MARSZ WOJSK GEN. LUCJANA ŻELIGOWSKIEGO NA WILNO l JEGO REPERKUSJE
Józef Piłsudski, najprawdopodobniej już w chwili przełomu w bitwie na przedpolach Warszawy, wpadł na pomysł niekonwencjonalnego rozwiązania sprawy przynależności państwowej Wileńszczyzny. 18 sierpnia 1920 r. nakazał powrót do poprzedniej nazwy dywizji — była nią 1. Dywizja Litewsko-Białoruska (DL-B) — włączając ją przy tym do składu 2. Armii. Dywizja ta występowała przez miesiąc jako 19. DP.
Rozwiązanie sprawy przynależności do Polski Wileńszczyzny i samego Wilna było dla Naczelnego Wodza sprawą prestiżową. W połowie września 1920 r. zdecydował się na zajęcie tego obszaru siłą. Nie mógł jednak dokonać tego oficjalnie, ze względu na przewidywalną, negatywną reakcję mocarstw. O sposobie rozstrzygnięcia sprawy przynależności do Polski Wilna i całej Wileńszczyzny nie informował ani parlamentu, ani rządu. Wtajemniczone zostało jedynie grono jego najbardziej zaufanych współpracowników.
Zaplanowanego przez niego rozwiązania strona litewska się nie spodziewała, chociaż brała po uwagę próbę siłowego rozwiązania tej spornej kwestii ze strony Polaków. W historiografii litewskiej, ale tej patrzącej na opisywane wydarzenia z dużej perspektywy czasu, spotkać można pogląd, że marsz na Wilno, cytujemy: „zbuntowanych wojsk gen. Żeligowskiego nie był wyjątkowym, nieoczekiwanym wydarzeniem, lecz przejawem konsekwentnie realizowanej przez Piłsudskiego, charakterystycznej dla niego metody faktów dokonanych i działań konspiracyjnych". Wydaje się, że ów październik 1920 r. był dla Litwinów jednak wielkim szokiem.
20 września 1920 r. Naczelne Dowództwo WP wezwało depeszą gen. Lucjana Żeligowskiego, dowodzącego Grupą Operacyjną 3. Armii, do przybycia do Kwatery Głównej Naczelnego Wodza WP w Białymstoku. Gen. Żeligowski przewidziany był przez Józefa Piłsudskiego na dowódcę „zbuntowanych" wojsk. Motywy, które skłoniły Naczelnego Wodza WP do wyboru tej kandydatury on sam wyjaśnił po latach następująco: „Wybrałem do tego gen. Żeligowskiego, gdyż sam, jako naczelnik państwa oraz naczelny wódz Polski, łamać zobowiązań nie byłem w stanie [zobowiązania ze Spa — przyp. L.W.]. Wybrałem generała, co do którego byłem najbardziej pewny, że mocą swego charakteru zdoła utrzymać się na należytym poziomie i że poleceniom i żądaniom rządu nie będzie, zarówno jak poleceniom i żądaniom moim, przeciwstawiać się w pracy wojskowej". Podobnie postąpiono także wobec płk. Leona Bobickiego, przewidzianego do realizacji „puczu" od strony polityczno-administracyjnej.
Gen. Żeligowski zameldował się w Białymstoku dopiero 29 września. Wprowadzony został do otrzymanego zadania w dniu następnym. Józef Piłsudski postawił sprawę jednoznacznie: „Może przyjść chwila, że będzie Pan miał przeciwko sobie nie tylko opinię świata, lecz i Polski. Może nastąpić moment, że nawet ja będę zmuszony pójść przeciwko Panu. Trzeba wziąć wszystko na siebie. Tego ja nie mogę rozkazać. Takich rzeczy się nie rozkazuje. Lecz zwracam się do dobrej woli Pana jako Wilnianina". Gen. Żeligowski, po namyśle, jak wspomina, przyjął propozycję dowodzenia „zbuntowanymi" oddziałami zajmującymi Wilno i okolice: „Wahałem się. Nie chciałem brać na siebie tak wielkiego zadania. Chciałem wyjaśnić, czy jest jeszcze jaka inna możliwość do odebrania Wilna. Powiedziano, że nie. Jeżeli nie zajmiemy, zginie dla nas na zawsze".
Józef Piłsudski, niemal natychmiast po przełomie w operacji niemeńskiej — który był rezultatem porażki 3. Armii rosyjskiej w bitwie na przedpolach Grodna — nakazał Północnej Grupie Uderzeniowej kontynuowanie marszu na Lidę. Czynił jednocześnie przygotowania organizacyjne do takiego ugrupowania wojsk, które służyć miało także planom zajęcia Wileńszczyzny. Z myślą o tym powstał zamysł sformowania nowej 3. Armii gen. Władysława Sikorskiego, odpowiedzialnej za szachowanie wojsk litewskich oraz planowane zmiany organizacyjne w składzie 2. Armii, również podporządkowane temu zamysłowi.
Autorem planu zajęcia Wilna był sam Józef Piłsudski. Założono, że gen. Żeligowski napisze list do Naczelnika Państwa z pytaniem, co rząd polski zamierza uczynić z Wilnem zajętym przez „Żmudzinów". Poinformować miał, że żołnierze z 1. DL-B, będący Polakami i służący Polsce, a zarazem traktowani jako obywatele Litwy, po zakończonej wojnie nie mogą wrócić w rodzinne strony. Na list ten Józef Piłsudski miał odpowiedzieć, że jako Litwin rozumie ich całkowicie, lecz jako Naczelnik Państwa uczynić nic nie może w tej sprawie i radzi liczyć tylko na własne siły. Wówczas gen. Żeligowski miał na to zareagować wydaniem odezwy do mieszkańców Wileńszczyzny, nawołującej do wzniecenia powstania i wypędzenia „Żmudzinów". Jednocześnie do akcji miała wkroczyć „zbuntowana" 1. DL-B.
Za polityczną stronę realizacji akcji wileńskiej odpowiadał płk Leon Bobicki, ale najwięcej miał do powiedzenia osobisty reprezentant i zaufany człowiek Naczelnika Państwa, kpt. Aleksander Prystor. Przygotowywano plany utworzenia namiastki rządu pod nazwą Tymczasowej Komisji Rządzącej. Zajęte tereny miano nazwać Litwą Środkową. Jak pisze Andrzej Garlicki: „Przyjęcie tej nazwy świadczyło, że nadal nie rezygnowano w odniesieniu do dawnych ziem Litwy historycznej z rozwiązania federacyjnego. Litwa Środkowa wspólnie z Litwą etniczną ze stolicą w Kownie i Litwą białoruską ze stolicą w Mińsku stanowić miała trójkantorowy organizm państwowy związany z Polską".
l października Józef Piłsudski nakazał gen. Edwardowi Smigłemu-Rydzowi, żeby w związku z planowanym utworzeniem 3. Armii Już obecnie wysunąć 1-ą dywizję Litewsko--Białoruską w rejon Werenowa". Była to dywizja, która miała odegrać kluczową rolę w planach zajęcia Wileńszczyzny.
Po rozmowie gen. Żeligowskiego z Józefem Piłsudskim ten pierwszy otrzymał polecenie wyjazdu do Grodna dla odbycia rozmów z ppłk. Adamem Kocem, dowódcą 22. Dywizji Ochotniczej, z której składu mieli być wyłączeni żołnierze pochodzący z Kresów Wschodnich. To oni, dowodzeni przez mjr. Mariana Zyndram-Kościałkowskiego, mieli zasilić grupę wojsk maszerujących na Wilno. Wcześniej gen. Żeligowski miał przybyć do Lidy celem uczestnictwa w odprawie kierowniczej kadry 1. DL-B, w której uczestniczyć miał także Naczelny Wódz WP. W sprawie tej szef sztabu 2. Armii ppłk Tadeusz Kutrzeba otrzymał następujące dyspozycje z Kwatery Głównej Naczelnego Wodza: „Generał Żeligowski przyjedzie do Grodna [i] trzeba mu ułatwić dojazd do ppłk. Koca, tak by 2 X [1920 r.] był w Grodnie na godz. 19-stą. Należy ściągnąć tam generała Rządkowskiego i dowfódców] brygad i pułków [Dywizji Litewsko-Białoruskiej] oraz przygotować paradę. Komendant będzie dekorował. Poza tym oddziały transportów kresowych wysłać pilnie przez majora Kościałkow-skiego, a w razie potrzeby zatrzymać ewentualne transporty 4 dywizji piech". W uzupełniającej informacji uściślano, że dowództwo 1. DL-B ma być w Lidzie o godz. 12.00 — a nie jak można było ze wcześniejszej rozmowy wywnioskować, że dotyczyć to miało Grodna — i tam ma się odbyć sygnalizowana odprawa, parada i dekoracja przez Józefa Piłsudskiego żołnierzy tej dywizji. Na zarządzonej odprawie nakazywano także obecność gen. Smigłego-Rydza. O pilności realizacji zadania sformowania grupy gen. Żeligowskiego świadczy decyzja ewentualnego wstrzymania nawet transportów 4. DP, przybywającej w celu uzupełnienia 2. Armii, a następnie umożliwienia przerzutu wojsk podporządkowanych mjr. Zyndram-Kościałkowskiemu, które według planu miały maszerować na Wilno.
W dniu 2 października gen. Żeligowski przyjechał do Lidy i uczestniczył w odprawie prowadzonej przez Józefa Piłsudskiego i gen. Śmigłego-Rydza z kierowniczą kadrą 1. DL-B. Zanim się ona odbyła, doszło do rozmowy gen. Żeligowskiego z gen. Janem Rządkowskim, dowódcą tej dywizji, dowódcą 2. BL-B ppłk. Kazimierzem Rybickim oraz ppłk. Stanisławem Bobiatyńskim, dowodzącym wileńskim pułkiem strzelców. Odbyła się ona na drodze z Werenowa do Lidy. Istnieje prawdopodobieństwo, że kierownicza kadra 1. DL-B wiedziała już wcześniej o czekającym ich zadaniu i o powierzeniu dowództwa nad wojskami maszerującymi na Wilno gen. Żeligowskiemu. Powiadomieni mieli być o tej misji osobiście przez Józefa Piłsudskiego gen. Rządkowski i jego szef sztabu kpt. Edward Perkowicz. Nie wszyscy oni byli przeświadczeni o celowości i słuszności tej decyzji, a przede wszystkim podawali w wątpliwość formę jej realizacji. Obawy zgłaszał zwłaszcza gen. Rządkowski, były oficer armii carskiej, nie pochodzący z Wileńszczyzny, a w dodatku wychowany w duchu posłuszeństwa wobec wyższej władzy wojskowej. Jego obawy wynikały przede wszystkim z tego, iż Piłsudski miał zapowiedzieć, że ani teraz, ani później nie otrzymają formalnego rozkazu uczestnictwa w tym przedsięwzięciu. Gen. Rządkowski nie chciał brać na swoje barki ryzyka odpowiedzialności za, jak ją określał, „awanturniczą akcję".
W godzinach wieczornych 2 października gen. Żeligow-ski przybył do Grodna, gdzie spotkał się z ppłk. Kocem, żeby uzgodnić udział żołnierzy pochodzenia kresowego w grupie wojsk mającej uczestniczyć w marszu na Wilno. Ważne dla niego było także uczestnictwo w inauguracyjnym posiedzeniu Tymczasowej Komisji Rządzącej, której przewodniczył z nakazu Józefa Piłsudskiego Witold Abramo-wicz, pochodzący z Wileńszczyzny. Cały zresztą skład tej komisji, która miała spełniać funkcję rządu na zajętych obszarach Wileńszczyzny, składał się z rodowitych mieszkańców tej ziemi. Gen. Żeligowski oceniał tych ludzi jako polityków i działaczy „doświadczonych i uczciwych".
