246
Prawda la dobrze jest znana stronnictwom politycznym.
Gdzie tylko mogą. starają się więc sprzeciwiać większości. Twierdzą na przykład, że prawdziwa większość to ludzie, którzy powstrzymali się od głosu. Jeżeli zaś i tutaj chcą jej zaprzeczyć, utrzymują, że prawdziwa większość to ci. którzy nie mają praw wyborczych.
W Stanach Zjednoczonych prócz niewolników, służby domowej i ubogich utrzymywanych przez gminy wszyscy są wyborcami, a więc pośrednio współtworzą prawa. Dlatego ci, którzy chcą podważyć prawo, muszą dokonać jawnego wyboru między dwoma sposobami działania: muszą albo zmienić wolę narodu, albo ją zdeptać.
Prawo amerykańskie zawdzięcza swą siłę jeszcze jednemu, bardziej bezpośrednio działającemu i potężnemu czynnikowi - mianowicie w Stanach Zjednoczonych każdy jest w jakiś sposób osobiście zainteresowany w powszechnym posłuszeństwie wobec prawa, ponieważ każdy człowiek. który dziś nie zalicza się do większości, jutro może znaleźć się w jej szcreguch i niebawem będzie miał okazję wymagać dla swej prawodawczej woli tego samego szacunku, który żywi obecnie dla woli aktualnego prawodawcy. Niezależnie od tego. jak trudne do zniesienia byłoby prawo, mieszkańcy Stanów Zjednoczonych poddają mu się bez oporu, nic tylko jako dziełu większości, lecz również jako własnemu dziełu: pojmują je jako wynik pewnej umowy, do której dobrowolnie przystąpili.
W Stanach Zjednoczonych nie widać więc tego wielkiego i wrzaskliwego tłumu ludzi, którzy traktując prawo jako naturalnego wroga, boją się go i są wobec mego podejrzliwi. Wprost przeciwnie - trudno nie zauważyć, że wszystkie warstwy społeczeństwa okazują prawu zaufanie i żywią dla niego coś w rodzaju ojcowskiego uczucia.
Nie mam jednak racji, mówiąc „wszystkie warstwy". Ponieważ europejska hierarchia praw jest w Ameryce odwrócona, bogaci znajdują się w tej samej sytuacji co biedni w Europie i oni właśnie często nie dowierzają prawu. Mówiłem już o tym, że prawdziwym osiągnięciem demokratycznej formy rządzenia nie jest, jak się czasem sądzi, ochrona interesów wszystkich ludzi, lecz ochrona interesów możliwie największej liczby ludzi. W Stanach Zjednoczonych rządzą biedni, zatem bogaci mogą zawsze się obawiać, że władza zostanie nadużyta przeciwko nim.
Takie nastawienie ludzi bogatych może stać się przyczyną milczącego niezadowolenia, które jednak nie zakłóca życia społecznego w sposób gwałtowny, bowiem ta sama przyczyna, która nie pozwala bogatemu zaufać prawodawcy, nie pozwala mu także przeciwstawić się jego zarządzeniom. Człowiek bogaty nie tworzy praw. ponieważ jest bogaty, i ze względu na swoje bogactwo nic ośmiela się także ich gwałcić. W krajach cywilizowanych buntują się w zasadzie tylko ci, którzy nie mają nic do stracenia. Prawa demokratyczne, nie zawsze będąc godnymi poszanowania, są prawie zawsze szanowane. Dzieje się tak. ponieważ ci, którzy zazwyczaj przeciwstawiają się prawom, muszą być posłuszni temu prawu, które sami stworzyli i z którego korzystają, natomiast ci, którzy mogliby być zainteresowani w utrąceniu niektórych praw, mają taki charakter i taką pozycję społeczną, że dobrowolnie poddają się każdej woli prawodawcy. Zresztą w Ameryce lud nie tylko dlatego jest posłuszny prawom, że są one jego własnym dziełem, lecz także dlatego, że może je zmienić, jeśli naruszają jego interesy. Lud podporządkowuje się prawom jako złu, które sam sobie narzucił, ale również jako złu, które jest przejściowe.
Ożywienie, jakie panuje w życiu politycznym Stanów Zjednoczonych, oraz jego wpływ na społeczeństwo
Gdy opuszczamy kraj, w którym panuje wolność, udając się do innego, w którym wolności nie ma, uderza nas niezwykły kontrast, tam wszystko było ruchliwe i ożywione - tutaj wydaje się spokojne i nieruchome. W kraju, który opuściliśmy, wszystko zmierza do ulepszenia i postępu. Tutaj zaś odnosimy wrażenie, że społeczeństwo, osiągnąwszy już wszelkie dobra, pragnie jedynie odpoczywać i cieszyć się nimi. Tymczasem kraj, który wykazuje tyle niepokoju i ożywienia, jest za-sudniczo bogatszy i lepiej funkcjonuje od tego, który wydaje się zadowolony ze swego losu. Porównując je, trudno pojąć, jak to jest, że w pierwszym pojawia się nieustannie tyle nowych potrzeb, a w drugim tak niewiele.
Spostrzeżenie to odnosi się do krajów, w których panuje wolność, i to zarówno do tych, które zachowały ustrój monarchiczny, jak i do tych. w których panuje arystokracja, wszelako jest jeszcze bardziej trafne w odniesieniu do republik demokratycznych. Tutaj nie mamy już do czynienia z jakąś częścią narodu, która stara się poprawić sytuację społeczeństwa: zadanie to przyjmuje na siebie cały naród. Chodzi nie o to, by zaspokoić potrzeby i zapewnić wygody jednej warstwy, ale wszystkich jednocześnie.