|
|
J. Voswinkel i J. Ross/24.10.2006 12:49
Car i jego stacja benzynowa
Oburzenie z powodu zamordowania Anny Politkowskiej niczego nie zmienia w podwójnej moralności Zachodu. Ropa Putina jest zbyt ważna i cenna
Kimkolwiek są sprawcy, jedno jest pewne: krytykowanie wojny, korupcji i politycznej elity w Rosji może mieć śmiertelne skutki. Anna Politkowska, nieustraszona współpracowniczka "Nowej Gaziety" padła ofiarą morderstwa na zlecenie. Ale kto dał rozkaz zabicia dziennikarki?
Spekulacje na temat domniemanych sprawców koncentrują się w tej chwili przede wszystkim na jednej, kluczowej postaci: premierze Czeczenii Ramzanie Kadyrowie, pupilu wszechwładnego prezydenta Rosji Władimira Putina. Politkowska napisała wiele artykułów o Czeczenie, który samowładnie rządzi republiką z pomocą kilkutysięcznej kamaryli. Trzy z jej tekstów w "Nowej Gaziecie" spowodowały nawet wszczęcie śledztwa wobec oddziałów Kadyrowa.
Zleceniodawcą mógł być jednak również przeciwnik Kadyrowa, który chciał uczynić go obiektem postępowania prokuratorskiego. Przy tej okazji, jak się przypuszcza, na światło dzienne mogłoby wyjść sporo spraw obciążających go, co zapobiegłoby spodziewanemu objęciu przez niego urzędu prezydenta Czeczenii.
Niewykluczone jest również dokonanie zamachu przez nacjonalistów, mających sympatyków w organach władzy. Politkowska znajdowała się na liście "wrogów ludu", którą stworzył skrajnie prawicowy deputowany do Dumy Mikołaj Kurjanowicz. "Nie żal mi Politkowskiej - można było przeczytać w komentarzu prawicowego dziennika "Zawtra". - Nie podoba mi się tylko taka śmierć. Za lekka, za ładna".
Według informacji nowojorskiego Komitetu Obrony Dziennikarzy w okresie rządów Putina ofiarą mordów na zlecenie padło w Rosji 12 dziennikarzy. W rozmowach z zachodnimi szefami rządów Putin umie jednak zawsze zabłysnąć świetnym przygotowaniem, jak wzorowy uczeń. Do perfekcji opanował uspokajającą retorykę, a jako sprytny gość przywiózł do Drezna bardzo ujmujący prezent: Gazprom zdecydował, wbrew wszelkim wcześniejszym planom, że gaz z nowego złoża Sztokman na Morzu Barentsa nie zostanie wysłany do USA, lecz do Europy, gazociągiem bałtyckim. Kanclerz Angela Merkel sama to zainspirowała podczas swej wizyty w Moskwie - oznajmił Putin.
Jednak familiarne, trochę kumplowskie stosunki, jakie utrzymywał z Putinem poprzednik Merkel, Gerard Schröder, należą do przeszłości. Nie będzie wspólnych przejażdżek saniami, a podczas pierwszej wizyty w Moskwie pani kanclerz demonstracyjnie spotkała się z obrońcami praw człowieka. Kiedy Angela Merkel i Putin wyszli do dziennikarzy po pierwszych rozmowach w Dreźnie, po kilku słowach grzecznościowego wprowadzenia kanclerz szybko poruszyła temat Politkowskiej. Jest sprawą oczywistą, że ochrona wolności prasy to część procesu demokratycznego. Zostało zapowiedziane, że ten temat będzie poruszony i stało się to bardzo prędko. Oto nowy, chłodniejszy styl.
