Dalsze losy 11, Dalsze losy Renesmee


Przełknęłam ślinę, czując na twarzy powiewem nagłego wiatru. Włożyłam jeden z niesfornych kosmyków włosów za ucho i wpatrzyłam się w Jacoba.
-Boisz się?-spytał otwierając okno jeszcze szerzej.
-Trochę.-przyznałam i spuściłam wzrok. Nie podobał mi się ten pomysł, ale jednak był to sposób na przeżycie. Jacob położył mi rękę na ramieniu.
-Jeżeli mi się nie uda...-wymamrotałam.-Nie przejmuj się. Pożegnaj ode mnie Charliego i Bellę...i Edwarda...i...Alice...-reszta słów utknęła mi w gardle.
Za chwilę miałam zadecydować o moim życiu.
-Nikogo nie będę żegnać!-zaprotestował Jacob.-Uda nam się!-uśmiechnął się przyjaźnie, jednak nie potrafiłam tego odwzajemnić. Moje plecy pokrył zimny pot. Dla chłopaka odrobina adrenaliny nie była niczym nowym, dla mnie, poza polowaniami, owszem. Przełknęłam ponownie ślinę.
-Dobra. Zrób to.-powiedziałam stanowczo. Jacob kiwnął głową.
-Okay. Ale zanim...-wymamrotał niemrawo i zbliżył się do mnie.-Tak na wszelki wypadek.-mruknął. Nawet nie zdążyłam zaprotestować. Jego wargi zetknęły się z moimi. Zalała mnie niespodziewanie fala ciepła. Jacob położył mi jedną rękę na policzku, a drugą wsunął we włosy.
Czegoś takiego nie przeżyłam nigdy w życiu. Uczucia, które mi wtedy towarzyszyły były nie do opisania.
Trwało to zaledwie może dwie sekundy, po czym chłopak odsunął się ode mnie Wirowało mi w głowie. Moje serce kołatało mi w klatce niespokojnie. Otworzyłam usta ze zdziwienia, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć chłopak ściągnął z siebie podkoszulek i wyrzucił go przez szybę.
-Później go znajdę.-mruknął i otworzył drzwi. Przez nagły wiatr moje włosy zafalowały i wylądowały na mojej twarzy. Pospiesznie odgarnęłam je za uszy, ale kiedy już to zrobiłam Jacoba nie było na swoim miejscu. Sekundę później usłyszałam donośny trzask i przed oczami mignęła mi miedziano-brązowa plama.
Po chwili obraz się wyostrzył i dostrzegłam wilka, biegnącego tuż koło samochodu. Wciągnęłam gwałtownie powietrze i zaczęłam spazmatycznie oddychać.
-Nie wiem czy to jednak jest dobry pomysł...-wymamrotałam do siebie i spojrzałam na jezdnię. Asfalt był jedną, wielką, szarą plamą, pędzącą w zbyt szybkim tempie.
Wzdrygnęłam się i zmusiłam się do spojrzenia na wilkołaka. Jacob uniósł nieco łeb do góry, dając mi do zrozumienia teraz, albo nigdy. Przytaknęłam.
Przecisnęłam się na siedzenie kierowcy i ponownie spojrzałam na jezdnię. Duży błąd. Zerknęłam na Jacoba. Niecierpliwił się.
-Okay, okay. Już skaczę.-mruknęłam. Naprężyłam mięśnie, szybko obliczyłam dzielącą nas odległość i szybkość mijanych drzew. Prędkościomierz wskazywał sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Przeżyłabym upadek z taką prędkością? Odpowiedź była tylko jedna możliwa - nie.
Spojrzałam na Jacoba.
-Skaczę.-zapewniłam go i naprężyłam mięśnie. Zgięłam kolana i...skoczyłam.

