112
ilustruje również wybornie prąd powietrza, zawartego w ulicznym gruncie i dążącego w kierunku mieszkalnego domu. Wypadek ten nadto wskazuje, że prąd może być nieraz skierowany wyłącznie do pewnego określonego lokalu, a nawet do jednego tylko, wpośród innych położonego, pokoju.
Przed kilkunastu laty na probostwie, w pewnem bawarskiem miasteczku, mieszkało kilku księży w sąsiadujących z sobą pokojach parterowych. Pewnego poranku jeden z księży nie zjawił się w kościele dla odprawienia zwykłej mszy, posłano więc po niego do mieszkania i znaleziono go leżącego na łóżku bez zmysłów. Wezwany lekarz nie zawahał się ani chwili-w postawieniu dyagnozy i zadecydował, że jest to tyfus, który wówczas grasował w mieście. Do pielęgnowania chorego sprowadzono natychmiast dozorcę i siostrę miłosierdzia; oboje jednak już po kilku godzinach przebywania przy chorym dostali tych samych objawów, tak, że zemdlonych, musiano niezwłocznie wynieść z pokoju. Przypuszczano, że i oni musieli się zarazić tyfusem od księdza, a ponieważ stan tego ostatniego był coraz gorszy, zawezwano więc telegraficznie jego rodziców, aby mogli jeszcze zobaczyć syna przed śmiercią, do której go już przygotowano.
Smutna wiadomość o ciężkiej chorobie ulubionego księdza rozeszła się szybko po miasteczku. Pewna właścicielka domu zajezdnego, niewstrzymana zakazem lekarza, ani obawą zarażenia się tyfusem, dostała się do mieszkania księdza, aby go módz pożegnać na wieki. Kiedy weszła do pokoju chorego, zawołała natychmiast: „Tu czuć gaz! Doskonale znam ten zapach!” Odpowiedziano jej, że to niemożliwe, ponieważ na probostwie niema wcale ani oświetlenia gazowego, ani rur przewodnich. Zauważono, że zapach jakiś oczuwali już i inni, lecz, że pochodzi on w części od chorego, a w części z położonego w pobliżu ustępu.
Ale roztropna kobieta posiadała zbyt dużo zdrowego rozsądku, aby się dać w błąd wprowadzić. Pomimo, że ksiądz bredził, jak w gorączce, pootwierała natychmiast wszystkie drzwi i okna. Chory zaczął przychodzić zaraz do przytomności. Energiczna kobiecina, nie zważając na protest lekarza, który utrzymywał, że chory jest umierający i że przenosić go niepodobna, zarządziła niezwłoczne przewiezienie księdza do swego hotelu.
Zmiana miejsca okazała się w skutkach znakomitą. Ksiądz, przeniesiony do świeżego powietrza, już po upływie pół godziny zupełnie przyszedł do siebie i ani chciał wierzyć, że dopiero co przechodził tyfus. Tego samego jeszcze dnia miał wyborny apetyt i wrócił zupełnie do zdrowia.
Na probostwie tymczasem wietrzono przez noc całą pokój księdza, aby straszliwe wyziewy .tyfusowe usunąć. Ale tu nastąpiła rzecz zgoła nieoczekiwana. Następnej nocy zapadł na zdrowiu sąsiad księdza, przy tych samych zupełnie, co i ten, objawach. Lekarz widział w tern tylko oczywiste potwierdzenie postawionej przez Siebie dyagnozy zaraźliwego tyfusu— wczoraj zachorował ksiądz, dozorca, siostra miłosier-dza, dziś znów drugi ksiądz — wszyscy najwyraźniej pozakażali się jedni od drugich.
Ale właścicielka hotelu tymczasem dała znać do gazowni, rozkopano zmarzniętą ziemię na ulicy i w odległości 20-tu stóp od fundamentów probostwa znaleziono szparę w rurze, którędy gaz się wydobywał. Z chwilą zreperowania rury ustała też epidemia tyfusowa na probostwie.
Zachodzi teraz pytanie, dlaczego cala ilość gazu wtargnęła najpierw do mieszkania księdza, który zachorował pierwszy, a dopiero następnej nocy dostała się do sąsiedniego pokoju? Otóż przyczyna tego dziwnego na pozór zjawiska była taka: Pierwszy ksiądz
8
Biblioteka T, 157.