W czasie wyjazdów gen. Żeligowskiego do Lidy i Grodna Kwatera Główna Naczelnego Wodza WP pracowała nad wojskową stroną przygotowań do całej operacji. Podstawę wojsk grupy gen. Żeligowskiego stanowić miała 1. DL-B. Obok niej wydzielono oddział ochotniczy — rekrutował się przede wszystkim ze składu 22. Dywizji Ochotniczej — mjr. Zyndram-Kościałkowskiego. Planowano także utworzenie zgrupowania kawalerii złożonej z Kresowiaków, rekrutujących się głównie z 13. pułku ułanów i dowodzonego przez ppłk. Mścisława Butkiewicza oraz 3. pułku strzelców konnych płk. Władysława Tomaszewskiego. Józef Piłsudski bardzo dbał o to, żeby wojska gen. Żeligowskiego składały się z Kresowiaków, przede wszystkim Polaków urodzonych na Wileńszczyźnie.
W czasie przygotowań strony polskiej do „puczu" gen. Żeligowskiego toczyły się polsko-litewskie rokowania w Suwałkach. Doszło do nich z inicjatywy polskiego ministra spraw zagranicznych Eustachego Sapiehy, który dążył do załagodzenia niekorzystnej dla Polski reakcji opinii międzynarodowej. Celem tych rokowań miało być zdaniem min. Sapiehy „podjęcie jeszcze raz próby rozwiązania trudności bez uciekania się do broni". Rozmowy w Suwałkach prowadzone były od 30 września do 7 października 1920 r. 4 października do Suwałk przybyła Komisja Kontrolna Ligi Narodów, która zaproponowała przedłużenie linii demarkacyjnej do Uciechy nad Niemnem i ustaleniem wzdłuż niej 6 km pasa neutralnego po obu stronach. Polacy i Litwini zgodzili się na zawieszenie broni, które na Suwalszczyźnie obowiązywało już od l października, a na prawym brzegu Niemna miało wejść w życie 6 października 1920 r. Umowa suwalska podpisana została 7 października i ustaliła przebieg linii demarkacyjnej na Suwalszczyźnie oraz jej przedłużenie na południowy wschód o dalsze 30 km. Litwini interpretowali to jako pozostawienie Wilna po ich stronie, chociaż w umowie nic o tym nie pisano. Polacy wyłączyli z zawartego zawieszenia broni na Wileńszczyźnie odcinek między Poturcami a Bastunami. Tym sposobem obowiązywało ono tylko do Montwiliszek włącznie. Był to celowy wybieg strony polskiej związany z przygotowywaniem akcji przez wojska dowodzone przez gen. Żeligowskiego. Ustępstwem ze strony Polaków była natomiast zgoda na przepuszczanie przez stację Orany cywilnych pociągów litewskich i wyjątkowo siedmiu składów pociągów wojskowych kierowanych do Wilna.
Rozwojem sytuacji wokół tego miasta Litwini byli zaniepokojeni. Podjęli więc decyzję o przerzuceniu z Suwał-szczyzny w ten rejon 3. Dywizji Piechoty. Aby nie dopuścić do realizacji tego zamiaru Naczelne Dowództwo WP jeszcze 29 września nakazało 22. Dywizji Piechoty Ochotniczej opanowanie Oran. Polacy przekroczyli Ułę i mimo oporu wojsk litewskich 3 października zajęli je, przerywając połączenie kolejowe Suwalszczyzny z Wilnem. Miało to wpływ na rokowania w Suwałkach. Józef Piłsudski nie był zainteresowany ich powodzeniem i dlatego specjalnym rozkazem wydanym 6 października skierowanym do 3. Armii, Naczelnego Dowództwa WP w Warszawie i płk. Mackiewicza, delegata wojskowego na rokowania z Litwinami w Suwałkach, nakazywał:
„Przychylając się do wniosku Komisji Ligi Narodów nakazuję natychmiastowe wstrzymanie kroków wojennych przeciwko wojskom litewskim na odcinku od granicy pruskiej do wsi Poturze (6 km na zachód od Montwiliszki), z tym że Poturze i druga m. Polu (?) zostają utrzymane w naszych ręku.
Komisja aliancka przybywa 7 października 1920 r, o g. 6.00 do Oran w asyście oficera naszego i litewskiego, aby skonstatować na miejscu zawieszenie działań wojennych".
Już po wyjeździe Józefa Piłsudskiego z Białegostoku do Warszawy, co nastąpiło w nocy z 5 na 6 października, szef sztabu Kwatery Głównej Naczelnego Wodza WP, płk Tadeusz Ludwik Piskor, w posłaniu do dowództwa 3. Armii oznajmiał: „Nacz. Wódz zarządza, by komisja [Komisja Ligi Narodów — przyp. L.W.] stwierdziła wszystko w porządku z naszej strony. Należy powiadomić komisję o istnieniu współdziałania jazdy litewskiej z bolszewicką, o ile możność wziąć jeńca bolszewickiego". Z kolei w informacji przekazanej do delegacji polskiej w Suwałkach płk Piskor nakazał ostrzeżenie strony litewskiej, przekazane w imieniu Józefa Piłsudskiego, że ,jeśli będzie przyłapany choćby jeden kozak w tym rejonie [miasta Oran — przyp. L.W.] to wszystkie konsekwencje wyciągnie do końca".
Strona polska, a konkretnie Józef Piłsudski zastosował swoistego rodzaju kamuflaż, bowiem z jednej strony starał się wykazać dobrą wolę wobec aliantów, z drugiej trwały intensywne przygotowania do „buntu" wojsk gen. Żeligowskiego.
Tymczasem, jak głosił, „Rząd polski nie myślał o wyrzeczeniu się Wilna z jego przeważnie polską ludnością, a opuszczonego jedynie na skutek wymogów wojny. Cała polska opinia publiczna od prawicy aż do lewicy niepodległościowej opowiadała się za odzyskaniem miasta". Takie też i były plany Naczelnego Wodza.
4 października utworzona została 3. Armia, którą miał dowodzić gen. Sikorski. Składała się m.in. z grupy operacyjnej gen. Żeligowskiego: 1. DL-B, 22. Dywizji Ochotniczej i pociągu pancernego Kiliński. Zadaniem grupy operacyjnej gen. Żeligowskiego, z przyporządkowaną jej czasowo 3. BJ, była, tu cytat: „obserwacja dróg prowadzących do Wilna i ubezpieczenie rejonów Lidy i Oran od północy". Grupę operacyjną gen. Żeligowskiego tworzyły w większości te wojska, które miały uczestniczyć w „buncie". Ułatwiało to przygotowania do planowanej akcji.
W tym dniu do sztabu 1. DL-B w Werenowie przybył gen. Żeligowski. Odbyła się odprawa, w której uczestniczył dowódca l. DL-B, gen. Rządkowski, płk Władysław Bejnar dowodzący 1. Brygadą Litewsko-Białoruską (BL-B), ppłk Kazimierz Rybicki, dowódca 2. BL-B, oraz dowódcy oddziałów i oficerowie sztabu tej dywizji, a także sztabu 2. oraz 3. Armii. Była to odprawa poświęcona dopracowaniu szczegółów przygotowywanej operacji. Gen. Żeligowski zaproponował płk. Bejnarowi, żeby wchodzący w skład 1. BL-B pułk strzelców wileńskich otrzymał zadanie bezpośredniego zajęcia Wilna. Ten, przyjmując ofertę gen. Żeligowskiego, „domagał się jednak wprowadzenia do akcji całej Dywizji Litewsko-Białoruskiej, ponieważ był zdania, że zdobycie Wilna jednym pułkiem jest niemożliwe, niewykonalne, a jeszcze bardziej ryzykowne stanie się utrzymanie zdobytego terenu; do tego potrzebna była przynajmniej jedna dywizja piechoty".
W czasie omawianej odprawy wśród jej uczestników panowała atmosfera wielkiej niepewności odnośnie do formy przeprowadzenia tej akcji. Gen. Żeligowski przedstawił ją w następujący sposób: „Wszyscy byli przejęci niepewnością co do dalszego rozwoju wypadków. Gen. Rządkowski bez entuzjazmu mówił o przyszłej wyprawie". Nie był to jedyny głos sceptycyzmu panujący wśród oficerów 1. DL-B zgromadzonych na odprawie. Obawy wyrażano także wobec formy operacji, mającej wiele cech wspólnych z wojskową rebelią. Nie zostały one do końca rozproszone przez stanowczą postawę gen. Żeligowskiego oraz oficerów ze sztabu 3., a zwłaszcza 2. Armii. W wypadku obecności na omawianej odprawie oficerów ze sztabu
2. Armii brak jest uzasadnienia potrzeby ich uczestnictwa. Gen. Żeligowski podporządkowany bowiem był dowódcy 3. Armii gen. Sikorskiemu, a nie dowódcy 2. Armii gen. Śmigłemu-Rydzowi.
Podczas odprawy prowadzonej w 1. DL-B trwały przygotowania organizacyjne w 22. Dywizji Piechoty Ochotniczej, prowadzone pod kątem akcji wojsk gen. Żeligowskiego. Ppłk Koc w wydanym 6 października rozkazie nakazywał oddziałom kresowym i 201. pułkowi piechoty ochotniczej zgrupowanie się do godz. 24.00 dnia 6 października w rejonie Ejszyszek. Oddziały kresowe tej dywizji dowodzone przez ppor. Tadeusza Kruk-Strzelec-kiego, wraz z szwadronem spieszonym rtm. Stanisława Królikowskiego, miały dołączyć do kolumny 201. pułku piechoty ochotniczej w Bortelach i maszerować wspólnie do Ejszyszek.
Duże komplikacje rozpoczęły się 7 października. W godzinach rannych gen. Żeligowski, wraz z gen. Rządkowskim i kilkoma oficerami sztabu, przybył do Ejszyszek w celu dokonania przeglądu oddziałów ochotniczych mjr. Zyn-dram-Kościałkowskiego. Najpierw uczestniczyli w specjalnej mszy świętej, a następnie odbyli spotkanie z oficerami tego zgrupowania. Niespodziewanie spotkali się z dużymi ich oporami przeciwko formie przeprowadzenia zaplanowanej operacji. Wystąpiła grupa zdecydowanych jej oponentów, na której czele stali bracia Jan i Stanisław Żurakowscy oraz por. Langner. Złożyli oni stanowcze oświadczenie, że ich patriotyzm i przywiązanie do prawa nie pozwalają im na uczestnictwo w nielegalnej akcji, bowiem dla nich jedynie miarodajne są rozkazy rządu polskiego.
Czy wymienionymi oponentami rzeczywiście kierowała jedynie lojalność wobec państwa i rządu polskiego, czy występowali oni z innych pobudek? Zdaniem gen. Żeligowskiego „ludźmi tymi kierowały niższe pobudki, po prostu obawiali się ryzyka, jaki niósł za sobą udział w akcji na Wilno". Zaistniała jednak obawa, że destrukcyjna postawa wymienionych osób może znaleźć naśladownictwo u innych uczestników planowanej operacji. Gen. Żeligowski ujawnionych głównych oponentów nakazał odesłać do Grodna, do dyspozycji dowództwa 3. Armii. Z krytyką przeprowadzenia operacji, jako zorganizowanej wbrew stanowisku rządu polskiego, wystąpił także kpt. Szelewicz, ale ostatecznie uległ argumentom gen. Żeligowskiego i zgodził się wziąć w niej udział. Do osób niezdecydowanych należał także gen. Rządkowski. Gen. Żeligowski dał mu możliwość wyboru: powrót na tyły, a następnie do kraju, lub pozostanie z dowodzoną dywizją. Ponieważ był bardzo przywiązany do dowodzonej dywizji, a jednocześnie sceptycznie nastawiony do legalności prowadzonej operacji, wybrał to drugie rozwiązanie i zdecydował się na pozostanie w miejscu postoju dywizji; wykluczył jednak wzięcie bezpośredniego udziału w działaniach.
