98 Część pierwsza. Powstanie mowy
Dodatek
RODZINY JĘZYKOWE I „PRASŁOWA”
Po płonnych nadziejach dziewiętnastowiecznych badaczy, że będzie możliwe zrekonstruowanie „prajęzyka rodzaju ludzkiego” (por. s. 23), na początku XX wieku w językoznawstwie nastąpił przełom. Ogólną akceptaq‘ę zyskał pogląd, że za pomocą metod językoznawstwa porównawczego można odtwarzać sytuację językową tylko w okresie ostatnich 6-8 tysięcy lat Ze stanowiskiem tym zgadza się dzisiaj większość lingwistów (por. s. 25).
Nie zniechęcało to jednak badaczy-amatorów i naukowych autsajderów od poszukiwania „prajęzyka”. W ostatnim czasie także pozostająca jednak w mniejszości część językoznawców-specjalistów znowu wierzy, że uda im się przekroczyć przyjętą dla rekonstrukcji językowych granicę czasową i sięgnąć głębiej w językową przeszłość ludzi. Próby te wciąż jeszcze często są wyśmiewane, ale w środowisku językoznawców porównawczych stały się marginesowym nurtem, którego nie można już dłużej ignorować.
Najważniejszą spośród takich prób podjęto w Związku Radzieckim. W 1964 roku rosyjscy lingwiści, Władistaw M. Illicz-Switycz i Aaron B. Dotgo-polski niezależnie od siebie opublikowali prace, w których sześć uznawanych powszechnie europejskich, azjatyckich i afrykańskich rodzin językowych uznali za jedną wspólną makro- lub megarodzinę. Miały do niej należeć rozpowszechnione na szerokich obszarach Europy i Azji Środkowej języki indoeuropejskie, występujące w Afryce Północnej i na Półwyspie Arabskim języki afroazjatyckie, używane na Syberii języki ałtajskie, języki ural-skie z północnej Rosji, potudniowokaukaskie dialekty znad Morza Czarnego i rozpowszechnione w Indiach języki drawidyjskie.
Obydwaj rosyjscy badacze nie ograniczyli się jedynie do stwierdzenia pokrewieństwa, lecz przystąpili także do rekonstrukcji wspólnego im prajęzyka nostratyckiego, który ich zdaniem pierwotnie istniał u źródeł tych sześcin rodzin językowych. Illicz-Switycz metodą porównywania słów zgodnie z klasycznymi regułami językoznawstwa (por. s. 27), zrekonstruował ponad 350 nostratyckicb rdzeni i napisał nawet wiersz w tym języku. Tymczasem Bol-gopolski - który w latach siedemdziesiątych XX wieku wyemigrował do Izraela - wraz z innymi badaczami rozbudował nostratycki praleksykon do ponad 1000 rdzeni, to znaczy odtworzonych tematów wyrazów.
Na Zachodzie z powodu zimnej wojny i wynikającego z niej odizolowania, także i świata naukowego, wysiłki te były przez długi czas w dużej mierze nieznane. I tak w Stanach Zjednoczonych Joseph H. Greenberg - niezwykłe ceniony, chociaż nieco kontrowersyjny językoznawca - wraz z kilkoma kolegami zrekonstruował podobnie zdefiniowaną, choć różniącą się szczegółami od koncepcji rosyjskiej, nadrodzinę eurazjatycką.
Większość specjalistów zajmujących się językoznawstwem porównawczym odnosi się do tych projektów sceptycznie lub je odrzuca. Podnoszą oni argument, że hipotezę o nostratyckiej czy też eurazjatyckiej makrorodzinie zbudowano jedynie na podstawie podobieństw słownictwa, ale bez uwzględnienia zbieżności w gramatyce, co byłoby wskazane, gdyż gramatyczne struktuiy składniowe języka są o wiele trwalsze niż jego słownictwo i dlatego stanowią dużo pewniejszą oznakę pokrewieństwa. Krytycy wskazują poza tym na fakt, że leżące u podstaw rekonstrukcji praleksykonu nostratyc-kiego indoeuropejskie oraz pochodzące z innych rodów językowych rdzenie stów same są jedynie rekonstrukcjami, które nie zostały poświadczone wżadnym żywym lub zachowanym na piśmie języku (por. s. 27 i n.). W przypadku języka nostratyckiego chodzi zatem niejako o „rekonstrukcję drugiego stopnia”, która musi się wydawać dużo mniej wiarygodna niż pierwotne odtworzenie prajęzyka poszczególnych rodzin językowych.
Zwolennicy hipotezy nostratyckiej wnioskują na podstawie pewnych przestanek, że rekonstruowanym przez nich językiem mówiono pod koniec ostatniego zlodowacenia, około 12-15 tysięcy lat temu. Wyniki badań archeologicznych dowodzą jednak, że w tym okresie istniała w Eurazji jednak cala grupa wyraźnie różnorodnych kultur regionalnych (por. s. 95). \ifydaje się zatem mało przekonujące, iż wszystkie one posługiwały się jednolitym językiem lub choćby tylko bardzo podobnymi do siebie dialektami. Gdyby rzeczywiście założyć istnienie takiego protojęzyka rozpowszechnionego na wielkich obszarach Eurazji, to na podstawie modelu wyjścia z Afryki (por. s. 56), zdecydowanie bardziej należałoby oczekiwać jego pojawienia się w okresie migracji wczesnych ludzi współczesnych i kolonizowania przez nich Azji i Europy, to znaczy około 40 tysięcy lat temu.
Gdyby jednak rzeczywiście język nostratycki istniał mniej więcej 12-15 tysięcy lat temu, to mógłby raczej być na określonym obszarze językiem regionalnym, który dopiero jakiś czas później rozprzestrzeni! się na bardziej rozległych terytoriach i podzielił na grupy dialektów. Niektórzy specjaliści zakładają, iż ekspansja taka mogłaby mieć miejsce na przykład 8-10 tysięcy lat temu w związku z rozpowszechnianiem się gospodarki rolniczej poza jej bliskowschodnią kolebką (por. s. 29).
Dla niektórych badaczy koncepcje tego rodzaju nie są jednak wystarczająco wnikliwe i znowu szukają oni, jak robiło to już wielu dziewiętnastowiecznych uczonych (por. s. 23), jedynego prajęzyka całej ludzkości, który zgodnie z teorią o Ewie musiałby być w użyciu jeszcze przed wykształceniem się języka nostratyckiego i podobnych protojęzyków. Gdyby przyjąć „bardzo prawdopodobne założenie, że gatunek ludzki wyewoluował sto tysięcy lat temu w Afryce - pisał w 1991 roku brytyjski prehistoryk Colin Renfrew - czy byłoby nie do pomyślenia, że w dzisiejszej różnorodności ludzkich języków mogły przetrwać odległe echa słów (...) owego jedynego hipotetycznego prajęzyka, który można by nazwać «protojęzykiem światowym*?”6