go przyjaciele. Byl łubiany i szanowany. Cieszył także szczególnym przywilejem — przyjaźni* cenni Józefa zwanego drugim. Stryja Waszej Wysokoki. który to wielokrotnie raczył zlecać mu misje wymagające wielkiej inteligencji.
W 1768 roku poślubił moją matkę Magdalenę f^hristiani, wdowę po holenderskim generale, z którą przeżył w szczęściu małżeńskim kilkanaście lat, aż do jej śmierci. Jestem jedynym owocem tego związku. Po wielu latach pożytecznej pracy podjął decyzję o dymisji ze służby Księcia Liechtensteinu, jego dobroczyńcy, lecz zawsze pozostawał w związkach z dworem, służąc cesarzowi.
Jestem świadoma, jak wiele zawdzięcza! mój ojciec ludzkiej dobroci serca i naturalnej chęci wspierania się nawzajem. Wiele istnień ludzkich, których historia zaczęła się równie nieszczęśliwie jak historia mojego ojca. przepadło i rozpłynęło się w chaosie świata. Niewiele z dzieci niewolników o czarnej skórze miało szantę osiągnąć w życiu tak wysoką i znaczącą pozycję jak mój ojciec. Lecz właśnie dlatego jego przypadek jest taki znamienny — pokazuje, że jako istoty stworzone Boską ręką, jesteśmy Jego dziećmi, a wobec siebie braćmi.
Zarówno ja, jak i wielu przyjaciół świętej pamięci mojego ojca, którzy już napisali w tej sprawie do Wa-szej Wysokości, zwracamy się o wydanie ciała mojego ojca i pozwolenie na jego chrześcijański pochówek.
Z nadzieją —
Józefina von Feuchterslcbcn
U Maorysów
mumifikowano głowy zmarłych członków rodziny i przechowywano je jako przedmiot żałoby. Kolejne stadia mumiGkacji to — parowanie, wędzenie i natłuszczanie. Poddane takim zabiegom głowy zachowywały się w dobrym stanie, z włosami, skórą i zębami.
Podróże doktora Blaua II
Wydobywał się teraz z ciała samolotu długimi tunelami, podążając za strzałkami i podświetlonymi informacjami, które łagodnie dzieliły pasażerów na tych, którzy dotarli do celu, i tych wciąż w drodze. Strumienie ludzi na wielkim lotnisku zlewały się, a potem rozchodziły na nowo. Ta bez bolesna selekcja doprowadziła go do ruchomych schodów, a potem długiego, szerokiego korytarza, gdzie płynność została przyspieszona ruchomym chodnikiem. Ci, którym się spieszyło, korzystali z dobrodziejstwa techniki i teraz na taśmie wskakiwali w inny czai — krocząc niespiesznie, prześcigali innych. Minął oszkloną palarnię, gdzie wyposzczeni długim lotem amatorzy nikotyny z wyrazem błogości na twarzy oddawali się nałogowi. Wydali się doktorowi osobnym gatunkiem, który żyje w innym środowisku, nie w powietrzu, ale w mieszance dymu i dwutlenku węgla. Patrzył na nich przez szybę z lekkim zdziwieniem, jak na stwory w terrarium — w samolocie sprawiali wrażenie tak
163