196 Marek Krajewski
nienia, utrata poczucia bezpieczeństwa i zagubienie, niemożność znalezienia dla siebie miejsca i czucie się nie na miejscu podczas przedłużającej się nieobecności tych, z którymi dzielimy przestrzenie codzienności, dowodzą, iż nasza codzienność, wypracowana przez przezwyciężanie rozlicznych konfliktów, stała się też moją codziennością i kiedy pozostaję sam stopień, w jakim realizuję siebie, nie powiększa się, ale obniża tak dalece, że zostaję zmuszony do przeredagowania codziennych czynności, złożenia ich w nową całość, tak by ponownie odzyskać siebie (zob. Jewdokimow 2007). Chociaż więc dzielenie miejsca wiąże się z napięciami, konieczną rezygnacją z części przyzwyczajeń i ich ukrywania, to zestalone kompromisy i uwspólnotowione reżimy podtrzymujące stają się tak dalece częścią mnie, że muszę przebudować swoją codzienność, gdy znikają ci, z którymi z trudem je wypracowywałem. Inni, z którymi współprzeży-wam codzienność, nie tylko więc wcielają się w przedmioty, miejsca, czynności, które dzielimy, ale stają się też częścią mnie samego, mojego doświadczania kolejnych, mijających dni. Utrata partnera jest więc nie tyle utratą innego, który (niezależnie od stopnia zażyłości i bliskości) żyje obok mnie lub ze mną, ale integralnej części mnie samego, bez której nie jestem w stanie być tym, kim byłem dawniej. Czy nie w podobny sposób reagujemy wówczas, gdy odchodzi nie tyle partner, ile wspólnie z nim używane obiekty (gdy trzeba je wyrzucić, gdy przestają działać albo zostają ukradzione)? Czy podobne doświadczenie nie pojawia się wówczas, gdy zmieniamy miejsce naszego zamieszkania albo spędzania czasu wolnego, pracy, pojazd, którym się przemieszczamy na co dzień. Czy każda z tych sytuacji nie stawia nas przez koniecznością zbudowania codzienności od nowa, wypracowania nowych reżimów podtrzymujących? Każdy z tych przypadków wiąże się oczywiście z odmiennymi pod względem siły i natężenia emocji odczuciami, a poszczególne rodzaje straty są nieporównywalne co do swej doniosłości, ale każda z nich pociąga za sobą konieczność zmiany nie tylko tego, co nas łączy i tego w jaki sposób jesteśmy ze sobą powiązani, ale też każdego z nas z osobna.
Wspólnotowy wymiar codzienności nie dotyczy tylko - jak mogłyby sugerować powyższe ustalenia - sytuacji, w których dzielimy z innymi miejsce, a więc relacji pomiędzy tymi, którzy tworzą wspólnotę. Nie mniej istotny, zwłaszcza w kontekście skrajnego zróżnicowania motywów przewodnich, jest wymiar inny, a mianowicie wiążący się z tym, co Tim Dant nazywa zmaterializowanymi interakcjami (Dant 2006). To one, a więc wiedza, technologie, działania, relacje pomiędzy jednostkami, które doprowadziły do wytworzenia używanych jako narzędzi przedmiotów, na podobnej zasadzie jak ci, z którymi dzielę codzienność, zmuszają mnie do negocjowania praktykowanych przeze mnie reżimów podtrzymujących, korygują moje motywy przewodnie. Mogę oczywiście używać każdego w zasadzie przedmiotu w sposób dowolny, ale tego rodzaju innowacyjność będzie często pociągać za sobą, po pierwsze, niepowodzenia w urzeczywistnianiu moich potrzeb, a po drugie - ogromne kłopoty w układaniu sobie relacji z innymi. Mówiąc jeszcze inaczej, przedmioty jako zmaterializowane interakcje to agenci szerszego porządku społecznego, w którym (i to niezależnie od stopnia izolacji) uczestniczymy - i używamy owych przedmiotów, ponieważ zostały przez ten porządek wytworzone. Tym samym
