dla obcych przybyszów jest tu niebo wiecznie pogodne i błękitne, świeża zieleń pól i gajów, tuż obok szarej, bezgranicznej przestrzeni skwarnych pustyń. Niespodzianką są tu zbytkowne pałace obok nędznych lepianek, miasta błyszczące modnym przepychem, i. bok gruzów starożytnych i ruin, kurzawą wieków okrytych.
Niespodzianką jednak największą dla turysty, przybywającego do Egiptu po raz pierwszy, jest widok Aleksandryi, tego miasta, z którem tyle historycznych łączymy wspomnień. Spodziewamy się ujrzeć gród starożytny, pełen pomników dawnej sławy, zabudowany na sposób wschodni, a oto na piaszczy-stem, plaskiem wybrzeżu afrykańskiem ukazuje się nagle przed nami miasto błyszczące nowoczesnym przepychem, o szerokich bulwarach, marmurowych chodnikach, trzypiętrowych kamienicach i świetnych magazynach, w których liche europejskie towary po bajecznych cenach nabywać można.
Ludność aleksandryjska złożona jest zaledwie w trzeciej części z europejczyków, gdyż na 200,000 mieszkańców liczy ich tylko 60,000, a jednak wpływ ich tak jest przeważny, iż całe miasto europejską dziś przybrało postać. Ale też przyznać trzeba, iż Grecy, Żydzi i Lewantyni, którzy są głównemi przedstawicielami tej europejskiej kolonii, nadzwyczaj są czynni i do wszelkich przedsiębiorstw skorzy; cały handel przeszedł dziś w ich ręce, gdyż Arabom nie-tylko wrodzone lenistwo, ale sama ich religia staje się przeszkodą do postępu.
Wspomnieliśmy o Lewantynach, wytlómaczyć muszę czytelnikom tę nazwę. Lewantynami nazywamy tu na Wschodzie ludność narodowości mieszanej, jeśli np. ojciec z Syryi, matka z Wioch lub Francyi pochodzi, lub leż ojciec Francuz, matka Arabka i naodwrót. Mieszane te małżeństwa wyrobiły w tutejszem towarzystwie osobną niejako ka-rtę. Lewantyni są zwyklę sprytni; wykształcenie ich ję-dnak, nabyte w szkołach tutejszych, lub w czasie krótkiego pobytu w europejskich zakładach, jest najczęściej bardzo powierzchowne. Niektórych zasad, które u nas tworzą podstawę wychowania, brak Le-wantynom zupełnie. Nie mogą oni np. pojąć przywiązania do rodzinnego kraju, gdyż będąc obcymi przybyszami, w przybranej ojczyźnie' szukają tylko łatwego zysku i szybkiej fortuny. Gdy jednej z pań aleksandryjskich opowiadałam, jak silnem jest u mieszkańców Północy, a szczególniej u Słowian, przywiązanie do ziemi rodzinnej, zapytała mnie zdziwiona: „Qu’est-ce que c’est qu’un teł amour? Est-ce la terre au les hommes, que Vous aimez?“ nie mogąc zrozumieć tych węzłów tysiąca, tej wspólności uczuć, myśli, zwyczajów, które nas wiążą z krajem ojczystym. Próżność, zamiłowanie zbytku, przepychu, złota, oto główne rysy charakteru Lewantynów. Po-wiedziećby można, iż dziwnym kaprysem natury ludzkiej połączyli oni w sobie nie zalety, ale przywa • ry wszystkich narodów, od których pochodzą: przebiegłość Ormian, fałsz Greków z chciwością błyszczenia Francuzów i zarozumiałością Włochów. Do sztuk pięknych, do starożytnych pamiątek nie mają oni najmniejszczego zamiłowania, nawet Grecy dzisiejsi zaparli się w tern dawnych swych tradycyj. Aleksandryę można dziś nazwać wielką giełdą, w której mężczyźni bawełną i cukrem, a kobiety wdziękiem handlują.
O starożytne pomniki i ruiny nikt się tu nie troszczy. Nie umiano mi nawet wskazać, w której stronie miasta miałam szukać tych gruzów, powie dziano mi tylko, że najpiękniejsze bryły granitu i kapitele dawnych kolum służą dziś aleksandryjczykom do wznoszenia tam i grobli nad morzem, inne znów zalane zostały wodą, gdyż wybrzeże zmieniło o wiele dawną swą postać.
Aby odnaleźć szczątki starożytnego miasta, mu-giałam porzucić karty dawnych książek i przejrzeć