Wydawca „MYŚL POLSKA”; 8, Alma Terrace, London, W. 8
Z zasiłkiem Instytutu im. Romana Dmowskiego w St. Zjednoczonych
Do druku przygotowali: Antoni Dargas, Józef Płoski i Hanka Świeżawska
Printed by Gryf Printers (H. C.) Ltd. — 171 Battersea Church Road, London, S. W. 11.
STANISŁAW KOZICKI
HISTORIA LIGI NARODOWEJ
(OKRES 1887 — 1907)
„MYŚL POLSKA”, LONDYN 1964
CZĘŚĆ III
POLITYKA LIGI NARODOWEJ
W OKRESIE 1904—1906
ROZDZIAŁ CZWARTY
DMOWSKI W JAPONII
W dwa miesiące po wybuchu wojny, w kwietniu 1904 r., wyjechał z ramienia Ligi do Japonii Roman Dmowski. Pierwszym celem jego podróży było zapoznanie się z położeniem Rosji na Dalekim Wschodzie, przyjrzenie się nowemu jej przeciwnikowi, który zapowiadał się jako bardzo poważny, z drugiej zaś strony zabezpieczenie się od zużytkowania przez Japonię ruchu rewolucyjnego w Polsce w celach dywersyjnych. Liga posiadała wiadomości, że ówcześni kierownicy P.P.S. starają się o nawiązanie stosunków z przedstawicielami Japonii w Europie. Przybył jeszcze cel dodatkowy, mianowicie zaopiekowanie się jeńcami Polakami w Japonii, wziętymi z armii rosyjskiej.[1]
Wyjechał Dmowski 7 kwietnia z Liverpoolu i przez Stany Zjednoczone, Kanadę i Ocean Spokojny przyjechał do Tokio. Przybył do Japonii 15 maja, wyjechał zaś z powrotem tą samą drogą dnia 22 lipca. Przebywał tedy w Japonii dziesięć tygodni.
Zaczął od nawiązania stosunków z japońskim sztabem generalnym, korzystając z listów polecających, które otrzymał od jednego z członków dyplomacji japońskiej w Europie. Szefem sztabu był generał Kodama, były generał-gubernator Formozy, a jego pomocnikiem gen. Fukushima. Na ich żądanie opracował Dmowski po angielsku dwa obszerne memoriały o partiach politycznych w Rosji, o znaczeniu sprawy polskiej w polityce wszystkich trzech mocarstw rozbiorowych i o głównych dążeniach narodu polskiego. Memoriały te w przekładzie na język japoński rozesłano najwybitniejszym osobistościom japońskiego świata politycznego.
Następnie rozpoczął Dmowski starania, żeby jeńców Polaków z armii rosyjskiej umieszczono oddzielnie od jeńców Rosjan. Na propozycję rządu japońskiego udał się do Matsuyamy na wyspie Shikoku, żeby odwiedzić jeńców polskich. Sprawę załatwiono w myśl życzeń Dmowskiego. Towarzyszył mu w tej podróży, podobnie jak przez cały czas jego pobytu w Japonii, były konsul we Władywostoku, a później pierwszy poseł japoński w Warszawie, Kawakami.
Wróciwszy z Matsuyamy dowiedział się Dmowski, że są w drodze do Japonii dwaj wysłannicy Polskiej Partii Socjalistycznej, którzy jadą w celu uzyskania poparcia rządu japońskiego dla swych planów rewolucyjnych w Królestwie. Dmowski uważał, że wszelki ruch powstańczy w kraju byłby bardzo szkodliwy dla sprawy polskiej, postanowił tedy sparaliżować akcję przedstawicieli P.P.S. przed ich przybyciem do Japonii.[2]
Zaczął się starać za pośrednictwem Kawakamiego o audiencję u ministra spraw zagranicznych, barona Komury. Po kilku dniach zawiadomiono go, że minister odbywa pilne konferencje z ambasadorem angielskim, które uniemożliwiają udzielenia audiencji. Stąd Dmowski wyprowadził wniosek, że Komura pragnie się przede wszystkim rozmówić z mającymi przybyć wysłańcami P.P.S. i z nimi całą sprawę załatwić. Zaniepokoił się tym i nie mogąc się rozmówić z Komurą, wystarał się o audiencję u wiceministra Chinchy i u dyrektora departamentu spraw politycznych, Yamazy i rozmówił się z nimi szczegółowo. Nadto wystosował notę do Komury, w której uzasadniał swój pogląd, że rewolucja w Królestwie Polskim nic by Japonii nie przyniosła, a Polskę drogo by kosztowała. Kopię zaś noty wręczył osobiście gen. Muracie, który zastępował w Tokio szefa sztabu generalnego, będącego w Mandżurii. Murata uspokoił Dmowskiego zapewnieniem, że minister Komura nic nie może postanowić bez aprobaty marszałka Oyamy i przyobiecał mu nadto, że natychmiast wyśle jego notę do kwatery głównej, w której zapadnie ostateczna decyzja. Po dwóch tygodniach gen. Murata zawiadomił osobiście Dmowskiego, że może spokojnie wracać do Europy, albowiem naczelne dowództwo odmówiło swej aprobaty polityce, zmierzającej do wywołania rewolucji w Polsce.
