214 Wybór autorów polskich
ELŻBIETA JARACZEWSKA ZOFIA I EMILIA* (Fragment)
To mówiąc wprowadził pan Sławiński Władysława do apartamentu Emilii. Szedł za nim z radością młody sąsiad, mocno ciekawy go zwiedzić w przekonaniu, iż ułożenie apartamentu najlepszym jest obrazem zamieszkałej w nim osoby.
Ujrzał najprzód mały pod krucyfiksem klęcznik, na którym leżały książka z ewangeliami, wymowne rady duchowne Fenelona i piękne dziełp O naśladowaniu Chrystusa, tak płynnie przez Matuszewicza tłumaczone. Dalej stała mała wyborcza biblioteka, w której pierwsze trzymali miejsce najsławniejsi pisarze narodowi, tak dawni, którzy i u postronnych nawet na imię klasycznych zasłużyli, jak i spółcześni, Potocki, Niemcewicz, Woronicz, Kropiń-ski, Feliński. Brodziński i wielu innych, których dzieła pełne smaku i piękności do potomnych przejdą. Było tam widać Morawskiego obok Byrona, Jana z Tęczyna i Po jatę koło romansów Walter Scotta i Coopera, Pamiątkę po dobrej Matce i „Rozrywki dla Dzieci”, obok dzieł pani Genlis i Berquina, a zaraz przy klasykach francuskich szczytne ich tłumaczenie przez Osińskiego, który wszystkie ich piękności przelał w naszą mowę i jej szlachetnym brzmieniem czasem nawet je wywyższył nad zastarzałe francuskiego oryginału wyrazy. Między Wergiliuszem zaś i Delille’m słuszne trzymało miejsce Ziemiaństwo Kożmiana, te polskie „Georgiki”, które, powabne narodowe przedstawiając obrazy, podwójnego nabywają wdzięku od harmonii ojczystej mowy, tak nam drogiej jak odgłos zawieszonej na cyprysie umilkłej lutni dla tęschnych dzieci Syjonu. Ujrzał Władysław w innych częściach apartamentu Emilii wszystkie do malowania i robót kobiecych właściwe porządki, duży zielnik, zaczętą z batystu różę przy więdnącym już modelu, pieszczoną na oknie wiewiórkę, smaczno gryzącą obracany w łapkach cukier, wolnego ptaszka Emilii wesoło latającego po pielęgnowanych przez nią kwiatach, ładne ogrodnicze narzędzia i wygodny stół do pisania, na którym leżały w safian oprawne zbiór różnych wypisów i niemniej porządna domowych rejestrów książka. Te wszystkie szczegóły rozwinęły przed Władysławem niewinnego Emilii życia swobodne i użyteczne dotąd zatrudnienia. Mały stoliczek tylko, ozdobiony eleganckimi fraszkami w różnych czasach od siostry i matki przysłanymi Emilii, jak gość się w jej pokoju wydawał.
Zofia i Emilia. Warszawa 1958.
*
,t
2/5
Stanisław Jachowicz
STANISŁAW JACHOWICZ
KILKA SŁÓWEK*
Bajki. I znowu bajki! I nic więcej tylko bajki — powie niejeden. Tak, bajki i to jeszcze dla dzieci. Bajki małe, proste, po większej części bez wszelkich ozdób, czasem tylko powszechny, codzienny wypadek, mały obrazek, powiastka, żarcik, zabawka, nic ważnego. Szkoda czasu. O przebaczcie, na to jedno się nie zgadzam. Ja czasu mego na to wcale nie żałuję. Piosnka przebrzmi, poemat zachwyci, wielka drama wzruszy namiętność, ale bajka nauczy, bajka w pamięci zostanie; z pamięci przejdzie do serca, z serca w życie praktyczne i wyda owoc, owoc pożyteczny. Ja też więcej nie pragnę. Nie pragnę sławy, nie chcę być liczonym w rząd poetów, nawet do tytułu literata nie wzdycham: zresztą nic innego pisać nie umiem; co w moich siłach, tym służę, proszę przyjąć łaskawie. Dość, żem nie próżnował, starałem się użyć koizystnie chwil, które mi od zwykłych zatrudnień pozostają, a cóż ja temu winien, że wysoko latać nie mogę? Nie każdy urodził się orłem.
Proszę mnie surowo nie sądzić; ja znam swoje wady. Nie piszę dla krytyków, piszę dla dzieci różnego wieku i stanu, dzieci niech mnie sądzą. Jeżeli moje dziełko zawiera jaką mniej stosowną naukę, jeślim się ciemno wyraził, jeślim za wysokiej użył przenośni, chętnie się poprawię na przyszłość; ale w tym zbiorze są moje dawniejsze prace, nie dla samych dzieci poświęcone. Znam miejsca, które bym wypuścić lub zamienić powinien; ale zdaje mi się, że już do tego nie mam prawa. Gdybym wypadki przekręcał, zdawałoby się może moim małym czytelnikom, że ja nieprawdę piszę; a to taka prawda! Jeśli dziś czego nie zrozumieją, zrozumieją później, niech zostanie; co napisałem, to już napisałem. Zresztą niejeden krytyk powie może — myśli nie nowe.
A cóż nowego na świecie?— Rymy łatwe. — Bom już wyżej powiedział, że nie piszę dla pochwał. — Częste powtarzania pewnych wyrażeń, a nawet myśli. — Bo piszę dla dzieci, bo chcę, żeby im się było łatwiej nauczyć na pamięć, żeby pewne pożyteczne nauki silniej utkwiły. Dzieci nie znają się na wykwint-ności rymu, jak dla nich piszę, nie będą ode mnie tego wymagały; to tak podobne do tego, co same czasem ukleją. Powtórzą, zaśpiewają moją bajeczkę, a ja tego pragnę, bo ja dla nich pisałem. Panowie krytycy! schowajcie wasze recenzje na coś ważniejszego, o mnie tylko powiedzcie, tak jak już wielu waszych znakomitych poprzedników powiedziało: są to tylko bajki i gdyby były najlepsze, zawsze tylko bajki. Ja się o to nie urażę: bo któż by się
Wstęp do zbioru Powiastki i bajki. Warszawa 1842 (wyd. VI).