204 Tomasz Szlendak
tego, umieszcza się dzisiaj kilka różnych deadline’6w dotyczących kilku różnych zadań w jednym i tym samym czasie, co powoduje, że napięcie czasowe niezmiernie wzrasta. Wskutek wyznaczania kilku deadline'ów jednocześnie wszelkie konstruowane przez ludzi budżety czasu zawalają się niczym domki z kart ustawione na chybotliwym stoliczku. Deadline'y przenoszą pracę do domów, w domu zaś nie sposób pracować (bo i tam jest specyficzna praca do wykonania - przy zmywaniu, praniu, dziecku, partnerze), co potęguje w ludziach poczucie zmęczenia, zaciskania się czasowego imadła, ponieważ nie da się „wydłubać" wolnej chwili w kieracie ustanowionym przez powszechnie obowiązujący deadline.
Nie wszyscy oczywiście jednakowo odczuwają ów kierat deadline'ów. Bez cienia wątpliwości, postrzeganie czasu wolnego oraz odczuwanie napięć spowodowanych regulowaniem czasu pracy za pomocą terminów wykonania zadań są silnie zróżnicowane klasowo. Liczebność klas średnich wzrasta, a dzięki rozwijającym się technologiom praca fizyczna, kojarzona przez Karola Marksa z męką, schodzi na coraz dalszy statystyczny margines. W krajach, takich jak Belgia - o ile przyjmiemy Belgię za exemplum europejskiego średniaka - ponad 70% zawodów lokuje się w sferze usług niematerialnych: finansowych, zaspokajania coraz mocniej różnicujących się potrzeb indywidualnych, rozrywce, turystyce, zarządzaniu (czymkolwiek - kryzysami, konfliktami, kadrami, zasobami sieciowymi itd.), alter-kulturze i pop-kulturze, wszelkiej wyobrażalnej i jeszcze dzisiaj niewyobrażonej działalności twórczej, działalności modyfikującej kulturowe produkcje innych ludzi, w sferze towarzyskiej i wolontariacko-trzeciosek-torowej. W takim świecie ludzie postrzegają pracę raczej jako przyjemność niż mękę, choć mowa tu oczywiście o jednostkach wykonujących zawody charakterystyczne dla klasy średniej i wyższej. Kiedy w klasie średniej zdarza się na przykład, że obie strony małżeństwa muszą poświęcić swoją pracę i karierę na rzecz domu (a dzieje się tak wtedy, kiedy pojawia się dziecko), to zarówno mężczyźni, jak i kobiety czują się nie fair w stosunku do swojego miejsca pracy. Dzisiaj przedstawiciele obojga płci, jak dowodzi kalifornijska socjolożka Arlie R. Hochschild (1997), czerpią więcej satysfakcji z pracy niż z życia rodzinnego.
W takim świecie męczarnią jest tradycyjnie spędzany wolny czas, choćby standardowe wczasy albo bezczynne karmienie oczu na kanapie przed odbiornikiem. Czas wolny, to czas uwolniony od pracy rozumianej jako obowiązek, męczącej, wyczerpującej fizycznie, ogłupiającej. Nie może być zatem mowy o wolnym czasie, kiedy praca staje się radością, miejscem budowania osobowości czy rozwoju jednostki. W świecie coraz silniej różnicujących się usług niematerialnych nie ma zatem czasu wolnego rozumianego jako czas uwolniony od pracy. Choćby dlatego, że za sprawą coraz mocniejszej identyfikacji z miejscem pracy i czynnościami, które się tam wykonuje, praca przenosi się do domu. Małgorzata Orłowska pisze, że ludzie bezrobotni są uwięzieni w czasie - czas się dla nich zatrzymuje. Moim zdaniem, ludzie mający dziś pracę coraz częściej są uwięzieni przez czas - czas jest dla nich tyranem, nie mają chwili wytchnienia. Ponadto wyższe wykształcenie pracowników (a takim może się przecież legitymować coraz więcej osób w społeczeństwach zachodnich) podnosi poczucie napięcia czasowego (zob. van der Lippe 2007: 704). Przypuszczalnie dzieje się tak między innymi dlatego, że osoby z wyższym wykształceniem intensywniej myślą o swojej pracy, co potęguje rodzące się w ich umysłach wrażenie kurczenia się dostępnego czasu. Ludzie ci muszą w sytuacji stałego zagonienia generować czas wolny w przestrzeniach i obszarach wcześniej uznawanych za nienaruszalny „czas konieczności": w czasie przeznaczonym na czynności fizjologiczne, w czasie poświęconym pracy, w czasie przemieszczania się. Stąd bierze się obserwowany dziś terror rozkoszy doczepianej do takich czynności, jak mycie się, jedzenie, podróżowanie. Zaspokajanie potrzeb fizjologicznych coraz częściej i powszechniej zaczyna zaliczać się do czasu wolnego - czasu przyjemności. Teraz byle kąpiel stanowi doświadczenie relaksujące, a podczas defekacji czytamy prasę, gramy na laptopie albo słuchamy płyt upakowanych w odtwarzaczu mp3.