Wysłańcy P.P.S., a byli to Józef Piłsudski i Tytus Filipowicz, przybyli do Tokio 10 lipca 1904 r. Nazajutrz spotkali się przypadkowo na ulicy z Dmowskim, który szedł w towarzystwie J. Douglasa, także członka P.P.S. przybyłego do Japonii w charakterze korespondenta Słowa Polskiego.[3] W kilka dni potem odbył Dmowski długą, dziewięć godzin trwającą rozmowę z Piłsudskim, który — jak się okazało — przyjechał do Japonii w celu porozumienia się z rządem japońskim co do akcji rewolucyjnej w zaborze rosyjskim.[4] „Próbowałem dowiedzieć się od kierowników P.P.S. — pisze Dmowski w Polityce polskiej (Pisma, T.V., str. 64) — co mają zamiar osiągnąć przez ruch powstańczy w Królestwie, jak im się przedstawiają widoki jego powodzenia, jak sobie wyobrażają realne jego skutki. Usiłowałem ich przekonać, że to, co chcą zrobić, jest nonsensem i zbrodnią wobec Polski. Ani jedno, ani drugie mi się nie udało. W odpowiedzi dostałem porcję mętnych frazesów, wygłoszonych z ogromną pewnością siebie”.
Rozmowa Dmowskiego z Piłsudskim dotyczyła zatem głównie zagadnienia zachowania się Polski w okresie wojny i kryzysu państwowego rosyjskiego. Wysunęło się w niej na plan pierwszy zagadnienie powstania. Piłsudski był wielbicielem powstania 1863 r. i w ciągu swej działalności publicznej starał się wykorzystać każdą okazję, by wywołać nowe powstanie. Sądził, że jest to jedyna droga prowadząca Polskę do odzyskania niepodległości. Przyjechał też do Tokio, by szukać u Japończyków poparcia dla działań przygotowujących powstanie. Zarówno w Zarysie historii militarnej powstania styczniowego (Pisma, t. III, str. 82), jak w odczytach wygłaszanych w r. 1924 — Wpływ Wschodu i Zachodu na Polskę 1863 r. (Pisma, t. VIII, str. 50) i Rok 1863 (Pisma, t. VI, str. 148), jak i w innych swych artykułach i przemówieniach nazywał Piłsudski powstanie czynem „wielkim”, a ludziom, którzy je wywołali lub nim kierowali, przypisywał „wielkość”.
Dmowski miał na wszystkie powstania polskie wieku XIX pogląd bardzo krytyczny — zwłaszcza na r. 1863: „Powstania nasze były zbrojnymi protestami przeciw uciskowi, nie zaś walką o odbudowanie państwa polskiego. Żadne z nich nie miało planu tego państwa, kierownicy ich nie zastanawiali się nawet, co by zrobili w razie powodzenia. Autorzy powstań nie liczyli się wcale z położeniem zewnętrznym i wybierali na wybuch najnieodpowiedniejsze momenty polityczne. Wybuchały powstania wbrew woli ogromnej większości społeczeństwa, narzucane mu przez garść, przeważnie młodzieży. Dwa główne powstania, 30 i 63 roku, przyniosły korzyść — naszym wielkim kosztem — interesom nie naszym. Pierwsze było dywersją, która ocaliła rewolucyjny Zachód od zbrojnej interwencji rosyjsko-pruskiej — tu przynajmniej nie służyło sprawie wrogów, drugie gorzej, bo umożliwiło Prusom oddalenie Rosji od Francji i związanie jej z sobą na naszą zgubę. Skutkiem powstań położenie polityczne ziem polskich pogarszało się olbrzymimi skokami, więzy niewoli zacieśniały się z niemożliwą w innych warunkach szybkością. Po powstaniach następował upadek sił fizycznych i moralnych narodu, przychodziła apatia i bierność, ułatwiając wrogom niszczenie polskości. W szczególności wpływ polski na ziemiach wschodnich został skutkiem powstań w przeważnej części zniszczony. Powstania likwidowały sprawę polską w Europie: po r. 63 została ona wykreślona z porządku dziennego spraw międzynarodowych i pokryta całkowitym milczeniem. Wyrobiły nam one wreszcie w świecie reputację narodu, dla którego nic zrobić nie można, bo on sam dla siebie nic zrobić nie umie”. (Tom V „Pism”, str. 61 i 62).
