może być system, składający się z pojęć bardziej szczegółowych od pojęcia
dobra (czcigodności), czyli sprawiedliwości, uczciwości, rzetelności, odwagi,
miłosierdzia itp. Życie zgodne z sumieniem, przyzwoite, cnotliwe powinno być
zarazem życiem szczęśliwym - jest to pogląd wyznawany przez wielu myślicieli;
już Arystoteles stworzył nierozerwalną triadę pojęć: prawdy, szczęścia i dobra,
uznając, że niepodobieństwem jest szczęśliwy człowiek niecnotliwy, natomiast
Jan Kochanowski w Pieśni XII z ksiąg wtórych pisał o cnocie: Sama ona nagrodą i
płacą jest sobie. Tak więc warto zauważyć, że przyzwoitość idzie w parze ze
szczęściem, jednakże szczęściem rozumianym nie jako stan zaspokojenia
potrzeb, lecz jako satysfakcja z konsekwentnego kierowania się w życiu
pojęciami takimi jak odwaga, prawość, sprawiedliwość.
W literaturze znajdujemy niezliczoną ilość bohaterów przyzwoitych, dla których
moralność należy do życiowych priorytetów, a łamanie norm moralnych ma
miejsce jedynie w wyniku drastycznych okoliczności, stwarzających tragiczne
dylematy; obok nich występuje równie wiele postaci negatywnych, które nie
tyle nie zdawały sobie sprawy z istnienia pewnych zasad moralnych czy też
uznawały je za nieobowiązujące, przeciwnie - w pełni świadome norm
etycznych, łamały je z powodu słabości charakteru, dla łatwej przyjemności.
Analizując i komentując tezę Josepha Conrada, posłużyć się należy postaciami
zarówno z pierwszej, jak i drugiej grupy, bowiem wspólna im jest wiara w
istnienie paru prostych pojęć niezbędnych do przyzwoitego życia, różnią się
natomiast stopniem, w jakim sprostały wymaganiom stawianym przez te
pojęcia. Do pierwszej kategorii arbitralnie przyporządkować można Lorda Jima,
pierwszego oficera Patny, władcę Patusanu, typowego Conradowskiego
bohatera, który mimo iż ugina się pod brzemieniem odpowiedzialności moralnej,
to nigdy wyznawanych zasad nie łagodzi ani siebie usprawiedliwiać nie próbuje.
W owej grupie znajdą się również Brierly, postać z tej samej powieści, równie
tragiczna i bezkompromisowa, oraz inżynier Korzecki, przyjaciel doktora Judyma
z Ludzi bezdomnych Stefana Żeromskiego. Natomiast do kategorii przeciwnej
zaliczyć można młodego, ambitnego, lecz ulegającego sile własnych
pożądliwości Zenona Ziembiewicza - głównego bohatera powieści Zofii
Nałkowskiej pt. Granica.
W świecie przedstawionym Lorda Jima dominuje surowy kodeks morski, będący
wyrazem moralności żeglarza, a zarazem angielskiego gentlemana. System
norm, które stanowiły dla oficerów obowiązujące prawo, odwoływał się do kilku
fundamentalnych kategorii etycznych, pośród których centralne miejsce
zajmowało pojęcie honoru. Honor dowódcy statku wiązał się przede wszystkim
z odpowiedzialnością za pasażerów i załogę, następne w kolejności były
przestrzeganie przepisów żeglugi, dbałość o mienie powierzone przez
zleceniodawcę itp. Przestrzeganie wymienionych norm w warunkach
zwyczajnych ograniczało się do fachowego wykonywania żeglarskiego
rzemiosła, a więc nie wymagało od człowieka szczególnego poświęcenia.
Jednakże w sytuacjach kryzysowych, a taką bezsprzecznie była awaria Patny,
pozostawanie w zgodzie z wytycznymi kodeksu wymagało przedkładania życia
pasażerów i załogi nad własne, a więc bohaterstwa. Większość zawodów nie
jest tak rygorystyczna w kwestiach etycznych, lecz oficer marynarki, wybierając
profesję i podejmując pracę, godzi się na takie ryzyko i w trudnej sytuacji
powinien być zdecydowany na poniesienie najwyższej ofiary i świadomy
wyborów, których dokonał.