Na odprawie w Ejszyszkach obecny był m.in. por. Czesław Kadenacy, siostrzeniec Naczelnego Wodza WP, a to, zdaniem niektórych, „mogło dać wskazówkę wahającym się, niepewnym swego losu i przygnębionym oficerom, że przygotowania do niezbyt przez nich akceptowanej akcji na Wilno dzieją się, jeżeli nie za wiedzą i przyzwoleniem rządu polskiego, to w każdym razie za wiedzą i wolą Naczelnego Wodza".
Destrukcyjna postawa części kadry, ujawniona w czasie pobytu gen. Żeligowskiego w Ejszyszkach, mocno go zaniepokoiła. Okazało się, że nie był to jeszcze szczyt kryzysu w tej sprawie. Co prawda, większość oficerów i szeregowców wytypowanych do marszu na Wilno przyjęła tę wiadomość z nieukrywaną radością. Szczególny entuzjazm panował wśród Polaków urodzonych na Wileńszczyźnie. Oni od dawna marzyli o takim rozwiązaniu i nic dziwnego, że gorąco popierali zapowiedzianą akcję. Gotowi byk' dła jej powodzenia poświecić wszystko, czego od nich oczekiwali ich dowódcy. O tych Kresowiakach gen. Żeligowski mówił: „wszyscy rozumieli o co chodzi. W nich znalazłem moralne wsparcie". To właśnie Kresowiacy — a w niektórych oddziałach do 95% szeregowców pochodziła z Kresów Wschodnich — traktowali udział w powyższej akcji jako spełnienie „obowiązku nałożonego na kresowców przez historie". Było jednak pewne grono zdezorientowanych, a niekiedy sceptycznie nastawionych do planowanego przedsięwzięcia. Należeli do nich zwłaszcza oficerowie z 1. DL-B.
W czasie pobytu dowództwa 1. DL-B na odprawie w Ejszyszkach ten związek taktyczny zajmował podstawy wyjściowe do planowanych działań. Oznaczało to jego przesuwanie w kierunku pomocnym. Pewną przeszkodą w tym była ingerencja komisji międzynarodowej, która przybyła z Wilna do Werenowa o godz. 10.30 dnia 7 października w składzie pięciu przedstawicieli Ligi Narodów i dwóch oficerów litewskich. Był z nimi też por. Umieński ze sztabu 3. Armii. Żądano wtedy wyjaśnienia „dlaczego dyw. nasza, mimo zawieszenia broni Litwy z Polską posuwa się naprzód. Szef sztabu telefonicznie polecił delegacje zatrzymać. Po przyjeździe gen. Rządkowskiego o g. 14 del. jeszcze zatrzymano, potem na rozkaz gen. Żeligowskiego wypuszczono do Wilna". Powyższy incydent miał pewne uzasadnienie, bowiem 7 października do godz. 24.00 w Su-watkach trwały jeszcze rokowania nad podpisaniem umowy polsko-litewskiej. Strona polska starała się ograniczyć delegacji Ligi Narodów możliwości sprawdzenia sytuacji na miejscu, o czym świadczyło ograniczenie jej ruchów oraz przebieg 40-minutowego spotkania w Oranach w kwaterze mjr. Bernarda Stanisława Monda, dowódcy 211. ochotniczego pułku piechoty. Co prawda ze strony polskiej obecny był ppłk Koc, dowódca 22. Dywizji Ochotniczej, mjr Różycki ze sztabu 3. Armii, mjr Mond i kpt. Michałow-ski, ale nie chcieli oni udzielać precyzyjniejszych informacji o sytuacji na froncie i własnych dalszych zamiarach.
Równolegle z pozyskiwaniem uczestników „puczu" do wsparcia tej inicjatywy trwało w sztabach planowanie jej szczegółów. Zamierzano utworzyć Grupę Operacyjną Bieniakonie, w skład której weszłyby wojska przeznaczone do marszu na Wilno. Miała to być 1. DL-B i oddziały ochotnicze mjr. Zyndram-Kościałkowskiego. Jeszcze podczas pobytu w Ejszyszkach gen. Żeligowski powierzył mjr. Zyndram-Kościałkowskiemu dowództwo nad formowaną dywizją, która miała być złożona z ochotników o kresowym rodowodzie. Proces tworzenia tego nowego, improwizowanego związku taktycznego miał się dopiero rozpocząć. W tej sytuacji główną siłą Grupy Operacyjnej Bieniakonie początkowo była 1. DL-B. O godz. 20.00 gen. Żeligowski wydał rozkaz operacyjny, odnoszący się do zadań stawianych 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej. Nakazywał w nim:
,,I brygada L-B w dotychczasowym składzie wyruszy 8 X 20 r. o godz. 6.00 i posunie się do rejonu Taraszy-szki-Sliżuny-Halina, ubezpieczając się na linii Wielko-pole-Porudomino i nawiązując łączność w lewo z oddziałem mjr. Kościałkowskiego, który osiągnie d. 8 X 20 r. rejon Zegaryno-Popiszki-Rudniki.
II bryg. L-B, w dotychczasowym składzie wraz z 1/XDC baonu sap. wyrusza w tym samym czasie jak i I bryg. L-B i posunie się do rejonu Kiejdzie-Jaszuny-Wojcieszuny -Cetyrki, ubezpieczając swoje prawe skrzydło i nawiązując łączność z II/l psk. w Taboryszki".
Działanie zgrupowania gen. Żeligowskiego w czasie marszu na Wilno ubezpieczać miały zarówno wojska 3., jak i 2. Armii. W wypadku tego pierwszego związku operacyjnego powyższe zadanie — wiązanie wojsk litewskich — otrzymały wszystkie podległe jej związki taktyczne. Zadania postawione zostały także wojskom gen. Smig-łego-Rydza. Miały one w czasie marszu na Wilno prowadzić operacje osłonowe z myślą, aby „Wilno zostało odcięte od frontu polsko-bolszewickiego, jego flanka i tyły całkowicie zabezpieczone". W ramach realizacji powyższego zadania 3. Dywizja Piechoty Legionów prowadziła operację na Swięciany, a z kolei 3. BJ skoncentrowana w Ejszyszkach, wraz z 13. wileńskim pułkiem ułanów i 211. ochotniczym pułkiem ułanów — w obu pułkach przeważali żołnierze urodzeni na ziemi wileńskiej — miała obserwować wydarzenia, będąc w gotowości do zareagowania na zachowanie się Litwinów.
1. DL-B przez cały dzień 7 października intensywnie przygotowywała się do zaplanowanej operacji. Ustny rozkaz, precyzujący zadania dla brygad, dotarł do nich o godz. 10.00, pisemny zaś natychmiast po wydaniu go przez gen. Żeligowskiego, czyli o godz. 20.00. W dzienniku operacyjnym 1. BL-B zapisano: „Dnia 7 X oddziały dowiedziały się z radością, że postanowiony marsz na Wilno. Otrzymano rozk. gen. Żeligowskiego, tworzącego grupę operacyjną dla wyrzucenia Litwinów z naszego kraju. Z niecierpliwością oczekiwany rozkaz marszu. Nadszedł ustny o g. 10.00, pisemny o g. 20.00".
Dowódca 1. BL-B, płk Władysław Bejnar, już tego samego dnia, o godz. 22.30, wydał własny rozkaz operacyjny. Nakazywał w nim:
„[...] l szwadron 3 pułku strzelców konnych wyruszy o g[odz.] 6 i posuwać się będzie traktem lidzkim aż do karczmy Smolana, skąd część szwadronu podąży w kierunku na Popiszki i Rudniki, by nawiązać łączność z mjr. Kościałkowskim, a reszta szwadronu wyruszy na Wruczyszki, aby dojść do skrzyżowania traktu z torem kolejowym i zepsuć go celem odcięcia drogi pociągowi pancernemu;
Straż przednia Mińskiego pułku wyruszy traktem [lidzkim] o g[odz.] 6, a o g[odz.] 6 m. 30 reszta Mińskiego pułku z baterią [1/1 pap. Lit.-Biał.].
O g[odz.] 7, w ślad za Mińskim pułkiem wyruszy I batalion Wileńskiego pułku z resztą baterii I dywizjonu l Lit.-Biał. Pułku art. poi., o g[odz.] 7 m. 30 reszta brygady".
O godz. 23.30 7 października ppłk Rybicki wydał rozkaz operacyjny 2f BL-B. Oto jego zasadnicza treść:
„O g[odz.j 6 wyruszy 2 szwadron 3 pułku strzelców konnych drogą na Wielkie Lepie, Pietraszki, Jankuny do Turgiel, zabezpieczając prawe skrzydło brygady i utrzymując łączność z 3 dywizją piechoty Legionów.
Nowogrodzki pułk posuwa się pod dowództwem ppłk. Waśkiewicza [Bolesława — przyp. L.W.], jako prawa kolumna brygady z przydzieloną 7 baterią [l L-B pap.], o g[odz.] 6 z Bieniakoń na Wielkie i Małe Soleczniki i Jaszuny, by osiągnąć obszar [m.] Wojcieszuny.
Grodzieński pułk (z przydzieloną baterią) pod dowództwem ppłk. Bohaterowicza [Bronisława — przyp. L.W.] o g[odz.] 6 wyruszy z Posolcz na Skubiaty, folwark Jaszuny i energicznym poruszeniem osiągnie obszar Kiejdzie".
Z ugrupowania bojowego 1. DL-B wynikało, że na jej skrzydłach, z zadaniem zabezpieczenia styczności z grupą ochotniczą mjr. Zyndram-Kościałkowskiego lub z 3. DPLeg. z 2. Armii, maszerować miała kawaleria, natomiast w centrum utworzone zostały cztery kolumny pułkowe, które zajmując dość znaczny obszar operacyjny, maszerować miały w kierunku Wilna.
7 października utworzona została w Ejszyszkach, rozkazem gen. Żeligowskiego, grupa Zyndrama — mjr. Zyndrama--Kościałkowskiego. Tworzyły ją oddziały kresowe wydzielone z 22. Dywizji Piechoty Ochotniczej. 7 października o godz. 21.00 mjr Zyndram-Kościałkowski wydał rozkaz operacyjny nr l dla swojej grupy. Głosił on:
„W skład 2 wileńskiego pułku piechoty (dawny 201 pp) wchodzi (jako III batalion) kresowy batalion pod dowództwem kpt. Kaufera-Wiśniewskiego.
Oddział kawalerii rtm. Królikowskiego wchodzi do dywizjonu rtm. Łozińskiego [Konrada — przyp. L. W.] jako 2 szwadron [...], reszta kawalerii (bez koni) tworzy oddział sztabowy pod dowództwem ppor. Kruk-Strzelec-kiego. [...] [Tadeusza — przyp. L.W.].
W straży przedniej wyruszy dywizjon rtm. Łozińskiego, który zajmie przeprawy na rzece Wisińczy, a następnie na rzece Mereczance i utrzyma je aż do nadejścia piechoty,[...] do g[odz.] 17 straż przednia osiągnie obszar Popisz-ki-Mikaszuny.[...j ze wziętymi jeńcami obchodzić się dobrze pamiętając, że tylko wpływy obce postawiły ich w szeregi naszych wrogów".
W czasie gdy wojska grupy gen. Żeligowskiego szykowały się do rozpoczęcia akcji na Wilno, 7 października w Suwałkach finalizowano szczegóły umowy polsko-litewskiej. Została podpisana w tym dniu o godz. 24.00. Określała przebieg Unii demarkacyjnej „miedzy polską a litewską armią, która nie przesądza w niczym terytorialnych praw żadnej z umawiających się stron". Rozejm miał obowiązywać na odcinku od granicy Prus Wschodnich do stacji kolejowej Bastuny, pozostawiając ją w rękach polskich. Specjalny artykuł traktował o zaprzestaniu działań bojowych między armią polską a litewską. Wszelkie działania bojowe miały ustać na odcinku od granicy Prus Wschodnich do wsi Poturze, która znajdowała się około 9 km na północny zachód od Ej szyszek. Od wsi Poturze do stacji Bastuny działania wojenne miały ustać w chwilą wycofania się wojsk rosyjskich na wschód od linii kolejowej Lida-Wilno. W późniejszym terminie miano wyznaczyć linię demarkacyjną, rozpoczynającą się od stacji kolejowej Bastuny w kierunku wschodnim — ale dopiero po opuszczeniu tego terenu przez wojska rosyjskie.