Do tych argumentów dodawał zapewne Dmowski te, które dowodziły, że wojna rosyjsko-japońska nie stwarza warunków dla postawienia całokształtu sprawy polskiej na terenie międzynarodowym, że prawdopodobny — jak przewidywał wówczas — kryzys państwowości rosyjskiej pozwoli jedynie na zmianę położenia politycznego Polaków pod berłem carów, że zatem wywołanie w takich warunkach powstania byłoby tylko okazją dla Rosji do krwawych represji i służyłoby nade wszystko interesom Prus, które bały się poprawy w stosunkach polsko-rosyjskich i — jak wskazuje wiele faktów — proponowały Rosji interwencję w razie wybuchu ruchawki w Królestwie.
Do porozumienia nie doszło, rozeszli się Dmowski i Piłsudski trwając przy swoich, tak diametralnie różnych poglądach. Spotkanie ich w r. 1904 na obcym gruncie, w odległym od kraju Tokio, nabiera dramatycznego wprost wyrazu, jest w dziejach Polski w pierwszym czterdziestoleciu wieku XX wydarzeniem pełnym treści i wagi. Zarysowały się wówczas sprzeczności, które ciążyły nad wypadkami w czasie wojny lat 1914—1918, w okresie regulacji następstw wojny i w czasie istnienia odbudowanego państwa polskiego w latach 1919—1939. Byli oni obydwaj — obok różnic czysto indywidualnych w myśli, uczuciach i charakterach — produktem przeszłości dziejowej narodu i środowisk, z których pochodzili. Cechą Dmowskiego był przede wszystkim rozum i na wiedzy o czynnikach zagadnienia polskiego oparty jasny pogląd na położenie narodu i na jego politykę. U Piłsudskiego na pierwszym miejscu należy postawić zdolność do czynu: przesłanką jego myślenia politycznego było to, że najważniejszą rzeczą jest czyn; a myśl może przyjść później. Mógłby powiedzieć ktoś, używając terminów filozoficznych, że był Dmowski przede wszystkim racjonalistą, a Piłsudski — woluntarystą. Mieli niewątpliwie obydwaj wykształcony w wysokim stopniu zmysł polityczny, lecz Dmowski był typowym produktem kultury Polski zachodniej, opartej o kulturę rzymską i katolicką, klasykiem w swym sposobie myślenia, prekursorem dążeń politycznych młodych warstw ludowych, które na przełomie wieków XIX i XX wchodziły w życie narodowe. Piłsudski zaś był produktem Polski wschodniej, która weszła w życie polskie dopiero po unii z Litwą, był dziedzicem tych tendencji politycznych i cech, które Litwini wnieśli stając się obywatelami Rzeczypospolitej; Gedyminowicze rywalizowali z Rurykowiczami o panowanie nad Rusią, działali na terenie, na którym uczono się polityki od Tatarów. Był wreszcie Piłsudski pogrobowcem romantyzmu i ostatnim przedstawicielem (mimo roli, jaką odegrał w socjalizmie) polityki warstwy szlacheckiej w Polsce.
----------
[1] Dla całego rozdziału o pobycie Dmowskiego w Japonii korzystamy z tego, co Dmowski podyktował prof. Z. Wojciechowskiemu (Teczka Dmowskiego), z życiorysu prof. I. Chrzanowskiego, który spisał opowiadanie Dmowskiego, z rozdziału Wojna japońska i kryzys rosyjski (Polityka polska w wydaniu Pism A. Gmachowskiego, t. I, str. 53), oraz ze sprawozdań K.C. Ligi z lat 1903—1904 i 1904—1905.
W Sprawozdaniu z r. 1903—1904 czytamy: „Jednym z pierwszych kroków K.C. ... było wejście w bezpośrednie stosunki z urzędowymi sferami japońskimi. Dokonano tego na gruncie europejskim przy pośrednictwie Finlandczyków i przez wysłanie do Japonii komisarza pełnomocnego celem zadzierzgnięcia tych stosunków w sposób bezpośredni na miejscu, zapoznania się z charakterem nowego dzisiejszego wroga Rosji i pozyskania specjalisty od tych spraw w łonie organizacji...”
