44 Tragizm «Konrada Wallenroda»
Poeta nie cieniował tej postaci, nie wyposażył jej w takie cechy psychiczne, które mogły ulegać zmianom, rozwojowi. Zdaje się więc nie nasuwać wątpliwości przekonanie, że mamy tu do czynienia nie z żywym człowiekiem, ale z wyobrażeniem „postaci kierowniczej”, z określoną wcieloną ideą, z symbolem jakichś sił, które decydują o przebiegu akcji. Trzeba tu podkreślić fakt, że Halban, który w czasie uczty przełamał wahania mistrza krzyżackiego i unaocznił mu dawne zobowiązanie, wcześniej wielokrotnie siłą swego spojrzenia powstrzymuje wybuchy Wallenroda, kiedy „wydawał rozkazy, straszliwie groził”, słowem, zrywał się do przedwczesnego czynu. Do sceny tej, jak wynika z korespondencji, Mickiewicz przywiązywał szczególną wagę.
A więc jeden i ten sam człowiek, czy jedna i ta sama siła podsunęła pomysł sposobu walki z wrogiem, dopomogła do wybrania odpowiedniego momentu, wstrzymując przed zbyt wczesną akcją, w ostatecznej chwili pchnęła do czynu, a kiedy nadeszła chwila zagłady — nie wytrąciła z ręki Wallenroda naczynia z trucizną. Czy jest to owo „przeznaczenie”, o którym mowa była w przytoczonym liście Mickiewicza? Można w tym duchu odczytać symboliczną rolę Halbana. Ale nie jest to metafizyczne „fatum”, lecz ponadosobowa siła tradycji i bezwzględna racja zbiorowości, wola ginącego ludu, przechodząca ponad tragedią jednostki.
Rola wątku Aldony w tym centralnym przebiegu akcji była już niejednokrotnie rozważana. Proces przeciwko Aldonie, wszczęty przez Mochnackiego, trwa do dnia dzisiejszego. Dla Mochnackiego wątek Aldony rozbijał jednolitość portretu bohatera, „rozsentymentalniał” tego, który podjął heroiczną decyzję i winien ją realizować bez wahań. Było to zresztą zupełnie zrozumiałe. Mochnacki walczył o monolit bohatera rewolucji, a wszelkie skazy i ślady słabości pragnął usunąć z całą bezwzględnością. Myśl Mochnackiego podchwycili inni krytycy, widząc we wprowadzeniu sentymentalnych rozmów z Aldoną załamanie charakterystyki bohatera. Adam Bełcikowski dowodził więc, że z tego powodu charakter Konrada rozpadł się na „dwie połowy zupełnie sobie obce i odrębne”. 76 Dostrzegał on w tym dewaloryzację, odjęcie wielkości człowiekowi, który nosi się ze zbrodniczymi zamiarami. Podobnie Juliusz Turczyński stwierdził naruszenie wzniosłego tragizmu bohatera: „Po wielkich scenach zaprowadził nas autor w jakąś sferę melodramatu.” 77
Sądów takich wypowiedziano bardzo wiele. Przeciwstawił się im trafnie pierwszy Wojciech Cybulski. Zwrócił on uwagę na to, że Mochnacki, formułując pogląd jednoznacznie negatywny, niedostatecznie wyróżnił
70 A. Bełcikowski, Konrad Wallenrod, Kraków 1870, s. 28.
77 J. Turczyński, Rozbiór dziel Adama Mickiewicza, Lwów 1872, z. II, s. 37—38.