sytuacji osoby mniej od nas doświadczone w sprawach lagru mogłyby łudzić się nadzieja, że przeżyją i doczekają się wolności. My nie, my wiemy, jak się rzeczy maja: to wszystko jest darem losu i jako takim należy cieszyć się nim możliwie jak najintensywniej i od razu; lecz co do jutra nie ma pewności. Za pierwsze naczynie, które stłukę, za pierwszy błąd w obliczeniach, za moment nieuwagi wrócę męczyć się na wietrze i w śniegu tak długo, dopóki tak jak inni nie będę nadawał się do pieca. A poza tym kto może wiedzieć, co będzie, gdy przyjdą Rosjanie?
Bo Rosjanie przyjdą. Ziemia nocą i dniem drży pod ich nogami: milczącą Buna rozbrzmiewa stłumionym i głuchym. nieprzerwanym Już odgłosem artylerii. W powietrzu czuje się naprężenie i zuchwałość. Polacy przestali pracować. Francuzi chodzą znowu z podniesioną głową. Anglicy przymrużając oko witają nas ukradkiem - i nie zawsze ukradkiem - literą WV" z rozstawionych palców.
Ale Niemcy są głusi i ślepi, opancerzeni swym uporem i rozmyślnym nieprzyjmowaniem do wiadomości faktów. Znowu oznaczyli datę rozpoczęcia produkcji gumy syntetycznej: ma to nastąpić 1 lutego 1945. Kopią schrony i okopy, naprawiają szkody, budują, walczą, rozkazują, organizują i zabijają. Co innego mogliby robić? Są Niemcami; ich postępowanie nie Jest przemyślane i zadecydowane, lecz wypływa z ich natury i losu. jaki sobie wybrali. Nic mogliby postępować inaczej; jeżeli zrani się ciało umiera jącego, rana zacznie się zabliźniać, mimo że samo ciało umrze niedługo.
Każdego ranka teraz, przy podziale drużyn, kapo przed innymi wywołuje nas trzech z laboratorium, die drei Lenie vom Labor. W obozie wieczorem i rano jestem jednym ze stada, lecz w ciągu dnia. przy pracy, mam dach nad głową i ciepło, nikt mnie nie bije; bez większego ryzyka kradnę i sprzedaję mydło i benzynę i może dostanę bon na skórzane buty. Zresztą, czy to można nazwać pracą? Praco
ać - to znaczy popychać wagony; dźwigać belki, rozbijać lenie, wykopywać ziemię, chwytać gołymi rękami zma-ięte żelazo. Ja tymczasem siedzę cały dzień, mam zeszyt i ołówek, dano mi nawet książkę, abym sobie przypomniał etody analityczne. Mam szufladę, w której mogę schować ret i rękawiczki, a kiedy chcę wyjść, wystarczy, abym przedził Hen Stawinogę, który nigdy nie odmawia ani -żeli się spóźnię - o nic nie pyta; wygląda, jakby otacza-ca nas ruina sprawiała mu fizyczny ból.
owarzysze z komanda zazdroszczą mi i mają rację: ż nie powinienem uważać się za szczęśliwego? Ale gdy lko rano ucieknę przed uderzeniami wściekłego wiatru I przekroczę próg laboratorium, zaraz zjawia się przy mnie taly towarzysz chwil wytchnienia. Ka-Be i niedzielnego rpoczynku: ból wspomnienia, stara okrutna tęsknota zyskaniem dawnego człowieczeństwa, która skacze mi i
rdla jak pies, w chwili gdy świadomość dochodzi < głosu. Wówczas biorę ołówek i zeszyt i piszę to, czego r
Poza tym są tu kobiety. Od ilu miesięcy nie widziałem biety? Nierzadko spotykało się w Bunie robotnice polskie i ukraińskie w pantalonach i kurtkach skórzanych, tak lasywne i grubiańskie jak mężczyźni. W lecie były spocone i czerwone, w zimie opatulone w grube okrycia; pracowały łopatą i kilofem i nie uważało się ich za kobiety.
Tu jest co innego. Wobec dziewcząt z laboratorium zyscy trzej chcielibyśmy się zapaść pod ziemię ze wstydu I zakłopotania. Wiemy, jak wyglądamy; widzimy się wzajemnie. a czasem przeglądamy się w przejrzystym szkle. Jesteśmy śmieszni i odrażający. Nasze czaszki są łyse w poniedziałek, a w sobotę pokryte krótkim, czarniawym meszkiem. Twarze mamy opuchnięte i żółte, stale poznaczone szramami przez spieszącego się fryzjera, a często sińcami i szkaradnymi bliznami; szyje mamy długie i sękate, jak oskubane kury. Nasze ubrania są nieprawdopo-
155