W sprawozdaniu z r. 1904—1905 zaś czytamy: „Wysłanie przedstawiciela Ligi do Japonii miało na celu przede wszystkim poinformowanie tamtejszych sfer rządowych o obecnym stanie kwestii polskiej i o właściwym położeniu rzeczy w Rosji oraz zabezpieczenie się z tamtej strony od prób wywołania ruchawki na naszym gruncie...” W liście, pisanym 14 marca 1904 r. do płk. Z. Miłkowskiego (Zbiory Rapperswilskie), pisze Dmowski: „Do Japonii jadę w celu zorientowania się w sytuacji politycznej na Dalekim Wschodzie, a także nawiązania pewnych stosunków. Szczęśliwie dostaliśmy na ten cel specjalny fundusz, co umożliwia tę wycieczkę. Podróż do Japonii zachowuję na razie w tajemnicy. Dla świata jadę wyłącznie do Stanów i Kanady...” Liga otrzymała ów „specjalny fundusz” zdaje się przez Aleksandra Zawadzkiego od p. Seweryna Junga z Warszawy, człowieka bardzo ofiarnego, który wielokrotnie przedtem dawał Lidze pieniądze na prowadzenie prac oświatowo-politycznych wśród nauczycieli ludowych, sfer ludowych itp.
[2] Idziemy za prof. Chrzanowskim, który pisze, że Dmowski przeprowadził tę akcję przed przybyciem Piłsudskiego i Filipowicza, aczkolwiek prof. Z. Wojciechowski zapisał, że się Dmowski zaczął starać o audiencję u bar. Komury dopiero po rozmowie z Piłsudskim. Wersja prof. Chrzanowskiego wydaje nam się prawdopodobniejsza.
[3] Zewnętrzną stronę spotkania Dmowskiego z Piłsudskim w Tokio opisał James Douglas w liście do W. Jodki z dnia 27 lipca 1904 r. (Pobóg-Malinowski, Józef Piłsudski 1901—1908, str. 204): „Po lunchu wyszliśmy obaj na spacer z zamiarem odebrania na poczcie listów i gazet. W pewnej chwili widzę jadących dwóch europejczyków na kurumajach i w nich poznaję Ziuka i Karskiego. Rozpaczliwie rozglądam się dokoła i zwracam uwagę Dmowskiego na wystawione w oknie sklepowym czerepy gliniane, zapytując go, czy to też jest „Cloisonnee”. A ci tymczasem mijają... I byłoby się udało, ale Ziuk zatrzymał swego kurumaja, wysiadł i poszedł w naszym kierunku. Dmowski zwrócił na to uwagę, chwilę intensywnie patrzył na Ziuka, potem zdecydowanie podszedł do niego i wyciągnął rękę. Poznał”.
[4] J. Piłsudski w swych Poprawkach historycznych (Pisma, t. IX, str. 279) tak pisze o swej wyprawie do Japonii: „...gdzieś w maju 1904 r. zostałem zaproszony przez rząd japoński, abym przyjechał do Japonii dla rozmowy, bliżej nieokreślonej w zaproszeniu. Mogłem się był zgodzić na wyjazd innych osób, lecz zdecydowałem jechać osobiście. Uczyniłem to dlatego, iż nie mogłem nie przypuszczać, że najprawdopodobniejszą treścią tej rozmowy będzie udzielanie informacji o charakterze wojskowym państwu japońskiemu i w tak drastycznej sprawie nie chciałem nikomu dać pełnomocnictwa. Państwo japońskie zwracało mi wszystkie koszta podróży... Zdecydowałem się od razu, że zgodzić się mogę na zorganizowanie pracy informacyjnej tylko w tym wypadku, jeśli Japonia zgodzi się na udzielenie mi pomocy technicznej w broni i nabojach, gdyż nie przypuszczałem, aby wypadek tak wielki jak wojna, toczona przez Rosję, mógł przejść bez śladu dla państwa rosyjskiego i nie doprowadził nas, Polaków, do sytuacji, gdzie za pomocą siły dałoby się osiągnąć znaczną poprawę w losach Polski. Zgodnie z listem rekomendacyjnym, danym mi przez posła japońskiego w Anglii, musiałem złożyć wizytę w Ministerium Spraw Zagranicznych w Tokio, by potem przejść do rozmowy specjalnej z zastępcą szefa sztabu japońskiego. Rozmowa moja, gdzie od razu wysunąłem na pierwszy plan techniczną pomoc Japonii, rezultatów praktycznych nie dała, tak, że jedynym rezultatem, jaki osiągnąłem, było wydzielenie w osobną grupę jeńców wojennych Polaków...”
