bu i. i 111
154 Rozdział III. Wzlot i upadek Bohatera Polaków
Jak każdy neurotyk znajdujący się w stanie głębokiej frustracji, Konrad groźbą i prośbą pragnie odebrać Bogu jego rzekomą władzę nad ludźmi. Ale doprawdy, bardziej niż ów fantazmatyczny Bóg podejrzany jest ten romantyczny histrion z gębą pełną słów współczucia i miłości. Typowo polska przewrotność przybrała bowiem tym razem najbardziej ohydną formę. Gdyby bowiem Konrad posiadł w końcu władzę nad ludźmi, w imię miłości odebrałby im wolność decydowania o sobie.
Chcę czuciem rządzić, które jest we mnie;
Rządzić jak Ty wszystkimi zawsze i tajemnie: —
Co ja zechcę, niech wnet zgadną,
Spełnią, tym się uszczęśliwią,
A jeżeli się sprzeciwią,
Niechaj cierpią i przepadną.
(ID, 163)
To jest obłęd. Romantycy często redukowali byty do hieroglifów, znaków i słów. Jakub Bóhme, ich podziwiany wzór, zamienił ludzi w litery swego fantazmatycznego pisma. Przemienionych w słowa Polaków Konrad uszczęśliwiłby siłą, układając z nich swój niepoczytalny poemat szamańskiej mocy. Najwyższy z czujących wie bowiem najlepiej, jakiego życia potrzebują rodacy, co jest ich chwałą i pięknem, co jest ich nadzieją i wyzwoleniem. Miłość do narodu stała się uzasadnieniem jego uzurpacji. Uszczęśliwiłby naród, odbierając mu wolność.
Niech ludzie będą dla mnie jak myśli i słowa,
Z których, gdy zechcę, pieśni wiąże się budowa; —
Mówią, źe Ty tak władasz!
Wiesz, żem myśli nie popsuł, mowy nie umorzył:
Jeśli mnie nad duszami równą władzę nadasz,
Ja bym mój naród jak pieśń żywą stworzył,
I większe niźli Ty zrobiłbym dziwo,
Zanuciłbym pieśń szczęśliwą!
(III, 163)
Zakończenie „badań” natury Stwórcy znamionuje histeryczne wręcz zniecierpliwienie milczeniem Boga. Słynne „oddalenie” Konrad wypomina Mu
4. Fantazmaty religijne romantycznego maga kilkakrotnie, za każdym razem zaklinając, żebrząc lub grożąc. Ale ten nieszczęsny frustrat nie wie, że dobry Bóg monoteizmu etycznego musi pozostać Bogiem ukrytym, inaczej człowiek cywilizacji judeo-chrześcijańskiej nie jawiłby się samemu sobie jako „ofiara tajemnicy nieprawości”, która czyni go we własnych oczach godnym litości i gniewu, nagrody i kary.22
W rozumowaniu Konrada tkwi poważny błąd. Żąda on rozmowy z własnym fantazmatem. To, co nazywa Bogiem, jest przecież projekcją jego osobowości, przeżartej pychą i zafascynowanej władzą nad ludźmi, wyalienowaną w postaci wyobrażenia. Jest jego „cieniem”, który zgodnie z psychologią głębi symbolizuje jego „drugą stronę”, jego „ciemnego brata”, pierwotną predyspozycję jego natury, stłamszoną w chwilach „normalnych” i ujawnianych przed sobą w momentach uniesienia.23 Bóg Konrada jest po prostu jego sobowtórem, który nie zdołał uformować się w zjawę. Nie objawił się mu jako postać i dlatego Konrad, którego ,ja” nie zostało rozdwojone, nie może w żaden sposób nawiązać rozmowy z samym sobą.
Własny „cień” Konrada przesłonił mu całkowicie strukturę Wielkiej Całości, której nie może dociec, ponieważ nic go ona nie obchodzi. Tym właśnie różni się od Guślarza z części II i dlatego musi ponieść klęskę. Albowiem w rzeczywistości Dziadów Bóg chrześcijan, co prawda, milczy, ale przecież działa i Konrad doświadczy skutków tego działania. Wielka Całość znajduje się we władaniu dobrego Boga, który stwarzając ją, ustalił panującą w niej hierarchię bytów. Konrad może zburzyć tę hierarchię w wyobraźni, ale w świecie Dziadów trwa ona nadal. Jest rzeczywistością.
Zniecierpliwiony milczeniem Boga, Konrad szykuje się w końcu do wykrzyczenia Mu najprawdziwszej prawdy o Jego naturze. Mieści się ona w jednym wyrazie. Przeistoczywszy się więc w wyobraźni w działo, ładuje w romantyczną kolubrynę to słowo-pocisk, które ma zburzyć całą judeo-chrześcijańską cywi-; lizację, ufundowaną na wierze w dobrego Boga. Kiedy to słowo, istniejące już w jego świadomości jako „słowo wewnętrzne”, stanie się „słowem zewnętrznym”, głosem wyrzuconym we wszechświat, judeo-chrześcijańska wizja Wielkiej Całości rozpadnie się w gruzy.
Widzisz to moje ognisko — uczucie,
Zbieram je, ściskam, by mocniej pałało,
Wbijam w żelazne woli mej okucie.
Jak nabój w burzące działo.