Jim był wykształconym i dobrze wychowanym młodym Europejczykiem, który
surowe zasady moralne wyniósł z domu (jego ojciec był pastorem). Ponadto
pragnął okazji, by wypróbować swoje bohaterstwo i zmierzyć się z własnymi
słabościami; tu należy zauważyć, że wszelkie jego czyny miały u podstaw
egocentryczne pobudki - dążenie do zdobycia bądź udowodnienia swojej sławy,
a nie miłosiernej służby innym ludziom. Niezaprzeczalny jest jednak fakt, iż Jim
wykształcił w sobie niezwykle wrażliwe sumienie, sam był dla siebie sędzią i to
sędzią surowszym od innych. Po owy haniebnym, choć jakże ludzkim odruchu
ratowania życia i ucieczki ze statku, który według jego wiedzy i doświadczenia
żeglarskiego zagrożony był zatonięciem, Jim czuł przemożną potrzebę
odkupienia hańby, która kalała jego nazwisko, nie pozwalając mu wrócić do
ojczystego kraju; kazała zmieniać posady, ukrywać się, wypierać własnej
tożsamości.
Lord Jim to przykład bohatera, z którego los drwił, wystawiając na najcięższe
próby. Nie okazał się kryształowym człowiekiem, ale raz przyjętych zasad nie
odrzucił nigdy, nigdy też nie porównywał się z innym ludźmi, których zasady
moralne cechował większy liberalizm. Postawa pozostałych członków załogi
Patny nie stanowiła dla niego najmniejszego nawet usprawiedliwienia. Jest to
pozytywny aspekt skoncentrowanej na sobie osobowości Jima. Powyższe tezy
można przedstawić jako argumenty w obronie młodego mężczyzny, który
zasłużył przecież na tytuł lorda-tuana. Podstawą jego przyzwoitości będzie owa
niezłomna wiara w fundamentalne pojęcia etyki, które wymagają, by
podporządkować im wszystkie cele, choćby nawet miało to oznaczać
poświęcenie życia.
Kolejnym, lecz nie mniej tragicznym bohaterem powieści Conrada jest
doświadczony kapitan Brierly. Wchodzi on w skład grona sędziów orzekających
o winie oficera Patny. Jest człowiekiem, który podobnie jak inny żeglarz, Marlow,
nie ocenia Jima zbyt surowo. Przeciwnie, w trakcie procesu proponuje nawet
pieniądze, za które młody oskarżony mógłby zorganizować sobie ucieczkę. Jim z
oczywistych powodów odmawia i podtrzymuje swoją decyzję o znoszeniu męki
procesu do końca. Jednak warto zauważyć, że proces jest torturą również dla
sędziego Brierly'ego. Dużo starszy od głównego bohatera kapitan ma
nieposzlakowaną opinię, nie dlatego, że wsławił się szczególnym
bohaterstwem, lecz dlatego, iż nigdy nie znalazł się w układzie zdarzeń równie
tragicznym, co Jim. Proces był okazją do trudnych rozważań nad siłą własnego
charakteru; był czasem, w którym Brierly, wnikając w najgłębsze czeluści swej
duszy, odkrył, że nie może być pewny swojego zachowania w podobnej
sytuacji; być może, choć to mniej prawdopodobne, miał też sobie do zarzucenia
coś, o czym nikt nie wiedział. Kapitan, jak wspomina Marlow, miał zawsze
niezwykle wysokie mniemanie o własnej osobie, ponadto jego samoocenę
uzasadniały obiektywne fakty. Już w wieku trzydziestu dwóch lat dowodził
jedną z najznaczniejszych jednostek na Wschodzie, a jego zasługi zostały
uhonorowane przez towarzystwo ubezpieczeniowe złotym chronometrem z
wygrawerowaną dedykacją. Najbliższy współpracownik, Jones, stwierdził, że
jego przełożony miał dar okazywania swojej wyższości w jakiś niematerialny
sposób, chociażby przez samo wypowiedzenie słów powitania; Marlow dodał,
że nawet gdyby ktoś był cesarzem władającym Wschodem i Zachodem, nie
mógłby się oprzeć poczuciu nieokreślonej niższości w jego obecności, co jednak
nie stanowiłoby w żadnej mierze obrazy. Intuicja gentlemana jest istotnie
wyczulona na tego rodzaju interakcje.