Zajmuje się obszernie wyjazdem Piłsudskiego do Japonii Wł. Pobóg-Malinowski w książce Józef Pilsudski 1901—1908, w rozdziale IV, pt. Podróż do Tokio, str. 167—218. Dowiadujemy się, że zabiegi P.P.S. o wejście w stosunki z przedstawicielami rządu japońskiego zaczęły się już przed wybuchem wojny. Starano się zbliżyć do posłów japońskich w Wiedniu i w Londynie. Myślano o odtworzeniu legionu polskiego. Były też inne projekty. W pierwotnych planach tego współdziałania, czy sojuszu polsko-japońskiego, nie zamykano zresztą w granicach powstania zbrojnego; godzono się mianowicie z myślą o zorganizowaniu... „służby informacyjnej” w formie dostarczania wiadomości, opartych głównie na wycinkach prasowych w ruchach wojsk, szczegółach mobilizacji, stanie armii itp.; wyrazić przy tym miano gotowość do działalności dywersyjnej na bezpośrednich tyłach armii rosyjskiej w postaci zniszczenia „mostów dwóch” na Syberii. Do porozumienia wreszcie doszedł Tytus Filipowicz z attache wojskowym ambasady japońskiej w Londynie i w połowie maja attache ów, major Utsunomiya, oświadczył, że „jego władze ojczyste zapraszają w charakterze gości przedstawicieli P.P.S. do odległego Tokio”. Po przyjeździe do Tokio wręczył Piłsudski rządowi japońskiemu opracowany w drodze memoriał (Pisma, tom II, str. 249). Przedstawił w nim najpierw położenie wewnętrzne w państwie rosyjskim i dążenia polityczne stronnictw politycznych polskich. Jedynie rewolucyjnym stronnictwem pisał — jest stronnictwo socjalistyczne, dążące wyraźnie... do rozbicia państwa rosyjskiego na drodze zbrojnej akcji Polski i Litwy przy współdziałaniu innych narodowości, przez Rosję podbitych. W konkluzji swej proponował „sojusz między Japonią i Polską”. „Japonia znaleźć może w Polsce wyćwiczonego w walce z Rosją sojusznika ... Polska zaś może znaleźć w Japonii oparcie i pomoc w osiągnięciu swych planów”. W związku z tym memoriałem odbył Piłsudski naprzód rozmowę z wiceministrem spraw zagranicznych, a potem z zastępcą szefa sztabu, gen. Murata. O wyniku tych konferencji pisze p. Pobóg-Malinowski tak: „Utworzenie legionu polskiego po stronie japońskiej przeciw Rosji uznane zostało przez Murata za kwestię do zastanowienia się i przemyślenia; po paru dniach jednak ustosunkował się do niej negatywnie, dla braku jak powiadał, dostatecznych powodów. Wyraźną zgodę uzyskano jedynie na wydzielenie w osobną grupę jeńców Polaków... propozycje i ewentualne zobowiązania polskie w zakresie pracy informacyjnej i działalności dywersyjnej bardzo Japończykom się podobały. Któż jednak zechciałby przyjmować na siebie jakiekolwiek zobowiązania, nie otrzymując nic w zamian? ... Po paru dniach, po bezskutecznych rozmowach w ministerstwie spraw zagranicznych, Murata zakomunikował decyzję odmowną, zlekka zaznaczając, czy dając raczej do zrozumienia czy odczucia, że jest w Japonii jedna tylko osoba, która mogłaby decyzję tę zmienić”. „Miał na myśli — powiada Pobóg-Malinowski — marszałka Oyamę, lecz ten był w Mandżurii”. Piłsudski z tego nie skorzystał — „Oyama przecież wyjechał z Tokio nafaszerowany pełnymi niewiary poglądami i przekonaniami memoriału Dmowskiego...” Do porozumienia na gruncie politycznym nie doszło, natomiast przed wyjazdem usłyszał od jednego z „przydzielonych Japończyków”, że rząd nie chce i nie może angażować się w sprawę polską, ale wojskowość japońska bardzo chętnie nawiąże ściślejsze stosunki z P.P.S. „Istotnie — kończy swój rozdział p. Pobóg-Malinowski — po powrocie z Tokio do Londynu doszło do pewnego porozumienia na tym gruncie”. Tak z wysokości sojuszu z Japonią zeszło P.P.S. do nizin „służby informacyjnej”.
Strona 3 z 5