W rzeczywistości jednak wpływ Rosji jest teraz większy niż w czasach Schrödera - w skali globalnej i ze skutkami dla Niemiec. Im bardziej krytyczna będzie sytuacja na zasobnym w ropę Bliskim Wschodzie, tym cenniejszy stanie się rosyjski gaz. Putin będzie potrzebny do rozwiązania kryzysów atomowych w Iranie i Korei Północnej, w Libanie i w konflikcie izraelsko-palestyńskim. Rosja była dla Schrödera wielkim polem interesów dla niemieckich biznesmenów, przydatna również do tego, by w sojuszu z Chirakiem drażnić George'a W. Busha. Dla Merkel Rosja jest czynnikiem polityki światowej. Dlatego pani kanclerz jest bardzo daleka od wdawania się z Putinem w zasadnicze spory. Podczas kiedy w Waszyngtonie zapanowały silne nastroje antyrosyjskie, Merkel objęła przy Bushu funkcję życzliwej interpretatorki Rosji.
Jak daleko ma pójść to „strategiczne partnerstwo” z Moskwą, o której wielka koalicja tyle mówi, ile robił poprzedni, czerwono-zielony gabinet? W (rządzonym przez socjaldemokratów) MSZ na okres niemieckiej prezydencji w 2007 r. przygotowano koncepcję polityki wobec Rosji polegającą na "zbliżeniu przez powiązanie” - świadome nawiązanie do "przemiany przez zbliżenie”, którą swego czasu (socjaldemokratyczna) polityka odprężenia proklamowała wobec Związku Radzieckiego. Deputowany do Bundestagu Karl-Theodor zu Guttenberg (CSU) czuje się "przeniesiony z powrotem w czasy kompletnie niezdolnej do wyrażania krytyki polityki Schrödera”.
Ale i w Unii nie brakuje wyraźnie prorosyjskich głosów. "Rosja być może nie jest jeszcze naszym partnerem w wartościach - mówi przewodniczący frakcji CDU/CSU Andreas Schockenhoff - ale jest nim potencjalnie. Właśnie w świecie, w którym na znaczeniu zyskują nowe mocarstwa, jak Chiny czy Indie, Zachód potrzebuje partnera, z którym dzieli jakąś część tożsamości - a tak jest w przypadku Rosji".
Rosja nie jest jednak ostatecznie tematem koalicyjnych sporów co do kierunków polityki, nie ma sprzecznych z sobą czarnych i czerwonych filozofii polityki zagranicznej, jak na przykład w kwestii, czy Turcja powinna zostać przyjęta do UE, czy nie. Współpraca z Putinem i sprzeciw wobec niej są wyrazem tej samej sytuacji, obiektywnego zakłopotania Zachodu tym, że ma w Moskwie partnera, którego coraz bardziej potrzebuje i z którym z roku na rok czuje się coraz mniej komfortowo. Z drugiej strony sprzeczna jest również postawa rosyjskiej elity wobec Zachodu: waha się ona między chęcią zbliżenia a przekornym samostanowieniem.
Putin z powrotem osadził Rosję na fundamentach państwa patriarchalnego. Carskie reminiscencje mieszają się z elementami sowieckimi, jakie wielu ludziom ciągle jeszcze wydają się swojskie. Były szef tajnych służb potrzebował do rządzenia bezwzględnie lojalnej drużyny i bardzo szybko musiał stwierdzić, że nie sprostała ona wyzwaniom. Bardziej jednak niż niepowodzenia swych zauszników obawiał się nowych ludzi. Okazał się orędownikiem rosyjskiego modelu, w którym państwo panuje za pomocą strachu, ale zarazem składa się hołdy władcy.
Demonstracyjna miłość do prezydenta jest już dobrze zorganizowana. Trzy lata temu Kreml przejął kontrolę nad najważniejszym rosyjskim instytutem badania opinii publicznej WZIOM. Od tej pory miejscowi socjolodzy dostarczają taśmowo rekordowe wskaźniki poparcia dla Putina. Telewizja pokazuje prezydenta w samolocie bojowym, na herbatce u jakiejś rodziny, całującego order bohatera wojennego na piersi weterana. Niemal codziennie w telewizyjnych wiadomościach można podziwiać Putina w otoczeniu ministrów. Ukazuje się jako niemający alternatywy nowoczesny ojciec narodu. Wszelka krytyka traktowana jest przez dworaków z Kremla jako obraza majestatu.
