130 Rozdział III. Wzlot i upadek Bohatera Polaków i
130 Rozdział III. Wzlot i upadek Bohatera Polaków i
WMd MM Ni ftW\l O jT • M ft n u
powiadał, lecz spisał ją „na przyszłe czasy”. Los orędzia został w ten sposób [ związany z losem tekstu w historii. Ponieważ słowa Boga są niezniszczalne, [ zwój, nawet spalony lub porwany na kawałki, zawsze będzie się odradzał.8 f Tylko tekst jest bowiem w stanie oddziaływać na ludzi dłużej niż jedną jedyną I chwilę. Tylko tekst może wprowadzić myśl do wieczności w czasie i objąć swym I oddziaływaniem dzieje.
Konrad ma świadomość, że improwizacja, poezja wygłoszona „głosem żywym” i nie zapisana, zabezpiecza jego myśl przed jakimkolwiek odbiorcą I w przyszłości i odcina go w ten sposób od historii. Wie, że zapis pozwoliłby | przeistoczyć jego myśl w tekst, w „ciało mistyczne”, które można rozdać I ludziom poza czasem i poza przestrzenią autora. Toteż całkowicie rozmyślnie I właśnie dzięki improwizacji skazuje swoją poezję na niezaistnienie w historii.
A w każdym razie nie dopuszcza do utrwalenia w świadomości narodowej | orędzia zawartego w Wielkiej Improwizacji. Kiedy skończy mówić, nie po- I wstanie tekst. Oczywiście pamiętamy, że znajdujemy się w rzeczywistości 1 III części Dziadów i mówimy o czynnościach Konrada, a nie Mickiewicza, [ który, na odwrót, chcąc tę wielką sprawę przekazać „na przyszłe czasy”, musiał ją oczywiście zapisać. W rzeczywistości III części Dziadów prawdziwe oblicze I Konrada-poety nigdy i nikomu nie będzie znane. I nigdy też jego myśl nie I zostanie pohańbiona przez niepowołanego odbiorcę.
Wszystko to każe nam podziwiać niezwykłą przezorność Konrada. Skądinąd | przecież wiadomo, że dobrani lub nawet przygodni słuchacze improwizatora j zapamiętywali niekiedy treść „głosu żywego”, zapisywali ją i nawet ogłaszali I potem taki elaborat drukiem. Sam Mickiewicz spotkał się z tego rodzaju poczynaniami. Antoni Edward Odyniec ogłosił jego improwizację, która miała miejsce w roku 1824 w klasztorze bazylianów, a więc dokładnie w tym samym miejscu, w którym odbywa się rozmowa Konrada z Bogiem. Nie był to na pewno orli wzlot, niemniej jednak Mickiewicz przekonał się, że tekst — jak przestrzegał | Platon — rzeczywiście umożliwia niepowołanym osobom pohańbienie myśli I poety. „Co się tycze moich poezji drukowanych zaocznie [ mowa tu o improwizacji Do Al. Chodźki ], pierwszy raz ujrzałem je w Charkowie, z niemałym gniewem Nie chciałem nigdy wierzyć — pisał do Antoniego Edwarda Odyńca — abyś zrobił takie dzieciństwo — ową bazgraninę do Chodźki — błahą i śmieszni) nawet, gdzie się porównywam do orła, bardzo skromnie! Mój Edwardzie-powinieneś był protestować się publicznie, że to apokryf; jakoż nie wierzę, abym-choć po winie, mógł tak nikczemne robić wiersze, jakich tam jest kilka.”9
Konrad, który korzysta dość często z doświadczeń Mickiewicza, postanowił więc zabezpieczyć się przed odbiorcą w sposób ostateczny. Wygłosił improwizację bez słuchaczy. Nikt nie przeniesie jego „żywego głosu” „w przyszłe wieki”. Nikt nie usłyszy tego, co teraz będzie mówił w celi więziennej. Powstanie tekstu będzie niemożliwe. Wypływa to nie tylko z pogardy dla ludzi. Ryzykując popadnięcie w sprzeczność z samym sobą — z Prologu bowiem wiemy, że poetą Polaków chciał pozostać za wszelką cenę — dla bardzo ważnych celów Konrad decyduje się na radykalne wyeliminowanie odbiorcy. Jest to posunięcie, które umożliwi mu — jak zobaczymy — zrealizowanie głównego zadania: „zbadanie Boga”. Ten cel wymaga pozbycia się jakichkolwiek słuchaczy i Konrad czyni to w niezwykłym uniesieniu. Platon uważał, iż „żywy głos”, w przeciwieństwie do „mowy pisanej”, która jest tylko marą myśli, zasiewa w duszach słuchaczy ziarno myśli autentycznie życiodajnej. Konrad bez wahania rezygnuje również z roli platońskiego siewcy.
Słowo poetyckie Konrada znalazło się w ten sposób poza komunikacją ziemską. Nie przekaże ono żadnemu człowiekowi jakiejkolwiek myśli poety. Nie będzie pełnić funkcji informacyjnej, ponieważ nie zostanie ukierunkowane na ziemskiego odbiorcę, ani jako „żywy głos”, ani jako tekst. Stanie się słowem samym dla siebie, słowem-istotą, nie zbrukanym przez funkcję. Słowem godnym Boga. Konrad o tym wie i na tym mu właśnie zależy.
Konradowska teoria słowa poetyckiego jest tworem zaiste oryginalnym. Romantycy traktowali wszechświat jako coś w rodzaju języka. Kosmos był dla nich słowem, napisem, w niektórych wypadkach hieroglifem.10 Saint--Martin, nauczyciel wielu romantyków, zwłaszcza francuskich, twierdził zresztą, że wszystko jest językiem i wszystko jest słowem, znajdującym się w ścisłych związkach z „niewidzialnymi obszarami”. Każdy byt stworzony jest słowem języka nieskończoności”. Większość co prawda uważała, iż człowiek w stanie upadku nie potrafi zrozumieć tych znaków, emblematów i tego języka, którym przemawia do nas kosmos. Ale żaden romantyk nie upierał się, że ułomnością tą dotknięty jest poeta. Jeśli pogrąży się w samotności, poeta zrozumie mowę wszechświata. Chcąc skomunikować się z Bytem, powinien pozostać sam. Poeta dla romantyków był więc jedynym człowiekiem, który potrafi czytać świat. Dla Konrada natomiast poeta jest jedynym człowiekiem, który' potrafi rozmawiać z Bogiem. Z jednej więc strony mamy pasywnego czytelnika, z drugiej zaś aktywnego rozmówcę. Ale warunkiem tej rozmowy jest odcięcie słowa poety od jakiejkolwiek ziemskiej funkcji informacyjnej. Słowo Konrada musi