60 SŁOWIAŃSZCZYZNA, SZALEŃSTWO I ŚMIERĆ
kursu, zerwania, jakiego dokonał Słowacki. W jednej z projektowanych i zarzuconych przedmów do poematu podał życiorys domniemanego autora Króla-Ducha, Jozafata Dumanowskiego, zdradzającego wyraźne pokrewieństwa z samym Słowackim (zresztą babka poety nazywała się z domu Dumanowska). Ów Dumanowski był poetą, pogrążonym w egzaltacjach i wizjach. Dokuczano mu nieco w bogatym domu właściciela wioski, w którym przebywał. Obrażany i wyszydzany, „wkrótce [...] z czu-makami zabrawszy się — w podróż — dom opuścił — i naśladując Chodakowskiego — szedł po dawnych ukraińskich kurhanach... odgrzebywaniem pamiątek i powieści zatrudniony”. Udał się więc w podróż inicjacyjną, dokładnie imitując Zoriana. „Około roku 1838 — pisał dalej Słowacki — wrócił do matki wynędzniały — schorowany — odmieniony zupełnie na twarzy — dotknięty już wyraźnie chorobą umysłu”. Tu przypomnijmy, że o Zorianie w tamtej epoce mówiono „Chodakowski wariat”. Dokonuje się mistyczne ogołocenie. Dumanowski umiera przedwcześnie — podobnie jak Chodakowski. Pozostawione przez niego, a pisane na cmentarzu już po powrocie z tajemniczej podróży poemata nacechowane mają być bezładem oraz niepoprawnością stylu, tłumaczącą się przez dzikość niwy, na której wyrastały. „Wszystko to zmięszane razem i pożarte [...] a potem jakby z jednego ducha poety wyrzucone, zadziwiło”36.
Opis pozostawionych utworów Dumanowskiego w sposób zdumiewający odpowiada relacji Franciszka Malewskiego, który w liście z 1827 roku informował Joachima Lelewela o stanie puścizny rękopiśmiennej, pozostałej po Chodakowskim: „rozpierzchłe notaty, najwięcej jeograficzne, są dziś jak liście, z których chyba podobne tobie, Joachimie, Sybille coś odgadną”39. Już sama stylistyka tego ustępu świadczy o niezwyczajności rękopisów po Chodakowskim — rozrzucone liście, które
może rozszyfrować tylko wieszczka. Lecz Słowacki posunął się jeszcze dalej, wykorzystując topos zjedzenia pisma. Opis jego wskazuje na to, że Dumanowski-Cho-dakowski-sobowtór Słowackiego dokonuje — przez pożarcie i wyrzucenie z siebie — zniszczenia dotychczasowego języka i utworzenia nowej jego faktury. Dzieje się to na uboczu dominujących tendencji epoki40. Towarzyszyć temu procesowi muszą szaleństwo i śmierć. Projekt objaśniania — tak często pojawiającego się wówczas — „odnalezionego i wydawanego manuskryptu”, tym razem Dumanowskiego — Słowacki zarzucił. Ale w tekście Króla-Ducha pojawił się wędrowny śpiewak, żebrak-rapsod Zorian, „duch wiekuisty pieśni”, słowiański gęślarz Polski przedchrześcijańskiej. Z ziarna tej pieśni wyrasta cały poemat41.
Na cmentarzach
W tymże roku 1818, w którym Zorian Dołęga Chodakowski wystąpił z rozprawą, czytaną przez młodzież „jako porywający poemat” (według świadectwa K.W. Wójcickiego42), Kazimierz Brodziński w znamienitym studium krytycznym O klasyczności i romantyczności tudzież o duchu poezji polskiej usiłował wznieść zaporę. Przed czym? Przed rebelią śmierci nadchodzącą z Niemiec. Śmierć i wszystko, co się z nią łączyło, cała kraina przerażającej cudowności „z tamtego brzegu”, to jakby jeszcze jedna kontrkultura romantyczna — ten Taran Prawdy, za pomocą którego romantycy chcieli wstrząsnąć posadami kultury klasycy stycznej. Brodziński, jak i inni przedstawiciele estetyki pojednania, mógł uznać w kulturze na przykład: śmierć na polu bitwy, śmierć ojca familii w otoczeniu rodziny albo śmierć jako me-sjanistyczną metamorfozę zbiorowości. Romantycy natomiast wówczas zmierzali do odrzucenia przyjętych ry-