Umowa podpisana w Suwałkach miała zostać zrealizowana do 10 października 1920 r. do godz. 12.00. Polscy delegaci prosili Kwaterę Główną Naczelnego Wodza WP zwłaszcza o zrealizowanie zapisu umowy o przepuszczaniu przez Polaków wynegocjowanej ilości pociągów litewskich przez stację kolejową Orany.
Wydawać by się mogło, że 7 października wojska gen. Żeligowskiego powinny koncentrować całą swoją uwagę wyłącznie na przygotowaniach do zaplanowanej akcji. Tak jednak nie było. Po powrocie dowództwa 1. DL-B z od-pr*awy w Ejszyszkach odbyły się odprawy we wszystkich pułkach tej dywizji. Chociaż nie ujawniła się oficjalna opozycja przeciwko formie, jaką miała mieć ta operacja, to napięcie było wielkie. Oficerom, którzy nie pochodzili z kresów obiecywano co prawda, że po zajęciu Wilna będą mogli powrócić w swe rodzinne strony, ale ci zamanifestowali wolę pozostania w szeregach i udziału w „buncie". Bardziej napięta atmosfera panowała wśród szeregowców.
W nocy z 7 na 8 października w Werenowie, miejscu stacjonowania 1. DL-B, w jej oddziałach narastał kryzys, który mógł storpedować zaplanowaną operację. Gen. Żeli-gowski twierdzi, że po powrocie z Ejszyszek do Werenowa zastał w dywizji „nastrój zwątpienia i rezygnacji". Największym defetystą był płk Feliks Dziewicki, dowódca 13. pułku strzelców granicznych. Oto opis zachowania się tego oficera przedstawiony przez gen. Żeligowskiego: „Jego pułk był niedaleko i Dziewicki obawiał się, że otrzyma rozkaz iść ze mną. Chciał wtedy zwołać wiec i zapytać żołnierzy o zdanie. Zabroniłem tego. Wolałem wyzbyć się tego pułku niż urządzać wiece".
Okazało się jednak, że z postawą płk. Dziewickiego solidaryzowała się część oficerów z 1. DL-B. Bardziej nieprzejednani deklarowali decyzje, że nie wezmą udziału w operacji, inni zamierzali się do niej przyłączyć, ale po otrzymaniu chociażby pozorowanego oficjalnego rozkazu co najmniej z dowództwa armii. Gen. Żeligowski znalazł się więc po południu i w nocy z 7 na 8 października pod silną presją moralną wielu oponentów, co nieco zachwiało jego wolę wprowadzenia całego planu w życie. O pomoc zwrócił się do Kwatery Głównej Naczelnego Wodza WP, do gen. Władysława Sikorskiego oraz gen. Smigłego--Rydza: postanowił mianowicie poinformować o zaistniałych trudnościach Kwaterę Główną Naczelnego Wodza WP. Wobec faktu, że dowództwo 1. DL-B w Werenowie posiadało tylko łączność telefoniczną z Lida, gdzie mieścił się sztab armii gen. Smigłego-Rydza, uczynił to za pośrednictwem 2. Armii.
Szef II Oddziału sztabu 2. Armii mjr Kazimierz Stamirowski, który rozmawiał telefonicznie z gen. Żeligowskim o tym wydarzeniu i któremu ten drugi miał oświadczyć, że zaistniałych komplikacji „nie jest w stanie przełamać własnym autorytetem i żąda bezwarunkowo autorytetu wyższego", natychmiast poinformował o powstałej sytuacji Kwaterę Główną Naczelnego Wodza WP w Białymstoku. Pewne komplikacje powstały z powiadomieniem o tym osobiście Józefa Piłsudskiego. W tym czasie, wraz z płk. Piskorem, szefem Kwatery Głównej, przebywał on w Warszawie w Belwederze. Mjr Stamirowski rozmawiał więc telefonicznie z ppłk. Józefem Kordianem-Zamorskim, kierującym w zastępstwie płk. Piskora Kwaterą Główną Naczelnego Wodza. Mjr Stamirowski sugerował, żeby „gen. Sikorski wziął inicjatywę w swoje ręce i drogą rozkazów sprawę natychmiast załatwił". Po tym alarmującym meldunku szef ni Oddziału Kwatery Głównej Naczelnego Wodza WP, ppłk Zamorski, wysłał nocą 7 października do Józefa Piłsudskiego do Warszawy depeszę, informującą o powyższych komplikacjach wraz z sugestią: „Gen. Sikorski musi wziąć wszystko na siebie, decyzje nasze powinny zapaść w najbliższych godzinach, bo inaczej gotowe się wszystko bardzo pokom-plikować". Na powyższej depeszy Piłsudski umieścił odręczną adnotację: „Sikorski niech jedzie".
Z nakazu płk. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego, szefa Adiutantury Generalnej Naczelnego Wodza WP w Warszawie, 8 października o godz. 2.30, powyższe polecenie Józefa Piłsudskiego przekazał telegraficznie ppłk. Zamorskiemu z Kwatery Głównej Naczelnego Wodza w Białymstoku por. Pudełek z Adiutantury Generalnej Naczelnego Wodza w Belwederze, Oto jego treść: „Gen. Sikorski ma natychmiast wyjechać i na miejscu sprawę rozstrzygnąć. Komendant zaznaczył, że treść depeszy [nadesłanej przez mjr. Stamirowskiego — przyp. L.W.] jest dla niego niezrozumiała i innych wskazówek w tej sprawie nie dał". Ppłk Zamorski, już tej samej nocy o godz. 3.25, przekazał do Grodna do sztabu 3. Armii następujący telegram:
„Generał Żeligowski melduje o komplikacjach wynikłych w wiadomej sprawie, których rozwiązać sam nie jest w stanie. Komplikacje te są natury militarnej. Wiadomość o tym bardzo niejasna dotarła do Kwatery Głównej przez mjra Stamirowskiego [z Lidy].
Naczelny Wódz polecił Panu Generałowi udać się niezwłocznie do m. p. l dyw. Lit.-Biał. i definitywnie tę sprawę załatwić i przeprowadzić w myśl otrzymanych instrukcji. Szczegóły tej sprawy poda mjr Stamirowski".
Interesujące jest to, że blisko 30 minut wcześniej, bo 8 października o godz. 3.00, ppłk Zamorski wysłał telegram do mjr. Stamirowskiego o treści: „Naczelny Wódz polecił załatwić tę sprawę, o której telegrafowaliście gen. Sikor-skiemu. Rozkaz o tym do gen. Sikorskiego równocześnie wychodzi. Komendant zaznaczył, że treść Waszej rozmowy jest dla niego niezrozumiała. Trzeba dać gen. Sikorskiemu jasny obraz tego co się tam dzieje''.
O trudnościach, jakie napotykał gen. Żeligowski gen. Sikorski dowiedział się więc drogą bardzo długą, bowiem telegramy krążyły przez Lidę, Białystok, Warszawę i Grodno. Trudno ustalić, czy przed wyjazdem do Wereno-wa rozmawiał on telefonicznie z mjr. Stamirowskim. Natomiast bez zwłoki wyjechał do sztabu 1. DL-B. Po przybyciu do Werenowa zarządził pilną odprawę kadry kierowniczej 1. DL-B, na której zdecydowanie poparł gen. Zeligowskiego i nakazał: „trzeba to wykonać". O maskowaniu całego przedsięwzięcia niechaj świadczy wersja tego zdarzenia przedstawiona w Dzienniku Operacyjnym 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej zapisana pod datą 8 października: „Był w sztabie dyw[izjij d-ca 3 armii gen[erał] Sikorski, który starał się wstrzymać nasz marsz i niesubordynację". W meldunku oficjalnym, przekazanym Józefowi Piłsudskiemu, o wynikach misji gen. Sikorskiego w Werę-nowie ppłk Zamorski pisał: „Gen. Sikorski powrócił z Werenowa, dokąd jeździł na skutek nieporozumień, które tam zaszły. Przeszkody zostały usunięte i powstały na gruncie wrodzonej lojalności głównych działaczy, w rezultacie ruszyły 3 kolumny: jedna drogą Juryzdyka-Rudniki, druga Drabiszuny-Dejnowa, trzecia Werenów-Jaszuny, miały osiągnąć wieczorem linię rzeki Mereczanki".
Dla gen. Zeligowskiego noc z 7 na 8 października była jedną z najtrudniejszych w jego bogatym życiorysie. Wspominając owe wydarzenia pisał:
„W przededniu wymarszu na Wilno, w Werenowie, byliśmy nie tylko Polakami — byliśmy Litwinami. Było to nasze prawo i obowiązek. Dążyłem do odbudowy wielkiej Litwy. Zabronić tego nikt nam nie mógł i nie potrzebowaliśmy się nie tylko buntować, lecz nawet pytać kogokolwiek o zdanie [...] lojalizm wojskowy wzdrygał się na myśl działania przeciwko rozkazowi. Bałem się rzeczywistego punktu, odmowy wymarszu jutro. Bo ani Warszawa, ani polskie dowództwo takiego rozkazu wydać nie mogło.
Bezsenna noc z 7 na 8 października była jedną z najcięższych w moim życiu. Odpowiedzialność przed światem zwiększyła się jeszcze odpowiedzialnością przed własnym wojskiem.
Lecz jeszcze przed świtem wszelkie wątpliwości znik-nęły. Była tylko jedna droga i jedna prawda — iść na Wilno. Przed świtem wydałem rozkazy wymarszu i wyjechałem sam drogą na Jaszuny".
Ocena ta jest nieco subiektywna. Gen. Żeligowski nic nie wspomina ani o źródle inspiracji do zadania, jakie otrzymał faktycznie od Józefa Piłsudskiego, ani o roli gen. Sikorskiego w uśmierzeniu niepokojów panujących w 1. DL-B.
Jeszcze przed przystąpieniem wojsk gen. Zeligowskiego do przygotowywanej operacji, tej samej nocy z l na 8 października, prowadzona była intensywna wymiana korespondencji w sprawie realizacji umowy podpisanej w Suwałkach.
Józef Piłsudski, za pośrednictwem Adiutantury Generalnej Naczelnego Wodza, przekazał ppłk. Zamorskiemu rozkaz „by wojska nasze wycofały się o 6 km w tył od linii 8 grudnia. To samo na linii Niemna, aż do stacji Uciecha, za wyjątkiem Oran. Muszą to załatwić do 9 X do godz. 12". Nakazywał więc wykonanie postanowień umowy suwalskiej. Strona polska szczególnie baczyła, by utrzymać ważny węzeł komunikacji kolejowej stację Orany, dzięki czemu można było blokować komunikację Litwinów z Wilnem. Ppłk Zamorski natychmiast opracował i wysłał do dowództwa 3. Armii rozkaz o treści: „Zgodnie w wyrażonym życzeniem Misji Ligi Narodów Naczelny Wódz nakazuje wycofanie się naszych oddziałów na przestrzeni od granicy pruskiej do Niemna o 6 km w tył od linii 8 grudnia. Oddziały nasze stojące na Niemnie należy cofnąć o 6 km w tył na przestrzeni od ujścia Kanału Augustowskiego do m. Uciecha. Stacja [kolejowa] Orany pozostaje w naszych rękach. Nakazane poruszenie ma być ukończone dnia 9 X [19J20 [r.] go godz. 11.00".
