..:.. Pierwszy ..:..
W miejscu, gdzie liście tańczą...
Szarooka obejrzała się w tył i nieomal jęknęła. Za jej grupą, kilkanaście metrów dalej, biegli Konoszanie. Ku zdziwieniu dziewczyny, był tam także skryfikant lisa, Kyuubi'ego.
-Pchają nam się na tackę, czy jak? - warknął Hidan, oglądając się za ramię. - Są walnięci, gorzej niż my.
-Sakrfikanci to siła - zauważył cicho Itachi. - A on... Uzumaki, myśli, że jak złapie mnie, znajdzie także Sasuke.
-Tak, czy siak, omijając twojego braciszka... - zaczął Hidan, robiąc zgrabny przewrót wokół jakiegoś konaru. - ...czemu zwiewamy?
-Bo tak jest lepiej, Hidan - syknęła Szarooka, z trudem przeskakując na kolejna gałąź. - Nie mamy siły na walkę. Nie zostawię ciebie i Itachi'ego na konfrontacji technikowej.
Hidan zmarszczył brwi.
-Wokamina... - szepnął. - ...gdzieś go zgubiła?
-W Liściu - odpowiedziała. - Przeprowadzi nam tam zwiad. Dlatego musimy im uciec. Nie mogą nas teraz zmusić do walki.
-Brzask nie ucieka - mruknął ponuro Hidan.
-Wykonuje taktyczne odwroty - zaśmiała się dziewczyna. - Podgrzejesz trochę atmosferę, Itaś?
Uchiha tylko skinął głowa i wyskoczywszy, odwrócił się, składając pieczecie.
-W Ogniu Ukrycie! - zawołał. - Technika Ogromu Kuli Ognia!
Z ust bruneta wypłynął potężny płomień, który skutecznie powstrzymał grupę Konoszan. Uchiha szybko odwrócił się i dogonił Hidana oraz Kat. Dziewczyna obejrzała się za siebie i zauważyła, że odległość od pościgu zwiększyła się o kilka metrów. Oprócz sakryfikanta lisa, blondynka rozpoznała także szarowłosego Hatake, Kopiującego Ninja oraz różowowłosą dziewczynę, która, o ile dobrze Dealupus pamiętała, tworzyła drużynę wraz z Uzumaki'm i młodym Uchihą.
-Szkoda, że nie ma Ziutka - zauważył Hidan. - Skombinował by jakąś zaporę.
Szarooka przegryzła wargę i wykonała zgrabny obrót, stając na gałęzi drzewa. Z kieszeni płaszcza wyjęła niedużą kulkę i rzuciła ją na ziemię. Odskoczyła szybko, nim przed nią wyrosła potężna brama z ziemi.
-I ty nie masz chakry, huh? - zapytał Hidan.
-Nie mam, kochanie - odpowiedziała. - Tam była zapieczętowana chakra Wokamina z żywiołem ziemi. Ja własnej chakry nie posiadam nawet na to, by stworzyć zwykłego klona.
-Nadal nas ścigają - zauważył Itachi.
-Upierdliwi są - westchnął Hidan.
-Mają Wolę Ognia - odparł Uchiha.
-A my mamy Wilczy Zew - warknęła dziewczyna, wyciągając kolejną, granatową tym razem kulkę. - Wilczy Skowyt!
Z rozbitej kulki wyskoczyły granatowe wilki, bardziej lub mniej uformowane z chaosu. Zwierzęta z przerażającym skowytem rzuciły się na Konoszan, co o wiele skuteczniej powstrzymało pościg, niż dotychczasowe działania.
-Tobie nawet jak się chakrę zabierze i tak jesteś okropna - mruknął Hidan. - A miałem nadzieję, że dziś się nie dasz rady obronić.
-Tobie to tylko jedno w głowie - zauważył spokojnym tonem Itachi.
Hidan zaśmiał się i zeskoczył za Kat na ziemię. Uchiha stanął obok nich i cała trójka wcisnęła się pod jakieś skały, chcąc tym samym ukryć się przed wrogami. Uchiha, który teraz jako jedyny w grupie był w stanie używać ninjutsu, wykonał technikę Klonowania oraz Zamiany i posłał trzy osobniki podobne do drużyny w kierunku, gdzie wcześniej biegli.
-Ja naprawdę tak marnie wyglądam od tyłu? - szepnął Hidan.
-Gorzej, skarbie - odpowiedziała dziewczyna. - Ale tyłek masz ładny.
Jashinista zachichotał cicho i wcisnął się bardziej w skałę, przyciągając do siebie dziewczynę. Itachi także się cofnął o krok, ukrywając w mroku głazów. Drużyna z Konoha przemknęła obok nich, zapewne ścigając klony.
-Nigdy nie rozumiałem, jak można się nabierać na takie sztuczki - szepnął zadowolony Hidan. - Mhm... Katuś, jakiego szamponu używasz?
-Własnego - odpowiedziała. - Albo Deidarze podbieram. Itachi, gdzie oni są?
-Biegną dalej - poinformował Uchiha, mrużąc oczy, w których błyszczał szkarłatem sharingan. - Wiesz, że Deidara obwinia mnie za ten szampon? A ja naprawdę mam swój. Deidary pachną tak... mdło.
-Mnie się tam podobają - zaśmiał się Hidan.
-Bo ty lecisz na słodkie, Hidanuś - zauważyła dziewczyna. - Ile wytrzymają klony?
-Jeszcze kilka minut - poinformował Itachi. - Najpierw pęknie zamiana, później same klony. Skoro Hidan leci na słodkie, może chce tą różową lalę...
-Słodkie, nie tandetne - zaoponował Jashnista. - Dam ci przykład. Katuś umazana czekoladą. Jest słodka. Różowa lala z Konoha. Jest tandetna. Łapiesz różnicę, Itaś?
-Poniekąd - szepnął cicho Uchiha. - Pękły.
Szarooka zerwała się z miejsca, a za nią skoczyli członkowie Brzasku. Trójka ninja skierowała się na prawo od początkowego kierunku biegu. Nagle Szarooka uniosła głowę i warknęła krótko pod nosem. Skoczyła na Uchihę i zdjęła go z linii ataku. Dwójka uderzyłaby o skały, gdyby nie Hidan, który złapał Dealupus i podtrzymał bruneta.
-Jak? - syknął cicho.
-Sharingan Hatake - odparł Itachi. - Powinienem to przewidzieć. Moje klony bez trudu przejrzy, twoich by nie zdołał przeniknąć, Katuś.
-Nic nie szkodzi - szepnęła dziewczyna, wyciągając z drzewa rzucone przez ninja Liścia ostrza. - Poradzimy sobie.
-Walczymy? - zapytał zdezorientowany Hidan.
-Chyba nie mamy wyjścia - zauważyła dziewczyna. - Itaś, weźmiesz Hatake, a ty, Hidan, tę różową. Ja zajmę się Uzumaki'm.
-Sakryfikant? - zapytał Uchiha. - Katuś, to nie za dużo na ciebie dzisiaj?
-Sądzę, że nie - odpowiedziała spokojnie. - Różowa ma dużo siły, zmiotłaby mnie z tej ziemi. Hidan sobie poradzi. Do Hatake nie widzę innej możliwości. A specjalności skaryfikantów to mój konik. Tak jest dobrze.
Trójka ninja odskoczyła na bok, gdy w ich stronę poleciała fala kunai.
-Rozproszyć się... - szepnęła dziewczyna.
Hidan i Itachi skoczyli na boki i zaatakowali swoich przeciwników, a Szarooka zeskoczyła z drzewa, stając naprzeciw Uzumaki'emu.
-Jesteś mój - szepnęła.
Blondyn w odpowiedzi warknął i powiódł wzrokiem za Itachi'm, który szybkimi skokami wykonywał krótkie sparingi z Hatake.
-Czemu nas ścigaliście? - zapytała spokojnie dziewczyna.
-Chcemy Uchihy - zauważył ponuro blondyn, wyciągając zza paska kunai.
-Którego? - drążyła.
Uzumaki widocznie się zawahał, ale zaraz zmrużył oczy.
-Sasuke... -szepnęła dziewczyna cicho. - ...dlatego potrzebny wam jest Itachi. Naruto Uzumaki... tak masz na imię, prawda?
Chłopak skinął głową.
-Przykro mi... - szepnęła. - ...ale mam zamiar włączyć także i Sasuke do Brzasku.
-Ty...! - warknął chłopak.
Blondyn zaatakował, a dziewczyna zwinnie uniknęła ciosu. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła karteczkę i ścisnąwszy ją w ręce, skoczyła na Naruto. Uzumaki nie zdążył się uchylić i papier przylgnął do jego policzka, po chwili krusząc się. Na skórze pozostał nikły ślad pieczęci - Znak Demoniego Ubezwłasnowolnienia.
Chłopak, nieświadomy zabiegu Szarookiej, złożył pieczecie, jednak jego Podział Cienia nie dał nic.
-Daj sobie spokój już, Naruto - poradziła mu. - Pieczęć, którą ci założyłam, blokuje przepływ chakry pochodzenia demonicznego, a więc i Kyuubi'ego. To silna zapora, nie sądzę, żeby nawet cała chakra lisa zdołała ją złamać.
Blondyn tylko warknął.
-Jeśli nie będę mieć chakry, pokonam cię własnymi rękoma - zauważył. - A jeśli połamiesz mi ręce, będę kopał, jeśli oberwiesz mi nogi, będę gryzł, jeśli oderwiesz mi głowę, zabiję spojrzeniem, jeśli wydłubiesz mi oczy, przeklnę cię, żebyś zdechła. Ale nie przegram!
Dziewczyna uśmiechnęła się nieco smutno i pokiwała głową.
-Ty naprawdę masz wielką siłę - zauważyła. - Tobi się nie mylił. Ty masz siłę.
