8. PIĄTA CZAKRA: TWÓRCZA WIZJA
W snach mają początek nasze możliwości.William Shakespeare
To, co popularnie nazywa się wizją, jak np. wizja danej osoby czy przedsiębiorstwa, nie sprowadza się do wizualizacji, planowania czy sformułowania misji, choć wizja może obejmować każdą z tych rzeczy. Być wizjonerem znaczy umieć wyczuwać to, co jeszcze nieznane, umieć wyobrazić sobie możliwość, która jeszcze nie istnieje w formie materialnej. Kolorem tradycyjnie wiązanym z ośrodkiem twórczej wizji, z piątą czakrą, jest kolor niebieski. Być może dlatego, że jest to barwa bezkresnego nieba, w które spoglądamy, gdy odrywamy się od tego, co znane, i marzymy. Z ośrodkiem tym mają związek gardło i głos, co podkreśla twórczą moc słowa nie tylko w sensie konkretnego, kulturowo uwarunkowanego słowa, gdzie mamy pewne pojęcie i jego desygnat, ale także w sensie starszej od pojęć energii wibracyjnej dźwięku. Energia ta zawiera się w słowach jak w kielichu, kiedy ożywia je obecność duszy. Dźwięk z impetem wdziera się w sferę nieświadomą i silnie na nią oddziałuje. Trąby Jozuego sprawiły, że runęły mury Jerycha; dźwięki i rytmy muzyki rockowej zburzyły mur berliński. Muzyka niesie w sobie wizję kultury, przenikając przez świadome bariery. Energię wizji zatem odnajduje się niekoniecznie w przemówieniach i deklaracjach. Teksty i melodie muzyki rockowej nie miałyby takiego oddziaływania, gdyby nie rytmy, które przenoszą ich zasadnicze energie. W podobny sposób wspólna wizja społeczeństwa jest zakodowana, często niejawnie, w rozmaitych formach kultury. Nawet jeśli usunie się symbole religii i państwowości, będące tradycyjnymi nośnikami wizji, sfera wizji powraca do nas ukradkiem. Dzisiaj wizyjną energię transmitują reklama, sport i komedie obyczajowe1. Jej echa docierają do nas poprzez gazetowe ogłoszenia i głosy tysięcy marginalnych grup społecznych namiętnie przywiązanych do własnych ideologii. Twórcza wizja jest czymś tak naturalnym jak oddychanie i naturalnie dochodzi ona do głosu w takim stopniu, w jakim czyjeś ciało, umysł i serce są zestrojone. W miarę jak nasze priorytety się klarują, a poczucie własnej wartości i pasja stają się coraz mocniejsze, wszystko, co porusza nasze serce, zaczyna wzbudzać w nas entuzjazm, który promieniuje niczym słońce. Umysł rozjarza się blaskiem twórczego natchnienia i zaczyna dostrzegać w świecie obfitość możliwości. Taki rozkwit wyobraźni jest naturalnym następstwem duchowego wzrostu i nie ma nic wspólnego z rozmyślną manipulacją wyobraźnią, stosowaną w niektórych technikach wizualizacji czy samoprogramowania się. Jeśli przywoływane obrazy nie są autentyczne, jeśli musimy zmuszać się do stworzenia jakiejś formy, to jesteśmy wewnętrznie skłóceni i znowu narażamy się na autosabotaż. Gdy nasze zdolności wizjonerskie zestrajają się z rdzenną energią, emocjami, wolą i sercem, wówczas nasze wizje sięgają poza widnokrąg osobisty ku społecznemu, a w końcu ogarniają perspektywę wyższego ciała zbiorowego.
Życie z wizją umożliwia nam znajdowanie dla siebie nowych ról na kosmicznym rynku, a także transformowanie oczekiwań, jakie żywimy wobec innych. Gdy ktoś zaczyna zdanie od „Wiem, że to, co powiem, wyda się szalone, ale...", to mamy wskazówkę, że to, co powie, jest naprawdę ważne, gdyż prawdopodobnie zawiera zalążek wizji. Obawa, że to „wyda się szalone", ma związek z lękiem przed narażeniem się, przed utratą bezpieczeństwa związanego z naszą zwykłą postawą, z której czerpiemy poczucie własnej wartości. Postawa ta często nawiązuje do zbiorowej wizji, do której jesteśmy przywiązani takiej, jaką kiedyś było przekonanie, że Ziemia jest płaska. Odchodząc od powszechnie uznawanej wizji, narażamy się na wyśmianie i odrzucenie nas przez tych, którzy przyzwyczaili się do swoich starych wzorców. Przełamanie takiej wspólnej, zgodnej hipnozy kosztuje wiele energii, a energię tę pozwala zgromadzić wewnętrzne zestrojenie. Im lepiej się czujemy z impulsami płynącymi z własnego wnętrza, tym bezpieczniej będziemy się czuć, gdy przyjdzie nam wykroczyć poza granice konwencji. To nie inni ludzie odrzucają nas, kiedy zrywamy z przyjętym przez ogół schematem świata. To my sami stwarzamy sobie opozycję w stopniu proporcjonalnym do tego, na ile sami jeszcze jesteśmy niepewni własnych wizji. Świadomie bądź nieświadomie trzymamy się własnych wyobrażeń tego, jak inni nas widzą. Spodziewamy się cudzego sprzeciwu albo wyśmiania i gdy następuje taka reakcja, jest ona wyzwaniem do przyjrzenia się jeszcze raz swoim intuicjom i motywacjom. Czy opór innych powoduje sama nasza idea, czy też wywołuje go balast, który ciągniemy za sobą, a który pochodzi z naszego własnego labiryntu? Pewien mój znajomy, który z pasją stara się o przywrócenie do łask roweru w naszym dławiącym się samochodami świecie, narzekał, że czuje się czarną owcą, ilekroć w jakiejś sytuacji towarzyskiej opowiada o swej działalności. Po bliższym zbadaniu tej sprawy uświadomił sobie, że jego odczucie społecznego ostracyzmu nie wynikało z faktu, iż wokół większość ludzi jeździ samochodami. W grę wchodziły czynniki osobiste, wewnętrzne skłócenie, wywołujące dyskomfort, którego przyczyn nieświadomie doszukiwał się w świecie zewnętrznym. Raz jeszcze okazuje się, że abyśmy mogli z powodzeniem urzeczywistniać swoje wizje, niezbędna jest nieustanna praca nad sobą.
W miarę jak wyłaniająca się wizja zakorzenia się w naszej świadomości, zaczyna ona przenikać sumienie. Nie potrafimy już żyć w kłamstwie, toteż wizja prowadzi nas do zmiany sposobu bycia i do dzielenia się własnymi odkryciami z innymi. George Bernard Shaw w młodości odnosił znaczne sukcesy w świecie interesów, ale czuł, że marnuje swoje życie, aż wreszcie stwierdził, że nie może już dalej iść drogą, która nie jest jego. Wewnętrzna prawda i moc biorą górę nad zimną kalkulacją i w końcu przekonujemy się, że kiedy sami zaczynamy akceptować to, co chcemy robić, wtedy akceptują to również inni. Naturalnie, nasze przedsięwzięcie może zawsze napotykać opór z czyjejś strony, ale opór ten nie będzie nas dotykać osobiście. Będziemy umieli go zrozumieć i pracować z nim, uwzględniając go jako jeden z elementów sytuacji. Jak mówi I Cing: „Kiedy nadejdzie twój dzień, uwierzą ci".
Dzięki pierwiastkowi wizyjnemu możemy więc otwierać nowe drzwi i wchodzić w nowe role w świecie. Role te jednak zostaną spełnione tylko w takim stopniu, w jakim inni je zaakceptują i zechcą z nimi współdziałać. Praca z energią wizji to znacznie więcej niż poszukiwanie i odnalezienie własnej wizji. Owszem, musimy przede wszystkim sami wierzyć w siebie, bo inaczej inni nigdy nam nie uwierzą, ale uwzględnić trzeba też proces interakcyjny. W rzeczy samej, aby w ogóle wchodzić w jakieś interakcje, musimy akceptować pewne wizje swojej zbiorowości, znajdujące wyraz w jej języku i obyczajach. Rozwijanie własnych wizji ma więc związek z wypracowywaniem odpowiedniej jakości interakcji. Czy nasze działania będą zdeterminowane z góry powziętymi wyobrażeniami co do ról społecznych albo zawodowych norm zachowania? Czy bieg naszego życia zawodowego będą wyznaczać cudze wizje i bez ustanku będziemy się starali wpasować w nie swoje ubranie? Czy wessie nas wizja danego środowiska zawodowego, tak że, opanowawszy jego żargon, uwierzymy, że oto posiedliśmy wiedzę? Czy nauczymy się myśleć jak lekarze, jak prawnicy albo jak dziennikarze, tracąc w zamian własną autentyczność? Czy ludzie, z którymi będziemy współpracować, będą tymi, których chętnie byśmy zaprosili do domu, czy też będziemy uczestniczyć w życiu towarzyskim z obowiązku? Czy nasze wizje będą zsynchronizowane z pracą, czy też nasze życie będzie rozszczepione między konieczność i ucieczkę od niej? Świadomość swojej całościowej wizji pomoże znaleźć odpowiedź na te pytania. Kultywowanie własnej wizji nie musi być działaniem egoistycznym. Nadawanie wizji realnego kształtu stwarza okazje do nawiązania głębokich przyjaźni i więzi. Rodzą się one ze wspólnoty wartości i ze wspólnej pracy nad realizacją wizji. Nasze zdolności wizyjne nie rozwiną się z chwilą, gdy zdecydujemy się poświęcić jakiejś sprawie, zapiszemy na kurs umiejętności parapsychicznych albo postanowimy, że odtąd będziemy wieść szlachetne życie. Rozwiną się one dopiero wtedy, gdy będziemy siebie akceptować takimi? jacy jesteśmy, gdy będziemy honorować swoje wewnętrzne podszepty i swoje najgłębsze troski oraz postępować w zgodzie z nimi, gdziekolwiek będą nas one prowadzić. To właśnie zbliży nas do ludzi, miejsc i instytucji, które podzielają nasze cele i wartości. Nasz entuzjazm, dzielony z innymi, zacznie rodzić iskry życia i ujawnią się zdolności twórcze. Nawet artyści pracujący w pojedynkę czerpią inspiracje z pracy innych. W najlepszych latach epoki kubizmu Picasso i Braque często odwiedzali się nawzajem w swoich pracowniach. Wizjonerstwo jest siłą życiową i musi przepływać między ludźmi. Nie może istnieć w próżni.
Wizja jako zjawisko kolektywne
Nie ma nic takiego jak wizjoner w odosobnieniu. Wizja tryska ze zdroju tego, co zbiorowe. Potrzebny jest odpowiedni czas, odpowiednie miejsce i wystarczająco silne wsparcie kulturowe, które umożliwi zmiany paradygmatów.
Jak to się odbywa? Czy jest tak, że jeden człowiek nagle, świadomie wpada na pewien pomysł, po czym inni idą za nim? Bardzo wątpliwe ilustruje to teoria setnej małpy lub koncepcja pola morfogenetycznego Ruperta Sheldrake'a. Teoria setnej małpy utrzymuje, że gdy pewna idea nabierze wystarczającej siły w jednym miejscu (czyli, gdy już sto małp na jednej wyspie wprowadzi określoną innowację w swoich zachowaniach), to podobna zmiana paradygmatu nastąpi też w innym miejscu (wśród małp zamieszkujących inną wyspę). Jak wskazuje praca Sheldrake'a, zmiany zachodzą z mniejszym wysiłkiem, gdy dany wzorzec zaczyna się pojawiać w kilku miejscach naraz. Są to jednak zaledwie próby opisania, jak przypuszczalnie dokonują się masowe przemiany. Pozostaje natomiast tajemnicą, skąd te innowacje czy mutacje się biorą. Być twórczym znaczy uczestniczyć w tym misterium, w jego zamęcie, wyzwaniach i możliwościach tworzenia. Wizja wypływa z terytorium tego, co zbiorowe. Ona nas nawiedza. Możemy starać się z nią spotkać, ale nie możemy jej posiąść. Plany, które są zbyt ściśle wyliczone i zorientowane na konkretny cel, nie pozostawiają przestrzeni dla kreatywności i dotyczy to także rynku pracy nie mniej niż jakiejkolwiek innej sfery działania. Jeśli masz z góry powzięte wyobrażenia co do ostatecznego wyniku, co do pracy, jaką chcesz wykreować, to możesz osiągnąć tylko to i nic ponadto. Większość ludzi zorientowanych na cel przywiązuje wielką wagę do wyników, ponieważ we własnych oczach wciąż tkwi w biedzie. Dlatego najlepsze, co potrafią zrobić, to stać się kimś lub czymś innym, niż są. Praktyka osiągania celów nie zestrojona z ośrodkiem twórczym jest zabójcza dla wizji, a jej wynikiem jest, w najlepszym razie, wtórność.
Twórcza wizja stale rozszerza pole możliwości, aranżuje nowe, nieprzewidziane sytuacje i spotkania. Gdy wytyczanie celów może prowadzić do zrealizowania potencjalnych możliwości, twórcza wizja prowadzi do synergii tych możliwości: człowiek może przyciągnąć takie sposobności zatrudnienia, o jakich wcześniej mu się nawet nie śniło. Gdy kogoś kochasz, stale myślisz o tej osobie i o tym, jak z nią być. Podobnie, gdy wybrany przez ciebie priorytet pochodzi z serca, stale miewasz wizje nowych możliwości jego urzeczywistnienia i ten postępujący proces kreuje eteryczny szablon, który powołuje do istnienia właściwą formę. Po głębokiej refleksji nad sobą Chris Townley zdał sobie sprawę, że większość tego, co robił w życiu, wiązało się w jakiś sposób z tematem mieszkania. Wcześniej Chris był już budowniczym, właścicielem firmy budowlanej i agentem nieruchomości. Teraz uświadomił sobie, że choć obecnie żadne z tych zajęć nie budziło jego entuzjazmu, całokształt jego wizji i wiedzy fachowej nadal koncentruje się wokół myśli o tym, by mieszkania były zarazem bardziej funkcjonalne i estetyczne. Chris nie odszedł ze swojej pracy ani nie podjął od razu decyzji, co dalej. Uznał jednak, że jego drogą życiową jest ciągła nauka i idąc za swoją wizją, zaczął cierpliwie studiować sztukę budowania i urządzania domów z różnych punktów widzenia. Zaczął się skupiać na koncepcji wewnętrznego środowiska i wyrobił w sobie dużą wrażliwość na to, jak ludzie czują się w danym wnętrzu i jakie są jego mocne i słabe strony. Wiedziony tą wizją, trafił do szkoły projektowania w Nowym Jorku, gdzie poznał fengshui, chińską sztukę geomancji w architekturze i wystroju wnętrz, która zwiększa możliwości człowieka lub instytucji przez zmianę wystroju i rozplanowania mieszkania lub miejsca pracy. Wizja Chrisa zaprowadziła go do właściwego miejsca i osoby. W dwa lata później założył on dobrze prosperujące biuro wyceny nieruchomości. Nie musiał deklarować na swej wizytówce biegłości w fengshui, ale znacznie pogłębił swą wizję tego, co to znaczy dobre mieszkanie, i tę pogłębioną wizję mógł teraz zastosować w praktyce.
Dziedzina zawodowej działalności Chrisa rozrasta się organicznie jak drzewo o wielu gałęziach. Jego dojrzałe pojmowanie tego, czym może być mieszkanie, stwarza mu coraz to nowe możliwości pracy. Założył firmę wykończeniową, która wykonuje piękne elewacje dla sklepów i innych budynków z zastosowaniem tynków dekoracyjnych, nawiązujących do włoskiej sztuki fresków. Firma sfinansowała jego pobyt we Włoszech, gdzie studiował wzornictwo fresków, a później, dalej rozwijając zainteresowania „alchemią mieszkań", nauczył się za pomocą domieszki cynobru, pyłu marmurowego oraz różnych tlenków i pigmentów uzyskiwać różne kolory tynku, które pozwalają wprowadzić w danym wnętrzu równowagę i zmaksymalizować jego potencjał energetyczny.
Praca z ośrodkiem zdolności twórczych
Piąta czakra otwiera nas na wizje, w odróżnieniu od fantazji. Fantazja nie zawsze jest czymś negatywnym; tym, co przynosi pozytywne efekty, jest reakcja energii na fantazję. Jeśli fantazja nie wzbudza w nas reakcji, to staje się ona, mówiąc słowami Roberta Johnsona, wyciekiem energii2. Moc twórcza rozprasza się wtedy w tęsknych życzeniach. Tęsknota do tego, czego się nie ma, jest objawem energii nie zestrojonej z duszą. Energia ta albo nadal będzie wyciekać, albo zamienimy ją w surowiec do twórczego działania.
Tradycyjnie piątą czakrę kojarzy się ze słowem i jego twórczą mocą. I robi ona właśnie to, co przywodzi na myśl pojęcie słowa jako logosu: stwarza i porządkuje, wprowadza nowe, krystalizując pełne spectrum naszych mocy i uzdolnień. Twórcza wyobraźnia mocniej oddziałuje przez obrazy i odczucia niż za pośrednictwem słów czy pojęć. Silny priorytet staje się jeszcze silniejszy, gdy w wyobraźni ujrzymy możliwość jego realizacji i będziemy pielęgnować w sobie uczucie, które ona w nas wzbudza. Aby pielęgnować wizję, trzeba utrzymywać więź z nawiedzającymi nas fantazjami, snami i pomysłami, zwracając uwagę na zawarte w nich znaki. Rozwój wizji ma charakter organiczny. Postępuje on we własnym rytmie i nie można go na siłę przyspieszyć ani ponaglić. Wyłanianie się nowej wizji mogą zwiastować takie uczucia, jak niepokój, niemożność znalezienia sobie miejsca lub niejasny dyskomfort z powodu tego, jak się rzeczy mają. Gdy pojawia się takie uczucie, potrzebuje ono, abyśmy dopuścili je do siebie i zwrócili nań uwagę, a nie pozbywali się go jak intruza lub ignorowali. Potrzeba niejakiej dojrzałości, aby przełożyć owo uczucie na skuteczne działanie. Jak zauważył któryś z uczestników warsztatów: „Jeśli wyartykułuję moją wizję, to będę musiał coś w tej sprawie zrobić!" Być może odczuwasz brak satysfakcji ze swojej pracy i stale fantazjujesz o innej albo co wieczór po powrocie do domu włączasz telewizor, żeby uśmierzyć przykre napięcie, które jest w tobie. Energia niezbędna, aby twórczo wykorzystać swój niepokój, tkwi w woli zapytywania, dociekania natury tego niepokoju, dowiadywania się, dokąd on prowadzi. Możesz udać się z nim do szałasu kobiet w kole magicznym. Możesz tam odkryć, jakie pokłady kryje on pod swą powierzchnią, zbadać, w jaki sposób pojawia się w twoich snach, i zacząć nawiązywać łączność z jego źródłem mocy. W ten sposób dzięki odczuciom ze swego życia i temu, co się wydarza, dochodzisz do wglądu, którędy powinieneś dalej iść. Ze spętanej wewnątrz energii zaczynasz wywoływać wizję, by w końcu działaniem odpowiedzieć na dręczące cię uczucie. Jeśli tym uczuciem jest na przykład nuda, dostrzeż ją, przyjrzyj jej się dokładnie, zapytaj, jaką niesie wiadomość, wsłuchaj się w swoje sny i w reakcje innych ludzi. Zbadaj dokładnie, kiedy i gdzie to uczucie cię ogarnia. W ten sposób nawiążesz pierwszy kontakt z wysłannikiem potencjalnej przyszłości.
Wysłannik ten czy będzie to uczucie, czy jakieś na pozór przypadkowe zdarzenie albo cielesny symptom jest zwiastunem procesu wizyjnego. Czy proces ten rozwinie się w pełni, zależy to od cierpliwego nasłuchiwania, piąta czakra ma bowiem równie dużo wspólnego ze słuchaniem, co z twórczą wypowiedzią. Gdy przychodzi pora wysłuchać posłańca, słuchaj. Nie możesz nic z niego wycisnąć siłą. Jeśli jesteś niezadowolony ze swego zajęcia, musisz dotrzeć do źródła swego niezadowolenia, nawiązać z nim dialog i pozwolić, aby zakomunikował ci swoją wiadomość. Być może właściwą odpowiedzią nie będzie rozejrzenie się za inną pracą, ale to, aby zacząć rozwijać inną umiejętność, która zawsze była ci bliska, ale nigdy nie zająłeś się nią poważnie. Stan Jay zbierał gitary starych typów przez całe lata, zanim zaczął je sprzedawać, a i potem ich sprzedaż była jeszcze przez lata jego ubocznym zajęciem, zanim doszło do powstania firmy Mandolin Brothers. Być może brak satysfakcji z wykonywanej pracy to sygnał, który wskazuje na konieczność zmiany swego podejścia do niej albo też przepracowania relacji z jakąś osobą. Bardzo często klienci zgłaszający się po poradę mówią „nienawidzę mojej pracy", podczas gdy prawda jest taka, że nienawidzą swojego współmałżonka3. Cierpliwość i uwaga pozwolą ci nadać tej pierwotnej energii kierunek, zamiast ją rozpraszać. Wsłuchując się w przekaz, jaki niesie owa początkowa energia, stopniowo zaczynasz widzieć przed sobą nową możliwość. Ponieważ zaś wysłuchałeś posłańca, twój nowy pomysł jest czymś więcej niż odruchową reakcją na dyskomfort. Może on w sobie zawrzeć moc dokonania zmian. Zaczynasz nie tylko wyobrażać sobie inną drogę, ale również podejmować działania, choćby symboliczne, jak kupno jakiegoś elementu stroju, który nawiązuje do kierunku, w którym ewoluujesz (takie działania sygnalizują twojej podświadomości, że jesteś naprawdę gotowy na zmiany). Wraz z rozwojem wizji twoje sny będą udzielać ci wskazówek, podobnie zresztą jak dalszy przebieg symptomów, które uświadomiły ci twoje niezadowolenie. Na takie przewodnictwo zawsze możesz się otworzyć, pracując nad danym symptomem w wyobraźni. Technika ta, podobna do aktywnej gry wyobraźni Junga, polega na tym, że wczuwasz się w swój objaw, taki jak np. nuda, i prosisz, by ukazał się on w formie obrazu. Następnie pozwalasz, aby ten obraz się poruszał, zmieniał, rósł i przemawiał do ciebie. Być może nuda ukaże ci się np. w postaci ziewającej starej panny z XIX wieku, siedzącej w wielkim białym domu. Śledząc ten obraz, zwróć uwagę na szczegóły i niech zaczną one odsłaniać przed tobą sprawy, które tkwią u podłoża owej emocji czy symptomu. Na przykład przypuśćmy, że w okolicy gardła starej panny pojawi się nagle szara plama. Możesz wówczas skierować uwagę na obraz gardła i zapytać o jego charakterystykę. Wnikając w szarość, możesz odkryć tlący się tam ogień, zduszoną energię, która nie znalazła wyrazu. Postępując w ten sposób, zaczynasz ufać swojej wewnętrznej istocie, wierząc, że ona cię poprowadzi, gdy będziesz się otwierać na moc zawartą w każdym kolejnym obrazie. Dzięki takiej pracy twoje wizje się skonkretyzują, ponieważ nie będziesz już przykrywać swojej życiowej energii, ale ją odkrywać.
W pewnym miejscu tego procesu czeka cię wyzwanie. Będzie ci dana określona szansa jakieś drzwi się przed tobą otworzą albo zamkną. Czasami polega to na tym, że cała firma przenosi się w inne miejsce albo plajtuje, lub też dzwoni przyjaciel, aby zaproponować ci inne zajęcie. W każdej sytuacji sprawdzianem jest twoje działanie. Czy zechcesz posłuchać swoich uczuć i intuicji? Czy zechcesz ponieść ryzyko? W momencie gdy wybieramy działanie, drzwi otwierają się na całą szerokość. Może nie będzie to akurat taka sytuacja, jakiej oczekiwaliśmy, ale ponieważ przekroczyliśmy już linię wahań i wątpliwości, nastąpi naturalne uwolnienie energii, która zacznie uaktywniać i konkretyzować naszą wizję. Zaczniemy się poruszać z entuzjazmem. Nowa energia będzie kreować nowe pomysły, nowy entuzjazm, a także nowe opory. Wszystko to jest częścią ciągłego procesu ufania, zapytywania, słuchania i życia.
Tworząc wewnętrzne fundamenty dla zewnętrznej formy swoich wizji sprawiamy, że wizje te zakorzeniają się w eterze. Słowo eter w tym wypadku odnosi się do przestrzeni jako żywiołu, żywiołu przynależnego piątej czakrze. Przestrzeń, w sanskrycie akasza, jest tym żywiołem, który zawiera w sobie wszystkie pozostałe: ziemia, powietrze, ogień i woda unoszą się w przestrzeni i są przez nią przenikane. Posiadanie wokół siebie wystarczającej przestrzeni jest niezbędnym warunkiem tego, żeby wizja mogła się rozwinąć. Jeśli jest nam za ciasno, ziarna wizji nie znajdą warunków do rozwoju, ponieważ musi w nas powstać nowy wzorzec, nowy ślad, który utrwali się w psychice. Jak powiedziano wcześniej omawiając zagadnienia gospodarowania czasem gdy stworzymy wokół siebie dostatecznie dużo przestrzeni, będziemy w stanie wypielęgnować nową możliwość. Będziemy mieli miejsce dla swej nowej roli.
Prawdopodobne jest, że ktoś, kto nosi w sobie autentyczną wizję zostania lekarzem i zdobywa wykształcenie medyczne, zacznie zachowywać się jak lekarze, czyli wzorować się na innych lekarzach tych, którzy są zestrojeni z jego wizją. Wzorowanie się na kimś jest bardzo skuteczną formą uczenia się, jak wykazuje to praktyka programowania neurolingwistycznego (NLP). W kulturach tradycyjnych wchłanianie czyjegoś wzoru było znane pod nazwą przekazu tradycji. Nie chodzi tu jednak o rozmyślne naśladowanie kogoś, ale o organiczną ewolucję wynikającą z pracy z nauczycielem. Przekaz taki odbywa się automatycznie, gdy ciążymy ku ludziom, którzy uosabiają nasze rozwijające się wizje, i uczymy się od nich. Nie ma potrzeby świadomie naśladować mistrza. Dzieje się raczej tak, że gdy przez pewien czas przebywasz w polu energetycznym mistrza, automatycznie wchłaniasz naukę w taki sposób, jaki jest dla ciebie odpowiedni. W czasie, gdy pracowałem z szamanem Orestesem, nasza trzydziestoosobowa grupa spotykała się w każdy poniedziałek wieczorem, by uczestniczyć w uzdrawianiu. Przez pięć lat tych spotkań nie zdarzyło się, o ile pamiętam, by Orestes kiedykolwiek nas czegoś uczył! Nigdy nie mówił: „W ten sposób kontaktujemy się z duchami-przewodnikami" albo „W ten sposób usuwamy z czyjegoś pola negatywną energię", choć to właśnie robiliśmy. Uczyliśmy się od Orestesa, ponieważ nasze cele były zestrojone. Wszyscy chcieliśmy pomagać innym i zgłębiać pasjonujące, a wówczas nieznane praktyki uzdrawiania. Orestes był żywym ucieleśnieniem naszej wizji; rozbudzał nasze energie swoim przykładem. W ciągu tych pięciu lat nieświadomie dostrajaliśmy się do jego sposobu pracy, dzięki czemu nauczyliśmy się rozwijać te same energie, którymi on się posługiwał przy uzdrawianiu. Uświadomiłem sobie to w pełni dopiero w dwa lata po jego śmierci. Pracowałem wtedy z pewnym klientem i przyłapałem się na tym, że stukam ołówkiem o blat właśnie tak, jak robił to Orestes. I wtedy właśnie nagle zacząłem widzieć różne konfiguracje subtelnych energii wokół klienta. Widziałem je w sposób bardzo podobny do tego, jaki opisywał nam Orestes. Podczas pracy z nim miał miejsce przekaz mądrości, energii i techniki, ale nigdy nie odbywało się to na siłę. Przekaz ten następował jako naturalna konsekwencja zestrojenia. Początkowa wizja rozwija się i dojrzewa na różne sposoby jednym z najważniejszych jest właśnie taki kontakt z mentorem. Gdy zestroisz się z określoną dziedziną działania i z tym, co autentyczne w tobie, zostaniesz przyciągnięty do takiego mentora, który będzie sprzyjać twojemu rozwojowi i który potrzebuje takiej stymulacji, jaką możesz dać mu ty. Mentor bowiem tak samo potrzebuje nauczać, jak ty potrzebujesz pobierać naukę. Dobrze to widać na przykładzie historii Rona Younga. Ron terminował u Orestesa przez wiele lat. Nie trafił do niego dzięki książce telefonicznej ani żadnej instytucji. Zresztą przed poznaniem Rona Younga Orestes w ogóle nie nauczał Amerykanów. Zanim Ron poznał Orestesa, sam był już wytrawnym uzdrowicielem. Miał za sobą wtajemniczenia w szereg odmian praktyk uzdrawiających i praktykował z dużym powodzeniem. Pasjonował się polem energetycznym człowieka, starając się dociec, w jaki sposób rozmaite widzialne i niewidzialne wpływy oddziałują na ciało, umysł i ducha. W nowojorskim środowisku uzdrowicieli Ron usłyszał o człowieku, który każe pacjentowi przyłożyć głowę do miski z wodą, spogląda w miskę i podaje ścisłą diagnozę choroby wraz z jej przyczyną; o człowieku, który leczy ludzi, omiatając ich ciało kwiatami. Przed poznaniem Orestesa Ron miał szereg snów, zapowiadających, że spotka kogoś, kto uosabia zupełnie nowe rozumienie sztuki uzdrawiania. Krótko potem Ron był u przyjaciela, którego rak uległ remisji po seansach z Orestesem. Przyjaciel ten przypadkiem napomknął, że tego dnia wybiera się do Orestesa, i Ron poszedł razem z nim. Po odbyciu pracy z pacjentem Orestes spojrzał na Rona i zaprosił go do kręgu, aby popracować i nad nim. Ron znalazł się we właściwym miejscu o właściwym czasie. Pierwsze zetknięcie z Orestesem wywarło na nim głębokie wrażenie i, jak się wydaje, oddźwięk był obustronny, ponieważ Orestes zaproponował Ronowi, aby ten przyprowadzał do niego ludzi, którzy są naprawdę w potrzebie. Odtąd nieraz zdarzało się, że Young rezygnował z całego dnia pracy, żeby zawieźć jednego klienta do Orestesa. Przyjeżdżał z nim wcześnie rano i wychodził późno, zamiatając podłogę i sprzątając po wyjściu Orestesa. Czuł się wtedy „jak w szybkowarze". Musiał się nauczyć całkiem nowego sposobu percepcji i zupełnie obcego mu języka opisu zdrowia i choroby. Upłynęło wiele miesięcy, zanim poczuł się na tyle pewnie, żeby zacząć aktywnie uczestniczyć w tym szamańskim uzdrawianiu i nieraz zastanawiał się, czy powinien się znajdować tam, gdzie się znajduje. I wtedy, ledwie Ron zaczął nabierać jakiej takiej pewności w tym działaniu, Orestes, jakby miał to już w planie, powiedział: „Okay, teraz możesz już przyprowadzać ze sobą tyle osób, ile tylko zechcesz w środy". Tak się zaczęła nauka. Po pół roku były to już regularne zajęcia w dużym gronie, a sesje uzdrawiania odbywały się dwa razy w tygodniu. Współpraca Rona Younga z Orestesem układała się dobrze, gdyż łączyło ich zestrojenie wrażliwości, głębokie oddanie ścieżce uzdrawiania i intuicyjne porozumienie. Uczenie się przez osmozę sprawiało Ronowi radość. Już wcześniej wykonał dużo pracy w obszarach wewnętrznego doświadczania, miał też spore zdolności intuicyjne. Ale to Orestes właściwie uznał go jako uzdrowiciela i nauczył „uziemiać" energię, by mogła się zamanifestować. Owo uznanie właśnie, w stopniu nie mniejszym niż pobierane nauki, przyczyniło się do tego, że zdolności Rona rozkwitły i w jego pracy zaczęły się zdarzać niezwykłe uzdrowienia i przemiany. W tradycji, z której się wywodził Orestes, nauki należy przekazać dalej, zwykle komuś z własnej rodziny. Orestes otrzymał je od ojca, a ten od babki Orestesa; w jego własnej rodzinie jednak nikt nie chciał albo nie mógł przyjąć tych nauk. Orestes dobrze rozumiał prawo dawania i przyjmowania. Co warte są nauki, których nie można przekazać przyszłym pokoleniom? W osobie Rona Younga Orestes znalazł odpowiednie naczynie, człowieka gotowego i chętnego do przyjęcia nauk. Ron Young z kolei znalazł w Orestesie kogoś, kto umiał dopomóc mu w dotarciu do pełni własnej mocy uzdrowicielskiej. Tak rodzi się związek między mentorem a uczniem. Po latach współpracy jednak ich wizje zaczęły się rozchodzić. Young zdał sobie sprawę, że musi uzdrawiać na swój własny sposób, a nie trzymać się wyłącznie tradycyjnego podejścia Orestesa. I tym razem zaczęło się od szeregu snów, które sugerowały Ronowi potrzebę zmiany kierunku; także tym razem Orestes na nie zareagował, jak gdyby otrzymał jakiś znak. Pewnego dnia po mozolnej sesji Orestes odwrócił się w stronę Rona i rzekł: „Gdy nauczyłem się od mojego duchowego nauczyciela wszystkiego, czego mogłem się nauczyć, powiedziałem: «Żegnaj, odchodzę» i nigdy nie wróciłem". Odejście od mentora nigdy nie jest łatwe, ale jeśli pozostaniesz dłużej niż to właściwe, staniesz się wiecznym uczniem. Nigdy nie dojdziesz do scalenia własnej mocy, lecz zawsze będziesz gałęzią cudzego drzewa. W tradycyjnych kulturach istniały inicjacje, które wyrażały w rytualnej formie proces odejścia i umożliwiały jego przebycie z jak najmniejszym uszczerbkiem dla psychiki adepta. W dzisiejszych czasach ta opcja może nie być dla nas dostępna, ale każdy z nas ma dar wrażliwości na swoją wewnętrzną istotę. Zdajemy sobie sprawę, kiedy kończy się nasz okres szkolenia. Jeśli z uwagą będziesz trwać przy swej wizji, to zorientujesz się, kiedy przyjdzie czas odejść. Wizja sama z siebie wykreuje odpowiednie okoliczności. Twoja wizja będzie kreować właściwe działania i ludzi, którzy przyczynią się do jej urzeczywistnienia, a więc zwracaj uwagę na to, do jakich ludzi cię ciągnie. Sportowców będzie ciągnąć do innych sportowców, muzyków do innych muzyków itd. Jest to w istocie dobry barometr powołania nie wpisywać się w kratki cudzej wizji, zamaskowanej w testach predyspozycji zawodowych, ale zwracać uwagę na to, jakich ludzi spotykasz raz po raz na swojej ścieżce. W ten sposób wizja sama się generuje i utrwala za pośrednictwem zbiorowości. Jedna osoba przyciąga drugą, albo też przyciąga cię określona dyscyplina czy wizja tego, jak coś można robić. Możesz nieść pewną wizję przez pewien czas; wizja może nawet tobą pokierować lub zostać ci jakby narzucona siłą przez okoliczności, ale nie jest twoją własnością, tak samo jak nie jest nią twoja kariera. Wizja i kariera są natomiast pojazdami służącymi twojemu rozwojowi i rozwojowi świata.
Rytuał podtrzymuje wizję
Sposób, w jaki współcześni Japończycy wymieniają się wizytówkami, w jaki Amerykanie świętują mecz Super Bowl* jak również ceremonie zakończenia nauki szkolnej, są to rytualne zachowania, które utrwalają pewną kolektywną wizję. Rytuały te niosą w sobie taki przekaz określonych wartości, jaki nie mieści się w zwykłych słowach, i podtrzymują formę kolektywnej wizji w takim stopniu, że gdy ich zabraknie, człowiek czuje się zdezorientowany. Nad faktem, że rytuał może być bezduszny i martwy, nie muszę się rozwodzić; większość z nas zna to z pierwszej ręki. Czymś natomiast, czego wielu nigdy nie doświadczyło, jest praktyka rytualna, która wyrasta z żywego ducha.
*Super Bowl doroczne zawody o mistrzostwo USA między zwycięzcami National Football League i American Football League (przyp. tłum.).
