100
a znając trochę język lapoński, pragnął być naszym tłómaczem.
Nie będę się tu rozpisywał o zwyczajach tego ludu, które opisywano tylokrotnie.
Lapończycy są bardzo sympatyczni, towarzyscy i łagodni. Dla uczczenia nas kazali zgonić swoje trzody reniferów w ilości 400 do 500 sztuk, które się pasły w oddali na górach; naczelnik Lapończyków, zaopatrzony w lunetę, używając jej zręcznie, śledzi pochód tego wielkiego stada, prowadzonego tylko przez dwoje dzieci i kilka psów.
Widać z daleka na stoku góry gromadę tych zwierząt, podobną do posuwającego się mrowiska, które się ku nam przybliża. Na pół godziny zniknęło nam z oczu za pagórkiem, a potem ujrzeliśmy je na jakie sto metrów przed nami wśród krzaków. Stado się zbliża; rogi reniferów olbrzymich rozmiarów krzyżują się, poruszają i plączą w krzakach, poruszanych tą zbitą i szeleszczącą masą, rzekłbyś, że cały las jest w pochodzie.
Ogrodzone miejsce przeznaczone jest dla nich, chodzi o to, by je wprowadzić w ogrodzenie; w tym celu jeden z Lapończyków zbliża się do trzody i zarzuca na jednego renifera lasso tak zręcznie, jak strzelec z Pampasu; następnie wciąga go do środka, wstrząsając przytem dzwonkiem. Skutek jest nadzwyczaj ciekawy, uwaga wszystkich zwierząt zwraca się na pojmanego, za którym postępują w oddali, krok za krokiem, z wahaniem, jakby pod wpływem siły zaczarowanej. Tym sposobem cała gromada wchodzi do środka, poczem zamykają bramę.
Schwytanego renifra - przewodnika puszczają
wówczas swobodnie, a w calem stadzie zapanowywa wielkie ożywienie; kilkanaście z tych zwierząt wychodzi na wzgórek w środku ogrodzonego placu, gdzie zmuszone są pozostać, ponieważ wszystkie inne otaczają je dokoła, kręcąc się w kółko. Maneż ten trwał przeszło pół godziny; tymczasem Lapończycy, uzbrojeni w lasso, schwytali kilka samic, by je wydoić, a następnie całe stado wypuszczono na wolność; renifery rozbiegły się po zrębie, wdrapały się szybko na góry i wkrótce znikły nam z oczu.
Kupujemy parę przedmiotów od tych krajowców, którzy są bardzo uczciwi w interesach, choć bardzo przemyślni, umieją bowiem wyciągnąć korzyść ze wszystkiego, żądają nawet zapłaty, gdy się ich chce fotografować, a w razie odmowy usiłują się wymknąć z pod naszych aparatów fotograficznych.
Po opuszczeniu obozu Lapończyków i powrocie nad brzeg morza, uwagę naszą zwrócił ogromny wieloryb, złożony w tem miejscu, celem rozebrania go na części. Olbrzymie to zwierzę ma 70 stóp długości; zabito je przed paru dniami na morzu Półno-cnem.
Przyjazd do Szpicberg-a.
26 maja. — Oczekujemy w porcie Tromso na wiadomości świeże, dowiezione nam przez statek Virqo, który w dwa dni po nas, 20 maja, miał wyruszyć z Gothenburga.
Przez wczorajszy dzień nasz Svens!csund zao-