wymuszają one na nas taki sposób adaptowania do środowiska, zaspokajania potrzeb, który ten porządek podtrzymuje, a tym samym również pozwalają na negocjowanie warunków bycia razem z innymi, dzielenia z nimi miejsc, narzędzi i maszyn. Jako najbardziej naoczny, namacalny wyraz i obiektywizacja ładu społecznego dobra materialne działają dwukierunkowo: z jednej strony, redukują nieskończoną wielość możliwych wariantów działania do tych, które reprodukują porządek, z drugiej zaś - narzucają naszej wyobraźni ramy, które sprawiają, iż nie wszystko wydaje się nam możliwe. To one, a nie abstrakcyjne reguły, prawa, zasady moralne, sprawiają, iż porządek trwa oraz możliwe jest współdziałanie i porozumienie z innymi. Przedmioty, choć są naszą prywatną własnością i to my nimi władamy (a przynajmniej upieramy się przy tym, że nie jest na odwrót), stanowią jeden z najważniejszych ze środków transformowania jednostki w jednego z wielu przedstawicieli własnego gatunku i uczestnika partykularnej kultury (Krajewski 2008). Reżimy podtrzymujące - choć ich miejscem jest przestrzeń prywatna i są zawsze dziełem konkretnej jednostki, a więc też nieodmiennie są niepowtarzalne - nie realizują się nigdy w społecznej próżni, a ich dowolność i granice idiosynkratyczności wyznaczają właśnie zmaterializowane w przedmiotach interakcje, które wytworzyły narzędzia, obiekty, maszyny, poprzez które reprodukujemy codzienność.
' Gdy reżim podtrzymujący zawodzi: improwizacja i prowizorka
Paradoks codzienności polega na tym, że chociaż jej sens stanowi niezmienne trwanie, powtórzenie, przewidywalność, to jest ona świadomie doświadczana « tylko wtedy, gdy staje się niecodzienna, a więc wówczas, gdy załamują się reżimy podtrzymujące. To wówczas pojawia się refleksja i samoświadomość, ale również działania zapobiegające chaosowi; to w tych właśnie momentach człowiek musi - by zapobiec chaosowi, który obala bezpieczeństwo i pewność - stać się kreatywny. Nieodłącznym aspektem codzienności są więc, obok fundamentalnej repetycji, improwizacja i prowizorka. Ich podstawowym celem jest stworzenie tymczasowych rozwiązań (chociaż czasami trwają one latami) problemu, który zaburza codzienny rytm działań i sprawia, iż przestają być one cykliczne. Przepalony bezpiecznik można zastąpić kawałkiem drutu i dalej czytać przy świetle lampy ulubioną książkę, chwiejący się stół można ustabilizować kawałkiem złożonej w kostkę gazety, otwieracz do konserw można zastąpić nożem, a zgubioną łapkę do chwytania gorących naczyń rękawem swetra, kiedy brakuje nam soli, możemy ją pożyczyć od sąsiada, a gdy zepsuje się nam telewizor, obejrzeć u niego kolejny odcinek serialu lub choćby go posłuchać przez ścianę. Prowizorka i improwizacja są tym rzadsze, iż bardziej codzienność przenicowana jest przez rynek, w im większym stopniu reżimy podtrzymujące sprawowane są w naszym imieniu przez maszyny, profesjonalistów i fachowców. Korzystając z ich usług, zyskujemy czas i wzmacniamy pewność co do tego, że nastanie jutro, ale też tracimy szanse na poznanie zasad organizujących naszą codzienność i sposobność ćwiczenia wyobraźni. Kiedy jednak do wyboru mamy komfort i bezpieczeństwo z jednej strony, z drugiej zaś samopo-znanie, to zazwyczaj wybieramy ten pierwszy zestaw.