Taka właśnie praktyka a może ona zaistnieć tylko w bezpośredniej wspólnocie sprawia, że nasze wizje żyją: tak na poziomie indywidualnym, jak i na poziomic społeczności. Słabnąca dominacja państw narodowych i staroświeckich religii sprawiają, że znów pojawią się rytuały właściwe dla jednej konkretnej okolicy i odzwierciedlające to, co zaprząta umysły i serca jej mieszkańców. Gdy tylko pozwolimy, by prowadziły nas własne wizje i pozwolimy sobie na dzielenie się nimi z innymi ludźmi, wspólnota sama wyłoni stosowne rytuały. W mojej własnej społeczności z Cold Spring w stanie Nowy Jork świętowanie przesilenia zimowego zaczęło się od pionierskiej wizji kobiety nazwiskiem Jane Marcy. Jej pracownia fotograficzna, którą nazwała „Inner Focus" (Wewnętrzny Obiektyw), zaczęła spełniać również funkcje ośrodka medytacji i alternatywnej edukacji. Na początku był pomysł jednorazowego zorganizowania ceremonii z okazji przesilenia zimowego. W przygotowania włączyli się ludzie z sąsiedztwa i zaproponowali, by ceremonia odbyła się w Manitoga Naturę Center. Pomysł spodobał się także zamieszkałemu w pobliżu zawodowemu gawędziarzowi, i gdy nadeszła noc przesilenia, mimo padającego deszczu zapłonęło ognisko i świece, rozbrzmiewały opowieści i muzyka, grano na bębnach i innych instrumentach, wznoszono modlitwy. Ulewa nie zgasiła ognia płomienie i krople deszczu połyskiwały i odbijały się w sobie nawzajem. Choć spotkania nie reklamowano publicznie, zebrało się ponad trzydzieści osób nie zrażonych ulewą. Wiciu z obecnych nigdy nie przypuszczało, że mogą doświadczyć takiego poczucia ponadczasowej więzi, jakiego wtedy doznali. Gdy nadeszła zima następnego roku, ludzie sami zaczęli przychodzić do „Inner Focus", by porozmawiać o możliwości zorganizowania podobnej ceremonii, być może w innym miejscu lub o trochę innym charakterze. Tak się jednak nie stało. Zmiana czegokolwiek kształtu ceremonii, lokalizacji czy jakiegokolwiek innego elementu okazała się niemożliwa. Miało się wrażenie, jak gdyby było gdzieś zapisane, że wszystko ma się odbyć tak samo jak rok wcześniej. Raptem uświadomiliśmy sobie, że oto odkryliśmy rytuał. Rytuał to coś więcej niż zestaw praktyk o określonej konwencji lub symbolice. Samo słowo rytuał pochodzi od wedyjskiego rta, co oznacza przyrodzony porządek rzeczy porządek, który określa, kiedy ma wstać słońce, kiedy ma się pojawić pierwszy przymrozek, kiedy ma powrócić wiosna. Porządek ten odnosi się także do organizacji ludzkiej psychiki. Gdy ktoś zostaje natchniony (można nawet powiedzieć: zapłodniony) żywą wizją, cała psychika, a przez to i codzienne życie tej osoby zaczyna porządkować się według tej wizji, a nie według współczesnej normy ośmiogodzinnego dnia pracy. Sposób, w jaki porządkujemy swoje codzienne życie, działa jak najprawdziwsze czary. Są to czary zrodzone ze zorganizowania w jego najbardziej organicznym sensie. Zamiast składać własne życie w ofierze ułomnej wizji przemysłowej wydajności albo apatycznemu kaprysowi niezaangażowania, możemy pozwolić, aby wizja, która żyje w naszym sercu, wykreowała dla nas taki styl życia, który jej najbardziej sprzyja.
To może się dokonać na wiele sposobów. Jednych ludzi wizje inspirują, innych zapładniają, dla jeszcze innych są brzemieniem. Bycie wiernym swojej wizji niekoniecznie będzie dla nas oznaczać żeglowanie przez życie z pełnym zdrowia uśmiechem, ani nie gwarantuje, że osiądziemy na włościach wartych miliony. Są tacy, którzy uzyskują wizję dzięki chorobie lub depresji. Marcel Proust rozwikłał zagadkę rozpaczliwego życia, jakie wokół wiedli ludzie, dzięki wizji wywołanej przez ciasteczko wzięte ze słoja. Natchnieniem i tworzywem dla Stephena Kinga były przeraźliwe wizje, które trącają głębokie struny w dzisiejszych ludziach. Chore części nas samych, te, które są bolesne, i te, które nazywamy negatywnymi, także chcą być wyrażone i dlatego wierność naszym wizjom słabości i depresji może prowadzić do ujawnienia się nadzwyczaj twórczych stanów i darów do ofiarowania światu. Decydujące znaczenie ma zrozumienie, że trwać przy wizji i pracować z nią to co innego, niż się z nią utożsamiać. Do ciebie należy uprawa tego skrawka ziemi, który został ci dany i, jaki by on nie był, to właśnie z niego wyrośnie to, co będziesz miał do ofiarowania. Cokolwiek stanowi treść twojej wizji, otwarcie się na nią da ci większą siłę organizowania i tworzenia. Inspirująca wizja bowiem porządkuje wokół siebie wyższe siły i angażuje innych ludzi, którym przyświeca cel spójny z twoim. Kiedy wizja w twoim umyśle staje się wyrazista, zakotwiczona i świadoma, wtedy potrzebny czas, przestrzeń i ludzie sami się znajdują, ponieważ powołują ją do istnienia siły potężniejsze niż intencje pojedynczego człowieka. Czujesz wtedy dreszcz, jaki wzbudza świadomość współpracy z siłami tworzenia.
Wizjonerskie podejście do rynku pracy
Dopóki ktoś nie pracuje ze świadomą wizją, dopóty rynek pracy będzie dlań budzącym grozę molochem. Wielu stara się uniknąć kontaktu z nim albo zaistnieć na nim tylko na tyle, aby się utrzymać, podczas gdy ich prawdziwe życie toczy się gdzieś obok. Niektórych ludzi już na sam dźwięk słowa rynek przechodzą ciarki. Inni z kolei popełniają ten błąd, że żyją na rynku zamiast w świecie. Rynek jest organizmem, tak jak ludzkie ciało. Jest on ciałem zbiorowym, a jego postać zależy od wspólnie wyznawanych wartości. Rynek doskonale odzwierciedla wartości panujące w danej zbiorowości. Jeśli jakiejś grupie udaje się manipulować koniunkturą na rynku, to dlatego, że zbiorowość na to pozwala. Dyktatorzy istnieją dlatego, że odpowiednio dużo ludzi chce ich mieć; być może oferują oni wygodną sposobność do wyparcia się osobistej odpowiedzialności. To samo dotyczy międzynarodowych koncernów. Źródłem zła nie są one same ani jakość życia, jaką nam fundują. Wszystko to jest naszym własnym wytworem. Gdy ruch alternatywnych wizji stanie się dostatecznie prężny, forma korporacji ulegnie zmianie. Wielu doradców do spraw kariery wypowiada się na temat rynku w kategoriach prognoz. Mogą na przykład wystąpić z artykułem o tym, jakie zawody mają perspektywy w latach dziewięćdziesiątych albo w co inwestują dobrze poinformowani. Myślenie bazujące na śledzeniu rynku może umożliwiać odnoszenie doraźnych sukcesów, ale nie jest ono drogą do antykariery, ponieważ wciąż opiera się na zaprzedawaniu się systemowi kosztem własnej spójności. Jeśli natomiast zestroisz się z tym, z czym masz autentyczny związek, jeśli pozwolisz, by prowadziły cię uczucia, zogniskujesz własne priorytety wokół prawdy własnego wnętrza i otworzysz serce na wspólnotę, której jesteś częścią, to zaczniesz stwarzać własną wizję i przekazywać ją innym. Ponieważ ta wizja jest twoja, nikt nie może ci jej ukraść. Nie da się jej zniekształcić dla celów marketingowych. A ponieważ jest autentyczna, będzie wzbudzać rezonans u tych, którzy noszą w sobie wizje spójne z nią. Będziesz wtedy trafiać we właściwe miejsca we właściwym czasie. Prawdziwy wizjoner nie jest dostawcą dla istniejącego rynku. Dzieje się raczej tak, że wokół wizji pełnej mocy tworzy się nowy rynek, ponieważ wizja jest wyrazem zbiorowej energii i pragnienia. Dlatego też każda autentyczna wizja zawiera w sobie swój własny rynek, choć niekoniecznie taki, jaki sobie dziś wyobrażasz. Jeśli traktujesz swoją wizję poważnie, to musisz jej przyznać priorytet wyższy niż rynkowi. Inaczej to rynek stanie się twoją wizją i skończy się tym, że całe życie spędzisz uwikłany w jakiś wyścig popularności.
W miarę jak wizja będzie wzmacniana twoim działaniem, siła jej zestrojenia będzie cię prowadzić tam, gdzie to potrzebne, by dokonała się każda kolejna faza jej rozwoju. Jak, kiedy i gdzie to będzie następować, to naprawdę nie twoje zmartwienie. Wszystko, co musisz robić, to trwać przy własnej autentyczności i być otwartym na słuchanie i uczenie się od życia. Nikt nie obiecuje, że twoja droga będzie usłana różami. Jeśli będziesz robić to, co kochasz, to pieniądze niekoniecznie same przyjdą, ale ty staniesz się naprawdę sobą w końcu pojmiesz mądrość własnego procesu życiowego i umrzesz w zgodzie i pokoju z samym sobą. Edgar Cayce miał wizję założenia instytutu, który będzie ludzi edukował i uzdrawiał. Coś zaprowadziło go w pewną konkretną okolicę i do określonego kawałka ziemi. Pierwszy wzniesiony przez niego budynek spłonął. Za drugim podejściem Cayce zbankrutował. Czy to znaczy, że szedł złym tropem? Nie. Stowarzyszenie na Rzecz Badań i Oświecenia, które działa dziś w Virginia Beach, stanowi dowód autentyczności i mocy oddziaływania inicjatywy Cayce'a oraz celu, który mu przyświecał. Jednakże wizja ziściła się w sobie właściwym czasie, a lekcje, zebrane po drodze, okazały się nie mniej cenne jak ostatecznie powstała forma. Dlatego nie oceniaj swojego sukcesu według tego, ilu klientów przychodzi do ciebie. Miarą sukcesu wizji jest to, z jakim uczuciem kładziesz się spać i budzisz się co rano. Jeśli kładąc się spać, odczuwasz pokój z samym sobą, ze światem i z każdym, kto w nim żyje, twoja wizja pracuje dla ciebie. Jeśli budzisz się pełen energii i z entuzjazmem witasz nowy dzień, to znaczy że z powodzeniem kroczysz ścieżką antykariery.
Zmiany paradygmatu według Dezangera
Są chwile w naszym życiu, gdy wydaje się, że utknęliśmy w martwym punkcie. Nasze wizje zdają się zmierzać donikąd i ogarnia nas pokusa, by zadręczać samych siebie krytyką. Jeśli wpadniemy w pułapkę takich osądów, możemy przedwcześnie porzucić swoje projekty i powędrować na poszukiwanie miejsc, gdzie trawa zieleńsza. Zapominamy wtedy o kardynalnej regule antykariery: bądź tam, gdzie jesteś! Zamiast przeklinać swoją sytuację, możesz zmienić sposób patrzenia na nią. W tym, co właśnie staje przed tobą, możesz zacząć spostrzegać drogowskaz podpowiadający inny kierunek.
Przedstawione niżej ćwiczenie na zmianę paradygmatu pobudza twą zdolność widzenia i tym samym zachęca cię do otwierania własnej percepcji na inny sposób spostrzegania tej samej sytuacji. Pomoże ci to uświadomić sobie, że także sytuację na pozór bez wyjścia można ujrzeć w innej perspektywie. Wynalazca tego ćwiczenia optycznego, Andre Dezanger, wspólnie ze swą partnerką, Judith Morgan, napisał książkę pt. Tao of Creatvity (Tao twórczości). Przez wiele lat włączali oni to ćwiczenie do programu swoich seminariów poświęconych rozwojowi zdolności twórczych. Jest ono pomocne w przełamywaniu starych schematów czyli wizji, które stały się skostniałymi nawykami widzenia świata i przestały już nam służyć oraz w badaniu nowych możliwości wizyjnych.
Oto owo ćwiczenie:
Przerysuj poniższą figurę na kartkę papieru, którą możesz umieścić przed sobą na czas medytacji. Możesz narysować kilka egzemplarzy tego rysunku, każdy w innym kolorze, i pracować z tym kolorem, który najbardziej cię inspiruje danego dnia. Codziennie o tej samej porze wpatruj się w tę figurę tak długo, aż ci się przestawi w oczach, tzn. aż ujawni się inny sposób widzenia figury. Dezanger proponuje też przy tym splatać dłonie albo krzyżować ręce w inny sposób, niż zwykle to robimy. Zauważysz, że gdy splatasz ręce, zwykle dominująca ręka układa się na wierzchu. Zmień tę pozycję na odwrotną. Możesz także, spoglądając na figurę, powtarzać mantrę: „Istnieje inny sposób".
Według Andre Dezangera, wystarczy koncentrować się na tej figurze przez jedną minutę dziennie, ale należy kontynuować tę praktykę co najmniej przez trzy tygodnie, aby zdążyły się uformować nowe ścieżki neuronowe. W ten sposób przygotowujesz swój zmysł wizjonerski do dostrzegania nowych możliwości. Skoro tylko uznasz istnienie innego sposobu, skutki zaczną być namacalne w konkretnych dziedzinach twego życia, ponieważ nawet nieznaczna zmiana perspektywy może pociągnąć za sobą potężne zmiany w końcowym efekcie. Z perspektywy piątej czakry ćwiczenie ze zmianą paradygmatów jest znakomitym narzędziem rozbudzającym oryginalność i pomocnym w ruszaniu z martwego punktu, w którym mogły się znaleźć nasze wizje. Dowodzi ono, że mamy dostęp do znacznie większej energii i szerszych możliwości, niż zwykliśmy sądzić. Naprawdę istnieje inny sposób, zawsze jest możliwe inne spojrzenie na sytuację takie, które da nam szersze możliwości wyboru i stworzy lepsze okazje. Jeśli czujesz, że utknąłeś, to jest to dobry moment na zrobienie pierwszego kroku: nie walcz z sytuacją, w której się znajdujesz, ale spróbuj zobaczyć ją pod innym kątem. Wizji się nie stwarza, wizja się rodzi. Ale ty jesteś jej położną. Jeśli nie asystujesz przy porodzie, wizja wycofa się z powrotem do świata fantazji albo pobożnych życzeń. Twoja pomoc przy porodzie polega najpierw na wewnętrznym zharmonizowaniu samej wizji, a potem na twoim własnym zharmonizowaniu się z nią. Poprzez pragnienie kochania i dawania wizjonerstwo sprzęga się z ośrodkiem serca. Proces ten stanowi wezwanie dla przyszłości, która może wówczas wkroczyć w przestrzeń twojej teraźniejszości i zacząć inspirować proces tworzenia. Tego nie osiągnie się na siłę ani metodą chłodnej kalkulacji, ale przez zaufanie, zestrojenie się, a następnie rzucenie w wir działania realizującego wizję. Oddając się takiemu działaniu, na nowo odkryjesz zabawę, ponieważ wizje zarażają nas zawartą w nich energią. Podążanie za nimi zamienia przyziemne życie w przygodę.
Medytacja piątej czakry: zakotwiczanie się w przyszłości
Oddychaj. Nabieraj powietrza powoli. Wydychaj do końca. Poczekaj, aż twoja uwaga się ześrodkuje. Gdy poczujesz już to ześrodkowanie, zacznij formować potrójną podstawę twojej istoty drogocenne zestrojenie zaufania, odczuwania i skupienia uwagi. Zobacz, jak to potrójne zestrojenie pierwszych trzech czakr zakorzenia cię, napełnia mocą i zasila energią, która pozwala wznieść się do ośrodka serca. Pozwala ci otworzyć swe serce na ogólnoświatową wspólnotę. Teraz możesz dzielić się z nią tym, co masz do dania, i stać się jedną z sił uczestniczących w dziele ponownego zestrojenia tego świata poprzez miłość. Poczuj w sercu, że to możliwe. Skoncentruj swą uwagę na ośrodku serca. Podczas wdechu skupiaj się na przyjmowaniu, podczas wydechu na ofiarowywaniu. Daj sobie czas na to, by świadomie wejść w krąg dawania i przyjmowania. Tutaj nie ma potrzeby dominacji ani bycia zdominowanym, tu jest miejsce na swobodną wymianę i dzielenie się wszystkim. Włączając się na dobre w ten krąg, przyjmuj znów energię od poprzednich pokoleń, a energię własnego życia ofiarowuj społeczeństwu przyszłości. Wyobraź sobie, że z twego ośrodka serca pomału wyłania się ścieżka, która wiedzie do twego gardła. Otwieraj ją coraz bardziej z każdym oddechem. Wizualizuj, jak energia dawania i przyjmowania wyraża się poprzez twój głos. Otwórz szeroko ten kanał, prowadzący od ośrodka serca do wielkiej, niezmierzonej otwartej przestrzeni, jaką jest ośrodek gardła. Teraz jesteś w stanie wyrażać swoje pragnienia. Teraz masz możność artykułować to, jak się naprawdę czujesz, bez wstydu i strachu przed karą. Zamiast martwić się, co powinieneś powiedzieć albo zrobić, możesz pozwolić, aby twórczy prąd popłynął poprzez twoje serce i gardło w świat jako Słowo. Jeśli czujesz jakąś blokadę w czakrze swego gardła, wdychaj do niej piękny kolor niebieski, który wzmacnia twoje zdolności słuchania i mówienia, umożliwia ci zmianę kształtu i przemieszczanie się w czasie i przestrzeni. Poczuj w sobie moc otwierania się na nowe możliwości, nowe sposoby widzenia rzeczywistości. Poczuj, że możesz igrać z energiami tworzenia, spoty-kac się w tańcu z potężną mądrością i przekraczać wszystkie dotychczasowe wyobrażenia, ponieważ twoja wyobraźnia została właśnie wyzwolona. Zobacz oczyma wyobraźni eteryczne schody o siedmiu stopniach, które zaczynają się w twoim gardle. Wyobraź sobie, że te schody, utkane z czystej przestrzeni, pozwalają ci przenieść się w inne wymiary. Zobacz, jak z wdziękiem stąpasz po tych siedmiu eterycznych stopniach w górę, z każdym krokiem porzucając część przyjętych przez siebie wyobrażeń o tym, jak się rzeczy mają. Z każdym krokiem wyzbywaj się wszelkich ustalonych przekonań na temat własnych możliwości Stąpając pośród eterycznych chmur, przejdź na drugą stronę formy, czasu i trójwymiarowego świata. Na szczycie schodów napotykasz drzwi. Otwierasz te drzwi i otwierasz się na postrzeganie innego wymiaru, tego, co będzie w przyszłości nie tylko za dziesięć lat od dziś, ale za niezliczone wieki, tam, gdzie jaźń, którą jesteś, jaźń, co rozwija się w tobie jak roślina z nasienia, wypełni swój potencjał. Ujrzyj siebie w całej swojej chwale, jak promieniejesz energią i wolnością, jak osiągnąwszy całkowite spełnienie, pracujesz w sposób doskonały i ekscytująco twórczy dla dobra wszystkiego i wszystkich. Pozwól sobie zestroić się z tą promienną energią, która jest tobą w przyszłości. Zapytaj ją, czego trzeba ci się nauczyć, co masz robić, co powinieneś stworzyć, aby znaleźć się w optymalnej dla Ciebie przyszłości. Jakie cechy musisz rozwinąć w sobie, aby stać się tym, kim jesteś w ostatecznym wymiarze? Pozwól, by odpowiedzi przypłynęły wraz z promiennością. Przyjmij je w pełni do swego wnętrza, wyczuwając subtelne zmiany w swoim ciele, w swojej strukturze myślowej. Bądź otwarty na to, co nowe, na stworzenie od nowa swego życiowego wzorca. Promieniejąc wdzięcznością w stosunku do tej istoty, wyjdź, pozostawiając drzwi otwarte. Wiedz, że zawsze możesz wrócić do tego miejsca, gdy poczujesz, że potrzebujesz kontaktu z grawitacyjnym przyciąganiem przyszłości.
Teraz pomału, krok po kroku, zejdź po schodach w dół, ale nie nakładaj na siebie z powrotem wszystkich warstw świata. Wybierz tylko to, co naprawdę zestrojone jest z twoją przyszłością. Weź te kolory, wibracje i możliwości, które wezwały cię do przyszłości, i wróć z nimi do czakry gardła. Wdychaj powietrze i wydychaj. Poczuj połączenie między gardłem a sercem i pomiędzy sercem a trójkątną podstawą. Poczuj siłę swojej pasji i swojego celu. Poczuj pełne zestrojenie od poziomu eterycznego aż do ziemi i wiedz, że potrafisz pójść dalej i zrobić rzeczy, których nigdy przedtem nie robiłeś. Na pewnym poziomie bowiem wszystko to już zrobiłeś. Nie ma potrzeby tkwić w ograniczeniach własnych myśli. Jeszcze raz poczuj swój bezgraniczny potencjał twórczy, oddychając piątą czakrą i kąpiąc się w szafirowym oceanie eterycznego tworzenia. Poczuj, jak ta część ciebie, która istnieje poza czasem i przestrzenią, otwarcie nawiązuje łączność z tą częścią, która przebywa w czasie i przestrzeni Poczuj, że różne strony i wymiary twojej istoty mogą zostać scalone tak, że twoje ziemskie życie będzie odbiciem twojej istoty, która żyje od zawsze i zawsze będzie żyć.
Zanim powrócisz do swej fizycznej postaci, zwróć uwagę, czy jest jakaś konkretna przeszkoda lub niespełnienie, które ostatnio dawały ci się we znaki. Zamiast widzieć w tej rzeczy problem, zanieś ją wprost do ośrodka twórczości Pozwól sobie zobaczyć tę tak zwaną przeszkodę w inny sposób. Pozwól sobie zobaczyć, że to, co wydaje się ciebie powstrzymywać, może być bramą do rozwoju. Możesz zadać sobie pytanie: „ Czy istnieje jakiś inny sposób, w jaki mogę się rozwijać, tak aby ta przeszkoda nie była mi potrzebna?" Poszukaj w sobie odpowiedzi, nasłuchując rezonansu. Przyjmij tę wiadomość, wiedząc, że gdy zanurzysz się w swym ośrodku serca i zakorzenisz się w swojej trójkątnej podstawie twoje światy wyższy i niższy zaczną się ze sobą zestrajać. Istnieje inny sposób. Istnieje taki sposób, dzięki któremu wszelkie przeszkody stają się szansami, a wszystkie te szanse można zestroić w skuteczne działanie w świecie. Oddychaj. Skontaktuj się ze swoim centrum. Sprowadź energię ze świata wyższego do niższego. Poczuj, jak zestrajają się one w twoim sercu, w twoim splocie słonecznym, na wysokości krzyża i w twoim korzeniu. Wyjdź z tej medytacji w świat jako istota świadoma i wielowymiarowa, gotowa do tego, by zintegrować przeszłość i przyszłość, to, co możliwe, i to, co prawdopodobne, wzniosłą wizję i autentyczne działanie.
9. SZÓSTA CZAKRA: MOJA WOLA I TWOJA
Ruch nieba jest pełen potęgi.I Cing
Kiedyś, będąc studentem, zapytałem jednego z moich nauczycieli religii: „Skąd pan wie, kiedy postępuje pan zgodnie z wolą Boga?" Sens odpowiedzi, którą otrzymałem, był mniej więcej taki: „Ach, to proste! Zawsze wtedy, gdy nie lubisz tego, co robisz, możesz być pewien, że wypełniasz wolę Boga".
Spośród tematów, z którymi przychodzi nam się uporać, gdy chcemy sobie wytyczyć żywą i autentyczną ścieżkę zawodową, do najbardziej kłopotliwych należą przypuszczalnie nasze przekonania na temat boskiej woli i przewodnictwa. Z jednej strony, nie chcemy wpaść w pułapkę egoizmu robić to, na co nam przychodzi ochota w danej chwili, a potem skończyć z pustymi rękami. Z drugiej jesteśmy biegli w oszukiwaniu samych siebie przez udawanie, że czerpiemy z czegoś satysfakcję dlatego, że to coś jest „wolą Bożą", albo dlatego, że to uratuje środowisko, planetę itp. Prawda może zaś być taka, że robimy to, co robimy, ponieważ nie czujemy się warci czego innego, ponieważ się boimy albo czujemy potrzebę usprawiedliwienia się i ideał stanowi dla nas zasłonę dymną. O tym, jaki naprawdę charakter ma nasza praca, powie nam nie to, jak oddziałuje ona na świat, ale to, jak oddziałuje na nas i naszych najbliższych. „Świat" bowiem w gruncie rzeczy jest tym, co widzimy, a widzimy to, co chcemy widzieć. Jednak ci, którzy z nami żyją, widzą nas. Oni znają się na naszych sztuczkach. Jesteśmy przyzwyczajeni do wzorów heroicznych. Stawia nam się za przykład ludzi, którzy zdają się przyczyniać do wielkiego postępu w świecie, ale których życie prywatne stanowi obraz nędzy i rozpaczy. Gdzieś pobrzmiewa niepisana reguła, która głosi, że to szlachetnie poświęcać własne życie intymne w imię służenia innym. Jeśli głęboko pojmiemy prawdę, że cel nigdy nie uświęca środków, to zdamy sobie sprawę z błędności tego podejścia. Celem naszej pracy, jak i wszystkiego innego w życiu, jest uczenie się, jak kochać i być kochanym. Jeśli nasze zajęcie nie pomaga nam posuwać się w tym kierunku, to mamy prawdziwy problem. Jeśli osiągnięcia w świecie zewnętrznym prowadzą do wewnętrznej pustki w życiu swoim i naszych bliskich, to znak że wpadliśmy w pułapkę życia dla spraw zewnętrznych. Jest to poważny błąd. Co ci po wysokich budowlach i wspaniałych samochodach, jeśli nie możesz ufać najbliższej osobie? Nasza praca wtedy ma wartość, kiedy sprzyja całemu procesowi życia. Widocznymi oznakami tego, że tak się dzieje, są zrelaksowana sylwetka i promienność. Ćwiczenia z kołem mocy i tym podobne mają nam pomóc wprząc naszą wolę w ten proces, a nie wyrzekać się woli albo też ją wytężać dla wygórowanych ambicji. Kiedy tą drogą dochodzimy do szóstej czakry, gdzie powołanie życiowe nabiera boskich proporcji, własny obraz nie przysłania nam całego świata.
Szósta czakra, położona pomiędzy brwiami, tradycyjnie kojarzona jest z wyższym wzrokiem, czyli jasnowidzeniem. Jest to takie miejsce w ciele subtelnym, poprzez które doświadczamy ponadnormalnych mocy i doznań, przez które widzimy, słyszymy i wyczuwamy to, co zwykle jest ukryte. W miejscu tym uwalniamy się od iluzji działania z własnej mocy i w imię wyższego dobra zestrajamy się z siłą wyższą. Kiedy już utwierdziliśmy się w świadomości własnej wartości i przepracowaliśmy emocjonalne wzorce, kiedy sformułowaliśmy słuszne dla nas priorytety i pozwoliliśmy im się zadomowić w swoim sercu i kiedy zaczęliśmy pielęgnować własne wizje słowem, kiedy zrobiliśmy już wszystko, co my możemy zrobić puszczamy to wszystko! Mówimy Bogu: „Masz, Boże, w Twoje ręce!" Pozwalamy, by inteligencja kosmosu poprowadziła nas i zharmonizowała nasze wizje i priorytety z wizjami i priorytetami ewolucji świata. Zestrajamy się z siłami, które pracują nad tworzeniem harmonii w świecie. Doskonałość naszego zestrojenia przyciąga uniwersalną moc i nie ma już zadania zbyt wielkiego ani zbyt małego. Rozumiał to Thoreau, pisząc w zakończeniu Waldena: „Każdy wbity gwóźdź powinien być kolejnym bolcem w maszynie wszechświata"1. Owo doświadczenie zestrojenia i związku z boskością jest dla człowieka wielką radością. Wiąże się z nim więc także pewne niebezpieczeństwo, a co za tym idzie odpowiedzialność. Dlatego nadzwyczaj ważne jest, abyśmy skrupulatnie przepracowali sprawę w rejonie serca i zbadali własne motywy, zanim zostawimy wszystko w rękach Boga. To bowiem w tym momencie człowiek staje się albo wizjonerem, albo megalomanem, przy czym jedno od drugiego dzieli szerokość włosa. Gdy otwiera się szósta czakra, mogą i zapewne będą się zdarzać cudowne zjawiska. Człowiek współpracuje wtedy z kosmicznymi siłami i bardziej na nie zważa, toteż wokół jego pola energetycznego zbiera się olbrzymia moc. Niebezpieczeństwo polega na tym, że ktoś może wówczas rozdmuchać swój osobisty mit, a wycofać się z dzielenia się z innymi i wzajemnych interakcji. Czym innym jest doznać chrystusowego przeżycia, a czym innym myśleć sobie: „ja jestem Chrystusem". Od chwili gdy uwierzę w to ostatnie, w otwartej czy zawoalowanej formie, inni mogą być już tylko moimi wyznawcami albo nieszczęsnymi niewiernymi. Nie ma tu żadnej wzajemności. Megaloman boi się dzielić swą wizją z innymi, boi się wkroczyć z nią na wolny rynek, ponieważ naraziłby się na jej zakwestionowanie i zdemaskowanie. Kosmiczny wizjoner potrafi samemu przeżywać cud i dzielić się nim z innymi. Prawdziwi wizjonerzy wiedzą, że zestrojenie jest jednym z elementów większej układanki, że urzeczywistnianie wizji zawsze wymaga współdziałania z innymi i że roszczenie sobie monopolu na prawdę jest nadużyciem władzy, które przez wieki prześladowało nasze dzieje. To właśnie tego rodzaju nadużycia sprawiły, że dziś wielu wrażliwych i inteligentnych ludzi nieufnie odnosi się do wyższych zdolności wizyjnych. Lecz jeśli ty nie podejmiesz wyzwania, by wkroczyć w tę dziedzinę z pokorą i jasnym umysłem, to pomyśl tylko, kto to zrobi!
Wola Boża a żądza prawdy
W powieści Umberto Eco Imię róży Antychryst jest zidentyfikowany jako żądza prawdy i nie bez racji. Jeśli ego nie jest elastyczne i zdrowe albo jeśli w drodze rozwoju duchowego ominięto ośrodek emocji, to nieprzeparte odczucie obecności wyższej siły jest czymś, co tak bardzo zagraża strukturze osobowości, że albo się mu kategorycznie zaprzecza, albo się je ogradza murem dogmatycznej i represyjnej ideologii. W pracy nad sobą obowiązuje kardynalna zasada zaufania. Jeśli zabraknie zaufania, spotkamy się z naprawdę silną pokusą zniekształcenia wewnętrznych doświadczeń, tak aby pasowały do takich czy innych założeń. Wówczas w sferę twórczej wizji zaczyna się wdzierać ideologia. Przydarza się to zarówno grupom, jak i jednostkom. Rozmaite sekty i kulty często tworzą własne kosmologie, wspólne dla wszystkich wyznawców, i bogactwo doświadczeń wewnętrznych jednostki zostaje rozciągnięte na prokrustowym łożu grupowych oczekiwań. W rezultacie powstaje grupa ludzi, którzy wyznają spójny światopogląd, ale nie są w stanie otworzyć się na poglądy innych. Ludzie tacy muszą albo cię nawrócić, albo unikać. Chodzi więc o to, żeby uznając realność uniwersalnego przewodnictwa, ustrzec się dziecinnego poglądu, że mój bóg jest lepszy od twojego. Pozytywnym wyjściem jest nie dać się wessać; nigdy, pod żadnym pozorem, nie wyrzekać się własnej mocy, nie zapominać o uczciwości wobec samego siebie i nie negować ważności własnych doświadczeń w nadziei, że ktoś nam da objaśniającą wszystko odpowiedź. Praca z intuicyjnym przewodnictwem oznacza wzięcie odpowiedzialności za długotrwały dialog z własną wewnętrzną istotą, z Bytem jako takim. Część tego procesu stanowi dokonywanie wyborów. Możesz wystawiać na próbę uzyskiwane informacje, możesz zakręcić kran, jeśli cieknie w niekontrolowany sposób, i możesz określić, jaki typ relacji najbardziej ci odpowiada w kontaktach ze źródłem intuicji. Nazbyt często dominującym modelem ludzko-boskiej interakcji pozostaje relacja dziecko-rodzic. Tak jednak być nie musi. Możemy psychicznie i duchowo wydorośleć, przejmując odpowiedzialność za samych siebie*. Język życia duchowego niekoniecznie musi nas cofać do dzieciństwa, jak sugeruje zwracanie się do Boga jako do Ojca, a poczucie, że jesteśmy prowadzeni, nie musi oznaczać, że jesteśmy Jego ulubionym synem czy córką. Istotą proszenia o przewodnictwo jest nie tyle zadawanie pytań i czekanie na odpowiedź, co stworzenie pewnego trybu interakcji. Tak samo modlitwa nie musi być prośbą dziecka o magiczne spowodowanie określonego rezultatu. Teoria, że dziecko jest istotą niezdolną do odpowiedzialnego decydowania o sobie, jest typowa dla naszej kultury; nie we wszystkich tradycjach kulturowych jest ona przyjmowana za prawdę przyp. tłum. Dojrzewający mechanizm wizyjny zaczyna wchodzić w interakcje z innymi poziomami istnienia. Zaczynamy sobie uświadamiać, że w grze uczestniczą obok nas inni gracze, których przedtem nie byliśmy świadomi, a którzy są wyraźnie zainteresowani tym, jak rzeczy się potoczą, i mają moc, żeby na to wpływać. Dlatego nie musimy się bać przedłużających się trudności ekonomicznych i społecznych. Wszystko to przypomina pielenie ogrodu, sprzątanie kosmicznego targowiska. Dalsze funkcjonowanie instytucji, które nie zaliczają służby planecie do swoich naczelnych priorytetów, stanie się w przyszłości naprawdę trudne, jeśli nie niemożliwe. Wizje stawiające na pierwszym planie wydajność i zysk po prostu tracą użyteczność w skali globalnej. I choć tu i ówdzie mogą się zdarzać przypadki regresu do takich czy innych form autorytarnych, wyraźnie kłócą się one z duchem czasu. Faszyzm, autorytarne ideologie religijne, oligarchie osiemdziesięciolatków i kowbojska wojna z narkotykami to wszystko daremne usiłowania przywrócenia paradygmatu, który już nie służy ewolucji. Ideologia absolutnej wiedzy jest być może jedną z najsubtelniej destruktywnych form światopoglądu opartego na żądzy władzy. Ojcowie pustyni charakteryzowali grzech gniewu jednym krótkim zdaniem: „ja mam rację". Tej właśnie obronnej postawy musimy się wyrzec, jeśli chcemy się cieszyć krzepiącym przewodnictwem ze strony wyższych sił. Niczym rytuał przyjął się zwyczaj, że faktyczną wiedzę, którą będąc ludźmi posiadamy w jakiejś dziedzinie, uogólniamy na obszary, o których nic nie wiemy. Zerwanie z tym zwyczajem zdaje się wymagać dużo odwagi. Szósta czakra prosi nas o wyrzeczenie się potrzeby poznania prawd ostatecznych i o dzielenie się z innymi swoimi wizjami bez zmuszania kogokolwiek, by je przyjął za własne. Nasza aktywność wizjonerska nabrała teraz większego znaczenia niż kiedykolwiek przedtem, gdyż mamy dziś coś, czego nigdy przedtem nie mieliśmy: kosmiczny rynek, który umożliwia pełną wymianę informacji, idei, pomysłów, nadziei i wizji z całym światem. Na tym otwartym rynku możemy wzajemnie dzielić się wizjami. Im żywsza będzie kulturalna wymiana i uznanie wzajemnych oddziaływań, tym mniej będziemy się martwić o utrzymanie za wszelką cenę określonego standardu wiedzy.
Poddawanie się przewodnictwu nie oznacza stania się niewolnikami nowego, przez nas samych powołanego autorytetu. Aby stworzyć funkcjonalne, sprawdzające się formy pracy, które honorują to, co w nas najlepsze, trzeba zaakceptować wyzwanie, jakie niesie wolność człowieka, a jednocześnie pogodzić ją z realiami ludzkiego przeznaczenia. Głęboka akceptacja takiego paradoksu jest istotą umysłu wyzwolonego z pęt. Nie jest to zwykła tolerancja, ale otwieranie się na paradoks na coraz głębszych poziomach. Taką otwartość daje pokora wobec potężniejszej mądrości i wola dzielenia się uzyskanym wglądem z innymi poprzez naszą niepowtarzalną indywidualność.
Oznaki prowadzenia
Są określone znaki, które pojawiają się wtedy, kiedy człowiek znajduje się w harmonii ze swym wewnętrznym przewodnictwem, i warto tu o nich wspomnieć. Pierwszym i najważniejszym z nich jest wewnętrzny spokój nie taki spokój, który opiera się na zamykaniu w sobie i unikaniu wszelkich kontaktów, ale taki, który jest głębokim i trwałym poczuciem uczestnictwa w kosmicznym porządku. Z faktu, że jesteś prowadzony, nie wynika, że ominie cię zaraza albo że wyjedziesz na wieś w samą porę, żeby ujść przed niszczycielskim trzęsieniem ziemi. Życie z przewodnictwem oznacza rozwijającą się w tobie ufność i doświadczanie czegoś głębszego niż instynkt samozachowawczy. Jest ono wewnętrzną głębią, która pozwala ci odnaleźć się w każdej sytuacji, ponieważ twoje poczucie własnej wartości nie jest zależne od żadnego konkretnego zespołu warunków. Innym charakterystycznym znakiem świadczącym o tym, że poddajesz się wyższemu przewodnictwu, jest występowanie maleńkich cudów, które pozwalają wyraźnie odczuć, że wszechświat cię wspiera. Do najpospolitszych tego rodzaju zjawisk należy synchroniczność. Przykładem synchroniczności jest sytuacja, gdy niespodziewanie wpadamy na kogoś, kto potem okazuje się pomocny w podjętym przez nas przedsięwzięciu albo gdy przypadkowo spotykamy jakiegoś kuzyna albo znajomego, który niebawem staje się naszym sojusznikiem. Początkowo każde takie zdarzenie wprawia nas w radosne uniesienie; z biegiem czasu jednak stają się one czymś naturalnym, niemal oczekiwanym, gdyż świat „na zewnątrz" przestaje być nam obcy i wrogi. Innym znakiem rozpoznawczym przewodnictwa jest obustronna radość pojawiająca się w twoich kontaktach z otoczeniem. Zauważasz, że nie tylko tobie samemu zaczyna się dobrze układać w życiu, ale również wszystkim, którzy cię otaczają, zaczyna się dobrze wieść, jako że wszędzie, gdzie się pojawiasz, stwarzasz sytuacje wygrany-wygrany*. Ponieważ nie tkwisz już w pułapce niedostatku, ludzie przestają w tobie widzieć „potrzebującego"; nie jesteś już dla nich złodziejem energii i kontakty z tobą sprawiają im przyjemność. Swobodnie okazując autentyczne uczucia, roztaczasz wokół siebie atmosferę serdeczności, wzajemnej więzi i pozytywnego nastawienia. Ponieważ zmierzasz prosto w swoim prawdziwym kierunku, nie marnujesz czasu swojego ani cudzego. Ludzie, których spotykasz, są w niepojęty sposób dostrojeni do twojej wizji, toteż każda sytuacja może stać się okazją do doświadczenia cudownego działania wyższych sił.