Blondyn tylko mruknął coś pod nosem i zaatakował, a Dealupus sparowała wszystkie jego ciosy, niezależnie, czy były to cięcia kunai, czy razy od pięści. W końcu jednak blondyn przyparł dziewczynę do jakiejś skały i spojrzał w szare oczy blondynki.
-Zostanę Hokage! - zawołał. - I sprowadzę Sasuke! Sprowadzę go!...
-Ty masz marzenia i ja mam swoje - zauważyła cicho. - Są sprzeczne, więc któreś z nich musi polec.
-Któreś z nas musi polec - odpowiedział.
Z kieszeni dziewczyny wypadła mała karteczka i zasyczała cicho. Uzumaki spojrzał pod nogi w tym samym momencie, co i dziewczyna.
-Cholera... - szepnęła blondynka.
Dealupus chwyciła Uzumaki'ego za głowę i ukryła go pod swoimi ramionami. Notka wybuchowa spaliła się do końca i wybuchnęła, naruszając kruchą strukturę skał. Ziemia pod stopami Dealupus chrzęsnęła nieprzyjemnie.
-Hidan! - zawołał. - Ita...
Jej krzyk urwał się, a dziewczyna wraz z Uzumaki'm wpadła do głębokiego korytarza, którego cienkie wejście odsłoniła notka wybuchowa. Hidan, osłoniwszy się kosą przed ciosem Haruno, warknął i uderzył różowowłosą w policzek tak, że dziewczyna odleciała w tył kilka metrów.
-Katuś! - zawołał. - Kat!
Itachi osłonił się przed ciosem Hatake i zablokował jego kolejny atak.
-Tam jest też wasz człowiek - warknął. - Każdy chce ratować swojego!
Kakashi zmrużył lewe oko, w którym wirował sharingan, ale mimo słów Uchihy nie ruszył się o milimetr. Haruno chciała zaatakować Hidana, jednak białowłosy odskoczył.
-Sakura, dość! - zawołał Hatake.
Dziewczyna stanęła z boku, gotowa do walki.
-Co proponujesz?... - zapytała cicho Hatake.
-Chwilowy rozejm - szepnął Itachi. - Nie na rękę jest walka ani nam, ani wam. I wasz i nasz człowiek jest w niebezpieczeństwie. Jaskinie tutaj są zabójcze, wiesz o tym. Dopóki nie wyciągniemy ich na powierzchnię, nie będziemy walczyć.
-Skąd mam wiedzieć, że to nie żart? - zapytał Hatake.
-Bo ja nigdy nie żartuję - zauważył spokojnie Itachi. - Kakashi... znasz mnie.
-Myślałem, że cię znam - warknął szarowłosy.
-Znasz mnie - uparł się przy swoim Uchiha. - Brzask może być dla was zły, ale ma honor. Nie łamiemy danego słowa. Zresztą... możesz mnie nawet związać, odprowadzić do Liścia, możesz mnie nawet zabić. Tylko pozwól mi ją wyciągnąć.
Hatake zmrużył nieco oczy i po chwili skinął głową, opuszczając ręce. Uchiha odetchnął i skinął na Hidana, który natychmiast stanął przy nim, patrząc ponuro na szarowłosego ninja Liścia.
-Co teraz? - zapytał cicho Hatake.
-Wyślę zwiadowcę - zauważył Itachi. - Powie nam, co z naszą dwójką. Potem ich wyciągniemy.
-Nie ufam ci, Uchiha - warknął szarowłosy.
-Uważałbym cię za głupca, gdybyś tak uczynił - odpowiedział brunet. - Nam się nie ufa. My możemy pozwolić sobie na zaufanie względem własnych członków, ale wy nigdy nam nie ufajcie. Przynajmniej...
-...nie teraz - odparł z dziwnym uśmiechem Hidan. - Nie, dopóki nastanie Nowy Dzień. Jej Dzień.
Szare oczy otworzyły się powoli, jednak zaraz zacisnęły się z powrotem, gdy ból rozlał się falą po kruchym, ludzkim ciele. Dziewczyna jednak zacisnęła zęby i otworzyła oczy, powoli unosząc się do pozycji siedzącej. Czuła na placach własną, gęstą i ciepłą krew, która powoli spływała z poszarpanego przez wybuch barku. Leżący na jej kolanach Uzumaki wyglądał na nieprzytomnego, ale oddychał, a więc i żył.
-Cholera... - szepnęła.
Nagle i chłopak otworzył oczy i niemal natychmiast odskoczył od dziewczyny. Nie miał widocznych ran, co Szarooka skwitowała pomrukiem zadowolenia - nie chciała, by blondynowi coś się stało, bym w końcu potrzebny Brzaskowi. Żywy.
-Ty... - warknął Naruto.
-Uspokój się - szepnęła, próbując wstać. - Jakakolwiek walka jest teraz nie na miejscu, wiesz?...
Blondyn jednak nie zareagował pozytywnie na słowa dziewczyny - mocno uderzył ją w policzek, a zaraz potem w brzuch. Blondynka zachwiała się i upadła na kolana, wykaszlując z ust pomieszaną z zapienioną śliną rudą krew. Uzumaki chciał uderzyć ponownie, ale zauważył, ze dziewczyna nie walczy. Zacisnęła drżące palce na materiale własnego płaszcza i oparła czoło o chłodną skałę, pozwalając by krew z jej ust leniwie wypłynęła na ziemię.
-Czemu nie walczysz? - zapytał ją.
-Bo nie chcę, Naruto - szepnęła. - Po prostu nie chcę.
Uzumaki pokręcił zaszokowany głową i usiadł ciężko na ziemi.
-Nie chcesz mnie złapać? - zapytał cicho. - Mam w sobie demona w końcu, a ty jesteś z Brzasku.
-Nie chcę, Naruto - przyznała, zlizując z warg słodkawą krew. - Nie teraz. Może później, ale nie teraz. Teraz nie jesteś nam potrzebny, Naruto.
-Myślicie, że dam wam się złapać?! - warknął.
-Nie, Naruto - przyznała, unosząc oczy. - Po tobie spodziewam się długiej i męczącej walki, Uzumaki Naruto. I niepewnego zwycięstwa.
Blondyn zamrugał kilka razy oczyma, a dziewczyna usiadła z trudem na ziemi i ściągnęła z siebie płaszcz - biała koszulka, którą nosiła pod spodem, ubrudzona była jej własną krwią.
-Cholera... - szepnęła.
Blondyn zmrużył nieco oczy, a po chwili spojrzał zaciekawiony na dziewczynę.
-Ty... osłoniłaś mnie - zauważył.
-Być może - szepnęła, delikatnie dotykając palcami rozległej rany. - Odruch.
-A jednak - rzucił.
-Martwy na nic nam się nie przydasz, Naruto - przyznała szczerze. - Sakryfikanci muszą być żywi, zwłaszcza ci, którzy zawierają w sobie powyżej pięciu ogonów.
Uzumaki prychnął tylko i spojrzał w górę - ponad nimi, kilkadziesiąt metrów w górę, jarzył się wylot z jaskini, przez który wpadli. Odwrócił głowę dopiero wtedy, gdy usłyszał, jak dziewczyna syczy z bólu. Blondynka rozdarła materiał koszulki i z trudem odrywała strzępy od skóry - wybuch niemal wtopił tkaninę w jej ciało. Przy każdym szarpnięciu splecionych ze sobą nitek, rana rozrywała się i mocno krwawiła, brudząc ubranie dziewczyny.
-Okropnie to wygląda - skwitował Uzumaki.
-Jeszcze gorzej boli - zauważyła.
W końcu jednak rana była względnie czysta, więc dziewczyna wyciągnęła z kieszeni płaszcza kilka bandaży, ale po chwili z jękiem zrezygnowania je odłożyła - nie potrafiła sama osłonić białym materiałem rany.
-Pomóc ci? - zapytał cicho Uzumaki.
-Ty? - zapytała go zaskoczona. - Jesteś naszym wrogiem. Czemu tak łatwo chcesz mi pomóc. Jeszcze przed paroma minutami chciałeś mnie zabić.
-To było przed paroma minutami - ofuknął ją. - Teraz chciałbym ci pomóc.
Dziewczyna tylko skinęła głową, a chłopak podszedł do niej i wziął od blondynki białe pasma bandaży.
-Masz jakieś imię? - zapytał. - Czy Brzask nie ma imion ludzi?
-Brzask nazywa wszystko, co jest mu drogie, by w razie zagrożenia, wołać jego imię - odpowiedziała. - Kat. Mam na imię Katharsis. Mów mi Kat.
-Dziwne imię - skwitował, delikatnie bandażując ramię dziewczyny.
-Starodawne - zauważyła. - Takie imiona nadawano w czasach Pierwszego i Drugiego Hokage.
Uzumaki parsknął cicho ze śmiechu i zawiązał bandaż na ramieniu blondynki.
-Rodzicie cię pokarali, czy jak? - zapytał.
-Nie znałam swoich rodziców, Naruto - zauważyła. - Zginęli, nim zdołałam nawet o własnych siłach otworzyć oczy.
Chłopak spojrzał nieco zasmuconym wzrokiem na blondynkę.
-Moi też - mruknął. - Zginęli.
-Więc jednak coś nas łączy, Naruto - zauważyła cicho, zakładając ostrożnie płaszcz na ramiona. - Być może jesteśmy także podobni i w innych sprawach.
-Wątpię - parsknął.
-Ja nie - szepnęła, unosząc wzrok.
Jasne światło wyjścia na chwilę zamigotało i do uszu blondynki doszedł głośny odgłos łopotu czarnych, kruczych skrzydeł.
..:.. Drugi ..:..
...a ogień płonie...
-Co to? - zapytał Naruto.
Dziewczyna nie odpowiedziała mu, ale pozwoliła, by na jej zdrowym ramieniu usiadł czarny kruk. Blondynka pogłaskała zwierzę po główce i uśmiechnęła się nikle.
-Grafit, przyszedłeś mnie pocieszyć, malutki? - zapytała.
