miało większy negatywny bilans zamknięcia w księdze głównej niż dzieci, które mogłyby wydać na świat.
Niestety, ten sam pogląd wywołuje mniej pożądane implikacje: sprawia, że jest złe, jeżeli inne warunki pozostaną niezmienne, urodzenie dziecka, które będzie ogólnie bardzo szczęśliwe i będzie w stanie usatysfakcjonować większość swoich preferencji, ale będzie miało wciąż jakieś preferencje nieusatysfakcjonowane. Jeśli bowiem stworzenie każdej preferencji jest długiem, który zostaje skreślony tylko wtedy, gdy pragnienie jest zaspokojone, nawet najlepsze życie, wzięte samo w sobie, zostawi mały dług w księdze głównej. Ponieważ każdy z nas ma jakieś niezaspokojone pragnienia, można wyciągnąć wniosek, że byłoby lepiej, gdyby nikt z nas się nie urodził. Model moralnej księgi głównej, tworzenia i satysfakcjonowania preferencji nie jest więc w stanie sobie z tym poradzić. Można go utrzymać przez dodanie zastrzeżenia, które ustala pewien określony poziom satysfakcji preferencji, poniżej zupełnej satysfakcji, jako minimum dla przezwyciężenia negatywnego wpisu dokonanego przez stworzenie istoty z nieusatysfakcjonowanymi preferencjami. Może to być poziom, na którym rozważane życie przestaje być warte istnienia z perspektywy osoby prowadzącej to życie. Takie rozwiązanie wydaje się trochę ad hoc, ale dałoby się włączyć w możliwą do przyjęcia wersję utylitaryzmu preferencji.
Inną możliwościąjest zapożyczenie modelu z Szekspira, który mówi o „niepewnym rejsie życia” i widzi życie samoświadomych istot jako trudne i niepewne podróże w różnych stadiach, w których różne ilości nadziei i pragnień, jak też czasu i wysiłku, zostały zainwestowane po to, by osiągnąć dane cele czy miejsca. Załóżmy, że myślę o wybraniu się do Nepalu i dojściu do klasztoru Thyangboche u podnóża Mount Everestu. Uwielbiam wysokie góry i wiem, że będę cieszył się pobytem w Himalajach po raz pierwszy. Jeśli niedługo po powzięciu zamiaru takiej podróży napotkam przeszkody nie do pokonania - np. nepalski rząd zabroni turystyki, uznając ją za szkodliwą dla środowiska - będę naturalnie nieco przygaszony. Ale moje rozczarowanie będzie niczym w porównaniu z tym, co by było, gdybym załatwił już sobie urlop w pracy, być może też kupił bilet do Katmandu, którego nie można zwrócić, czy nawet pokonał część drogi, zanim zostałbym odwiedziony od osiągnięcia celu. Decyzję o niewydaniu dziecka na świat można, podobnie, porównać właśnie do nieodbycia podróży, ale to jeszcze nie jest tak bardzo złe, jako że podróżnik nie zdążył zrobić planów ani ustalić celów. Stopniowo, gdy cele są wyznaczone, choćby w zarysie, i sporo zostało zrobione, by zwiększyć prawdopodobieństwo ich osiągnięcia, zło doprowadzenia podróży do przedwczesnego końca rośnie. U schyłku życia, kiedy większość planów, które mogły być zrealizowane, została urzeczywistniona lub jest nieprawdopodobna do wykonania, utrata życia może znowu być mniejszą tragedią, niż byłaby we wcześniejszym stadium.
Wielką zaletą modelu życia jako „podróży” jest to, że może on wyjaśnić, dlaczego istoty, które mogą ująć własną przyszłą egzystencję i zainwestowały w swą życiową podróż, nie są zastępowalne; a jednocześnie dlaczego jest złem sprawić, by zaistniała nieszczęśliwa istota. To jakby wysłać istotę w podróż, w której jest jej przeznaczone rozczarowanie i frustracja. Zgodnie z tym modelem można także wyjaśnić, dlaczego dwie kobiety z przykładu podanego przez Parfita robią źle, i to w takim samym stopniu: obie niepotrzebnie wysyłają podróżników z mniejszą ilością perspektyw pomyślnej podróży niż inni możliwi podróżnicy. Dzieci kobiet mogą być potraktowane jako zastępowalne, zanim rozpocznie się podróż, ale to nie wymaga od nas utrzymywania, że jest obowiązkiem wydać na świat więcej dzieci, a co dopiero uznania ludzi za zastępowalnych, gdy podróż życia już się zaczęła.
Oba te modele: zmodyfikowany moralnej księgi głównej i życiajako podróży, to metafory i nie powinny być brane zbyt dosłownie. W najlepszym razie sugerują sposoby myślenia o tym, kiedy istoty mogą być uważane za zastępowalne, a kiedy nie mogą. Jak wskazałem w przedmowie, są to sfery, w których w pełni satysfakcjonujące odpowiedzi trzeba dopiero znaleźć.
Powinienem na zakończenie rozważań o zabijaniu nieświadomych istot podkreślić, że przyjąć pogląd, iż niesamoświadome istoty są zastępowalne, nie znaczy powiedzieć, że ich interesy się nie liczą. Mam nadzieję, iż z rozdziału 3 tej książki jasno wynika, że ich interesy się liczą. Dopóty odczuwające istoty są świadome, mają interes w doświadczaniu tak dużo przyjemności i tak mało bólu, jak to możliwe. Odczuwanie wystarcza, by umiejscowić istotę w sferze równego rozważania interesów; ale to nie znaczy, że istota ma osobisty interes w kontynuowaniu życia.
131