- Tak też twierdzą filozofowie - dodała. - Skądże więc ta pewność, że rozpozna mnie pan?
- Podejmę to ryzyko. Na próżno dodaje pani sobie powagi lat. Figura panią zdradza.
- A jednak całe lata minęły od chwili, gdy widziałam pana ostatni raz, a właściwie od chwili, gdy pan mnie ostatni raz zobaczył. Zresztą proszę spojrzeć: oto Millarca, moja córka. Nie mogę więc uchodzić za młodą, nawet w oczach tych, których czas nauczył względności ocen. Nie chcę, by porównywał mnie pan dziś ze mną taką, jaką pan pamięta. Cóż zresztą da mi pan w zamian? Nie ma pan przecież maski!
- Apeluję więc do twej litości, pani! Zdejm maskę!
- A ja do pańskiej. Pozwól mi ją zachować.
- Proszę więc przynajmniej zdradzić, kim pani jest, Niemką czy Francuzką? Oboma językami włada pani równie biegle.
- A jednak i tego panu nie zdradzę, generale. Atakuje pan znienacka, szukając słabego punktu.
- Nie zaprzeczy pani wszakże, iż zaszczycony rozmową powinienem przynajmniej wiedzieć, jak się do pani zwracać. Czy mam panią tytułować hrabiną?
Roześmiała się. Bez wątpienia zbyłaby mnie kolejnym wybiegiem, gdyby... ale przecież w rozmowie tej wszystko - o czym jestem dziś przekonany - ukartowane zostało z góry z niebywałym sprytem, toteż trudno przypuszczać, by cokolwiek stać się mogło przez przypadek.
- Jeśli już o tym mowa... - zaczęła, ale jej wywód został w pół słowa przerwany pojawieniem się odzianego w czerń mężczyzny. Wyglądał nad wyraz wytwornie i dystyngowanie, raziła tylko jego trupio blada twarz, jakiej nigdy nie widziałem, chyba u zmarłych. Nie miał kostiumu, był w zwykłym czarnym stroju wieczorowym; skłoniwszy się dwornie z niezwykłym uszanowaniem, rzekł z wielką powagą:
- Czy pozwoli mi pani, hrabino, bym zamienił z nią kilka słów, które, jak sądzę, zainteresują panią?
Dama śpiesznie zwróciła się ku niemu, kładąc na ustach palec gestem nakazującym milczenie.
- Musi pan na mnie poczekać, generale - rzekła. - Zaraz wrócę, zamienię tylko kilka słów.
Rzuciwszy mi wesoło to polecenie, odeszła o parę kroków z mężczyzną w czerni; przez chwilę rozmawiali, z wielkim, jak się zdawało, przejęciem, po czym oddalili się z wolna i zginęli mi z oczu w tłumie.
Zostałem sam i dalej łamałem sobie głowę, kim mogła być owa dama, tak życzliwie wspominająca moją z nią znajomość. Pomyślałem, czyby nie przyłączyć się do