Kruk otworzył dziób i zakrakał głośno.
-Chciałabyś... - powiedział. - Przynoszę wiadomość od pana Itachi'ego. Brzask i Liść na chwilę zawiesili broń. Dopóki nie wydostaniecie się z tych jaskiń, nie będą walczyć.
-A to ciekawe... - szepnęła. - Mają jakiś pomysł, jak nas stąd wydostać?
-Nie - zaprzeczył kruk. - To wejście jest zbyt niedostępne, by was tędy wydostać. Ale wy sami wyjść możecie. Kopiujący Nijna Liścia mówi, że te jaskinie mają system dwóch wyjść. To jest jedno, więc drugi wyprowadzi was na powierzchnię.
Szarooka skinęła głową.
-Przekaż Itachi'emu, że będziemy szukać - zarządziła dziewczyna. - Nich czekają na nas przy wschodnich grotach.
-Pan Itachi pyta, czy wszystko w porządku... - szepnął kruk.
-Mam oparzony bark, ale już jest dobrze - odpowiedziała. - Niech nie panikują, Grafit. Hidan powinien mieć papier dwukierunkowy, jakby co, niech pisze.
-Przekażę, pani Dealupus - zawołał ochoczo ptak. - Życzę powodzenia!
-Nie dziękuję - odpowiedziała. - Leć.
Ptak wybił się z ramienia dziewczyny i wzleciał w górę. Szarooka natomiast wstała i syknąwszy cicho, porozglądała się wokoło.
-Nas?... - usłyszała cichy szept Uzumaki'ego.
-Nie zostawię tu sakryfikanta dziewięcioogoniastego lisa - zauważyła. - Mimo wszystko, jesteś nam potrzebny żywy.
-A jeśli nie pójdę? - zapytał hardo.
-Zdechniesz w jaskini - rzucił, mrużąc oczy, by przyzwyczaić je do ciemności. - I będziesz mógł sobie pomarzyć jedynie o sprowadzeniu Sasuke i zostaniu Hokage.
Uzumaki zrobił niezadowoloną minę i podszedł do blondynki.
-To tylko chwilowy rozejm - zauważył. - I tak ci nie ufam.
-Nie marzę o tym nawet, Naruto - zauważyła. - I nie sądzę, żebym była tego godna. Na pewno nie teraz. Tym korytarzem powinniśmy dostać się do wyjścia na wschodnich stokach.
Naruto tylko skinął głową i razem z dziewczyną ruszył korytarzem naprzód. Szli obok siebie, gdyż ani jedno, ani drugie nie chciało mieć przeciwnika za sobą.
-Dlaczego chcesz zostać Hokage? - zapytała go nagle.
-Czemu pytasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Bo jestem ciekawa - szepnęła.
Chłopak zamrugał kilka razy oczyma, a po chwili westchnął ciężko.
-Bo chcę być silny - przyznał.
-Siła nie zależy od statutu, ale własnej woli - zauważyła dziewczyna. - Hokage nie staje się ten, który chce być silny, ale ten, który chciał być silny i już to osiągnął.
-A co ty możesz o tym wiedzieć? - zapytał ją.
-Dużo - przyznała. - Wystarczająco dużo. Więc czemu chcesz zostać Hokage?
-Chciałem, żeby mnie zaakceptowali - przyznał. - trudno jest być sakryfikantem. To... duże brzemię. Ciągle masz takie przeczucie, że...
-...nienawidzą cię wszyscy, którzy spojrzą na ciebie - dokończyła szeptem. - I w oczach wszystkich widać lód. Nienawiść. Strach. Niezrozumienie. Jesteś sam, nikt ci nie chce pomóc. Zawsze jesteś „tym dzieckiem”, „tą osobą”. Naznaczona. Przeklęta. Traktują cię, jak doskonałe narzędzie, ale nie widzą w tobie żadnych uczuć, mimo że jesteś cały wypełniony tęsknotą i bólem.
Uzumaki otworzył nieco usta, a po chwili skinął głową.
-Mówisz, jakbyś była sakryfikantem - szepnął.
-Bo nim jestem - odpowiedziała.
-Co? - zapytał zaszokowany. - Ale... jak? Przecież Brzask...
-Brzask nie potrafił wyciągnąć mojego demona, więc mnie przyjął do siebie - zauważyła z uśmiechem.
-Ale możesz odejść - szepnął. - Idź z nami, a...
-Nie - zaprzeczyła szybko. - Naruto... Brzask to na dziś dzień jedyne co mam. Nie zostawię ich samych. I nie odbiorę sobie radości z ich istnienia.
Naruto otworzył usta, ale po chwili je zamknął.
-To tak samo jak ja nie opuściłbym Liścia - zauważył. - Tak są wszyscy, którzy mnie zaakceptowali. Pokochali. Z nimi łączy mnie więź.
-Więź, która rodziła się w bólach - zaznaczyła. - Tak. Te więzi są silniejsze, niż jakiekolwiek inne. I bardzo trudno je zerwać.
-Sasuke mówił, że już ją zerwał - wyszeptał blondyn.
-Nawet zimny Uchiha nie zdoła zerwać bez problemu tej więzi - zaoponowała. - A Sasuke... uwierz mi, nosi w sercu ból, który przypomina o stracie i o więziach, które zawarł. Im bardziej chce się ich pozbyć, tym mocniej powracają.
-Skąd wiesz? - zapytał ją.
-Bo w szeregach Brzasku jest jego brat - stwierdziła. - A mimo wszystko, oni są tacy sami. Te same ideały, ta sama mentalność. Ta sama, gorąca, uchichańska krew. Oni są bardzo podobni.
-Nie poddam się - zauważył pewnie. - Sprowadzę go. Na pewno.
Szarooka zerknęła na blondyna, ten jednak zaciskał tylko pięści i patrzył pewnym wzrokiem przed siebie.
-Kiedyś walczyłeś z Brzaskiem... - zaczęła cicho, a blondyn spojrzał na nią zainteresowany. - ...blondynem, cały czas nawijącym o sztuce i brunetem w pomarańczowej masce. Pamiętasz?
-Taki chłopak, co wygląda jak dziewczyna? - podsunął Uzumaki.
-Tak, ten - zaśmiała się Dealupus. - Chłopak w pomarańczowej masce ma na imię Tobi. Wiesz, jak cię opisał?...
Blondyn pokręcił głową, zaciekawionym wzrokiem wpatrując się w Szarooką.
-Powiedział, że ci zazdrości, bo pozwalasz, by kierowało tobą serce - szepnęła. - I że nie wahasz się. Jesteś zdecydowany i nigdy się nie poddasz. A Liść powinien stawiać tylko na jednego bohatera. Na ciebie, Naruto.
W niebieskich oczach Uzumaki'ego zalśniły iskierki zdziwienia, ale także i dumy.
-Wiesz... wierzę, że niedługo uda mi się osiągnąć mój cel, Naruto - wyszeptała dziewczyna. - I byłabym dumna, gdybym cię znała w innych stosunkach niż wrogie. Ale to tylko marzenia.
-Mało realne - szepnął. - Chyba, że przejdziesz na stronę dobra.
-A czym jest dobro, Naruto? - zapytała.
Chłopak zawahał się, a po chwili pokręcił głową.
-Żaden człowiek nie jest na wskroś zły, czy w pełni dobry - zauważyła. - Ludzie to istoty szare, gdzie czarne zło miesza się z bielą dobra.
-Ale ważne, żeby to dobro wygrywało w ludziach - zaoponował Uzumaki.
-Dobro to idea, a idea to cel - ciągnęła swoje. - Ja mam swoje idee i swoje cele i wykonam je, jak wiele innych zadań, których podjęłam się w życiu.
-Mówisz tak, jakbyś mogła osiągnąć wszystko - prychnął.
-Ja sama nie - zaśmiała się. - Ale są przy mnie inni ludzie, którzy potrafią mi pomóc. Ludzie z Brzasku są inni niż ci, których znasz. Nawet gdy upadamy, powstajemy i chronimy to, co jest nam drogie. Bo to nasza droga ninja. To nasza idea.
-Nie naginać prostoty własnych słów... - szepnął nagle.
-Powtórz - poprosiła.
Chłopak uśmiechnął się nikle.
-To moja droga ninja - zauważył. - Nie naginać prostoty własnych słów.
-To silna droga - zauważyła. - Ale trudna.
-To źle? - zapytał.
-Nie - odpowiedziała. - Mój sensei mówił, żebym wybierała najtrudniejsze ścieżki. Bo tam nie ma konkurencji.
Naruto zachichotał i potarł kark palcami.
-Mój sensei ma przez całe życie inne teksty - zauważył. - Że szuka swojej drogi życia. Zazwyczaj mówi to, jak spóźnia się o kilka godzin.
-Hatake, prawda? - zapytała.
-Tak, to on - potwierdził chłopak.
-Dla członków Brzasku więź między nauczyciele, a uczniem to sprawa honoru - zauważyła dziewczyna. - Tak samo traktujemy dowódców.
-Oddałabyś życie za swojego dowódcę? - zapytał ją.
-Za każdego z członków Brzasku - uśmiechnęła się. - To jest więź, która rodziła się w bólach. Przypieczętowana krwią i uczuciami. Jest bardzo silna i pcha nas naprzód, razem, do własnego celu.
-To tak jak mnie Sasuke - zauważył z uśmiechem. - Sensei mówi, że to on pcha mnie naprzód. Że dla niego stałem się tak silny, jak jestem teraz.
Szarooka uśmiechnęła się nikle.
-Musiałeś go bardzo nienawidzić - zauważyła.
-Dlaczego tak twierdzisz? - zapytał nieco zdziwiony.
-Bo mówisz o nim z żalem - odpowiedziała. - Bardzo go nienawidziłeś, ale kochałeś jak przyjaciela. Zostawił cię wraz z żalem, a zabrał wszystko, co tworzyła wasza więź. Ona wciąż istnieje i opiera się właśnie na żalu. Dlatego Sasuke nie potrafił jej zerwać. Choć bardzo chciał. Musiałby cię zabić, żeby to zrobić.
