96
■wpływ, jaki ksiądz Stolarczyk wywierał na swych zakopiańskich parafjan, był zbawienny i dodatni pod wieloma względami. Dość powiedzieć, że gdy w chwili objęcia przezeń parafji była w calem Zakopanem tylko jedna kobieta stara, co umiała czytać, w dwadzieścia lat później całe młode pokolenie „modliło się na książce1 2, a bardzo wielu umiało nietylko czytać, ale i pisać. Tępiąc różne zastarzałe nałogi góralskie, ksiądz Stolarczyk nietylko wpływał na ogładę i umoralnienie okolicznego ludu, nietylko oduczał pijaństwa, bijatyk i hulanek karczemnych, ale dbał o zachowanie czystości języka góralskiego, którym sam władał wybornie \ szczególny nacisk kładąc na to, by górale, przybywający z wojska austrjackiego, germanizmami nie zakażali mowy ojczystej. Dzięki wpływowi księdza, Stolarczyka, który to wpływ rozszerzał się zarówno z kazalnicy, jak z konfesjonału, jak z osobistych przyjaznych stosunków z ludem, bardzo wielu górali, dotychczas nie wylewających za kołnierz, „ślubowali2 nie brać więcej wódki do ust.
Słynne były kazania księdza Stolarczyka. Wygłaszane w gwarze góralskiej, zupełnie dostosowane do poziomu umysłowego i sposobu myślenia górali, nacechowane zdrowym chłopskim rozumem, a pełne prostoty, mówione po prostu, bez żadnego retorycznego patosu, były to arcydzieła w swoim rodzaju, tembardziej, że wymowny kaznodzieja, doskonale znający psychikę Podhalan, jeszcze pozatem był podszyty poetą, i to utalentowanym; tak, że bardzo często, w porównaniach zwłaszcza, w tern, co mówił z małej ambony, w której jego olbrzymia postać wydawała się tern większą, nie brakło prawdziwie poetycznego polotu. Pamiętam np. jedno kazanie, w którem między innemi mówił o niespo-żytości Kościoła katolickiego. Kościół ten — prawił — różne przechodził koleje, a zdarzały się nawet chwile, w których jego blask i chwała ulegały jakby zaćmieniu i upadkowi, chwile, w których wielu już zaczynało wątpić o nim, w których zdawało się niejednemu, że już ma się mu pod koniec. Ale to było złudzenie. Bo tak samo, jak te nasze ukochane Tatry, gdy przyjdzie czas słoty i niepogody, giną we mgłach i chmurach, tak, że czasem przez dłuższy czas nie widać ich zupełnie, i możnaby myśleć, iż znikły z powierzchni ziemi, iż się zapadły niepowrotnie, a gdy wreszcie wiatr rozpędzi mgły i słońce wyjrzy z za chmur, odrazu wszystkie szczyty znów, jak przedtem, wspaniale rysują się na błękitnem niebie, dumne, śliczne, jak malowane; tak samo i Kościół katolicki, choć zdarzały się takie chwile dziejowe, iż go całkiem nie było widać po przez mgły zepsucia i upadku, raptem, gdy znów zabłysło słońce wiary i pobożności, ukazywał się w całej pełni swego boskiego majestatu i posłannictwa. Oczywiście, iż podobne porównanie łatwo wrażało się w mózgi górali, a tem samem rozjaśniało ich pojęcia i wyobrażenia. Bo księdzu Stolarczykowi chodziło przedewszystkiem o to, ażeby być zrozumianym przez swych parafjan, ażeby trafić do ich naiwnych i prymitywnych form myślenia. W tym celu uciekając się do porównań, często w zupełnie homeryckim rodzaju, nie gardził też i takiemi, które całkiem poważnie brane przez górali, na inteligentnym słuchaczu niekiedy robiły wrażenie komiczne, humorystyczne, tak, iż mimowoli wywoływały uśmiech na usta, a przynajmniej należało panować nad sobą, żeby się nie uśmiechnąć zbyt widocznie, coby niewątpliwie oburzyło przejęte audytorjum góralskie. Pamiętam np. kazanie, w którem ks. Stolarczyk mówił o djable i różnych sposobach, których się chwyta ten nieprzyjaciel Pana Jezusa, by ludzi wieść na pokuszenie, by ich sprowadzać z prostej drogi cnoty i obowiązków, a wieść na bezdroża złych uczynków i występków. Bo djabeł, gdy z aniołami walczy o duszę ludzką, na którą czyha, jak strzelec na kozicę, jak orzeł na młode jagnięta, nieraz ma wcale niełatwie zadanie,
7
Legendowe postacie zabopiadtkie
Urodzony w Wysokiej pod Jordanowem, ks. Stolarczyk był ró
wnież podhalaninem. Wykształcenie odebrał w Podolińcu u 00. Pijarów.