Nie znaczy to, że nie będziesz natrafiał na żadne przeszkody przeciwnie, są one niezbędną częścią tej ścieżki. Ukazują ci, co w tobie wymaga rozwoju i zmiany. Jeśli wciąż trafiasz w mur, to nie znaczy, że ty albo twój pomysł jesteście do niczego. Znaczy tylko, że musi istnieć jakiś słaby punkt, i właściwe pytanie brzmi: „Czego muszę się nauczyć z tej sytuacji?". Stawiając to pytanie wchodzisz na ścieżkę dociekania, dociekanie zaś generuje własny dynamizm. Artykułując problem, kreujesz jego rozwiązanie. Może ono mieć postać, jakiej się nie spodziewałeś, ale będzie właśnie tym, czego ci potrzeba, żeby poszerzyć twoje horyzonty i otworzyć cię na nowe wartości i nowe wizje. To, że prowadzi cię siła wyższa, niekoniecznie oznacza, że dostałeś najlepsze karty z kosmicznej talii. Nie oznacza, że na pewno osiągniesz bogactwo, szczęście czy sukces, mierzone normami, ustalonymi przez kogoś innego. Ale oznacza to, że pewnego dnia klejnot, twój własny klejnot zalśni jasnym blaskiem i sam zobaczysz, i będziesz wiedzieć w swoim sercu, że takie życie warto było przeżyć.
Różne formy przewodnictwa
Jedni otrzymują wyraźne wskazówki z Biblii, inni słyszą wewnętrzny głos, jeszcze inni korzystają z narzędzi wróżbiarskich, takich jak Cing, tarot czy nawet wróżebne ciasteczka! Nie ma jednego, ustalonego sposobu, jak należy prosić o przewodnictwo czy jak je przyjmować. Napoleon Hill informuje, że Thomas Edison powołał własną „radę nadzorczą", w której skład wchodziły takie osoby jak Galileusz i Kopernik, i zasięgał jej opinii w różnych sprawach związanych z własną pracą*. Gdy zaczynasz naprawdę żyć intuicją, a nie tylko teoretyzować na jej temat czy się zastanawiać, to nawiązujesz faktyczną współpracę ze swoim źródłem przewodnictwa i zaczynasz wypracowywać sobie własną metodę jego przyjmowania i reagowania na nie.
*W odróżnieniu od sytuacji, gdy korzyść odnosi tylko jedna strona albo obie przegrywają — przyp. tłum.
Różni ludzie będą otrzymywać równie wartościowe wskazówki w różnych formach. Osoba o orientacji kinestetycznej może otrzymać z pozoru doskonałą ofertę pracy, ale ściskanie w gardle i inne przykre odczucia cielesne uświadomią jej, że być może w rzeczywistości nie jest to najlepsze zajęcie dla niej. Wzrokowiec będzie otrzymywać przewodnictwo w formie wizualnej, słuchowiec będzie je słyszał itd. Zdaj się na swoje najbardziej wrażliwe zmysły, a być może stopniowo otworzą się i inne. Często ludziom zdarza się zobaczyć coś, co stanowi dla nich wskazówkę podczas medytacji. Jeśli ty nic nie widzisz, to spytaj siebie, co odczuwasz. To, co czujesz jako emocję czy doznanie, jest równie dobrym sposobem uzyskania przewodnictwa, jak to, co widzisz czy słyszysz. Pewien tekst buddyjski opowiada o krainie, w której świętą naukę przekazuje się tylko za pośrednictwem zapachów! Pomocna tu może się okazać droga dociekliwego zapytywania. Jeśli jakieś pytanie lub problem wystarczająco mocno wbije się w twoją świadomość, to wkrótce zacznie się stamtąd wyłaniać potrzebna odpowiedź. Może znajdziesz ją w reklamie telewizyjnej albo w rozmowie z przyjaciółmi na zupełnie inny temat. Nie wiadomo, kto przyniesie wiadomość, ale jeśli masz nastawioną antenę, z pewnością złowisz odpowiednią częstotliwość. Dlatego nie musisz korzystać z usług zawodowego medium czy kogoś innego, kto by cię zwolnił od osobistej odpowiedzialności. Tylko ty sam jesteś odpowiedzialny za otwarcie się na przewodnictwo, choć wskazówki mogą mieć różną treść i docierać do ciebie w różny sposób. Edgar Cayce zapadał w głęboki trans za każdym razem, gdy dawał „odczyt", i niczego później nie pamiętał3. Bez względu jednak na to, w jaki sposób otrzymujesz intuicyjny materiał, jesteś odpowiedzialny za to, jaki z niego zrobisz użytek.
Swoją intuicję możesz testować, badać i pracować nad nią i nie masz obowiązku w nią wierzyć albo nie wierzyć. Gdy Stan Jay wymienił swój pierwszy zabytkowy instrument na samochód wynajęty na lato, nikt nie musiał mu mówić, jakie przesłanie się za tym kryje. To jedno zdarzenie stało się dla niego ową boską wskazówką: poczuł, że może robić coś o wiele ciekawszego i bardziej opłacalnego niż to, co robił dotychczas. Każdy z nas może się nauczyć ufać sobie i swoim podszeptom; możemy też pracować nad tym ze swoimi nauczycielami, terapeutami i innymi osobami, które nas szanują i zachęcają do rozwijania własnej mocy.
Moc rodowodu
Wszelkie wskazówki, jakie otrzymujemy, zwykle są przepuszczane przez filtr tego, jak nas zaprogramowano. Nawet jeśli zawsze się staramy być jak najbardziej otwarci, przydatne mogą się okazać pewne formy przygotowań. Mówiliśmy już o świętym kręgu. Innym skutecznym sposobem przygotowania się na przyjęcie przewodnictwa jest ustanowienie gdzieś w swoim domu świętej przestrzeni i zarezerwowanie codziennie określonego czasu, który tam będziemy spędzać. W końcu nasze domostwo jest także manifestacją swojej własnej osobowości. Jeśli nie mamy czasu albo miejsca dla ducha we własnym domu, to gdzie będziemy je mieć? Rytualna organizacja psychiki bierze swój początek w domu rodzinnym i udana antykariera także wyrasta z domu, w którym panuje równowaga, będąca odbiciem równowagi w duszy. Jeśli chcemy, by prowadziły nas wyższe siły, musimy dla nich zrobić miejsce w swoim życiu. To ciche, otwarte na przyjmowanie miejsce będzie świadczyło o tym, że sam ruch życia stał się jednym z naszych priorytetów i że jesteśmy gotowi dopuścić do swoich uszu plan, który może być większy niż wszystko, co umysł może obmyślić w pojedynkę. Innym źródłem przewodnictwa jest głęboko uwewnętrzniona wiedza lub doświadczenie w jakiejś dziedzinie. Mowa tu o mocy rodowodu czyli linii przekazu. Uczestnictwo w linii przekazu określonej dyscypliny daje ci taką moc, że możesz stać się dla tej powierzonej ci dyscypliny otwartym naczyniem. Moc przekazu to coś więcej niż czyjeś długotrwałe oddziaływanie na ciebie. Oddziaływanie ma miejsce także na etapie relacji uczeń-mentor, ale aby otrzymać przekaz, musisz osiągnąć pewien poziom mistrzostwa w danej dziedzinie. Historia i mythos tej dziedziny muszą tak przenikać twoją istotę, że z ich różnych elementów zaczyna docierać do ciebie mądrość. Oddany swej dziedzinie lekarz, poeta, inżynier, budowniczy czy rzemieślnik staje się kimś więcej niż fachowcem. Poświęcenie dla swojej dyscypliny i otwarta postawa wobec niej obdarzają ich wglądem, którego nie uzyskuje się z podręczników, od nauczycieli ani poprzez wielokrotne powtarzanie doświadczeń. Dzięki swemu mistrzostwu przyjmują oni ducha inspiracji, który nosi w sobie pamięć początków danej dyscypliny. Poeta oddany swemu powołaniu czuje nie tylko współbrzmienie z określonymi poetami z przeszłości czy z konkretną tradycją poetycką, ale również moc płynącą wprost od muzy. Niewidzialni strażnicy dyscypliny poetyckiej wkraczają i zaczynają współpracować z tymi, którzy naprawdę oddadzą się muzie. Oto prawdziwa nagroda dla tych, którzy kochają swoją pracę: praca sama w sobie staje się drogą do piękna i poczucia łączności ze światem; staje się pojazdem duchowej podróży. Nie jest już czymś, co się toleruje jako przerażającą konieczność. Wszystkie elementy twojej pracy narzędzia, gleba, farby, tkanina, wykresy, klawisze ożywają pod twoim dotknięciem. Praca jawi się jako błogosławieństwo. Ogarnia cię ożywienie, a energia, która cię w pracy prowadzi, także staje się błogosławieństwem. Przewodnictwo staje się dostępne, ponieważ jesteś w stanie w pełni przyjąć siłę tradycji, zasymilować ją i podtrzymać ją we własny niepowtarzalny sposób.
Ten, kto zawierza siebie muzie, musi czuć silne powinowactwo z materiałem, z którym pracuje. Tak więc ulega on fascynacji drewnem bądź słowami, życiem zwierząt bądź przeżytym kiedyś wstrząsem, chorobą i uzdrowieniem. Fascynacja ta ewoluuje i często przybiera metaforyczne formy. Dziecięca fascynacja płaszczyznami i sposobami łączenia przedmiotów może prowadzić ku studiom nad inżynierią, a za jakiś czas ku badaniom nad strukturą ludzkiego ciała. Fascynacja końmi we wczesnej młodości może mieć metaforyczny związek z umiłowaniem wolności i piękna przyrody i w późniejszym życiu może cię zaprowadzić do zawodu wykonywanego na wolnym powietrzu albo do zaprojektowania nowego silnika samochodowego. Możliwości jest nieskończenie wiele. Metafora stale żyje. Poświęcając się w końcu pewnej konkretnej formie, zestrajasz się z jej dyscypliną lub linią przekazu bez względu na to, czy twoimi nauczycielami będą wychowawcy, mężowie stanu, sportowcy, aktorzy czy astrologowie. Za sprawą twego pragnienia to jest za sprawą erosa stajesz się spragniony najgłębszej esencji twojej wymarzonej dziedziny aktywności. Studia stają się poznawczą przygodą, trening afirmacją. Z czasem zjawia się mądrość, intuicja przekazywana w bezpośrednim doświadczeniu, przez nieustanne ćwiczenie, błędy i sukcesy. Dojrzewa związek ucznia z tradycją jako taką i zostaje mu powierzona jej ciągłość. Nie wolno mu teraz spocząć na tym, do czego doszedł. Musi zechcieć osiągnąć mistrzowskie opanowanie całej wiedzy, nie pozwalając, by przytłoczyła go jej forma.
Zawsze może się zdarzyć, że przewodnictwo nas uwiedzie, a przez to stępi nasze reakcje. Uwiedzeni, możemy wyprzeć się samych siebie, bez reszty poddając się tradycji albo duchowi, który nas prowadzi. Możemy też ulec pokusie wyobrażania sobie, że to my jesteśmy tradycją albo owym duchem-przewodnikiem. Możemy też zagubić się w powtarzaniu na okrągło tej samej, niegdyś przydatnej formuły, i tym samym utracić kontakt z energią, którą niesie wyłaniająca się teraźniejszość. Dlatego tak ważna jest nasza potrójna podstawa. Jeśli połączenie z korzeniem jest wystarczająco silne i spójne, jeśli zaakceptowaliśmy fakt, że jesteśmy tylko ludźmi, wówczas ego może wypracować zdrową relację ze światem monumentalnym, światem, w którym osobowość i indywidualność mogą współistnieć ze stapianiem się w jedność. Paradoks bowiem przestaje być zagrożeniem, a stwarza przestrzeń, w której mieszczą się i wielkie serce, i otwarty umysł.
Medytacja szóstej czakry: otwarte drzwi
Utwórz potrójną podstawę, tak aby odzwierciedlała ona zestrojenie twego celu, twego uczucia i wiecznie obecnego prądu energii ziemi. Miarowo oddychając, poczuj jak ziemia, woda, ogień i powietrze scalają się w tobie, podczas gdy wyznaczony przez ciebie cel wznosi się ku sferze serca, by ofiarować siebie większej całości.
Pracując ze swą uwagą i energią oddechu, poczuj, jak ośrodek gardła otwiera się, przybierając postać pięknego, niebieskiego jeziora. Ośrodek gardła rozszerza się i rozluźnia; czujesz, że teraz możesz wypowiadać swoją prawdę, wyrażać istotę swego bytu, gdyż każdy oddech coraz bardziej integruje twoją energię twórczą z całością twojej istoty. Wyobraź sobie, jak wyglądałby dzień od świtu aż po noc w którym każde działanie i każdy szczegół wyrażałby twoje wewnętrzne głębie, twoją radość, twoją pasję i twoje głębokie przeświadczenia. W tej przestrzeni piękna zobacz, jak się budzisz, jak chodzisz, jak pracujesz i jak odpoczywasz. Pozwól, by ta wizja otworzyła się przed tobą w całej okazałości, i przyjrzyj się najdrobniejszym szczegółom. Gdy skończysz, skieruj uwagę do strumienia oddechu, do rytmu zsynchronizowanego ze wszystkim, co istnieje. Zaproś energię oddechu, by wzniosła się wyżej, aż do czoła.
Wdychaj i wydychaj szóstą czakrą, czyli trzecim okiem, znajdującym się między brwiami. Poczuj delikatną, srebrzystą energię, która przepływaprzez tę najwrażliwszą membranę. Wsłuchując się w rytm oddechu, pozwól sobie na odprężenie tak głębokie i zupełne, że cały staniesz się nieruchomy, cichy i otwarty jak spokojne jezioro w pogodny, jesienny dzień.
W tej jasnej, otwartej przestrzeni wyobraź sobie otwierający się nad tobą kanał energii, poprzez który możesz otrzymywać natchnienie i wskazówki ze strony wyższych sił bytu. Otwórz się na przyjęcie darów z tamtego poziomu w takiej formie, jaka jest dla ciebie odpowiednia. Z każdym wdechem przyjmuj promienne strumienie niebiańskiej energii i czuj, jak rośniesz w świetle. Oczyszczone kanały twojej intuicji otwierają się i chłoniesz blask niebiańskiej światłości. Ta spływająca z góry jasność przepływa przez ciebie swobodnie. Unosi cię, prowadzi ku nowemu rodzajowi poznania. Zachęcony przez ową wewnętrzną świetlistość, pozwalasz, by wyższe siły przewodziły twoim poczynaniom w świecie. Pozostań w tym stanie tak długo, jak długo będziesz czuł przepływ strumieni energii. Gdy będziesz gotów, ponownie skup uwagę na swym oddechu. Z wolna powracaj do świadomości cielesnej, ale drzwi pozostaw otwarte. Będziesz mógł wrócić w to miejsce, kiedy zapragniesz zaznać odnowy i na nowo zharmonizować własne życie z energią kosmosu. Miarowo oddychając, pozwól, by energie ziemi spotkały się w twoim sercu z energiami nieba. Idź dalej przez życie utrzymując w sercu piękną równowagę między ziemią a niebem i wiedząc, że odtąd zawsze będziesz prowadzony, a twoja własna ścieżka stanie przed tobą otworem.
10. SIÓDMA CZAKRA: KONIEC JEST POCZĄTKIEM
Słyszałem, co mówiły gaduły, mówiły o początku i końcu, Aleja o początku i końcu nie mówię.Walt Whitman, „Pieśń o sobie". Przekład Andrzeja Szuby, Wyd. Literackie, Kraków 1992.
Kształt ludzkiego płodu, zwiniętego w pełny okrąg, ze stopami dotykającymi głowy, wyraża symbolicznie cały proces życia1. Stopy archetypowo reprezentują znak Ryb, należący do żywiołu wody znak rozpuszczania się, głowa zaś znak Barana, ognisty znak początków wszystkiego. Koniec i początek spotykają się ze sobą, co prowadzi nas z powrotem do całkowitości świętego kręgu. Krąg jest teraz domknięty i w pełni uświadomiony, a jednak nie jest niczym innym, niż był na początku. Jak podają Purany, indyjskie księgi wiedzy tajemnej, sędziwy Markandeja, wielki mędrzec, po tysiącach lat medytacji odbył w końcu pielgrzymkę do źródła stworzenia. Ku swemu zdziwieniu znalazł tam niemowlę na liściu (Krisznę), zwinięte w pozycji płodu i ssące duży palec u swej nogi. Na końcu jest początek: mędrzec spotyka dziecko, i cały patetyczny wysiłek i dążenie stają się absurdalnie komiczne. Jeśli nasze ścieżki zawodowe mają odzwierciedlać całą rzeczywistość, to musi w nich być miejsce na zakończenia i na początki. Siódma czakra, korona stworzenia, usytuowana w pobliżu czubka głowy, bywa przedstawiana zarówno jako końcowy punkt ludzkich doświadczeń, jak i brama do wyższych światów. Można też w niej widzieć, jak taoiści, punkt powrotu, od którego cykliczne falowanie bytu rozpoczyna ruch w dół3. Strumień, który bierze swój początek w korzeniu, teraz zaczyna ruch powrotny do korzenia. Cykl jest zakończony, ale cykliczny przepływ nie ma końca. Na końcu jest początek.
Znamienne, że różne tradycje przypisują czakrze korony różny kolor. W jednych jest to fiolet, w innych czyste białe światło, a jeszcze inni przedstawiają tę czakrę jako tęczę kolorów. We wszystkich wypadkach wybrany kolor symbolizuje ukończenie, domknięcie, doprowadzenie czegoś do końca. I choć różne systemy kulturowe wyznają odmienne ideały spełnienia ludzkiego życia, to jednak samą możliwość spełnienia przedstawia się wszędzie jako szlachetny cel, ku któremu człowiek powinien kierować swe wysiłki. We współczesnym zachodnim modelu życia zawodowego symbolem spełnienia jest przejście na emeryturę coś, co się robi pod koniec życia. Osiągnąwszy domniemany punkt szczytowy swoich możliwości zawodowych, emeryt może odtąd spędzać czas grając w golfa albo fotografując swoje wnuczęta. Innym występującym w naszej kulturze mitem spełnienia jest heroiczny mit ukończenia „dzieła", zanim się umrze. Czasami możesz usłyszeć, jak ktoś po czternastu latach psychoanalizy albo po sto trzydziestym warsztacie mówi: „wzrastam, rozwijam się, doskonalę", tak jakby nieustanny ruch sam przez się dawał nadzieję na to, że coś się zmieni. Ideał ciągłego doskonalenia się z biegiem czasu może mieć dwuznaczny wydźwięk. Z pewnością ludzka zdolność do przemiany jest realna i doniosła, ale przemiana nie jest czymś, co można wywołać na siłę. Jeśli pragnienie zmiany opiera się na przesłance, że nie jesteś w porządku taki, jaki właśnie jesteś, to znaczy, że wciąż obracasz się w kręgu niedostatku. Markandeja, poświęciwszy całe życie swemu uświęceniu, znajduje w końcu niemowlę ssące własny palec u nogi niezupełnie tego się spodziewał! Świadoma ścieżka powołania życiowego jest zatem czym innym niż samodoskonalenie. Jest to droga zaangażowania, na której spełnienie przychodzi w sobie właściwym momencie. Gdy idziemy tą ścieżką, to inaczej niż politycy i zawodnicy walczący o nagrody wiemy, kiedy się wycofać, gdyż nasza samoocena nie zależy od aktualnie osiąganych wyników. Poza tym zdajemy sobie sprawę, że istnieją inne ścieżki, którymi możemy pójść. Pewne cykle i etapy w życiu są, rzecz jasna, oczywiste i należy je dostrzec i zrozumieć. Lęk przed odejściem na emeryturę, a także często spotykana nieumiejętność pozwolenia dzieciom, by były dziećmi, i wybieranie im kierunku studiów, nim skończą pięć lat, są świadectwem naszej ignorancji wobec tych cykli. Większość z nas przed ukończeniem dwudziestego dziewiątego roku życia zamyka się w ustalonym schemacie i już do końca życia nie wypływa na głębszą wodę. Starość jest czymś, czego się obawiamy. Lękamy się jej dostojeństwa i nieznanego, którym jest dla nas. O śmierci wolimy wcale nie myśleć. Gdy mowa o cyklu zawodowo-produkcyjnym, warto się zastanowić nad ważną relacją, jaka zachodzi między postacią aktywną a tłem. Jeśli żyjesz i pracujesz jak pociąg, który wciąż gna do przodu, nigdy nie zaznając przystanku ani nie doświadczając realnej, niezmiennej obecności, która stale ci towarzyszy w tle, to po dotarciu do celu będziesz czuł się osłabiony, wyczerpany i oszukany. Koniec będzie taki, jaki był początek. Jeśli jednak zaczniesz od dostrzeżenia tajemnicy, to i na końcu z zachwytem staniesz w jej obliczu. Jeśli poszukiwanie pracy zaczniesz od zestrojenia się z własną niezłomnością, poczuciem spełnienia i radością, to twoja praca rozwinie się jak kwiat z tej autentyczności. Jeśli natomiast widzisz siebie jako kogoś, komu udało się przeżyć studia i teraz chodzi ze swym dyplomem jak z żebraczą miską od drzwi do drzwi, to staniesz się ofiarą każdego kompromisu, któremu kiedyś uległeś.
Ostatnim krokiem w przedzieraniu się do autentycznej wizji jest przyzwolenie na jasne ujrzenie relacji między pracą całego swojego życia a ponadczasowym teraz. Siódma czakra, znana jako brama do innego świata, jest w rzeczywistości bramą do tego świata, tyle że nie zasłanianego już woalem niedostatku. Jeśli pracując tkwimy w modelu świata, w którym panuje niedostatek, to zaczynamy nadmiernie martwić się o to, co pozostawimy światu. Bierzemy ciężkie brzemię świata na własne barki, zamiast lekko wędrować przez życie. Nisargadatta Maharaja, indyjski święty z Bombaju, zanim doznał oświecenia zajmował się robieniem papierosów, i po oświeceniu dalej robił papierosy. W książce I Am That (Ja jestem tym) opowiada on o tym, jak odwiedził go młody człowiek z Zachodu, który chciał zbawić świat.
- Jedyną rzeczą, od której świat potrzebuje wybawienia, jesteś ty sam powiedział mu Nisargadatta. Sensem powyższej historii nie jest zanegowanie tego, że praca dla rozwoju społecznego i ekonomicznego jest potrzebna. Każe nam ona jednak głęboko zastanowić się nad postawą, z jakiej wypływają nasze wysiłki. Gdy wybitny toksykolog, dr Kevin Cahill, pełnił służbę w Afryce, co wieczór przerywał pracę, by się zrelaksować i zjeść z miejscowymi kolację, którą stanowiła pieczeń z gazeli albo inne tradycyjne specjały. Inni lekarze, którzy przybywali, aby nieść pomoc w tej strefie szalejących chorób, pracowali do upadłego i po cichu ganili doktora Cahilla za to, że nie daje z siebie tyle, co oni. Żaden z nich nie wytrzymał tam dłużej niż sześć miesięcy. Dr Cahill pozostał przez sześć lat. Służba ludzkości, poczucie społecznej odpowiedzialności i dążenia reformatorskie są konstruktywne na tyle, na ile są zestrojone z całą twoją istotą. Są tacy, których powołaniem jest służba w takim duchu i realizacja tego powołania daje im głęboką satysfakcję. Nie znaczy to jednak, że takie powołanie jest lepsze niż jakiekolwiek inne. Gdy robimy coś, co naprawdę kochamy, i w pełni wychodzimy naprzeciw okolicznościom, które nas spotykają, to już w tym momencie doświadczamy stanu spełnienia. Reszta ujawnia się w swoim czasie, a tym, co po nas zostaje, są liczne małe akty miłości i poświęcenia, które być może nigdy nie będą widoczne w świecie, ale staną się zaczynem świata, który nadejdzie. Dopóki nie zrozumiemy, że koniec jest początkiem, nasze powołanie stale będzie obarczone przeklętym piętnem pracy i nigdy nie dojdzie do tego, by stało się dla nas zabawą. Powołanie zatem nie jest czymś, co trzeba znaleźć. Jest ono w nas, tak jak drzewo jest zawarte w nasieniu, i z czasem rozwinie się, jeśli tylko nie będziemy mu przeszkadzać.
Przybywam z doskonałego źródła, zmierzam do doskonałego celu.
Tytuł ten, będący pierwszą częścią popularnie stosowanej afirmacji, wyraża niepojętą prawdę na temat spełnienia: pochodzimy z doskonałego źródła. Znaczy to, że doskonałość jest realna. Niedoskonałość łatwo zobaczyć, jej rażące przejawy atakują nas każdego dnia. Za to umiejętność wyobrażenia sobie, a następnie doświadczenia tego, że równocześnie wszystko jest doskonałe takie, jakie jest, i niepopadania przy tym w pychę, jest rzeczą nadzwyczajną lub, jak mawia Eileen Caddy z Findhorn, „nadzwyczajnie zwyczajną". Whitman, który widział tę doskonałość, wołał:
Jeden świat uprzytomnił mnie sobie, i to ów, który dla mnie jest nieporównanie najrozleglejszy, a tym jestem sam. I czy ku moim bliskim dotrę dzisiaj, czy za lat dziesięć tysięcy, czy dziesięć milionów.
Przyjąć to mogę z radością i z jednaką radością czekać.
Doskonałość jest naszym celem nie w tym sensie, że dążymy do celujących wyników, nie dlatego, że jesteśmy idealistami, ani nie dlatego, że jesteśmy szaleni. Jest celem, ponieważ jest naszym źródłem. W siódmej czakrze zaczynamy się czuć dobrze zarówno z realnością przyczynowości, jak i bezprzyczynowości. W siódmej czakrze wkraczamy w spełnienie, jeszcze zanim zrobimy pierwszy krok. Wędrujemy w świecie linearnym, jednocześnie dostrzegając to, co nielinearne. Przestajemy pragnąć melodramatu i akceptujemy realność zabawy. Indyjska koncepcja lila mówi, że cały świat jest Bożą zabawą. Martin Buber nie zgadzał się z tym i twierdził, że świat nie jest boską zabawą, ale boskim przeznaczeniem. Jednakże koncepcja lila nie musi podważać znaczenia historii naszego życia. Przeciwnie, nasze osobiste historie, nasz świat i nasza praca zostają przemienione, gdy usuniemy utrudniający nam ruchy kolec wiecznego przejmowania się sobą. Ciążące nam brzemię przeznaczenia czy to tragicznego, czy komicznego, czy po prostu nudnego znika na widok niemowlęcia ssącego palec. W dalszym ciągu rąbiemy drwa i nosimy wodę, ale tym razem jesteśmy pełni, a nie puści. Gdy jesteśmy pełni, to nie mamy dokąd i po co iść, nie mamy nic do dokonania, nie ma żadnego dramatu, żadnej sprawy, żadnej misji ani żadnej choroby, która by nadawała naszemu życiu treść. Nie mamy żadnego powodu, żeby pracować, ani żadnego powodu, żeby nie pracować. Energię siódmej czakry można doświadczać z rozpaczą albo radośnie. Ciemną stroną siódmej czakry jest nihilizm. W nihilistycznie pojmowanym momencie spełnienia dziejów wszystko traci sens i nie ma już żadnej przyszłości. Romans może się skończyć tylko śmiercią, a przeciwieństwem sztywnego porządku jest chaos. Ale drugą stroną tej nihilistycznej konkluzji jest zabawa. Nie istnieje żaden sens, żadna przyszłość ani żaden smutny melodramat, ponieważ wszystko ma swoje własne znaczenie. Spełnienie tkwi w samym działaniu. Przestajemy być oddzielnymi, dążącymi do czegoś jednostkami. Jesteśmy raczej członkami orkiestry, w której wszyscy grają razem. Świętujemy dzień dzisiejszy ze wszystkimi jego cudami i dziwami, a gdy nadejdzie jutro, także będziemy je świętować. Nasz koniec bowiem jest również naszym początkiem. Ufaliśmy i zostaliśmy zdradzeni, a kiedy przebrzmiały nasze protesty i jęki, podążyliśmy śladem tej rany w głąb labiryntu, i dotarliśmy na samo dno. Dno tymczasem odpada i oto ukazuje się, jak na dłoni, niekończący się początek.
11. ZE SWOJĄ PRACĄ W ŚWIAT
Idea „doskonałej pracy" jest, rzecz jasna, kusząca. Ale zwróć uwagę, jak większość z nas reaguje na dźwięk tych słów. Łatwo dajemy się uwieść żargonowi, sugerującemu możliwość szybkiego załatwienia sprawy i wzbudzającemu nadzieję, że wszystkie zmartwienia skończą się jak ręką odjął. Stopień, w jakim nas to intryguje, świadczy o tym, jak dużo mamy jeszcze przed sobą pracy z pierwszą czakrą i jej tematem przewodnim: niedostatek kontra obfitość; ile mamy jeszcze do zrobienia, aby wyzwolić się z mentalności deficytu. Prawda jest taka, że nigdy nie znajdziesz doskonałej pracy, tak jak nigdy nie spotkasz doskonałego kochanka czy kochanki. Jedno i drugie odzwierciedla młodzieńczy ideał zdobywania szczytów, który tak bardzo zdominował naszą kulturę, że aż trudno sobie wyobrazić model życia odmienny od linearnego, nastawionego na osiągnięcia. Czas zmienić swoje podejście do poszukiwania zawodu i otworzyć się na inne sposoby odnoszenia się do pracy, pieniędzy i rynku. Gdy tego dokonamy, praca sama zaczyna nas znajdować. Stwarzamy bowiem wokół siebie nową przestrzeń i wizje nowych możliwości, które w końcu zaprowadzą nas ku nowym szansom. Zagadnienia ujęte w modelu czakrowym zostały zaprezentowane w takiej formie, aby można je było łatwo włączyć w program osobistych medytacji. Jeśli pracujemy dzień po dniu nad zestrajaniem wszystkich swoich centrów energetycznych, tak aby wspomagały się nawzajem, to wchodzimy w proces unaoczniania własnej autentyczności, a nie trwamy na dyskursywnym poziomie przypadkowych działań i nie spełnionych marzeń. Kolejne rozdziały poświęcam praktyce stwarzania pracy na podstawie obranego priorytetu i pragnienia. Aby to nastąpiło, proces zestrojenia musi zostać głęboko uwewnętrzniony. Poniżej podaję tekst medytacji, której codzienna praktyka zabezpieczy cię przed uleganiem z powrotem starym odruchom. Medytacja ta poprowadzi cię przez kolejne czakry i odpowiadające im zagadnienia. Dzięki niej każdy dzień będziesz zaczynać od ponownego skupienia swych dążeń i afirmacji wewnętrznego zestrojenia, przygotowując się w ten sposób do stworzenia pracy, którą będziesz kochać. W miarę materializacji swojej wizji w świecie wewnętrznym będziesz stwarzać ścieżki, które doprowadzą do jej manifestacji w świecie fizycznym. Ścieżki te mogą nie odpowiadać twojej wizji dosłownie, ponieważ energia wizyjna przejawia się metaforycznie. Pewne jest jednak, że owe ścieżki faktycznie stworzą możliwości urzeczywistnienia. Najpierw ustal miejsce i czas praktyk, tak aby przynajmniej przez dwadzieścia minut nikt ci nie przeszkadzał. Jest to czas ofiarowany swojej wewnętrznej istocie, niech więc nie przerywa go dźwięk telefonu ani inne rozpraszające bodźce. Usiądź i przybierz taką pozycję, w której twoje stopy albo pośladki i kolana będą miały styczność z ziemią. Zadbaj o to, żeby kręgosłup był wyprostowany, ale nie usztywniony. Zacznij od zrelaksowania i wyciszenia całego organizmu - najpierw ciała, potem uczuć, a w końcu myśli. Oddychając miarowo, pozwól swemu ciału cieszyć się darem powietrza i elektromagnetycznej energii, którą jest ono przesycone. Zauważ, w których miejscach ciała utrzymujesz jakieś napięcie. Łagodnie i uważnie oddychaj do tych miejsc, pozwalając, by rozluźniła je krążąca energia. Nie ma potrzeby usuwać dyskomfort ze swego pola ani rozmyślnie stwarzać jakieś szczególne doznania. Ufaj, pytaj, słuchaj i pozwalaj, by każdy aspekt medytacji rozwijał się tak, jak sam zechce.
Medytacja zestrojenia
Skieruj uwagę na miejsca, w których stykasz się z podłożem. Zwróć uwagę, czy nie zmagasz się z ziemią, jakbyś starał się ją odepchnąć albo przeciwnie, wcisnąć się w nią. Jeśli tak jest, teraz przestań się wysilać i pozwól, by ziemia po prostu dawała ci pełne oparcie. Niech energie ziemi wnikną od dołu w twoje ciało i niech cię wypełnią tak, jak roślinę wypełnia życiodajny sok. Niech te energie przenikają cię i dają oparcie, kiedy kierujesz uwagę ku pierwszej czakrze, położonej w okolicy kości ogonowej. Nosi ona nazwę czakry korzenia i jest związana z żywiołem ziemi. Oddychaj tą pierwszą czakrą i wczuj się w swój związek z duchem żywiołu ziemi. Niech wyobrażenie pierwszej czakry przyjmie taką postać, jaka ci odpowiada i jaka będzie dla ciebie źródłem mocy. Pozwól, by ta postać zamieszkała w tobie - możesz się poczuć kawałkiem granitu albo pięknie oszlifowanym szmaragdem. Zwróć uwagę na kolor swojej ziemskiej energii, i niech ona karmi i opromienia twoją istotę. Oddychaj miarowo, czując pełną jedność z energiami ziemi. Pozwól, by twój oddech stopniowo schodził coraz niżej i niżej, a środek ciężkości opadał tak długo, aż poczujesz się całkowicie podtrzymywany przez ziemię. Rozpoznaj uczucie spełnienia, płynące ze świadomości tego, że jesteś tym, kim jesteś, że jesteś organiczną częścią całości. Odnajdź to uczucie spełnienia w swoim ciele. Poczuj prąd energii, który wznosi się i opada wraz z oddechem. To ta sama energia rozszerzania się i kurczenia, która jest obecna w przypływach i odpływach mórz, wzbierających i opadających wewnątrz twojego ciała i na zewnątrz. Poczuj, że wszystko, co żyje, jest jednym ciałem poczuj bezgraniczną cierpliwość ziemi, jej olbrzymią pojemność i niezmierzoną przestronność. Poczuj w sobie zdolność do zjednoczenia się z nią połączenia, przyjmowania i stapiania się z jej życiem. Odkryj w sobie wiedzę, że twoje miejsce jest tu, na ziemi, z jej gęstością, z jej cierpliwością i mocą, z jej pasją i z jej milczeniem. Wiedz, że jesteś częścią tego wszystkiego, a twoje miejsce w całości jest jedyne i niepowtarzalne. Oto ziarno twojego początku - jedność z wszechświatem, z jego rozkoszną ciemnością, pełnią i wszechobecnym przepływem.
Teraz pozwól, by twoja uwaga wzniosła się do drugiej czakry, do obszaru żywiołu wody, położonego w okolicy kości łonowej. Oddychaj tą czakrą, pozwalając, by całą twoją istotę przepełniało odczucie płynności. To tutaj kontaktujesz się ze swym królestwem emocji z zagrzebanym głęboko wstydem, nadziejami i osobistymi historiami, jak również z matriarchalną historią naszej planety. To tutaj mieścisz w sobie rytmy i cykle życia, przypływy i odpływy, które najdokładniej odpowiadają twojej biologicznej istocie.
Z poziomu drugiej czakry spójrz wstecz na swoje życie i zobacz drogi, którymi poszedłeś oraz te, które ominąłeś, te, które przyniosły ci radość, te, które przyniosły smutek. Podryfuj w przeszłość, by się przyjrzeć panoramie swojego dotychczasowego życia. Jeśli czujesz, że coś cię blokuje, poproś o przewodnika, który weźmie cię za rękę i pokaże ci rzeczy, które naprawdę robiłeś z miłością, miejsca, w których przebywanie naprawdę kochałeś i sprawy, które cię poruszały najgłębiej. Pozwól sobie wrócić do pierwszego momentu, gdy ogarnął cię zachwyt nad życiem; gdy czułeś: „Teraz wiem, po co istnieję". Przypomnij sobie, jaki wpływ miała ta wizja na twoje ciało jeszcze raz poczuj, jak się z tym czułeś, jak to pachniało, jak wyglądało. Daj sobie dość czasu, aby nacieszyć się tym wspomnieniem i poprzebywać całkowicie w świecie odczuwania.
Pomyśl o jednej rzeczy, którą możesz robić każdego dnia, a która będzie wyrazem owej pasji. Może to być cokolwiek podlanie kwiatu, godzina ćwiczeń jogi albo pisanie listów do polityków. Cokolwiek to będzie, niech ta czynność unaoczni się w twoim umyśle, a w końcu w twoim życiu. Niech przynajmniej jeden akt każdego dnia obwieszcza światu: „Jestem tu po to, by przejawiać radość. Jestem tu po to, by wyrażać moją pasję i sens życia". Teraz przenosimy się z płynnej dziedziny uczucia do sfery żywiołu ognia, czyli do trzeciej czakry, położonej w splocie słonecznym. Pozwól sobie odczuć realną moc ognia we własnym wnętrzu. Niech bucha on wysoko w górę i spala wszelkie nieczystości, wahania i zbędny balast. Niech spali na popiół wszystko, co się uzbierało wokół ciebie, a nie jest już potrzebne stare projekty, osoby i miejsca, które już nie należą do twojej pasji. Niech zalśni blask twojej oczyszczonej woli, pewnej swoich zamiarów, ponieważ temu, czego pragniesz, sprzyja samo życie.