W świetle powyższych faktów problem samobójstwa Brierly'ego może się
pozornie wydawać tajemniczy i niezrozumiały. Należy odwołać się do zawartej
w temacie tezy autora powieści, by przeanalizować sytuację, uwzględniając
rolę indywidualnego sumienia w życiu jednostki. Wiemy, że kapitan był dumny
ze swych życiowych dokonań i że w szczególny sposób szczycił się nimi. Sądził,
iż jest uprawniony do poczucia wyższości wobec innych (Jim przeciwnie - po
prostu z innymi się nie porównywał). Owo poczucie wyższości, prócz
oczywistych życiowych sukcesów, musiało mieć również jakieś niematerialne
podstawy. Można z wysokim prawdopodobieństwem domniemywać, że Brierly
kierował się w życiu skrajnie surowym kodeksem moralnym. Był to kodeks
stworzony na potrzeby wizji człowieka idealnego, kodeks bezwzględny i
bezkompromisowy, kodeks, którego złamanie oznaczało śmierć ideału, a
przecież kapitan uważał się za idealnego. W tym przypadku słowo przyzwoitość
miało szczególne znaczenie, stawiało maksymalne etyczne wymagania. Na
przykładzie postaci kapitana można zauważyć, że wiara w parę prostych pojęć
jest koniecznym warunkiem życia przyzwoitego, lecz nie jest jego warunkiem
wystarczającym. Należy żyć zgodnie z tym, w co się wierzy. Wymownym tego
przykładem jest zachowanie Brierly'ego tuż przed śmiercią. Jak zawsze
rzetelny, sumienny i godny zaufania oznaczył współrzędne statku, przekazał
pierwszemu oficerowi szczegółowe instrukcje, by rejs przebiegał do końca bez
zakłóceń; zostawił dwa listy, w jednym z nich, adresowanym do zleceniodawcy,
udzielił rekomendacji swemu długoletniemu współpracownikowi, którego
pomijano w awansach, ponadto polecił zamknąć ukochanego psa, by nie
wyskoczył wraz z nim za burtę. Do rangi symbolu urasta przekazanie
pierwszemu oficerowi Jonesowi złotego chronometru. Tak umierał człowiek,
którego podobnie jak Jima nie należy ani przez chwilę wahać się nazwać
przyzwoitym.
Do grona postaci, których losy dowodzą tezy, że wiara w pewne elementarne
pojęcia jest do przyzwoitości niezbędna, należy inżynier Korzecki, jeden z
drugoplanowych bohaterów powieści Ludzie bezdomni. Ów młody człowiek
przedstawia swe etyczne poglądy, kiedy wraz z przyjacielem, doktorem
Judymem, odwiedzają dom przemysłowca z Zagłębia - Kalinowicza, co ukazano
w rozdziale zatytułowanym Pielgrzym. Korzecki podobnie jak Brierly i Jim ma
wobec siebie niezwykle wysokie wymagania moralne, jednakże hierarchia
owych prostych pojęć, na które moralność się składa, jest u tych postaci
odmienna. Brierly, podobnie jak Jim, umieszcza na pierwszym miejscu coś, co w
terminologii kodeksu gentlemana określa się mianem "honor". Korzecki
natomiast za priorytetowe uznaje inne wartości: wolność i chrześcijańską cnotę
- miłosierdzie. Wolność uznaje inżynier za pojęcie podstawowe, ponieważ ma
optymistyczne poglądy na ludzką naturę. W jednej z wypowiedzi, która padła w
rozmowie z synem Kalinowicza, zaznacza, że w duszy człowieka jest daleko
więcej dobra niż zła, toteż dusza jest w stanie, co więcej, powinna się (od zła)
uwolnić. Wolność jest więc dla Korzeckiego swobodą czynienia dobra. W trakcie
rozmowy z młodym Kalinowiczem inżynier powtarza tę myśl, mówiąc, że poza
krzywdzeniem bliźniego wolno każdemu czynić, co chce, i dodaje Czcij
człowieka… - oto nauka. Warto również zwrócić uwagę na sposób, w jaki młody
człowiek rozumie słowo "prawda". Poglądy swoje w tej kwestii ukształtował
pod wpływem treści prelekcji paryskich Mickiewicza, w których to poeta uznaje
prawdę za jakiś byt idealny, o którym wiedza może zostać jednostce objawiona
i wówczas człowiek staje się zobowiązany do komunikowania i realizowania
prawdy, do podporządkowania owej idei całego życia.
