zbyt rozległe”15. Webster nazwał zasadę większościową „koncepcją, która jest tak samo powszechnie uznawana jak każda prawda intuicyjna”16 i widział w niej jedną z naturalnych idei, na równi poważanych. Ludzie ci nie znali żadnej zasady, która nie zawdzięczałaby swego autorytetu metafizyce lub religii. Dickinson uważał, że rząd i jego misja „wypływają z natury człowieka, to znaczy z woli jego stwórcy [...] i dlatego są święte. Niewywiązanie się z tej misji jest więc uchybieniem niebu”17.
W zasadzie większościowej jako takiej nie upatrywano oczywiście gwarancji sprawiedliwości. „Większość - stwierdza John Adams18 - uzyskała nieodwołalnie i bez wyjątku przewagę nad prawami mniejszości”. Prawa te - i wszystkie inne podstawowe zasady - uchodziły za prawdy intuicyjne. Przejmowano je - bezpośrednio lub pośrednio - z tradycji filozoficznej, która w owym czasie odznaczała się jeszcze żywotnością. Ich religijne i mitologiczne korzenie tkwią głęboko w historii zachodnioeuropejskiego myślenia; stąd czerpały one „dostojeństwo”, o którym wspomina Dickinson.
Takie dziedzictwo jest dla rozumu subiektywnego bezużyteczne. Demaskuj e on prawdę j ako zwyczaj i w ten sposób odbiera jej duchowy autorytet. Pozbawiona racjonalnych podstaw zasada większościowa nabrała dziś całkowicie irracjonalnego charakteru. Wszelkie idee filozoficzne, etyczne i polityczne - utraciwszy więź z historycznym źródłem - łatwo stają się zarzewiem nowej mitologii, co jest jednym z powodów, dla których postępy oświecenia na określonym etapie obracają się w zabobon i obłęd. Zasada większościowa w formie powszechnych opinii o wszystkim i o każdym - artykułowanych we wszelkiego rodzaju głosowaniach przy wykorzystaniu nowoczesnych technik komunikacji - stała się suwerenną mocą, przed którą myślenie musi się ugiąć. Jest ona nowym bóstwem, lecz nie w rozumieniu heroldów wielkich rewolucji, którzy traktowali w ten sposób
15 „An exammation into the leading principles of the federal constitution...”, w: P.L. Ford (red.), Pamphlets on the Constitution of the United States, Brooklyn, N.Y. 1888, s. 45.
16 Tamże, s. 30.
17 Letters ofFabius, tamże, s. 181.
18 Cytat pochodzi z: Ch. Beard, Economic Origins of Jeffersonian Democracy, Mac-Millan Company, New York 1915, s. 305.
zdolność stawienia oporu panującej niesprawiedliwości; przeciwnie -jako zdolność tłumienia wszelkich tendencji opozycyjnych. Im bardziej ludzkie osądy podlegają manipulacji różnego rodzaju interesów, tym usilniej rekomenduje się większość jako arbitra w życiu publicznym. Ma ona za zadanie usprawiedliwiać surogaty kultury we wszystkich branżach łącznie z nastawionymi na zwodzenie mas wytworami sztuki i literatury ludowej. W im większym stopniu naukowa propaganda robi z opinii publicznej zwykłe narzędzie ciemnych mocy, tym gorliwiej opinia publiczna podaje się za zamiennik rozumu. Ten pozorny triumf postępu demokracji marnotrawi duchową substancję, która zapewniała demokracji żywotność.
Nie tylko główne pojęcia teorii moralnej i polityki, jak wolność, równość czy sprawiedliwość, lecz także wszelkie specyficzne cele we wszystkich dziedzinach życia zostały dotknięte rzeczonym roz-dźwiękiem między ludzkimi dążeniami i możliwościami, a ideą prawdy obiektywnej. Zgodnie z powszechnie stosowanymi kryteriami, dobrzy artyści wcale nie lepiej służą prawdzie niż dobrzy strażnicy więzienni albo bankierzy czy też służące. Jeśli spróbujemy oponować, twierdząc, że zawód artysty jest szlachetniejszy, w odpowiedzi usłyszymy, że spór jest bezsensowny; albowiem o ile przydatność dwóch służących można porównywać, biorąc pod uwagę ich schludność, uczciwość, zręczność itd., to nie sposób porównywać służącej i artysty. Wnikliwa analiza pokazałaby jednak, że w nowoczesnym społeczeństwie implicite istnieje miara sztuki, jak również pracy niewykwalifikowanej, mianowicie czas; dobro bowiem - w sensie specyficznego rezultatu pracy - jest funkcją czasu.
Równie bezsensowne wydaje się nazywanie określonego sposobu życia, religii czy filozofii lepszymi, wyższymi czy prawdziwszymi niż inne. Ponieważ cele nie sąjuż określane w świetle rozumu, nie można też powiedzieć, że jakiś system - polityczny lub ekonomiczny - jest mniej rozumny niż inny, niezależnie od tego, jak bardzo pozostaje okrutny czy despotyczny. Dla rozumu sformalizowanego despotyzm, okrucieństwo, ucisk nie są same w sobie złe; żadna rozumna instancja nie zaaprobuje negatywnego osądu dyktatury, jeśli jej przedstawiciele mieliby szansę odnieść dzięki niej korzyści. Zwroty w rodzaju „godność człowieka” albo implikują dialektyczny proces rozwojowy, w ramach którego idea boskiego prawa