~*~


Nie wiem ile to trwało, jednak dla mnie zdecydowanie za długo. Leciałam całą wieczność, a kiedy już wczepiłam się w sierść Jacoba, okazało się, że wiszę na jego boku. Prędko próbowałam wdrapać się na jego grzbiet, jednak szło mi do ślamazarnie, a jezdnia była coraz bliżej. Wilk wydał z siebie kilka krótkich szczeknięć i zaczął zwalniać.
Kiedy już całkiem się zatrzymał spadłam z niego na asfalt.
Nie obchodził mnie ból w dłoniach od ściskania futra, ani kostka ustawiona pod dziwnym kątem przez upadek z gigantycznego wilka. Moje serce biło jak oszalałe i nie umiałam się pozbierać. W uszach huczała mi krew.
Jacob przyglądał mi się przez krótką chwilę, ale nic nie powiedziałam. W końcu wilk zawarczał cicho i pokazał mi oddalające się auto. Zrozumiałam aluzję.
-Nie ma mowy...nie pobiegniesz za nim...-wymamrotałam. Nagle stało się ciemno.-Skąd wzięła się ta głupia noc?-usłyszałam głuche gruchnięcie o ziemię i w tym samym momencie świat przekrzywił się o dziewięćdziesiąt stopni. Zdziwiłam się tym. Czemu wszystko stanęło do góry nogami? Mignęła mi postać oddalającego się wilka i białe auto. Potem jeszcze kilka rozmazanych obrazów i cichych głosów. I ciemność.