Poznawszy warunek konieczny przyzwoitości, czyli proste pojęcia, w które
wierzy Korzecki, rozważyć należy warunek wystarczający, a mianowicie
realizację owych pojęć w życiu bohatera. Inżynier boleje nad losem
wegetujących w nędzy robotników Zagłębia i stara się w miarę możliwości
swoją pracą poprawić warunki ich egzystencji; wspomaga niepodległościowe
dążenia własnego narodu, ponadto jest niezwykle wrażliwy i życzliwy w
codziennych kontaktach. Niestety, nawet skrajne poświęcenie z jego strony nie
zlikwiduje krańcowego ubóstwa ludności ani nie przyniesie wolności krajowi i
Korzecki zdaje sobie z tego sprawę, co budzi w nim niebywałą frustrację.
Określa siebie słowami z Hymnu Juliusza Słowackiego Żem był jak pielgrzym, co
się w drodze trudzi / Przy blaskach gromu… Pielgrzym to także tytuł rozdziału, w
którym ma miejsce kluczowa dyskusja obu mężczyzn. Przyjaciel Judyma uważa
się więc za wielce utrudzonego wędrowca, którego wysiłkom towarzyszą
złowieszcze blaski gromów i który nie wie, czy osiągnie cel podróży.
Pesymistyczne nastawienie co do własnych możliwości w zakresie realizacji
obowiązków moralnych skłania Korzeckiego do tragicznego rozwiązania.
Motywy samobójstwa tłumaczy w pewnym stopniu cytat z Obrony Sokratesa,
który wysyła najbliższej osobie - Judymowi. Jest w nim mowa o dajmonionie,
głosie duchowym, słyszanym przez Sokratesa, który odradzał mu pewne
działania (motyw ten jest dla Żeromskiego istotny, bowiem pojawia się również
w innej powieści jego autorstwa, mianowicie w Przedwiośniu). Dajmonion
Korzeckiego odradza mu dalsze życie w sytuacji, gdy nie jest w stanie
skutecznie realizować swoich moralnych postulatów.
Kolejnych argumentów dla potwierdzenia tezy, że aby żyć przyzwoicie, należy
w kilka podstawowych pojęć wierzyć, dostarczy analiza postawy Zenona
Ziembiewicza, bohatera Granicy Zofii Nałkowskiej. Wieloznaczny tytuł powieści
można interpretować jako część ludzkiego sumienia, abstrakcyjną konstrukcję
złożoną elementarnych pojęć - kryteriów, według których człowiek osądza, czy
dane zachowanie jest moralne, czy też nie i czy należy je podjąć, czy też go
zaniechać. Takie rozumienie granicy pozwala utożsamić ją z sokratejskim
dajmonionem, który znacząco wpływał na czyny bohaterów kreowanych przez
Stefana Żeromskiego.
Sumienie Zenona ukształtowało się w opozycji do "wartości", z którymi miał
kontakt w domu rodzinnym, a więc w dość specyficznych warunkach.