Przyjrzyj się temu, o czym myślałeś, co robiłeś i co odczuwałeś przez ostatnie pół roku. Następnie niech powoli wyłonią się twoje bieżące priorytety. Na czym naprawdę spędzałeś swój czas? Co wciąż na nowo pojawiało się w twoich snach, wizjach, fantazjach? Przed czym się opierałeś, czego zazdrościłeś innym w ciągu minionych sześciu miesięcy? Nad czym przede wszystkim powinieneś popracować, co przede wszystkim potrzebujesz urzeczywistnić w obecnym momencie życia? Nie znajduj odpowiedzi na siłę, ale pozwól, by trójkątna podstawa twojego istnienia sama po swojemu wszystko poukładała. Jeśli nie możesz wyartykułować swego nadrzędnego priorytetu, nie zmuszaj się do tego. Pozostań w niepewności, pozostań uważny i otwarty. Poczuj siły nieznanego, obecne tuż za progiem, i wiedz, że objawią się one w swoim czasie. Przejdź przez splot słoneczny, wyczuwając ostrą jak laserowy promień energię, która umożliwia ci wybór dalszego kierunku powodowany nie lękiem, ale wiernością sobie samemu. Czerpiąc moc z esencji istnienia, odczuwania i woli, możesz pozwolić, aby energia stopniowo wznosiła się wyżej. Wędrując w niebiańskim wymiarze, docierasz do środka swego serca. Oddychaj miarowo ośrodkiem serca. Podczas gdy materialne powietrze wpływa przez nos i usta, subtelniejszy składnik oddechu podąża tam, gdzie kieruje się twoja uwaga. Tak jak pozwoliłeś oddechowi rozluźnić swoje ciało, tak teraz pozwól mu opływać twoje serce, rozgrzewając i otwierając środek klatki piersiowej. Poczuj, jak przestrzeń serca łagodnie się otwiera jak płatki kwiatu i opromienia energią wszystko wokół. Tak jak przedtem przyjmowałeś energię z ziemi, tak teraz, robiąc wdech czwartą czakrą, przyjmujesz energię, która płynie z głębi serca, ze wspólnego serca wszystkich istot. Czując, jak serce porusza się w rytmie dawania i przyjmowania, pozwól, by przeniknęło cię uczucie wzajemnej łączności ze wszystkimi. Z każdym wdechem przyjmuj obfitość życia. Z każdym wydechem dziel się tą obfitością ze światem. Aby w pełni uczestniczyć w uniwersalnym przepływie dawania i przyjmowania, wprowadź do swego pola świadomości trzy osoby, którym poślesz bezwarunkowe wsparcie. Nie staraj się ich uleczyć ani zmienić. Po prostu dziel się z nimi swoją esencją, otwierając swe serce dla ich serc. Niech będzie to wyraz rzeczywistej jedności i miłości, która jest źródłem wszelkiej troski o kogoś. Oddychaj miarowo ośrodkiem serca pogrążonym w ciągłym nurcie dawania i przyjmowania. Pozwól, aby serce stało się lżejsze, bardziej miękkie i aby objęło wszystko i wszystkich. Jeśli przeżywasz w życiu trudności w związku z konkretną osobą albo jeśli czujesz wobec kogoś zazdrość, łagodnie sprowadź tę osobę do swego ośrodka serca. Zaakceptuj ją i siebie takimi, jacy jesteście. Pozwól, by energia życia zagoiła ranę. Otwierając serce i otwierając się na możliwość zranienia, otwierasz się na łaskę. Nikogo już o nic nie błagasz, a ponieważ stworzyłeś przestrzeń, która wspiera wszystko, co istnieje, także ty sam doświadczasz wsparcia w wielu niespodziewanych formach. Pozwól, by twoją istotę wypełniło poczucie wdzięczności za cud życia i niech ta wdzięczność zadomowi się na dobre w twoim wnętrzu. Będzie ona sama dalej się pogłębiać i stworzy przestrzeń dla miłości. Miłości, która pochodzi ze źródła twego bytu i rozbrzmiewa we wszystkich zakamarkach serca. Cokolwiek jest twoim priorytetem, przefiltruj to przez serce. Zadaj sobie pytanie: w jaki sposób ten mój projekt będzie wyrażać i wspierać serce serc ? Jak może on służyć dobru wszystkich ? Poczuj subtelne rytmy przepływające w swoim wnętrzu i odżywiające ziarna wizji, która będzie odpowiedzią na to pytanie. Teraz pozwól tej energii wznieść się do ośrodka gardła. Poczuj czysty, błękitny przestwór nieba, który otwiera się coraz szerzej, podczas gdy wizja skupiona w twoim sercu przyciąga cię właściwymi sobie mocami. Oddychaj ośrodkiem gardła i niech twoja wyobraźnia pobiegnie, dokąd zechce, a twoja energia sięgnie w przyszłość i odbierze z niej przesłanie. Zobacz wewnętrznym wzrokiem albo poczuj w głębi serca, w jakich kształtach może się wyłonić twoja wizja, jakie formy może przybrać. Jeśli zaskakuje cię to, co widzisz, tym lepiej to dowód, że pozwalasz, by zdolności wizyjne cię prowadziły. Nie trzeba nic oceniać. Poproś, by przyszłość przyszła do ciebie i wzięła cię za rękę. Pamiętaj: to, co widzisz, jest jedną z możliwości, a nie zdeterminowanym przeznaczeniem. Twoja wizja może ci ukazać również te drogi, którymi niepotrzebnie wędrowałeś, albo nieefektywne schematy, które odgrywałeś w dotychczasowym życiu. Może też zdarzyć się tak, że nic nie będziesz widział ani czul To także jest całkiem w porządku, bo czasami wyobraźnia musi poleżeć odłogiem. Bądź wierny wizji, niezależnie od tego, jakie myśli czy uczucia wywoła ona w tobie. Popracuj teraz w drugą stronę. Zobacz, w jaki sposób twoja szlachetność serca, jasność celu, twoje prawdziwe uczucia i energia świata wspierają tę wizję. Poczuj wyraźnie to sprzężenie i otwórz się na to, co leży poza domeną świadomego umysłu.
Teraz wznieś swą energię do szóstej czakry, która znajduje się dokładnie między brwiami. Oddychając miarowo, być może odczujesz pulsację energii w środku głowy albo wyczujesz światło, które wypełnia ten obszar. Nie bój się wejść głęboko w to doświadczenie; otwórz się na przewodnictwo w takiej formie, jaka okaże się dla ciebie właściwa. Otwórz swój umysł i serce, aby najwyższe siły dobra poprowadziły cię we właściwy sposób. Poproś o to, żeby twoja wizja harmonizowała z uniwersalną wizją, i o to, żebyś znajdował się we właściwym czasie we właściwych miejscach, aby służyć i kochać. Nigdy nie czuj się niegodny przewodnictwa, ani nie sądź, że potrzebujesz kogoś innego, za czyim pośrednictwem będziesz mógł otrzymywać wskazówki. Gdzieś w świecie czeka na ciebie twoje własne, pełnoprawne miejsce i będzie ci ono dane, jeśli tylko poprosisz. Na wewnętrznym planie obowiązuje prawo nieingerencji. Twój przewodnik da o sobie znać dopiero wtedy, gdy o to poprosisz. Wdychaj i wydychaj tym pełnym światła ośrodkiem i pozwól sobie odczuć w swym wnętrzu ruch wyższej energii. Wiedz, że będąc człowiekiem masz przyrodzone prawo pozostawać w stałym kontakcie z tym poziomem uniwersalnej komunikacji. Nie jest to kwestią religii, przekonań czy teorii; to tylko kwestia honorowania tęsknot własnej duszy. Miarowo oddychając, pozwól, by obieg energii domknął się w czakrze korony. Energia płynie w górę aż do ciemienia i w dół poprzez cały organizm, łącząc ziemię z niebem. Obwód ten równoważy się w sercu. Poczuj, że odkrywasz miejsce poza przestrzenią; znajdujesz się poza upływem czasu. Bądź odprężony i spokojny, zjednoczony ze wszystkim, co było i co jeszcze może zaistnieć: w zakończeniu tkwi początek. Ta chwila jest spełnieniem. Jest tu i teraz. Nie trzeba donikąd iść, nikim się stawać. Tu, w tym momencie znajduje się początek wielka gra bytu. W dalszym ciągu oddychaj miarowo i pozwól, by krążenie energii napełniało cię mocą. Gdy poczujesz, że jesteś gotów, powoli lecz zdecydowanie powróć do swych cielesnych wymiarów. Pozwalaj energii opadać stopniowo, na każdym poziomie sprawdzając swoje zestrojenie. Niech opadający strumień zharmonizuje twoje myśli z emocjami i ciałem fizycznym aż po poszczególne komórki. Pozwól, niech energia osiądzie we właściwy sobie sposób. Poczuj swój kontakt z podłożem. Oddychając miarowo, doświadczaj tego, jak twoje wewnętrzne zestrojenie znajduje odbicie w twojej cielesnej formie, w której jesteś gotów wyjść w świat jako jaźń pochodząca od Boga. Twoje powołanie już się rodzi; właśnie tworzą się okoliczności, które odzwierciedlają twój stan ducha. O dowolnej porze dnia możesz szybko połączyć się na nowo ze swoim priorytetem, ze swoim ideałem i z siłami, które cicho poruszają się w tobie i poza tobą, prowadząc cię ku świadomemu zajęciu swego miejsca w wielkiej grze świata.
Cztery klucze do Antykariery
Codzienne praktykowanie medytacji urzeczywistnienia otwiera drogę do transformacji naszej pracy w świecie. Konieczna jest tu cierpliwość, gdyż droga do harmonii zazwyczaj wiedzie poprzez napotykanie rozmaitych oporów, które musimy przepracować. Może nam się na przykład wydawać, że już na dobre uwolniliśmy się od mentalności niedostatku, a tu znienacka pojawia się nowe wyzwanie. Im więcej energii zdołamy oczyścić, tym głębszym i bardziej skomplikowanym problemom będziemy mogli stawić czoło. A zmierzyć się z nimi przyjdzie nam na pewno, ponieważ każde takie spotkanie przybliża nas do coraz doskonalszej harmonii z własną mocą. Nie wiadomo, czy ten proces kiedyś się kończy. Jednakże z każdą odsłoniętą warstwą nieufności człowiek wkracza na głębszy poziom świadomego uczestnictwa w grze uniwersalnych energii i już sam ten fakt stanowi nieustające źródło odnowy. Teraz jesteśmy już gotowi do tego, by nasze medytacje uzupełnić praktycznym zastosowaniem antykarierowych koncepcji w trakcie wkraczania na rynek pracy. Naszym celem jest wykreowanie takiej pracy, która będzie w nas budzić dobre uczucia w stosunku do samych siebie i w której wszystkie strony naszego istnienia będą zwrócone w jednym kierunku. Świat wewnętrzny będzie wspierać świat zewnętrzny, świat zewnętrzny zaś będzie karmić świat wewnętrzny.
Koncepcje omówione w następnych rozdziałach stanowią cztery klucze do zamiany marzenia w konkretną rzeczywistość. Skojarzyłem te koncepcje z czterema boginiami greckiego panteonu, co ma nam przypominać, że nasza praca w świecie nigdy nie przebiega w oderwaniu od potężniejszych sił, które rządzą wszechświatem. Mity otaczające te cztery boginie pomagają zrozumieć, jakie elementy, jakie postawy i jakie praktyki będą nam potrzebne, aby urzeczywistnić w swoim życiu pracę opartą na autentyczności. Owe boginie, których imionami nazwano cztery największe planetoidy, należą wprawdzie do pierwotnego greckiego panteonu, ale były lekceważone przez naszą kulturę aż do niedawna, a ich pojawienie się ostatnio na scenie mityczno-psychologicznej może się wiązać ze wzrastającym znaczeniem pierwiastka żeńskiego we współczesnej świadomości.1 Jak stwierdziliśmy wcześniej, to właśnie żeńską stronę swojej świadomości trzeba pielęgnować i wsłuchiwać się w nią, gdy tworzymy antykarierę. Postacie bogiń, o których będzie mowa, sięgają jednak poza rozróżnienia między męskością a kobiecością, wskazując na jakości, które powinniśmy rozwinąć tak na poziomie osobistym, jak i w instytucjach jeśli chcemy poprzez swoją pracę doświadczać pełni. Cztery asteroidowe boginie to: Westa, bogini ogniska domowego; Pallas Atena, bogini mądrości; Junona, bogini związków, rodziny i służby; oraz Ceres, matka-ziemia, bogini pożywienia i karmienia. Moim celem nie jest uczynienie z tych bogiń archetypowych wzorów ludzkich doświadczeń i zachowań. Poprosiłem je tylko o użyczenie swych energii i wpływów świętemu przedsięwzięciu ponownego zestrojenia pracy z duszą.
12. INWESTOWANIE WE WŁASNE IDEAŁY
Najważniejszą cechą, którą należy w sobie rozwinąć i wykorzystywać w tworzeniu antykariery, jest prężna, dynamiczna energia. Jeśli przeszedłeś przez cały system czakr i znalazłeś dla siebie roboczy priorytet, to zyskałeś dodatkową korzyść w postaci zogniskowanej energii. Idąc ze swym priorytetem w świat, musisz używać tej zogniskowanej energii w praktyczny, konstruktywny sposób. Tym, co nadaje twojej pracy moc, jest odwaga bycia tym, kim naprawdę jesteś, i zobowiązanie się do trwania przy swoich zasadach. Owo połączenie odwagi ze zobowiązaniem nazywa się inwestowaniem. Inwestowanie to coś więcej niż lokowanie pieniędzy w pewne przedsięwzięcie w nadziei, że zwrócą się z nawiązką. Inwestowanie zawiera element ryzyka, a więc wyraża odwagę skierowania swej energii ku temu, w co wierzysz. Sukces w poszukiwaniu pracy wymaga przejścia od idealizmu do faktycznego zainwestowania własnego życia w wyznawane ideały. Dlatego pierwszym krokiem na drodze do stworzenia pracy ożywczej dla duszy jest zaryzykowanie inwestycji w siebie i swoją prawdę. Przykłady z mitologii ludów z całego świata pozwalają zobaczyć wielowymiarowość pojęcia takiego jak inwestowanie, które niesie ze sobą wiele konotacji rodem ze świata finansów. Jednakże właśnie ze względu na te konotacje posługuję się tym, a nie innym słowem, udana antykariera musi bowiem łączyć w sobie wymiar mityczny i finansowy, psychologiczną głębię i pragmatyczną funkcjonalność. Propagowanie jednego, a pomijanie drugiego prowadzi wprost do głównego problemu, który nas zawsze dręczył. Pieniądze bez duszy czy dusza bez pieniędzy w jednym i w drugim przypadku cierpimy i płacimy słoną cenę. Mitycznym obrazem, który przywołuję, proponując nowe podejście do inwestowania, jest wizerunek rzymskiej bogini Westy, bogini świętego ognia i ogniska domowego. Jej energie światła i żaru inspirują nas i rozświetlają drogę, ponieważ ta święta kapłanka umożliwia nam uzewnętrznienie ognia odwiecznie płonącego w naszym wnętrzu. Zanim wyruszymy na poszukiwanie alternatywnej pracy, musimy odpowiedzieć na pytania Westy, które ujawnią, ile z siebie gotowi jesteśmy zainwestować i w co. Czy w naszym życiu płonie święty ogień? Ogień bowiem musi płonąć w nas samych, zanim będzie on mógł zapłonąć w naszych domach, a w końcu w naszym życiu zawodowym. Ten ogień jest kardynalną energią napędową, która przerodzi się w świadomą intencję. Jego też przejawem są zasady lojalności i zaufania. Tymi dwoma słowami dawniej opisywano idealną więź między osobą a instytucją, czy było nią przedsiębiorstwo, czy państwo, tutaj jednak słowa te wyrażają o wiele bardziej istotną przynależność. Prawdziwa wierność bowiem staje się rzeczywistością wtedy, gdy z całego serca wierzymy w to, co robimy.
Westa rządzi więc zasadą inwestowania, wzywając nas do skierowania energii w to, na czym nam najbardziej zależy. Tym, co inwestujemy, są nie tylko pieniądze. Inwestujemy także czas, uwagę i wyobraźnię. Gdzie, w jakie sprawy gotów jesteś zainwestować te energie? Jeśli chcesz założyć przedsiębiorstwo, wymaga to dużej inwestycji kapitałowej. Jeśli wydaje ci się, że chcesz z powodzeniem wykreować pracę, którą byś kochał, ale nie jesteś gotów zainwestować w nią swojego świętego czasu i energii (a nie tylko tego czasu i energii, które ci zbywają), to lepiej przemyśl to jeszcze raz, albowiem Westa żąda pierwszorzędnego zaangażowania i skupienia. Obrazem pierwszorzędnego skupienia był wizerunek dziewicy-westalki. Tym, co wyróżniało klasyczną kapłankę-dziewicę, nie była abstynencja seksualna, ale oddanie dla bogini, której służyła. Klasyczna westalka mogła inicjować mężczyzn poprzez swoją seksualność, ale nigdy nie porzucała dla mężczyzny swej ścieżki życiowej. Wierność przyrzeczona świątynnej bogini niepodzielnie zajmowała centralne miejsce w jej życiu. Jeśli chcemy, by nasze idee stały się rzeczywistością, musimy im się oddawać z podobnym zaangażowaniem jak westalka swojej bogini. Teraz widzisz, dlaczego tak ważna była praca nad zestrojeniem: jeśli twoje zamierzenia nie są sprzęgnięte z tym, co cię najgłębiej porusza, to grzęźniesz w obsesjach, w oddalaniu się od istoty sprawy i w pracoholizmie; czujesz, że warunkiem sukcesu jest odcięcie się od części siebie. Westalka jest oddana sprawie, ale nie odcięta od niczego. Ona przypomina nam, że cele, do których dążymy, są naszymi własnymi. Inwestycję można więc zdefiniować jako to, co ma dla nas znaczenie i wartość. To jest to, co trzymamy blisko serca, sekret, który dzielimy tylko z tymi, którym głęboko ufamy. Angielskie słowo interest («odsetki; to co nam się zwraca dzięki dokonanej inwestycji») można przeczytać jak in trust («w zaufaniu; to co powierzone»). Inwestycja we własną karierę zwróci się nam proporcjonalnie do zaufania, jakim obdarzymy samych siebie i to, w co się angażujemy. Co zatem jest twoim ideałem? Co jest dla ciebie najważniejsze w życiu? Gdzie płonie twój święty ogień? Oto najpierwsze pytanie: czy najważniejszy dla Ciebie jest Bóg? Ojczyzna? Rodzina? Muzyka? Natura? Bogactwo? Sport? Sprawiedliwość? Świadomość? Moc? Uzdrawianie? Chwała? Poezja? Twórczość? Mocne wrażenia? Seks? Humor? Kultura? Któremu „bogu" jesteś gotów się poświęcić? Listę można ciągnąć bez końca, ale musisz odpowiedzieć Weście jasno, bo jeśli zainwestujesz tam, gdzie nie płonie twój ogień, to do końca życia będziesz zajmował się głupstwami i starał się jakoś to sobie wynagrodzić na boku. Każde coś warte osiągnięcie wymaga ognia Westy. Kiedy naprawdę wstępujesz do jej świętego przybytku, kiedy decydujesz się przekroczyć jej bramy, wtedy bierze ona twój ogień w swoje ręce i zaczyna uzewnętrzniać twoje poświęcenie i nadawać mu konkretny kształt.
Westa jest również boginią ogniska domowego. Jej święty ogień jest ogniem wspólnoty. Poziom tej wspólnoty zależy od tego, z jakim nastawieniem wstępujemy w ogień Westy. Potrafi ona łączyć ludzi na podstawie wspólnych zasad, a nie więzów krwi, dopasowania osobowości albo osobistych szans. Wspólne oddanie ideałowi może wydobywać z ludzi to, co najlepsze, i potrafi tak energetyzować społeczność, jak nie zdoła żadne przedsięwzięcie obliczone na prywatny interes uczestników. Czy praca odbywa się na poziomie indywidualnym, czy instytucjonalnym, zasada Westy ma znaczenie pierwszorzędne. W dzisiejszych instytucjach, takich jak przedsiębiorstwo, gmina czy uczelnia, można czasem odnaleźć ogień Westy, ale nie płonie on jasnym światłem. Rzadko się spotyka prawdziwe poświęcenie, które by łączyło kierownictwo z pracownikami firmy, albo studentów z gronem nauczycielskim i pracownikami administracyjnymi. Wydajność opiera się niemal wyłącznie na różnych formach indywidualnej gratyfikacji. Nie ma niczego złego w wynagradzaniu ludzi za ich wkład czasu i pracy, ale jeśli trzeba go wyłudzać dodatkowymi korzyściami i atrakcyjnymi pakietami urlopowymi, to trudno liczyć na lojalność czy dumę ze wspólnych starań. Niedawne strajki hokeistów i baseballistów rozwiały ostatnie resztki mitu drużyny. Podobnie dzieje się na uniwersytetach gdy wielkie ich części są wykupywane przez koncerny przemysłowe, które narzucają własne programy; gdy w procesie kształcenia trudno się dopatrzeć przemyślanego, głębokiego celu i gdy na studentów patrzy się jak na zwykłych konsumentów nie można oczekiwać, że obudzi się w nich lojalność wobec uczelni. Silny nacisk na zasadę inwestowania nie musi oznaczać podporządkowania się jakiejś jednej wizji. Zasadę ową można realizować przez uczciwe, otwarte i pełne uczestnictwo wszystkich zainteresowanych w danym przedsięwzięciu lub w działalności instytucji. Gdy cel zostanie wyartykułowany i powstanie pewien consensus, Westa zaczyna płonąć jasnym płomieniem i znajduje się wielu chętnych do tego, by coś zrobić dla sprawy. Dlatego przed zawarciem jakiejkolwiek umowy, czy to w życiu osobistym, czy zawodowym, trzeba dostrzec święty ogień, postawić wyraźnie cel i jasno ustalić, ile poszczególni uczestnicy kontraktu są rzeczywiście gotowi zainwestować. Niżej przedstawione ćwiczenie przypomina formułowanie misji organizacji czy instytucji. Określanie misji stanowi ćwiczenie ze sfery Westy idealne w każdym grupowym przedsięwzięciu. Według tradycji, archetypowy pakt Westy podpisuje się własną krwią. Jeśli jesteś gotów podpisać go własną krwią, to znaczy, że jesteś gotów zainwestować siebie w swoją pracę.
Ćwiczenie w inwestowaniu
Zwolnij się z pracy na cały dzień (nie lada wyczyn w dzisiejszych czasach!) i udaj się do miejsca, w którym czujesz przypływ sił. Może to być twój ulubiony pokój, las albo brzeg morza w każdym razie musi być to miejsce, które będzie rezonować z tym, co najlepsze w twoim wnętrzu. Weź ze sobą coś do pisania np. kolorowe pisaki i duży arkusz papieru. Miejsce jest ważne, ponieważ ćwiczenie będzie polegało na stwarzaniu przestrzeni, która pomoże ci dokonać idealnej inwestycji. Pamiętaj: pierwsza zasada gospodarowania czasem to przestrzeń. Podobnie, przeznaczając czas na koncentrację na swej najgłębszej inwestycji, powinieneś w pierwszej kolejności stworzyć właściwą przestrzeń.
Przez co najmniej godzinę „nie rób nic", pozwalając sobie po prostu zaaklimatyzować się w swojej przestrzeni. Możesz odbyć medytację zestrojenia, przedstawioną w pierwszej części książki. Gdy poczujesz się należycie osadzony, skoncentruj się na swoim priorytecie na najbliższe pół roku. Jeśli zechcesz, możesz jeszcze raz obejść koło mocy, aby sprawdzić zestrojenie tego priorytetu z całą swoją istotą. W trakcie tego „okresu dekompresji" być może stwierdzisz, że to, co uważałeś za swój priorytet, wcale nim nie jest. Gdy będziesz już pewien, co jest twoim priorytetem, narysuj trzy koncentryczne okręgi i zapisz priorytet w centralnym kręgu. Teraz przepisz ten sam priorytet inaczej, przekładając go na namacalne formy działania. Bez względu na to, co jest twoim priorytetem, musisz to ująć w kategoriach konkretnego przedsięwzięcia, produktu albo usługi. Jest to zasadniczy krok na drodze do wyjścia ze swym marzeniem w świat. Operowanie językiem przedsięwzięcia, produktu albo usługi pozwala dokonać konkretnych inwestycji w to, na czym ci zależy. Jeśli na centralnym miejscu stawiasz, na przykład, twórczość, to sprecyzuj konkretny projekt twórczy, któremu zamierzasz się poświęcić w ciągu najbliższych sześciu miesięcy. Jeśli w centrum stawiasz rozszerzenie swojej praktyki doradczej, sformułuj ten cel w formie określonej usługi, która będzie miała rynkową wartość wymienną. Swój priorytet, cokolwiek nim jest, obdarzysz ogromną siłą, jeśli nadasz mu formę przedsięwzięcia, produktu albo usługi. Posuwa cię to naprzód na drodze od introspekcji do urzeczywistnienia.
Daj sobie tyle czasu, ile ci potrzeba, aby starannie doszlifować sformułowanie priorytetu. Przeczytaj je na głos. Doprowadź je do takiej postaci, w której zabrzmi dokładnie tak, jak chcesz, i będzie współbrzmieć z tym, kim jesteś. Gdy przyjmie już tę właściwą postać, zapisz je lub narysuj w wewnętrznym kręgu obok sformułowanego wcześniej priorytetu. Będzie to twoja deklaracja misji. Zapisanie jej symbolizuje przyoblekanie się myśli w ciało, w określony kształt, a tym samym ułatwia proces jej ziszczenia. Jest to pierwszy krok. Teraz, gdy już przełożyłeś swoją centralną sprawę na nowy język, musisz szczegółowo określić, co jesteś gotów w nią zainwestować. Zanim zainwestujesz czas i pieniądze dwa składniki niezbędne, aby czegokolwiek dokonać w trójwymiarowym świecie trzeba, abyś jasno zadeklarował inwestycję swej energii psychicznej. Dlatego w pośrednim kręgu wypisz wszystkie jakości umysłowe i emocjonalne, jakie będą ci potrzebne, aby wyjść ze swym przedsięwzięciem, produktem albo usługą w świat. Na przykład jeśli twoim zamierzeniem jest napisanie serii artykułów, będą ci potrzebne: skupienie, entuzjazm, cierpliwość i wytrwałość. Wypisanie tych cech w kręgu i unaocznienie, jak sprzyjają one celowi, który umieściłeś w centrum, sprawi, że zaczniesz wyczuwać moce, do jakich masz dostęp. Gdy skończysz pisać, pomedytuj nad każdą z tych jakości i poczuj, jak wyłania się ona w twoim wnętrzu. Odczuwając te energie, twoja psychika zacznie spontanicznie generować obrazy i idee, wyrażające to, co możesz zrobić, aby twój priorytet stał się rzeczywistością. To będzie świadczyć o twojej gotowości na trzeci i najważniejszy krok. W kręgu zewnętrznym zacznij wyliczać konkretne rzeczy, które musisz zrobić, aby zamanifestować każdą z wybranych przez siebie jakości, a dzięki temu wprowadzić swój priorytet w życie. Pisz tak szczegółowo, jak tylko to możliwe. Na przykład w odniesieniu do wytrwałości możesz zapisać: „Trzy godziny dziennie przepisywania i redagowania". W odniesieniu do entuzjazmu mógłbyś umieścić na liście „wykonanie codziennie piętnastu telefonów i napisanie dziesięciu listów do osób, z którymi chcę się spotkać i przeprowadzić wywiad". Zwróć uwagę na szczegółowość powyższych sformułowań. Nie wystarczy napisać: „Pójdę przeprowadzać wywiady". Musisz napisać, z iloma osobami zrobisz wywiad, gdzie i kiedy. Szczegóły, które umieszczasz w trzecim kręgu, reprezentują konkretne inwestycje, które jesteś gotów poczynić. Im wyraźniej są one opisane w szczegółach, tym więcej jesteś w stanie zainwestować w rozwój własnej kariery. Wynikiem końcowym tego ćwiczenia jest mandala działania, którą możesz powiesić na ścianie, by służyła ci za plan zestrojonych inwestycji. Ale na tym nie koniec. Gdy już wyliczysz wszystkie planowane inwestycje i przejrzysz je powtórnie, by widzieć je jasno, odłóż arkusz i zacznij rozglądać się po swoim otoczeniu, bez względu na to, czy znajdujesz się we własnym domu, czy gdzieś na łonie przyrody. Poszukaj w otaczającej cię przestrzeni jakiegoś przedmiotu, który mógłby symbolizować ćwiczenie, które właśnie wykonałeś. Posłuchaj swojej intuicji. W pewnym momencie twoja uwaga samorzutnie pobiegnie w stronę jakiegoś obiektu, który do ciebie przemawia może to być np. skała, liść albo obrazek. Obiekt ten łączy twoją obecną świadomość z potężniejszymi siłami, których działanie zbiega się z twoją świadomą intencją. Stanowi on twój totem, twój przedmiot mocy. Zawsze, kiedy będziesz nań patrzeć albo go dotykać, będzie cię łączył z pracą, którą wykonałeś dzisiaj. Odnowi twoją koncentrację i spotęguje chęć inwestowania w swoje marzenie. Nie lekceważ tej ostatniej części ćwiczenia, gdyż ów obiekt będzie wiązał twoją pracę wewnętrzną ze światem zewnętrznym, zaprzęgając do współpracy siły, których dziś nie możesz sobie nawet wyobrazić. Jeśli potraktujesz go poważnie, zacznie on w tobie wzrastać i uświadamiać ci istnienie nowych mocy i szans.
Energiczna koncentracja organizuje własny porządek
Westa reprezentuje także zasadę rytuału i porządku, która nadaje naszym staraniom konsekwencję. Gdy święty ogień nie płonie we wnętrzu człowieka, trzeba go na siłę rozniecać z zewnątrz i w tym właśnie miejscu rytuał staje się obsesją. Gdy jednak ogień płonie, rodzi on własną, niepowtarzalną formę. W łatach sześćdziesiątych naszego stulecia miejsca takie jak Berkeley czy Cambridge * kipiały twórczością; coraz to nowe jej przejawy wyrastały jak grzyby po deszczu. Twórcza pasja zrodzona z wewnętrznego ognia szukała dróg, by nadać życiu nowe kształty. Kiedy jednak przychodziło do faktycznego zainwestowania swych sił w twórcze życie z nowym wyczuciem porządku, bardzo wielu ludzi odpadało. Brakowało bowiem naczynia, w którym by ten ogień można było przechować, brakowało solidnej formy, zdolnej przyjąć płomienną energię i nią gospodarować. W grę musiałyby wejść jeszcze inne czynniki dopiero wtedy inwestycje w alternatywny styl życia mogłyby przynieść owoce. Inwestowanie nie sprowadza się więc tylko do podjęcia zobowiązania, które to słowo może się kojarzyć z poczuciem winy, wywoływanym w nas po to, aby nałożyć kaganiec swojej twórczej energii. Nie polega też na przyjęciu określonych wartości rodzinnych lub instytucjonalnych, Berkeley, Cambridge słynne miasta uniwersyteckie w USA (University of California, Harvard University i Massachusetts Institute of Technology), ośrodki studenckiej rewolty w latach 60.(przyp. tłum.)o ile takie wartości nie wyłaniają się z ognia płonącego w naszym wnętrzu. Gdy nie czujemy w sobie i nie honorujemy świętego ognia, to zaledwie spełniamy czynności życiowe, ale nie ma mowy o wielkiej pasji. W końcu to wewnętrzny ogień, buchający w nas twórczy płomień sprawia, że z każdym czynem krystalizuje się pewien organiczny i funkcjonalny porządek. Nie możemy umyślnie stworzyć nowej symboliki ani zrytualizować naszego życia. Takie wysiłki nazbyt często noszą posmak manipulacji ze strony nadętego ego. Tak samo jak w medytacji urzeczywistnienia, nasza praca polega tu na nawiązaniu i utrzymaniu kontaktu ze źródłem uniwersalnej energii. To wystarczy, abyśmy stali się bardziej świadomi archetypowego wymiaru tego, czym zajmujemy się teraz. Mycie się, jedzenie, sprzątanie, prowadzenie samochodu wszystkie detale mogą nasze życie wzbogacać, pod warunkiem że spełniamy każdą czynność z takim poczuciem jasności, iż znajduje ona oddźwięk w głębiach, które prowadzą nas w każdym momencie. Czy rytuały pracy pozostają w harmonii z ogniem, który płonie w naszym sercu? Oto pytanie, które warto stawiać we wszystkich dziedzinach codziennego życia, aby nasze energie pozostawały zestrojone z przyjętymi przez nas priorytetami.
Podsycanie wewnętrznego płomienia
Święty ogień Westy zostaje rozniecony z chwilą, gdy postanawiamy oddać się swojej prawdzie, swoim miłościom, swoim pasjom znanym bądź nieznanym. Zaczyna się od iskry, a paliwem, które go podsyca, jest nasz czas, energia i emocje. Wczuwając się w żar i światło, które się w nas pali, nabieramy coraz silniejszej pewności co do tego, jak organizować te trzy czynniki, aby dobrze służyły naszym inwestycjom. Jeśli tym ogniem jest sztuka, to możemy na przykład poświęcać pewien czas na śledzenie pracy bliskich nam duchem artystów, zwiedzanie muzeów i galerii, obcowanie z artystami i ich światami. Nasze energie, fantazje, sny i pragnienia zaczynają mieć związek ze sztuką i nabierać wyraźnych kształtów. Być może czujemy pociąg do malarstwa albo rzeźby. Być może pociąga nas myśl estetyczna. Wszędzie, gdzie pojawia się pasja, znajduje się też ścieżka jej realizacji. W miarę jak energia i emocje podsycają ogień, stajemy się coraz bardziej chętni i zdolni do zainwestowania zasobów, którymi dysponujemy. Zamiast do późnej nocy użalać się przy piwie nad nędzą świata, zaczynamy malować albo rysować. Zamiast znieczulać się za pomocą telewizji, odnajdujemy właściwe miejsca i osoby, od których możemy się uczyć. Jesteśmy już w drodze. Zwykle gdy mówimy o inwestowaniu, myślimy o pieniądzach; to także terytorium Westy. To, jak inwestujesz pieniądze, mówi dużo o tym, jakim bogom faktycznie służysz. Gdyby konsumenci i finansiści rzeczywiście inwestowali w to, w co wierzą, wtedy świat, który znamy, byłby zupełnie inny. Każdy grosz, który wydajesz, stanowi deklarację tego, co jest dla ciebie ważne. Jak wygląda twój schemat? Czy zawsze starasz się wydać najmniej, jak tylko to możliwe? Czy jesteś skłonny zainwestować w to, w co wierzysz? Jeśli chcesz jasno się przekonać, w co naprawdę wierzysz, na jakim ołtarzu faktycznie płonie twój ogień, zbadaj dokładnie i odważnie, jak spędzasz czas i na co wydajesz pieniądze. Jeśli pracujesz dla pieniędzy, ale nie wiesz, po co chcesz je mieć, to nie będziesz miał wiele motywacji do pracy poza samymi pieniędzmi. Co innego, gdy robisz coś, co nie jest twoim ideałem, ale robisz to z myślą o swoim ideale np. pracujesz jako taksówkarz, żeby mieć za co skończyć szkołę wtedy będzie w tym energia, ponieważ blask ideału prześwieca przez twoje działanie. Westa woła do nas wprost: żyj tym, co głosisz. Wspieraj swój ideał własnym czasem, pieniędzmi i energią. Inwestuj w to, w co wierzysz.
Uzewnętrznianie zasad
Każdy z czterech kluczy do antykariery może ci otworzyć drzwi do specyficznych obszarów zatrudnienia, które odpowiadają jego jakości energetycznej. Żeby jednak do tego doszło, musisz w pełni opanować ten klucz, utrzymując dyscyplinę wewnętrznej pracy, dzięki której życie zewnętrzne stopniowo zestroi się z twoim wnętrzem. Nie wystarczy rozpoznać rozwijający się trend i „wskoczyć na falę" ze swoją usługą czy produktem. Ryzykujesz bowiem wtedy, że znowu przystaniesz na noszenie maski, która deformuje ci twarz. Z pewnością warto umieć rozpoznawać rozwijające się trendy2. Po ich rozpoznaniu musimy jednak jeszcze zestroić je z poczuciem uczciwości wobec samego siebie, ze swoimi uczuciami, ze swoimi celami. Kiedy opanowujemy każdy kolejny klucz do antykariery, przyswajamy sobie nowe podejście do rynku. Zaczynamy tworzyć swoją pracę wychodząc od zasad; a co za tym idzie, nawiązujemy łączność z tymi zajęciami i całymi dziedzinami pracy, które współbrzmią z siłą zasad. W ten sposób zachowując pracę, zachowujemy jednak i duszę. Taki jest cel naszej pracy w świecie. Westa uosabia zasadę bezpieczeństwa i zaufania. Ogień zabezpiecza i ochrania nasze siedziby, a my ufamy tym, z którymi dzielimy ognisko; tym, którzy należą do naszego klanu. Jeśli rozwiniemy w sobie mocne poczucie bezpieczeństwa i ufności, którego źródłem jest nasz wewnętrzny ogień i impuls postanowienia, to będziemy brać udział w takich praktykach, które wzmacniają ten impuls w nas samych i w innych ludziach. Niedawny kryzys rynku papierów wartościowych w USA był ciężkim nadużyciem ludzkiego zaufania*. Papiery wymieniano, przedsiębiorstwa powstawały i upadały, ludzie tracili domy, a wszystko dlatego, że brakowało ognia, który by płonął w imię czegoś wyższego niż nie zharmonizowana z prawami bytu idea osobistej korzyści. Zachęca się nas do zaciągania długów już w czasie studiów, tak że już za młodu zaplątujemy się w system na całe życie. Życie wielu z nas, przy całym swym wyrafinowaniu, w swej istocie nie różni się od osławionego losu dziewiętnastowiecznego górnika jesteśmy dłużni własną duszę swojej firmie albo sklepowi. Instytucje wyspecjalizowane w obrocie kapitałem nie mają innego wyjścia, jak uczestniczyć w tej praktyce wymuszania i władzy, ponieważ w społeczeństwie brakuje zaufania, zwłaszcza tam, gdzie w grę wchodzą pieniądze. Brak zaufania, który znajduje wyraz w drobiazgowych formach kontraktów, w hipotekach i w alarmach przeciw-włamaniowych, stanowi ścisłe odbicie tego, jak słabymi płomykami tlą się obecnie nasze wzajemne związki. Gdy nie ma wewnętrznej wierności zasadom, nie może być mowy o moralności, wizji czy duchowym uwzniośleniu w procesie inwestowania. Uścisk ręki zaczyna mieć taką wartość jak fast-foody bo każdy i tak z góry zna końcowy wynik. Widać to wyraźnie w inwestycjach rządu USA w krajach niżej rozwiniętych. Pod płaszczykiem pomocy w rozwoju gospodarczym Trzeciego Świata inwestowano głównie w rozwój takich upraw i produkcji, które służą interesom przemysłu amerykańskiego. Przykładem może być zachęcanie krajów Ameryki Południowej do uprawiania kawy na eksport zamiast żywności, która zapewniałaby przetrwanie ich mieszkańcom. Z tego rumowiska mogą wszakże wyrosnąć nowe instytucje kapitałowe, które zreformują zasady inwestowania na wszystkich szczeblach aż po lokalny bank. Bezpieczeństwo może zostać oparte na odnowie zaufania pokładanego w więziach międzyludzkich. Jeśli twoje światło lśni jasno i moje światło lśni jasno, to może zdołamy znaleźć grunt do współpracy, ponieważ każdy z nas widzi, że druga osoba dochowuje wierności zasadom.
