68
ostygnąłem pomału w żądaniach moich, co chociaż postrzegała ta najszacowniejsza kobieta, wszelako widząc mnie ubogim, na dzień imienin moich darowała mi 5,000 zfp. i ten od niej dar miałem w życiu jedyny, chociaż potem przy królu i między pierwszemu osobami w kraju żyjąc, na łaskę każdego zasługiwałem. Za te pieniądze zaraz trzymać wioskę zacząłem i przy ciężkiej pracy przez lat 30, rękoma nawet własnemi na chleb robiąc (bo ci jedni prawdziwi przyjaciele najszczerzej wesprą), przyszedłem na starość do chleba, którego nie do zbytku, ale do sytości używam. Trzymając pierwszą wioskę od Mro-zowickich, Wierzbowice zwaną, Bielski, łowczy, zawsze jednako lubiący mnie, kazał uważać moje gospodarstwo komisarzowi swojemu, blizko mieszkającemu; kiedy w następnej jesieni do niego przyjechałem, śmiał się, żem z książki gospodarował, bo mnie komisarz jego czytającego książkę przy kosiarzach w polu widział. Ja się odwołałem do samego komisarza, że siano moje sucho zebrane i popłatniejsze było, niżeli Bielskiego, ale zacząwszy gospodarować, od chłopów, grunt swój najbliżej mających, naukę brałem w czasie orania, siejby, samokosów. Tak w kilku leciech na kilku dzierżawach pracując, do 1000 dukatów przypędziłem, kiedy ostatnią wioskę od Bielskiego w kordonie cesarskim Dobrowody trzymałem, a potem do Polski przeniosłem się. W czasie różnych dzierżaw moich poznałem się z domem Dzieduszyckich, Koziebrodzkich (od którego wioskę trzymałem); Potockich, starostów sokolnickich; Puzynów, starostów upitskich, wszystkich ludzi poczciwych; od Koziebrodzkiego, starosty olchowickiego, trzymając wioskę Żabokruki, który, mnie, jak syna swego lubił, pokochaliśmy się z córką jego Franciszką, która, mając sto kilkadziesiąt tysięcy posagu, już ża młodego Puzynę, mającego obszerną majętność, była zaręczoną. Panna nielubiąca narzeczonego swego kawalera, dala mi poznać, abym ją wy-
kradł, co pewnie udałoby się, i za wstawieniem się z mojej strony ludzi zacniejszych ojca panny przeprosić możnaby było.—Ale kiedy on mnie kochał jak syna, kiedy mi wioskę po przyjacielsku wypuścił, kiedy mi z córką bawić się z zaufaniem dniami i nocami nie bronił, jakże mógłbym go w. zaufaniu jego zawodzić, calem życiem wstydzić się przed ludźmi o czarny postępek mój? Poszła ona potem za tego panicza i była nieszczęśliwą, a Koziebrodzki wkrótce z mojej niewinnej przyczyny umarł. Na święty Marcin, w dzień imienia jego, miał wiele gości, między którymi i ja byłem, lubił on czasem pić dobrze, ale ja nie mogłem, tylko zachęcać umiałem; kiedy do czterech godzin u obiadu bawimy, gospodarz wodę przetrzymawszy, wyszedł po czasie na dwór, a niemo-gąc jej zbyć się, hajdukom, którzy go wyprowadzili, jak pijany bez rozmysłu położyć się twarzą ku ziemi kazał, ażeby tak od dołu oziębiwszy się, zbył się ciężaru, a był mróz dobry na święty Marcin, paraliż naruszył niższe części i po kilku niedzielach umierać musiał, zawsze mi w chorobie swojej wymawiając, żem zachęcaniem mojem do picia obfitszego choroby jego przyczyną był.
Na końcu dzierżaw moich w Galicyi Żabokruki trzymając, zdziwiłem się, że chłopi tamtejsi mieli także swoją mitologią. Raz z jednym z nich saneczkami przejeżdżając o ćwierć mili od wsi, obaczywszy przy drodze kamień, jak slup jaki, do czterech łokci, a wysokości może do dziesięciu mający, pytałem mego wieśniaka, coby znaczył ten kamień, a on mi odpowie: przed wiekami matka z córką pracowała na tej łące i kiedy matka najpilniej robi, córka często sobie folgując, napominania matki nie słuchała; matka rozgniewana przeklina ją, ażeby się w kamień obróciła, i oto, mówi dalej wieśniak, taż sama nieposłuszna córka w kamień się zaraz obróciła i tu przy drodze stoi.—Nie śmiałem się z baśni tej błędnego wywmdu, kiedy tak użyteczny cel miała. Ale