Ogród marzeń
W dolinie gdzieś pomiędzy rwącą, bystrą rzeką a ciągnącymi się w nieskończoność górskimi grzbietami stał mały, zielony domek. Poza tym, że był zielony jak ziarenka groszku, jak soczysta trawka na wiosnę, zupełnie niczym nie różnił się od innych domków, jakie można wszędzie spotkać. Domek otaczał ogród pełen najrozmaitszych gatunków kwiatów, a najdziwniejsze w nim było to, że nie było tam dwóch jednakowych roślin. Domek i ogród były własnością wróżki Gardenii, która mimo swoich kilkuset lat, wyglądała jak młodziutka panienka. Jak przystało na prawdziwą wróżkę, Gardenia znała wiele różnych zaklęć, umiała posługiwać się czarodziejskimi przedmiotami, ale przede wszystkim zajmowała się pielęgnowaniem marzeń. Jej ogród był właśnie ogrodem marzeń, a każdy kwiat, który w nim wschodził to było jedno ludzkie marzenie. A ponieważ każdy człowiek jest jedyny i niepowtarzalny, dlatego w ogrodzie marzeń rosły wyłącznie pojedyncze okazy. Codziennie w ogrodzie wróżki Gardenii wschodziły nowe roślinki. Zanim marzenie się spełniło, kwiat był pączkiem. Czasami trwało to wiele dni, a nawet tygodni. A kiedy kwiat rozwijał swe płatki, oznaczało to, że marzenie wreszcie się spełniło. Takie kwiaty nigdy nie przekwitły, ani nie więdły, na zawsze zdobiły ogród marzeń. Wróżka Gardenia bardzo dbała o swoje roślinki, troszczyła się o nie, pielęgnowała. Ale czasami zdarzało się, że mimo wysiłków wróżki, kwiat nie chciał rozkwitać przez długie miesiące. Wówczas Gardenia wysyłała swego elfika Niezapominajkę, aby sprawdził, dlaczego tak się dzieje, czy marzenie jest niemożliwe do spełnienia, czy tylko trzeba jeszcze trochę czasu i cierpliwości, aby kwiat zakwitł jak umie najpiękniej. Kiedy okazywał się, że marzenie nie może się spełnić, kwiat usychał, ale wróżka zbytnio się tym nie martwiła, bo wiedziała, że zaraz w jego miejscu wyrośnie setka innych.
Pewnego dnia w ogrodzie marzeń pojawił się pączek tak niezwykłego kwiatu, że wróżka kilka razy dziennie chodziła go obejrzeć i sprawdzić, czy jeszcze nie rozkwitł. Przypuszczała, że ten oto kwiat będzie tak piękny, że podobnego nikt nigdy jeszcze nie widział. Ale dni mijały, a pączek nie miał zamiaru rozwijać się. Wróżka najpierw czekała cierpliwie, pielęgnując roślinkę, przemawiając do niej czule. Wreszcie zaczęła się obawiać, że na nic to się nie zda i cudowny kwiat będzie musiał uschnąć. Wezwała więc do siebie elfika Niezapominajkę i powiedziała:
- Leć czym prędzej i dowiedz się, czyje marzenie tak długo nie chce się spełnić i czy jest to zupełnie beznadziejna sprawa!
Elfie spełnił prośbę wróżki, a gdy powrócił po kilku dniach nie miał dobrych wiadomości:
- Ten kwiat musi uschnąć! - stwierdził od razu, Kidy tylko przywitał się z Gardenią - Nie ma najmniejszych szans na spełnienie tego marzenia…
- Dlaczego? - zdziwiła się wróżka - Cóż to za marzenie i kto jest jego właścicielem?
Elfik zaczął opowiadać, to czego sam niedawno się dowiedział:
- Marzenie należy do Julki - małej dziewczynki, która jest w tej chwili w szpitalu. Tydzień temu dziewczynka jechała z rodzicami samochodem i mieli wypadek. Tata i mama dziewczynki zginęli na miejscu, a Julkę nieco potłuczoną tylko i poturbowaną odwieziono do szpitala na obserwację. Dziewczynka mogłaby już wprawdzie wyjść do domu, ale tak naprawdę nie ma dokąd pójść. Marzy o mamie, więc z góry wiadomo, że jest to marzenie nie do spełnienia. Musisz pogodzić się z tym, Gardenio, że ten kwiat zginie.
- Nie pozwolę na to! - tupnęła nogą Gardenia.
