Faktorze teatru, o jego miejscu w kulturze. Nie ukrywam, te mnie się celowo pielęgnowana fazowość wydaje cenna jako jeden z czynników umacniających ciągloM w budowaniu kultury, rodzaj transmisji przekazującej mądrość jednych pokoleń następnym.
Wszelako i to zjawisko traktuję jako jedną z wielu możliwości, tak jak to czynię w sprawie artyzmu.
Z pewnym wahaniem przyjąłem Pani list.
Na początku pisze Pani, że poza różnicami poglądów ważne jeszcze bywają w dyskusjach naukowych reakcje emocjonalne, mianowicie dlatego, te w praktyce nie da się ich uniknąć. Nasza korespondencja let mole takie reakcje wywołać. Weźmy — pisze Pani - to wszystko, co w naszych listach dotyczy związków teatru ze sztuką słowa. W porównaniu z dawniejszymi ujęciami mój wykład jest na pewno bardziej zawiły, a tego akurat ludzie nie lubią. Umysł ludzki dąży do przyswajania sobie prostych prawd.
Przeglądając moje listy znajduje Pani protesty przeciw dwojakim przeświadczeniom, równic ostre. Napisałem do Pani, te nie ma wysokiej kultury teatralnej bez zastosowania w teatrze ludzkiej mowy. Ale napisałem również, że samo korzystanie z dobrodziejstw ludzkiej mowy nie rozstrzyga o przynależności jakiegoś zjawiska; nie wszystko, co ma na sobie ślad artystycznego modelowania słów, musi być przez to samo literaturą. A więc alternatywa „albo literatura, albo teatr" nie ma pokrycia w rzeczywistości. A w każdym razie nie wykazuje większej użyteczności w odniesieniu do historii.
Otóż Pani zdaniem ludzie nie zgodzą się na podważenie takiej alternatywy, bowiem w obliczu delikatnych zagadnień właśnie z ulgą witają sprowadzenie wszystkiego do dwóch rozwiązań, i to rozwiązań znanych sobie także z nazwy, po
czym powinno nastąpić całkowito rozgromienie jednego z nich. Szukanie trzeciego wyjścia bywa w takich sytuacjach traktowane jako rodzaj nietaktu. A wszystko, co oboje napijaliśmy w naszych listach przez tyle lat - twierdzi Pani — jest właśnie szukaniem trzeciego wyjścia.
7. tym zgadzam się całkowicie. Nasza korespondencja była rzeczywiście szukaniem trzeciego wyjścia wynikłym z przeświadczenia, ie alternatywa przyjmowana w badaniach jako punkt wyjścia - niewzruszenie słuszny! - okazała się fałszywa.
W nauce istnieje coś takiego jak postęp badań. A postęp badań nad teatrem wymaga właśnie w tej chwili przezwyciężenia dawnych nawykdw myślowych.
Czy się to dokona, to inna sprawa. Pani odnosi się do takiej ewentualności z rezerwą, jak widzę. Tak zresztą, jak i do naszych czytelników.
W tej sprawie mam dwie uwagi.
Po pierwsze: prawdą jest, że odpowiadając na Pani pytania atakowałem - jako równie błędne moim zdaniem - aż dwie orientacje. Powinno to, logicznie rzecz biorąc, podwoić liczbę moich przeciwników. Nic musi tak jednak wcale być. Życie nie stosuje się do praw logiki. Dzisiaj poglądy, które poza czepiałem, cieszą się powodzeniem, czasem nawet bywają traktowane jako pewniki, ale jutro mogą pójść w kąt. W naszych czasach poglądy środowisk naukowych zmieniają się bardzo często.
Po drugie: odpowiadanie na Pani listy było dla mnie łatwiejsze od napisania zwyczajnego wykładu. Dzięki temu ułatwieniu ta książka w ogóle mogła powstać. Ale tez w wyniku tego ma wady, których zwyczajny wykład może by nie miał. Sarn widzę, ile się rzeczy w niej chwieje i ilu brak, czasem dlatego, że o czymś nie pamiętałem, albo nie mogłem pomieścić. Albo z powodu mojej niewiedzy, przed którą Panią ostrzegałem od razu w pierwszym liście. A więc zamiast z góry wymyślać czytelnikom za to, że czegoś nie zrozumieją, raczej ich powinienem przeprosić za to, że w sprawach aż tak ważnych wypowiadam się w sposób tak ułatwiony. Na moje usprawiedliwienie mogę powiedzieć, że w sprawie naprawdę ważnej każdy
261