w Etiopii-41/43, w Sierra Leone i Burundi - 42/44.
Jak widać, przeciętny Francuz żyje czterdzieści trzy lata dłużej niż mieszkaniec Mozambiku, zaś przeciętna Francuzka czterdzieści dziewięć lat dłużej od swojej odpowiedniczki z tego afrykańskiego kraju. Ale możemy też ująć rzecz inaczej. Oto przeciętny Mozambijczyk (Mo-zambijka) żyje prawie dokładnie tak długo jak Francuzi w roku 1800. Na ogół dla Europy przyjmuje się takie historyczne wskaźniki długowieczności:
V wiek-25 łat,
XV wiek - 28 Lat,
1800-33 lata,
1850-36,5 roku,
1900-48 lat,
1950-66 lat.
W przypadku Francji, gdzie Imee przeprowadził bardzo szczegółowe badania dotyczące ostatnich dwustu sześćdziesięciu lat, przedstawia się to następująco:
1750-27,1/28.7,
1780-28,2/29,6.
1800-32,1,
1820-32,6/38,9,
1850-39,4/41,
1875 - 40,8/43,4,
1900 - 46,4/49,7,
1935-55,9/61.6,
1955-65/71,2,
1970-68.4/75.8.
1985-71.3/79.4.
2000 - 75.2/82.7,
Z zestawień tych wynikają dwie przynajmniej rzeczy. Pierwsza, do której jeszcze wrócimy, to ogromna dysproporcja w procesie wydłużania się czasu ludzkiego życia. W ciągu całego tysiąclecia (od V do XV wieku) długowieczność wzrosła w Europie o trzy lata, w ciągu następnych czterystu lat - o kolejnych pięć, po czym nagle, skokowo, w ciągu jednego XIX wieku o lat piętnaście, a w wieku XX o kolejnych trzydzieści. Ma to oczywiście ogromne konsekwencje.
Na razie cofnijmy się jednak przed początek wieku XIX. Od zarania naszej cywilizacji aż po ten czas przeciętna długość żyda nie przekraczała wieku Chrystusowego. Ludzie żyli, jak na nasze pojęcia, krótko i umierali młodo. Rzecz jasna, jest to statystyka. Zdarzali się tacy jak Tycjan, który osiągnął wiek osiemdziesięciu ośmiu lat, Władysław Jagiełło, który dożył osiemdziesięciu trzech, Karol Wielki, Władysław Łokietek czy Ludwik XIV, którzy zgodnie dotrwali do siedemdziesięciu dwóch, albo Zygmunt o znaczącym przydomku „Stary”, który odszedł w siedemdziesiątej pierwszej wiośnie życia. Nie łudźmy się jednak. To prawda, dosyć łatwa zresztą do wytłumaczenia, że możni tego świata żyli najdłużej. Wszelako również w ich gronie były to wyjątki.
Przenieśmy się na chwilę do francuskiego zamku w Chinon nad rzeką Vienne. gdzie nieznana nikomu dziewczyna Joanna d’Arc przyniosła królowi Karolowi VII nieziemskie przesłanie. Scena La pokazana została w kilkunastu filmach, przedstawiona na setkach obrazów, opisana tysiące razy. Jej schemat dramatyczny to z reguły jakby pogłos biblijnej konfrontacji Zuzanny i starców. Młodziutka, siedemnastoletnia Joanna staje przed radą królewską złożoną ze zgrzybiałych duchownych i urzędników, którzy patrzą na smarkulę z podejrzliwą wrogością i zadają podstępne pytania. Ten schemat tak głęboko wrósł w tradycję i wyobraźnię, że niemal nie rnożna się od niego wyzwolić. Tymczasem nic bardziej błędnego. To prawda, że przybywająca do Chinon Joanna d’At c miała lat siedemnaście. Król Karol VII był wszakże dwudziestopięciolatkicm. Jego słynni i doświadczeni kapitanowie (dzisiaj powiedzielibyśmy generałowie albo marszałkowie), przed którymi drżeli Anglicy i Burgundczycy. liczyli sobie po lat: okrutny Etienne de Vignole, zwany La Hire, co przełożyć można jako „Wilczy skowyt” - trzydzieści pięć; skazany później za homoseksualizm i morderstwa dzieci Gilles de Rais - dwadzieścia cztery; szlachetny Jean de Kaintrailles, który jeńców zwalniał bez okupu - dwadzieścia dziewięć. W najbliższym otoczeniu króla najwierniejszy z wiernych książę Prowansji Ludwik III dAnjou miał lat dwadzieścia pięć; książę Jean d‘Alenęon, który stał się najważniejszym orędownikiem Joanny i zdradził Karola VII, gdy ten ją porzucił - lat (sic!) czternaście; spowiednik królewski ksiądz