Po zażegnaniu kryzysu w 1. DL-B Grupa Bieniakonie czyniła ostatnie przygotowania do rozpoczęcia operacji marszu na Wilno. Liczyła ona około 14 tyś. żołnierzy stanu żywionych; liczebność bagnetów i szabel stanowiła jednak tylko połowę tego stanu. Ważne jednak było to, że jej działania miały być ubezpieczane przez ponad 80 tyś. żołnierzy liniowych 2. i 3. Armii. Były to siły, które stwarzały dużą przewagę nad Litwinami i tym samym umożliwiały realizację tak niekonwencjonalnego zadania przez wojska gen. Żeligowskiego.
Tuż przed wyruszeniem wojsk w kierunku Wilna gen. Żeligowski wysłał tajną, bardzo pilną depeszę do gen. Sikorskiego, „do rąk własnych dowódcy", w której informował:
„Zważywszy, że zawarte z rządem kowieńskim linie rozejmowe z góry i na niekorzyść nas mieszkańców Ziem: Wileńskiej, Grodzieńskiej i Lidzkiej, nasz kraj wraz z polskim Wilnem przesądzają Litwinom, postanowiłem z orężem w ręku prawo samostanowienia mieszkańców mojej Ojczyzny bronić i objąłem dowództwo nad żołnierzami z tych ziem pochodzących.
Nie mając możliwości postępowania wbrew własnemu sumieniu i [w] poczuciu obowiązku obywatelskiego z żalem zgłaszam zwolnienie z obowiązku służby i dtwa grupy.
Wychowani w karności i wierni idei wyzwolenia Ojczyzny, podlegli mi dowódcy i wojsko słuchają moich zarządzeń, a dla pozostałych na nakazanej linii oddziałów [22] dyw. Ochotniczej i III bryg. jazdy proszę wydać bezpośrednie rozkazy".
W tym samym czasie meldunek do dowództwa 3. Armii o tym, iż staje „pod rozkazami gen. Żeligowskiego [i] prosić, czego z żalem składam, [o] zwolnienie ze służby" przesłał płk Leon Bobicki, szef sztabu Grupy Bieniakonie.
Gen. Żeligowski, po oficjalnym wypowiedzeniu posłuszeństwa swemu bezpośredniemu przełożonemu oraz złożeniu dymisji z Wojska Polskiego, ale jeszcze przed wyruszeniem oddziałów do akcji na Wilno — wersję rękopiśmienną przygotowano najprawdopodobniej już 6 października — wydał rozkaz nr l Naczelnego Dowództwa Litwy Środkowej, w którym tytułował się naczelnym dowódcą tych wojsk1. Oto jego treść:
„Żołnierze i ludność Litwy Środkowej!
Ziemie Grodzieńskie i Lidzkie, po tylu trudach i ofiarach oswobodzone od dzikich hord bolszewickich i Wilno — przed którymi sprzymierzona z Polską Ententa wstrzymała polskie szeregi — układem bolszewicko-litewskim, bez udziahi obywateli tego kraju — pod panowanie rządu litewskiego zostały oddane.
Komisja Ententy tam gdzieś w Suwałkach o ich losie, lecz bez naszego głosu chce decydować. Na to zgodzić się nie możemy. Z bronią w ręku prawo nasze stanowienia o sobie obronimy!
Obejmując Naczelne Dowództwo nad Wami, w imię prawa i honoru naszego wspólnie z Wami uwolnię ziemie nasze od najeźdźcy, ażeby Sejm Ustawodawczy tych ziem w Wilnie zwołać, który jedyny o ich losach decydować będzie.
Dla tymczasowego zarządu tych ziem — Litwę Środkową stanowiących — powołam obywateli tego kraju, ażeby ład, spokój i porządek zabezpieczyć.
Matka Boska Ostrobramska nasze czyste pobudki błogosławi".
Z kolei w odezwie Do Narodu i Rządu Rzeczypospolitej Polskiej, podpisanej przez żołnierzy 1. DL-B, po przedstawieniu dziejów tej formacji, stwierdzano m.in.:
„[...] Dzisiaj, gdy Wasza wolność uratowana i byt zabezpieczony, wstrzymujecie nasz zwycięski pochód do drogiego nam Wilna, do naszych rodzin i chat.
Nie mamy do Was żalu. Moc nasza i duch są wielkie i sami zdobędziemy sobie sprawiedliwość i wolę.
Kraj nasz nie będzie terenem przetargów przekupniów politycznych, handlować sobą nie pozwolimy.
Wara wszystkim od naszej ziemi.
Wzniesiemy naszą pożogę wojenną na śmierć i życie.
Przysięgamy na Ostrobramską, że dopóki jeden z nas broń w ręku udzierżyć potrafi, żaden Litwin, bolszewik ani Niemiec nie będzie władał grobami naszych przodków.
Żaden Anglik nie będzie rozstrzygał o naszym losie, nie poszanujemy żadnego układu wbrew naszej woli.
Tak nam dopomóż Bóg".
Gen. Sikorski — aby zachować pozory rzekomej nielojal-ności gen. Żeligowskiego — tuż po otrzymaniu jego decyzji o wymówieniu posłuszeństwa złożył w tej sprawie oficjalny meldunek do Kwatery Głównej Naczelnego Wodza w Białymstoku. Cechą charakterystyczną tego meldunku, jak pisze Bolesław Waligóra, miało być używanie bardzo ostrych słów i zwrotów karcących „nieposłusznego" generała. Pisał bowiem tak: „Wobec naj wyraźniej szego buntu ze strony gen. Żeligowskiego i jego oddziałów upraszam Naczelne Dowództwo o możliwie szybką decyzję, jak mam wobec całej sprawy postąpić".
Określenie postawy gen. Żeligowskiego mianem „buntu" weszło do historiografii, ale wywołało u niego poczucie, że wyrządzono mu wielką krzywdę i mogło mieć także, jego zdaniem, duże konsekwencje polityczne. Wypada podzielić opinię prezentowaną tu przez gen. Żeligowskiego o bardzo niefortunnie użytym przez gen. Sikorskiego sformułowaniu. Szczególnie dużo meldunków żądających potępienia zachowania się gen. Żeligowskiego i jego wojsk napływało z dowództwa 3. Armii 9 października. Gen. Sikorski, starając się odciąć od decyzji gen. Żeligowskiego, brał jednocześnie na siebie odpowiedzialność za rzekome niepowodzenie w „uspokajaniu umysłów" w 1. DL-B podczas pobytu w niej 8 października. Tłumaczył to wcześniejszym brakiem kontaktów z tym związkiem taktycznym. Tymczasem podczas spotkania z kadrą tej dywizji, o czym już pisaliśmy, zachęcał ją do udziału w tym niekonwencjonalnym przedsięwzięciu.
Rankiem 8 października trzy kolumny wojsk dowodzonych przez gen. Żeligowskiego ruszyły na Wilno. Zanim to nastąpiło, wojska otrzymały polecenie, aby wziętych do niewoli żołnierzy litewskich po rozbrojeniu puszczać wolno, usprawiedliwiając to tym, że Polacy nie dążą do prowadzenia wojny z Litwinami, tylko „po prostu wracają po wojnie do swoich domów".
Działania prowadzone były w pasie o szerokości 20 km. Wojska dzieliło od Wilna ponad 50 km. Grupa Zyndram maszerowała przez obszar Puszczy Rudnickiej, natomiast oś natarcia 1. DL-B prowadziła wzdłuż linii kolejowej Lida-Wilno. Litwini w pasie działania wojsk tej grupy posiadali zaledwie jeden pułk piechoty, a kolejne dwa znajdowały się w Wilnie. Nie byli więc w stanie stawiać skutecznego oporu. W dodatku zostali oni zaskoczeni akcją Polaków, bo nie przewidzieli takiego rozwoju wydarzeń — zwłaszcza po podpisaniu umowy suwalskiej.
Józef Piłsudski liczył na to, że wojska gen. Żeligowskiego zajmą Wilno wieczorem 8 października. Okazało się to niemożliwe do zrealizowania, mimo że początkowo nie napotykano żadnego oporu ze strony przeciwnika. Nieliczne patrole litewskie, po natknięciu się na kolumny polskie, szybko się wycofywały. W meldunku dowódcy 1. batalionu 4. pułku piechoty litewskiej z godz. 10.00 znalazło się stwierdzenie: „Artyleria polska bije po wsi Stasiłach. Polacy z artylerią i wielką siłą piechoty zachodzą nasze prawe skrzydło, my cofamy się na linię Rudniki-Jaszuny". Do pierwszej potyczki z Litwinami doszło na skraju Puszczy Rudnickiej, ale przewaga zgrupowania mjr. Zyndram-Kościał-kowskiego była tak duża, że przeciwnik poniechał oporu. O godz. 16.30, po złamaniu stosunkowo słabego oporu litewskiego, została przekroczona przez Polaków rzeka Mereczanka. Znacznie silniejszy opór przeciwnik stawiał na wzgórzach oddalonych o 10 km od miejscowości Jaszuny. W rozkazie skierowanym przez gen. Żeligowskiego do 1. DL-B czytamy: „Oddziały własne zajmują nakazany rejon, po krótkim odpoczynku zarządzam dalszy marsz celem opanowania dziś jeszcze Wilna, względnie uchwycenia przepraw na Wace". Chociaż na drodze do Wilna w zasadzie nie było ugrupowań przeciwnika, to wojska gen. Żeligowskiego nie podjęły w tym dniu marszu w kierunku miasta.
Wieczorem 8 października gen. Żeligowski odbył naradę z płk. Bejnarem, ppłk. Rybickim, mjr. Zyndram-Kościał-kowskim i szefem sztabu 1. DL-B kpt. Edwardem Per-kowiczem, w czasie której ustalono główny zarys planu zajęcia Wilna w dniu 9 października. Ustalono, że główne zadanie opanowania miasta realizować będzie pułk wileński i oddziały mjr. Zyndram-Kościałkowskiego. W tym czasie wojska zajęły linie Kiejdzie-Porudomino-Popiszki, gdzie zarządzono nocleg.
Działania prowadzone 9 października usankcjonował rozkaz operacyjny nr 3 Naczelnego Dowództwa Wojsk Litwy Środkowej, wydany wieczorem 8 października. Gen. Żeligowski stwierdzał, że „zadaniem moim jest w ciągu dnia jutrzejszego opanowanie i zabezpieczenie go". Do natarcia na Wilno wyznaczone zostało zgrupowanie składające się z l. BL-B i grupy mjr. Zyndrama-Kościałkowskiego, dowodzone przez płk. Bejnara. Miało ono przystąpić do akcji 9 października o godz. 5.00, aby o godz. 8.00 rozpocząć ostrzał artyleryjski i z karabinów maszynowych. W tym czasie 2. BL-B, przesuwając się drogami przez Rudomi-no-Niemież, miała wejść „w kontakt z nieprzyjacielem i uderzać na jego pozycje, oskrzydlając go z płd. wsch. Po dojściu do Wilna, jeden pułk przejdzie przez Wilno, chwyci mosty na Wilii i obsadzi górę Szeszkinie, zamykając drogi wiodące na pn. i płd.-zach. Drugi pułk, aż do przejścia Wileńskiego pułku do miasta, pozostaje w rejonie Nie-mieża, po czym przejdzie i stanie w rejonie Porubanek; będzie podporządkowany mnie przez d-two I brygady [Lit.-Biał.]".
Koncepcja zdobycia Wilna opracowana przez gen. Żeligowskiego opierała się w zasadzie na realizacji tego zadania tylko przez wileński pułk strzelców z 1. BL-B. Wyznaczenie tego właśnie pułku do zajęcia miasta miało wymiar symboliczny, bowiem dominowali w nim rodowici Wil-nianie. Widocznie gen. Żeligowski nie liczył się z większym oporem Litwinów w samym Wilnie, skoro wydzielał do natarcia tylko jeden pułk piechoty, natomiast pozostałe pułki miały wkroczyć do miasta dopiero po jego zajęciu przez wileński pułk strzelców.