* Ang. słowo securities („papiery wartościowe") kojarzy się z security („bezpieczeństwo") - przyp. tłum.
Pora od nowa zacząć ufać wewnętrznej uczciwości każdej osoby. W przeciwnym razie będziemy dalej zmierzać drogą donikąd, na której każdy procesuje się z każdym i stara się wyciągnąć dla siebie ile się da, z powodu wiecznej obawy, że czegoś nie wystarczy. Na zaufaniu opierają się codzienne relacje społeczne na najbardziej przyziemnym poziomie: wspólną opiekę nad dziećmi, systemy wspólnego oszczędzania na samochody, spółdzielnie spożywców itp. mogą organizować tylko ludzie, którzy widzą wartość zasad w życiu społecznym. Podobnie bezpieczeństwo domów, ulic i miast można polepszyć nie poprzez zwiększenie liczby umundurowanych policjantów, ale przez rozniecenie w ludziach płomienia, inspirującego do przestrzegania ładu i budzącego przywiązanie do miejsca, w którym się żyje i do jego współmieszkańców. Wartości i priorytety poszczególnych osób wyłaniają się wtedy z ducha wspólnoty. Ogień Westy stwarza więź, niepisaną umowę społeczną oraz przestrzeń psychiczną, w której ludzie mogą doświadczać więzi nie jako zniewolenia, lecz jako źródła mocy. Antykariera wymaga zatem transformacji więzi. W dzisiejszych czasach zresztą człowiek nie musi być związany na stałe z jedną firmą czy organizacją ponieważ, statystycznie rzecz biorąc, opieranie całego swego życia na jednym konkretnym zakładzie pracy czy nawet na jednym zawodzie przestaje zdawać egzamin. Większość z nas zmieni pracę wiele razy w ciągu życia, instytucje będą upadać albo się reorganizować; wyłonią się też nowe zawody, podczas gdy inne, dawniej uchodzące za bezpieczne, nagle znikną z horyzontu. Jeśli uwiążemy swojego wielbłąda do jakiegokolwiek palika poza naszym własnym, to zawsze będziemy niespokojnie się miotać, zamartwiając się nadchodzącymi trendami. Inaczej będzie, jeśli zwrócimy się w tę stronę, gdzie płonie ogień. Wtedy, nawet jeśli napotkamy na trudności w początkowej fazie rozpalania, będziemy jednak skupiać się na tych sprawach, w których możemy naprawdę dać coś z siebie. Będziemy wówczas mogli zaofiarować swoje oddanie, a oddanie egzystencjalna podstawa dostrojonej woli samo przez się kreuje nowe możliwości. Poprzez siłę, jaka kryje się w inwestowaniu, możemy polepszyć albo pogorszyć swoje perspektywy zawodowe. Uznając płonący w nas ogień, rozwijamy w sobie łączność z tym, co istotne, z tym, czego powinniśmy się trzymać w życiu. Gdy nie dajemy Weście miejsca w swoim życiu, jej energia ulega przeniesieniu na sprawy uboczne i wzajemne zobowiązania, w które się angażujemy, nie mają w sobie dość energii, by przetrwać dłuższy czas. Tu tkwi wyzwanie, związane z inwestowaniem. Jeśli chcemy stworzyć pracę na całe życie, która będzie deklaracją naszej autentyczności, musimy być gotowi w pełni zainwestować całych siebie, dać z siebie wszystko, czym jesteśmy. Radość, która rodzi się w tym ogniu, jest tak intensywna i porywająca, że pryskają nasze dawne obawy o bezpieczeństwo. Nareszcie żyjemy naprawdę! Nareszcie nasza praca ma dla nas sens! Nareszcie bierzemy udział w życiu jako jego prawdziwi udziałowcy. Mogą przyjść chwile, gdy nie będziemy czuć w sobie ognia, gdy będzie nam brakować poczucia, że prowadzi nas sacrum i gdy dookoła będziemy widzieć tylko zamęt i apatię. Gdzie wtedy podziewa się Westa? W starożytnych indyjskich Wedach powiedziane jest, że święty ogień ma trzy siedziby: palenisko, słońce i ocean. Gdy nie znajdujemy ognia we własnym palenisku, możemy spojrzeć na słońce. Innymi słowy, możemy poprosić o prowadzenie i otworzyć się na przyjęcie go z wiarą, bez względu na to, w jakiej formie zechce ono nadejść. Nigdy nie rozumiałem, o co chodzi z ogniem w oceanie, dopóki nie zobaczyłem płomienistego zachodu słońca nad Atlantykiem. To było właśnie to potężny ogień w głębinach oceanu wizja płomienia prześwitującego przez wodny żywioł naszego wewnętrznego labiryntu. Jeśli brak nam kierunku, uczciwość wobec samych siebie nakazuje nam nie znajdować go na siłę, nie szukać rozpaczliwie kogoś albo czegoś nowego, w co byśmy mogli uwierzyć. Jeśli nie ma żadnego płomienia, który można by podsycać, żadnej inwestycji, którą chciałoby się podjąć, miejmy odwagę się do tego przyznać, stanąć bezbronnie w obliczu braku i pozwolić, by z niego narodził się nasz własny proces. Jeśli pozwolimy sobie dostatecznie głęboko zanurzyć się w wodę, w końcu odnajdziemy ogień. Gdy ludzie nie wiedzą, co czynić, często zachęcam ich do wstrzymania się przez pewien czas ze zmianą kursu, aby dać sobie czas na przetrawienie sytuacji i zobaczyć, w którym kierunku potoczą się sprawy zewnętrzne. Godząc się z tym, że na razie leżymy odłogiem, zapraszamy iskrę, która roznieci płomień.
13. DYSCYPLINA - OD NATCHNIENIA DO SPEŁNIENIA
Jeżeli ogień wewnętrzny nie pali się jasno, to wszelkie usiłowania narzucenia sobie dyscypliny i osiągnięcia mistrzostwa stają się przymusem i prędzej czy później kończą się fiaskiem. Możemy przy tym wykazać się niebywałą, wręcz zapierającą dech w piersiach zaradnością dojść do prawdziwej biegłości w określonych dziedzinach lub osiągnąć wielki sukces rynkowy, ale w dłuższej perspektywie sprowadzamy na siebie klęskę. Dzieje się tak, ponieważ praca ta nie angażuje całej osoby, co wywołuje w naszym wnętrzu bunt i konflikt. W antykarierze ważna jest dusza pracy, a pokarmem dla duszy jest działanie w świecie. Gdy nie zabraknie takiego pokarmu, znajdzie się także wszystko inne, czego potrzeba. Może się zdarzyć, że pracownik służby zdrowia, który zawsze żył dla innych i nigdy nie honorował własnych aspiracji twórczych, zacznie czuć się po każdym dniu coraz bardziej znużony i coraz bardziej niechętnie nastawiony do każdego kolejnego pacjenta. Narzucenie sobie reżymu diety i ćwiczeń dla uporania się z przemęczeniem tylko zamaskuje prawdziwy problem. Urlop (albo choroba) może przynieść czasową ulgę lub zredukować stres, ale prawdziwym rozwiązaniem jest powrót do słuchania siebie. Trzeba odnaleźć w sobie ogień i zbadać motywacje. Dyscyplina wykrystalizuje się we właściwej formie, gdy będziemy dość otwarci, aby na to pozwolić, zamiast się do tego zmuszać. Dyscyplina, o jakiej mowa, jest formą inteligencji w działaniu. Nie jest ona ani bezwzględnie pragmatyczna, ani czysto teoretyczna, ale umie rozwiązywać problemy poprzez zrozumienie, jak naprawdę rzeczy się mają, i stosowne działanie. To inteligencja w działaniu prowadzi do mistrzostwa. Wola i umiejętność poddania się dyscyplinie, przejścia od entuzjazmu do wytrwałego działania jest kolejnym kluczem do rozwoju kariery.
Wielu marzy o założeniu własnej firmy albo o zajściu daleko w medytacji czy o zostaniu profesjonalnymi muzykami, ale to wytrwałość i determinacja pozwalają doskonalić umiejętności, które przyniosą pożądane wyniki. Uczynienie swojego projektu, produktu czy usługi realną rzeczywistością wymaga stałej praktyki, którą kontynuujemy niezależnie od swoich emocjonalnych wyżów i niżów. Dlatego to tak niezbędne jest autentyczne zainwestowanie w swój cel mistrzostwa nie można osiągnąć jednorazowym aktem woli. Oczywiście, jest wielu, którzy poprzez trening po mistrzowsku opanowali określoną umiejętność czy wiedzę, ale jeśli ów trening opiera się głównie na wysiłku woli, to wewnętrzny opór szarpie i narusza strukturę osobowości. Nawet jeśli tej nierównowagi nie widać gołym okiem, to ujawni się ona w postaci dokuczliwego symptomu w innej sferze życia. Na przykład bardzo zdyscyplinowany człowiek sukcesu przyciąga emocjonalnie niezrównoważonych partnerów i w ten sposób doświadcza słabości i wrażliwości, których się wyparł. Opanowanie pewnej dyscypliny czy wiedzy na siłę nie zawsze prowadzi do działania autentycznego, w którym człowiek poprzez pracę wyraża własną istotę. Neurotyczny pęd do osiągnięć albo wykazywanie się niezwykłymi zdolnościami może być nagradzane przez społeczeństwo, ale płaci się za nie słoną cenę. Talent nie zestrojony z naszym źródłem Emerson nazywał „jakąś przesadzoną zdolnością, jakimś przerośniętym organem" i porównywał tego rodzaju silną stronę do choroby1.
Prawdziwe mistrzostwo w określonej dziedzinie mistrzostwo, które nie jest formą kompensacji jakiegoś domniemanego braku dobroczynnie oddziałuje także na inne sfery naszego życia. Samo życie staje się wtedy sztuką, a dziedzina, na której skupiamy swe wysiłki po prostu jednym z przejawów tej sztuki. Kultywowanie takiego mistrzostwa wymaga kunsztu i cierpliwości, które biorą się z tego, że robimy to, co kochamy. Gdy kochamy coś albo kogoś, wówczas to coś albo ten ktoś staje się źródłem nieustającej fascynacji. Każdy szczegół jest nowym odkryciem, tak jak u lutnika, który dostrzega każdą subtelną różnicę jakości drewna, z którego robi gitarę. W tym ujęciu autentyczne zgłębianie wiedzy jest także rzemiosłem. Rzemiosłem, którego źródłem jest eros fascynacja i pragnienie poznania. To właśnie ten duch dbałości i rodzącej się z niej zręczności sprawia, że nasz rozwój w wybranych dziedzinach staje się możliwy, ten duch budzi ośrodek serca i przyciąga wsparcie z zewnątrz, sprawiając, że z wielu nieznanych rejonów przybywają sprzymierzeńcy. Rozwinięcie w sobie dyscypliny pozwala przebrnąć przez fazę plateau w dowolnym przedsięwzięciu. W książce Mastery (Mistrzostwo) George Leonard na przykładzie własnej nauki aikido opisuje następującą prawidłowość: w początkach uprawiania nowej dyscypliny człowiek robi szybkie postępy, które motywują go do dalszych wysiłków. Wkrótce jednak przychodzi czas, gdy postępy przestają być tak widoczne, emocje opadają i jedyną nagrodą wydaje się być praca sama w sobie. Jest to ów okres plateau, w którym może się pojawić zwątpienie we własne możliwości i nieznośne poczucie, że nic się nie dzieje. Często właśnie w tym czasie człowiek ma ochotę się wycofać i chętnie szuka winy w systemie, osobie nauczyciela, środowisku albo w samym sobie. Ale to wtedy właśnie zaczyna rodzić się mistrzostwo. Jeśli chcemy wyjść ze swoją pracą w świat, musimy ułożyć plan, wieloetapową strategię rozwoju przedsięwzięcia, produktu albo usługi i trzymać się go! Taka dyscyplina zda egzamin tylko wtedy, gdy między uczuciem a wolą panuje rzeczywista zgodność.
Po grupowych sesjach u Orestesa często odczuwałem niesmak. „Nic się nie dzieje myślałem. Sześć godzin działałem podobno w świecie duchów i nie doświadczyłem niczego, czego mógłbym być pewien. Po co mam się tak dalej zamęczać?" I wtedy, jak na zawołanie, zjawiał się Orestes i słyszałem jego słowa: „Panie Rick, pan musisz to robić! Pan należy do ludzi, którzy leczą". Profesję uzdrowiciela Orestes pojmował prosto. Jego zdaniem uzdrowicielskich zdolności się nie zdobywa. Człowiek się z nimi rodzi i albo je rozwija, albo nie. Co więcej, jeśli jesteś z natury uzdrowicielem, a nie honorujesz swego powołania, to jakaś część ciebie będzie cierpieć. To działa jak klątwa. Dlaczego? Bo nie pływasz we własnej rzece. Orestes stale to powtarzał: „Każdy ma własną rzekę. Jeśli nie pływasz we własnej rzece, to utoniesz". Koncepcja antykariery jest po prostu rozszerzeniem tej nauki. Jeśli nie pływasz we własnej rzece, to żyjesz jak ryba wyjęta z wody, a ryba wyjęta z wody czuje się, najoględniej mówiąc, nieswojo. Grecka bogini Pallas Atena może symbolizować taką dyscyplinę, która rozbudza w człowieku energię podtrzymującą początkowy entuzjazm, pozwalającą pokonywać nieuniknione przeszkody i adekwatnie radzić sobie z różnymi sytuacjami, jakie niesie życie. Atena uosabia najlepsze przejawy mądrości związanej z żywiołem powietrza sprawiedliwy osąd, pracowitość, przedsiębiorczość, zręczność, artyzm (mitologiczna Atena była prządką), pluralizm i umiejętność rozwiązywania problemów. Mądrość Ateny wzywa nas do podważenia głęboko zakorzenionego w nas przeświadczenia, że spełnienie osiąga się poprzez gromadzenie przedmiotów albo zdobywanie statusu. Wzywa nas do odważnego życia, do pozostawania sobą w świecie pełnym zamętu, albowiem Atena jest wojowniczką. Jej atrybutami są tarcza i włócznia. Skromna i przenikliwa, potrafi wyrzec się własnego komfortu, by osiągnąć zamierzony cel. A ponieważ pływa ona we własnej rzece, jej poświęcenie nie jest sztuczne. Dyscyplina Ateny jest czymś więcej niż tradycyjnie pojmowanym heroizmem. Nie żąda ona od nas jakichś nadzwyczajnych wyczynów skoku z wysokiego budynku, wyrzucenia telewizora albo bycia najlepszym w czymkolwiek. Gdy pływamy we własnej rzece, dyscyplina jest naturalnym wynikiem miłości i troski, które nieustannie wkładamy w swoje przedsięwzięcie, produkt albo usługę. Jeśli kochasz ziemię, na której mieszkasz, twoją dyscypliną może być pogłębianie wiedzy na temat jej geografii, przyrody i kultury, a może również przekazywanie tej wiedzy innym. Jeśli kochasz ponad wszystko osobę, z którą żyjesz, twoja dyscyplina może polegać na doskonaleniu związku z nią, aby stał się tak pełny, że wasza miłość będzie promieniować i stanie się darem dla świata. W tym wypadku ustawiasz swoją pracę tak, aby jak najlepiej wspierała ten związek.
Sieć nauczania
Ażeby wyjść ze swym przedsięwzięciem, produktem albo usługą w świat, trzeba nie tylko je określić i opracować. Trzeba je doskonalić. A wkraczając na rynek, powinieneś być mocno utwierdzony w swej dyscyplinie, to bowiem pomoże ci się tam utrzymać. W tym miejscu muszą się pojawić pytania: jak to osiągnąć? Jak dojść do prawdziwej biegłości w swojej dziedzinie? Jak zmaksymalizować skuteczność przedsięwzięcia? Sprawa może być delikatna. Z jednej strony, możesz posiadać wszelkie potrzebne uzdolnienia, ale bez odpowiednich przygotowań i treningu mogą one wcale się nie ujawnić. Z drugiej strony, w wielu dziedzinach tyrania instytucjonalna narzuca ciasne normy określające, co to znaczy być biegłym w danej dyscyplinie, i dławi siły twórcze i innowacyjne. W niektórych dziedzinach określenie standardowych dróg postępowania może być niezbędne i pomocne, ale poddając się jakiemukolwiek rodzajowi szkolenia, człowiek powinien mieć jasną świadomość, z jakich pobudek to robi.
Rabin Joseph Gelberman, założyciel Nowego Seminarium (New Seminary), prężnej nowatorskiej instytucji z Nowego Jorku, która kształci duchownych różnych wyznań i religijnych doradców, wręczając absolwentom dyplomy, mówi bardzo jasno: „My tylko potwierdzamy to, co państwo już stwierdzili sami". Owo samopotwierdzenie jest sprawą zasadniczą dla osiągnięcia mistrzostwa w jakiejkolwiek dziedzinie. Musimy mieć wewnętrzne przekonanie co do tego, kim jesteśmy - tego, że jestem pisarzem, fotografem czy budowniczym, a moje przedsięwzięcie jest odpowiednie dla mnie i dla świata w tym właśnie czasie. To wewnętrzne potwierdzenie sprawi, że trafisz tam, gdzie się możesz nauczyć tego, co potrzeba, by w końcu uzyskać potwierdzenie także z zewnątrz. Zdobycie niezbędnego doświadczenia i mistrzostwa w danym fachu czy tradycji stanowi dopełnienie wewnętrznego poczucia kierunku i w nieunikniony sposób wiąże się z relacją uczeń-mentor. Ilu z nas bowiem przychodzi na świat z jednoznacznym przeświadczeniem o tym, kim jest np. „Jestem pisarzem". Może udaje nam się pochwycić odblask naszego marzenia, może czujemy, że to jest nasze powołanie, może nawet jesteśmy w stanie samemu głośno to oświadczyć, ale jeśli nie uzna tego ktoś inny, to będzie nam trudno zamienić to powołanie w zawód. Wielka i często ukryta siła tkwi w przekazie danej drogi bez względu na to, jaka to droga. Bardzo rzadko zawód-powołanie stwarza się samemu od podstaw. W większości przypadków jest ono nabyte, zdobyte pracą albo wręcz ukradzione! Zarówno u biblijnego Jakuba, jak i u greckiego Prometeusza spotykamy się z kradzieżą to merkurialny pierwiastek przebiegłości, który pojawia się w przekazie zawodu zdolność do wszystkiego, na co trzeba się zdobyć, aby osiągnąć to, co należy. Nie zapominajmy, że Hermes pierwszy mitologiczny złodziej był także pierwszym kupcem! Idealistyczne głosy w nas mogą się sprzeciwiać kojarzeniu kradzieży z powołaniem, ale z holistycznej perspektywy widać, że są to naprawdę realne strony psychiki. Możemy po prostu pozwolić, by także i one wspierały naszą rodzącą się karierę. Są tacy, którzy widzą w związku ucznia z mentorem nieuniknioną walkę, odtwarzanie edypowego trójkąta, gdzie sytuacja mentor-uczeń kopiuje dynamikę ojciec-syn w układzie rodzinnym3. Inni widzą ten związek jako gładki, uporządkowany przekaz wiedzy. Jakkolwiek by było, wzorzec stosunków mentor-uczeń zdaje się być wbudowany w naturę naszego gatunku. Pouczający tu może być zespół mitów o Atenie, począwszy od jej narodzin z rozłupanej czaszki Zeusa. Narodziny Ateny są zmaganiem. Nieproszona, wyskakuje z głowy Zeusa i wydaje z siebie okrzyk wojenny, od którego drży ziemia. Kobieta-wojownik, bogini-dziewica musi wywalczyć dla siebie miejsce w świecie należącym do mężczyzn. Podobnie każdy z nas, pracując nad swoimi priorytetami, musi z pomocą intuicyjnej mądrości znaleźć dla siebie miejsce w panteonie na kosmicznym rynku. Przebicie się często wymaga okrzyku wojennego, który nie pozwala zadowolić się szukaniem wolnego miejsca na rynku pracy, ale każe samemu sobie wypracować takie miejsce, jeśli zajdzie potrzeba. Innym ze znanych starć Ateny jest jej konflikt z Posejdonem o to, kto ma być bóstwem patronującym Atenom. Posejdon demonstruje swą niezgłębioną siłę trzęsie ziemią i posyła Ateńczykom w darze swój boski trójząb. Pallas jednak ofiarowuje im drzewo oliwne dar użyteczny na wiele sposobów i symbolizujący inny rodzaj siły i to ona zostaje mentorem Aten. Siła, na której nam zależy, także nie jest przemożną potęgą ani też jednorazowym wybuchem entuzjazmu. Dyscyplina rodzi się z zaangażowania, ze stałości i ze zdolności do przystosowania. Zaangażowanie jest tym samym, co ogień Westy. Stałość jest probierzem dyscypliny, zaś zdolność przystosowania umożliwia najgłębszym energiom własnej istoty adaptowanie się do realnych warunków i przyjmowanie różnych form wyrazu. Drzewo oliwne dawało ludziom paliwo i materiał dekoracyjny jak również pożywienie. Gdy jesteśmy świadomi własnych talentów i zdolności na ich najbardziej podstawowym poziomie, wtedy możemy rozszerzyć własną działalność na dowolną liczbę dziedzin, a nie zamykać się w ograniczonej definicji własnego miejsca w świecie. Na przykład, zamiast określać siebie jako sekretarkę, osoba z energią Pallas myśli: moją silną stroną są zdolności organizacyjne. Potrafię zorganizować biuro, inicjatywę samorządową, wydrukować biuletyn itd. Chcesz być oddany swojemu celowi, ale elastyczny. Wdrożenie dyscypliny we własnym przedsięwzięciu lub służbie oznacza akceptację, że twoje oddanie odnosi się do rdzennej wartości, do pasji, która podtrzymuje twój płomień. Dlatego dyscyplina ta nie jest sztywna. Możesz zmodyfikować swój projekt albo nadać nową postać świadczonej przez siebie usłudze, tak by wyjść naprzeciw aktualnym potrzebom, lecz stale zachowywać wartość, która nadaje sens twojej pracy. Dyscyplina właściwa dla żywiołu powietrza wspiera wszechstronność. Warto stale to podkreślać, ponieważ na współczesnym rynku coraz większą wartość ma nie tyle pojedyncza umiejętność, ile pewna ogólna sprawność, która może znaleźć zastosowanie w najrozmaitszych rodzajach pracy. Kreując antykarierę, jesteś odpowiedzialny za opracowanie takiego przedsięwzięcia, produktu albo usługi, które będą odzwierciedlać twoją wewnętrzną naturę i dla których będziesz pracować z przekonaniem. Nie jesteś natomiast odpowiedzialny za to, w jaki sposób przejawią się one na rynku. Skoro już wkroczysz na rynek, włączą się do działania nowe siły, a mentor czy sprzymierzeniec pomoże ci tak pokierować swym przedsięwzięciem, by znalazło ono właściwy wyraz. Atena jest także mentorem Odyseusza, którego przyprowadza do domu po dwudziestoletniej tułaczce. Odbywa się to okrężną drogą, na której Odyseusz wiele razy musi się zatrzymywać. Jeśli trzymamy się sztywno określonego wyobrażenia, jak nasza praca powinna się rozwijać w świecie, to poważnie ograniczamy własne możliwości. Rozwój dyscypliny obejmuje więc również cierpliwość i wolę doskonalenia się stopniowo. Tak jak przedstawienie sceniczne wystawiane jest wielokrotnie w lokalnym teatrze, zanim trafi na Broadway, tak na drodze rozwoju swojej pracy musimy być gotowi przystawać i nawiązywać kontakty z coraz to nowymi osobami i instytucjami. Atena obdarza Odyseusza przebiegłością, która pomaga mu zwyciężyć moce na pozór potężniejsze od niego. Reprezentuje ona dyscyplinę, która opiera się na czymś więcej niż zwierzęca siła i która każe wznieść się ponad dążenie do osobistej chwały. Pracując z mentorami, rozwijamy w sobie zdolność odczytywania bieżącej sytuacji tak, by wypracować właściwą taktykę i strategię realizacji naszych dążeń. Pomiędzy nauczycielem i uczniem musi występować wewnętrzny rezonans. Trzeba, aby uznali się oni nawzajem. To ważny element, który należy wziąć pod uwagę, rozpoczynając program szkolenia albo podobną ścieżkę kształcenia: nauczyciel potrzebuje ucznia tak samo, jak uczeń potrzebuje nauczyciela. Obaj wzrastają dzięki temu, kim są dla siebie nawzajem. Nie jesteś bezwartościowy w obliczu swego mentora. Twoje miejsce jest tak samo istotne jak miejsce nauczyciela, instytucji czy programu kształcenia. Mentor nie musi być fizycznie obecny ani nawet nie musi mieć ludzkiej postaci, ale jego oddziaływanie w początkowych stadiach rozwoju będzie zazwyczaj bardzo zauważalne. Obok pobierania nauk w tradycyjnym rozumieniu, uczeń może się uczyć, nieświadomie wzorując się na mentorze. W pewnym momencie jednak faza „miodowego miesiąca" kończy się i nauczyciel zaczyna być dla ucznia wyzwaniem. Wielu uczniów woli nie zauważać nadejścia tej fazy, starając się odnajdować w osobie mentora doskonałego rodzica, którego nigdy nie mieli. Jeśli nauczyciel pozwoli, by tak się stało, może powstać wspaniała symbioza uczeń-mistrz, ale ucierpi na tym rozwój własnej mocy ucznia. Pozostanie on związany z mentorem jak huba żywiąca się sokami wielkiego drzewa.
W interakcjach z nauczycielem może się też ujawniać ciemna strona dynamiki rodzic-dziecko. Może wypłynąć na powierzchnię wiele nie przepracowanej energii z przeszłości i uczeń może sobie uświadomić, że mentor, którego wynosił na piedestał, nie jest bez skazy. Skaza ta będzie teraz wyolbrzymiana bez końca. Dojść może nawet do tego, że mentor stanie się demonem, którego się oskarża o wszystko włącznie ze zdradą. Uczeń może w tym momencie zerwać relację, ale będzie nosił tę samą energię w sobie, aż znów spotka kogoś, na kogo będzie mógł przenieść swoje projekcje. Jeśli uda się zintegrować te interpersonalne zmagania, wówczas w stosunkach uczeń-mentor zaczyna się drugie stadium. Na tym etapie uczeń będzie buntował się przeciwko naukom czy metodom nauczyciela. W toku tej walki, która może przybierać otwarte lub niejawne formy, uczeń odkrywa własne motywacje, słabości i dawniej nie uświadamiane oczekiwania. Jest zmuszony stale na nowo dokonywać oceny swojego stosunku do danej dyscypliny i do nauki mistrza. Czasami te zmagania prowadzą ucznia ku innej nauce, potrzebnej na danym etapie. Najczęściej jednak stanowią one część wewnętrznej dynamiki odkrywania samego siebie. Środkowe stadium nauki pod wieloma względami jest spokrewnione z psychoanalizą, gdzie mogą występować przeniesienia, projekcje i przeciw przeniesienia w relacji między mentorem a uczniem. Z tej walki jednak rodzi się siła i wytrzymałość, a w ślad za nimi wgląd i zrozumienie, których nie da żadna książka czy pismo, jesteśmy bowiem zmuszeni skakać w sam środek nurtu i wciąż poddawać się próbom na wszelkich możliwych poziomach. Po przebyciu tych prób (zauważ, że nie mówię „po sprostaniu", gdyż chodzi nie tyle o pomyślne zaliczenie tych prób, co o ich doświadczenie) nadchodzi trzecia faza wtajemniczenia, w której samo potwierdzenie ucznia zostaje potwierdzone przez mistrza. Teraz uczeń jest gotów, by iść w świat i praktykować, wnosząc do danej dziedziny własną niepowtarzalność. Mentor nie służy nam zatem do gromadzenia informacji albo mocy. Dzięki niemu uzyskujemy przekaz. Czy jest to pojedynczy mentor, czy wielu wszyscy nauczyciele, z którymi się stykasz na swej ścieżce reagują na to, co jest w twoim wnętrzu. Mentor jest tym, komu powierzona została nauka, ale przecież on sam nie jest tą nauką i dobry nauczyciel zdaje sobie z tego sprawę. Ostatecznie przez tygiel relacji z mistrzem i ciągłej praktyki uczeń dojrzewa, wrasta w naukę. Mentor i uczeń muszą sobie odpowiadać w tej sprawie musisz się zdać na swój instynkt. Pewien młody człowiek chciał zostać pisarzem. Zapisał się na cykl zajęć na uniwersytecie prowadzony przez znanego pisarza, ale od samego początku czuł, że ich wzajemna relacja nie jest taka, jak trzeba. Nauczyciel poprosił słuchaczy o napisanie, z jakich książek czerpią inspirację i skrzywił się, kiedy zobaczył listę tego studenta. Student zrozumiał wtedy, że ich zasadnicze wizje są rozbieżne. Autorytet sławnego człowieka go nie onieśmielił. Nie chcąc pozostawać w sytuacji, w której mógł się spodziewać tylko negatywnego oddźwięku, po prostu pozbierał swoje rzeczy i wyszedł bez złości, nie usiłując dochodzić swoich racji. Nie musisz kupować według cudzej listy zakupów. Zanim się zapiszesz, dobrze jest się zorientować, czy dany kurs jest rzeczywiście dla ciebie. Student, o którym mowa, zaczął potem studiować pod kierunkiem innego, mniej znanego pisarza, który później przyczynił się do wydania jego pierwszej książki. Proces rozwoju u boku mentora wymaga ogromnych inwestycji z obu stron. Dlatego doniosłą rolę odgrywa tu Westa siła zamierzenia. Ogień, który płonie w twoim wnętrzu, przyciągnie odpowiedniego nauczyciela i odpowiednie nauki. Często bywa tak, że człowiekiem po prostu miota wewnętrzny ogień, który nie znajduje jeszcze swojej formy wyrazu. I wtedy w pewnym momencie zjawia się mentor, a jego pojawienie się ma decydujący wpływ na sprecyzowanie własnego powołania. Na przykład wybitny psychoanalityk i autor wielu książek Erik Erikson był wędrownym artystą, gdy przyjaciel zaprosił go, by przyjechał do Wiednia i zaczął uczyć w szkole założonej dla dzieci pacjentów Freuda. Tam Erikson poznał Annę Freud i krąg psychoanalityków, który zebrał się wokół jej ojca. Szybko włączył się do ich prac i niebawem studiował u najlepszych teoretyków psychoanalizy tamtej doby4. Oczywisty morał z tej historii jest taki, że jeśli wkroczymy do sanktuarium swojego wewnętrznego kapłaństwa, to doświadczenia niezbędne do naszego rozwoju przyjdą same. Trzeba tylko być na tyle przytomnym, aby je rozpoznać.
Znalezienie mentora
Jest wiele sposobów na spotkanie swojego mentora i nawet gdy jest to mentorstwo symboliczne, jak w wypadku Jezusa i Jana Chrzciciela, spotkanie takie ma przełomowe znaczenie. Możemy sami głosić, kim jesteśmy, ale kiedy zostanie to potwierdzone przez inny autorytet, do działania zostaje powołana potężniejsza energia. Gdy Walt Whitman poczuł się gotów, by wstąpić na ścieżkę własnego powołania życiowego, wysłał tom swojej poezji Ralphowi Waldo Emersonowi. W tym przypadku uczeń, który już potwierdził samego siebie, poszukał mentora, który by uprawomocnił jego drogę inicjatywa charakterystyczna dla Pallas. Emerson, jak przystało na autentycznego mentora, nie poczuł się zagrożony talentem młodszego poety ani nie zraził się jego odmienną wrażliwością. Dostrzegł i uznał jego płomień, i wysłał Whitmanowi wyrazy swej aprobaty, wraz z pytaniem: „Gdzie pan był przez te wszystkie lata?" Trzydziestosiedmioletni Whitman odpowiedział: „Gotowałem się na wolnym ogniu". Pozwolenie sobie na „gotowanie się na wolnym ogniu" jest być może najtrudniejszym aspektem rozwoju dyscypliny. W wielu wypadkach przedwczesny start miewa negatywne konsekwencje. Aktor odnoszący w dzieciństwie głośne sukcesy może nie podołać presjom związanym z rolą gwiazdy; rozchwytywany od młodości, geniusz może w wieku czterdziestu lat poczuć się zagubiony, ponieważ nigdy nie dał sobie czasu na odnalezienie własnej rzeki. W wielu tradycjach duchowych uważa się, że człowiek powinien poczekać wiele lat, zanim zacznie zgłębiać określoną wiedzę. Panuje przekonanie, że lepiej jest gotować się na wolnym ogniu i nie wkraczać w sferę transpersonalną, dopóki nie osiągnie się pewnego stopnia integracji osobowości. Mistrzostwo wymaga bowiem czegoś więcej niż początkowy sukces czy publiczny poklask. Wymaga ono skrystalizowanej intencji (Westa) oraz wtajemniczenia przez osobę strzegącą tradycji, w której ramach się pracuje (Atena). Modernistyczni mistrzowie sztuki i literatury, tacy jak Pablo Picasso czy James Joyce, dogłębnie przepracowali style swoich poprzedników, zanim stworzyli własne, niepowtarzalne formy. Wtajemniczenie przez strażnika tradycji, w której się pracuje, jest drugim, niesłychanie ważnym kluczem do alternatywnej kariery. Owo wtajemniczenie, kluczowa faza w każdym procesie urzeczywistnienia, może przybierać różne formy. Czasami to po prostu przydarza się ni stąd, ni zowąd. Spotykasz kogoś albo słyszysz o kimś i od razu wiesz, że z tą osobą powinieneś trochę pobyć i uczyć się od niej. W innych wypadkach musisz podjąć inicjatywę poszukania właściwej osoby, a znalazłszy kogoś, zostać z nim na okres próbny, by się przekonać, czy rzeczywiście jest to nauczyciel dla ciebie. Bez względu na to, jak jest w konkretnym przypadku, klucz do danej dyscypliny trzeba w jakiś sposób od kogoś otrzymać. Następujące ćwiczenie pomoże ci się na to otworzyć. Stanowi ono przygotowanie do nader ważnego etapu pracy u boku właściwego nauczyciela albo przewodnika.
Wezwanie mentora
Jeszcze raz udaj się w specjalnie wybrane miejsce. Znalezienie właściwego miejsca miewa ogromne znaczenie i nieraz samo przez się decyduje o tym, że czyjaś kariera rusza z miejsca. W niektórych bardzo szczególnych przypadkach samo miejsce staje się dla człowieka inicjatorem i przewodnikiem jego kariery. W każdym razie ważne jest, abyś był w harmonii ze swoim otoczeniem, a nie musiał walczyć z energią tego miejsca. Poddaj się uczuciu ciężkości, poczuj oparcie w ziemi. Oddychaj głęboko i zacznij ponownie łączyć się ze swoim przedsięwzięciem. Gdy poczujesz się skoncentrowany i zintegrowany, zakreśl czwarty krąg na swoim schemacie. W tym kręgu wypiszesz osoby, które znasz albo znałeś, do których ciągnie cię w związku z twoim przedsięwzięciem. Pomyśl o ludziach, których możesz poprosić o poprowadzenie, o tych, którzy już zrobili to, co ty, aczkolwiek w innej formie. Zdobądź się na swobodę myśli dużo swobody. Nie czyń tego na siłę; pozwól tylko, by twoja wewnętrzna istota wprowadziła te twarze czy nazwiska do twojej świadomości. Może czeka cię zaskoczenie, gdy ukaże się obraz osoby, której nie znasz ani nigdy o niej nie słyszałeś. Tym lepiej! Znaczy to, że pracujesz na głębszym poziomie, a to może ci wyjść tylko na korzyść. Umieszczaj te osoby pojedynczo na pierwszym planie swojej świadomości i po prostu bądź przez chwilę z nimi. Kąp się cały w poczuciu ich obecności. Możesz nawet, jeśli zechcesz, wyobrazić sobie, jak te osoby siedzą przed tobą i udzielają ci rad. Gdy obraz nabierze wyrazistości, zapisz w czwartym kręgu imię bądź nazwisko jednej z tych osób i nazwę dziedziny jej pracy. Następnie zacznij tej osobie zadawać pytania na temat swoich bieżących planów zawodowych; odpowiedzi, które otrzymasz, zapisz obok jej imienia. Powtórz te same kroki odnośnie do każdej z osób, która pojawiła się w twojej świadomości. Poświęć tyle czasu, ile potrzeba, aby doprowadzić to ćwiczenie do końca.