Naruto spuścił wzrok.
-Mówił, że nie zabił mnie, bo taki miał kaprys - szepnął.
-Kaprysy nie stanowią u niego o śmierci - zauważyła.
-Nie znasz go - fuknął.
-Wystarczy, że raz walczę z kimś - zauważyła. - Sasuke... ma w sobie dużo złości. I nienawiści. Ale jest tak bardzo stęskniony za czymś więcej, że nie odróżnia potrzebnych mu uczuć. Chce zyskać coś, co wypełniłoby pustkę i wybrał na to miejsce zemstę, bo poniekąd tak chciał Itachi. Ale wie, że nie jest to tym, co chciałby tak naprawdę osiągnąć. Poza tym... jest zagubiony. Gdyby osiągnął zemstę na Itachi'm, nie wiedziałby, co robić dalej. Jest jak zły, wściekły pies. Bardzo zły i bardzo zagubiony.
-Dlaczego mówisz, że gdyby osiągnął?... - zapytał ją cicho.
-Bo Brzask nie da sobie od tak zabić jednego członka - zauważyła twardo. - Jesteśmy całością i całością siebie chronimy nawzajem.
Uzumaki otworzył usta, a po chwili zawahał się i dopiero po dłuższym zastanowieniu podjął dalszą rozmowę z blondynką.
-Z twoich słów wynika... - zaczął ostrożnie. - ...że bardzo ci na nich zależy.
-Są jedynymi osobami, które mam - odpowiedziała. - Nie mam już nikogo więcej.
-Wydajecie się tacy... inni, gdy ty mówisz o Brzasku - szepnął.
-Wciąż jesteśmy tacy sami, Naruto - zauważyła. - Nie zmieniliśmy się z sekundy na sekundę. Jesteśmy przestępcami, wśród nas są mordercy, gwałciciele, maniacy, wariaci, kanibale i ludzie, których boi się ten świat. Ale jesteśmy razem. Sami, ale razem.
-Czemu więc tak ci na nich zależy? - zapytał. - Skoro są tacy źli?
-Bo widzę w nich coś więcej niż ochlapane krwią ręce - szepnęła. - Więcej niż szaleńczy śmiech wariata. Więcej niż żądzę mordu i niezrozumienie życia. Oni są... bardzo zagubieni. Bardziej niż Sasuke. Ale łatwiej im pomóc. Łatwiej pokazać, że są uczucia inne niż złość i nienawiść.
-Chcesz ich zmienić? - zdziwił się.
-O nie... - uśmiechnęła się. - Nic w tym stylu. Oni sami siebie zmieniają. Chcą być... lepsi. Potrafią o wiele więcej niż wielu ninja, których spotkałam. I nie chodzi mi tu o styl walki, czy umiejętności.
-A więc? - drążył.
-Potrafią o wiele bardziej oddać się czemuś, co uważają za słuszne - szepnęła. - Potrafią oddać życie za swoich przyjaciół. Potrafią wiele. Naprawdę wiele.
-Ale... - zaczął.
Swojej myśli nie dokończył, gdyż dziewczyna uniosła tylko rękę, co zapewne u wielu ninja oznaczało jedno - bezruch i milczenie. Szare oczy rozglądały się uważnie wokoło, ale nawet wzrok dziewczyny, tak bardzo przystosowany przez lata ćwiczeń do bycia ninja, nie potrafił odróżnić nic w ciemnościach jaskiń.
-Coś tu jest... - szepnął Naruto.
-Skąd wiesz? - zapytała go krótko.
-Czuję - przyznał. - Śmierdzi.
Dziewczyna pociągnęła nosem i dopiero wtedy poczuła nikły zapach zwierzęcego potu. Nie potrafiła jednak przypasować woni do żadnej znanej jej istoty, więc przeciwnik pozostawał nieznany, a co za tym idzie, bardzo niebezpieczny.
-Rusza się - szepnął Uzumaki.
Dziewczyna z niechęcią zamknęła oczy, które uważała za swój podstawowy zmysł poznawania, i skupiwszy się na słuchu i woni, próbowała poznać otoczenie wokół siebie. Nagle otworzyła oczy i złapawszy Naruto za ramię, odciągnęła go na bok. Tuż obok nich przemknęło coś dużego, zagłębiając się w ciemności bocznego korytarza.
-Cholera... - warknęła.
-Co to jest? - zapytał.
-Nie wiem - przyznała. - Ale jest szybkie.
Dziewczyna wyciągnęła zza paska kunai i syknęła cicho - znać o sobie dała jej oparzelina na barku i ramieniu. Blondynka jednak nie miała czasu na jęki i płacze, przeciwnik był nazbyt blisko.
-Nic nie widzę - jęknął Uzumaki.
Dealupus westchnęła i wyjęła z kieszeni malutką kulkę. Po chwili mruknęła cicho pod nosem i złapała za ramię Naruto, wciskając mu w dłoń szklaną bańkę.
-Poślij do niej swoją chakrę - powiedziała szybko.
-Zablokowałaś ją - syknął.
-Swoją, nie demona - mruknęła. - Masz nadal swoją chakrę, Naruto. Użyj jej.
Blondyn mruknął coś pod nosem i posłusznie wykonał polecenie. Kulka w jego palcach rozświetliła się i zabłysła jasnym, promiennym światłem.
-Co to jest? - zapytał.
-Nieważne - mruknęła. - Jeśli zgaśnie, prześlij więcej chakry, ale nie za dużo, bo pęknie.
Chłopak skinął głową, a dziewczyna przerzuciła sprawnie kunai w ręce.
-Zostań tu... - szepnęła.
Sama skoczyła do przodu, mrużąc oczy. Po chwili w ciemności rozległ się krzyk ranionego zwierzęcia, przeraźliwy zew umierającej istoty. Uzumaki chwycił własny kunai i wyrzucił go, gdy tylko zauważył jakiś ruch.
-Spokojnie, Naruto - usłyszał głos Dealupus. - Chodź tu.
Chłopak podszedł do blondynki, a ta oddała mu jego złapany przez siebie kunai. Dziewczyna wraz z chłopakiem podeszli do istoty, którą przed chwilą zabiła dziewczyna. Z rozciętego gardła sączyła się czerwona krew, choć zwierzę już nie żyło.
-Co to jest? - zapytał.
-Nie wiem - szepnęła. - Wygląda jak człowiek. Ale jest... inny.
Blondyn przyjrzał się istocie, oświetlając ją światłem kulki Dealupus. Zwierzę miało ludzkie kształty, ale o wiele dłuższe paznokcie, przekształcone w pazury. Ostre kły szczerzyły się zza wykrzywionych w grymasie bólu warg. Oczy zasłonięte były mgłą, ale nie był to wynik spotkania ze śmiercią - istota była naturalnie ślepa. Duże uszy znajdowały się po bokach głowy, a blada skóra wskazywała, że zwierzę nie widywało światła.
-Jest ślepe - zauważyła blondynka. - Najprawdopodobniej lokalizuje cel na zasadzie echolokacji tak, jak nietoperze. Przystosowało się do życia w jaskiniach, jest szybkie i śmiertelne.
-Ale co to jest? - zapytał.
-Wygląda na to, że pewna gałąź ludzka oddzieliła się i ewoluowała niezależnie tu, w jaskiniach - szepnęła. - Takie przypadki zdarzają się. Rzadko u ludzi, ale jednak.
-To ludzie? - zapytał zaszokowany.
-Nie - odpowiedziała. - Według Statutu Czystego Człowieka to nie jest człowiek, ale niższa forma generacji ludzkiej.
-Możesz jaśniej? - zapytał zdezorientowany.
-To nie jest człowiek - wyjaśniła. - Tylko coś o wiele mniej inteligentnego od ludzi. Pochodzi od człowieka, ale stało się... bardziej dzikie. Ma więcej ze zwierzęcia, niż z człowieka.
-Więc to zwierzę - mruknął.
-Nie do końca - westchnęła. - Ale możemy je tak traktować. Jeśli przyjdzie co do czego, nie wahaj się utłuc tego jak psa.
Uzumaki porozglądał się zdenerwowany dookoła.
-Tego jest więcej? - zapytał.
-O tak, na pewno - stwierdziła poważnie, wstając. - Może nawet jest tego cała populacja. Dlatego lepiej, żebyśmy byli cicho. Oni reagują na dźwięk. Jeśli powiem ci, ze masz stanąć, zatrzymasz się w bezruchu. To ważne, Naruto. Rozumiesz?
Chłopak skinął głową, przełykając ślinę. Blondynka podeszła do niego i zmazała mu z policzka Pieczęć Ubezwłasnowolnienia.
-Będziesz mógł korzystać z chakry Kyuubi'ego - poinformowała. - Ale rób to ostrożnie. Nie wiadomo, czy te istoty nie reagują na silną chakrę. Zaatakowały najpierw ciebie, być może dlatego, że masz więcej chakry.
-Ja? - zdziwił się. - To ponoć ty, dziewczyna z Brzasku, wykonujesz takie techniki, że chakra wyzwala się pokładami.
-Ja nie mam chakry, Naruto - szepnęła.
Nim jednak zdążyli zrobić choć jeden krok, wokół nich rozległy się niezadowolone pomruki.
..:.. Trzeci ..:..
...cień płomienia pada na Liść...
Szarooka cofnęła się o krok, pociągając za sobą Uzumaki'ego. Dwójka oparła się plecami o ścianę za sobą. Szarooka wyjęła z ręki Naruto kulkę i rzuciła ją kilka metrów przed siebie. Przedmiot rozświecił się mocno tak, że mogli dostrzec, z iloma przeciwnikami przyszło im walczyć.
Człekokształtnych zwierząt było ponad dziesiątka. Każde szczerzyło wściekle kły, a z warg skapywała brudna, zapieniona ślina.
-Naruto... - szepnęła.