W cytowanym rozkazie znajdują się przestrogi co do zachowania się żołnierzy po zajęciu miasta typu: „Nikt nie powinien zostawiać szeregów, choćby był blisko swego domu. Wszyscy muszą być w każdej chwili gotowi odeprzeć kontratak nieprzyjaciela", czy też inna: „Dowódców wszystkich oddziałów czynię odpowiedzialnymi za wzorowy porządek tych oddziałów, które wejdą do miasta. Największą krzywdą dla naszego honoru byłoby nieodpowiednie zachowanie się naszych żołnierzy".
Rozkaz ten stanowił podstawę do opracowania konkretnych zadań przez brygady. W kolejnym rozkazie operacyjnym 1. BL-B wydanym 8 października o godz. 24.00 polecano: „Miński pułk wyruszy o g. 5.00 drogą wzdłuż toru kolejowego i traktem lidzkim, posyłając w straży przedniej na tych drogach po jednej kompanii.[...] Po zetknięciu z nieprzyjacielem Miński pułk zajmie stanowiska między torem a traktem lidzkim i wesprze atak n brygady [Lit.-Biał.] ogniem wszystkich karabinów maszynowych i baterii. [...] Wileński pułk o g. 7.00 wyruszy z okolicy Mariampola i posuwać się będzie traktem lidzkim".
Gen. Żeligowski, obawiając się prowadzenia walki w mieście nocą, zadecydował o późniejszym, niż to planował Józef Piłsudski, terminie jego zajęcia. Prawdopodobnie miał na uwadze także efekt psychologiczny, jakim było zajmowanie miasta na oczach jego mieszkańców Polaków, którzy stanowili tutaj przecież ogromną większość i którzy z utęsknieniem oczekiwali tego wydarzenia.
Nad ranem 9 października brygady 1. DL-B i Grupa Zyndram wydały rozkazy operacyjne do działań wyznaczonych na ten dzień. W zadaniach postawionych przez ppłk. Rybickiego szturmową grupę 2. BL-B stanowił grodzieński pułk strzelców z artylerią, dowodzony przez ppłk. Bohaterowicza. W odwodzie posuwać się miał nowogrodzki pułk strzelców. W wydanym w tym samym czasie rozkazie operacyjnym Grupy Zyndram kawaleria, dowodzona przez rtm. Konrada Łozińskiego, miała zniszczyć tor kolejowy w tunelu prowadzącym do Wilna lub w jego okolicy. Dwa bataliony piechoty z 2. wileńskiego pułku strzelców miały obchodzić miasto od zachodu, a trzeci batalion wyznaczony został do odwodu.
Informacje napływające do Wilna o marszu w kierunku miasta kolumn polskich wywołały wielką panikę wśród garnizonu wojsk litewskich. W mieście stacjonowały co prawda dwa pułki piechoty litewskiej, ale zdawano sobie sprawę z tego, że nie są one w stanie stawić skutecznego oporu Polakom. Z tego też powodu już wieczorem 8 października zarządzono ewakuację miasta z litewskich instalacji wojskowych. Prowadzono ją także od wczesnych godzin rannych dnia następnego. Większość instytucji wojskowych opuściła to miasto, zanim zbliżyli się do niego Polacy. Natomiast na płaszczyźnie politycznej Litwini postanowili posłużyć się metodą faktów dokonanych. Pełnomocnik rządu litewskiego w Wilnie przekazał władzę przebywającej w mieście delegacji Ligi Narodów. Tymczasowym gubernatorem Wilna mianował się Francuz, płk Constantin Reboul, który wprowadził zaraz w mieście stan oblężenia.
9 października o godz. 7.00 gen. Żeligowski wydał rozkaz operacyjny nr 4, w którym wyznaczał ppłk. Rybickiego, dowódcę 2. BL-B, na komendanta obozu warownego Wilno, a mjr. Stanisława Bobiatyńskiego, dotychczasowego dowódcę wileńskiego pułku strzelców, na dowódcę miasta.
Wojska gen. Żeligowskiego od rana 9 października przystąpiły do bezpośredniego zbliżania się do Wilna. Licząc od pozycji wyjściowych dzieliła je odległość 18-20 km. Na swojej drodze spotykały tylko symboliczne próby oporu ze strony pododdziałów litewskich. Po południu 1. DL-B, podobnie jak i grupa mjr. Zyndram-Kościałkowskiego, dochodziły do rogatek miasta. Zanim to uczyniły, o godz. 14.00 na szosie lidzkiej zjawił się adiutant płk. Reboula z propozycją wstrzymania marszu Polaków na Wilno, ponieważ miało ono pozostać wolnym miastem. Przyjął go płk Bejnar, ale wobec braku w jego otoczeniu osoby mówiącej po francusku zaszło nieporozumienie. Stało się tak, że płk Bejnar „zrozumiał, o czym zameldował gen. Żeligow-skiemu, iż ten oficer przybył, by oddać nam miasto". Jednocześnie dowódca 1. BL-B wydał rozkaz o godz. 14.00 mińskiemu pułkowi piechoty, żeby zatrzymał pododdziały pod Kominami i podobny rozkaz wydał mjr. Witoldowi Matczyńskiemu z grupy mjr. Zyndram-Kościałkowskiego. Opóźniło to nieco szturm Wilna. Po wyjaśnieniu nieporozumienia gen. Żeligowski kategorycznie odrzucił propozycję przedstawioną przez wysłannika płk. Reboula.
Około godz. 14.15 pierwsze pododdziały polskie wkroczyły do miasta i przystąpiły do jego szybkiego zajmowania. Była to l. kompania pułku mińskiego wraz z l. szwadronem 3. pułku strzelców konnych. Napotkano symboliczny opór ostatnich maruderów z armii litewskiej. Do Wilna wkroczyła następnie 12. kompania pułku mińskiego, która została ostrzelana ze strony mostu Zwierzynieckiego. Ogień prowadził też litewski samochód pancerny od strony mostu Zielonego. Ogień Litwinów bardzo szybko jednak ustał i ich zapóźnione grupki wycofywały się na drugi brzeg Wilii. Oddziały litewskie w pośpiechu opuszczały miasto. 9. pułk piechoty litewskiej odchodził w stronę Werki i Reszy. 4. pułk piechoty litewskiej kierował się na Mejszagołę. Straty obu stron w tej symbolicznej walce były znikome.
Do Wilna wkraczały kolejne oddziały z grupy gen. Żeligowskiego. 9 października o godz. 15.00 szef sztabu 1. DL-B kpt. Perkowicz powiadomił dowództwo 3. Armii, że „Wilno zajęte przez oddziały generała Żeligowskiego". Oddziały polskie były entuzjastycznie witane przez polskich mieszkańców miasta. Entuzjazm wojsk przy opanowywaniu Wilna był tak duży, że zakłócił nawet plan jego zajmowania. Dopiero o zmierzchu do miasta wkroczył wileński pułk piechoty wyznaczony przez Józefa Piłsudskiego, a następnie gen. Żeligowskiego, do zajęcia Wilna. Z pułkiem tym do miasta wjechał konno gen. Żeligowski. Entuzjazm mieszkańców Wilna był niezwykły. Tak opisywał go gen. Żeligowski: „[...] Jechałem z adjutantem za pułkiem piechoty, któren wchodził do Wilna. Chciałem się przyjrzeć ludziom, nastrojom. Mężczyźni, kobiety, dzieci, płacząc i śmiejąc się razem, czepiali się łudzi i koni. [...] Przestał istnieć wszelki porządek, powstał chaos radości, który nie miał granic. Każdy niósł coś dla wojska, które szło obsypane kwiatami [...]".
Oddziały gen. Żeligowskiego maszerowały koło Ostrej Bramy, ulicami Wielką i Zamkową na plac Katedralny. Ludność polska Wilna do późnych godzin nocnych 9 października wiwatowała i świętowała z okazji oswobodzenia Wilna licząc, że tym razem będzie to trwałe przyłączenie do Polski. Dominowały zdecydowanie nastroje inkorporacyjne.
Wieczorem do Wilna wkroczyła cała 1. DL-B na czele z gen. Rządkowskim. Nie świętowano jednak zbyt długo ponownego zdobycia miasta, ponieważ część wojsk udała się w pościg za Litwinami. Zamierzano trwale zabezpieczyć Wilno na wypadek kontrataku z ich strony. Dlatego też w nocy z 9 na 10 października oddziały polskie nie tylko obsadziły miasto, ale udały się na wyznaczone im odcinki broniące do niego dostępu. Co więcej, do miasta masowo zaczęli napływać ochotnicy z całej Wileńszczyzny, deklarując chęć wstąpienia do wojsk dowodzonych przez gen. Żeligowskiego.
Pojawiły się natomiast duże trudności polityczne, związane z postawą zajmowaną przez przebywającą w mieście delegację Ligi Narodów. Nie chciała ona uznać polskich rządów w tym mieście. W Wilnie znajdowali się ponadto przedstawiciele dyplomatyczni mocarstw akredytowani przy rządzie litewskim. To oni zaprosili wieczorem 9 października gen. Żeligowskiego „na konferencję, która odbyła się w mieszkaniu francuskiej misji naprzeciwko hotelu Żordża, gdzie się zatrzymał g[enerał] Ż[eligowski]".
10 października przybyła do Wilna delegacja Ligi Narodów, kierowana przez płk. Pierre Augusta Chardingny. Jak się okazało, przybyła za późno, ponieważ gen. Żeligowski panował już nad miastem i postąpił z tą delegacją podobnie jak z dyplomatami alianckimi akredytowanymi przy rządzie litewskim w Wilnie. Nakazał jej opuszczenie miasta, informując przedtem o wypowiedzeniu posłuszeństwa władzom polskim i określając obszar, który zamierza zająć i nim administrować. Na północy obszar ten miał sięgać do Dźwiny, na wschodzie i południu do granicy ustalonej układem litewsko-rosyjskim z 12 lipca 1920 r., a na zachodzie miał się opierać na polsko-litewskiej linii demarkacyjnej z czerwca 1920 r.
Po opanowaniu Wilna gen. Żeligowski, przy pomocy wcześniej przygotowanego aparatu cywilnego, rozpoczął administrowanie zajętym obszarem. Jednocześnie wiele wysiłku wkładano w prowadzenie akcji propagandowej, wyjaśniającej motywy tego kroku. Już 10 października Naczelne Dowództwo Wojsk Litwy Środkowej wydało komunikat prasowy o treści:
„Litewscy politycy starają się wmówić światu, że [gen.] Żeligowski zajmując dn. 9 października 1920 r. Wilno, złamał prawo. Jakie prawo? Przez kogo nadane — przez Niemców w r. 1916, czy też przez Bolszewików w r. 1920? A może prawo historyczne — prawo tradycji dziejowej?
Ależ, owa tradycja, na więzach wspólnej naszej doli i niedoli oparta, to jedno wielkie wspomnienie polsko--litewskiego braterstwa!
Wileńszczyzna, przeciwstawiająca swe polskie oblicze tym, którzy te ideały polsko-litewskiego braterstwa zdeptali, jest w zgodzie i z nakazami sumienia, i nakazami przeszłości".
Tymczasem Litwini ostro protestowali. Mieli po swojej stronie mocarstwa i Ligę Narodów. Francja wykazywała jednak dużo wyrozumiałości wobec zaistniałych wydarzeń, natomiast Stany Zjednoczone oświadczyły, że ten problem ich nie interesuje. Najostrzej natomiast zareagował Londyn, w tym tradycyjnie antypolsko nastawiony premier rządu brytyjskiego David Lloyd George.