Powtarzaj to ćwiczenie co wieczór przez dwa tygodnie, tak aby osoby te stale były przy tobie. Zapisz ich imiona na kartce, którą powiesisz nad łóżkiem, i zwracaj uwagę na swoje sny. Ważny mentor często objawia się człowiekowi we śnie. Pod koniec tych dwóch tygodni zauważysz, że niektóre z osób, które wybrałeś, zdają się mocniej trwać przy tobie, podczas gdy inne zaczynają się oddalać. Teraz jesteś gotów, by przenieść to ćwiczenie w konkretny wymiar i skontaktować się z tymi ludźmi w rzeczywistości. Działaj z ikrą! Zrób krok w nieznane i przekonaj się, czy otworzą się jakieś drzwi. Pamiętaj, że kontakt z jednym mentorem często prowadzi do drugiego, ale to ty musisz zrobić pierwszy krok. Tak więc ruszaj i nawiąż kontakt! Gdy Kris Kristofferson postanowił wkroczyć na teren muzyki country, podobno wynajął helikopter i wylądował na trawniku Johnny'ego Casha. To się nazywa działać z ikrą! Pamiętaj, że Atena jest wojowniczką, więc jeśli chcesz czerpać z jej mocy i przebiegłości, musisz śmiało wkroczyć na pole bitwy. Jeśli nie doczekasz się żadnej reakcji, możesz to sobie odpuścić to nie byl kontakt dla ciebie. I nie masz czego żałować. Drzwi zatrzaskujące się przed twoim nosem i odmowne listy to wszystko jest częścią procesu inicjacji i stanowi próbę twojego zaangażowania. Dyscyplina i wytrwałe dążenie do realizacji twego zamierzenia hartują cię i czynią odpornym na odrzucenie. Charles Handy pisze, że u przedsiębiorców, którym się powiodło, na jeden sukces przypada średnio dziewięć porażek5. Powietrzna mądrość Ateny pozwala ci wyciągać wnioski z tak zwanych niepowodzeń, dzięki czemu mogą się one stać pouczającymi doświadczeniami. Dyscyplina wyrabia w tobie wytrwałość. Stopniowo stwarzasz wokół siebie sieć osób, które mogą być pomocne w realizacji twoich zamierzeń, osób, od których możesz się czegoś nauczyć i z którymi możesz zdobywać nowe wymiary.
Proces odnajdywania mentorów może też stać się okazją do poznania ludzi, którzy na różnych poziomach mają coś wspólnego z dziedziną, którą się interesujesz. Zbierając informacje o tych osobach, załóż kartotekę dla każdej z nich. Dowiedz się, kto jest kim, i poznaj od kuchni dziedzinę, którą się interesujesz. Ludzie zwykle z największą przyjemnością rozmawiają o tym, w czym są dobrzy, zwłaszcza jeśli wyraźnie dasz im do zrozumienia, że nie prosisz o pracę, tylko zbierasz wiadomości. W ten sposób stwarzasz sieć rezonansu, która cię wspiera i inspiruje, a przy tym otwiera przed tobą możliwości nawiązywania nieprzewidzianych kontaktów. W centrum pośrednictwa zatrudnienia absolwentów Uniwersytetu Columbia nazwano tę praktykę „pośrednim poszukiwaniem pracy", Richard Bolles zaś opisuje ją szczegółowo w książce What Colourls Your Parachute? (Jaki kolor ma twój spadochron?) Mądrość Ateny nazywam mądrością żywiołu powietrza, ponieważ powietrze jest żywiołem komunikacji i przekazywania informacji, a jeśli chcesz rozwinąć swoje przedsięwzięcie, produkt czy usługę, musisz wsłuchać się w to, co niosą fale. Kto wie? Może po drodze spotkasz osobę, która stanie się dla ciebie mentorem, wprowadzi cię na kolejny poziom albo pokaże, jak znaleźć niszę dla twojej usługi? Gdy twoja uwaga jest silnie zogniskowana, ta wiedza może działać na poziomie głębszym niż świadome tworzenie sieci. Gdy wytrwale podążasz w wybranym kierunku, pojawiają się nowe, niespodziewane powiązania, dzięki którym przedsięwzięcie posuwa się naprzód. Dobry przykład tego rodzaju przewodnictwa stanowi historia Petera Nicholsona.
Pewnego pięknego popołudnia przed dwudziestu laty Peter, artysta z Soho, miał wizję. Będąc na wakacjach z żoną Aną Marią, obserwował na plaży piękny zachód słońca. Patrząc na niebo nad oceanem, Peter miał przebłysk intuicji na temat hologramów, i holograficzne obrazy zaczęły tłoczyć się w jego głowie. Mógł przejść do porządku nad tym przeżyciem, tłumacząc je sobie wpływem snów i morskiego powietrza. Ale Peter zabrał się do działania. Zaczął systematycznie badać hologramy i wszelkie możliwości z nimi związane, włącznie z pomysłem tworzenia hologramów za pomocą techniki laserowej.
Mniej więcej w tym samym czasie Peter i Ana Maria przeprowadzali się do nowego mieszkania na Manhattanie. Gdy Peter starał się przecisnąć z tapczanem przez drzwi, podszedł jakiś mężczyzna i zaofiarował swą pomoc. Niespodziewanie okazało się, że mężczyzna ten jest naukowcem, którego specjalnością są holografia i lasery. Zaczęła się współpraca i wspólne plany. Dotacje, uzyskane po niespełna pół roku od Rady ds. Sztuki Stanu Nowy Jork, pozwoliły im kontynuować pracę. Peter oprócz tego otrzymywał subwencje jako czynny artysta, m.in. na organizację wystawy holografii na Światowe Targi w Nowym Jorku. Tymczasem w dalszym ciągu miewał on intuicyjne wizje stworzenia holografii impulsowo-laserowej, opartej na radykalnie nowej technologii laserowej, lecz ponieważ nie był naukowcem, otwarte było przed nim tylko środowisko artystyczne. Wkrótce już cały swój czas i energię poświęcał tej pracy, nigdy nie wiedząc do końca, skąd nadejdą pieniądze, które mu umożliwią jej kontynuację. Zawsze jednak jakoś w końcu się materializowały (często w ostatniej chwili). Na swych wystawach Peter zaczął poznawać ludzi z kręgów nauki i dalej rozwijał swe pomysły z dziedziny technologii impulsowo-laserowej. W latach siedemdziesiątych przygotował wystawę zatytułowaną Rzeźbiarskie wyprawy w przestrzeń holograficzną, podczas której poznał wiele osób z Narodowej Akademii Nauk. Z tego spotkania wyrosła nowa sieć wsparcia dla Petera, który nagle odkrył, że jest uważany za naukowca. To charakterystyczny element rozwoju jakiejkolwiek kariery. Będąc wiernym własnej pasji, spotyka się ludzi, zestrojonych z tą samą wizją, a to ludzie stwarzają sposobności do rozwoju kariery. W końcu Fundusz J. N. Kapłana, który wcześniej finansował część jego wystaw, stworzył Centrum Holografii Eksperymentalnej w Brookhaven na Long Is-land, a Peter został jego dyrektorem. Niebawem Peter wyruszył w podróż po kraju w poszukiwaniu bardziej nowoczesnego sprzętu. W latach sześćdziesiątych wiele koncernów, które pracowały nad techniką laserową, ograniczało swe rozmiary i starało się wyprzedać zbędne wyposażenie. Gdy Peter przeprowadzał rozmowę z kimś w Kolorado, jego rozmówca otrzymał telefon od pewnego technika laserowego, który pracował dla McDonnell-Douglas w St. Louis. Technik ten szukał nowej pracy, ponieważ firma zamykała cały swój dział laserów. Dowiedziawszy się o tym, Peter wsiadł w najbliższy samolot do St. Louis i odkrył, że sprzęt holograficzny McDonnella-Douglasa należy do najnowocześniejszych na świecie. Koncern ten wykupił firmę elektroniczną z Michigan, która produkowała komponenty do myśliwców X-15 i opracowała odpowiedni do tego celu sprzęt holograficzny. McDonnell-Douglas był zainteresowany kompetencjami firmy z Michigan w zakresie elektroniki, ale nie był zainteresowany holografią. Sprzęt laserowy wartości milionów dolarów zamierzano więc wystawić na licytację. Peter skontaktował się wtedy ze Smithsonian Institution z błaganiem o ocalenie narodowego skarbu nauki i techniki. Tak doskonały sprzęt warto przecież zachować w nietkniętym stanie i robić z niego dobry użytek. Sekretarz-asystent ds. nauki przy Smithsonian słyszał wcześniej o pracy Petera w Brookhaven, toteż postanowił interweniować. W końcu McDonnell-Douglas podarował sprzęt dla Smithsonian Institution, dzięki czemu uzyskał odpis od podatku, natomiast Smithsonian zyskała sprzęt holograficzny wart miliony dolarów, którego nie miała gdzie ulokować. Logiczne więc wydało się umieszczenie go w Brookhaven!
Peter Nicholson, artysta bez naukowego tytułu czy wykształcenia, znalazł się w końcu w Brookhaven National Laboratories wśród sprzętu laserowego za miliony dolarów, a wszystko dlatego, że poszedł za wizją, która nawiedziła go pewnego dnia na plaży. Dziś, dwadzieścia kilka lat od tamtego czasu, holografia jest uznaną dziedziną sztuki, a lasery impulsowe, które opracował Peter, znajdują rozmaite zastosowania od wykonywania trójwymiarowych zdjęć siatkówki ludzkiego oka po wykrywanie mikroskopijnych pęknięć w kadłubach samolotów. Historia ta świadczy, że wsparcie można znaleźć w różnych miejscach; możesz spotkać swego mentora nosząc meble albo idąc ulicą. Nauka u boku mentora jest organicznym procesem wzrostu i rozwoju, który uwidacznia się, gdy idziesz w świat z mocą, którą daje skupienie i zestrojenie ze źródłem. Gdy pielęgnujesz własną dyscyplinę, napotykasz ludzi z różnych środowisk, którzy wspierają cię w pracy. Ludzie tacy mogą się zjawiać zewsząd. Mentor nie musi nawet być osobą żyjącą. Mentorem generała Pattona był Aleksander Wielki. Pattona inspirował wojskowy, który żył tysiące lat przed nim, lecz ten dystans w czasie w niczym nie umniejszał siły przekazu. Mentor oferuje przekaz dyscypliny, której jest strażnikiem. Jeśli udowodnisz, że jesteś jej godzien, mentor przekaże ci pochodnię.
Odkrywanie własnego rodowodu
Jeszcze jedną potężną techniką pomocną w rozwijaniu autentycznie własnej ścieżki zawodowej jest odkrywanie swoich poprzedników, ludzi, którzy szli przed tobą, a których ideały i energia rezonują z twoimi. Im bardziej zdołasz spersonalizować swój rodowód, tym głębiej wejdziesz w proces prowadzący do samookreslenia i mistrzostwa. Możesz zacząć od stwierdzenia, że jesteś pieśniarzem, ale jakim pieśniarzem? Od tego miejsca możesz zacząć sięgać wstecz: powiedzmy, że jesteś pieśniarzem bluesowym, jak Muddy Waters. W takim razie zapytaj siebie: czyja praca wspomagała Muddy Watersa?
Im dalej wstecz zdołasz prześledzić swój rodowód, tym więcej możesz wchłonąć bogactwa danej dyscypliny. Dotyczy to jednako komików estradowych, hydraulików, psychologów, przedsiębiorców, łącznościowców, budowniczych czy też właścicieli sklepów żelaznych. Jest to prawda w odniesieniu do każdego dowolnego zawodu. Dążenie do mistrzostwa w swoim fachu automatycznie prowadzi cię do jego rodowodu do przeszłych lub obecnych mistrzów. Nawiązanie z nimi łączności prowadzi do uprawomocnienia własnej pracy, do wysokiej samooceny i do odczucia własnej pełni. Skuteczną odmianą ćwiczenia na wzywanie mentora jest sporządzenie listy osób, współczesnych i historycznych, które podziwiasz. Pod każdym nazwiskiem opisz, co podziwiasz u tej osoby, co w jej sposobie życia albo pracy jest dla ciebie inspiracją. Być może w trakcie wykonywania tego ćwiczenia jedna lub dwie z tych osób zaczną do ciebie przemawiać; mogą na przykład pojawić się w twoich snach albo w chwili trudnej decyzji przypomną ci się historie ich życia. W ten sposób także te osoby stają się twoimi mentorami. W różnych sytuacjach mogą się pojawiać różni mentorzy. Thomas Edison, jak wspomniano, pracował z wyimaginowaną „radą nadzorczą", z którą konsultował się regularnie7. Nie jest to żadna manipulacja wyobraźnią, a jedynie zawierzenie jej i otwarcie się na bogactwo możliwości, które tkwią w ludzkiej psychice. Skoro wszystkie formy życia są współzależne, to każdy w każdym miejscu i w każdym czasie może być twoim przewodnikiem i sojusznikiem, o ile wchodzi on w rezonans z twoją pracą. Każdy, kto poświęcił się jakiejś dyscyplinie, wie, jak ważne są takie sojusze.
Atena w świecie
W świecie zewnętrznym mądrość związana z żywiołem powietrza przejawia się w rewolucji komputerowej, która sprawiła, że tak wielu ludzi może pracować i prowadzić interesy, nie wychodząc z własnego domu. Komputer domowy gwałtownie przewartościowuje możliwości jednostki i grupy. W ciągu nadchodzących dziesięciu lat praca chałupnicza na nowo zyska liczącą się pozycję w sytuacji słabnięcia sił centralistycznych w gospodarce. Skończyła się era scentralizowanej organizacji. Szukając pracy, nie możemy już liczyć na to, że zapewnią nam ją korporacje, uniwersytety czy rząd. Inspirowani przez Atenę, musimy tak jak Odyseusz nauczyć się żyć dzięki własnemu sprytowi, abyśmy nie stali się ofiarą biurokracji oraz chaosu, który zapanuje, gdy ona runie.
Dyscyplina Ateny dobrze komponuje się z charakterystycznym dla Ery Wodnika pędem ku decentralizacji, sprzyjającym małym firmom i innowacyjnej przedsiębiorczości, która już w ostatnim dziesięcioleciu stworzyła osiemdziesiąt procent nowych miejsc pracy. Ten wodnikowy pęd przejawia się w pomysłowości, która w przyszłości przyczyni się do stworzenia nowych infrastruktur łączących ze sobą poszczególne społeczności. Pomagając w formowaniu się globalno-lokalnego rynku, będzie sprzyjać indywidualnemu (a nie instytucjonalnemu) panowaniu nad technologiami, oszczędnemu wykorzystywaniu surowców i lokalnej własności. Atena będzie inspirować władze do budowy ścieżek rowerowych zamiast autostrad, do promocji paneli słonecznych zamiast biurokratycznych, do oczyszczenia powietrza i wód oraz do promowania paradygmatu zdrowia i pełni. Tacy ludzie, jak innowator biznesu Paul Hawken, autor książki The Ecology ofCommerce (wyd. pol. pt. Przez zielone okulary), udokumentował różne możliwości humanizacji zarówno sposobu prowadzenia interesów, jak i technologii stosowanych w przedsiębiorstwach. Oto najlepsze, co reprezentuje Atena na globalnym rynku.
Im głębiej poznajemy swoją dyscyplinę, tym efektywniej możemy służyć społeczności. Odnosi się to zarówno do przedsiębiorstw publicznych i prywatnych, jak i do pojedynczego człowieka i to nas prowadzi do trzeciego klucza do antykariery. Jest nim ciągłe rozszerzanie własnych możliwości działania i rozwijanie chęci służenia.
14. SŁUŻENIE INNYM NOWYM PARADYGMATEM NA NOWE TYSIĄCLECIE
Ten, kto chce stworzyć antykarierę, winien w pełni doceniać konsekwencje transformacji rynku w gospodarkę usługową, a raczej w gospodarkę służby. Gdy już płonie w naszym wnętrzu niegasnący ogień i gdy wyrabiamy w sobie dyscyplinę pracy, następnym krokiem w drodze do sukcesu naszego przedsięwzięcia, produktu albo usługi jest zadanie sobie pytania: „Jak to będzie służyć innym?" W rozdziale poświęconym ośrodkowi serca stwierdziłem, że transformacja celu, na którym się koncentrujemy, w możliwość pracy zawodowej dokonuje się wtedy, gdy oddajemy to, na czym ogniskuje się nasze życie, na usługi społeczności, w której żyjemy. Teraz pragnę rozszerzyć swoje pojmowanie służby, dzięki czemu znajdziemy się w awangardzie ewolucji społeczno-ekonomicznej. Naszą przewodniczką po królestwie służby będzie bogini Junona. Od około dwóch tysięcy lat Junona ma raczej negatywną prasę; nasza patriarchalna kultura napiętnowała Junonę (łacińskie imię greckiej bogini Hery) jako zazdrosną i snującą intrygi żonę Zeusa. Cóż, gdyby twój mąż zamienia! się w byka albo łabędzia i uganiał za młodymi dziewczętami, ty pewnie także zaczęłabyś myśleć o odwecie. Junona jest w istocie boginią o wielu obliczach. Dla Rzymian była bóstwem rodzinnym, opiekunką gospodarstwa domowego wraz ze wszystkim, co się na nie składa. Jak zauważyła Eleanor Bach, Junona reprezentuje także zasadę służby, takiej jak bezinteresowna służba w hospicjach i szpitalach, jak również typu obsługa hotelu, zgromadzeń publicznych czy przedsięwzięć opartych na zbiorowej współpracy1. Poza tym Junona reprezentuje służbę, która polega na kreowaniu atmosfery danego miejsca, np. przez jego wystrój. Atmosfera, w której żyjemy, jest coraz bardziej skażona, gdyż Junonie zadają gwałt promieniujące komputerowe terminale, pudełkowate wielopiętrowe biura, w których ludzie spędzają cały dzień w blasku świetlówek, oraz huk ciężarówek za oknem każdego miejskiego mieszkania. Znacząca tu jest obserwacja, że istotą służby jest także jej atmosfera, a nie tylko wymiar moralny. Przekonanie o tym, że jest się dobrym, ponieważ służy się swojej gminie, państwu, ludzkości albo Bogu, ma niewiele wspólnego z postawą służby. Prawdziwy duch służby jest realną mocą, która zwiększy naszą skuteczność i zakres możliwości. Ostatnio w środowiskach biznesu często podnoszą się głosy, podkreślające, że to służba a nie wydajność jest jakością, która decyduje o sukcesie rynkowym. Aby jednak ta zasada przyjęła się i zapoczątkowała reformę gospodarki, niezbędne jest nowe zrozumienie istoty służby. W dzisiejszym stanie rzeczy słowo służba ma zbyt wiele negatywnych konotacji. Przynajmniej o dwóch trzeba tu wspomnieć.
Pierwszą jest zrównywanie służby z relacją pan-sługa, relacją, z której wyrosło wiele dogmatów religijnych jak również niewolnictwo, seksizm i hierarchia klasowa. Można wykazać, że religijna, i społeczna retoryka, która głosi chwalebność służby, wywodzi się z reakcji zaprzeczania w obliczu politycznej bezsilności. Ideał służby staje się więc Marksowskim opium dla ludu, usprawiedliwiającym akceptację ucisku. Gdy nie było już nadziei na interwencję Boga-zwycięzcy na co liczyli Żydzi pod panowaniem Imperium Rzymskiego, chrześcijanie po klęsce wypraw krzyżowych czy hindusi w Indiach zdominowanych przez muzułmanów i Brytyjczyków tradycje religijne często dystansowały się od struktur władzy, które zawiodły, i szukały pocieszenia albo w fantazjach o końcu świata, związanych z okrągłymi datami, albo w ideale cierpienia w służbie Bożej. Podczas gdy większość dzisiejszych społeczeństw wyrzeka się takich koncepcji, uznając je za klasowe i hierarchiczne, nad licznymi środowiskami zawodowymi związanymi ze służbą wciąż unosi się aura martyrologii. Na przykład pracownicy opieki społecznej i służby zdrowia zarabiają znacznie mniej niż producenci samolotów czy inżynierowie nuklearni, a ten rozziew, jak się uważa, wynika z różnicy wartości rynkowej poszczególnych zawodów. Wielu wierzy ponadto, że dla osób, których profesja jest służbą, sama służba powinna być nagrodą, podczas gdy inni mają prawo do bardziej namacalnych form gratyfikacji. Co więcej, koncepcja służenia często pozostaje ubrana w szaty wstydliwej, podszytej poczuciem winy liberalnej frazeologii pomocy biednym i nieszczęśliwym, co utrwala hierarchiczne schematy myślowe. Drugą negatywną konotacją ideału służby jest zarozumiała poza tych, którzy uważają, że służba jest jedynym godnym zajęciem człowieka. Tę postawę przyjmują często różne grupy ideowców, którzy chętnie cytują Gandhiego, Matkę Teresę i innych, domagając się od swoich zwolenników, żeby mniej się skupiali na „egoistycznym" rozwoju osobistym, porzucili „burżuazyjny" indywidualizm i poświęcili „dla sprawy" wszystko, co mają w sensie materialnym i energetycznym. Takie podejście przyświecało zarówno nieudanym eksperymentom socjalistycznym, jak i najrozmaitszym nawiedzonym, których wciąż spotykamy. Cechą wspólną tych postaw jest odbieranie mocy jednostce i brak zaufania do uczciwości człowieka. Jeśli jesteś zmuszony oddać się służbie, żeby zatuszować osobistą klęskę, jeśli służba jest dla ciebie strategią radzenia sobie z życiem, albo musisz tłumaczyć, że jest ona duchową ścieżką pośród materialistycznego świata, to znaczy, że nie żyjesz swoją pełnią. Toteż choć twój ideał służby wspiera jednych, jednocześnie po cichu wyobcowuje innych, podobnie jak to było, gdy dzieci bogaczy wkładały kwiaty w lufy karabinów żołnierzy pochodzących z klasy pracującej. Nowa wizja postawy służby wymaga dobrze rozwiniętej potrójnej podstawy osobistej mocy w połączeniu ze współczującym sercem. Gdy człowiek doświadcza pełni i żyje zgodnie ze swą prawdą, to powstaje naturalne poczucie przepełnienia, które znajduje wyraz w pragnieniu służenia. Gdy ktoś naturalnie odczuwa wdzięczność za dary świata jak również za swe osobiste dary, to instynktowną reakcją jest chęć przekazania tego uczucia innym. Nową definicją służby będzie dzielenie się czymś z serca. Stanie się to podstawą nowych modeli wzajemnych stosunków, wykraczające poza bilans zysków i strat. Sprzedawcy nie będą więc sprzedawać po to, by coś wziąć od klientów. Będą sprzedawać dlatego, że mają coś, co ich cieszy i w co wierzą. Ich naturalny entuzjazm w stosunku do produktu będzie przyciągać innych i wymiana będzie przebiegać w taki sposób, który każdemu daje poczucie, że zyskuje coś wartościowego.
* W czasie wojny w Wietnamie, w proteście przeciwko wojnie i przemocy, hipisi wkładali kwiaty w lufy żołnierskich karabinów, starając się w ten sposób realizować zasadę reagowania dobrem na zło; z tamtego czasu pochodzi idea flower power „władzy kwiatu" (przyp. tłum.)
Podobnie badania i prace nad nowymi produktami mogą być prowadzone w duchu służby, gdy wynikają one z przepełnienia wynalazek rodzi się z celebracji życia, a nie tylko z konieczności. Nowymi pytaniami przyszłości będą: „Jak ten produkt może służyć?" i „Co jest najwyższym dobrem, któremu może służyć ten produkt?" Andre Dezanger i Judy Morgan, autorzy Tao twórczości, pracowali w Indiach z firmami, które projektowały wentylatory sufitowe. Projektantom zadawali oni pytanie: „Co jest największym dobrem, jakiemu służy wentylator?" Jedni odpowiadali: „komfort", inni: „ulga". Wreszcie ktoś powiedział: „zdrowie". „To jest coś, co możemy poprzeć" - odpowiedzieli Andre i Judy. -„Teraz powstaje pytanie: jak stworzyć zdrowy wentylator?" W końcu wyłonił się pomysł robienia wentylatorów z drewna neem, które jest naturalnym środkiem odstraszającym insekty. W upale indyjskiego lata insekty stanowią poważny problem i wentylator z drewna neem byłby skutecznym remedium. Dzięki nastawieniu na służbę cały marketing nabiera innego wymiaru. Sprawa nie sprowadza się do stworzenia określonego produktu czy zaspokojenia konkretnej potrzeby. Marketing staje się zajęciem proaktywnym, które wyrasta z wizji obfitości i służy nie tyle komfortowi klientów, co ich dobru. Tak jak powiedzieli Andre i Judy: „to jest coś, co możemy poprzeć". Nowa gospodarka służby będzie skłaniać się ku takiemu duchowi współdziałania i celebracji. Ćwiczenie, zamieszczone poniżej, pomoże natchnąć twoje rozwijające się dążenia potężniejszą energią, energią służby. Uświadomienie sobie centralnego znaczenia służby jest trzecim kluczem do antykariery. Aby wykonać to ćwiczenie, wróć jeszcze raz do swojego wyjątkowego miejsca. Za każdym razem, gdy powracasz tam, by poświęcić się pracy z duszą, wzmacniasz energię zarówno tego miejsca, jak i swoją własną. Energia wykonywanej pracy pozostaje bowiem w miejscu, gdzie ją wykonujesz. Być może na tej zasadzie rodzą się święte miejsca: rzeki takie jak Ganges, które od tysięcy lat przyjmowały modlitwy, zawierają w sobie skumulowaną energię tych modlitw i kiedy ty modlisz się w owym miejscu, dostrajasz się do tej energii. W podobny sposób twoje szczególne miejsce stanie się z czasem źródłem natchnienia i kreatywności, jeśli będziesz do niego wracał, gdy masz odbyć poważną pracę intro-spektywną. Zawsze zaczynaj od pierwszego kroku. Powróć myślami do głównego przedmiotu swoich dążeń do przedsięwzięcia, produktu albo usługi, które zdecydowałeś się wprowadzić w życie. Ćwicząc dyscyplinę, wytwarzasz energię ciągłości, która daje ci coraz większą siłę przebicia. Wychodząc w świat w poszukiwaniu osób, miejsc i instytucji, które mogą pomóc w realizacji twojego projektu, zaczynasz stwarzać niesłychanie ważną sieć, dzięki której twoja praca odnajdzie właściwe sobie miejsce w świecie. Musisz wytrwale praktykować te dwie zasady, tak by twoje działania stale potwierdzały, co jest dla ciebie ważne. Buduj własną sieć przez utrzymywanie regularnych kontaktów ze swoimi mentorami i kolegami po fachu. Sieć nie jest obiektem statycznym stanowi ona żywy, ewoluujący splot wzajemnych powiązań, które trzeba regularnie zasilać i wykorzystywać. Ścieżka tylko wtedy pozostaje przetarta, jeśli się po niej chodzi. Teraz nadeszła pora, by przenieść się na kolejny poziom procesu.
Tworzenie z myślą o najwyższym dobru
Wprowadź się w medytacyjny stan umysłu. Pozwól sobie odczuć energię obfitości, jednocząc się na nowo z naturalnymi rytmami swojego ciała i wszechświata. Poczuj siłę swoich pasji i przeświadczeń, i zauważ, jak ta siła skupiła się w formie priorytetu, nad którym teraz pracujesz. Pozwól, by to doznanie ogarnęło także ośrodek serca, i poczuj obecne w nim pragnienie dzielenia się ze światem swoją pracą. Teraz wznieś energię do ośrodka gardła i poczuj w nim przypływ twórczych możliwości. Na koniec otwórz czakrę korony i poczuj, jak spływa na ciebie strumień energii. Tak świadomy, skupiony i ożywiony, spytaj siebie: „Co jest najwyższym dobrem, jakiemu służy mój priorytet? Co wnosi moje przedsięwzięcie, produkt albo usługa do całościowej panoramy ewolucji planety?" Odsłoń ekran swego umysłu, by przyjąć wszelkie impresje, jakie ci się nasuną. Co odczuwasz? Bądź cierpliwy. Pozwól swojemu wnętrzu pracować we własnym tempie. Niech ta energia się rozwija, a kiedy poczujesz, że proces już się dokonał, zapisz to, co sobie uświadomiłeś. Potem wróć do medytacji i zapytaj: „Jak mogę urzeczywistnić najwyższe dobro, któremu służy mój priorytet?" Pozwól, by odpowiedzi pojawiły się w twej wyobraźni ze wszystkimi szczegółami; zobacz, jak twój projekt rozwija się w czasie. To, co otrzymałeś, zapisz w piątym kręgu, który dorysujesz na swym schemacie. Kończąc to ćwiczenie, powinieneś poczuć się pełen życia, energii i entuzjazmu, ponieważ zestrajasz to, co najlepsze, jest w tobie, z tym, co najlepsze dla innych. Wstępujesz w wielki krąg wzajemnej wymiany z zupełnie nową motywacją: nie popychany przeraźliwą potrzebą, ale niesiony wielką falą bytu, który cię stworzył i podtrzymuje twe istnienie.
Orkiestra jazzowa Ery Wodnika a nowa gospodarka
Służba jest wyrazem przepełnienia, które powstaje dzięki pozostawaniu w harmonii z życiem. Patrząc z tej perspektywy, łatwo zrozumieć słynny werset ze świętej księgi indyjskiej, Bhagawadgity:
Lepiej spełniać własną dharmę, choćby niedoskonale, niż doskonale spełniać cudzą. Albowiem niebezpiecznie jest czynić to, co należy do kogo innego.
Wykonywanie naprawdę własnej pracy, własnej dharmy, prowadzi do spełnienia, które sprawia, że człowiek może oddawać się służbie bez żadnych zastrzeżeń. W tradycyjnej jednak kulturze indyjskiej i europejskiej, o tym, co jest dharmą danego człowieka, decydowała starszyzna rodziny i społeczności: inni mówili ci, co masz robić. Wielu tęskni za taką pewnością stąd mamy aśramy i siły zbrojne. U podstaw amerykańskiej konstytucji leży zasada wolności od klasowych reguł kultury europejskiej i związanych z nimi tradycji, co stanowi dla nas szansę a zarazem wyzwanie, by samemu odkryć własną dharmę. Taki jest cel pracy nad antykarierą stworzyć przestrzeń i poczynić wewnętrzne przygotowania, aby twoja dharma mogła cię odnaleźć. Indiańska tradycja poszukiwania wizji stanowi jeden z możliwych wzorów uzyskiwania nowego wizerunku pracy. Czas tej praktyki jest poświęcony pielęgnowaniu swej wewnętrznej istoty, kiedy czeka się, aż siły wewnętrzne i zewnętrzne sprzęgną się ze sobą, objawiając powołanie danego człowieka. Kultura zapewnia potrzebny czas, przestrzeń i społeczne wsparcie, które umożliwiają jednostce zintegrowanie osobistego życia, by mogła dać społeczności coś z esencji własnego bytu. Każdy z nas jest jedynym w swoim rodzaju przejawem siły twórczej, a zatem każdy z nas ma własny niepowtarzalny dar, którym może służyć światu. Rozwinięcie postawy służenia wymaga stworzenia takich modeli społecznych opartych na współpracy, dzięki którym będą mogły zaistnieć nasze przedsięwzięcie, produkt czy usługa. Pewnym modelem tego typu, z którym pracowałem nad tą sprawą, jest „orkiestra jazzowa Ery Wodnika". Nie jest to orkiestra konformistów, kierowana przez nadętego dyrygenta, który sam nie gra na żadnym instrumencie co reprezentuje model hierarchiczny, gdzie cała władza spoczywa w ręku członka starszyzny. Orkiestra Ery Wodnika stanowi skoordynowaną, lecz zdecentralizowaną, grupę jednostek, z których każda jest mistrzem we własnym zakresie kompetencji i każda respektuje miejsce każdej innej osoby. W takim układzie muzycy improwizują, a improwizacja ta przybiera płynną postać, pozwalającą każdemu zaczynać i kończyć partię solową w momencie, gdy sam uzna to za stosowne. Muzycy tworzą spójną całość, ale nie kosztem jednostki i tego, co ona wnosi. Częścią wyłaniającej się przed nami pracy nad antykarierą jest więc stworzenie atmosfery sprzyjającej temu, by służba każdej osoby była przyjmowana i stanowiła wspólne dobro, atmosfery zaufania, w której akt wymiany nabiera wartości. Taka atmosfera jest potrzebna w małej i wielkiej rodzinie, we wspólnocie sąsiedzkiej i w ośrodkach wsparcia na wszystkich szczeblach. Formy takie można stworzyć tylko wówczas, gdy istnieje świadome zrozumienie praw dawania i przyjmowania. Służba bowiem polega w istocie na dzieleniu się swym dostatkiem a nie na dawaniu dopóty, dopóki nam samym nic nie zostanie. Na głębszym poziomie postawa służby wskazuje kierunek poszukiwań modelu dla nowej gospodarki. Nowa ekonomia, jak zasugerował poeta Gary Snyder, jest sama w sobie gałęzią ekologii. W nowej ekonomii oczywista prawda o współzależności jest dostrzegana i respektowana nie mniej niż prawda o wolności jednostki. Kiedy zaczynamy sobie uświadamiać, że każdy czyn, dokonany w jakimkolwiek miejscu, ma reperkusje wszędzie, wtedy cała idea służby ulega transformacji. Gospodarka nie może się rozrastać czy utrzymywać kosztem jakiejś grupy czy regionu. Jest ona raczej świętym dzieleniem się tym, co stanowi dla nas wartość, bo każde życie służy życiu w ogóle, a każda forma wymiany jest sakramentem. Służba jest więc wyrazem głębokiego poznania natury rzeczy. Honorowa wymiana wartości stanowi osnowę tej delikatnej tkaniny. Uznając prawdę o swojej współzależności, jesteśmy w stanie we wzajemnym dzieleniu się przekraczać nie tylko granice rasy, religii czy państwa, ale również granice czasu przeszłości i przyszłości. Zaczynamy przyjmować wsparcie ze strony naszych przodków i poprzedników, którzy żyli w innych czasach i innych miejscach. Jesteśmy w stanie poprzez służbę leczyć rany przeszłości i przezwyciężać różnice, zmierzając do przyszłości, którą tworzymy dla wszystkich. Te przemiany we wzajemnych relacjach między jednostką a zbiorowością postępują w zadziwiającym tempie. Narody i państwa dzielą się i rodzą na nowo; koncepcja rodziny uległa dramatycznym zmianom w ciągu ostatnich dziesięciu lat, a przedsiębiorstwa upadają i odżywają w ciągu jednego tygodnia. Z perspektywy antykariery ta sytuacja nie musi być czymś, nad czym należy ubolewać. Świadczy ona raczej o potrzebie wypracowania nowych wzorów wzajemnych relacji, które honorują suwerenność jednostki, ale jej nie izolują, i które afirmują zarazem współzależność i indywidualność wszystkiego i wszystkich. Rodzący się paradygmat służby czyni łatwiejszymi zbiorowe przedsięwzięcia i sprzyja dążeniu do zapewnienia każdemu możliwości pracy. Paradygmat ten stara się ponownie zjednoczyć ręce i serce oraz docenić wartość człowieka określonego rzemiosła - garncarza, stolarza, projektanta, kucharza, przyrodnika, zielarza itd. Gdy pojawia się wpływ Junony, tak zwane prace służebne i zwykłe powszednie zajęcia nabierają nowego znaczenia. Mogę nie chcieć do końca życia machać miotłą, ale jeśli wierzę w przedsięwzięcie, dla którego pracuję i jeśli czuję wsparcie ze strony innych zainteresowanych, to moja obecna praca ma wyższy wymiar dzielenia się. Zamiatam podłogę i jest mi z tym dobrze, ponieważ praca ta pozwala mi odczuć innego rodzaju radość. Junona reprezentuje także potrzebę równowagi między naszym życiem osobistym a zawodowym. Antykarierą nie zakłada, że praca może zastąpić intymność, wiarę w siebie czy duchowość. Stawia ona sobie za cel zestrojenie pracy z pełnią energii życia. Gdy ludzie mówią: „Pracuję po to, żeby utrzymać rodzinę", to w podtekście często pobrzmiewa niechęć, jak gdyby praca była ciężarem, który dźwiga się tylko z obowiązku. Jeśli jednak naprawdę w twoim sercu pierwsze miejsce zajmuje rodzina, to tak zorganizujesz swoje życie zawodowe, by najlepiej służyło ono rodzinie pod względem wykorzystania czasu, przestrzeni i energii. Dlatego właśnie tak ważne jest zestrojenie: gdy mamy jasność co do swoich prioiytetów nie tylko w pracy, ale w ogóle w życiu to wówczas możemy ułożyć sobie życie zawodowe zgodnie z tym, co nas faktycznie obchodzi. Jednym z największych wyzwań w procesie rozwoju antykariery jest stworzenie sytuacji, w której twoje podstawowe związki z ludźmi i praca sprzyjają sobie nawzajem. Dlatego istotne jest, abyś od samego początku wiedział oraz potrafił określić i wyartykułować, gdzie plonie twój płomień i abyś tę wiedzę jasno komunikował wszystkim, którzy cię otaczają. Zarówno związek, jak i praca, które warto utrzymać, należą do takich, które masz chęć budować krok po kroku, a także walczyć o nie, jeśli zajdzie potrzeba. Im bardziej będziesz się przybliżać do własnej autentyczności, z tym większym zaangażowaniem będziesz dbać o to, na czym ci zależy. Albowiem to, na czym ci zależy, będzie tym, czym ty jesteś. Dbałość jest energią charakterystyczną dla postawy służby. W miarę świadomego przechodzenia społeczeństw krajów uprzemysłowionych do gospodarki służby coraz większego znaczenia będzie nabierało to, o kogo i o co dbamy oraz jak ta dbałość się przejawia. Zważywszy na to, ujrzenie nowej wizji służby i ponowne odkrycie jej doniosłości będą należały do naszych najważniejszych zadań. Gdy w pełni tego dokonamy, będziemy mogli świadomie wprowadzać swoją dbałość w czyn. To domena Ceres, bogini zarządzania interaktywnego, która rządzi rozłożeniem i organizacją energii i struktury w naszym życiu. Jest to czwarty i ostatni klucz do antykariery.
15. ZARZĄDZANIE INTERAKTYWNE - TWÓRCZE WSPÓŁDZIAŁANIE
Był czas, gdy Stany Zjednoczone postrzegano przede wszystkim jako wielki tygiel. Ta idealistyczna wizja obiegała świat jako nowe, ludzkie rozwiązanie konfliktu odmiennych interesów, ras i wyznań, z którymi ludzie przybywali do Nowego Świata. Była to przy tym wizja, która zdecydowanie popierała centralizację pracy w postaci korporacji i rządowych agencji. Wszyscy mogli mieszać się w tyglu jednej firmy czarny i biały, kobieta i mężczyzna mieli być nierozróżnialni, pracując przy jednej taśmie lub parkując swe samochody jeden obok drugiego, wszyscy podobni w swych posępnych garniturach i z terminarzami w ręku. Dziś model tygla wyszedł już z mody. Teraz mówimy o wielobarwnym kobiercu, podkreślając twórcze możliwości, jakie stwarza różnorodność kulturowa.
