Kiedy pod koniec lat SO. i na początku 60., uczyłem w siódmej klasie tradycyjnej szkoły podstawowej, próbowałem nauczyć swoich uczniów działań arytmetycznych, korzystając z podanych w podręczniku algorytmów. Gdy któregoś dnia wprowadzałem dzielenie ułamków, zastosowałem zwykłą procedurę: „Odwracacie jeden z ułamków, zmieniacie znak dzielenia na znak mnożenia, a następnie wykonujecie mnożenie.”
Jedno z najbystrzejszych dzieci w klasie, Jimmy Jones, podniósł rękę i zapytał (stanowczym głosem): „Dlaczego? Ależ to w ogóle nie ma sensu!” Pomyślałem chwilę (byłem zakłopotany) i powiedziałem: „Nie wiem. Ale dowiem się”. Później pytałem o to kilku nauczycieli uczących w siódmych klasach, ale nie wiedzieli. Poszedłem więc i zapytałem nauczycieli uczących w ósmych klasach, wyobrażając sobie, że muszą wiedzieć więcej niż nauczyciele pracu-jący w młodszych klasach, ale oni także nie wiedzieli. Dowiedziałem się, że w szkole średniej jest dwóch matematyków z doktoratami. Byłem pewien, że loni będą wiedzieli. Poszedłem i zapytałem też innych nauczycieli matematyki z tej szkoły. Oni także nie wiedzieli! Przeczucia podpowiedziały mi wówczas, że jako 'matematycy popadliśmy w niezłe tarapaty; naprawdę było coś nie tak. Kilka lat później, w szkole wyższej, odkrywanie Piageta zaczęło pomagać mi w zrozumieniu tego rodzaju dylematów. Dziękujemy ci, Jimmy Jones.
Moim zdaniem matematyka jest dziedziną, w której tradycyjne, niekon-struktywiczne metody (jak te, których używałem jako nauczyciel siódmej klasy) przynoszą1 najwięcej szkodliwych skutków dla szkolnego uczenia się dzieci. Dzieci przychodzą do szkoły z własną, często dobrze rozwiniętą i autonomicznie stworzoną|,nieformalną” wiedzą arytmetyczną (Baroody, 1987; Ginsburg, 1977; Kamii, 1985, 1994). Potrafią już zwykle liczyć i prawie zawsze mają jakieś intuicyjne (rozumienie operacji dodawania i odejmowania. Nauczanie zaczyna się od symboli i obliczeń. O wiele za często metody oraz programy