Plan Józefa Piłsudskiego niekonwencjonalnego zajęcia Wilna, a następnie całej Wileńszczyzny, miał coraz większą szansę powodzenia. Naczelnik Państwa wykazał dużą skuteczność w rozwiązaniu tak skomplikowanej sprawy. Początkowo rząd polski, zwłaszcza polska dyplomacja, stosował taktykę polegającą z jednej strony na dystansowaniu się od akcji gen. Żeligowskiego i zrzucania z siebie odpowiedzialności za nią, z drugiej wyraźnie dawał do zrozumienia, że solidaryzuje się z tą formą rozwiązania problemu i nie pozwoli, by realizatora „buntu" spotkało coś złego. Z aprobatą pisał o tym po latach ówczesny premier rządu polskiego, Wincenty Witos: „Sama sprawa została w ten sposób pomyślana, że nosiła ona wszelkie znamiona wielkiego samodzielnego ruchu żołnierzy, pochodzących z tych ziem, którzy nie mogąc znieść krzywdzących zarządzeń, odrywających ziemię wileńską od Polski, zaprotestowali przeciwko temu zbrojnym wystąpieniem".
Litwini, po otrząśnięciu się z pierwszego szoku i pierwszych niepowodzeniach politycznego rozstrzygnięcia inwazji wojsk gen. Zeligowskiego na Wilno, zamierzali przeciwstawić się jej siłą. W rozkazie operacyjnym nr 4 dowództwa 3. Armii z 11 października stwierdzano, że „D-two Wojsk Litewskich koncentruje prawie całą armię litewską w rejonie za zachód od Wilna, zostawiając na linii demarkacyjnej wyłącznie oddziały pospolitego ruszenia i ochotnicze". W reakcji na to gen. Sikorski w zadaniach własnych nakazywał m.in.:
„W stosunku do Litwy obowiązuje nas bezwzględnie rozejm na określonej rozkazem op. No. 29215/111 i No. 29407/III linii, oraz dyrektywa Naczelnego Wodza unikania za najdalej idącą cenę starć zbrojnych z oddziałami litewskimi na przestrzeni rozejmem nieobjętej.
W stosunku do oddziałów gen. Zeligowskiego, należy aż do otrzymania odnośnych rozkazów Nacz. D-twa, zachować jak najdalej idącą neutralność, by nie dać Misji i Lidze Narodów nawet cienia dowodu jakiejkolwiek łączności tych oddziałów z resztą WP".
Była to jednak tylko neutralność pozorna, na pokaz. Faktycznie z wielką uwagą śledzono wydarzenia rozgrywające się w Wilnie i wokół tego miasta. 3. Armia, podobnie jak i 2. Armia, była w gotowości na wypadek potrzeby militarnego wsparcia wojsk gen. Zeligowskiego. W pierwszej kolejności starano się szachować wojska litewskie groźbą takowych działań, utrudniając ich koncentrację przed ewentualnym starciem się z wojskami gen. Zeligowskiego.
12 października gen. Żeligowski wydał kilka dekretów. Wysłał także do Warszawy depeszę informującą o utworzeniu Litwy Środkowej, w której prosił o jej uznanie. Powiadomił o tym także rząd litewski, mocarstwa zachodnie i Ligę Narodów. Władzę na obszarze Litwy Środkowej przejęła Tymczasowa Komisja Rządząca, składająca się z samych Polaków, z Witoldem Abramowiczem na czele. Zapowiedziała ona zwołanie Sejmu Krajowego i przeprowadzenie reformy rolnej. Gen. Żeligowski organizował tymczasem siły zbrojne. Odpowiedzialnym za to uczynił Sztab Obrony Krajowej i Departament Obrony Krajowej. 16 października poinformował o utworzeniu I Korpusu Wojsk Litwy Środkowej pod dowództwem gen. Rządkowskiego.
W pierwszym rozkazie wydanym przez dowódcę tej formacji określono jego skład i dowódców. Korpus był formacją broni połączonych: piechoty, artylerii i jazdy. Piechota składała się z trzech brygad: I Wileńskiej Brygady Piechoty — dowódca płk Władysław Bejnar (1. wileński pułk piechoty ppłk. Jerzego Wołkowickiego i 2. miński pułk piechoty ppłk. Bronisława Adamowicza), II Grodzieńskiej Brygady Piechoty — dowódca ppłk Kazimierz Rybicki (3. grodzieński pułk piechoty ppłk. Seweryna Rymaszew-skiego i 4. nowogrodzki pułk piechoty ppłk. Bolesława Waśkiewicza) i III Nadniemeńskiej Brygady Piechoty — dowódca ppłk Bronisław Bohatera wieź (5. ochotniczy pułk piechoty mjr. Jana Edwarda Dojana i 6. harcerski pułk piechoty mjr. Władysława Sokołowskiego). Artylerię stanowiła I Brygada Artylerii — dowódca płk Jan Orłowski (1. pułk artylerii polowej ppłk. Jana Górskiego, 2. pułk artylerii polowej i 1. dywizjon artylerii ciężkiej). Jazda składała się z Grodzieńskiej Brygady Jazdy — dowódca ppłk Mścisław Butkiewicz (grodzieński pułk jazdy rtm. Kazimierza Hrakałło-Horawskiego, nadniemeńskiego pułku ułanów mjr. Władysława Dąbrowskiego i 13. pułku ułanów ppłk. Mścisława Butkiewicza). Stanowiło to zapowiedź powołania regularnej armii. Kolejną zapowiedzią tego kroku był zarządzony pobór do wojska. Przybywały także z całej Polski posiłki wojskowe, mające charakter zaciągu ochotniczego.
W pierwszych dniach po „puczu" gen. Żeligowskiego rząd polski starał się udokumentować, że była to akcja samodzielnie podjęta przez „zbuntowane" oddziały. Minister spraw zagranicznych Eustachy Sapieha wysłał nawet do Kowna depeszę, potwierdzającą wolę strony polskiej respektowania zawieszenia broni w działaniach z Litwą, a nawet sugerował możliwość przedłużenia linii demar-kacyjnej, która pozostawiałaby Wilno po stronie litewskiej. O propozycji tej natychmiast został powiadomiony Paryż. Maskowanie to nie trwało długo, ponieważ 14 października, przemawiając w Sejmie, premier Wincenty Witos z jednej strony potępił „samodzielną" akcję Żeligowskiego, by następnie oświadczyć, że rząd polski rozumie intencje, którymi się on kierował i aluzyjnie sugerował możliwość nawiązania stosunków z Litwą Środkową.
O przygotowaniach Polski do zamachu na przynależność Wilna do ich państwa Litwini alarmowali Ligę Narodów już 6 października, nie wiedząc tylko, w jaki sposób będzie on realizowany. Po rozpoczęciu marszu wojsk gen. Żeligowskiego na miasto domagali się zastosowania przez Ligę Narodów ostrych sankcji w stosunku do Polski — w tym zerwania stosunków handlowych i finansowych, a także wymuszenia siłą zwrotu zagarniętych ziem.
Od 18 października Litwini zaczęli kierować do Ligi Narodów zarzuty, że Polacy posuwają się w głąb kraju i zagrażają Kownu. Rada Ligi Narodów zajęła się tą sprawą 25 października. Jej przewodniczący, Paul Hymens, zgłosił projekt uchwały, która przewidywała przeprowadzenie na Wileńszczyźnie plebiscytu nadzorowanego przez Ligę Narodów. Zostało to postanowione.
Polacy chłodno przyjęli tę uchwałę z uwagi na możliwość stworzenia precedensu, który mógłby być zastosowany także wobec Galicji Wschodniej. Ostatecznie wyrazili zgodę na taki plebiscyt, sugerując, by obszar plebiscytowy rozciągał się aż w okolice Kowna, gdzie odsetek ludności polskiej był znaczny. Godzono się przy tym na objęcie plebiscytem także okolic Grodna, Lidy i Oszmiany. Litwini również formalnie wyrazili na niego zgodę, ale chcąc jego obszar ograniczyć tylko do okolic Puńska i Sejn. Faktycznie oznaczało to ich odmowę na objęcie plebiscytem Wileńszczyzny.
Liga Narodów nakazała czynienie przygotowań do przeprowadzenia plebiscytu. Zwrócono się do Polski i Litwy, żeby wstrzymały działania wojenne, w tym także na obszarze Litwy Środkowej.
W drugiej połowie października wojska gen. Żeligowskiego posuwały się na zachód i północ od Wilna. Opór przeciwnika początkowo był znikomy. Z czasem utworzył się zwarty front o szerokości 80-100 km, podzielony rzeką Wilią. Polacy zajęli Landwarów, Troki, Rykonty, Reszę i Niemenczyn. Litwini gromadzili siły do kontrofensywy. Kontrofensywa litewska rozpoczęła się 18 października i wzięła w niej udział litewska 3. Dywizja Piechoty. Całodzienna bitwa zakończyła się porażką Litwinów. Rozpoczęli więc odwrót. Wojska gen. Żeligowskiego zasiliły w tym czasie liczne formacje regularne wojska polskiego. Grodzieńska Brygada Jazdy ppłk. Butkiewicza rozpoczęła rajd na tyły wojsk litewskich. Do niewoli dostał się sztab litewskiej 1. Dywizji Piechoty z gen. Stasysem Nastopką. Wojska Litwy Środkowej podeszły w rejon Jewja, Szyrwint i Giedrojć. Gen. Żeligowski zaproponował Litwinom rokowania, które doprowadziłyby do zakończenia działań wojennych. Ci jednak zdecydowanie odrzucili tę ofertę.
Z inicjatywy ppłk. Butkiewicza, 26 października strona polska rozpoczęła rajd i zajęła Widziniszki, Pozelwę i Nidoki. Dalsze natarcie zostało zatrzymane przez Litwinów.
Gen. Żeligowski, dążąc do zwiększenia liczebności swych wojsk, wydał l listopada dekret o poborze ośmiu kolejnych roczników. Brakowało mu jednak nie tyle ludzi, co materiału wojennego. Broń i amunicja przewożona była skrycie z Polski. Dołączały do jego wojsk kolejne oddziały, m.in. eskadra rozpoznawcza, kompania wojsk kolejowych i inne. Ubywali za to z szeregów żołnierze pochodzący z byłego Królestwa Polskiego i Galicji.
Pod wpływem miejscowych nacjonalistów gen. Żeligowski snuł plany podporządkowania Polsce całej Litwy. Zamierzał doprowadzić do zajęcia Kowna. W połowie listopada rozpoczęła się kolejna ofensywa polska. Kawaleria przeprowadziła głęboki zagon zajmując Kowarsk, aby 21 listopada dotrzeć do Niewiaży w rejon Kiejdan. Od Kowna dzieliło ją tylko 45 km. Za działaniami kawalerii nie nadążała piechota. Gen. Żeligowskiemu nie udało się jednak zrealizować założonego planu. Miał na to za mało sił. Zgodził się więc 21 listopada na zawieszenie broni. Naciski na takie rozwiązanie wywierała Warszawa, która znajdowała się pod dużą presją opinii międzynarodowej, zwłaszcza mocarstw i Ligi Narodów.
Od 27 listopada rozpoczęły się w Kownie nadzorowane przez Ligę Narodów rokowania polsko-litewskie. 29 listopada zawarto rozejm, zakładający zakończenie działań militarnych między wojskami gen. Żeligowskiego a Litwinami. Miały ustać 30 listopada o godz. 24.00. Zgodzono się na wzajemną wymianę jeńców. Ustalono, że Komisja Kontrolna Ligi Narodów ustali pas neutralny między obiema armiami. Wprowadziło to pewien stan odprężenia w stosunkach polsko-litewskich, daleki jednak jeszcze od normalizacji. Tym niemniej ciężar sporów przechodził z płaszczyzny działań militarnych na dyplomatyczną. Rozmowy miały być prowadzone pod patronatem Ligi Narodów.
INKORPORACJA WILNA l WILEŃSZCZYZNY DO POLSKI
Umowa polsko-litewska o zawieszeniu broni między wojskami gen. Żeligowskiego a litewskimi z 29 listopada 1920 r. zakończyła etap działań militarnych. Wzajemne spory i oskarżenia miały być rozstrzygnięte na płaszczyźnie dyplomatycznej. Forum tym miała być Liga Narodów. Rada Ligi Narodów czyniła przygotowania do przeprowadzenia plebiscytu. Potrzebna była zgoda państw członkowskich tej organizacji na powołanie kontyngentu wojskowego, rekrutującego się spośród armii państw neutralnych. Przeprowadzenie plebiscytu nadzorować miał właśnie ten wojskowy kontyngent.