Dlaczegóż by za tym przykładem nie miały pójść nasze miejsca pracy? Zamiast wtapiać się na całe życie w jedno określone zajęcie, jeden zawód czy jedną firmę, człowiek antykariery będzie żywym kobiercem. Będzie on w stanie wykonywać szereg różnych usług i poszerzać obszar swoich zainteresowań o uzupełniające i równoległe kierunki. Ideał jednej pracy na całe życie jest równie martwy jak kolej transkontynentalna. Niektórzy mogą jeszcze podróżować tą linią dla przyjemności, ale w zasadzie jest to relikt poprzedniej epoki. Nawet odpoczynek na emeryturze nie jest już przedmiotem pożądania. Większość z nas najchętniej przeszłaby na emeryturę w wieku dwudziestu dziewięciu lat i... resztę życia spędziła na produktywnej pracy, ale takiej, którą naprawdę kochamy. Ponieważ w dobie ekspansji elektronicznych sieci wymiany informacji bariery klasowe coraz bardziej będą się rozmywać i tracić na znaczeniu, coraz więcej ludzi będzie posiadać szeroki i zróżnicowany zakres specjalności. Jedna i ta sama osoba będzie rolnikiem, elektrykiem, różdżkarzem, „złotą rączką" i śpiewakiem operowym, który każdego lata wyjeżdża na występy do Austrii! Znam kogoś, kto tak żyje. To nie jest utopijny sen; to jest konieczność, jeśli pragniemy stworzyć pracę, którą kochamy. Przecież to, co kochamy, także dojrzewa i podlega zmianom. Ograniczać siebie koncepcją jedynego zawodu czy też wyobrażeniem, że pewne rodzaje pracy są zarezerwowane dla określonego typu ludzi, tak że np. robotnik nie może być artystą, znaczy wznosić wokół siebie sztuczne mury i ograniczać własne szanse.
Nie chcę przez to powiedzieć, że jedna osoba może robić wszystko; ważne jest pamiętanie o podstawowej zasadzie zarządzania: należy robić to, w czym jest się mocnym. Jednakże, rozwijając swoje przedsięwzięcie, produkt czy usługę, przekonamy się, że nasze ścieżki zawodowe będą się wyłaniać w postaci grup tematycznych, a nie liniowo, i musimy być przygotowani na stwarzanie nowych odgałęzień. Jan Nigro na przykład pozwolił, by jego pasja do muzyki rozwinęła się w trzech czy czterech kierunkach. Udziela on lekcji gry na gitarze w swoim sąsiedztwie, „doręcza" śpiewane telegramy z różnych okazji i współprowadzi spółkę producencką, która do tej pory wydała dwa nagrodzone albumy dla dzieci. Jego własny zespół, Vitamin L, występuje regularnie na wschodnim wybrzeżu, a Janowi udaje się zgrać swój kalendarz pracy z tymi zobowiązaniami. W książce The Age of Unreason (Wiek bezrozumu) Charles Handy tak definiuje organizację koniczynkową: jest to coraz bardziej zdecentralizowana struktura, która rozgałęzia się jak koniczyna i woli powierzać pracę małym, niezależnym ekipom, niż utrzymywać scentralizowaną organizację o przerośniętej górze1. Ten model decentralizacji przyjmują zarówno poszczególni ludzie, jak i przedsiębiorstwa, ponieważ już nie ma sensu trzymać „wszystkie jaja w jednym koszyku", skoro nazajutrz tego koszyka może już nie być. Pewien mój przyjaciel, który od dwudziestu jeden lat pracował w firmie produkującej windy, ostatnio wczesnym rankiem został wezwany do dyrekcji.
- Co by pan powiedział na długie wakacje? - usłyszał.
- To znaczy, że dostaję bezpłatny urlop?
- Nie, to znaczy, że jest pan wylany. Do pierwszej ma już pana tu nie być - oświadczył zausznik kierownictwa.
Nie byłoby w tej scenie nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zdarza się ona teraz nagminnie. Podobne doświadczenia są udziałem milionów ludzi w USA oraz na całym świecie. Nadzieja, że władze zorganizują plany osłony najuboższych, programy przekwalifikowania lub nawet miejsca pracy, jest w gruncie rzeczy absurdem; prowadzi ona do tego, że państwo staje się jedną gigantyczną korporacją, która zatrudnia cały naród. I w ten sposób wracamy do chybionego schematu tygla, gdyż w dalszym ciągu żywimy nadzieję i modlimy się, żeby ktoś inny się nami zaopiekował. Jedynym wyjściem z tego błędnego koła jest zacząć brać samemu odpowiedzialność za siebie i własną karierę. Warto tu przypomnieć indiańskie przysłowie, które mówi, że najlepsze lekarstwo zawsze znajduje się pod twoimi stopami. Od tego właśnie musimy zacząć tworzenie swojej kariery od „powściągającej siły tego, co małe". Potrzebna jest strategia, która pozwoli nam nie tylko stworzyć sobie zawód, ale także stworzyć drogę, sieć autentycznych kontaktów, która rozrasta się w bujne drzewo możliwości. Nie możemy już dłużej sobie pozwalać na uzależnianie się od pracodawców, od władz czy od dotacji. Dawni samurajowie pielęgnowali w sobie czujność, nasi przodkowie-łowcy i zbieracze zdobywali wiedzę o szlakach wędrówek zwierząt, porach roku i różnych dźwiękach lasu; tak samo my musimy nauczyć się wczuwać w trendy na kosmicznym rynku. Musimy rozwinąć sieć wzajemnych powiązań opartą na obfitości, pasji i swoich priorytetach, sieć, która nie będzie dla nas asekuracją, ale żywym tworzywem.
Czwartym, ostatnim kluczem do antykariery jest zarządzanie i jest to praktyka najtrudniejsza do opanowania, ponieważ pojęcie zarządzania widzi się zazwyczaj bardzo jednostronnie. Gdy zarządzanie pojmuje się tylko w kategoriach sprawności organizacyjnej, to umyka nam sens uwagi Gary'ego Snydera, że ekonomia jest poddziedziną ekologii. Zarządzanie, tak jak ja je pojmuję, ma charakter interaktywny, w przeciwieństwie do hierarchicznego. Obejmuje ono pielęgnowanie naszych przedsięwzięć, asymilowanie tych elementów i energii, które są niezbędne do ich pełnej realizacji, oraz kierowanie ich do miejsc, gdzie są one potrzebne. Ceres, bogini ziemi, z kłosem pszenicy w dłoni, dobrze symbolizuje tę zasadę, podkreślając jej aspekt organiczny, traktujący życie jako niepodzielną całość. Będąc matką wszelkiego stworzenia i wszelkiej produktywności, Ceres reprezentuje zasadę właściwych proporcji i twórczej równowagi w życiu na podobieństwo równowagi panującej w samej naturze. Gdyby Matka Natura wkładała wszystkie jajka do jednego koszyka, na całej planecie istniałby tylko jeden gatunek istot żywych! Ale nie takie są jej zwyczaje. Stworzyła miriady form życia, które stale eksperymentują i oddziałują na siebie nawzajem. Jeśli Matka Natura traci jedno stanowisko, nie musi się tym martwić, ponieważ ma w zanadrzu miliony innych! Nawet pustoszące wydarzenia, takie jak pożary lasu, są w sumie potrzebne do rozwoju tego lasu i wyłaniania się nowych, silniejszych gatunków. Jest tak, ponieważ Ceres postrzega swoją pracę jako drogę. Nie pracuje dla jednej firmy, ufając, że pozwoli jej ona bezpiecznie dotrwać do starości. Przeciwnie, praca wyraża jej istotę w całej zadziwiającej złożoności: może pracować dla firmy, ale pracuje również dla własnej przyjemności tworzenia. Co więcej, ponieważ ceni sobie wzajemne powiązania, jej bezpieczeństwo wyrasta z sieci wzajemnych związków. Ponieważ nie jest zależna od firmy, w każdym sezonie promieniuje wdziękiem i godnością. Ów wdzięk jest niesłychanie ważnym czynnikiem w rozwoju udanej antykariery: nie wystarczy wiedzieć, co umiesz robię; musisz również wiedzieć, kiedy i gdzie możesz to robić oraz z kim. Wypracowywanie twórczej równowagi w życiu polega na kultywowaniu wdzięku i godności, na transformowaniu codziennych zranień i okaleczeń poprzez interakcje: poprzez zaopiekowanie się nimi, asymilację i rozłożenie stresu. Tak jak rozdzielacz w samochodzie sprawia, że energia dociera do właściwych miejsc w odmierzonych ilościach, tak też trzeba odpowiednio odżywiać poszczególne dziedziny swojego życia-dom, rodzinę, społeczność, miejsce pracy i wewnętrzną istotę w taki sposób, że wspomagają się one nawzajem, a nie tak, że jedna strona życia góruje nad pozostałymi. Zarządzanie interaktywne zachęca nas do takiego gospodarowania dostępnymi nam zasobami, abyśmy byli w pracy barwnymi kobiercami, a nie wtapiali się w ciężką bryłę gospodarki scentralizowanej.
Zarządzanie interaktywne jest zasadą organiczną, z czego wynika, że wzajemnej równowagi, do której dążymy, nie da się stworzyć sztucznie. Musi się ona rozwinąć. Musi dosłownie wyrosnąć z naszej autentyczności. Najbardziej widoczne zastosowanie tej zasady stanowi rozprzestrzenianie się idei biura w domu. Upowszechnianie się korzystania z międzynarodowej sieci telekomunikacyjnej umożliwia nam stworzenie nowego kulturowego modelu pracy. Jeśli jednak zabraknie mocnego ideału, to grozi nam, że zamiast skorzystać na tym postępie technologicznym, staniemy się jego ofiarami. Wszyscy będziemy chodzić z telefonami komórkowymi i przenośnymi telefaksami i każdy będzie mógł nas dopaść w każdym miejscu i o każdej porze dnia i nocy. Jakiś czas temu mój samochód trafił do supernowoczesnego autoserwisu. Gdy wszedłem do warsztatu, nikt mnie nie przywitał ani nie odezwał się słowem. W końcu człowiek dyżurujący za biurkiem zadał mi osiem pytań: gdzie? kiedy? marka? model? rok? numer karty obsługi samochodu? polisa ubezpieczeniowa? forma płatności? ani razu nie podnosząc na mnie wzroku, wlepionego w ekran komputerowego terminala, mimo że po każdej mojej odpowiedzi musiał czekać około trzydziestu sekund, aż komputer ją zarejestruje. Cała ta surrealistyczna scena, na którą się składało moje nie zauważone przez nikogo przybycie, owo osobliwe przesłuchanie, powolne wklepywanie przez pracownika moich odpowiedzi i oczekiwanie, aż mój rachunek wyjdzie z drukarki, trwała przeszło dziesięć minut. Naszła mnie wtedy koszmarna myśl, że być może my, ludzie, jesteśmy niczym więcej jak pośrednim ogniwem ewolucji między naturą a maszyną. Technika może oferować wydajność i moc, ale jeśli nie zintegruje się jej z szerszą wizją, może ona zniszczyć przyjaźń, intymność i kontakt z drugim człowiekiem, czyli sens życia. Biuro w domu może oferować niejaką niezależność i umożliwiać wszechstronność działania, ale czy chcesz, żeby twój dom zamienił się w biuro? Czy chcesz skapitulować na ostatniej granicy swego wewnętrznego świata, czy też może są inne rozwiązania? A może biuro można uczynić bardziej ludzkim? W tradycyjnych kulturach, na przykład Bliskiego Wschodu, dom jest wyraźnie podzielony na część publiczną i prywatną. To ważne zagadnienia, nad którymi musimy się zastanowić, opracowując swoje przedsięwzięcia, produkty czy usługi liczy się nie tylko to, jak dużo chcemy zrobić, ale również jak chcemy to robić. Jak chcemy się odnosić do ludzi, z którymi pracujemy, do materiałów, które wykorzystujemy, i do środowiska, w którym się obracamy? Ceres uosabia zarówno dbałość o rozwój, jak i zasadę wydajności; zachęca nas do znalezienia równowagi między naszym człowieczeństwem a potrzebami związanymi z pracą. Te same zagadnienia, które odnoszą się do jednostek, dotyczą również firm i organizacji. Firma Tom's of Maine stała się sławna w związku z jej wysiłkami uczynienia przedsiębiorstwa jedną wielką rodziną. Ludzie, którzy pracują dla Tom's są zainteresowani moralnym wymiarem jego produktów tym, aby były to zdrowe i wolne od dodatków chemicznych środki czystości a pracownicy mają udział w zyskach firmy. Zachęca się ich, aby pracowali nie tylko dla dobra zakładu, ale także dla dobra społeczności; godziny pracy, warunki socjalne i opieka nad dziećmi są tak zorganizowane, by ułatwić pogodzenie życia towarzyskiego i rodzinnego z pracą. Podobne wizje przedsiębiorstwa krzewią powstające ostatnio organizacje, np. Social Ventures Network, która obok innych działań nadzoruje relacje płacowe między kadrą kierowniczą a szeregowymi pracownikami, starając się zmienić paradygmat, w myśl którego przedsiębiorstwa istnieją tylko po to, by przynosić zysk właścicielom, na taki, który sprzyja wzajemności w stosunkach między ludźmi i poszanowaniu dla świata przyrody. Dawniej takie idee uważano by za antyproduktywne. Ale wraz z postępującą humanizacją wartości, której sprzyja zarządzanie interaktywne, ludzie będą szukać takiego miejsca pracy, które stawia sobie za cel stworzenie trwałej, zrównoważonej i samopodtrzymującej się społeczności, a nie ślepą wydajność. Takiej też instytucji ludzie będą chętniej poświęcać swoją energię. Dreszczem napawa świadectwo panującego obecnie paradygmatu zarządzania nieinteraktywnego, jakie złożył Konosuke Matsushita, liczący się doradca Matsushita Electric Company, podczas wystąpienia przed grupą zachodnich przemysłowców:
My [Japończycy] będziemy stale wygrywać, a uprzemysłowiony Zachód będzie przegrywał. Niewiele możecie na to poradzić, ponieważ błąd tkwi w was samych. Wasze firmy są zbudowane w oparciu o model Taylorowski, w którym szefowie są od myślenia, a pracownicy mają tylko machać śrubokrętami. Jesteście głęboko przekonani, że w taki właśnie sposób należy prowadzić interesy.
Zarządzanie interaktywne oferuje model alternatywny w stosunku do tego paradygmatu. Popiera ono takie systemy, które sprzyjają zestrojeniu miłości i pracy. Systemy takie mogą być tworzone przez poszczególne środowiska lokalne celem wspierania miejscowego przemysłu, rzemiosła i niepowtarzalnych wartości tych środowisk. Miasto Sugarloaf w stanie Nowy Jork wyróżnia się tym, że główna ulica składa się ze sklepików i zakładów należących do miejscowych rzemieślników. Ludzie z całego stanu, zamiast robić zakupy w wielkich pasażach handlowych, jeżdżą do Sugarloaf, przyciągani panującą tam atmosferą i artystycznym poziomem wyrobów. Pojedynczy rzemieślnik nie jest już w stanie konkurować z etyką produkcji masowej, wspieraną przez system domów handlowych i jego pozbawioną oblicza kulturę, ale zorganizowana wspólnota rzemieślników zdołała stworzyć samowystarczalne miasto, które zdobyło już sławę w całym stanie. Interaktywne zarządzanie, które symbolizuje Ceres, nie jest tym samym co świadomość globalna, działalność ekologiczna, dobrowolna prostota życia, patriotyzm lokalny, zarządzanie systemowe czy też samodzielność, choć może obejmować każdy z tych elementów. Proporcje i równowaga pomiędzy nimi mogą się układać inaczej u każdej jednostki i nie można tego mierzyć ani komukolwiek narzucać według zewnętrznie ustalonych norm. Człowiekowi antykariery potrzebna jest sprzyjająca życiu równowaga, która łączy w sobie niezależność ze współzależnością. Równowaga taka chroni własne interesy i talenty jednostki, a jednocześnie służy interesom i talentom innych. W duchu biologicznej różnorodności jest na to wiele sposobów.
Zespół rockowy Earth („Ziemia") rozmyślnie postanowił omijać skomercjalizowany przemysł muzyczny, nigdy nie zgadzając się na ceny biletów na koncert wyższe niż pięć dolarów, nawet wtedy gdy wypłynął na szerokie wody. Czasami w związku z tym członkom zespołu przychodziło przed występem sprzedawać hot-dogi na ulicy, żeby opłacić wynajęcie nagłośnienia. Ich zainteresowanie skupiało się cały czas na muzyce, którą kochali, i na wspieranej przez nią kulturze, której hasłem jest „sztuka jako proces". Dlatego też propagowali nie tylko własny zespół, ale również innych artystów o podobnym spojrzeniu na świat, i w końcu zdobyli wierną sobie publiczność w całym kraju. Występowali wielokrotnie w miastach, w których spotkali się z dobrym przyjęciem, i po pewnym czasie wraz z innymi wykonawcami utworzyli sieć muzyków krążących po całym kraju od Portland do Waszyngtonu i San Antonio. W każdej miejscowości jedna osoba z tej grupy wynajmowała dom i kiedy inne zespoły dawały koncerty w pobliżu, wynajmowały one noclegi w tym domu, zamiast narażać się na trudy i koszty szukania hotelu. W ten sposób powstał łańcuch domów, wspierających tę formę sztuki, a tym samym zaistniała ruchliwa magistrala umożliwiająca działalność setkom artystów, których łączyła podobna orientacja. Jeden z członków owej wspólnoty opowiadał mi o tym, że dla wielu osób z tych zespołów inspiracją był Jack Kerouac, nie tylko ze względu na to, czego dokonał, ale również ze względu na błędy, które popełnił. Idea otwartej drogi i spontanicznej ekspresji jest natchnieniem wielu spośród tych eksperymentujących artystów. Autodestrukcję Kerouaca uważają oni za rezultat trzech błędów, których ich wspólnota skrupulatnie się wystrzega: nadużywania substancji zmieniających świadomość, szowinistycznego stosunku do kobiet i stania się ofiarą mass-mediów. Zarządzanie przez twórcze współdziałanie jest zasadą użyteczną nie tylko dla undergroundu. Pracodawcom sugeruje nowe strategie, polegające na nagradzaniu za dbałość i jakość, a nie za godziny, spędzone nad danym zadaniem. Na stwarzaniu środowiska, które sprzyja nawiązywaniu przyjaźni i wysokiej samoocenie zatrudnionych, i na postrzeganiu roli biznesu jako służby niesionej światowej wspólnocie.
Alisa Gravitz, dyrektor Coop America, opisała wrażenie, jakie wywarły na niej zajęcia na temat projektowania trwale zrównoważonych osiedli, gdzie uwzględniano zasady Ceres5. Prowadzący ten warsztat Peter Calthorpe i Andres Donnay opowiedzieli o długiej historii planowania osiedli ludzkich, od średniowiecznych miast, z kościołem pośrodku, po nowoczesne przedmieścia: Przedmieścia rozwinęły się w czasach, gdy ludzie zapragnęli uciec od uciążliwości życia w wielkim mieście, i były one projektowane z myślą o pełnych rodzinach, w których mąż jest zatrudniony poza domem, żona zaś pracuje w domu. Jednakże dziś przedmieścia nie są już tak dogodnym miejscem dla wszystkich rodzin, które je zamieszkują. Teraz, gdy tak wiele jest rodzin niepełnych i takich, w których wszyscy dorośli pracują, duża odległość między domem a pracą, miejscami opieki nad dziećmi, sklepami i miejscami rekreacji stanowi ogromne obciążenie dla rodzin i środowiska. Gravitz przytacza fakt, że Amerykanie generalnie zazdroszczą Europejczykom corocznych, z reguły pięciotygodniowych wakacji, a tymczasem przeciętny Amerykanin traci co dzień o godzinę więcej na dojazd do pracy niż przeciętny Europejczyk, co w sumie daje około pięciu tygodni w skali roku. Zarządzanie interaktywne stwarza możliwość fizycznej reorganizacji naszego życia i pracy, tak abyśmy mieli czas i przestrzeń niezbędne do spełnienia swoich ludzkich możliwości.
Projektowanie własnego portfela specjalności
W toku rozwoju swojego przedsięwzięcia, produktu albo usługi przyda ci się lista, według której będziesz mógł sprawdzać, na ile twoja praca zaczyna upodabniać się do dzieła sztuki. Czy dostarczasz sobie właściwego pożywienia poprzez pracę, którą wykonujesz, jak również zdrowe pokarmy? Czy po pracy czujesz przypływ energii, czy jej ubytek? Czy mieszkasz w miejscu odpowiednim, aby mogło zaistnieć to, co chcesz zmaterializować? W zarządzaniu interaktywnym zwraca się uwagę na widoki, zapachy i dźwięki, które łączą się z danym miejscem czy osobą. Co z tego, że odbywasz jedno spotkanie w interesach w Nowym Jorku, a drugie w Paryżu, jeśli tylko przenosisz się z jednego biura, w którym urywają się telefony, do drugiego takiego samego? Czy masz odpowiednie materiały i narzędzia, stosowne wykształcenie, potrzebne informacje i właściwych pomocników? Wszystko to składa się na twój pokarm. Człowiek pracujący w duchu Ceres dobrze zna i kocha swoje narzędzia. Czy są to książki, narzędzia ogrodnicze, maszyny rolnicze czy instrumenty muzyczne stają się one jego częścią. Oto dobry sposób sprawdzenia twojego stosunku do pracy: rozejrzyj się po przestrzeni, w której pracujesz; popatrz na narzędzia, na wszystkie materiały, będące częścią tego, co robisz. Czy dbasz o nie dobrze? Czy widać po nich twoje upojenie życiem? Czy stanowią część porządku, który czyni twe życie dziełem sztuki? Równie ważna jest zasada asymilacji. Czy jesteś w stanie trawić różne składniki życia i układać je w odpowiednich miejscach, tak by optymalnie funkcjonowały razem?
Aby z powodzeniem praktykować zarządzanie interaktywne, musimy mieć jasność co do wartości, które się dla nas liczą, i co do naszych prawdziwych potrzeb. Dla większości z nas głównym problemem do rozwiązania przez właściwe zarządzanie jest nie to, że mamy za mało, ale raczej że mamy czegoś za dużo. Jesteśmy przytłoczeni rachunkami, spotkaniami, terminami i wszystkimi sprawami do załatwienia w ciągu jednego dnia, a wynika to ze złego rozplanowania czasu i rozłożenia energii. Dobrze zorganizowana praca daje nam wewnętrzną satysfakcję, która płynie z tego, że jesteśmy w pełni obecni w tym, co robimy. Być może trzeba, żebyśmy posłużyli się zasadami zarządzania interaktywnego w odniesieniu do swoich priorytetów i zdefiniowali własną pracę, tak aby móc tworzyć nowe jej odgałęzienia, nie tracąc równowagi i wyczucia własnego centrum. Coraz wyraźniej zarysowując ramy i kontury naszej pracy, krok po kroku zestawiamy swój portfel posiadanych umiejętności i sposobów ich zastosowania. W tym celu rozrysowujemy w postaci diagramu wszystkie rozgałęzienia swojej działalności zawodowej, przy każdym notując osoby, sposoby, miejsce i czas uprawiania poszczególnych zajęć. Stopniowo wzbogacamy ten wachlarz specjalności, prowadząc taki styl życia, który sprzyja naszemu celowi, a nie utrudnia jego realizację. Aby to osiągnąć, musimy odważnie wyeliminować z naszego życia to, co niepotrzebne. Kluczową wskazówką jest trzymanie się tylko tych rzeczy, które pomogą ci poruszać się w zamierzonym kierunku. Jednemu może być niezbędna kawalkada luksusowych samochodów, a komu innemu wystarczy rower. W zarządzaniu interaktywnym nie chodzi po prostu o minimalizację kosztów i eliminowanie strat; zasada Ceres sięga nawet głębiej niż dobrowolna prostota. Chodzi tu o takie rozłożenie i zagospodarowanie zasobów i taki styl konsumpcji, które najlepiej służą wizjom, które nas głęboko poruszają. Zasada zarządzania interaktywnego opiera się na paradygmacie służby wraz z właściwym mu uznaniem realności wzajemnych powiązań wszystkich istot. Wspólnotę natchnioną przez Ceres spaja coś więcej niż umowa społeczna. We wspólnocie takiej bierze się pod uwagę wszystko ziemię i wody, kształt granic i linii brzegowej, historię okolicy, troskę o jej mieszkańców. Gdy zasada Ceres wyraźnie dochodzi do głosu, występowanie synchroniczności staje się raczej regułą niż wyjątkiem, ponieważ zaczynamy wyraźnie uświadamiać sobie, że sposób naszego działania w mikrokosmosie zmywania naczyń, słuchania radia czy składania bielizny ma ścisły związek z pracą i jej okolicznościami. Gdy płyniemy nurtem własnej rzeki, przyciągamy osoby i okoliczności, które będą wzmacniać nasze energie. Dlatego z punktu widzenia Ceres miejsce, w którym się mieszka, jest równie ważne jak to, co się robi. Wspomniałem wcześniej o czymś, co chcę teraz omówić bardziej szczegółowo. Otóż źródłem mocy dla człowieka może być miejsce. Dla wielu ludzi problem stworzenia życia na miarę dzieła sztuki może sprowadzać się nie tyle do znalezienia właściwego zajęcia, ile do znalezienia właściwego miejsca. Jeśli czujesz swój związek z jakimś miejscem, a wiesz, że wielu ludzi sprowadziło się tam, czując intuicyjnie, że to jest ich dom, honoruj to miejsce. Znajdź sposób, by nawiązać z nim więź. Wtedy samo to miejsce wykreuje pracę, która cię tam zatrzyma. To naprawdę bardzo ważne. Doprawdy zadziwiające, jak czasem jakieś miejsce wzywa człowieka. Słyszy się opowieści o ludziach, których losy całkiem się odmieniły, kiedy zmienili miejsce zamieszkania. Nie znaczy to, że musisz zaraz się wyprowadzić stamtąd, gdzie mieszkasz, jeśli sprawy nie układają się pomyślnie; to byłoby poddanie się kolejnej formie zasady niedostatku. Jest raczej tak, że honorowanie energii i odczuć, które przekazuje nam dane miejsce, ma znaczenie dla pracy nad zarządzaniem samym sobą.
Architektura i środowisko miejskie także powinny oferować coś więcej niż funkcjonalność i oszczędność. Jak zauważa James Hillman, we współczesnym mieście czy na przedmieściu możesz przejść wiele kilometrów, nie znalazłszy ani jednego miejsca, gdzie ludzie mogliby się spotykać i dzielić z innymi swoimi przeżyciami8. Nasze przedsięwzięcie, produkt czy usługa nie dadzą się więc oddzielić od budowania społeczności. Kariery przyszłości będą wyrastać ze wspólnie przeżywanych codziennych trosk zwykłych ludzi. Jak się zabrać do tworzenia społeczności? Możemy skorzystać z doświadczeń Davida Hagstroma, byłego dyrektora gimnazjum w raczej zaniedbanej dzielnicy miasta Fairbanks na Alasce. Hagstrom rozesłał do rodziców uczniów i do okolicznych mieszkańców zaproszenia na wspólne śniadanie, przy którym miano się zastanowić nad jednym pytaniem: jaką przyszłość chcemy stworzyć swoim dzieciom? Na pierwsze spotkanie przyszło pięć osób. W ciągu kilku miesięcy jednak ta liczba wzrosła do pięciuset i wprowadzono szereg fundamentalnych zmian w programie nauczania i strukturze szkoły. Dokonała tego grupa ludzi, których łączyło oddanie jednej sprawie i więź z miejscem, w którym żyli. Obok pytania - „Co chcę robić?" - należy postawić sobie pytanie: „Co powinienem robić? Jak mogę połączyć swe siły ze wspólnotą ludzi podobnie myślących, którzy być może wesprą twórczą ekspresję mojej pracy?".
Każde zdrowo myślące przedsiębiorstwo dostrzeże potrzebę nawiązania więzi z miejscową społecznością. Gdy kilka lat temu wylała rzeka Missouri i do większości domów nie można było doprowadzić czystej wody, firma piwowarska Anheuser Busch zaopatrywała ludność w wodę pitną w swych butelkach od piwa. Jeśli w pracy świadomie bierzemy pod uwagę społeczność, stwarzamy stosunki wzajemności, które później będą nam umożliwiać kontynuację pracy. Wraz z pytaniem gdzie? pojawia się pytanie jak?, albowiem zasadą, którą kultywujemy, jest twórcza równowaga. Gdy zbyt dużo uwagi poświęcamy przygotowaniom do spotkania, zbyt długo uczymy się do egzaminu, zbyt dużo wydajemy albo zbytnio oszczędzamy, to energia nie krąży w optymalny sposób. W pewnych obszarach naszego życia powstanie obrzęk, w innych wychudzenie. Amerykańska kultura pracy wykształciła stałe godziny pracy od dziewiątej do piątej, ignorując naturalne rytmy przyrody i ludzkiego organizmu, takie jak zmiany pór roku, fazy Księżyca, poród i opieka nad dziećmi itd. U podłoża paradygmatu wydajności leży myśl, że ludzie powinni się stać niczym wydajne maszyny. Rezultat jest taki, że ludzie w pracy rzeczywiście upodobnili się do maszyn i tak jak maszyny z czasem się psują i idą w odstawkę. Nie ma sensu produkowanie tysiąca samochodów dziennie, jeśli nie wiemy, po co właściwie produkujemy te samochody. Jeśli taka produkcja jest dla nas nieuświadomionym sposobem zyskiwania poczucia, że jesteśmy coś warci i jesteśmy komuś potrzebni, to byłoby lepiej, gdybyśmy zamiast tego skupili swoje siły na uczeniu się, jak czuć się swobodniej ze sobą nawzajem, na odkrywaniu możliwości porozumiewania się i nawiązywania kontaktu z innymi ludźmi. Zasada Ceres rodzi wspólnotę, odpowiadając na autentyczne potrzeby, a nie tworząc sztuczne, które w sumie nikomu nie służą.
Interaktywne zarządzanie energią i właściwe nią rozporządzanie są niezbędne także na poziomie osobistym. Oznacza ono, między innymi, równoważenie własnej diety, sił seksualnych, potrzeb ruchu, snu, komfortu i rekreacji i wszystkiego innego, czego potrzeba do zharmonizowania samego siebie. W naszym życiu towarzyskim i zawodowym ta zasada wiąże się także z dostrzeganiem i szanowaniem cyklicznych rytmów. Wizje, przedsięwzięcia, grupy społeczne i jednostki przechodzą w swym rozwoju przez właściwe sobie cykle. Na poziomie pojęciowym możemy inaczej podchodzić do cykli, którym podlegają rynki i narody, a inaczej do tych, które występują w życiu pojedynczego człowieka, ale dla Ceres nie są istotne pojęcia, lecz sama wrażliwość na zjawisko cykli. Kiedy wszystko się rozpada, to może stratą energii byłoby zatykanie kurka palcem i próby utrzymania wszystkiego w całości. Czasami jest konieczne, a nawet korzystne, pozwolić, by wszystko rozpadło się do końca, gdyż dopiero sięgnąwszy dna, będziemy mogli zbudować coś od nowa, natrafiając na dużo mniejszy opór. Jeśli chcemy wprawić się w dostrzeganiu cyklicznych przemian odpowiednim reagowaniu na nie, wartościowym ćwiczeniem może być przyglądanie się własnej karierze w świetle czterech stron świata. Kariera bowiem, tak jak rynek światowy, nie posuwa się po linii prostej, ale ulega różnym sezonom wzlotów i upadków. Wiele kultur stosowało model czterech stron świata, żeby stwierdzić, jak ktoś wędruje przez życie i dokąd zmierza. Poniższym modelem może się posłużyć zarówno pojedynczy człowiek, jak przedsiębiorstwo. Jest to po prostu sposób odkrywania, co jest nam potrzebne w obecnym momencie. Zaczynamy od północy. Kierunek ten reprezentuje zimę, czas gdy wszystko pogrąża się w milczeniu i oczekiwaniu. Oczekiwanie ma swoje zalety. Mój kolega, który prowadzi interesy z Chińczykami, mówi że w wielu negocjacjach Amerykanie z Chińczykami przegrywają, ponieważ ci ostatni umieją czekać. Amerykanie w końcu tracą cierpliwość i akceptują warunki drugiej strony. Czasami nie powinniśmy robić nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość i czekać na rozwój wydarzeń. Kierunek północny reprezentuje ten zimowy czas, kiedy drzewo ogołocone z liści chowa się w głąb siebie i zamiera w bezruchu9. Północ często symbolizuje chudy czas, czas nikłych zasobów i szans. Konieczne jest rozpoznawanie takich okresów i ich honorowanie. W ten sposób rozwijamy w sobie pokorę, a jednocześnie gromadzimy niewidzialne zasoby, z których będziemy mogli skorzystać w przyszłości. Wschód reprezentuje nadejście okrytej kwieciem wiosny. Wiosna zawsze przychodzi z wolna najpierw zaczynają topnieć lody, a za jakiś czas rozlegają się pierwsze głosy ptaków. Ale jeśli zerwiemy się i wybiegniemy na dwór bez płaszcza, przekonamy się, że wciąż jeszcze za zimno na zabawę, a może nawet poślizgniemy się na ostatnich spłachciach lodu. Wschód uczy nas respektować pierwsze poruszenia wiosny, ledwie wyczuwalne wyłanianie się nowych idei bądź projektów, które są jeszcze jak młode pączki na drzewach. Jeśli powieje mroźny wiatr, pączki zginą; często zabijamy nowe możliwości, przywalając je wygórowanymi oczekiwaniami. Pąki są delikatne i potrzebują opieki i ochrony, aby miały szansę dojrzeć. Gdy jesteśmy gotowi coś rozpocząć, mądrzy ludzie radzą postępować łagodnie i bez pośpiechu, ostrożnie badając grunt i obserwując, jak pąki się rozwijają. Przeszło piętnaście lat upłynęło od chwili, gdy Stan Jay sprzedał pierwszą zabytkową gitarę, do momentu założenia Mandolin Brothers. Założenie firmy nastąpiło we właściwym czasie i z pąków rozwinęły się wspaniałe kwiaty i owoce. Często nie jest mądrze szeroko rozgłaszać nowy projekt czy pomysł. Nasze kiełkujące idee trzeba najpierw zasadzić we własnym ogródku i regularnie podlewać. Gdy się ukorzenią, dopiero możemy je przeflancować w świat. Wschód to kierunek nadziei i zapowiedzi nowego życia. To właśnie owa nadzieja, która wyrasta z wewnętrznego wyczucia własnej jaźni, może pokierować rodzącą się karierą i umożliwić jej dalszy rozwój. Południe reprezentuje słońce w zenicie i pełnię lata, kiedy to drzewa są pełne owoców i dają duży, orzeźwiający cień. To nasz czas owocowania, czas, w którym możemy przeć naprzód pełną parą. Możemy podejmować ryzyko i wkraczać w nowe obszary, ponieważ uznajemy własną pełnię i moc. To czas, w którym inni tłumnie śpieszą pod nasz sztandar, czas, w którym jesteśmy gotowi wywrzeć wpływ na świat. Jakże cieszy nas ten moment, gdy dosięgamy szczytów swoich możliwości, gdy możemy robić wszystko, do czego jesteśmy zdolni, gdy w pełni rozwijamy swe gałęzie, niczym drzewo nabrzmiałe sokami i roztaczające upojny zapach. Na południu nie ma powstrzymywania się. Możemy zaangażować cały swój czas, energię, zasoby. Tutaj nasze poczucie własnej wartości, pasja i koncentracja mogą zadziałać razem, budując struktury, które pozostaną świadectwem naszej prawdy i naszej dbałości. Tutaj możemy ujarzmić czas, rozwinąć skrzydła i poszybować, nie oglądając się za siebie. W końcu przybywamy tam, gdzie słońce zachodzi. Zachód to czas jesienny. Wtedy uświadamiamy sobie, że trzeba kiedyś umrzeć, że trzeba umieć rozstać się ze swoim przedsięwzięciem czy wyeksploatowanym pomysłem, tak jak drzewa jesienią rozstają się ze swymi liśćmi. Jakże często artyści trwają przy jednym stylu gry tylko po to, by utrzymać publiczność, choć sami już nie czują w nim energii? To bolesne ciągnąć coś dalej, gdy w głębi duszy wiemy, że już pora odejść. Gdyby drzewo nie zrzuciło liści na jesieni, zginęłoby zimą: jego gałęzie nie wytrzymałyby ciężaru śniegu i lodu. Jeśli się odchodzi od czegoś z godnością, może to być doświadczenie równie podniosłe jak zachód słońca albo zmienianie się barw liści, gdyż odchodzenie jest także czasem kwitnienia dzięki niemu możemy się zmienić i przygotować na to, co dopiero nadejdzie. Zanim rzucisz się na oślep w realizację swojego przedsięwzięcia, produktu albo usługi, być może warto, abyś zadał sobie pytanie: w której porze roku teraz się znajdujesz? Czy znajdujesz się na etapie odpoczynku, wyłaniania się, materializacji czy rozpadu? Ta jedna informacja może ci zaoszczędzić całych lat znoju i wewnętrznych konfliktów. W zarządzaniu interaktywnym najważniejsze jest to, żeby znać właściwą porę. Ceres zna naturalne cykle i je respektuje. Nic nie jest równie ważne dla urzeczywistnienia autentycznej kariery jak wyczucie odpowiedniego czasu.
