HOMO LUDENS. ZABAWA JAKO ŹRÓDŁO KULTURY 145
Niepewność dotychczasowych definicji zabawy
Psychologia i fizjologia starają się obserwować, opisać i wyjaśnić zabawy zwierząt, dzieci i ludzi dorosłych. [...] Sądzono, że uda się zdefiniować pochodzenie i podłoże zabawy jako wyzbywanie się nadmiaru siły żywotnej. Zdaniem innych istota żywa jest podczas zabawy posłuszna wrodzonemu popędowi naśladowczemu, zaspokaja potrzebę odprężenia, względnie przygotowuje się do działalności poważnej, której będzie od niej wymagać życie, lub też zabawa służy jej jako ćwiczenie w opanowaniu samego siebie. Jeszcze inni poszukują owrej zasady we wrodzonej potrzebie nabycia jakiejś umiejętności lub spowodowania czegoś albo w chęci panowania, albo też podjęcia współzawodnictwa z innymi. Inni znów uważają zabawę za niewinne rozładowanie szkodliwych popędów, za konieczne uzupełnienie zbyt jednostronnego pędu do działania lub zaspokajanie za pomocą fikcji pragnień, niedających się spełnić w rzeczywistości, czyli za podtrzymywanie poczucia własnej osobowości.
Wszystkie te wyjaśnienia łączy to, iż wychodzą one z założeń, że zabawę uprawia się z jakiejś obcej przyczyny, że służy ona jakiemuś biologicznemu celowi. Pytacie, dlaczego i po co uprawna się zabawy? Odpowiedzi, jakich się na ten temat udziela, bynajmniej nie wykluczają się wzajemnie. Można by doskonale zaakceptować równorzędnie wszystkie wyliczone powyżej wyjaśnienia, nie popadając wcale wskutek tego w przykre pomieszanie pojęć. Lecz właśnie z tego wynika, że są one jedynie wyjaśnieniami częściowymi. Gdyby którekolwiek z nich było decydujące, musiałoby albo wykluczać pozostałe, albo też ogarniać je i łączyć w jakąś wyższą całość. Większość prób wyjaśnienia dopiero w drugiej instancji zajmuje się zagadnieniem, czym właściwie jest zabawa jako taka i jakie jest jej znaczenie dla bawiącego się. Analizują one zabawę, posługując się bezpośrednio pomiarowymi metodami nauki eksperymentalnej, nie zwracając uprzednio uw7agi na głęboko w dziedzinie estetyki zakorzenione, specyficzne właściwości zabawy. Z zasady nie opisuje się właściwie pierwotnych właściwości zabawy. I wr stosunku do każdego z przytoczonych wyjaśnień można by postawić pytanie: „No, dobrze, lecz cóż stanowń w istocie dowcip zabawy? Dlaczego niemowlę skwirzy z radości? Dlaczego gracz zatraca się w' swojej namiętności, dlaczego walka zawodnicza doprowadza tysiączne tłumy do szaleństwa?”. Intensywności zabawy nie wyjaśnia żadna analiza biologiczna, a właśnie na tej intensywności, na tej władzy przyprawiania o szaleństwo polega jej istota, w niej tkwi najpierwotniejsza jej właściwość. Natura — zdaje się mówić logiczny rozsądek — mogłaby przecież obdarzyć swoje dzieci wszelkimi pożytecznymi funkcjami, jak rozładowanie nadmiaru energii, odprężenie po wysiłku, przygotowanie do wymogów życia i wyrównanie za to, co nie zostało urzeczywistnione, również i w postaci czysto mechanicznych ćwiczeń i reakcji. Ale dała nam właśnie zabawę wTaz z jej napięciem, jej radością, jej przyjemnością.