"
W Bazyliszka było przytulnie, uroczo, dostatnio. Ema-
nacja luksusu, którego pozbawione są nasze ulice, nasze
domy. Anna była miła Bardzo miła. Trudno było poznać. że jest, kim jest. Miała tyle dopowiedzenia o sztuce, kulturze, polityce O wszystkim. Była jakaś taka promienna. Przy całej jej śniadości, jakby rozjaśniona od wewnątrz. Nie można jej było nazwać piękną. Zbyt ostre rysy, trochę zadarty nos, ale oczy nieprawdopodobne. Naprawdę czarne. Jak węgielki, albo jak moja skórzana kurtka. W kształcie migdała. I nad nimi cienkie. nieregularne łukowate brwi, jak na średniowiecznych obrazach. Włosy gęste ostrzyżone bardzo krótko z podgolonym karkiem, tak jak strzygą się punki. Nie przyszłoby mi do głowy, że mogłoby być w takiej fryzurze do twarzy kobiecie. Przepraszam, lesbijce.
I figura. To było coś, czego można jej było pozazdrościć. Plaski brzuch, długie nogi i małe okrągłe piersi. I jeszcze sposób bycia. Pewność siebie zmieszana z łagodnością. Erudycja ze skromnością. Elegancja ze swobodą. Do tego poczucie humoru. Chciałoby się mieć taką przyjaciółkę. Szkoda, że jest lesbijką.
W następną sobotę poszliśmy do jazz Klubu. Potem do teatru. W końcu Karol zaproponował kolację u mas. Przygotowałam ją starannie. Kaczka z jabłkami na grzankach. Tort makowy. Odpowiednio dobrane wino. Chciałam zrobić Ani przyjemność.
Rzeczywiście cieszyła się jak dziecko, oblizując krem z palców.
— Zupełnie nie umiem gotować, piec, szyć, robić na drutach, nie mówiąc już o haftowaniu — śmiała się serdecznie.
. — A co umiesz — zastawił na nią pułapkę Karol.
— Bardzo dużo ciekawych rzeczy — niespodziewanie dla siebie samej wzięłam ją w obronę, nie zastanawiając się, że zabrzmiało to dwuznacznie.
— Jesteś urocza — Anna nagle spoważniała i przyjrzała mi się z uwagą-. Pierwszy raz, odkąd ją poznałam.-powiedziała mi komplement. Nie spodziewałam się, że mnie to ucieszy.
Jeśli Karot liczy! na coś. a liczy! na pewno —gorzko
nic pocałowała mnie w policzek.
— Oho — powiedział Karol po cowieczornej dawce
miłości — chyba nasza Ania ostrzy sobie na ci<?bie pa-
— Wiesz, to chyba nieprawda, co mi o niej (.powiadałeś. Jest taka miła.
Popatrzył na mnie uważnie.
Następnego dnia Anna zadzwoniła do mnie do pracy. Nie szukała żadnych pretekstów. Po prostu zapytała, czy nie mam ochoty się z nią spotkać.
— Bez Karola? — zapytałam głupio.
— Ależ weź go ze sobą, jeśli chcesz.
Nie wziąłam. Byłyśmy w kinie na francuskim filmie o milości.Caly czas trzymałam dłoń na poręczy krzesła. Nie mogła tego nie zauważyć.
Zaczęłyśmy razem chodzić po sklepach, do kawiarni, do fryzjera. Spotykaliśmy się też we trójkę. Karol zaczął się niecierpliwić. Czułam to wyraźnie. A ja? Ja byłam ciekawa i świetnie się bawiłam. Anna była zabawna i interesująca. Kiedyś w Łazienkach pogłaskała mnie po karku. Dłoń miała małą lecz silną. Suchą i miękką. Oblizałam wargi. To nie było nic wielkiego. Jakiś dreszcz.
— Jestem ciekawa jak mieszkasz — powiedziałam i rzeczywiście byłam.
W tym mieszkaniu była cała-Anna. Jeden pokój ascetyczny. Biurko do pracy, kręcone krzesełko. Półki z książkami. Jakaś upiornie twarda kanapka przykryta skórą dzika. Przeciągnęła po niej ręką.
— Lubię rzeczy szorstkie w dotyku.
— Czy koniecznie muszą być szorstkie — zapytałam świadoma własnej prowokacji.