118 Praca, konsumpcjonizm i nowi ubodzy
im się rosnąca liczba polityków w innych zamożnych krajach (w tym w Wielkiej Brytanii). Jak stwierdzają Handler i Hasenfeld na temat WIN (kryptonim amerykańskiego programu welfare-to-work):
Od powstania WIN i poprzez jego zagmatwaną historię retoryka usprawiedliwiająca WIN w niewielkim stopniu odnosiła się do jego faktycznego oddziaływania. Wszystkie dostępne świadectwa wskazują na to, że program ten miał fatalne skutki [...]. Programy te pokutują w różnych formach, pomimo przytłaczających historycznych dowodów, że zasadniczo nie udawało im się w żaden zauważalny sposób zredukować liczby osób korzystających z zasiłku ani poprawić ekonomicznej samowystarczalności ubogich. Przyczyny ich trwania nie mogą zatem leżeć w ich zbawiennych skutkach dla ubogich i dla systemu zasiłków, lecz raczej w ich widocznej użyteczności dla nieubogich4*.
Niechęć, prawdziwa czy domniemana, współczesnych ubogich korzystających z zasiłku do włączenia się w „produktywny wysiłek'' w żaden sposób nie hamuje wzrostu produktywności. Współczesne korporacje do wzrostu sw oich zysków nie potrzebują większej liczby pracowników, a gdyby nawet icłi potrzebowały, z łatwością mogą znaleźć ich gdzie indziej i na lepszych warunkach niż na miejscu, nawet jeśli prowadzi to do dalszego ubożenia miejscowej biedoty. Ostatecznie przecież, według najnowszego Raportu o Rozwoju Ludzkości (Humań Development Report) Organizacji Narodów Zjednoczonych. 1 300 000 000 ludzi na świecie żyje obecnie za jednego dolara lub mniej dziennie; wedle tych standardów-, nawet 100 000 000 ludzi żyjących poniżej granicy ubóstwa na zamożnym Zachodzie, w ojczyźnie etyki pracy, ma przed sobą długą drogę do przejścia.
13 J F. Handler, Y. Hasenfeld, The Morał Construction ofPoverty, London 1991, ss. 139, I96n. Według autorów, w 1971 roku program WIN objął 2 700 000 osób, lecz faktycznie tylko 1J 8 000 wzięło udział w kursach, a spośród nich jedynie 20% utrzymało pracę przez przynajmniej trzy miesiące. Średnia płaca wyniosła 2S za godzinę (s. 141).
Jednak w świecie wielkich korporacji „postęp" to dziś przede wszystkim „redukcja”, podczas gdy „postęp technologiczny” oznacza zastąpienie żywej siły roboczej elektronicznym oprogramowaniem. To, że potępianie odbiorców zasiłków za ich niechęć do pracy - a w konsekwencji założenie, że zarobiliby na swoje utrzymanie, gdyby tylko otrząsnęli się z apatii i nawyków zależności - jest obecnie obłudne, udowadnia sposób, w jaki Giełda Papierów Wartościowych, ów- mimowolnie szczery rzecznik korporacyjnych interesów, reaguje na fluktuacje zatrudnienia. Gdy w danym kraju wskaźniki bezrobocia rosną, giełda nie wykazuje najmniejszych przejawów lęku, nie mówiąc nawet o panice; na wiadomość, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że zatrudnienie nie będzie wzrastać, giełda reaguje entuzjastycznie. Informację, że od czerwca do lipca 1996 roku liczba nowych wakatów w Stanach Zjednoczonych zmniejszyła się, a zatem wzrósł odsetek ludzi oficjalnie pozostających bez pracy, odnotowano pod tytułem „Dane na temat zatrudnienia cieszą Wall Street” (w jeden dzień Dow Jones zdobył 70 punktów/9. Wartość udziałów w gigantycznym konglomeracie AT&T wzrosła dramatycznie tego samego dnia, gdy jego menadżerowie ogłosili likwidację 40 000 miejsc pracy50 - zjawisko to powtarza się niemal codziennie na wszystkich giełdach papierów wartościowych na całym świecie.
Osiadła siła robocza kontra „koczowniczy" kapitał
Robert Reich51 sugerował, żc na rynku pracy można obecnie znaleźć czteiy kategorie pracowników. Pierwsza to „manipulatorzy symbolami** - wynalazcy, twórcy reklam, promotorzy i handlarze, idei. Drudzy, głównie edukatorzy wszystkich obszarów i poziomów,
*’ „Internationa! Herald Tribunc”, 3-4 sierpnia 1996.
:oC. Julicn, Vers le ckoc social, „Le Monde Diplomatięuc", wrzesień 2996. 5ł R. Reich, The Work of iWations, New York 1991.