134
zwierzętami, które także potrzebują roślin do życia. Nasze więc istnienie jest owarunkowane poprzedzają-cem nas innem życiem organicznem i żywności naszej nie czerpiemy już bezpośrednio z ziemi tak, jak to czynią rośliny. Pomiędzy ziemią a nami stoi zatem świat roślinny, byłoby więc właściwiej nazywać ją naszą babką, jeżeli chodzi już koniecznie o zachowanie tkliwego stosunku pokrewieństwa.
Że pomiędzy człowiekiem a rośliną jest coś bardzo blizkiego, łącznego, tego może być dowodem nie-tylko to wielkie upodobanie do liści i kwiatów, jakie każdemu z nas jest wrodzone, ale także i wiele innych jeszcze objawów. Ileż to uczuć naszych i pojęć wyrażamy jakoś najchętniej obrazami, zaczerpniętymi ze świata roślinnegol Któż zliczyć potrafi, ile pięknych porównań w potocznej mowie i w poezyi zawdzięczamy głównie roślinom!
Korzyści materyalne, jakie człowiekowi dają rośliny, bywają najrozmaitszej natury. Nie mam tu wcale zamiaru wyliczać, jakie pokarmy, jakie leki przeciw chorobom daje nam świat roślinny, celem mego odczytu jest wykazanie pożytku, który dla naszego zdrowia wypływa z hodowania roślin w pokoju i na wolnem powietrzu.
Aż do ostatnich czasów nie wiele się nad tern zastanawiano, uważano raczej, że piękne rośliny w domu, to jakby uzupełnienie do wytwornego mieszkania, wykwintnej zastawy stołowej, odzieży i innych t. p. przedmiotów, uprzyjemniających życie. Pomimo to jednak w postępowaniu naszem z roślinami kierowaliśmy się instynktem, który, jak we wszystkiem, tak i tutaj, był zawsze najlepszym doradcą. I dziś jeszcze posiadamy bardzo mało materyału naukowego, coś wszakże już w tym kierunku zrobiono, a i to zawsze wygrana, gdy ludzie zaczną nad czemś poważnie rozmyślać. W ten sposób rozszerza się widnokrąg naszej wiedzy, wszystko bowiem, do czego człowiek dąży, co już zdobył lub poznał, zanim stało sie rzeczywistością, musiało być wpierw myślą, ideałem. Ale ideały nie urzeczywistniają się nigdy całkowicie, a przynajmniej, o ile to się niekiedy zdarza, dochodzimy do nich bardzo powoli.
Mówi się o tern powszechnie, że roślinność oczyszcza nam powietrze, oraz, że odbywa się to trojaką drogą: najpierw przez to, iż rośliny pochłaniają kwas węglany, 'potem, że pod wpływem promieni słonecznych wydychają równoważną ilość tlenu w powietrze, wreszcie, że wytwarzają azot w atmosferze. Są to wszystko rzeczy ogólnie wiadome, przez fizyologów, chemików i meteorologów dostatecznie zbadane, tak, że jestem w tern przyjemnem położeniu, że nie potrzebuję o tych naturalnych procesach przekonywać moich czytelników. Natomiast mniej przyjemnem staje się moje zadanie, gdy zechcę dowieść, jaką rolę odgrywają trzy wyżej wspomniane czynniki w gospodarstwie zdrowia publicznego.
Otóż zaraz na wstępie zastrzedz się muszę, że pod tym względem żaden z tych czynników sprawdzić się nie daje. Zapewne nie jednego z bardziej oczytanych czytelników zdanie moje zadziwi, muszę więc je przedewszystkiem uzasadnić.
Jeżeli zaczniemy od kwasu węglanego, to przedewszystkiem nasuwa się pytanie, jaką zawartość tego gazu należy uważać w powietrzu za właściwą, normalną i o ile zepsute powietrze zawiera więcej kwasu węglanego od dobrego? A drugie pytanie: czy powietrze na przestrzeni pozbawionej wszelkiej roślinności zawiera więcej kwasu węglanego, niż na przestrzeni z bujną wegetacyą?
Zawartość kwasu węglanego w powietrzu oznaczano już wielokrotnie i przekonano się, że. waha się ona w dość ciasnych granicach. Zauważono, że z wyjątkiem pewnych szczególnych warunków atmosferycznych, jak np. w czasie silnej burzy lub podczas gęstej mgły, ilość kwasu węglanego wynosi zaledwie