Słowacki gaz nie spieszy się na Ukrainę
Posted by Marucha w dniu 2014-04-03 (czwartek)
Ukraina, która została pozbawiona zniżki na rosyjski gaz i obawia się całkowitego zawieszenia dostaw z powodu niepłacenia długu Gazpromowi, pokłada nadzieje w rewersie błękitnego paliwa z Europy. Przede wszystkim ze Słowacji, będącej kluczowym krajem w schemacie tranzytu surowców energetycznych z Rosji do UE.
Na początku marca agencja UNIAN poinformowała, że Ukraina i Słowacja podpiszą do końca kwietnia porozumienie w sprawie rewersowych dostaw gazu, które rozpoczną się do końca roku. Unijny komisarz ds. energii Günther Oettinger wyjaśnił, że organizacja dostaw rewersowych ze Słowacji wymaga 6-8 miesięcy, i że jest to kwestią techniczną, polegającą na zapewnieniu funkcjonowania systemów komputerowych i finansowych.
Ettinger mówił o czynniku politycznym, który natychmiast dał się we znaki. Już 26 marca stało się jasne, że Komisja Europejska nie wymusiła na Słowacji zgody na rewersowy schemat dostaw 12 mld metrów sześciennych gazu na Ukrainę. „Bratysława nie ma zbędnych środków na wsparcie Kijowa - oznajmił premier Robert Fico. Chodziło o 20 mln euro, na zainwestowanie w infrastrukturę transportu gazu.
Niechęć Słowacji dzielenia się z ukraińskim sąsiadem surowcem - historia ta ciągnie się od dawna - można łatwo wytłumaczyć. Kraj nie chce psuć relacji z Gazpromem, z którym w długofalowych kontraktach dwustronnych uwzględnione są ograniczenia dotyczące maksymalnej mocy przepustowej. Bratysława bierze pod uwagę stanowisko rosyjskiego partnera, który zdecydowanie opowiedział się przeciwko “szarym schematom” wirtualnego rewersu, czyli wzajemnych rozliczeń gazowych na granicy.
W ogóle ostrożność cechuje słowacką politykę dosłownie w każdej sferze. Przejawiła się również w ocenie działań Rosji na Ukrainie. Podczas prezydenckiej kampanii wyborczej na Słowacji Robert Fico, który ubiegał się o najwyższe stanowisko, zdobył zniżkę na rosyjski gaz. Zresztą, nie wiadomo, jaka jest zniżka, lecz faktem jest jej przyznanie. Jednym słowem, Słowacy zbudowali poufne relacje z rosyjskim monopolistą gazowym. Dlatego właśnie przeciągają oni sprawę rewersu paliwa na Ukrainę pomimo nacisków Brukseli.
O tym, na jakim etapie znajdują się rozmowy między Słowacją, Ukrainą i UE, w wywiadzie dla Głosu Rosji powiedział rzecznik prasowy słowackiej spółki gazowej “Eustream” Vagram Čugurjan:
Obecnie odbywają się narady w Brukseli. Pierwsza tura już się odbyła. Strony porozumiały się, iż zrobią wszystko co możliwe w celu zapewnienia fizycznego rewersu gazu ze Słowacji na Ukrainę. Wszystkie szczegóły mają zostać ustalone w ciągu najbliższych tygodni. Nie chodzi już jak wcześniej o budowę nowej rury, omawiane są inne rozwiązania techniczne. Najważniejsze jest zbudowanie stacji pomiarowej. Istniejąca stacja funkcjonuje w koordynacji z Gazpromem. O ile rozumiemy, Gazprom jest przeciwny rewersowi. Potrzebna jest nowa stacja pomiarowa do notowania ilości gazu, przekraczającego granicę w obu kierunkach.
Vagram Čugurjan podkreśla, że z powodu rewersu na Ukrainę jego spółka znalazła się między młotem a kowadłem - Rosją i UE. Lekceważenie żądań Brukseli jest niemożliwe, gdyż Słowacja jest członkiem UE. Kłócenie się z Gazpromem również nie jest korzystne.
Tymczasem do wiadomości publicznej dotarło, że od 1 kwietnia z powodu niewywiązania się przez stronę ukraińską z zobowiązań w zakresie spłacania długu cena rosyjskiego wzrosła dla niej do 385,5 dolarów za tysiąc metrów sześciennych.
Czy Kijów zyska wiele na otrzymaniu rewersu ze Słowacji? Być może, nic. Ceny i ilość gazu rewersowego kupowanego na rynku ulegają wahaniom w odróżnieniu od kontraktowego rosyjskiego. W ubiegłym roku Ukraina nawet wstrzymała płynący do niej minimalny rewers z Polski. Cena gazu na rynku spotowym osiągnęła wówczas szczyt i okazała się… wyższa od rosyjskiego.