105
bywa się z taką szybkością, że o strzelaniu, chociażby myśliwy ujrzał był byka, mowy być nie może. Zaledwie jednak rywal zniknął, taki powstał za pagórkiem łoskot i trzask, że nasz łowiec w przekonaniu, iż trochę więcej hałasu popsuć tu nic nie może, z wszystkich sił pędzi, nie bacząc na szelest pękającego pod stopami chróstu, ku wzgórzu. Oczom jego przedstawia się wspaniały widok. Obaj rywale z poplą-tanemi wieńcami mocują się, prą i pchają to naprzód to wstecz w ciągłych, nieustających zwrotach. Pozycje rogujących się byków zmieniają się błyskawicznie. Czasem oręża na moment się rozłączają, by z głośnym szczękiem znowu się zewrzeć. Myśliwy szybko przyklęknąwszy za niskim świerkiem, w zrozumiałem podnieceniu przygląda się walce. Wszystkie ruchy rywalów z taką dzieją się chyżością, że nie można poznać, który z nich ma mocniejszy wieniec. Wtem zapaśnicy wparli się w miejsce bagniste; badyle1) grzęzną w mule, na chwilę ruchy obu przeciwników jakby zastygły — stoją napozór spokojnie, oręż przy orężu, czoło przy czole, jak grupa z kamienia rzeźbiona — strzelec poznaje koronę2) w wieńcu jednego z nich — mierzy krótko, huk strzału wstrząsa powietrzem, a echo kilkakrotnie go powtarza.
Jeleń koronny, trafiony wysoko w komorę, zwalił się jak kłoda. Na moment zdawało się rywalowi jego, że to on go powalił; dumnie wznosi kark, podaje go naprzód i sposobi się do ogłoszenia walnego zwycięstwa rykiem triumfu, gdy wtem szelest podejrzany każe mu zwrócić świece3), łyżki1) i chrapy2) w stronę niskiego świerku, za którym stoi strzelec, nabijając nerwowo próżny sztucer. Ruch nieostrożny go zdradza. Jeleń pojmuje sytuację, potężnym susem sadzi przez powalonego rywala i rwie co sił do lasu. Łowiec zatrzasnął komorę sztu-cera, składa się błyskawicznie, muszka szuka celu — za późno, byk * przepadł za pagórkiem. Myśliwy biegnie ku krawędzi wzgórza, w nadziei, że go ujrzy jeszcze i celnie da ognia — daremnie — jeleń poszedł — głębiny lasu zazdrośnie bronią go przed wzrokiem ludzkim.
Mimo tego zawodu łowiec z rozpromienioną twarzą podąża ku swej zdobyczy, wśród tak osobliwych dokonanej warunków. Gdzie przed chwilą zawzięta toczyła się walka, gdzie potężnie wrzało życie, panuje teraz spokój cmentarny. — Od czasu do czasu kapią z cichym szelestem krople dżdżu z koron sosen i dębów na zwiędłych liści dywan, jakby las łzy ronił nad zgonem pupila swego. Drżącą z emocji ręką dotyka się łowiec wspaniałego wieńca, podziwia grube łodygi,
*) nogi; 2) najwyższa część wieńca z trzema odnogami; 3) oczy; 1) uszy;
) nozdrza.