~*~

Szłam ciemną uliczką, kiedy nagle zza zakrętu wyskoczyła moja bmka. W wnętrza samochodu uśmiechał się do mnie Jacob. Bez wahania wskoczyłam do środka ze śmiechem. Po chwili chłopak zmienił się w smutnego Charliego, a potem jeszcze w płaczącą Bellę, mówiącą coś w stylu "Jak mogłaś nas zostawić i umrzeć?", a potem na miejscu kierowcy siedział Seth. Nagle usłyszałam donośny trzask i pokryłam się strzępem ubrań chłopaka. Tyle tylko, że było ich strasznie dużo, tak dużo, iż zaczynałam się topić w tej gmatwaninie kolorów i materiałów. Wyciągałam rękę do wielkiego wilka, ten jednak odwrócił głowę i spojrzał w inną stronę. Tymczasem ja zagłębiałam się jeszcze dalej i dalej...
-Nie!-krzyknęłam, siadając nagle. Po czole spływał mi pot. Pospiesznie rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Bez wątpienia byłam tu po raz pierwszy.
Był to mały salonik, umeblowany jakby od niechcenia, z telewizorem i dość sporą kanapą w centralnym miejscu. Leżałam na niej, przykryta ciemno-fioletowym kocem. Szybkim ruchem ręki zdjęłam go z siebie i wstałam. Zakręciło mi się w głowie. Chciałam tylko natychmiast się dowiedzieć gdzie jestem.
-Nie wstawaj, bo inaczej Jacob mnie zabije, twierdząc, że się nadwyrężasz.- usłyszałam czyjś głos. Podskoczyłam i rozglądnęłam się po pokoju w poszukiwaniu jego właściciela. Od strony kuchni wyszła ku mnie obcięta na zapałkę Indianka. W rękach trzymała kubek z parującym cappuccino. Podeszła do mnie i siadła w pobliskim fotelu, przykładając kubek do ust.
-K-kim jesteś? Gdzie jestem?-wymamrotałam. Nie odpowiedziała od razu.
-Mam na imię Leah Clearwater.-rzekła w końcu.-Ale radzę ci się nie spoufalać, smarku.-ze zdziwienia usiadłam. Czego chciała ode mnie ta dziewczyna? Byłam w jej domu, widać, że się mną opiekowała, a teraz nazywa mnie "smarkiem"? Coś tu było nie halo.
-Hej, hej, radzę ci pohamować twój niewymowny języczek, Leah, bo inaczej Jacob spuści ci niezły łomot jak się dowie.-z kuchni wyszedł wykosi, umięśniony Indianin. Jego włosy również były równo przystrzyżone, jak u dziewczyny. Podniósł rękę w geście powitania.
-Hej, Nessie. Jestem Quil.-powiedział.-Miło cię znowu zobaczyć. Chociaż szkoda, że w takim stanie.-zdziwiłam się bardzo. Ilu jeszcze na świecie jest ludzi, którzy mnie znają, a których ja nie znam? Nie odpowiedziałam na jego powitanie ze względu na zaschnięte gardło i brak odwagi.
-Nie boję się Jacoba, Quil.-odparła niedbale Leah. Rozparła się w fotelu stawiając kubek na stoliku. Chłopak wzruszył ramionami.
-Jak tam chcesz...ale mówię ci, że on ci przyleje jak się dowie jak traktowałaś jego panienkę...
-Hej! Nie jestem żadną jego "panienką", zrozumiano?-sama zdziwiłam się nad moim nagłym wybuchem. Tymczasem Quil uśmiechnął się szeroko.
-Hej, może jednak się dogadacie, co nie, Leah? Macie podobne charakterki...-zachichotał. Założyłam ręce na piersi.
-Gdzie on jest?-spytałam w końcu.
-Jacob?-spytał chłopak.
-A któż by inny?-zironizowała Leah, wywracając oczami. Nie potrafiłam się uśmiechnąć. Wciąż pamiętałam "smarka".
-Powinien zaraz wrócić.-odparł Quil, nie zwracając uwagi na dziewczynę. Kiwnęłam głową.
-Wszystko z nim w porządku?-musiałam się upewnić.
-W jak najlepszym.-usłyszałam i w tej samej chwili poczułam jak obejmują mnie ciepłe ramiona.
-Och, Jake! Nawet nie wiesz jak się martwiłam!-wykrzyknęłam uszczęśliwiona, rzucając mu się na szyję. Chłopak poklepał mnie po plecach i zaśmiał się krótko. Zauważyłam, że nie ma na sobie koszulki i pospiesznie odsunęłam się od niego, płonąc czerwonym rumieńcem.
Chłopak zdawał się tego nie zauważyć.
-Właśnie reperowałem twoje auto.-oznajmił z uśmiechem.
-Złapałeś je?-spytałam z niedowierzeniem, przypominając sobie prędkościomierz.
-A jak!-zaśmiał się. Leah ponownie wywróciła oczami.
-Nie podziękujesz mi?-spytała.-W końcu zajmowałam się smarkulą przez bite cztery godziny.-Jacob drgnął.
-Kim?-spytał, zbliżając się do dziewczyny. Leah w tej samej sekundzie stanęła prosto i podeszła do chłopaka. Zamarłam obserwując tą konwersację.
-To co słyszałeś. S m a r k u l a.-wycedziła z uśmiechem Indianka. Jacob podszedł do niej jeszcze bliżej.
-Spróbuj to powtórzyć na zewnątrz.-odparł chłopak i obydwoje wybiegli przez drzwi na dwór. Drgnęłam jak porażona prądem. Dlaczego Quil ich nie powstrzymał?!
Spojrzałam na niego z zażaleniem.
-Dlaczego...?-pokręciłam głową.-Trzeba ich powstrzymać!-Quil zaśmiał się jak rozbawione czymś dziecko.-Co w tym śmiesznego?-spytałam sfrustrowana.
-Chodź lepiej popatrzeć.-odparł, śmiejąc się jeszcze bardziej.-Będzie niezła jatka!



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Dalsze losy 7, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 14, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 5, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 18, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 13, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 12, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 15, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 6, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 4, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 3, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 1, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 8, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 2, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 19, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 10, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 9, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 16, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 17, Dalsze losy Renesmee
Dalsze losy 7, Dalsze losy Renesmee

więcej podobnych podstron