15 grudnia 1920 r. rozpoczęły się w Warszawie rokowania polsko-litewskie, które dotyczyły zasad przeprowadzenia plebiscytu. Trwały one kilka tygodni i zakończyły się całkowitym fiaskiem ze względu na nieprzejednane stanowisko Litwinów. Obawiając się o wynik plebiscytu, uniemożliwili jego przeprowadzenie. Polacy z kolei nie godzili się na wycofanie z obszaru plebiscytowego wojsk gen. Żeligowskiego. W tej sytuacji Rada Ligi Narodów, 3 marca 1921 r., zrezygnowała z przeprowadzenia plebiscytu na Wileńszczyźnie. Zaproponowano jednocześnie obu stronom konfliktu przeniesienie rozmów z Warszawy do Brukseli. Rozpoczęto je tam, ale przez miesiąc nie zdołano przybliżyć wzajemnych stanowisk. Nie oznaczało to całkowitego wycofania się tego międzynarodowego gremium z prowadzenia mediacji.
Rada Ligi Narodów jeszcze raz zaproponowała Polsce i Litwie przeniesienie rozmów z Warszawy do Brukseli, ale tym razem prowadzenie ich pod przewodnictwem Belga, Paula Hymansa. Rokowania rozpoczęły się 20 kwietnia 1921 r., lecz ponownie były nieefektywne. W czasie miesiąca rokowań nawet nie zbliżono stanowisk. W tej sytuacji 20 maja Paul Hymans wystąpił z własnym projektem rozwiązania sprawy przynależności Wileń-szczyzny. Projekt ten zakładał podział Litwy na dwa kantony: wileński i kowieński, których stolicą byłoby Wilno. Miała obowiązywać zasada równości języka polskiego i litewskiego, a państwo litewskie miało być powiązane więzami federacyjnymi z Polską w obszarze wojskowym, gospodarczym i polityki zagranicznej.
W wielu punktach projekt ten wychodził naprzeciw federacyjnym planom Józefa Piłsudskiego. Dlatego też delegacja polska, na jego polecenie, przyjęła go jako podstawę do dalszych rokowań, litewska natomiast kategorycznie odrzuciła. Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, opanowane przez zwolenników Romana Dmow-skiego, w celu osłabienia polskiej zgody na ten projekt wprowadziło zastrzeżenie, że przynależność państwowa Wilna może być rozstrzygnięta tylko za zgodą jego mieszkańców. Z kolei Litwini zgłosili własny kontrprojekt całkowicie zmieniający intencje Paula Hymansa. 3 września, pod wpływem Litwinów, przedłożył on nową wersję projektu, który bardziej uwzględniał stanowisko Litwinów. Proponował w nim autonomię Wileńszczyzny w ramach państwa litewskiego, kładąc mniejszy nacisk na powiązanie Litwy z Polską. Tym razem został stanowczo odrzucony przez Polaków. Widząc swą niemoc, 21 września 1921 r.. Rada Ligi Narodów wydała decyzję o zakończeniu całej procedury wobec niemożności osiągnięcia porozumienia w sporze polsko-litewskim. Przekreślało to ostatecznie rachuby na możliwości sfederowania Litwy z Polską. Dla Polski pozostało zastosowanie wariantu inkorporacyjnego.
Niekonwencjonalne zajęcie przez Polaków Wilna i utworzenie Litwy Środkowej nie doprowadziło, jak planował Józef Piłsudski, do skłonienia rządu litewskiego w Kownie do większej podatności na zaakceptowanie koncepcji federacyjnej, na co jeszcze liczył. Co więcej, rząd kowieński był jeszcze bardziej twardy w uporze i nie zamierzał tworzyć jakichkolwiek więzów z Polską. Prócz tego postawa mieszkańców Wileńszczyzny także nie rokowała szans na federację. W tego rodzaju uwarunkowaniach po stronie polskiej górę brała tendencja do jak najszybszego rozwiązania tego problemu przez bezpośrednie wcielenie Wilna i Wileńszczyny do Polski, czyli na rozwiązanie inkor-poracyjne. Przeciwne temu były jednak mocarstwa i opinia międzynarodowa.
9 stycznia 1922 r. odbyły się wybory do Sejmu Wileńskiego. Wzięło w nich udział 63% uprawnionych do głosowania. Uchylili się od głosowania Litwini oraz część Białorusinów i Żydów. Sejm ten, złożony niemal całkowicie z Polaków, opowiedział się za formułą inkor-poracyjną, czyli przyłączeniem Wileńszczyzny do Polski. Sejm Wileński, już na pierwszym posiedzeniu 20 lutego 1922 r., podjął uchwałę o wcieleniu Wileńszczyzny do Polski. Wyłoniona została dwudziestoosobowa reprezentacja, która w marcu 1922 r. przybyła do Warszawy w celu podpisania uroczystego aktu złączenia ziemi wileńskiej z Polską. Teraz wyłoniły się jednak trudności, bowiem protestowali przeciwko temu posłowie mocarstw zachodnich akredytowani w Warszawie, zwłaszcza posłowie Wielkiej Brytanii, Francji i Włoch. Rząd polski zaproponował, by o ostatecznym statusie ziemi wileńskiej wypowiedział się Sejm Ustawodawczy. Tymczasem delegacja Sejmu Wileńskiego kategorycznie żądała aktu inkorporacji. Debata w Sejmie Ustawodawczym była burzliwa. Rząd polski wobec istniejących w jego łonie rozbieżności zdań podał się do dymisji. Sejm Ustawodawczy 24 marca 1922 r. ratyfikował jednomyślnie akt inkorporacyjny Wi-leńszczyzny do Polski, rozszerzając swój skład o przebywającą w Warszawie dwudziestoosobową reprezentację Sejmu Wileńskiego.
Ostro zaprotestowali Litwini. Domagali się rozpatrzenia sporu przez Trybunał Międzynarodowy lub poddanie go arbitrażowi niezainteresowanych nim państw. Jednocześnie złożyli w Lidze Narodów memoriał, w którym domagali się utrzymania strefy neutralnej na granicy polsko-litew-skiej. Liga Narodów, wobec swej bezsilności, zrezygnowała z prowadzenia akcji pojednawczej. Jednocześnie rozwiązała komisję polityczną i wojskową, czuwającą nad przestrzeganiem postanowień Ligi w odniesieniu do sporu polsko--litewskiego. Dając pewną satysfakcje Litwinom, Rada Ligi Narodów przyjęła do wiadomości ich protest i nie uznała jednostronnej decyzji polskiego Sejmu Ustawodawczego i Sejmu Wileńskiego o inkorporacji Wileńszczyzny do Polski, jako dokonanej poza ramami jej zaleceń i bez zgody zainteresowanych stron.
Wyczerpanie przez Ligę Narodów możliwości rozwiązania sporu polsko-litewskiego o Wileńszczyznę nie oznaczało jego zejścia z wokandy instytucji międzynarodowych. Przekazany został do rozstrzygnięcia przez Radę Ambasadorów.
Litwini, by chociaż częściowo sobie powetować stratę Wileńszczyzny, skopiowali akcję przeprowadzoną przez gen. Żeligowskiego. W połowie lutego 1922 r., przy pomocy sfingowanego zamachu, zajęli Kłajpedę. Tym samym utracili moralne prawo do domagania się presji międzynarodowej na Polskę. Ponieważ zajęcie Kłajpedy z punktu widzenia prawa międzynarodowego nie różniło się od akcji gen. Żeligowskiego, rząd polski postarał się to wykorzystać dla zalegalizowania sprawy Wileńszczyzny na forum międzynarodowym. Zaprotestował oficjalnie przeciw naruszeniu tym aktem zagwarantowanego Polsce prawa korzystania z wolnego portu w Kłajpedzie. Zażądał też definitywnego uznania polsko-litewskiej granicy i zlikwidowania strefy neutralnej rozgraniczającej wojska obu państw.
W styczniu 1923 r. sprawą Wileńszczyzny i Kłajpedy ponownie zajmowała się Liga Narodów, która 3 lutego 1923 r. podjęła decyzję o likwidacji, na zasadzie podziału, strefy neutralnej na granicy polsko-litewskiej. Wkrótce potem, 15 lutego, oddziały polskie zajęły przyznaną Polsce część strefy neutralnej, przejmując kontrolę nad linią kolejową Grodno-Wilno. Należy to uznać za sukces strony polskiej. Dyplomacja polska natychmiast wystąpiła na forum międzynarodowym o uznanie całej polskiej granicy wschodniej. Nowa granica polsko-litewska nie została uznana przez rząd litewski, który nadal traktował ją tylko jako tymczasową linię demarkacyjną.
Moskwa ostro protestowała w sprawie rozstrzygnięć w Kłajpedzie i Wileńszczyźnie. Protestowała też przeciwko zabiegom Warszawy o międzynarodowe uznanie jej granicy wschodniej. Komisarz Cziczerin zgłosił gotowość Rosji Radzieckiej do prowadzenia mediacji w przeciągającym się sporze polsko-litewskim. Warszawa kategorycznie odrzuciła tę propozycje.
10 marca 1923 r. Komitet Polityczny Rady Ambasadorów przyjął uchwałę sugerującą, że „wszelkie próby oderwania ziemi wileńskiej wywołałyby zbrojny opór Polski i że przy ostatecznym rozstrzygnięciu tej sprawy należy przeprowadzić w związku z istniejącą linią demarkacyjną pewnych korekt, zwłaszcza na odcinku Orany-Wilno, co da się bez większego trudu wprowadzić".
15 marca 1923 r. konferencja ambasadorów podjęła uchwalę o uznaniu wschodniej granicy Polski. Granica z Litwą przebiegać miała zgodnie z decyzją Ligi Narodów z 3 lutego 1923 r. Wileńszczyzna pozostała ostatecznie w składzie państwa polskiego.
Rząd litewski nie uznał decyzji konferencji ambasadorów. Odwołał się do Ligi Narodów i Trybunału Międzynarodowego. Nie miało to jednak politycznego znaczenia, poza formą protestu przeciwko tej decyzji, bowiem Liga Narodów do sprawy tej już nie powróciła.
Między Polską a Litwą trwała nadal jawna wrogość. Nie zmieniły jej ani rokowania w Kopenhadze prowadzone w 1925 r., ani rokowania w Królewcu w 1928 r. Oba państwa nie nawiązały nawet stosunków dyplomatycznych. Trwało to aż do polskiego ultimatum z marca 1938 r.
Z działań wojsk gen. Żeligowskiego wyciągnięto interesujące doświadczenia dotyczące działań formacji ochotniczych i wojsk improwizowanych. Wskazywały na potrzebę tworzenia regularnej armii opartej na przymusowym poborze do wojska i stosowania w działaniach konwencjonalnych zasad sztuki wojennej.
Walki o Wilno miały jednak znaczenie bardziej polityczne, niż militarne. Wyznaczały koncepcję kształtu terytorialnego II Rzeczypospolitej oraz przyjęcia modelu państwa scentralizowanego, a nie federacyjnego, na terytorium z liczną mniejszością narodową. Na trwałe zapisały się nie tylko w dziejach oręża polskiego, ale również w historii politycznej II Rzeczypospolitej. Rzutowały jednocześnie niemal przez cały okres międzywojenny na stan stosunków polsko-litewskich.
' Rozkaz nr l Naczelnego Dowództwa Wojsk Litwy Środkowej z 8.10.1920 r., [w:] B. Waligóra, Walki o Wilno. Okupacja Litwy i Białorusi w 1918-1919 r. przez Rosję Sowiecką, Wilno 1938, s. 250.
Źródło: Lech Wyszczelski, Wilno 1919-1920