Zarządzanie interaktywne w świecie
W życiu społecznym Ceres reprezentuje zasadę prawdziwej ekonomii, nie takiej, która jest bezkrwistą i bezcielesną abstrakcją, ale takiej, która jest żywą siłą wzajemnych oddziaływań. Jak planować swoje mieszkania i zużycie energii z pożytkiem i dla nas, i dla przyrody? Jak organizować transport i radzić sobie z jego konsekwencjami? Jak produkować żywność i jak ją rozprowadzać? Jak układać swoje relacje z królestwami minerałów, roślin i zwierząt? Jak zorganizować całokształt produkcji, dystrybucji oraz obiegu towarów i usług? Oto pytania, które stawia prawdziwa ekonomia. Słowo interakcja zakłada wzajemny związek. Jeśli nie mamy związku z pokarmem, który jemy, to przyswajamy go tylko na prymitywnym poziomie materialnym. Dzisiejszy przemysł spożywczy jest bardzo daleki od procesu interakcji, skutkiem czego zwierzęta są przewożone, uśmiercane i pakowane bez żadnego rytuału i poszanowania dla tegoż zwierzęcia jak również dla człowieka, który będzie je zjadał. Ludzie kupują opakowane ciała zwierząt w sklepach, gdzie nie wiedzą, kto im je sprzedaje, skąd to mięso pochodzi, jak tam trafiło ani co do niego dodano. Zwierzęta jako takie coraz bardziej znikają z naszego życia, z wyjątkiem udomowionych zwierząt-maskotek czy emblematów na kaskach futbolistów. Królewski majestat lwa, siła pumy, spryt lisa czy lot orła są dla nas już niemal zupełnie stracone. Gdy rośliny i zwierzęta stają się przedmiotami ludzkiej konsumpcji bez żadnej wzajemności, gwałcimy tym prawa natury. Uprzedmiotowiwszy świat, możemy kreować bez ograniczeń najrozmaitsze zapachy, smaki, kształty i formy, ale stale czujemy się niedożywieni. Przedmioty bowiem nie niosą w sobie życia i odczuwamy potrzebę wypełniania coraz to nowymi przedmiotami pustki, którą stworzyliśmy. Antykariera opiera się na zrewidowanym ujęciu istoty służby i tak samo wymaga ona zrewidowania istoty zarządzania. Zamiast obrazu zarządcy, który stoi poza systemem i kieruje nim odgórnie, antykariera propaguje model interakcyjny model orkiestry jazzowej Ery Wodnika w którym wszyscy są współodpowiedzialnymi współuczestnikami, świadomymi wzajemnych powiązań. Bogini Ceres pomaga nam zrewidować zarządzanie, uświadamiając nam, że zarządzanie ma związek z odżywianiem i, jako takie, wiąże się bardzo ściśle ze zdrowiem i uzdrawianiem. Stany Zjednoczone są jedynym państwem uprzemysłowionym, które nie zalicza zdrowia do praw człowieka. Z powodu braku ogólnokrajowego systemu ubezpieczeń czy gwarancji świadczeń zdrowotnych zdrowie zostaje powiązane z zatrudnieniem, którę dla większości ludzi stanowi jedyny sposób na uzyskanie ubezpieczenia zdrowotnego. Biznes medyczny ramię w ramię z biznesem oświatowym, motoryzacyjnym i mieszkaniowym pogrąża ludzi w wiecznym zadłużeniu. Gdyby ubezpieczenia zdrowotne były powszechne, miliony ludzi natychmiast rzuciłoby swą bezsensowną pracę. Oczywiście, zachodzi obawa, że doprowadziłoby to do zapaści systemu. Z drugiej strony, jeśli praca będzie twórcza i rozwijająca, jeśli ludzie będą czuć, że ich praca stanowi znaczący wkład w życie grup i społeczności, na których im bezpośrednio zależy, to mniej będzie chorób i większa wydajność jednostki. Obecnie samo zajmowanie łóżka w szpitalu niekiedy kosztuje ponad dziewięćset dolarów za dobę. Obawa przed procesami sądowymi zaprząta szpitale nie mniej niż samo leczenie. W szpitalu zdarza się tak, że jednego dnia jesteś poddawany zabiegom wysoko wyszkolonych specjalistów przy użyciu aparatury ery kosmicznej, a już następnego dnia częstują cię martwym pokarmem ery przemysłowej. Ten rozdźwięk jest jednym z wielu przykładów błędnego zarządzania, wynikającego z ignorowania cerejskiej zasady dbałości o właściwe pożywienie.
Jednym ze sposobów wprowadzania energii Ceres w życie naszych społeczności jest wspieranie gospodarstw, które produkują na użytek lokalny. Farma „Genesis" w New Jersey sprzedaje udziały, które uprawniają do otrzymywania przez cały rok świeżych produktów z miejscowych upraw. Udziały te są źródłem finansowania społecznej inicjatywy rolniczej, która, zatrudniając miejscowych robotników, produkuje żywność ekologiczną, co służy z jednej strony zdrowiu udziałowców, a z drugiej bogaceniu się okolicy. Działania takie przyczyniają się do reorientacji rolnictwa w kierunku gospodarki zrównoważonej; na szczęście ten rodzaj aktywności Ceres poczynił już duże postępy w wielu dziedzinach. Na przykład, jak donosi Coop America, mieszkańcy miasta Santa Barbara zainicjowali lokalny projekt „bezpieczna żywność", w którego ramach uczą się promować sprzedaż i dystrybucję miejscowej zdrowej żywności w swoim środowisku10. Personalizacja usług, propagowanie odpowiedzialności za odżywianie współmieszkańców i lokalnej kontroli nad żywnością, dostrzeganie tego, jak ważna jest zdrowa żywność oraz czyste powietrze i woda, rozwój społecznie zorientowanego budownictwa mieszkaniowego wszystko to wyznacza kierunki zawodowe, które czeka wielka ekspansja w najbliższych pięćdziesięciu latach. Jeśli poważnie myślisz o wykreowaniu kariery, która będzie służyć twojej duszy, zacznij od własnego stylu życia, od zbadania i zmiany swoich zwyczajów w sferach produkcji, konsumpcji i dystrybucji. Przeprowadź inwentaryzację wszystkiego, co posiadasz, i zobacz, co twój stan posiadania mówi o tobie. Co mówi o tobie twój samochód? Co mówi o tobie twoje ubranie? Na zasadzie wzajemnego powiązania wszystkich rzeczy, jedna, z pozoru niewielka zmiana w którymkolwiek miejscu łańcucha, zmienia kształt całego łańcucha. Od tego, jak traktujesz to, co już masz, będzie zależało to, co otrzymasz w przyszłości. Tradycja żydowska podaje, że kiedy Bóg zobaczył jak Mojżesz-pasterz troszczy się o jedną zbłąkaną owcę i nie spocznie, dopóki jej nie znajdzie, wtedy zadecydował, że to jest właśnie człowiek, któremu można powierzyć Dziesięć Przykazań. Paradygmat zarządzania interaktywnego wspiera także wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii jako wyraz największej dbałości o Ziemię. Energia słoneczna i wiatrowa, rolnictwo ekologiczne i alternatywna opieka zdrowotna to wszystko dziedziny, które czeka fascynujący rozwój w nadchodzących pięćdziesięciu latach, ponieważ odpowiadają one na najbardziej palące potrzeby naszych czasów. Już teraz eko-zawody rozprzestrzeniają się w szybkim tempie i jeśli energia Ceres nabierze wystarczającej mocy, to być może firmy, które dziś produkują uzbrojenie, jak Lockheed czy McDonnell-Douglas, przemodelują produkcję i cały swój dynamizm skierują na ochronę i przywracanie równowagi ekologicznej. Z energii Ceres wypływają nowe koncepcje życia społecznego i współdziałania; włącznie ze spółdzielczymi bankami, które inwestują w nowe wizje; spółdzielniami producentów i konsumentów żywności i nowymi rozwiązaniami transportu publicznego.
Na poziomie społeczeństwa paradygmat zarządzania interaktywnego oznacza potrzebę łączenia samodzielności z interesem zbiorowości. Gdyby Stany Zjednoczone zapewniały każdemu opiekę zdrowotną jako należne mu, naturalne prawo, byłoby to zgodne ze zbiorowym interesem; jednakże pozostawienie odpowiedzialności za tę opiekę i możliwości wyboru jej rodzaju w rękach jednostki jest konieczne z punktu widzenia ludzkiej samodzielności. Zbiorowe rozwiązanie może być skuteczne tylko wtedy, gdy jednostka bierze osobistą odpowiedzialność za własne zdrowie. Polega to nie tylko na zbieraniu informacji i staraniu się o wysoką jakość opieki medycznej, ale i na kreowaniu stylu życia, który sprzyja zdrowiu. Stres, którego źródłem jest niesatysfakcjonująca praca, sprzyja chorobie, a ta stanowi wodę na młyn przemysłu medycznego i ubezpieczeniowego i tak błędne koło obraca się bez końca. Bez uzdrowienia relacji między interesem zbiorowym a samodzielnością nasze kiełkujące dążenia do autentycznego samourzeczywistnienia zginą, toczone rakiem nadmiernej produkcji i zinstytucjonalizowanego egoizmu.
Paradygmat zarządzania interaktywnego rządzi zasadą wielopoziomowej wymiany, a to, w jaki sposób prowadzimy wymianę, może przesądzić o naszej przyszłości. Dotyczy to w takim samym stopniu wymiany wiedzy, towarów tudzież wizji tego, jak sprawy powinny się układać. Powodzenie na drodze antykariery wymaga, abyś miał jasność, czego ci potrzeba i jak możesz najlepiej wykorzystać te siły, które masz do dyspozycji w chwili obecnej.
Oto cztery klucze do antykariery: jeśli zechcemy wykrzesać z siebie wewnętrzny ogień poświęcenia, poddać się dyscyplinie i dążyć do mistrzostwa w swojej dziedzinie, służyć w duchu dzielenia się tym, co mamy, i twórczo równoważyć różne siły, działające w nas i wokół nas, świat zewnętrzny wynagrodzi ten trud i krok po kroku nasze przedsięwzięcie, produkt czy usługa będą się rozwijać w sposób, jakiego sobie wcześniej nie mogliśmy wyobrazić. Energie te pomagają osiągnąć pełną wewnętrzną zgodność i pozwalają, pozostając sobą, odnosić sukcesy w świecie wzajemnej wymiany, a świat pracy zawodowej zamieniają w rynek kosmiczny. Opisane cztery klucze są zwodniczo proste, ale nad wyraz skuteczne, gdy się je zastosuje po kolei, osiągając harmonię z każdym z nich. Wiele osób stara się skupić na zarządzaniu, nie mając w swym wnętrzu świętego ognia; prowadzi to tylko do znużenia. Inni mogą mieć głębokie poczucie zaangażowania, czyli inwestycji, ale nie starcza im samodyscypliny, potrzebnej, by podtrzymać w sobie energię czy zbudować sieć współpracy. Jeszcze inni mogą dostrzegać doniosłość służby, ale zaniedbują menedżerskie umiejętności, które pozwalają dotrzeć z daną służbą do społeczności. Wszystkie cztery klucze są niezbędne, aby otwierać kolejno następujące po sobie drzwi z inwestowania bowiem bierze się energia konieczna do wytrwałego działania, z dyscypliny rodzi się autentyczna wartość, którą można komuś przekazać w postaci służby, a służba uruchamia energie interakcji, niezbędne, aby uczynić życie sztuką.
16. ALCHEMIA TRANSFORMACJI
„Biały Królik włożył okulary.
- Od którego miejsca każe mi Jego Majestat rozpocząć? - zapytał.
- Rozpocznij od początku - odpowiedział Król z największą powagą"1
Początek jest tam, gdzie się znajdujesz tu i teraz. Aby rozpocząć nową karierę, nie musisz od dziś przestawić się na brązowy ryż, opuścić dom albo zwolnić się z obecnej pracy. Zacząć od początku to zaakceptować miejsce, w którym jesteś teraz, i łagodnie pozwolić, aby twoje wnętrze zestroiło się z wyższymi siłami wszechświata. Informacji o sposobach zmiany zawodu i możliwościach znalezienia zatrudnienia nie brakuje i dociekliwy czytelnik znajdzie odpowiednią bibliografię na końcu tej książki. Wciąż słyszymy o mikro- i makrotrendach, o wielkich przemianach na świecie, o skutkach globalizacji gospodarki. W dobie błyskawicznego rozwoju techniki komputerowej żaden ludzki mózg nie jest w stanie pomieścić nawet małego wycinka wiedzy dostępnej w jakiejkolwiek dziedzinie. Jeśli nieustannie sięgamy po nowe informacje, wpadamy jak śliwka w kompot w pułapkę konsumpcji. Liczy się nie to, czy połkniemy tę albo inną książkę o zmianie zawodu, ale to, czy oczyścimy własny ogród z chwastów i zadbamy o piękne kwiaty, które już tam rosną, choć może dziś przygłuszone i niewidoczne. Jeśli będziemy uprawiać swoją własną działkę, potrzebne informacje staną się dla nas dostępne. Wszelkie informacje ponad to są tylko zbędnym balastem. Tym, czego wymaga antykariera, jest nie informacja, ale transformacja, transformacja zaś jest czym innym niż to, o czym się rozpisują skrypty samodoskonalenia. Kramarze w telewizji sprzedający nieruchomości albo wbijający ci do głowy, że możesz mieszkać w zamku, sprzedają udoskonalenia, ale samo pojęcie doskonalenia wyrasta z mentalności niedostatku. Transformacja naszego życia wymaga, abyśmy zaczęli od samej podstawy: musimy rozpocząć od początku. Początkiem jest zaś oddech. Swobodny oddech, chód pełen wdzięku, śpieszenie się powoli i uznawanie, że „małe jest piękne" to wszystko pierwsze kroki, które kierują nas na naszą własną drogę. Idee omówione w tej książce pokryją się kurzem na półce pojęć, jeśli nie weźmiesz ich sobie do serca i nie wcielisz w czyn. Gdy decydujemy się podjąć ryzyko transformacji, zaczynamy się mniej przejmować defektami świata czy też swoimi rzekomymi ułomnościami, ponieważ stajemy się częścią rozwiązania. Ufając, zapytując, słuchając i żyjąc stwarzamy taki sposób życia, którego konkretne szczegóły są odbiciem naszych aspiracji. Jakiż większy dar moglibyśmy ofiarować naszemu światu i własnym dzieciom? Przekuwanie swego życia w dzieło sztuki, dochodzenie do mistrzostwa w rzemiośle życia, cierpliwa współpraca z siłami wszechświata i pozostawanie sobą w każdym działaniu wymagają odwagi i prawdziwego zaangażowania. Jest to zaangażowanie wewnętrzne polegające na zaakceptowaniu tego, kim jesteśmy i co popieramy a jednocześnie zewnętrzne postanowienie, że wkroczymy z tym na rynek. Krótko mówiąc, stajemy przed wyzwaniem uczynienia ze swojego życia wyznania wiary. Wydaje się to wygórowanym postulatem i takim jest. Żeby dotknąć własnej autentyczności, będziemy musieli przejść próbę ognia i to nie raz, ale wiele razy. Ale w tym ogniu rodzi się złoto. Nasza praca w tym świecie jest sposobem, w jaki nieszlachetne pierwiastki zostają poddane transformacji.
A więc zacznij od jednej godziny.
Przejdź do jednego dnia.
Wejdź w to na całe życie.
----------------------Przypisy--------------------------------
Wstęp
1 Henry David Thoreau, The Journal of Henry D. Thoreau, vol. II, ed. Bradford Torrey and Francis H. Allen (1906; reprint Dover, New York 1962), str. 317.
Rozdział 1
1. W. B. Yeats, The Choice, w: Selected Poems and Three Plays, ed. Macha L. Rosenthal (Macmillan, New York 1962); przektad pol. Tadeusz Rybowski (Wybór) w: William Butler Yeats, Poezje wybrane (PIW, Warszawa 1987).
2. Ralph Waldo Emerson, Naturę, w: Selected Writing of Ralph Waldo Emerson, ed. William H. Gilman (New American Library, New York 1965), str. 36.
3. Księga Rodzaju 3:19.
4. Zob. Max Weber, The Protestant Ethic and the Spirit of Capitalism, przekład ang. Talcott Parsons (Scribner's, New York 1980).
5. Zob. Carlo Antoni, Front History to Sociology: The Transition in German Historical Thinking, przekład ang. Hayden V. White (Wayne State University Press, Detroit 1959; reprint Greenwood Press, Westport, Conn. 1977), str. 156-157.
Rozdział 2
1. Steven R. Covey, 7 nawyków skutecznego działania (Medium, Warszawa 1996).
2. Jestem zobowiązany mojemu przyjacielowi i współpracownikowi, Ronowi Youngowi, który jako pierwszy ukazał ten sposób postrzegania dynamiki kariery.
3. T. S. Eliot, Burnt Norton w: Four Quartets (Harcourt, Brace and World, New York 1943); przekład pol. Czesław Miłosz, Cztery kwartety: Burnt Norton, w: Thomas Stearns Eliot, Wybór poezji (Zakład Narodowy im. Ossolińskich), Wrocław 1990.
4. Erik H. Erikson, Dzieciństwo i społeczeństwo (Rebis, Poznań 1997).
Rozdział 3
1. Edgar Cayce, Revelation: A Commentary on the Book, Based on the Study of Twenty Four Psychic Discourses of Edgar Cayce, Twenty-Six Interpretive Readings Series (A. R. E. Press, Virginia Beach, Va. 1969).
2. Emerson, Self-Reliance, w: Ralph Waldo Emerson, ed. Richard Poirier, The Oxford Authors Series (Oxford University Press, New York 1990); wyd. pol. Poleganie na sobie, w: R. W. Emerson, Szkice, przeł. Andrzej Tretiak, Wyd. Toporzel, Wrocław 1994.
3. Walt Whitman, Leaves of Grass and Selected Prose, ed. Sculley Bradley (Harcourt Brace, Fort Worth, Tex. 1949); przekład pol. Pieśń o sobie, przeł. Andrzej Szuba, Wyd. Literackie, Kraków 1992.
4. Isadora Duncan, Isadora Duncan Speaks (City Lights, San Francisco 1981), str. 46.
5. Taśmy z medytacjami są dostępne także przez Anti-Career Workshop. Pisz na adres: The Anti-Career Workshop/Soul Basket Recordings, RR 11, Box 20-214, South Kortright, NY, 13842, USA.
Rozdział 4
1. Na związek mitu o Minotaurze z drugą czakrą zwrócił mi uwagę mój kolega, Ron Young, który od wielu lat przytacza ten mit we własnych warsztatach.
2. Mit ten jest poetycko przedstawiony w książce Juliet Sharman-Burke i Liz Greene, The Mythic Tarot (Simon and Schuster, New York 1986).
5. Robert Johnson, Inner Work Harper (San Francisco, San Francisco 1989).
3. Ralph Waldo Emerson, Thoreau, w: Ralph Waldo Emerson, ss. 475-490.
4. Ibid.
5. Alice Miller, Dramat udanego dziecka (Jacek Santorski & CO, Warszawa 1995), Pamięć wyzwolona (Jacek Santorski & CO, Warszawa 1995), Banished Knowledge: Facing Childhood Injury (Doubleday, New York 1991)
6. Alan Bloom, The Closing of the American Mind: Education and the Crisis of Reason (Simon and Schuster, New York 1988); wyd. pol. Umysł zamknięty: o tym, jak amerykańskie szkolnictwo wyższe zawiodło demokracje i zubożyło dusze dzisiejszych studentów, przeł. Tomasz Bieron (wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1997).
7. Ibid.
Rozdział 5
1. Richard Bolles, What Colourls Your Parachute? 1995: A Pratical Manuałfor Job Hunters and Career Changers (Ten Speed Press, Berkeley 1994).
2. Zob. James Hillman, „Oedipus Revisited" w: Karl Kerenyi i James Hillman, Oedipus Vańations (Spring Publications, Dallas 1979).
3. Można oponować, że przecież Horatio był prawdziwym przyjacielem i powiernikiem Hamleta, ale Hamlet trzyma Horatia na bezpieczny dystans. Domaga się od niego wierności, ale z trudem potrafi mu zaufać.
4. Carl G. Jung, Nietzsche's Zarathustra: Notes of the Seminar Given in 1934-1939, 2 vols., ed. James L. Jarrett, Bollingen Series 99 (Princeton University Press, Prince ton 1988).
5. Emerson, Nature, w: Selected Writings of Ralph Waldo Emerson, str. 223.
Rozdział 6
1. Murray, W. H., The Scottish Himalayan Expedition (J. M. Dent & Sons, London 1951).
2, Zob. Denis de Rougemont, Love in the Western World, przekład ang. M. Bellon (Pantheon, New York 1956); wyd. pol. Miłość a świat kultury zachodniej, przeł. Lesław Eustachiewicz, Pax, Warszawa 1968.
3. Więcej informacji na ten temat znajdzie czytelnik we wstępie Roberta Thurmana do Holy Teaching of Yimalakirti: Mahayana Scripture, przekład ang. Robert p. Thurman, Institute for Advance Study of World Religion Series (Pennsylvania State University Press, University Park, Penn. 1976). Klasyczny, staroindyjski model pozytywnego działania przedstawia natomiast poemat epicki Bhagawadgita, będący ewangelią hinduizmu.
4. Erich Neumann, Origins and History of Consciousness, przekład ang. R. F. Hull, Bollingen Series 42 (Princeton University Press, Princeton 1954). Książka ta dogłębnie omawia archetyp koła.
5. Zob. Jack D. Schwager, The New Market Wizards: Conversations with America 's Top Traders (Harper Business, New York 1994).
6. Robert Moore i Douglas Gillette, King, Warrior, Magician, Lover: Rediscovering the Archetypes of the Mature Masculine (Harper San Francisco, San Francisco 1991).
7. W obiegu jest obszerna literatura na temat zarządzania czasem, z której większość sama stanowi raczej stratę czasu. Jedna z nielicznych ofert naprawdę pomocnych jest Seminarium Zarządzania Czasem (Time Management Seminar) Charlesa Hobba, rozpowszechniane przez Day Timers, Inc. z Allentown (Pensylwania).
Rozdział 7
1. Joe Dominguez i Vicki Robin, Your Money or Your Life: Transforming Your Relationship with Money and Achieving Financial Independence (Viking Penguin, New York 1992).
2. Henry David Thoreau, Walden (PIW, Warszawa 1991).
3. Thich Nhat Hanh, Cud uważności (Jacek Santorski & CO, Warszawa 1992).
4. Zob. Stephen Levine, Who Dies? (Doubleday, New York 1989), wyd. pol. Kto umiera?—sztuka świadomego życia i świadomego umierania, przeł. Barbara Kuchta, Anna Dobrzańska, Wydawnictwo Ewa Korczewska, Warszawa 1996; Healing into Life and Death (Doubleday, New York 1989). Levine w swoich książkach zręcznie i sugestywnie opisuje życie w takiej świadomości.
5. Zob. Deliverance from Error, tom 1 dzieła The Faith and Practice ofal-Ghazali, przekład ang. M. Watt (Kazi, Chicago 1982).
6. P. D. Ouspensky, In Search of the Miraculous: Fragments of an Unknown Teaching (Harcourt Brace and Co., San Diego, Calif. 1965); wyd. pol. Piotr Demianowicz Uspienski, Fragmenty nieznanego nauczania: w poszukiwaniu cudownego, przeł. Magda Złotowska, Pusty Obłok, Warszawa 1991.
7. I Cing czyli Księga Przemian (Latawiec, Warszawa 1994).
Rozdział 8
1.Na temat obecności mitologii we współczesnych kulturach zob. Mircea Eliade, Myths, Dreams, and Mysteries: The Encounter between Contemporary Faiths and Archaic Realities (Harper, New York 1943).
2. R. Johnson, Inner Work.
3. Dynamikę tę przedstawił Robert Mulligan podczas New York Astrology Center Conference w czerwcu 1992.
Rozdział 9
1. Henry David Thoreau, Walden, str. 388.
2. Napoleon Hill, Myśl!... i bogać się (Studio Emka, Warszawa 1994).
3. Co ciekawe, Cayce uważał ten fenomen wchodzenia w głęboki trans przed każdym „odczytem" za swoją pokutę. Przekazując „odczyt" dla siebie samego, wy tłumaczył konieczność zapadania w nieświadomy trans nadużyciami mocy, jakich dopuszczał się w jednym z poprzednich wcieleń; z tego powodu w obecnym życiu musiał porzucać własne ego, ilekroć chciał służyć drugiej osobie.
Rozdział 10
1. Randolph Stone, Polarity Therapy: The Complete Collected Works, vol. 1 (CRCS Publications, Sebastopol, Calif. 1986).
2. Bhagavata Purana, skandha 12 (Gita, Gorakhpur, India, 1962)
3. Zob. Hua-Ching Ni, Tao: The Subtle Universal Law (SevenStar Publications, Santa Monica, Calif. 1995) i The Taoist Inner View ofthe Universe and the Immortal Realm (Seven Star Publications, Calif.: 1979).
4. Sudhakar S. Dikshit, ed., I Am That: Talks with Sri Nisargadatta Maharaja (Chetana Press, Bombay 1973).
5. Walt Whitman, Song of Myself. Leaves of Grass and Selected Prose; pol. przekład Stefan Napierski w: Walt Whitman, 75 poematów, Wydawnictwo J. Mortkowicza, Warszawa 1934.
Rozdział 11
1.Mam dług wdzięczności wobec "asteroidowej damy", s.p. Eleanor Bach, która była jednym z moich mentorów w sztuce astrologii, za zapoznanie mnie z asteroidami i podzielenie się ze mną wynikami swoich oryginalnych badan nad ich oddziaływaniami.
Rozdział 12
1. Na ten nowy sposób rozumienia znaczenia słowa interest zwrócił mi niedawno uwagę uczestnik warsztatu nt. antykariery w Kirkridge Spiritual Retreat Center w Bangor (Pensylwania).
2. Zob. John Naisbitt, Megatrends (Warner, New York 1988) i Faith Popcorn, The Popcorn Report: Faith Popcorn on the Futurę of Your Company, Your World, and Your Life (HarperBusiness, New York 1992); wyd. pol. Megatrendy: dziesięć nowych kierunków zmieniających nasze życie, przeł. Paweł Kwiatkowski, wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1997.
3. Zob. Noam Chomsky, The M.I. T. Interviews, wywiady Davida Barsamiana (Sounds True Recordings, Boulder 1990).
Rozdział 13
1. Ralph Waldo Emerson, „The Over-Soul" w: Selected Writings of Ralph Waldo Emerson, s. 291; przekład pol. „Naddusza" w: R. W. Emerson, Szkice, przeł. Andrzej Tretiak, Instytut Literacki, Warszawa 1933.
2. Zob. George Leonard, Mastery: The Keys to Long-Term Success and Fulfillment (New American Library, New York 1991).
3. Przykłady działania tej dynamiki w odniesieniu do poezji i poetów znajdzie czytelnik w: Harold Bloom, Anxiety of Influence: A Theory of Poetry (Oxford University Press, Oxford 1973).
4. David M. Wulff, The Psychology of Religion: Classic and Contemporary Views (John Wiley & Sons, New York 1991
5. Charles Handy, The Age of Unreason (Harvard Business School Press, Boston 1991), str. 69.
6. Za zapoznanie mnie z tym procesem jestem wdzięczny niezmordowanemu Richardowi „Buzzowi" Gummere, byłemu dyrektorowi Career Services na Uniwersytecie Columbia.
7. Napoleon Hill, Myśl! ...i bogać się.
8. Coop America Quarterly, vol. 4, no. 2 (Summer 1992).
Rozdział 14
1. Eleanor Bach, A Graphic Ephemeris of Sensitive Degrees (Planet Watch Publications, New York 1987).
2. Bhagawadgita, 3.35.
Rozdział 15
1. Charles Handy, The Age of Unreason, ss. 89-102.
2. I Cing, heksagram 9.
3. Business Today, cytaty Jeffreya Greena, prezesa i dyrektora Hutchinson Technology.
4. Cyt. za: Richard J. Lambert, „Rethinking Productmty: The Perspective of the Earth as the Primary Corporation" w: Population and Environment: A Journal of Interdisciplinary Studies, Humań Sciences Press, vol. 13, no. 3 (Spring 1992).
5. Alisa Gravitz, prywatna rozmowa, 30 marca 1993.
6. Ibid.
7. Ibid.
8. James Hillman, City and Soul (University of Dallas Press, Irving, Tex. 1978).
9. Medytacje o drzewie przedstawił mi w 1993 r. Andre Dezanger podczas warsztatu antykariery w New York Open Center.
10. Książka wydana w ramach projektu „bezpieczna żywność" z Santa Barbara, zatytułowana Increasing Organie at the Local Level: A Manuał for Consumers, Grocers, Farmers, and Policy Makers jest dostępna za pośrednictwem The Community Environmental Council, 930 Miramonte Dr., Santa Barbara, CA, 93109, USA.
11. Do wartościowych publikacji z dziedziny ekologii należą The Job Seeker, który zawiera ogólnokrajową listę miejsc pracy, służących środowisku (Rt. 2, Box 16, Warrens, WI, 54666, USA) i The Complete Guide to Environmental Careers Congress Street, Boston, MA, 02210 USA).
Rozdział 16
Lewis Carroll Alice's Adventures In Wonderland and Through the Looking Glass (New American Library, New York 1960); przekład pol. Maciej Słomczyński: Przygody Alicji w krainie czarów i O tym, co Alicja odkryła po drugiej strome lustra, Czytelnik, Warszawa 1975.
-----------------Bibliografia----------------------------------
Kariera
Bolles, Richard, What Colourls Your Parachute? 1995: A Practical Manual for Job Hunters and Career Changers, Ten Speed Press, Berkeley 1994.
CEIP Fund, The Complete Guide to Environmental Careers, Island Press, Washington DC 1989.
Covey, Steven R., The Seven Habits of Highly Effective People, Simon and Schuster, New York 1989; wyd. pol.: 7 nawyków skutecznego działania, przeł. Iwona Majewska-Opielka, Medium, Warszawa 1996.
Cowan, Jessica, ed., Good Works: A Guide to Careers in Social Change, Barricade Books, New York 1991.
Everett, Melissa, Making a Living While Making a Difference: A Guide to Creating Careers with a Conscience, Bantam, New York 1995.
Fox, Mathew, The Reinvention of Work New Vision of Livelihood for Our Time, Harper San Francisco, San Francisco 1994.
Gross, Ronald, The Independent Scholar's Handbook: How To Tum Your Interest in Any Subject into Expertise, Ten Speed Press, Berkeley 1993.
Kaplan, Robbie Miller, The Whole Career Sourcebook, AMACOM, New York 1991.
Leonard, George, Mastery: The Keys to Long-Term Success and Ful-fillment. New American Library/Dutton, New York 1991.
Sacharov, Al, Offbeat Careers, Ten Speed Press, Berkeley 1988.
Simpkinson, Charles H., Douglas A. Wengell i Mary Jane A. Casavant, The Common Boundary Graduate Education Guide: Holistic Programs and Resources Integrating Spirituality and Psychology, Common Boundary, Bethesda, Md. 1994.
Sinetar, Marsha, Do What You Love, the Money Will Follow: Discovering Your Right Livelihood, Dell, New York 1989.
Finanse
Clason, George, The Richest Man in Babylon, New American Library/Dutton, New York 1989.
Dominguez, Joe i Vicki Robin, Your Money or Your Life: Transforming Your Relationship with Money and Achieving Financial Independence, Viking Penguin, New York 1992.
Fisher, Mark, The Instant Millionaire: A Tale of Wisdom and Wealth, New World Library, New York 1991; wyd. pol. Sekret milionera: milioner wyjawia tajemnice szybkiego zdobycia fortuny, przeł. Krzysztof Doroszewski, Medium, Warszawa 1995.
Harrington, John C, Investing with Your Conscience: How to Achieve High Returns Using Socially Responsible Inwesting, John Wiley and Sons, New York 1992.
Hill, Napoleon, Think and Grow Rich, Fawcett, New York 1987; wyd. pol. Myśl! ...i bogać się: podręcznik człowieka interesu, przeł. Wacław Szadkowski, Studio Emka, Warszawa 1994.
Phillips, Michael, The Seven Laws of Money, Shambhala, Boston 1993.
Ponder, Catherine, The Dynamie Laws of Prosperity, DeVorss, Marina del Rey, Calif. 1985.
Biznes a transformacja społeczna
Berle, Gustav, The Green Entrepreneur: Business Opportunities That Can Save the Earth and Make You Money, Liberty Hall, Blue Ridge Summit, Penn. 1991.
Daly, Herman E. i John B. Cobb, Jr., For the Common Good: Redirecting the Economy Toward Community, the Environment, and a Sustainable Future, Beacon Press, Boston 1991.
Handy, Charles, The Age of Unreason, Harvard Business School, Boston 1991;
zob. też Wiek paradoksu: w poszukiwaniu sensu przyszłości, przeł. Leszek Jesień, ABC, Warszawa 1996.
Harman, Willis i John Hormann, Creative Work: The Constructive Role of Business in a Transforming Society, Knowledge Systems, Indianapolis 1992.
Hawken, Paul, Growinga Business, Simon and Schuster, New York 1988.
The Ecology of Commerce: A Declaration of Sustainabiłity, Harper Business, New York 1994; wyd. pol.: Przez zielone okulary: jak prowadzić interesy nie szkodząc sobie i innym, przeł. Jerzy Paweł Listwan, Pusty Obłok, Warszawa 1996.
Henderson, Hazel, Paradigms in Progress: Life Beyond Economics, Knowledge Systems, Indianapolis 1992.
Naisbitt, John i Patricia Aburdene, Reinventing the Corporation: Transforming Your Job and Your Company for the New Information Society, Warner, New York 1985.
Ottman, Jacąuelyn, Green Marketing: Challenges and Opportunities for the New Marketting Age, NTC Publishing, Lincolnwood, 111.1994.
Popcorn, Faith, The Popcorn Report: Faith Popcorn on the Future of Your Company, Your World, Your Life, Harper Business, New York 1992.
Senge, Peter M., The Fifth Discipline: Mastering the Five Practices of the Learning Organization, Doubleday, New York 1990.
Czakry i duchowość
Bruyere, Rosalyn L., Wheels of Light: Chakras, Auras, and the He-aling Energy of the Body, Fireside, New York 1994.
Cayce, Edgar, Revelation: A Commentary on the Book, Based on the Study of Twenty Four Psychic Discourses of Edgar Cayce, A.R.E. Press, Virginia Beach, Va. 1969.
I-Ching or Book of Changes, przekład ang. C. F. Baynes i Richard Wilhelm, Bollingen Series 19, Princeton University Press, Princeton 1967; wyd. pol. I Cing Księga Przemian, przeł. Wojciech Józwiak et al., Latawiec, Warszawa 1994.
Lao-Tzu, Tao-te-ching, przekład ang. D. C. Lau, Penguin, New York 1992; wyd. pol. Lao Tsy, Droga, przeł. Michał Fostowicz-Zahorski, Rekodzielnia „Arhat", Wrocław 1992.
Miller, Barbara S., Bhagavadgita: Krishna's Counsel in Time ofWar, Bantam, New York 1991.
Pismo Święte, przekład ang. Holy Bibie: King James Yersion, New American Library/Dutton, New York 1974.
Sharman-Burke, Juliet i Liz Greene, The Mythic Tarot, Simon and Schuster, New York 1986.
Thich Nhat Hanh, Miracle of Mindfulness: A Manual on Meditation, przekład ang. Mobi Ho, Beacon Press, Boston 1992; wyd. pol.: Cud uważności: prosty podręcznik medytacji (zen w sztuce codziennego życia), przeł. Grażyna Draheim, wyd. Jacek Santorski & CO, Agencja Wydawnicza, Warszawa 1992.
Nauki społeczne
Antoni, Carlo, From History to Sociology: The Transition in German Histońcal Thinking, przekład ang. Hayden V. White, Greenwood, West-port, Conn. 1977.
Bellah, Robert, Habits of the Heart: Individualism and Commitment in American Life, HarperCollins, New York 1986.
Beny, Thomas, The Dream of the Earth, Sierra Club, San Francisco 1990.
Erikson, Erik, Childhood and Society, 2d ed., W. W. Norton, New York 1963
wyd. pol. Dzieciństwo i społeczeństwo, przeł. Przemysław Hejmej, Rebis, Poznań 1997.
Hillman, James, „Oedipus Revisited" w: Karl Kerenyi i James Hill-man, Oedipus Variations, Spring Publications, Dallas 1991.
Hillman, James i Laura Pozzo, Inter Views: Conversations with Laura Pozzo on Psychotherapy, Biography, Love, Soul, Dreams, Work, Imagi-nation, and the State ofthe Culture, Spring Publications, Dallas 1983.
Miller, Alice, The Drama ofthe Gifted Child, Basic Books, New York 1982; wyd. pol. Dramat udanego dziecka: studia nad powrotem do prawdziwego Ja, przeł. Natasza Szymańska, wyd. Jacek Santorski & CO, Agencja Wydawnicza, Warszawa 1995.
Thou Shalt Not Be Aware: Societyłs Betrayal of the Child, New American Library/Dutton, New York 1984; I wyd. pol. Mury milczenia: cena wyparcia urazów dzieciństwa, przeł. Jadwiga Hockuba, PWN, Warszawa 1991; II wyd. pol. Pamięć wyzwolona: jak przerwać łańcuch toksycznego dziedzictwa, przeł. Jadwiga Hockuba; Jacek Santorski & CO Agencja Wydawnicza, Warszawa 1995.
Neumann, Erich, The Origins and History of Consciousness, przekład ang. R. E Hull. Bollingen Series 442, Princeton University Press, Princeton 1954.
Weber, Max, The Protestant Ethic and the Spirit of Capitalism, Scribner's, New York 1980;
zob. Szkice z socjologii religii, przeł. Jerzy Prokopiuk i Henryk Wandowski, Książka i Wiedza, Warszawa 1984,1995.
Literatura inspiracyjna
Duncan, Isadora, Isadora Speaks, City Lights, San Francisco 1981.
Emerson, Ralph Waldo, Ralph Waldo Emerson, ed. Richard Poirier, The Oxford Authors Series, Oxford University Press, New York 1980.
Thoreau, Henry David, The Journal of Henry D. Thoreau, ed. Brad-ford Torrey i Francis H. Allen, 1906; reprint Dover Publications, New York 1966.
Walden, Collier Books, New York 1962; wyd. pol: Walden czyli życie w lesie, w przekładzie Haliny Cieplińskiej z przedmową i przypisami tłumaczki, PIW, Warszawa 1991.
Whitman, Walt, Leaves of Grass and Selected Prose, ed. Sculley Bra-dley, Harcourt Brace, Fort Worth, Tex. 1949; wyd. pol. np. Źdźbła trawy. Poezje wybrane, przeł. Juliusz Żuławski. PIW, Warszawa 1966.
Nota do wydania drugiego.
Od chwili ukazania się pierwszego wydania w roku 1998 na rynku pojawiło się dużo bardzo dobrej literatury z w/w dziedzin jak również specjalistycznych warsztatów i szkoleń. (M.B.)
Rick Jarow
- 32 -