48 Cżęść pierwsza. Powstanie mowy
wanych przez siebie znaków, lecz tylko wyuczyły się ich w nieuświadamia-nym przez opiekunów akcie tresury; wcale zatem nie komunikowały się świadomie, lecz tylko wciąż na nowo powtarzały przynoszące sukces, bo prowadzące do nagrody, zachowania. Nigdy też, zdaniem krytyków, nie doszło w istocie do prawdziwie spontanicznego i kreatywnego stosowania przez nie znaków. Szympansy przeważnie reagowały jedynie na pytania swoich trenerów i niemal ani razu same z siebie nie stały się aktywne językowo. Wytwarzane przez nie ciągi znaków były poza tym o wiele uboższe niż wypowiedzi językowe małych dzieci, nawet w najwcześniejszych fazach nauki mówienia. A wreszcie w ciągach tych nie sposób było rozpoznać jakiegokolwiek porządku gramatycznego, żadnej składni, która jest kośćcem każdego prawdziwego języka.
Następstwa tej krytyki, która naukowców uczestniczących w eksperymentach z małpami usytuowała w roli mimowolnych poskramiaczy, byty druzgocące, zarówno z naukowego, jak i finansowego punktu widzenia. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych tej tak niespodziewanie okrytej niesławą dyscyplinie badań udało się podźwignąć po doznanej porażce.
Było to przede wszystkim zasługą psycholog Sue Savage-Rumbaugh i wychowywanego przez nią szympansa karłowatego (bonobo) o imieniu Kanzi. Badaczka już na początku lat osiemdziesiątych zaczęła od nauczenia zastępczej matki Kanziego, Mataty, opracowanego pierwotnie dla szympansią Lany znakowego języka yerkish (por. s. 47). O ile jednak w przypadku Mataty wszelkie wysiłki spełzły na nicstym, o tyle jej maty przysposobiony syn Kanzi, który cały czas przebywał z nią, całkowicie mimowolnie i niejako „przy okazji” nauczył się abstrakcyjnych symboli geometrycznych (leksygra-mów), a poza tym wielu słów mówionego ję2yka angielskiego swojej opiekunki. Była to wyraźna wskazówka, że zwierzętom - podobnie jak ludziom - nauka mówienia przychodzi najłatwiej w wieku dziecięcym. Elementów mowy nie trzeba im wtedy mozolnie wpajać, gdyż rozwijają się one same, jeśli w otoczeniu występuje wystarczająco wiele bodźców językowych.
Stwierdzenie to miało duży wpływ na przebieg dalszej pracy z Kanzim. Podczas gdy wcześniejsze doświadczenia z szympansami odbywały się częściowo w pomieszczeniach laboratoryjnych, eksperyment z Kanzim prowadzono na ogół pod gołym niebem, w rozległym lesie. Opiekunowie towarzyszyli bonobo przez całą dobę podczas jego wędrówek, „rozmawiali” z nim o codziennych wydarzeniach za pomocą leksygramów, gestów i języka mówionego i zachęcali go, by robił to samo. Nie było żadnego wykraczającego poza te kontakty nauczania, nie dawano też zwierzęciu nagród - eksperyment odbywał się w swobodnych, sprzyjających komunikacji warunkach, podobnych do tych, w jakich uczą się mówić dzieci, w atmosferze wykluczającej jakikolwiek rodzaj tresury.
W wyniku tego dobrowolnego treningu Kanzi wkrótce regularnie posługiwał się leksygramami, by w określonych sytuacjach spontanicznie wyrażać swoje myśli, i grupował je, po części w sposób przypominający kolejność słów w języku angielskim, w sensowne zdania dwu- lub trójwyrazowe. Jeszcze bardziej zdumiewające były jego zdolności w rozumieniu języka, i to także w odniesieniu do języka mówionego. Jego bierny zasób słów, liczony według surowych kryteriów, obejmował co najmniej 150 wyrazów mówionego języka angielskiego. Kanzi był w stanie bez problemu odróżnić zdanie „idź do lodówki i przynieś pomarańczę” od zdania „zanieś pomarańczę do lodówki”. W serii testów, podczas których wydawano mu wiele poleceń tego rodzaju (wcześniej mu nieznanych), w około 80 procentach przypadków zareagował prawidłowo - w przypadku dwuletniej dziewczynki, która w celach porównawczych miała rozwiązać te same zadania, liczba prawidłowych reakcji wyniosła „tylko” 64 procent.
Zdolności Kanziego przerosły tym samym osiągnięcia, przypisywane Wa-shoe, Lucy oraz innym szympansom, i dlatego można je też uważać za swoistą rehabilitację projektów ocenionych negatywnie w latach osiemdziesiątych. Oczywiście, jest to możliwe tylko dlatego, że Savage-Rumbaugh, w przeciwieństwie do swoich poprzedników, drobiazgowo dokumentowała i analizowała statystycznie wszystkie wypowiedzi językowe Kanziego i ich kontekst. W ten sposób nie tylko odsunęła podejrzenia o tresurę, lecz także zarzuty bezmyślnego powtarzania przez zwierzę wybranych powiedzonek i przeceniania jego przypadkowych osiągnięć.
Nie ma wątpliwości, że „mówiące małpy” po dziesięcioleciu milczenia znowu są z nami - a wraz z nimi także pytanie o sięgające świata zwierząt korzenie struktury naszego umysłu.