-Pokonam ich! - zawołał radośnie. - Technika Skomasowanego Podziału Cienia!
Nim Dealupus zdążyła zareagować, w jaskini zrobiło się aż tłoczno od klonów Uzumaki'ego. Chłopak szybko zaatakował zwierzęta, które z wrzaskiem rzuciły się na każde z cieni. Szarooka, zauważywszy, że blondyn doskonale sobie radzi, cofnęła się, by nie przeszkadzać w walce. W końcu po człekokształtnych istotach nie został ślad, a Uzumaki z radosnym uśmiechem tańczył wokół świetlistej kulki, rzucając na ściany fantastyczne cienie.
Dealupus uśmiechnęła się lekko pod nosem. Uzumaki, mimo że pochodził od Pierwszego Hokage, tak bardzo przypominał jej Tobiramę Senju. Przez krew swojej matki, Kushiny, która spokrewniona była z żoną Hashiramy, miał w sobie nieco krwi Senju. Jednak miast poważnego Hashiramy, Szarooka zobaczyła swojego wiecznie uśmiechniętego nauczyciela.
-Naruto... - zawołała.
Chłopak przestał tańczyć i podniósł kulkę z ziemi, po czym podszedł do blondynki.
-Ruszajmy - zarządziła. - Tego będzie jeszcze więcej. Nie powinniśmy marnować czasu.
Blondyn tylko skinął głową i ruszył wraz z dziewczyną, zostawiając za sobą okrwawione trupy.
Uchiha Itachi uniósł nieco głowę i zauważył złowrogie spojrzenie zielonych, mdłych w swym kolorze tęczówek. Nie zwrócił jednak nadmiernej uwagi na spojrzenia Haruno, tak samo jak i na wiele innych spraw dotyczących dwójki z Liścia.
Obok niego pojawił się Hidan i szepnąwszy mu kilka słów, zabrał kolejne oznaczone przez Uchihę kunai i ruszył, by oznakować domniemane wejścia do jaskiń, przez które Kat i Naruto mogliby wydostać się na powierzchnię. Tą samą pracą zajmował się Hatake, więc w niedużym obozie pozostawała tylko Haruno, a wraz z nią, pracujący nad ostrzami Itachi.
-Gdybym cię zabiła... - zaczęła cicho różowowłosa. - ...Sasuke wróciłby.
-Gdybyś... - zaczął, akcentując dokładnie słowo. - ...mnie zdołała zabić, Sasuke na pewno zabiłby ciebie.
-Nieprawda! - zaprzeczyła szybko.
-Jesteś tylko różową, rozwrzeszczaną lalą - powiedział spokojnie, nawet nie unosząc wzroku. - Hidan miał racje. Takie ja ty, są tandetne i do niczego niepotrzebne.
-Ty... - warknęła.
-Twoje groźby na mnie nie działają - zauważył. - Tym bardziej warczenie. Uwierz mi... wolałbym latać po tych jaskiniach niż siedzieć tu z tobą.
Dziewczyna zapewne chciała zaatakować, ale pojawienie się Hatake, który przyszedł po więcej oznakowanych kunai, skutecznie ją powstrzymało.
-Wszystko w porządku, Sakura? - zapytał ją.
-Tak, sensei - odpowiedziała.
Kakashi skinął głową i ruszył wykonać swoje zadanie.
-Jesteś do niego podobny - usłyszał po kilku minutach Itachi.
-Do kogo? - zapytał.
-Do Sasuke - szepnęła.
Itachi parsknął udawanym śmiechem.
-Sasuke... no był taki - mruknął.
Haruno uniosła zaskoczony wzrok.
-To twój brat - zaoponowała.
-Mój malutki, głupiutki braciszek - westchnął. - Pewnie nadal brak mu nienawiści. A co za tym idzie siły. Malutki, głupiutki braciszek.
Sakura pokręciła głową, a w jej zielonych oczach zabłysły łzy.
-Przecież... - zaczęła.
-Posłuchaj, różowa lalo... - zaczął ponurym głosem, wlepiając w Haruno chłodne spojrzenie czarnych oczu. - ...nic ci do mnie, a tym bardziej do Sasuke. Głupi przypadek sprawił, że musimy tu siedzieć, więc pozwól mi pracować, a własne istnienie ogranicz do minimum.
Różowowłosa zamarła, a po chwili zwiesiła głowę w milczeniu. Itachi westchnął tylko niezauważalnie i spojrzał w jasne niebo nad sobą - po bieli śnieżnych chmurek latały czarne ptaki.
Ciche, ale jednocześnie szybkie kroki pozwalały dwójce szybko przemieszczać się po jaskiniach. Trzymana w ręku Naruto kulka światła skutecznie wskazywała im drogę pomiędzy skałami.
-Gdzie teraz? - zapytał Naruto, gdy stanęli na rozwidleniu.
Szarooka nie odpowiedziała od razu, ale wyjęła z kieszeni płaszcza pudełko zapałek.
-A to po co? - zdziwił się Naruto.
-A bo ja wiem - szepnęła. - Ale zawsze nosiłam. Tak na wszelki wypadek. W gruncie rzeczy nigdy mi się nie przydały do niczego konkretnego.
-Acha... - Uzumaki zrobił zniechęconą minę. - ...ale po co teraz to?
-Och, wskaże nam drogę - powiedziała, zapalając jedną zapałkę.
Stanęła przed pierwszym korytarzem, ale płomień na małej drzazdze nie poruszył się. Lecz gdy tylko dziewczyna znalazła się przy kolejnym przejściu, płomień zadygotał i zgasł.
-Tędy - powiedziała.
-Skąd wiesz? - zapytał.
-Tutaj przepływa powietrze - powiedziała. - Więc tędy dostaniemy się do wyjścia. Chodź, Naruto.
Chłopak posłusznie ruszył za dziewczyną, która ostrożnie stąpając między skałami, rozglądała się po brudnych ścianach korytarza. Przejście zwężało się coraz bardziej, aż w końcu musieli iść na klęczkach.
-To na pewno tu? - jęknął Uzumaki, uderzając o strop.
-Tak, tu - szepnęła. - Nie jęcz, to nie jest ani godne ninja, ani zgodne z twoją drogą ninja.
Chłopak burknął coś pod nosem i ruszył za blondynką. Dziewczyna co rusz obcierała poparzony bark o niski strop, ale zaciskała zęby i milczała, dalej idąc ciasnym korytarzem. W końcu przejście stało się tak wąskie, że musiała niemal czołgać się po śliskich skałach.
-Ale masakra... - jęknął blondyn.
-Cii... - szepnęła.
Chłopak natychmiast zamilkł, a wtedy blondynka zdołała usłyszeć za sobą lekki szum. Odwróciła się z trudem i jęknęła.
-Ruchy, Naruto! - warknęła.
Chłopak zrobił głupią minę, ale obejrzał się za siebie i rozszerzył oczy. Za dwójką szedł człekopodobny, z lubością oblizując wargi. Dziewczyna tylko warknęła i wyciągnęła rękę, by po chwili wydostać się z ciasnego przejścia do dużej groty. Blondynka złapała za dłoń Uzumaki'ego i niemal w ostatniej chwili wyciągnęła go z tunelu. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła kunai i okręciła go wokół ręki, wciskając w dłoń zwierzęcia, który chciał wyjść za blondynem. Istota zawyła i rozszarpując rękę, cofnęła się w tył.
-Cholerka... - szepnął Naruto. - Ale uparte.
Szarooka odetchnęła głęboko i przeszukała kieszenie płaszcza, po czym umieściła notkę wybuchową na ściance tunelu.
-Cofnij się, Naruto - szepnęła. - Zapal tę notkę, proszę.
Naruto skinął tylko głową i złożył odpowiednie pieczęci.
Kartka zapaliła się, a po chwili wybuchła, przez co przejście zawaliło się na stałe. Kurz opadł szybko i dziewczyna porozglądała się wokoło.
-O rany... - szepnęła.
Ponad nimi widniało wyjście - nieduże i trudno dostępne przejście na wyższy poziom jaskiń. Dziewczyna usiadła na ziemi i zmrużyła oczy, zastanawiając się, jak można by dostać się na powierzchnię.
-Technika Skomasowanego Podziału Cienia!
Wokoło zaroiło się od klonów Naruto. Cienie podzieliły się na małe grupki i zajęły się budową wieży z własnych ciał.
-Naruto... - szepnęła blondynka.
-To głupie, ale nie zostawię cię tu po tym, co zrobiłaś - powiedział z niechęcią. - Więc razem się stąd wydostaniemy, ok.?
Dziewczyna skinęła głową i wstała, po czym razem z Naruto zgrabnie wspięła się po cieniach. Po kilku minutach dwójka znalazła się na wyższym poziomie, a wszystkie klony Uzumaki'ego zniknęły w kłębach biało-szarego dymu.
-Nie spodziewałam się tego po tobie, Naruto - szepnęła. - Stawiałabym, że zostawisz mnie tam, na dole. W końcu jesteśmy wrogami.
-I kto to mówi - sapnął z niechęcią. - Sama uratowałaś mi życie. I to nie raz dziś.
-Odruch - powtórzyła już drugi raz tego samego dnia tę samą wymówkę. - Martwy mi się nie przydasz.
-Czasami mam wrażenie, że bardzo chcesz wyglądać na złą - zaśmiał się Uzumaki.
-Co masz na myśli? - zapytała, ściągając z siebie płaszcz.
-Cały czas mówisz, że jestem tylko sakryfikantem i po to jedynie jestem ci potrzebny - zauważył. - Ale... chyba jako jednak z nielicznych osób zdołałaś ze mną normalnie porozmawiać. I tak wiele razy zachowałaś się... po prostu po ludzku. Mimo że starasz się sprawiać wrażenie złej, gdy cię bliżej poznać, jesteś naprawdę fajna.