Podobnie jest z czasem (w) pracy. Mamy dzisiaj - ku udręce pracodawców, a także, z czego nie zdajemy sobie w tej chwili sprawy, ku późniejszej udręce samych pracowników - do czynienia ze zjawiskiem „wydrapywania" czasu wolnego z czasu pracy. Kiedyś taką „wydrapaną" chwilą relaksu w pracy byt papieros, którego pali się średnio siedem minut. Dzisiaj zaś przychodzimy do pracy,.robimy sobie kawę i... „wklepujemy" adresy portali społecznościowych albo plotkarskich. Przeglądanie tych stron w pracy zabiera nam całe godziny. Za sprawą uzyskanego dzięki technologii dostępu do rozmaitych zasobów, £oraz częściej symulujemy pracę w miejscu pracy, co powoduje z kolei, że z konieczności ciągniemy ją za sobą do domu.
Weźmy jeszcze pod uwagę inne okoliczności. Żyjemy w coraz większych miastach, w przestrzeni coraz szczelniej wypełnionej ludźmi, arteriami komunikacyjnymi, budynkami, wszelakimi „spowalniaczami". Dojazd dokądkolwiek, nawet w stosunkowo małych miastach, takich jak Warszawa czy Kopenhaga, zajmuje mnóstwo czasu. Na dodatek dzięki poczcie elektronicznej i telefonom komórkowym, praca zazwyczaj idzie z nami do domu. Kiedy siedzimy w biurze, system operacyjny Windows formatuje naszą działalność w ten sposób, że wykonujemy kilka czynności na raz, non stop przełączając się z zadania na zadanie. Jesteśmy ofiarami „okienkowego" postrzegania rzeczywistości. Gloria Mark obliczyła, że u przeciętnego pracownika biurowego maksymalny czas skupienia się na jednym zadaniu to 12 minut, przy czym i tak co dwie minuty odrywa go od pracy jakiś bodziec, a co trzy minuty przełącza się z zadania na zadanie, wykonując zazwyczaj dwa, trzy zadania naraz. Taka sytuacja potęguje nasze zmęczenie. W ten sposób nie wykonujemy już pracy w pracy. Nie robimy zatem w pracy tego, cośmy tam mieli zrobić, tylko przenosimy to do domu albo do środka komunikacji. Praca ciągnie się za nami, jak za niektórymi z nas woń niedomytego ciała. Dlatego właśnie zaczynają dzisiaj powstawać instytucje i organizacje jak Take Back Your Time Organization w Seattle w USA, których przedstawiciele sądzą, że pracujemy dzisiaj więcej niż jacykolwiek robotnicy w całych dziejach industrializmu.
Jakim zatem cudem ludzie, którzy - jak wskazują przytoczone na początku statystyki - pracują krócej, uważają, że nie mają czasu wolnego? Wedle Diagnozy społecznej 2006 mniejsze bądź większe deficyty czasu wolnego odczuwa 37,3% Polaków. Widocznie wir nowych technologii i fakt, że nie pozwalają
i*— 'Tl