Przez cały dzień zastanawiała się, co można zrobić, jak sprawić, aby spełniło się marzenie małej Julki. Wieczorem wróżka wydobyła ze swej komody mały woreczek wyszywany złotą nitką. Przechowywała w nim czarodziejski pył. Nasypała go trochę na otwartą dłoń, cichutko wymówiła jakieś zaklęcie, po czym dmuchnęła, a drobinki pyłu poszybowały wraz z wiatrem w świat.
Gdzieś za pasmem grzbietów górskich znajdował się malutki, drewniany domek, na pewno nie tak piękny, jak domek wróżki, ale równie przytulny i miły. Nie był zielony, tylko zachował kolor naturalnego drewna, ale również otaczał go ogródek, a w nim rabatki z różnego rodzaju kwiatami. Oczywiście to były takie zwykłe kwiaty, a nie kwiaty marzeń, a w domku mieszkała nie wróżka, lecz zwyczajna pani, która miała na imię Alina. Razem z nią mieszkały tam dwa psy i wiecznie rozwrzeszczana papuga. To dzięki tym zwierzętom pani Alina nie czuła się samotna, bo traktowała je jak swoich najlepszych przyjaciół. Tego właśnie wieczoru pani Alina siedziała na huśtawce w swoim ogródku i patrzyła na rozbłyskujące na niebie gwiazdy. U jej stóp leżały jej wierne owczarki: Rufus i Helios. Nagle pani Alina poczuła, że coś musnęło ją w policzek, a wówczas w jej serce ogarnęła jakaś dziwna radość. Poczuła, że musi koniecznie odwiedzić w szpitalu swego siostrzeńca Mateuszka, który miał dwa dni temu wycinane migdałki. Sama nie wiedziała, dlaczego chciała go to zrobić, bo przecież była w szpitalu dzień wcześniej i dowiedziała się, że wkrótce chłopiec zostanie wypisany do domu.
Następnego dnia wczesnym rankiem pojechała do szpitala. Kiedy weszła na salę, w której leżał Mateuszek, chłopiec jeszcze smacznie spał, ale przy oknie siedziała dziewuszka, która wyglądała na bardzo smutną. Kiedy pani Alina przyjrzała się jej bacznie, poczuła w sercu jakieś dziwne ukłucie. Podeszła do dziewczynki i pogłaskała ją po głowie.
- Na pewno czekasz na rodziców - zagadnęła - Ale jest jeszcze bardzo wcześnie. Nie martw się, przyjdą później.
- Nie przyjdą ani teraz, ani później - odparła cicho dziewczynka, a po jej policzku popłynęła wielka łza.
Kiedy Mateuszek obudził się, zobaczył ze zdumieniem, że jego ciocia siedzi na łóżeczku dziewczynki, która leżała razem z nim w jednej sali i obie są bardzo zajęte rozmową. Pani Alina przyszła do szpitala jeszcze nazajutrz, a potem następnego dnia, i znowu następnego, chociaż Mateusz był już w domu. W szpitalu została jeszcze Julka, z którą pani Alina bardzo się zaprzyjaźniła.
Kiedy po kilku dniach wróżka Gardenia wyszła do swego ogrodu zobaczyła, że kwiat, który tak był tylko pąkiem, kwiat marzenia Julki rozkwitł tak cudnie, jak żaden inny kwiat w ogrodzie marzeń. Jego duża, różnobarwna główka delikatnie kołysała się na wietrze. Gardenia dotknęła leciutko aksamitnych płatków i szepnęła:
- Wiedziałam, że zakwitniesz…
I poszła dalej w głąb ogrodu, żeby przyjrzeć się, czy w nocy wyrosło dużo innych kwiatów marzeń. Podśpiewywała sobie coś cichutko, bo była bardzo szczęśliwa, że najcudowniejszy kwiat, jaki kiedykolwiek wyrósł w jej ogrodzie już na zawsze tam pozostanie.
Chyba już się domyślacie, dlaczego tak się stało. A jeśli nie zajrzyjcie do domku pani Alinki. Właśnie wybiegła z niego Julka, za nią Rufus i Helios. Dziewczynka usiadła na huśtawce, a za chwilę dołączyła pani Alinka, która przyniosła całą miseczkę dojrzałych truskawek. Julka przytuliła się do niej i cichutko wyszeptała:
- Kocham cię, mamo….
Elżbieta Janikowska
1