Szarooka zamrugała kilka razy oczyma, rozchylając nieco usta. Słowa Uzumaki'ego wydawały jej się bynajmniej dziwne, a jednak... było w nich coś takiego, było coś takiego w samym chłopaku, że blondynka bez wahania mogła uwierzyć Naruto.
-Wielu ludzi nazywa mnie Pożogą i Zemstą - szepnęła. - Złem. A ty... ty mówisz, że sprawiam tylko wrażenie nikczemnej?
-Nie określa nas imię, ale czyny - zauważył Naruto. - Ty... chyba nie jesteś taka zła, jakby się wydawało. Nawet biorąc pod uwagę to, co trzymasz teraz w ręku.
Dziewczyna zerknęła na swój płaszcz. Na czarnym materiale widniały czerwone chmurki z białymi obwódkami - znak Brzasku, symbol tego, czego obawiał się cały świat ninja. Jej własna organizacja uważana była za bandę zdemoralizowanych przestępców, gwałcicieli, kanibali i maniaków. Ale tyko oni sami, cała jedenastka, mogła powiedzieć prawdę o sobie nawzajem.
Oficjalny Lider Brzasku, Nagato. Przybrał imię Pein i takie też imię nadał swoim sześciu ciałom. Nie wahał się zabić Hanzoo Traszki oraz całej jego rodziny, by jedynie przejąć władzę w Deszczu. Ha! Nie bał się zabić własnego przyjaciela i przerobić go na jedno ze swoich ciał. A jednak... jako jeden z niewielu znanych Kat osób potrafił obrócić niemal wszystko w żart, a jego kawały, które co prawda ograniczał niemal do minimum, były tak niesamowite, że Szarooka nie raz dziwiła się, jak z takim mózgiem do żartów Nagato zdołał się uchować i otoczyć przekonaniami, że jest jedynie nadpobudliwym, rozkrzyczanym Liderem o ciągotach do herbatek ziołowych.
Konan. Druga kobieta w Brzasku. Zimna i chłodna, w czym niemal dorównywała Itachi'emu. Jej wzrok mógł zmrozić nawet wrzątek, a każdy mężczyzna czuł się przy niej jak marna replika niedorozwiniętego chłopca. Zimna i wyniosła, sprawiała, że wielu miało przy niej wrażenie bycia malutkim. Kobiety, które ją spotykały, wydawały się być blade i niepozorne w stosunku do niebieskowłosej. A jednak... Konan miała też w sobie tyle kobiecych uczuć, o których Dealupus mogła tylko pomarzyć. Gdy tylko chciała, niebieskooka była niemal tak czuła, że aż gromadami garnęły do niej dzieci, które Brzask przygarniał do swojej nowo tworzącej się wioski. Konan jako jedyna potrafiła dotrzeć do najbardziej zamkniętych w sobie i odnaleźć w każdym choć iskrę wiary, nadziei i dobra.
Deidara. Wygnaniec ze swojej wioski, terrorysta z Iwa. Uważany za maniaka, artystę-wariata. Potrafił w ciągu jednej sekundy zniszczyć niedużą wioskę, a dźwięk wybuchu i smród palących się ciał był dla niego niczym poezja. Był gwałtowny i porywczy, uwielbiał się pojedynkować, by tylko pokazywać swoim przyszłym ofiarom czym jest jego niezwykła w swoim wybuchu sztuka. Był zdolny wysadzić wszystko, co przejawiało choć odrobinę czynności życiowych. A jednak... jednocześnie potrafił wydobyć z kawałka nie uformowanej gliny kształty tak piękne, że mamiły oczy wielu, wydobywając z nich uczucia, o które by się nigdy nie posądzali. Potrafił być oddany za sprawę, którą wybrał sobie dla swoich własnych celów, czy przekonań. Jego radość i afirmacja życia wnosiły do Brzasku jasny promień.
Sasori. Czerwony Piach z pustynnych części świata ninja. Jego chłód i opanowanie były szeroko znane. Chłopak rzadko okazywał swoje uczucia, często chodził rozdrażniony i łatwo było go obrazić. Własne ciało przerobił na jedno ze swoich dzieł, by zyskać nieśmiertelność i wieczność dla swojej ponadczasowej sztuki. Lubował się w zadawaniu bólu swoim ofiarom poprzez wprowadzenie w ich ciało zabójczych trucizn. Pokonanych nigdy nie wahał się przerabiać na kolejne ze swoich dzieł do szeregu Maszyn Przedstawienia. A jednak... był niezastąpionym lekarzem i medykiem, gotowym przesiadywać godzinami nad tabelą z wynikami pomiarów, byle tylko wszyscy członkowie Brzasku wyzbyli się swoich chorób. Opiekował się nie tylko swoimi kamratami. Z niechęcią, choć i dziwną radością, którą jednak skrzętnie ukrywał, potrafił przez wiele dni z rzędu siedzieć wraz z dziećmi w nowo założonej wiosce i razem z Konan zajmować się ich problemami. Do Sasori'ego Szarooka przychodziła po braterską poradę, a lalkarz jeszcze nigdy nie odmówił jej części swojego doświadczenia.
Zetsu. Niewiadomo tak do końca skąd pochodząca roślinka o miłym, ludzkim usposobieniu kanibala ze skłonnościami do pożerania martwych, ludzkich ciał. A! No nie zapomnijmy o dręczącej go od dzieciństwa niemal schizofrenii. Zetsu był typem człowieka, o ile tak można było mówić, który uwielbiał babrać się w ludzkich tkankach i krwi, co było niemało odpychające. A jednak... był też niezastąpiony w fakcie umiejętności ziołolecznictwa i zielarstwa. Każda roślina otwierała przed nim swoje tajemnice. Ponad to zielonowłosy był idealnym szpiegiem - szybkim i niewykrywalnym. Informacje przez niego zdobywane sprawiały, że Brzask był najlepiej poinformowaną jednostką ninja na świecie.
Kakuzu. Zielonooki ninja Wodospadu, żyjący dłużej niż sama Dealupus. Jego pięć serc, z których każde władało innym żywiołem, odebrał siłą od starszyzny swojej wioski, a gdy przypadkiem na jakiejś misji tracił którekolwiek, nie wahał się zabrać najważniejszy z organów przypadkowo spotkanej sobie. Był sknerą, pieniądze traktował niemal jak własnego boga. Niewiele go obchodziło i niewielu sprawom poświęcał czas. A jednak... był niezastąpionym do planowania taktyk, a przede wszystkim do prowadzenia zagmatwanej papierkowej roboty oraz finansów. Ponad to jego ironiczne żarty wobec Hidana nadawały uroku ciemności w Brzasku. Kakuzu potrafił dla głupiego kaprysu Dealupus zmienić całą, doskonale zaplanowaną trasę i pójść po coś, co tylko dziewczynie mogłoby się zaledwie raz do czegoś niezrozumiałego dla reszty przydać.
Hidan. Wyznający Jashina maniak religijny ze swoją kosą o potrójnym ostrzu. Był równie zabawny, co i krwawy. Jego rytuały dla tyranicznego boga ociekały okrucieństwem, brutalnością i krwawą posoką. Był ponad to gwałcicielem, nie pogardzającym żadną okazją do przeżycia chwili rozkoszy nawet z przypadkowo spotkaną i całkowicie niewinną dziewczyną. A jednak... to chyba w nim, jako w jedynym mogłaby się zakochać Dealupus, gdyby nie pewne fakty z jej przeszłości. Hidan był twardy, wytrzymały i potrafił wiele poświęcić dla Brzasku. Do niego dziewczyna chodziła po porady w czasie trudnych, pełnych koszmarnych snów nocy. Jemu jednemu pozwalała na trochę więcej czułości względem siebie. Wykorzystywał to na każdym niemal kroku, przeistaczając uczucie, o którym doskonale wiedział, iż nie ma szans bytu, w czystą energię dla celów Brzasku.
Kisame. Hoshigaki, jeden z Siedmiu Mistrzów Miecza Mgły. Swoim krwawym charakterem dorównywał niemal Hidanowi. Mimo że zazwyczaj grzeczny, w walce potrafił pokazać swoją brutalną stronę natury. Przypominał Kat zawsze psychopatycznego mordercę do dobrych manierach i ukrytych skłonnościach do sadyzmu i okrucieństwa. Zawsze miał uczucia za nic i nigdy nie przepuścił okazji by pobawić się odczuwaniem ich u Itachi'ego. A jednak... był kolejnym członkiem Brzasku, który potrafił bawić się bez żadnego konkretnego celu, wnosił humor i urok do siedziby. Po pewnym czasie stał się także swego rodzaju chodzącym sumieniem członków Brzasku, potrafił poruszyć tematy trudne i rozpocząć nawet najtrudniejsze rozmowy.
Itachi. Członek klanu Uchiha, niegdyś pławiącego się w chwale, teraz porzuconego i pogardzanego. Posiadasz kopiujących oczu oraz ich doskonalszej formy - Kalejdoskopu. Zimny i oschły, okazywał uczucia równie często, jak przegrywał swoje walki - czyli bardzo rzadko. Doskonały w walce, znał wartość siebie, jak i swoich umiejętności. Jak każdy Uchiha był często wyniosłym dupkiem i zimnym draniem. A jednak... Dealupus nie znała na świecie człowieka, który bardziej ukochałby własny kraj i swojego braciszka. Dla Sasuke Itachi poświęcił wszystko. Honor, dobre imię, swoją miłość. Z dnia na dzień budziły w nim się także nowe uczucia względem organizacji, w której przebywał. Uchiha zdawał sobie sprawę, że chce poświecić się dla Brzasku równie mocno jak dla swojego brata.