Ziembiewicz wielokrotnie podkreślał, że jego celem jest przełamanie
boleborzańskigo schematu, na który składało się: marnotrawstwo, pijaństwo,
brak szacunku do kobiet, kłamstwa, nieodpowiedzialność, uleganie łatwym
przyjemnościom - cechy Waleriana Ziembiewicza oraz milcząca ich aprobata ze
strony matki Zenona - Joanny z Niemierów. Niestety, wychowanek majątku w
Boleborzy nie zdołał zrealizować celów w najmniejszym stopniu, wraz z wiekiem
coraz bardziej upodabniając się do rodziców. Z wielu okazji, które stwarzało
życie, Jim zmarnował jedną - Ziembiewicz wszystkie. Mimo ciężkich przewinień
potrafił niemal do końca utrzymać pozytywny wizerunek własnej osoby,
stosując skutecznie, znany współczesnej psychologii, mechanizm redukcji
dysonansu poznawczego. Ów misterny system opisać można na przykładzie z
wczesnych lat życia Zenona, co zilustruje jednocześnie jego permanentną
niemożność uwolnienia własnej zdolności do czynienia dobra z ciasnych więzów
prymitywnych popędów. Już podczas studiów w Paryżu Ziembiewiczowi
zdarzało się uczestniczyć niechlubnie w nocnym życiu stolicy i korzystać z usług
prostytutek. Biorąc pod uwagę fakt, iż tak mocno zależało mu na wytępieniu w
sobie wad ojca, notorycznie zdradzającego żonę z chłopkami, czyny te wydają
się jeszcze bardziej naganne. Jednakże Zenon wymazywał owe incydenty z
pamięci w chwilę po ich zakończeniu i zdecydowanie wypierał ze świadomości
wszelkie myśli zagrażające wizerunkowi człowieka uczciwego i przyzwoitego.
Zaistniałe wypadki pozostawały więc w podświadomości, nie dosięgając
poziomu, na którym "przemilczenie staje się kłamstwem". Mechanizmem
pomocniczym wobec opisanego było zrzucanie odpowiedzialności za czyny,
których nie dało się dłużej ukrywać. Przykładem może być ciągłe obwinianie
zdradzonej żony - Elżbiety o kłopoty z byłą kochanką - Justyną.
Zenon popełnił samobójstwo po oślepieniu go przez tragicznie zdesperowaną
Bogutównę, której złamał życie, do końca nie przyznając się do tego nawet
przed samym sobą. Mimo wielu okoliczności, na które można by się powołać,
broniąc tej postaci, nigdy nie udałoby się zaliczyć jej do grona ludzi
przyzwoitych. Młody Ziembiewicz zdołał bowiem wyrobić sobie zdanie o tym, co
należy, a czego nie wolno czynić, miał też swój minimalistyczny program etyczny
- żyć lepiej od ojca. Wierzył w pojęcia, lecz panowały nad nim instynkty i
prymitywne potrzeby.
Niemal każdy człowiek dąży do tego, by aprobatą darzyła go mniejsza bądź
większa grupa ludzi oraz do tego, aby pozostawać w zgodzie ze
zinternalizowanymi wartościami etycznymi wspólnoty, czyli własnym sumieniem.
Skuteczność owych dążeń wymaga wiary w istnienie najprostszych pojęć,
takich jak dobro i zło, a także tych bardziej szczegółowych, jak sprawiedliwość
czy rzetelność. Powyższe zdania są parafrazą myśli Josepha Conrada (Człowiek
musi wierzyć w parę prostych pojęć, jeśli chce żyć przyzwoicie) i wyrażają warunek
konieczny życia przyzwoitego. W niniejszej pracy, komentując tezę Conrada,
omówiono również warunek wystarczający przyzwoitości, a mianowicie życie
zgodne z własnym systemem moralnym. Podsumowując, warto zwrócić uwagę,
że wszyscy bohaterowie, których losy posłużyły za egzemplifikacje
rozważanego stwierdzenia, zginęli śmiercią gwałtowną. Trzech pierwszych
umierało z wyboru, w poczuciu, że tak uczynić należy, by przyzwoitość ocalić.
Czwarty odebrał sobie życie, okryty hańbą, gdy utrata zdrowia w
okolicznościach, których ze świadomości wyprzeć się nie dało, stanowiła
przeszkodę w kontynuowaniu życia nastawionego na chwilowe przyjemności,
pozostawiając jedynie długotrwałe cierpienie i niesmak.