ciwko zacieśnianiu istniejących więzów, które znajdowały swe odbicie w projektach i dążeniach do detronizacji Augusta II czy to jako ^króla polskiego, czy jako elektora saskiego. Celem ich byłoby zerwanie unii personalnej.
Tendencje do zwiększenia zakresu władzy monarszej spotykały się w Rzeczypospolitej z jeszcze ostrzejszym przeciwdziałaniem niż w Saksonii. August II usiłował osiągnąć ten cel bądź pod naciskiem utrzymywanego w Polsce i na Litwie wojska saskiego, bądź przez podboje odpadłych od Rzeczypospolitej terytoriów, których odzyskanie miało się związać z przyznaniem Wettynom sukcesji tronu polskiego, bądź też przy współdziałaniu sąsiadów, którym w zamian król był gotów oddać część ziem Rzeczypospolitej. Szlachta polska miała być postawiona wobec faktu dokonanego, na jej współdziałanie dwór saski nie liczył, najwyżej na wykorzystanie antagonizmów magnacko-szlacheckich czy rywalizacji fakcyjnych. Istotnie, nawet niewielka grupa magnaterii, która 6we wywyższenie zawdzięczała protekcji królewskiej i czuła się związana z Augustem II, była negatywnie nastawiona wobec planów ograniczenia złotej wolności. Wkrótce okazało się, że siły saskie były za słabe dla ujarzmienia Rzeczypospolitej, plany aneksyjne nieosiągalne, zaś sąsiedzi słuchali chętnie podszeptów co do rozbioru, ale nie zamierzali w zamian przyłożyć się do wzmocnienia pozycji Wettyna. W ten sposób polityka Augusta II zakończyła się fiaskiem. Co gorsza — planowane zamachy na istniejący ustrój Polski nie tylko wzmogły zastrzeżenia przeciwko wszelkim reformom, ale przyzwyczaiły szlachtę i zwłaszcza magnatów <io szukania oparcia zewnętrznego przeciwko własnemu królowi. Droga, na którą weszła magnateria polska od czasu „potopu” szwedzkiego, miała znaleźć swe uzasadnienie w oporze przeciwko lekceważącemu polskie interesy Sasowi.
Otwarty antagonizm między dążeniami monarchy i rzesz szlacheckich powodował również ujemne skutki w funkcjonowaniu całego aparatu państwowego. Dalszemu osłabieniu uległy wszystkie niemal organa władzy centralnej. Bez skrupułu zrywane bywały sejmy, nawet w obliczu wkraczającego do kraju nieprzyjaciela, jak w 1702 r. Doszło do tego, że za Augusta III tylko jeden sejm zdołano szczęśliwie zakończyć. Konfederacje, które w trudnych momentach miały zastępować szwankujące -organy normalnej władzy, wykorzystywane były przede wszystkim do walki fakcyjnej, albo dla podważania pozycji króla. Wobec niedostatków władzy administracyjnej, nie dysponującej szerzej rozwiniętym aparatem biurokratycznym, nie można było wprowadzać w życie tych uchwał i postanowień, które po przezwyciężeniu wszelkich trudności były ostatecznie przyjmowane przez Rzeczpospolitą.
Niewiele sprawniej funkcjonowały organa władzy prowincjonalnej — sejmiki i doraźnie organizowany przez nie aparat administracyjny. Sej-
miki narażone były również na zrywanie, a dominujący wpływ na ich decyzje miały różne rody czy fakcje magnackie. W niewielkim stopniu decydowano o sprawach państwowych na miejscu obrad sejmikowych; główny punkt ciężkości rządów przesunął się do zamków i pałaców magnackich. Nie tylko były one ośrodkami kierującymi zgodnie z najlepszymi zasadami absolutyzmu wielkimi latyfundiami, które urastały niemal do roli samodzielnych państewek, z własnym wojskiem, administracją, niekiedy dyplomacją. W nich także zapadały decyzje dotyczące spraw całej Rzeczypospolitej, realizowane potem przez zrzeszonych w fakcje magnatów i ich klientele na sejmikach, sejmach czy w trybunałach. Rzeczpospolita uległa daleko posuniętej decentralizacji. Nie przybrała ona wprawdzie postaci formalnej i inaczej niż w Rzeszy Niemieckiej nie doszło do uzyskania przez państwa magnatów czy ich strefy wpływów specjalnego statusu prawnego. Potęgował się przecież stan anarchii. W tych warunkach trudno było oczekiwać konsekwentnego oddziaływania na stosunki międzynarodowe przez Rzeczposoplitą, w której mnożyła się liczba ośrodków dyspozycyjnych. Wewnętrzna rywalizacja mogła zaś być z łatwością wykorzystywana przez sąsiednie państwa, ułatwiając ich ingerencję w sprawy polskie.
Nie dysponowała także Rzeczpospolita wojskiem zdolnym do obrony jej interesów i popierania poczynań dyplomatycznych. Jeszcze w toku wojny północnej armia polska i litewska liczyła chwilami prawie 50 000 ludzi, nie najlepiej wszakże uzbrojonych i wyszkolonych, słabo zdyscyplinowanych, bo żle płatnych. Po zredukowaniu liczby wojska na sejmie 1717 r. do 24 000 (faktycznie do 18 000) Rzeczpospolita przestała operować armią liczącą się w ówczesnych stosunkach. Wprawdzie w tym czasie redukcji uległy również inne armie europejskie, wskutek wyczerpania fiskalnego wywołanego długim okresem wojen. Stan taki nie trwał jednak długo — tymczasem w Rzeczypospolitej do końca omawianego okresu nie zaszły żadne poważniejsze zmiany w liczebności wojska. Zaniedbano nawet tego, by z kilkunastotysięcznej armii stworzyć kadrę, umożliwiającą pomnożenie jej liczby w razie potrzeby. Poziom bojowy i przygotowanie wojska Rzeczypospolitej było niesłychanie niskie, a wszelkie próby naprawy tego stanu rzeczy, przeprowadzenia niezbędnych dla bezpieczeństwa kraju reform skarbowo-wojskowych napotykały stale na stanowczy opór fakcji magnackich, zainteresowanych w danym momencie utrzymywaniem państwa w stanie słabości, zwykle też współdziałających pod tym względem z jakimś obcym ośrodkiem dyspo-zycyjnym. Fakt jednoczesnego istnienia mniej lub więcej licznych wojsk magnackich nie stanowił żadnego zabezpieczenia dla granic Rzeczypospolitej. Bywały one bowiem zwykle wykorzystywane dla celów prywatnych i walki fakcyjnej.
*2 — Historia dyplomacji polskiej t. 2 0 07
/