I Tobi. Uchiha Tobirama, syn Madary Uchihy i Hiabi Hyuuga. Po rodzicach odziedziczył wzrokowe techniki, których połączenie dało nową Linię Krwi, niezwykle potężną i jako jedyną, jeszcze nie skopiowaną przez Dealupus. Chłopak był porywczy i gwałtowny, miał krew swojego ojca - niewiele trzeba my było, by rozpocząć walkę. Bywał mściwy i pamiętny krzywd. A jednak... potrafił każdego dnia wybaczać na nowo swojemu ojcu, którego tak na dobrą sprawę nigdy nie widział. Miał w sobie tyle życia i radości, że wręcz zarażał optymizmem i dobrym humorem. Dziewczyna, żyjąca z nim niemal od jego najmłodszych lat, nie wyobrażała sobie już życia bez niego. To on utrzymywał ją na świecie w trudnych dla niej momentach, w chwilach załamania. Mimo że mówił do niej „siostrzyczko”, tak naprawdę traktował ją jak matkę, osobę, która go wychowała i poświęciła mu się bezgranicznie.
Brzask. Składanka ludzi tak pokręconych i względnie złych, że aż strach było wchodzić za mury siedziby. A jednak okazuje się, że to tak Dealupus znalazła dom, do którego co dzień chciała wracać. Tak byli ludzie, z którymi była gotowa spędzić tę resztę życia, którą przygotował jej kapryśny los.
-Jesteśmy mordercami... - szepnęła sprzecznie ze swoimi wcześniejszymi myślami, spoglądając na Naruto. - ...i przestępcami. Dlaczego mówisz, że jest w nas dobro?
:.: Czwarty :.:
...niech WIĘŹ ponownie zatryumfuje.
-Dlaczego mówisz, że jest w nas dobro?...
-W każdym człowieku jest dobro - zauważył. - Ludzie to istoty szare, gdzie czarne zło miesza się z bielą dobra.
Blondynka uśmiechnęła się nikle, słysząc swoje własne słowa w ustach Uzumaki'ego.
-Jest w nas tyle dobra, na ile sami sobie pozwolimy - szepnęła.
Dziewczyna spojrzała na swój bark i zauważyła, że przez biały materiał bandaży przebiła się już czerwona krew. Uzumaki zerknął na blondynkę i podszedł do niej, po czym zgrabnie rozwiązał białe zwoje.
-Często pozwalacie sobie na bycie dobrym? - zapytał.
-Zdziwiłbyś się, jak bardzo często - szepnęła. - Brzask... wbrew pozorom robi tyle samo dobrego, ile złego.
-Jeszcze kilka godzin temu bym ci nie uwierzył - szepnął. - Ale teraz... chyba mógłbym sobie to wyobrazić.
Dziewczyna uśmiechnęła się nieco smutno i poczekała, aż blondyn założy nowy opatrunek na jej ramieniu.
-Idziemy dalej? - zapytał ją.
Blondynka skinęła głową i zarzuciła na ramiona swój poszarpany płaszcz. Na czerwonych chmurkach widać było ślady jej własnej krwi.
Itachi uniósł nieco głowę i spojrzał na Hidana, który dysząc ciężko, usiadł obok niego, zmęczony długim dystansem i swoim zadaniem.
-Ale masakra - szepnął, biorąc od Uchihy butelkę wody, którą kruczowłosy usłużnie wyciągnął ze swojej torby. - Ale wszystkie wejścia są już oznaczone.
-Żadnych śladów Katuś? - zapytał cicho Itachi.
Hidan pokręcił głową, wypijając łyk za łykiem krystaliczną ciecz z butelki.
-Nie ma nic - powiedział w końcu. - Ale coś czuję, że niedługo się tu zjawi.
-Nie wyczułeś... jej krwi? - drążył Uchiha.
-Nie - zaprzeczył Jashinista. - Ale przy tamtym wejściu czułem. Na bank była ranna.
-Cholera... - warknął Itachi. - Ranna i bez chakry, gorzej być nie może.
Hidan wzruszył ramionami i oddał Uchisze butelkę wody.
-Nie łam się, Ita - uśmiechnął się. - To nasza Katuś, pamiętaj.
Kruczowłosy skinął tylko głową i spojrzał w ciemniejące już niebo.
-A gdzie lala? - zapytał Hidan, oblizując mimowolnie wargi.
-Jesteś okropny - westchnął Itachi. - Mówiłeś, że na tandetne nie lecisz.
-Bo nie lecę - ofuknął go. - Ale nie lecieć, nie znaczy nie korzystać.
Uchiha uśmiechnął się tylko lekko w odpowiedzi, rozbawiony nieco dziwnym myśleniem kompana. Tuż obok nich pojawił się Hatake i porozglądał się dookoła.
-Gdzie Sakura? - zapytał podejrzliwie.
-Poszła tam... - Itachi wskazała odpowiedni kierunek. - ...mówiła tylko, że zaraz wróci.
Kakashi skinął tylko głową i usiadł naprzeciw Uchihy, mierząc go uważnym spojrzeniem swoich oczu. Po minucie dosiadła się do nich Sakura, odwracając się plecami do członków Brzasku. Hidan tylko ponownie oblizał wargi, ale otrzymawszy lekki cios od Itachi'ego w bok, mruknął niewyraźnie jakieś obelgi pod adresem Uchihy i ze znudzeniem wrócił do obserwowania otaczającego go lasu.
Na ramieniu Uchihy nagle usiadł mały, papierowy ptak. Itachi spojrzał na niego nieco zdziwiony i wziął go do ręki, po czym rozwinął ostrożnie tak, aby nie podrzeć papieru.
-Oj... - szepnął Hidan. - Co tam ktoś pisze do nas?
-Lider - odpowiedział również szeptem Uchiha. - Właśnie powiadamia nas, że zrobi nam z dupy jesień średniowiecza, jak już wrócimy do organizacji, bo mamy pół dnia spóźnienia i nie wysłaliśmy żadnej wiadomości.
-Jashinie... zapomniałem - przyznał Hidan.
-Ja też - westchnął Uchiha, rozkładając papier na kolanie. - Mam nadzieję, że Pein nie będzie wściekły, jak otrzyma odpowiedź.
-Jasne, że nie - stwierdził ironicznie białowłosy. - Dealupus w końcu znów wpadła do jakiejś dziury. I jest ranna. Nikt nic złego nam nie powie. Tobi nas poćwiartuje od razu. I to moją kosą.
Itachi spojrzał zniechęcony na Hidana, a ten wzruszył tylko ramionami. Kruczowłosy westchnął i wyjął z kabur przy pasku pod płaszczem pióro i inkaust. Szybko napisał odpowiedź do Pein'a i wyrzucił kartkę papieru przed siebie. Arkusik sam się złożył w niedużego ptaka i pomknął w kierunku siedziby Brzasku. Całą sytuację obserwował Hatake, jednak słów członków Brzasku nie usłyszał. W oddali rozległ się ptasi śpiew, a niedaleko zahukała pierwsza sowa.
-Idziesz spać? - zapytał Itachi. - Czuwałeś ostatniej nocy, teraz moja kolej.
-Tylko pilnuj mnie dokładnie - zachichotał Hidan. - Żeby mnie przypadkiem jakieś tandetne, różowe lale nie zgwałciły.
-Nie martw się, Hidan - mruknął Uchiha, za kołnierzem płaszcza chowając swój uśmiech. - Żadna padliny się nie czepi.
Jashinista prychnął tylko i zwinął się w kłębek, otulając własnym płaszczem.
Blondynka zmrużyła nieco oczy i odetchnęła głęboko - do jej płuc napłynęło świeże, leśnie powietrze, co oznaczało, że wyjście jest niedaleko. Wraz z Naruto przeszła jeszcze kilkaset metrów, aż w końcu znaleźli się na niedużej, leśnej polanie.
-Udało się... - szepnął Uzumaki. - Udało się!
Dziewczyna aż przymknęła oczy, krzywiąc się na tak mocne zaburzenie nocnej ciszy. Podobnie zareagował cały las, zwierzęta zamilkły i jedynie szum drzew towarzyszył radosnym krzykom blondyna.
Dealupus rozejrzała się wokoło i zdołała dostrzec wbity w ścianę jaskini kunai. Broń znajdowała się tu od niedawna, zaledwie od godziny, góra dwóch. Blondynka wyjęła ostrze ze skały i przyjrzała się mu dokładnie. Na pasku, otaczającym tę część, która przeznaczona była do trzymania, wypisanych było kilka słów.
-Naruto... - zawołała blondyna. - Potrzebuję światła.
Uzumaki natychmiast doskoczył do dziewczyny i podał jej kulkę. Szarooka szybko przeczytała napis i schowała kunai do płaszcza.
-Co to było? - zapytał ją.
-Nasze drużyny zostawiły nam wiadomość - powiedziała cicho. - Znajdują się na północ stąd, przy granicy z Suna. Znam to miejsce, chodź, Naruto.
Uzumaki tylko skinął głową i ruszył za dziewczyną, która w tempie marszu pokonywała wyznaczoną sobie samej odległość.
-Nie możemy pobiec? - zapytał ją.
-Śpieszy ci się? - zapytała go.
-No nie - mruknął.
-Jest noc, Naruto - zauważyła. - Ciężko jest cokolwiek dostrzec. Nawet z moją kulką. Mimo wszystko nie chcę sobie nic zrobić, biegnąc niemal na oślep przed siebie.
-Co zrobisz, jak tam dotrzemy? - zapytał ją.
Dziewczyna spojrzała na niego uważnie, ale chłopak był pochłonięty podrzucaniem świetlistej bańki. Blondynka odwróciła wzrok i skupiła się na trasie.
-Pewnie każdy odejdzie w swoją stronę - zauważyła.
-Nie będziemy walczyć? - zapytał.
-Nie, chyba nie - zauważyła.
-Znowu będziemy musieli szukać sposobu, by znaleźć Sasuke - szepnął. - Mieliśmy złapać Itachi'ego Uchihę.
Dealupus tylko westchnęła i włożyła ręce do kieszeni płaszcza.
-Sasuke jest wciąż u Orochimaru, prawda? - bardziej stwierdziła, niż zapytała. - Dopóki nie odejdzie... nie zacznie szukać Itachi'ego. Wciąż mało wie, za mało, by stanąć do walki z bratem.