Na razie jeszcze wielu ludzi w Rosji jest zadowolonych ze swego życia. Boom gospodarczy zapewnia im udział w dobrobycie - nawet jeśli opiera się on na kruchych fundamentach. Bo gospodarcze sukcesy wynikają z wysokich cen ropy w ciągu ostatnich pięciu lat. "W sferze innowacji technicznych - ostrzega członek rosyjskiej Akademii Nauk Igor Gorynin - Rosja znajduje się katastrofalnie w tyle w porównaniu z krajami rozwiniętymi i nie jest zdolna do konkurowania na światowych rynkach".
Oddział Putina jest obecnie zajęty przejmowaniem kontroli nad kluczowymi branżami przede wszystkim w przemyśle naftowym, gazowym i metalurgicznym. Kreml znowu zarządza ponad jedną trzecią produkcji ropy. W przeciwieństwie do radzieckiej gospodarki państwowej zyski mogą z niej ciągnąć również osoby z wewnętrznego kręgu władzy, które z Kremla wskoczyły na stołki w zarządach Gazpromu, Rosnieftu, Transnieftu i Aerofłotu.
Swej pewności siebie w roli światowej stacji benzynowej Putin dał wyraz 22 grudnia ubiegłego roku, kiedy to na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa ONZ oświadczył, że Rosja wraca na światową scenę, by grać na niej kluczową rolę. Nowa agresywność rosyjskiej polityki zagranicznej była widoczna w uściskach z palestyńskim Hamasem, w niewzruszonej budowie reaktorów jądrowych w Iranie czy w dostawach broni dla zdeklarowanego wroga Ameryki, prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza. "Rosja pragnie odgrywać ważną rolę w polityce zagranicznej - mówi zachodni dyplomata akredytowany w Moskwie - ale zarazem zachowuje się dziwnie, jak underdog (osoba zmagająca się z brakiem poczucia własnej wartości, zmuszona do ciągłego wykazywania się przed samym sobą i innymi - przyp. Onet.). Chce się ciągle wyróżniać, zamiast zrobić coś sensownego".
Z tego powodu cierpi ostatnio Gruzja. Większość moskiewskiej elity traktuje dawne republiki radzieckie, z wyjątkiem nadbałtyckich, jako własną strefę wpływów o ograniczonej suwerenności. Zgodnie z dawnym, sowieckim sposobem myślenia o losach Rosji nie rozstrzyga polityka wewnętrzna, lecz sąsiedztwo. Moskwa nie próbuje jednak strategicznym działaniem doprowadzić do dobrobytu w krajach ościennych. Raczej wali butem w stół i ignoruje wrażliwość mniejszych od niej sąsiednich narodów. Od końca września zaostrza się konflikt z Gruzją, która coraz usilniej próbuje schronić się pod skrzydła NATO.
Kiedy w Gruzji aresztowano czterech domniemanych rosyjskich szpiegów, "Rosja straciła rozsądek” - jak napisał magazyn "Kommiersant Włast". Putin oskarżył Gruzję o "terroryzm państwowy" i zarządził blokadę południowego sąsiada: granicy nie mogą przekroczyć ani samochody, ani listy, ani telegraficzne przekazy pieniężne. Odwołano nawet gościnne występy gruzińskiego baletu narodowego. Putin w gniewnym przemówieniu nakazał rządowi, aby na kaukaskich targowiskach spożywczych "zaprowadzić porządek" korzystny dla rodzimych producentów. Policja zażądała od szkół list uczniów o gruzińskich nazwiskach.
Instytucje demokratycznego społeczeństwa, jak parlament czy media, nie są już w stanie kontrolować i korygować poczynań władzy. Media są prawie kompletnie zglajszachtowane, jedynie internet pozostał w dużej mierze wolny od cenzury. Ostatnio coraz częściej prowadzone są jednak postępowania karne wobec dziennikarzy internetowych i operatorów, którym zarzuca się zniesławianie prezydenta i szerzenie treści ekstremistycznych. "Wolność słowa w moim kraju - powiedziała już kilka lat temu Anna Politkowska - to wolność kochania Putina".