181
Małżonka jego Karolina z Kaszyckich, była aniołem dobroci i poświęcenia, to też całem sercem ją ukochał poeta. Sam złamany chorobą, musiał patrzeć na powolne konanie swej żony. Co dzień więcej siły traciła, w osta tku zaległa łoże boleści, z którego już więeej nie powstała. Z poświęcenia, z miłości, taili nawzajem przed sobą cierpienia, tłumili jęki boleści. Po dwóch miesiącach, w ciągu których Magnuszewski czytał tylko dzieła lekarskie, aby śledzić postęp choroby żony, d 4 Grudnia, stracił wszelką nadzieję Już zaniemówiła, a ściskała męża za rękę, i omglonym wzrokiem żegnała. Wtedy znalazł dosyć mocy wpatrywać się w uciekające życie ukochanej żony, w blednące coraz więcej oblicze: ścigał chłód grobowy, co ciepło życia cmentarnym powiewem spędza-z ciała ^pocałunkami chciał wlać własne życie, orzeźwić konającą-a tak drogą mu istotę. Skonała — a on jak posąg rozciągnięty, ze wzrokiem błędnym i osłupiałym, leżał bezwładny. Po długiej chwili dopiero, wybuchnął rzewliwym płaczem: wyniesiono go z pokoju gdzie zwłoki żony zostawały, ale kazał się pokilkakroć przyprowadzać do nich, a za każdym razem, omglewał. Przewieziono go do Gwoźdzca miasta, do domu czcigodnych książąt Puzynów. Oboje, książę Roman, jak i jego małżonka (Dwernicka z domu), przyjaciele osobiści naszego poety i zmarłej żony, rozciągnęli nad nim rodzicielską a czułą i serdeczną opiekę. Po pogrzebie żony, złożony coraz większą niemocą, prosił aby mu nikt o literaturze nie wspominał, a sam. aż do tygodnia przed śmiercią, robił notaty i przygotowywał się do ukończenia dramatu „Kamil’'. Otoczył się pamiątkami po ukochanej żonie, a co mu robiło przyjemność, to kwiaty. Prosił o doniczkę rozkwitniętego laku i z rozkoszą napawał się jego wonią. Czuł jednakże że śmierć już się zbliża, i mówił o niej ze spokojem umysłu do swego przyjaciela Uniszewskiego, a gdy spostrzegł łzy w jego oczach, wyrzekł: „Mój Ignacy, wszak wiesz o tern dobrze, że powinnością jest każdego rozsądnego człowieka, gdy się czuje niebezpiecznym, zrobić porządek. Wstydź się tej czułości, bądź mężem i działaj rozumnie.— Czyż sądzisz że na długo się rozłączymy? O, nie ! wkrótce się połączymy na zawsze: wszak ty znasz całe moje życie; powiedz mi, czy mam za czem żałować? czyli ty, jako mój przyjaciel, możesz ubolewać nad tern, że się raz moje cierpienia kończą? Przykro mi, żem Rozbójnika Salonowego (dramat) nie skończył, bo wiesz, żem ja poeta: może się kto zdolniejszy do ukończenia znajdzie, lecz zawsze to nie moje będzie !” Kazał mu przywieść z domu swego biórko z papierami i szafkę z książkami.
„Chciałbym się, mówił dalej, moim Rozbójnikiem nacieszyć. Prac moich pomniejszych nie wydawaj, co do znaczniejszych, działaj w porozumieńiu z Augustem” (Bielowskim). Dalej, z całą przytomnością umysłu wydał przyjacielowi rozporządzenia co do załatwienia domowych i rodzinnych interessów. Prosił obecną księżnę Pnzy-ninę, ażeby zajęła się ubraniem pośmiertnem, że chce mieć jako wdowiec, grubą żałobę, i żeby go złożyli jak najbliżej zmarłej żony.
O północy przybył doktor Sławiński: chory przyjął go temi słowy: „Tyś filozof, jam poeta; nie róbmy z sobą ceremonii, prawda, że śmierć na języku już siedzi. Tyś robił co tylko było w twej mocy; przyjm podziękowanie, lecz cóż nada, gdy natura nie pomagała? Mam cię tylko prosić, byś nie męczył mnie, gdyż oni tu w domu zechcą, byś mnie sztucznie utrzymywał, a ja bym już nie chciał żadnej nocy’ przeżyć ” Nazajutrz przywiózł Uni-szewski biórko jego z papierami. Najprzód pochwycił rękopism: Rozbójnika salonowego: przepatrywał go pilnie. Różne pamiątki rozdał przyjaciołom, pierścień od dziada otrzymany, kazał doręczyć matce przybranej. Wkrótce zmęczony, złożył głowę na poduszkę i prosił, aby go przyjaciel i domownicy nie odstępywali. — „Siadajcie bliżej mnie, proszę, bo się lękam i boję czegoś, sam nie wiem czego.”— To były ostatnie słowa poety, wstrząs! się dreszczem przedśmiertnym; odtąd w gorączce wspominał o turkach, jasyrze, Wiśliczanach; mię.szal polityczne, historyczne przedmioty. Nie długo umilkł; oczy w słup stanęły, i skonał, we czwartek d. 27 Lutego 1845 roku. Zwłoki jego zaniesione na ramionach przyjaciół i wielbicieli jego talentu, spoczęły obok zmarłej żony, na cmentarzu miasta Gwoźdzca. Szczupłej i wątłej budowy ciała, umiał znosić trudy i znoje wytrwale. W każdej chwili niebezpieczeństwa, prawdziwa odwaga promieniła mu oczy, rumieniąc oblicze blade. Tak huk dział jak gromów orzeźwiał go, i jakby odradzał w sile iczerstwości. Pomnę, gdy raz na morzu Baltyckiem, schwytała nas na małym statku straszliwa burza, miotając przez dzień cały do północy. Najodważniejsi stracili serce, dreszcz przestrachu przejmował do głębi. W okropności burzy morskiej, słysząc krzyk ognisty ze śpiżowych gardzieli dział tonących okrętów, co wzywały daremnie ratunku; Magnuszewski stał oburącz trzymając się masztu, oblewany bałwanami, z wlepio-nemi spokojnie oczyma w te chmury ołowiane, pędzone z poświstem wichru, po których błyskawice strzałów ar-