-Skąd wiesz? - zapytał ją.
-Kilka miesięcy temu Itachi był w Dźwięku - zauważyła. - Szukali... pewnej rzeczy. Itachi spotkał Sasuke, ale twój przyjaciel był zbyt słaby, by zdołać choćby zbliżyć się do Itachi'ego. A nasz wywiad podaje, że wciąż ćwiczy.
-Wywiad? -zapytał zdziwiony.
-Nawet Brzask ma swój wywiad - zauważyła z uśmiechem. - Mamy informatorów, szpiegów oraz wywiadowców. Dlatego jesteśmy dobrze poinformowani.
Naruto zmrużył nieco oczy, a po chwili odwrócił wzrok.
-Chciałbym go sprowadzić - szepnął.
-Wiem - potwierdziła. - I chciałabym, żebyś wiedział, że... życzę ci powodzenia, Naruto. Chociaż jest mi to nie na rękę, uwierz mi.
-Nie podziękuję - uśmiechnął się. - Nie chcę zapeszyć.
Dziewczyna odwróciła wzrok i spojrzała na las przed sobą. W oddali, pomiędzy drzewami płonęło jasne ognisko - miejsce obozowania drużyny z Liścia oraz Itachi'ego i Hidana. Blondynka mimowolnie przyśpieszyła, aż w końcu po kilku minutach znaleźli się na miejscu wraz z Naruto.
-Katuś... - szepnął Itachi, zrywając się.
Brunet wtulił w siebie dziewczynę, mocno ją obejmując.
-Ał, Ita... - szepnęła z bólu. - Tylko nie bark.
Brunet cofnął ręce i obejrzał krytycznie ramię dziewczyny, odchylając nieco poły płaszcza.
-Lider nas zabije - jęknął. - Katuś...
-Zwalę to na siebie, nie martw się - szepnęła, stając na palcach. - Cieszę się, że cię widzę.
Dziewczyna ucałowała Itachi'ego w policzek i wtuliła się w jego tors. Kruczowłosy objął ją delikatnie, starając się nie dotknąć rozległego oparzenia.
-Kateńka... - ze snu przebudził się Hidan. - Już jesteś.
Dziewczyna skinęła głowa, a Jashnista wstał i wtulił się w ciało dziewczyny.
-Coś sobie zrobiła? - zapytał ospałym głosem.
-Skąd wiesz? - jęknęła.
-Śmierdzisz krwią - przyznał.
-Mam oparzony bark - wyszeptała. - Krwawił, dość mocno. Opatrzyłam go. Naprawdę.
Hidan mruknął coś tylko o uwadze i odpowiedzialności i ucałował dziewczynę w policzek, mocno przyciągając ją do siebie. W tym samym momencie Naruto obrywał od Sakury, która z wrzaskiem komentowała jego nieudaczność i niefart.
-Chyba tu się rozstaniemy - szepnął Hatake, podchodząc do Itachi'ego.
-Tak, chyba tak - odparł Uchiha. - I każdo pójdzie w swoją stronę.
Szarowłosy skinął głową i po chwili wyciągnął rękę w kierunku Itachi'ego.
-To nie czyni nas przyjaciółmi - zauważył. - Ale... mam nadzieję, że nadal cię znam, Itachi.
-Znasz mnie, Kakashi - szepnął, wymieniając uścisk z Hatake. - Ja nie zmieniłem się odkąd się urodziłem. Wciąż jestem taki sam.
-Czuję to - odparł szarowłosy. - Ale nie jestem pewien, czy to wiem.
Brunet skinął tylko głową.
-Nadal jesteśmy wrogami - zauważył. - Nie miej mi za złe, gdy staniemy kiedyś przeciwko sobie. Walczę dla pewnej idei, w którą szczerze wierzę.
-Każdy walczy dla swojej idei - odpowiedział. - Ale wygra ta idea, która jest najsłuszniejsza.
-Mam nadzieję, że kiedyś znów będziemy walczyć ramię w ramię, Kakashi - szepnął Uchiha. - Tak, jak za czasów ANBU. To były ciężkie misje, ale dla nas... tych, którzy nie byli z Korzeni... pozwalały tworzyć więzi.
Haake zmrużył oko, rozkładając nieco ręce.
-Miło byłoby powspominać stare czasy - szepnął. - Ale dziś już nie czas na to, Itachi. Żegnaj.
-Do zobaczenia, Kakashi - odpowiedział mu.
Hatake tylko skinął głową i zawoławszy Naruto i Sakurę, szybko opuścili polanę. Itachi tymczasem podszedł do Kat i Hidana, którzy niechętnymi pomrukami naciągali się ze sobą.
-I o co tyle krzyku, gołąbeczki? - zapytał ich.
Dziewczyna prychnęła tylko w odpowiedzi, gromiąc Uchihę chłodnym spojrzeniem.
-Bo ona chce iść o własnych siłach! - warknął Jashinista. - A ledwo na nogach stoi.
-Kat, wskakuj mi na plecy - rozkazał Itachi.
-Nie - odpowiedziała.
-Bo powiem Liderowi, że sam strąciłem cię do tej jaskini, a wcześniej podpaliłem techniką w ogniu ukrycia - zauważył cicho.
-Nie ośmielisz się! - warknęła. - Nikt ci nie uwierzy.
Hidan prychnął cicho i spojrzał rozbawiony na Itachi'ego.
-Jesteś nadpobudliwą wariatką i irytującą gówniarą, Kat - zauważył Uchiha. - Lider mnie by za to pobłogosławił, gdyby nie to, że mnie zabije.
Dziewczyna mruknęła coś cicho pod nosem i wskoczyła na plecy Uchihy, obejmując jego szyję.
-Ita... - zaczęła.
-Hm? - zapytał, wskakując na gałąź.
-Jesteś wspaniały - szepnęła.
Uchiha uśmiechnął się lekko, a do dwójki doskoczył Hidan, zrównując tempo biegu z Itachi'm.
-A ja? - zapytał z wyrzutem. - Też jestem kochany?
-Owszem, ale Itachi na dodatek jest przecież przystojny i namiętny - rzuciła rozbawiona. - I ma cudowne mięśnie. I tyłek tez ma boski.
-Dealupus... - szepnął kruczowłosy. ...nie przesadzaj.
-Poza tym jest świetny w TYCH sprawach - ciągnęła niczym nie zrażona dziewczyna. - I na pewno ma większego niż ty.
-No i przesadziłaś - szepnął Uchiha.
Dziewczyna zapiszczała, gdy brunet przeskoczył pod jakimś wodospadem, mocząc zimną wodą zarówno siebie jak i blondynkę. Dealupus prychnęła z wyrzutem i spojrzała gniewnie na Hidana, który ryknął śmiechem na całą zaistniałą sytuację.
-Dlaczego mi to robisz, Ita? - zapytała go z wyrzutem, tuląc się do jego szyi. - Jestem przecież ranna. I niewinna. I maleńka.
-...i kłamliwa - zaśmiał się.
-Naginająca prawdę - sprostowała.
Itachi pokręcił tylko głową i skoczył na kolejną gałąź, a wciąż chichoczący Hidan ruszył za nim.
-Katuś... - zaczął cicho Uchiha.
-Hm? - zamruczała, wygodniej układając głowę na ramieniu bruneta.
-Czy my... - szepnął niepewnie. - ...zdobędziemy cały świat?
-Tak, chyba tak, Itachi - odpowiedziała. - Czemu pytasz?
-Nie chciałbym, aby zniknęły więzi - przyznał. - A one łączą mnie nawet z moimi wrogami.
Dziewczyna westchnęła i przymknęła na chwilę oczy.
-Nie chciałabym, aby wszyscy byli naszymi wrogami - przyznała. - Mam nadzieję, że los potoczy się tak, że Liść stanie z nami, a nie pod nami.
-Co masz na myśli? - zapytał zaciekawiony Hidan.
-Chcę zdobyć ten świat - przyznała. - Ale wolę mieć tu przyjaciół, nie poddanych. Poddani, wasale, podwładni... tak łatwo można sprawić, by poczuli nienawiść względem pana. Przyjaciół łączy szczególna więź, bardzo mocna, którą bardzo trudno jest rozerwać.
-To nie będzie łatwe - zauważył Itachi.
-Nigdy nie wybierałam łatwych ścieżek - przyznała. - Na najtrudniejszych trasach nie ma konkurencji i czasami wbrew pozorom są o wiele łatwiejsze. Klarowniejsze.
Hidan zmarszczył nieco brwi, próbując zapamiętać i zrozumieć sens słów dziewczyny.
-Jak ty zdołasz wygrać z całym światem? - zapytał ją Itachi.
-Naszą siłą będzie ich słabość - powiedziała. - Im więcej przegramy, tym szybciej za każdym razem będziemy wstawać i tym bardziej będziemy silniejsi.
-Jeśli polegniemy? - zapytał Hidan.
-Nie walczymy po to, by polegnąć za swoją ideę, ale by ktoś inny poległ za swoją - zauważyła.
-A co gdy nam się uda? - zapytał Hidan.
Dziewczyna zamrugała nieco oczyma.
-Co masz na myśli? - zdziwiła się.
-Gdy osiąga się wszystko, co się zamierzało... - zaczął. - ...i nie wie się, co dalej, rodzi się pustka.
-Nigdy nie będziemy puści, Hidan - zauważyła. - Jesteśmy nazbyt wypełnieni sobą, by być puści.
Nagle Jashinista zachichotał.
-Co ci tak zabawnie? - zapytał Itachi.
-Banda morderców z nas, co nie? - zapytał ze śmiechem Hidan. - Ale nie zamieniłbym was na nic innego. Nawet ciebie, Uchiha.
-Dupek - stwierdził brunet, mimowolnie jednak uśmiechając się pod nosem.
-Może nie jesteśmy idealni... - stwierdziła Szarooka. - ...ale idealnie sobie z tym radzimy.