;>r> A ){ M I A KONNA
gdy skończyłem - ale dopiero jak si<; ją ze slerly wyciągnie, a on dziobie od razu jak kura ziarno.
To powiedział o Leninie Surowkow, plutonowy ze szwadronu sztabowego; polem poszliśmy spać do stodoły. Spało nas tam sześciu, ze splątanymi nogami, ogrzewając sic; nawzajem, pod dachem dziurawym, przepuszczającym gwiazdy.
Śniłem sny i w snach widziałem kobiety, i jedynie serce moje, zbroczone mordem, chrobotało i wyciekało.
Tłum. Marian Toporowslti
ŚMIERĆ DOKGUSZOWA
Ruchome ściany bitwy przesuwały się w stronę miasta. Koło południa przeleciał obok nas Koroczajcw w czarnej burce — zdegradowany komendant czwartej dywizji, walczący samotnie i szukający śmierci. Cwałując krzyknął do mnie:
- IVzeci<;lo nam drogi, Radziwiłłów i Krody pod
ł
• • • •
ogiuem
z furkotem, cały czarny, o zwę-
L
I zniknął w galopie glonycb źrenicacli.
(Na gładkiej jak deska równinie brygady zmieniały szyk. Słońce przetaczało się w szkarłatnym kurzu. Kanni posilali się w rowach przydrożnych. Siostry miłosierdzia leżały na trawie i śpiewały półgłosem. Zwiadowcy od Afońki bobrowali po polach szukając zabitych i umundurowania. A f o ii -ka przejechał dwa kroki ode umie i powiedział nie odwracając głowy:
Nabili nam pyski. Jak dwa razy dwa. Chodzą gadki
0 naezdiwie, zdejmują go. Chłopaki w niepewności... Polacy doszli do lasu, ze trzy wiorsty od nas, i ustawili
karabiny maszynowe gdzieś w pobliżu. Kule ujadają i pogwizdują. Ich skargi stają się nieznośne. Pociski wbijają si<; w ziemię i grzebią w niej drżąc z niecierpliwości. Wytiagajczenko, dowódca pułku, chrapiący w słonecznej spiece, krzyknął przez sen i obudził się. Wsiadł na konia
1 pojechał do szwadronu straży przedniej. Twarz miał wymiętą, w czerwonych bruzdach od niewygodnego spania, a kieszenie pełne śliwek.
— Sukine dzieci — powiedział gniewnie i wypluł pestkę - - no i masz babo placek, Timoszka, dawaj sztandar!